XXXVIII
Mam nadzieję, że poprzedni rozdział przypadł Wam do gustu, bo, jakby nie patrzeć, wstawiłam go o 00:30, a ten skończyłam pisać o 1:19. Jeszcze nie znam Waszych opinii, ale mam nadzieję, że jeśli poprzedni rozdział Wam się spodobał, to ten przypadnie Wam do gustu jeszcze bardziej.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
"Dragonie, daj mi jeszcze dwa dni, a będę miał pełną kwotę"
Następnego dnia, kiedy Harry obudził się, od razu zauważył coś dziwnego – na parapecie okna siedziała czarna sowa, której nigdy wcześniej nie widział. Z jej postawy i sposobu, w jaki spoglądała na niego, wyczuwał, że miała list. Po krótkiej chwili zastanowienia, podszedł do okna i otworzył je, wpuszczając ptaka do środka. Sowa nie czekała ani chwili dłużej, natychmiast przesiadła się na zagłówek jego łóżka. Harry wyciągnął rękę, a sowa od razu podała mu list, po czym, niczym wystrzelona z katapulty, poderwała się i wyleciała, nie czekając na odpowiedź.
Harry rozwinął pergamin i przeczytał krótki, lakoniczny tekst:
Harry Snape
W tym samym miejscu co wczoraj
L.V.
List był krótki, ale brzmiał jednoznacznie – Voldemort czekał na niego. Harry poczuł, jak jego serce na chwilę staje, a ciało zostaje wstrzymane w napięciu. W głowie kłębiły się myśli, ale żadna z nich nie była wystarczająco konkretna, by ukoić rosnącą niepewność.
Opadł na łóżko, załamany. Myśli o wczorajszej rozmowie z Voldemortem wróciły do niego z pełną siłą – mężczyzna o twarzy przypominającej węża, jego zimny, drżący głos, a przede wszystkim te słowa... „Jestem ciekaw, Harry Snape". Każde z nich wybrzmiewało w jego głowie jak echo. Jak wiele niebezpieczeństw czaiło się w tej niepokojącej zależności?
W tym momencie usłyszał pukanie do drzwi, a zaraz potem głos ojca:
– Śniadanie za pięć minut. Widzę cię w jadalni.
Harry, wciąż wstrząśnięty listem, szybko schował go do kieszeni i spalił zaklęciem. Wstał z łóżka, starając się zapanować nad emocjami, i skierował się do jadalni.
Kiedy wszedł do pokoju, zauważył, że przy stole oprócz Severusa siedział również Abraxas.
– Witaj, ojcze. Cześć, Abrax – powiedział Harry, starając się zapanować nad emocjami, na które nie mógł już nic poradzić.
– Siadaj – rozkazał mu Severus, wyraźnie pozbawiony dobrego humoru. W jego oczach czaił się zmęczenie, ale i coś więcej – napięcie, które nie umknęło uwadze Harry'ego. Znał ojca na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś było nie tak.
Harry posłusznie usiadł przy stole, nie chcąc narazić się na kolejne reprymendy. Od razu zaczął jeść posiłek, chociaż jego myśli wciąż krążyły wokół listu i rozmowy z Voldemortem.
Abraxas spojrzał na niego z powagą, jakby chciał upewnić się, że Harry był gotowy na to, co miało nadejść.
– Harry, razem z Severusem musimy udać się na ważne spotkanie w Francji. Będzie ono trwało tydzień – powiedział spokojnie. Jego ton nie zdradzał żadnych emocji, ale Harry zauważył, że w jego głosie kryje się coś, co przypominało... niepokój?
– Masz nie rujnować domu i powtarzać materiał. Za dwa tygodnie z podróży służbowej ma wrócić Tom i ciebie, i Draco sprawdzi. I wtedy, jeśli tylko znowu nie dostaniesz się w tarapaty, wiesz co cię czeka – Severus wytknął Harry'emu.
Harry uśmiechnął się lekko, próbując rozładować napięcie.
– Tato, spokojnie. Eliksiry, obronę i zaklęcia powtarzaliśmy w zeszłym miesiącu w Serą, więc mamy opanowane. A sam douczyłem się reszty. Nie wiem, jak Draco, ale ja umiem – powiedział pewnie.
Severus spojrzał na niego badawczo, jakby chciał wyczytać w jego oczach prawdę.
– Licz, że faktycznie tyle umiesz, ile mówisz – odpowiedział twardo, nie kryjąc swojej ostrożności.
Reszta śniadania minęła im w ciszy. Harry, choć starał się jeść normalnie, nie mógł się uwolnić od myśli o nadchodzącej podróży ojca i Abraxasa. Wiedział, że za kilka dni będzie musiał stanąć twarzą w twarz z Voldemortem. Nie wiedział, co ten spotkanie przyniesie, ale wiedział, że musi być gotowy na wszystko.
Po śniadaniu Severus z Abraxasem natychmiast udali się w stronę Francji, zostawiając Harry'ego samego w domu. Harry nie marnował czasu – wiedział, co musi zrobić. Przeniósł się z domu i udał się w stronę Nokturnu, do „U Starego Grima".
Harry wszedł do baru, dostrzegając, że było tam zaledwie kilku gości. Cicho rozmawiający czarodzieje siedzieli przy stolikach, nie zwracając na niego szczególnej uwagi. Jednak jego wzrok natychmiast padł na mężczyznę, którego się obawiał. Zdecydowanie zmierzał w stronę stołu, przy którym Harry siedział poprzedniego dnia. Zanim zdążył się zastanowić, czy uciekać, chłopak poczuł, że nie ma sensu unikać tej konfrontacji. Zdecydowanym krokiem ruszył w tamtą stronę. Mężczyzna, jakby spodziewał się tej reakcji, również zbliżył się do stołu. Oboje usiedli na tych samych miejscach, a ich spojrzenia zderzyły się w milczeniu. Chwilę patrzyli na siebie, jakby mierzyli się wzrokiem, zastanawiając się, kto pierwszy przełamie ciszę.
– Dużo o tobie słyszałem – zaczął mężczyzna, jego głos był spokojny, ale pełen tajemniczości. – Ponoć jesteś dobrze obeznany z czarną magią i nie boisz się jej używać, nawet w stronę nauczycieli.
Harry poczuł, jak coś w nim zadrga, ale nie dał tego po sobie poznać. Usiadł wygodnie w fotelu, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale musiał wytrwać.
– Ten sam nauczyciel, który nimi oberwał, mnie ich uczył – odpowiedział spokojnie, starając się nie zdradzić emocji, które zaczęły się w nim kotłować.
Mężczyzna lekko uniósł brwi, jakby zaintrygowany odpowiedzią. Wyraźnie nie spodziewał się, że Harry będzie miał taką odwagę, by otwarcie przyznać się do używania czarnej magii.
– Nie wątpię w to – odpowiedział bez zmrużenia oka. – Ale z tego, co mówią, rzuciłeś Crucio z uśmiechem na twarzy.
Harry poczuł, jak serce na moment przyspiesza. Te słowa dotknęły wrażliwego punktu, ale nie zamierzał zareagować emocjonalnie. Zamilkł na chwilę, milczenie wypełniło przestrzeń pomiędzy nimi, a Harry wiedział, że mężczyzna czekał na jakąś reakcję, ale on postanowił nie udzielać odpowiedzi. Czas płynął w ciszy, a atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.
– Wiem również, że twoja różdżka wciąż posiada namiar – kontynuował mężczyzna, jego wzrok nieustannie wbijał się w Harrego. – I że wszystkie pożary, które wybuchają, są wynikiem jej działania. Używasz specjalnej różdżki.
Te słowa sprawiły, że Harry poczuł, jak w jego wnętrzu zaczyna rosnąć niepokój. Wiadomość o różdżce była nieoczekiwana, ale i tak nie mogła go zaskoczyć. Wszystko to, o czym mówił mężczyzna, brzmiało jak dokładna analiza jego działań.
– Nie wstąpię w twoje szeregi, zanim w świecie nie zobaczę, co naprawdę masz na myśli – odpowiedział chłodno, przez zęby.
Jego głos był cichy, ale zdecydowany, a w oczach pojawił się błysk, który świadczył o tym, że gotów był walczyć o swoje zasady.
Mężczyzna spojrzał na niego przez chwilę, jego twarz pozostała nieprzenikniona, ale po chwili pojawił się na niej lekki, szyderczy uśmiech.
– Nie chcę, żebyś wstępował w moje szeregi – odpowiedział spokojnie, jakby to wcale nie było ważne. – Nie to jest moim celem.
Harry zmarszczył brwi. Zaskoczenie przepełniło go na moment. Jeśli nie chodziło mu o to, to czego zatem mężczyzna chciał? To pytanie krążyło w jego głowie, ale nie zdążył go zadać.
– To czego więc chcesz? – zapytał, nie kryjąc ciekawości. Jego głos był bardziej wyważony, ale nie dał się ukryć, że wciąż nie rozumiał intencji tego mężczyzny.
Mężczyzna nachylił się nieco w stronę Harrego. Jego oczy błyszczały w mrocznym świetle baru, a jego głos stał się bardziej intymny, jakby skrywający jakąś głębszą myśl.
– Poznać ciebie – odpowiedział cicho, z wyraźnym naciskiem na każde słowo.
Harry poczuł, jak coś ściska go w środku. Te słowa były nieoczekiwane, a ich prawdziwe znaczenie nadal wymykało się zrozumieniu. Wzrok mężczyzny był przenikliwy, ale nie zdradzał żadnych intencji. Harry nie wiedział, co o tym myśleć. Był zaniepokojony, ale również zaintrygowany. To nie była zwykła rozmowa, to była rozmowa, która mogła zaważyć na wszystkim. Czuł, że stał na krawędzi czegoś, co mogło go zmienić.
Wiedział, że ta rozmowa nie była tylko o czarnej magii, o jego różdżce, czy o przeszłości. To było o kimś, kto chciał go poznać, ale nie wiedział jeszcze, co z tym zrobić. Zaczynał rozumieć, że może to być początek czegoś, czego nie był gotowy zrozumieć, ale musiał podjąć decyzję.
Harry wciągnął powietrze, starając się zachować spokój, mimo że serce biło mu szybciej. To, co mówił mężczyzna, było zarówno intrygujące, jak i przerażające. Słowa "poznać ciebie" wisiały w powietrzu, pełne niejasnych intencji. Oczy mężczyzny, przeszywające go na wskroś, nie zdradzały niczego, co mogłoby naprowadzić Harrego na odpowiedź. Cała rozmowa wydawała się być jedną wielką zagadką, a on nie miał pojęcia, czy powinien czuć się zagrożony, czy może to była szansa, którą trzeba było wykorzystać.
– Poznać mnie? – zapytał Harry, z trudem powstrzymując niepewność w głosie. – Czego tak naprawdę ode mnie chcesz?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, jakby spodziewał się takiej reakcji. Uśmiech ten był raczej pełen irytacji niż sympatii, jakby wiedział, że Harry będzie musiał przejść przez ten moment niezrozumienia, zanim dostrzegłby większy obraz.
– Nie tylko ciebie – odpowiedział po chwili. – Chcę poznać twoje granice, twoje pragnienia, twoje możliwości. Chcę wiedzieć, czy jesteś gotów na to, co nadchodzi.
Harry wstrzymał oddech. Słowa te brzmiały jak zapowiedź czegoś nieuchronnego, jakby mężczyzna wiedział, co czeka na niego w przyszłości. To, co mówił, sugerowało, że Harry będzie musiał podjąć decyzję, której skutki będą miały wpływ na całe jego życie.
– "Co nadchodzi"? – zapytał niepewnie, czując, jak napięcie w jego ciele rośnie. – Co masz na myśli?
Mężczyzna nachylił się nieco bardziej w jego stronę, a jego oczy zaświeciły się złowrogo. Wyglądało na to, że chciał, aby Harry naprawdę zrozumiał wagę tych słów.
– To, co nadchodzi, to wybór – powiedział, jakby ważył każde słowo. – Wybór, który nie pozwala na powroty. Czasami musisz zdecydować, po której stronie stoisz, zanim to, co nieuchronne, cię dopadnie. A potem nie będzie odwrotu.
Harry poczuł dreszcz, który przeszedł mu po plecach. To, co mówił mężczyzna, nie brzmiało jak zwykła groźba, ale jak ostrzeżenie. Jakby miał w sobie coś, czego Harry jeszcze nie rozumiał, ale co wkrótce miało się stać jasne.
– Więc oczekujesz, że będę musiał wybierać? – zapytał, starając się utrzymać zimną krew. – A co, jeśli nie będę chciał dokonać żadnego wyboru?
Mężczyzna uśmiechnął się szczerze, jakby Harry właśnie powiedział coś, co miało dla niego ogromne znaczenie. Oczywiście, mógł się spodziewać takiej odpowiedzi.
– Wybór jest zawsze twoim – odpowiedział spokojnie. – Ale brak wyboru też jest wyborem. Niezdecydowanie to też decyzja. Zastanów się dobrze, Harry. Bo kiedy przyjdzie moment, w którym będziesz musiał wybrać, nie będzie już czasu na wahanie.
Harry poczuł, jak myśli zaczynają się mieszać. Co takiego czekało na niego, co sprawiało, że ten mężczyzna tak bardzo go obserwował? Czego on od niego oczekiwał? Mimo że nie rozumiał pełni sytuacji, czuł, że coś wielkiego zbliża się nieubłaganie.
Mężczyzna wyprostował się, zerkając na niego z wyraźnym zainteresowaniem.
– Wiesz, co ja widzę, Harry? – zapytał, przerywając chwilową ciszę. – Widzę kogoś, kto nie boi się stawić czoła swojej przyszłości. Kogoś, kto będzie gotów na to, co nadchodzi. Ale czy to wystarczy? Zobaczymy.
Harry poczuł, jak serce bije mu szybciej, a oddech staje się cięższy. Czuł, że ta rozmowa to tylko początek czegoś, co miało zmienić jego życie. Mężczyzna, ten tajemniczy człowiek, który zdawał się wiedzieć o nim więcej niż ktokolwiek inny, sprawiał wrażenie, jakby miał klucz do jakiejś większej układanki, której Harry nie mógł jeszcze pojąć.
– Więc co teraz? – zapytał, gotów do odpowiedzi, choć wciąż pełen wątpliwości.
Mężczyzna wstał z krzesła, poprawił swój płaszcz i uśmiechnął się delikatnie.
– Teraz? – powiedział, opuszczając wzrok na Harrego z wyraźną pewnością siebie. – Teraz zaczynamy. Zobaczymy, czy masz odwagę, by stawić czoła temu, co nadchodzi.
Harry poczuł, jak świat wokół niego staje się mroczniejszy, jakby otoczenie zaczęło przygasać. Zanim zdążył zareagować, mężczyzna zniknął w tłumie, zostawiając go w ciszy i zamyśleniu.
Harry wiedział, że ta rozmowa nie była przypadkowa. Coś wielkiego nadchodziło, a on musiał zdecydować, jaką drogą podąży.
Harry, czując niepokój narastający w piersi, postanowił jak najszybciej opuścić to miejsce. Zdecydował się na szybki krok w stronę ulicy Pokątnej, gdzie planował odwiedzić księgarnię Esy i Foresy, by zakupić kilka książek o eliksirach, które mogłyby mu pomóc w nauce. Jednak zanim wyszedł z Nokturnu, zbliżył się do jednej z innych księgarni. To była mała, zapomniana przez wielu księgarnia z książkami o czarnej magii, a mimo to postanowił ją odwiedzić. Chciał uzupełnić swoją wiedzę na temat zakazanych sztuk. W kieszeni miał wystarczająco dużo galeonów, by pozwolić sobie na tę książkę, której szukał od dłuższego czasu.
Po zakupach ruszył do Esy i Foresy, gdzie, jak zawsze, panował tłok. Z każdej strony rozbrzmiewały rozmowy młodych czarodziejów, którzy wybierali książki o różnych dziedzinach magii – od najbardziej popularnych, po te mniej znane, często zawierające niebezpieczne i zapomniane zaklęcia. Harry nie zwrócił uwagi na nieznajomych, bo jego celem był dział z książkami o eliksirach. Od razu skierował się w tę stronę. Jego palce przejechały po grzbietach książek, aż zatrzymał się przy trzech, które od razu przykuły jego uwagę. Były to książki o zaawansowanych technikach tworzenia eliksirów, które mogłyby okazać się pomocne w jego przyszłych eksperymentach. Zdecydował się na nie bez wahania.
Po zakupie książek Harry opuścił księgarnię i ruszył w stronę kawiarni, której odwiedzenie stało się już swego rodzaju rytuałem. Ta mała kawiarnia na ulicy Pokątnej była wciąż dość nieznana, więc nie musiał martwić się o tłumy. Zdecydował się na herbatę i dwa ciasta – sernik i szarlotkę – jego ulubione przysmaki, które miały sprawić, że choć na chwilę poczuje się odprężony. Czasami taka drobna przyjemność była wszystkim, czego potrzebował, by oderwać się od myśli o czarnej magii, eliksirach i wszystkich problemach, które ciągle go otaczały.
W kawiarni było cicho, a atmosferę wypełniał delikatny zapach świeżo parzonej herbaty i ciast. Harry usiadł przy najdalej położonym stoliku, rozkładając przed sobą książki. Zatonął w lekturze, nie zauważając, że jego zamówienie już od dłuższego czasu stoi na stoliku obok. Zatonął w zaklęciach i przepisach, które z dnia na dzień stawały się coraz bardziej fascynujące i niebezpieczne.
Minęła godzina, zanim zdał sobie sprawę, że wciąż nie dotknął swoich ciast, a herbata już wystygła. Cieszył się jednak, że kawiarnia miała czar, który utrzymywał napój w odpowiedniej temperaturze. Z uśmiechem sięgnął po filiżankę, popijając herbatę i zajadając ciasta, ale po chwili poczuł coś, czego nie mógł zignorować – spojrzenia, które czuł na sobie.
Był obserwowany. Serce zaczęło mu bić szybciej. Rozejrzał się wokół, wciąż starając się zachować spokój. I wtedy ich zobaczył – kilku mężczyzn, ubranych w ciemne szaty, którzy z ukrycia wpatrywali się w niego. Ich twarze były znajome. Byli to śmierciożercy, których Harry już nieraz widział w Nokturnie, gdy zaopatrywał się w różne rzeczy. Ich obecność w tej kawiarni nie była przypadkowa.
Znów poczuł nieprzyjemne napięcie, ale starał się nie dać po sobie poznać, że dostrzegł ich obecność. Jego umysł zaczął pracować na pełnych obrotach. Musiał wymyślić coś szybko, zanim za późno. Ucieczka była jednym z wyjść, ale w tej sytuacji nie miał pewności, czy uda mu się uniknąć konfrontacji. Jedno było pewne – śmierciożercy nie byli tu przypadkowo. A jeśli to oni go śledzili, to znaczy, że nie skończyło się na samej obserwacji.
Harry przełknął ostatni kawałek ciasta, chociaż nie czuł już jego smaku. Znowu zerknął na mężczyzn, którzy teraz byli nieco bliżej, wciąż niezdolni do odwrócenia wzroku. Ich obecność była niemal namacalna, a ich spojrzenia wlepione w niego pełne były oczekiwania. Czuł, że to tylko kwestia czasu, zanim podejdą, by porozmawiać z nim... lub coś gorszego.
Harry postanowił, że nie ma sensu czekać dłużej. Musiał wyjść, zanim stanie się coś, czego nie będzie mógł już cofnąć. Kiedy wstał, zabierając swoje książki, poczuł, jak śmierciożercy, którzy go obserwowali, zaczynają wstawać z miejsc. Ich oczy wciąż były skupione na nim, ale Harry wiedział, że musi opanować emocje i zadziałać spokojnie. Uspokoił oddech i ruszył powolnym krokiem w stronę wyjścia z kawiarni. Zanim jednak opuścił miejsce, założył kaptur, aby nie przyciągać uwagi.
Szli za nim. Wiedział, że nie da się ich tak łatwo zgubić, ale musiał spróbować. Kiedy dotarł na Nokturn, wszedł do jednego z barów, do którego często zaglądał. Jego obecność w tym miejscu wywoływała reakcje. Kiedy przekroczył próg, rozmowy ucichły, a ludzie spojrzeli na niego z wyraźnym lękiem w oczach. Harry dobrze znał to uczucie – strach przed jego osobą miał w sobie coś, co zawsze budziło niepokój.
Wszedł za bar i spojrzał na właściciela, który natychmiast rozpoznał go. Ted wyglądał na zmieszanego i wyraźnie przestraszonego, ale Harry nie miał zamiaru czekać na wyjaśnienia. Podszedł do niego, przybierając postawę, która od razu wzbudzała w każdym szacunek i lęk.
— Witaj, Ted — powiedział, a jego głos brzmiał jak najgorszy koszmar. — Mam rozumieć, że masz już zapłatę?
Ted drżał, wiedząc, że jeśli nie dostarczy Harry'emu tego, co obiecał, sprawy mogą przyjąć najgorszy obrót. Jego głos drżał, gdy odpowiedział:
— Dragonie, daj mi jeszcze dwa dni, a będę miał pełną kwotę.
Harry spojrzał na niego zimno, bez wyrazu.
— Dawaj tyle, ile masz — odpowiedział stanowczo.
Zanim właściciel zdążył cokolwiek powiedzieć, na stole pojawiła się sakiewka z galeonami, którą Harry szybko wziął do ręki. Zawartość była daleka od oczekiwanej pełnej kwoty, ale nie był zaskoczony. Czuł, że Ted nie będzie w stanie zapłacić wszystkiego od razu.
— To wciąż nie pełna kwota — zauważył z ironią, wyciągając swoją białą różdżkę. Na jej końcu pojawiły się czarne zdobienia, które świadczyły o jej niecodziennej mocy.
Harry wygłosił cicho zaklęcie, a w powietrzu rozbłysła energia, tworząc chwilowy wir ciemności. Szatańska Pogorza. Zaklęcie, które wywołuje dreszczyk przerażenia i może złamać wolę, jeśli nie jest używane z rozwagą. Ted był przerażony, ale wiedział, że to nie był moment na sprzeciwianie się.
Zanim właściciel zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Harry zniknął. Zaklęcie teleportacyjne przeniosło go o trzy przecznice dalej, z dala od niebezpieczeństwa, które czaiło się w barze. Zdiął kaptur, starając się odetchnąć pełną piersią, choć adrenalina wciąż buzowała w jego żyłach. Powolnym krokiem ruszył w stronę Pokątnej, nie przejmując się już śmierciożercami, których udało mu się zgubić. Ich obecność wciąż go niepokoiła, ale teraz czuł, że ma przewagę. To, co jeszcze kilka dni temu wydawało się niemożliwe, teraz stawało się coraz bardziej realne – on sam stawał się częścią tej mrocznej gry, której reguły były trudne do zrozumienia, ale nie zamierzał się poddać.
Zatrzymał się na chwilę, by upewnić się, że nikt go nie śledzi, a potem spokojnie ruszył dalej. I choć wiedział, że wciąż jest w niebezpieczeństwie, poczuł, że w tej chwili ma kontrolę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top