XXXIX


_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_







"fiolkę z eliksirem trzeźwiącym"

Tego wieczoru Harry siedział w fotelu w bibliotece, z kubkiem herbaty w dłoniach, pogrążony w myślach. Zastanawiał się, jak to możliwe, że jego życie przybrało taki obrót. Jak doszło do tego, że znalazł się w sytuacji, która coraz bardziej wymykała się spod jego kontroli? Odpowiedź wydawała się prosta. Wszystko zaczęło się dzięki jednej nieświadomej decyzji Abraxasa.

To był ciepły, słoneczny dzień – dzień, który Harry do tej pory wspominał z mieszanką radości i niepokoju. Był naprawdę szczęśliwy, kiedy Abraxas zaproponował, że zabierze go na Pokątną. Zaczęło się niewinnie: zakupy książek i składników do eliksirów w aptece. Harry czuł się wtedy beztrosko, jak każdy młody czarodziej, który odkrywa magię i możliwości świata.

Jednak z czasem zauważył, że trasa, którą szli, zaczęła prowadzić w zupełnie inne miejsce. Ulica, na którą wkroczyli, nie była mu znana. Była mroczna i dziwna, jakby wyjęta z innej rzeczywistości. Ludzie mijali ich w milczeniu, skryci w kapturach, niektórzy z pochylonymi głowami, inni kroczący pewnie, choć ich obecność wywoływała lęk. Harry poczuł, jak dłoń Abraxasa sięga po czarną pelerynę i narzuca mu ją na ramiona.

— Załóż kaptur — polecił Abraxas. — Zakrywa twarz, ale będziesz widział przez materiał.

Harry posłuchał bez słowa, choć w głębi duszy czuł się nieswojo. Droga, którą szli, wydawała się nieskończona, a każda mijana osoba budziła w nim napięcie. Po chwili jednak zatrzymali się przed jednym z barów, którego wygląd przyprawił Harry'ego o niepokój.

— Muszę coś załatwić — powiedział Abraxas tonem, który nie znosił sprzeciwu. — Poczekaj tutaj.

— Dlaczego nie możemy, jak zwykle, zrobić tego razem? — zapytał Harry, próbując ukryć irytację.

Abraxas westchnął ciężko, jakby w ogóle nie chciał wdawać się w tę rozmowę.

— Harry, nie jesteśmy w czasach mojej młodości. To twoje czasy. Wiele się zmieniło. Czarno magiczne dzielnice, takie jak ta, nie są już takie jak kiedyś. Francja była kiedyś względnie bezpieczna, ale Londyn? Londyn to zupełnie inna historia. Tutaj nic nie jest pewne.

— To czemu mnie zostawiasz samego? — Harry'emu głos drżał od frustracji. — Jeśli jest tak niebezpiecznie, dlaczego nie mogę iść z tobą?

Abraxas nie odpowiedział od razu. Zamiast tego wskazał na sklep po drugiej stronie ulicy.

— Widzisz ten sklep? Borgin & Burkes?

— No tak, widzę — odparł Harry z nutą sceptycyzmu.

— Tam będziesz najbezpieczniejszy. Powiedz Borginowi, że ja cię przysłałem. Nie zadawaj pytań.

Harry prychnął z niedowierzaniem, ale nie miał siły dalej się kłócić.

— Od kiedy to stałeś się taki wrażliwy, Abraxasie? — zapytał z udawanym rozbawieniem.

— No co ty nie powiesz — mruknął Abraxas, przewracając oczami. — Po prostu idź.

— Dobra, już idę — odpowiedział Harry z rezygnacją i ruszył w kierunku sklepu.

Gdy wszedł do środka, pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to różnice między tym miejscem a typowymi sklepami na Pokątnej. Borgin & Burkes miało w sobie coś surowego, niemal złowrogiego. Półki uginające się pod ciężarem starych ksiąg, dziwaczne artefakty, które zdawały się żyć własnym życiem, i mroczna atmosfera, jakby powietrze w środku było cięższe niż na zewnątrz.

Harry poczuł się nieswojo, ale podszedł do ladzie, za którą stał Borgin – starszy mężczyzna o spojrzeniu przenikliwym jak stal.

— Przysyła mnie Abraxas — powiedział Harry, starając się zabrzmieć pewnie.

Borgin zmierzył go wzrokiem, a na jego twarzy pojawił się nieokreślony uśmiech.

— W takim razie witaj, młody czarodzieju. Mam coś, co może cię zainteresować.

Borgin nie czekał na odpowiedź Harry'ego. Zniknął za przepierzeniem w głębi sklepu, zostawiając go samego z jego myślami. Harry rozejrzał się po wnętrzu. Czuł się jak intruz, choć jednocześnie jakaś część jego umysłu była zafascynowana tajemniczą atmosferą sklepu. Na jednej z półek zauważył ciemne tomy oprawione w skórę, z tytułami wypisanymi krwistoczerwonym atramentem. Na innej spoczywały artefakty, które wydawały się drgać, jakby miały własne życie. Miejsce to przypominało muzeum grozy – pełne zakazanych przedmiotów i tajemnic.

Wkrótce Borgin wrócił, trzymając w rękach niewielką skrzynię z czarnego drewna, ozdobioną srebrnymi zdobieniami w kształcie wijących się węży. Ustawił ją na ladzie i otworzył. Wewnątrz znajdował się medalion, który od razu przyciągnął wzrok Harry'ego. Zawieszka lśniła złowrogim blaskiem, jakby była otoczona cieniem.

— To jest coś, co mogłoby zainteresować młodego czarodzieja o twoich... możliwościach — powiedział Borgin z cieniem uśmiechu. — Unikalny artefakt, o którym mówił Abraxas. Przypuszczam, że to ma być twój pierwszy krok w kierunku większych wyzwań?

Harry zmarszczył brwi, ale nie odwrócił wzroku od medalionu. W powietrzu czuł magię – intensywną, przytłaczającą. Nie była to jednak zwyczajna magia. Była chłodna, jakby przepływała lodowatą rzeką. W jego umyśle pojawiły się pytania, ale odpowiedzi były równie przerażające, co sam medalion.

— Abraxas wspominał o tym? — zapytał, starając się brzmieć neutralnie.

— Nie musiał. — Borgin spojrzał na niego znacząco. — On wie, co robi. A ty powinieneś zaufać jego osądowi.

Harry poczuł, jak narasta w nim mieszanka ciekawości i obaw. Medalion zdawał się go przyciągać, niemal szeptać do niego. Czy to było rozsądne? Nie wiedział. Ale w tej chwili, w tej mrocznej księgarni, z Borginem wpatrującym się w niego badawczym wzrokiem, miał wrażenie, że jest częścią czegoś większego, czegoś, czego jeszcze nie rozumiał.

— Ile? — zapytał, choć nie był pewien, dlaczego.

Borgin uśmiechnął się, jakby tego właśnie się spodziewał.

— Nie o pieniądze tu chodzi, chłopcze. Ten medalion trafił do mnie z polecenia Abraxasa. Powiedział, że to prezent dla ciebie. Ale pamiętaj, każda moc ma swoją cenę.

Harry skinął głową, ale jego myśli krążyły gdzieś indziej. „Prezent"? Nie brzmiało to jak typowy gest Abraxasa. Mimo to, wziął medalion i zamknął wieko skrzyni. Gdy tylko to zrobił, poczuł dziwną ulgę, jakby jego umysł uwolnił się od szeptów.

— Dziękuję — powiedział krótko, zanim wyszedł ze sklepu, chowając skrzynię głęboko w pelerynie.

Na zewnątrz ulica Nokturnu była równie mroczna jak wcześniej. Harry spojrzał w prawo i lewo, upewniając się, że nikt go nie śledzi. Miał wrażenie, że każdy cień go obserwuje, że każdy krok odbija się zbyt głośnym echem. Medalion w jego rękach wydawał się pulsować lekkim ciepłem, przypominając mu o swojej obecności.

„Co to jest? I co to wszystko znaczy?" — pomyślał, wracając szybkim krokiem na Pokątną.

Gdy miał opuścić część czarno-magiczną, poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Gwałtownie stanął i odwrócił się, spoglądając na mężczyznę, którym okazał się Abraxas. Ten posłał mu jeden ze swoich irytujących uśmiechów, który zdawał się mówić: „I czego się tak spinasz? Jeszcze cię nie przekląłem". Harry prychnął, ale już nic nie powiedział. Razem ruszyli na Pokątną, skąd przez Sieć Fiuu przenieśli się do gabinetu dyrektora.

W pomieszczeniu Harry przywitał się z dyrektorem, a następnie pożegnał z Abraxasem i skierował się do swojego dormitorium. Kiedy dotarł na miejsce, zauważył, że Anabell siedziała w pokoju wspólnym z przyjaciółkami z Hufflepuffu. Skinął jej jedynie głową na przywitanie i poszedł prosto do swojego pokoju. Gdy tylko zamknął drzwi, rzucił się na łóżko, a z kieszeni płaszcza wyjął małe pudełko.

W środku znajdował się medalion. Harry przyjrzał mu się bliżej – był srebrny z czarnymi zdobieniami, a jego powierzchnia lśniła w dziwny, niemal hipnotyzujący sposób. Bez większego zastanowienia założył go na szyję. Ku swojemu zaskoczeniu poczuł coś dziwnego – jakby odległy, cichy głos przemawiał w jego głowie. Z początku go to niepokoiło, ale wkrótce zauważył, że głos ostrzegał go przed niebezpieczeństwami.

Medalion uratował go kilkukrotnie – przed Irdykiem i jego żartami, przed niespodziewanym zaklęciem na lekcji Obrony przed Czarną Magią, a nawet przed tłuczkiem podczas rozgrywki Quidditcha. Fascynacja medalionem rosła, aż w końcu Harry postanowił dowiedzieć się więcej.

Pod osłoną nocy zakradł się do biblioteki i poszukał informacji w Dziale Ksiąg Zakazanych. Po dłuższym czasie znalazł wzmiankę o przedmiocie podobnym do medalionu. Był to artefakt ochronny, ale miał też swoją cenę – zmieniał aurę właściciela. Osoba nosząca medalion mogła stracić swoją czystość duszy, a jej aura stawała się ciemna, co przyciągało negatywne emocje i wydarzenia.

Harry szybko zamknął książkę. Nie chciał wiedzieć więcej. Wrócił do dormitorium i próbował zdjąć medalion, lecz okazało się to niemożliwe. Łańcuszek, na którym zawieszony był medalion, wydawał się wręcz stopiony z jego skórą. Po pewnym czasie zauważył zmiany w swoim zachowaniu – był bardziej wrogi, bardziej impulsywny. Ta zmiana nie umknęła uwadze innych uczniów. Wielu zaczęło się od niego odsuwać, z wyjątkiem Ślizgonów, którzy upatrywali w nim naturalnego lidera i powtarzali, że „zawsze był jednym z nich". Harry jednak ignorował ich pochlebstwa.

Kiedy rok szkolny się zakończył, jego życie przybrało mroczniejszy obrót. Coraz częściej odwiedzał Ulicę Śmiertelnego Nokturnu, zwłaszcza sklep Borgin & Burkes, gdzie nabywał różne czarno-magiczne przedmioty. Tam też zdobył nową różdżkę – 19-calową, wykonaną z nieznanego drewna i z nieznanym rdzeniem. Była biała, ozdobiona czarnymi detalami, co nadawało jej wyjątkowy wygląd.

Różdżka szybko stała się jego znakiem rozpoznawczym. Przy jej pomocy Harry uwalniał gniew, który w nim narastał. Często kończyło się to bólem innych – raz torturował kogoś, innym razem podpalał budynki. Właściciele nieruchomości na Nokturnie zaczęli mu płacić za ochronę, chcąc uniknąć jego gniewu.

Jego tożsamość pozostawała tajemnicą dla większości, ale Borgin znał ją doskonale. Był jednym z nielicznych, którzy dostarczali mu wszystko, czego tylko Harry zapragnął. Jednakże, gdy Harry zastanawiał się nad całą sytuacją, jedno pytanie nie dawało mu spokoju: Skąd Lord Voldemort wiedział, kim naprawdę jestem?

Myśl ta drążyła jego umysł jak uciążliwa kropla, nie dając mu chwili wytchnienia.

Przez chwilę Harry zastanawiał się nad swoimi myślami, które zaczynały go przytłaczać. Postanowił wyjść do ogrodu i odetchnąć świeżym powietrzem. Gdy tylko wyszedł, poczuł się znacznie lepiej. Spacerował w ciszy przez dobre pół godziny, aż nagle na horyzoncie dostrzegł jastrzębia. Widok ptaka zaintrygował go, bo od czasu, gdy jego wizyty na Nokturnie stały się regularne, coraz więcej osób zaczynało się nim interesować. Nie jako Harrym Snapem, lecz jako Dragonem – postacią, która wzbudzała respekt i strach.

Jastrząb, którego zauważył, nie był przypadkowym gościem. Zazwyczaj przynosił wiadomości od pewnej starszej kobiety – enigmatycznej postaci, która okazywała Dragonowi niezwykłą sympatię i zainteresowanie. Kobieta ta regularnie dostarczała mu cennych informacji, które okazywały się przydatne w jego działaniach.

Ptak wylądował na gałęzi przed nim. Harry podszedł, uwalniając go z przywiązanej do jego łapki zwitki pergaminu. Rozwinął go szybko, a gdy przeczytał zawartość, oczy mu zabłysły. Wiadomość zawierała zaproszenie na ekskluzywne spotkanie organizowane w jednym z klubów dla czarodziejów na Nokturnie. Był to szczególny rodzaj zebrania, a organizatorka – wspomniana starsza kobieta – zalecała, aby przybył w stroju stylizowanym na mugolski, aby lepiej wtopić się w atmosferę. Do wiadomości dołączony był osobny pergamin, oficjalne zaproszenie, które wprost adresowane było do Dragona.

Harry nie zastanawiał się długo. Wykorzystując swoją starą różdżkę, przywołał do siebie białą różdżkę – tę, która od niedawna była jego symbolem. Gdy tylko nowa różdżka znalazła się w jego dłoni, odłożył starą i zaczął rzucać zaklęcia zmieniające jego wygląd. Jego tęczówki stały się mlecznobiałe, włosy przybrały kruczoczarny kolor, a wada wzroku zniknęła, więc okulary stały się zbędne.

Następnie pospieszył do swojego pokoju, gdzie odnalazł stare mugolskie ubrania. Zdjął dotychczasową koszulkę i zastąpił ją koszulką wykonaną z półprzezroczystej siateczki, która odsłaniała jego skórę. Zwykłe, wygodne spodnie zamienił na obcisłe, skórzane, a na nogi założył swoje ulubione, lśniące lakierki. Na ramiona narzucił swoją charakterystyczną pelerynę, która zawsze towarzyszyła mu w ważnych momentach.

Przygotowany do wyjścia, wszedł do kominka w swoim pokoju, wypowiedział nazwę miejsca, po czym w mgnieniu oka znalazł się na Nokturnie. Chwilę później stał przed wejściem do klubu.

Przed budynkiem ciągnęła się długa kolejka czarodziejów i czarownic, wszyscy czekali na swoją kolej, by wejść do środka. Harry jednak nie miał zamiaru stać w kolejce. Stał niewzruszony przed mężczyzną, który, choć wyglądem przypominał ochroniarza, w tonie nie miał ani odrobiny uprzejmości.

– Jeśli chcesz wejść, to musisz poczekać, dzieciaku – warknął protekcjonalnie, mierząc go wzrokiem.

Harry nie zareagował słowami. Zamiast tego sięgnął do swojej kieszeni i wyciągnął różdżkę – tę białą, która stała się jego znakiem rozpoznawczym. Mężczyzna momentalnie zmienił wyraz twarzy, a wokół zapanowała cisza. Nawet stojący w kolejce czarodzieje i czarownice zaczęli szeptać między sobą. Jednym płynnym ruchem różdżki Harry wyczarował zaproszenie, które zatrzymało się tuż przed twarzą ochroniarza.

Ochroniarz, wyraźnie onieśmielony, rzucił szybkie spojrzenie na zaproszenie, po czym odsunął się na bok, otwierając przed nim drzwi bez zbędnych komentarzy.

– Proszę, proszę... zapraszam – wydusił z siebie cicho.

Harry wszedł do środka, a magiczne światła wnętrza klubu oświetliły jego postać. Obsługa od razu pokierowała go w stronę gospodarzy. Klub, wypełniony półmrokiem i ciężką atmosferą, wydawał się miejscem spotkań osób, które nie bały się igrać z niebezpieczeństwem.

Na środku jednej z sal, na luksusowej kanapie, siedziała kobieta, rozwalona nonszalancko w otoczeniu dwójki innych kobiet, które pieściły jej ciało. Malavira – bo to ona była gospodynią – wyglądała dokładnie tak, jak opisywano ją w kręgach Nokturnu. Płomienne włosy, wyraziste, blade rysy twarzy i zmysłowy strój zdradzały zarówno władzę, jak i pewną dzikość. Gdy tylko zauważyła Harry'ego, uśmiechnęła się i natychmiast kazała swoim towarzyszkom odejść. Kobiety posłusznie oddaliły się w ciszy.

– Witaj, Dragonie. Niezmiernie cieszę się, że w końcu postanowiłeś przyjąć moje zaproszenie – powiedziała, a w jej głosie brzmiała mieszanka radości i pewności siebie. Usiadła nieco bardziej prosto, poprawiając swoje intensywnie czerwone włosy.

Harry nie zareagował ani entuzjazmem, ani szczególną uprzejmością. Podszedł bliżej, spojrzał na nią zimnym wzrokiem, który nie zdradzał żadnych emocji, i powiedział:

– Również się cieszę z naszego spotkania, Malaviro.

Jego głos był chłodny, niemal lodowaty. Malavira zmrużyła oczy, wyraźnie zaciekawiona jego postawą.

– Zawsze taki formalny, czy to tylko dla mnie? – zapytała z kpiną, jednak jej uśmiech nie zniknął.

– Jestem tu, bo uznałem, że twoja wiadomość była warta mojego czasu – odpowiedział spokojnie Harry, nie spuszczając z niej wzroku.

Malavira zaśmiała się cicho, przechylając głowę na bok.

– Och, Dragonie, wiesz, że nie lubię marnować czasu moich gości. Ale nie rozmawiajmy tu, gdzie każdy może podsłuchiwać. Chodź, przejdziemy do bardziej... prywatnego miejsca.

Skinęła ręką na jednego ze swoich służących, który podszedł i wskazał im drogę. Harry nie protestował. Ruszył za nią, gotów dowiedzieć się, dlaczego Malavira była tak zainteresowana jego obecnością. 

Gdy znaleźli się w małym, przytulnym pomieszczeniu, Harry rozejrzał się szybko, rejestrując jego wystrój. W rogu płonął kominek, którego ciepło wypełniało wnętrze, a na środku stały dwa wygodne fotele i mały stolik. Harry, nie czekając na zaproszenie, usiadł w jednym z foteli, wciąż mając na sobie kaptur i pelerynę, które ukrywały większość jego twarzy. Malavira, widząc jego ostrożność, również zajęła miejsce naprzeciw niego.

Kobieta przyjrzała mu się uważnie, zanim powiedziała spokojnym, choć wyczuwalnie obojętnym tonem:

– Pozwoliłam sobie trochę popytać... Lord Voldemort zaczyna się tobą interesować, Dragonie.

Harry uniósł lekko głowę, a jego oczy zalśniły pod kapturem.

– Wiem. I również mnie to niepokoi – odparł chłodnym, opanowanym głosem, który nie zdradzał żadnych emocji.

Przez chwilę rozmawiali w tym tonie. Malavira wypytywała go o różne sprawy, subtelnie badając jego intencje i próbując wyczuć, jak dalece może go wciągnąć w swoją grę. Harry odpowiadał lakonicznie, utrzymując dystans.

Po kilku minutach wrócili do głównej sali klubu, gdzie zabawa nabierała tempa. Światła migały, a muzyka dudniła w tle. Czarodzieje i czarownice z różnych kręgów bawili się, popijając różnokolorowe eliksiry i poddając się beztroskiej atmosferze.

– Dragonie, nie chcę być wścibska, ale... zamierzasz pozostać w tej pelerynie przez cały czas? – zapytała Malavira z lekkim uśmiechem, który nie opuszczał jej twarzy.

Harry odwrócił się do niej powoli.

– Och, oczywiście, że nie – odpowiedział z nutą ironii.

Jednym płynnym ruchem różdżki zdjął pelerynę, a zarazem kaptur, odsłaniając swoją odmienioną postać. Czarne jak noc włosy, blade rysy twarzy i białe tęczówki natychmiast przyciągnęły uwagę nie tylko Malaviry, ale również innych obecnych w klubie.

Kobieta uniosła brwi, wyraźnie pod wrażeniem. Harry zauważył kątem oka, jak rozmowy wokół nagle przycichły, a spojrzenia zaczęły koncentrować się na nim.

– Miłej zabawy – powiedział chłodno gospodyni, po czym odszedł, by rozerwać się w swoim stylu.

Wieczór mijał, a Harry w pełni wykorzystał swój czas w klubie. Właściciele różnych budynków na Nokturnie, których nazwiska znał, podchodzili do niego, chcąc zyskać jego przychylność. W międzyczasie wlał w siebie znaczną ilość Ognistej Whisky, która zaczęła rozluźniać jego zachowanie. Harry, choć zwykle chłodny i zdystansowany, stał się bardziej otwarty, nawet lekko roześmiany, co zaskoczyło niektórych.

Jednak gdy poczuł, że zabawa zaczyna go męczyć, postanowił opuścić klub.

Wyszedł na ulice Nokturnu, chłodniejsze teraz, gdy noc w pełni ogarnęła Londyn. Harry szedł powoli, starając się zachować równowagę, gdy nagle zderzył się z kimś. Jego krok stał się chwiejny, a w zamroczeniu wybełkotał coś niezrozumiałego.

Osoba, na którą wpadł, była wysoka i silna. Chwyciła go mocno, by nie upadł, a potem spojrzała na niego z niepokojem.

– Na Merlina,  w jakim ty jesteś stanie? – głos brzmiał znajomo, choć Harry nie do końca zarejestrował, do kogo należy.

Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, osoba ta objęła go i użyła teleportacji. Sekundę później znaleźli się w miejscu, które Harry znał dobrze – w ciemnym, ale przestronnym pomieszczeniu w jednej z ukrytych rezydencji Nokturnu.

– Wypadałoby, żebyś się ogarnął, zanim znów ktoś cię zobaczy w takim stanie – powiedział tajemniczy mężczyzna, kładąc go na kanapie.

Mężczyzna postawił przed Harrym fiolkę z eliksirem trzeźwiącym, po czym, bez słowa, zniknął w cieniu. Harry, nie zwlekając, chwycił fiolkę, nie wiedząc dokładnie, co się wydarzy, ale mając wrażenie, że nie ma już wyboru. Wypił eliksir, a momentalnie poczuł, jak świadomość zaczyna wracać. Wszystkie zamazane obrazy zaczęły nabierać wyraźniejszych kształtów, a zmysły się wyostrzyły. Z ulgą wziął głęboki oddech, czując, jak jego umysł powraca do normalnego stanu.

Zanim zdążył się dobrze zastanowić nad tym, co właśnie miało miejsce, poczuł, jak coś ciągnie go w stronę, którą znał. Jego umysł jeszcze pełen chaosu, instynktownie poprowadził go w kierunku wyjścia, a potem, jakby w odpowiedzi na wewnętrzną potrzebę, znalazł się w holu domu. Poczucie powrotu do tej przestrzeni wydało się mu odrobinę uspokajające, ale jednocześnie i niepokojące. Choć wszystko wyglądało znajomo, Harry miał wrażenie, że czegoś tu brakuje.

Nie zastanawiał się długo. Wiedział, że musi udać się do swojego pokoju. Miał wiele do przemyślenia, ale nie był gotów, by stawić czoła tym myślom. Zamiast tego, po prostu szedł, powoli, ale zdecydowanie. Wiedział, że przestrzeń w jego pokoju pomoże mu zregenerować myśli. Był już zmęczony tym, co się działo, ale równocześnie czuł, że teraz nadchodzi moment, w którym będzie musiał podjąć decyzje.

Gdy tylko wszedł do swojego pokoju, zamknął za sobą drzwi i opadł na łóżko. Zgubił się we własnych myślach, przetwarzając wydarzenia, które doprowadziły go do tej chwili. Eliksir trzeźwiący tylko na chwilę przywrócił go do pełnej świadomości, ale teraz musiał zmierzyć się z tym, co z tego wynika. Co właściwie działo się w jego życiu? Kim był ten tajemniczy mężczyzna, który wręczył mu fiolkę? Czego oczekiwał od niego? Jaką rolę odegra w tym wszystkim?

W końcu, gdy już uspokoił swoje myśli na tyle, by zrozumieć, że nie da się tego zrozumieć od razu, postanowił na chwilę odrzucić te pytania. Na razie musiał odpocząć i odzyskać siły. Jednak w głowie wciąż pozostawała myśl, że mężczyzna, który pomógł mu tej nocy, nie był przypadkowy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top