XXXIII

Następny dzień rozpoczął się dla Harry'ego fantastycznie. Obudził się w objęciach swojego ojca, co od razu wywołało uśmiech na jego twarzy. Razem wstali, szybko się ogarnęli i skierowali do Wielkiej Sali. Nie ukrywali już, że łączy ich więź krwi – po co, skoro i tak wszyscy o tym wiedzieli? Dla wielu było to zaskoczeniem, ponieważ Harry, pomimo tej relacji, wcale nie był traktowany ulgowo. Kilkukrotnie zdarzyło mu się stracić mnóstwo punktów, chociażby za to, że jego kociołek wybuchł podczas zajęć.

Kiedy weszli do Wielkiej Sali, zapadła cisza. Harry i Severus bezceremonialnie skierowali się w stronę piątego, pustego stołu. Zaraz potem dołączyła do nich Anabelle, która powitała Severusa i Harry'ego z uśmiechem, a młodemu Snape'owi złożyła delikatny pocałunek w policzek. Rozmawiali swobodnie aż do końca śniadania, po czym rozeszli się do swoich obowiązków.

Harry, wracając do lochów, postanowił poszukać Pansy Parkinson, by poprosić ją o notatki z poprzednich zajęć. Gdy tylko ją znalazł, dziewczyna od razu zaczęła na niego narzekać:

– Harry, gdzieś ty się podziewał? Nie było cię ani przedwczoraj wieczorem, ani wczoraj przez cały dzień. Szukaliśmy cię! Harry, nie możesz tak po prostu znikać! – mówiła z wyrzutem.

– Wiem, Pansy, wiem – odpowiedział uspokajająco. – Ale mam dobrą wiadomość! Organizuję małą imprezę. Co wy na to?

– Imprezę? Gdzie niby chcesz ją zorganizować? – wtrącił się Zabini.

– No jak to gdzie? W pokoju wspólnym Slytherinu – Harry uśmiechnął się przebiegle.

– To mamy kogoś poinformować? Impreza zamknięta czy otwarta? – Pansy aż podskoczyła z ekscytacji.

– Oj, oczywiście, że zamknięta – odpowiedział Harry. – Nie chcę powtórki z zeszłego roku. Jednej takiej imprezy z Cedrikiem nie przeżyję.

– No to świetnie! – Pansy klasnęła w dłonie. – Poszalejemy!

Harry zauważył, że Draco wydawał się zamyślony. Zmartwiony, spojrzał na przyjaciela.

– Draco, wszystko w porządku?

– Wszystko w porządku – odpowiedział Malfoy z delikatnym uśmiechem. – Po prostu zamyśliłem się. Tak ogólnie to powinniśmy się już zbierać, bo za chwilę zaczyna się pierwsza lekcja.

– A co mamy na pierwszej godzinie? – zapytał Blaise, przeszukując torbę.

– Obrona przed czarną magią – odpowiedzieli jednocześnie Malfoy, Parkinson i Snape.

– No to przesrane – Blaise jęknął. – On chyba nienawidzi Ślizgonów. A przecież wiem, że sam nim był! Moja matka, gdy o nim mówi, zawsze wygląda na przerażająco szczęśliwą. To dopiero jest niepokojące.

Lekcja obrony przed czarną magią rozpoczęła się, a Ślizgoni marzyli już o eliksirach, gdzie zawsze byli faworyzowani przez swojego opiekuna. Harry usiadł w najdalszym rzędzie, a profesor Riddle zaczął prowadzić zajęcia. W pewnym momencie do sali wleciała dobrze znana sowa, niosąca aż trzy czerwone koperty. Każdy w pomieszczeniu zamarł, widząc wyjce skierowane do profesora i dwóch uczniów.

– Profesorze – zaczął Harry, a jego głos ociekał jadem. – Ja i Draco również otrzymaliśmy wyjce. My mamy numery dwa i trzy. A pan zapewne jedynkę, czyż nie?

– Zgadza się, panie Snape – odpowiedział Tom, zwężając oczy.

– W takim razie proszę otworzyć swój pierwszy. – Harry, widząc, że profesor nie zamierza tego zrobić, machnięciem ręki uwolnił wyjca.

Jasne, oto bardziej rozwinięta wersja tego fragmentu:

TOM, TY PIEPRZONA GLIZDO! – wyjec wypełnił salę głosem, który był niczym grzmot w letnią burzę. Każde słowo wibrowało w powietrzu, odbijając się echem od kamiennych ścian klasy. – ZNIKNĘŁY MOJE UKOCHANE ELIKSIRY! OŚMIELIŁEŚ SIĘ JE WYKRADAĆ Z MOJEGO SKŁADZIKA!

Riddle, choć wciąż z pozoru opanowany, drgnął nieznacznie, a jego dłoń zacisnęła się mocniej na różdżce. Było jasne, że nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Serafina Prince nie tylko zwracała się do niego z nieukrywaną pogardą, ale także bez najmniejszej obawy o konsekwencje rzucała oskarżenia, które w obecności całej klasy wydawały się kompromitujące.

I NIE CIESZ SIĘ, ŻE UCZYSZ W HOGWARCIE! STARY GŁUPCZE, ZOBACZYSZ, JAK SZYBKO CIĘ Z TEGO STANOWISKA USUNĘ!

Uczniowie wpatrywali się w wyjca z mieszanką szoku i fascynacji. Kto miał odwagę tak się zwrócić do jednego z najgroźniejszych nauczycieli w szkole? Serafina, choć nieobecna ciałem, brzmiała tak, jakby osobiście stała w tej sali, a jej gniew był niemal namacalny.

ZNĘCASZ SIĘ NAD MOIM CHRZEŚNIAKIEM! – kontynuowała, a Harry mimowolnie skrzywił się na myśl, że jest nazywany chrześniakiem w takiej chwili. – I ZOSTAW DO JASNEJ CHOLERY HARREGO!

Głos wyjca w tym momencie niemal przeszedł w syk. Każde słowo, przepełnione jadem, wybrzmiewało z intensywnością, która przyprawiała o ciarki.

I JESZCZE RAZ WYMYŚLICIE Z SEWERUSEM TAK ABSURDALNĄ KARĘ, JAK WYJAZD DO FRANCJI, TO PRZYRZEKAM, TOM, ŻE CRUCIO NIE PRZESTANIE BYĆ TWOJĄ ZMORĄ, DOPÓKI NIE ZMĄDRZEJESZ!

Niektórzy uczniowie zaczęli wymieniać porozumiewawcze spojrzenia, jakby próbując zrozumieć, co w ogóle mogło doprowadzić do takiego wybuchu złości. Harry, choć znał temperament swojej ciotki, nie mógł powstrzymać poczucia, że jej słowa były zaskakująco przesadne nawet jak na nią.

Nagle wyjec obrócił się w kierunku Draco, jakby szykował kolejną salwę.

DRAKONIE, JEŚLI ZNOWU SPRÓBUJESZ POZBYĆ SIĘ MOJEGO WYJCA, TO OSOBIŚCIE ZADBAŁAM, BY TWOJE WŁOSY PRZYBRAŁY ODCIEŃ ZIELENI! ZOBACZYMY, JAK CI SIĘ SPODOBA, GDY TWÓJ BLOND PRZEJDZIE NA COŚ MNIEJ ELEGANCKIEGO!

Draco, choć zwykle opanowany, wyraźnie pobladł. Jego usta drgnęły, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko się rozmyślił. Nikt nie chciał podpaść Serafinie, nawet z oddali.

Na koniec wyjec zwrócił się znowu w stronę Toma, a głos stał się chłodniejszy, niemal lodowaty.

I PRZEKAŻ SEVERUSOWI, ŻE ZŁOŻĘ MU WIZYTĘ W NAJBLIŻSZYM CZASIE. I NIE MYŚL, ŻE CI TO UJDZIE NA SUCHO.

Po tych słowach wyjec zaskrzeczał przeciągle i wybuchnął, zostawiając po sobie tylko strzępy czerwonego papieru, które powoli opadały na biurko profesora.

W sali zapadła cisza, tak głęboka, że można było usłyszeć krople deszczu stukające o okno. Wszyscy uczniowie wpatrywali się na zmianę w profesora Riddle'a, Harry'ego i Draco, jakby oczekiwali wybuchu. Riddle jednak, choć wyraźnie wściekły, odwrócił się do tablicy i z sykiem wycedził:

– Wracajmy do tematu lekcji. Odjęte dziesięć punktów każdemu, kto nie wróci do notatek w tej chwili.

Harry, spoglądając na Draco, wyszeptał z rozbawieniem:

– Chyba nigdy nie zapomnę tego, jak ciotka wyzwała naszego profesora od glizd.

Po lekcji Obrony przed Czarną Magią uczniowie udali się na zielarstwo, gdzie czekało ich przesadzanie mandragor. Chociaż była to zajęcie wymagające ostrożności i cierpliwości, Harry i Draco ledwo skupiali się na pracy. Ich myśli wciąż krążyły wokół wyjców i nieuniknionej konfrontacji z ich zawartością.

Podczas kolejnych zajęć – zaklęć, gdzie ćwiczyli zaklęcia transmutacyjne, i historii magii, która jak zawsze nużyła wszystkich do granic możliwości – Harry i Draco raz po raz wymieniali ukradkowe spojrzenia. Obaj wiedzieli, że prędzej czy później będą musieli otworzyć swoje listy.

Gdy tylko ostatnia lekcja dobiegła końca, chłopcy niemal rzucili się biegiem w stronę lochów. Przemknęli przez Pokój Wspólny Slytherinu, ledwo zauważając swoje koleżanki i kolegów, którzy spoglądali na nich z mieszanką ciekawości i zaniepokojenia.

W swojej sypialni Harry z impetem zatrzasnął drzwi, podczas gdy Draco rzucił się na swoje łóżko, trzymając wyjca jakby był to tykający zegar.

– Dobra, kto pierwszy? – zapytał Draco, choć wyraźnie liczył na to, że Harry przejmie inicjatywę.

Harry westchnął ciężko, podszedł do biurka i usiadł. Trzymał swój wyjec przez chwilę, obracając go w dłoniach, zanim w końcu zdecydowanym ruchem zerwał pieczęć.

Wyjec otworzył się z cichym szelestem, po czym rozbrzmiał głos Serafiny, tym razem mniej donośny i bardziej rzeczowy:

Harry, mój drogi bratanku, nie zamierzam przerywać ci nauki, ale brak odpowiedzi na moje listy to przesada. Rozumiem, że jesteś zajęty, ale czy naprawdę aż tak bardzo, by nie znaleźć chwili na napisanie do mnie kilku zdań? Liczę na to, że szybko się poprawisz. I nie myśl, że twoje wyczyny na lekcji Obrony przed Czarną Magią przeszły niezauważone. Czekam na wyjaśnienia.

Głos wyjca zamilkł, a list spopielił się, zostawiając po sobie tylko smużkę dymu. Harry odetchnął z ulgą – spodziewał się czegoś gorszego.

– Twoja kolej, Malfoy, – rzucił z delikatnym uśmiechem.

Draco wywrócił oczami, ale usiadł na łóżku i z podobnym wahaniem otworzył swojego wyjca. Głos Serafiny rozbrzmiał równie surowo, ale w jej słowach można było wyczuć nutę rozbawienia:

Draconie, drogi chrześniaku, jeśli sądzisz, że ignorowanie moich listów ujdzie ci na sucho, to bardzo się mylisz. Rozumiem, że masz sporo obowiązków, ale czy naprawdę aż tak dużo, by zapomnieć o podstawowych manierach? Oczekuję, że napiszesz mi odpowiedź jeszcze w tym tygodniu, albo znajdę sposób, by przypomnieć ci o sobie w mniej uprzejmy sposób. I Draco... proszę, przestań zabierać moje wyjce!

Harry parsknął śmiechem, a Draco rzucił mu krótkie, zirytowane spojrzenie, po czym opadł na poduszki.

– No cóż, nie było tak źle, jak się spodziewałem – mruknął.

– Owszem. Wygląda na to, że tym razem nam się upiekło – odparł Harry, odkładając resztki swojego wyjca na bok.

Obaj chłopcy przez chwilę siedzieli w milczeniu, zadowoleni, że mają to za sobą. Mimo wszystko wiedzieli, że z Serafiną lepiej nie zadzierać, i już planowali, jak odpowiedzieć na jej listy, zanim znowu postanowi przypomnieć im o swojej obecności – w bardziej widowiskowy sposób.

***

Mężczyzna siedział w swoim gabinecie i sprawdzał prace domowe. Miał dwa stosy kartek, podzielone na Ślizgonów i Gryfonów, a każdą z tych stert dzielił na pomniejsze, czyli na stosy z ocenami. Niestety, w obu stertach kartek pojawiło się najwięcej troli. Nauczyciel oparł się o oparcie krzesła, na którym siedział, i zastanawiał się, dlaczego te bachory niczego nie umieją. Po pomieszczeniu zaczął rozchodzić się dźwięk pukania. Profesor westchnął i, swoim niezbyt przyjemnym tonem głosu, kazał interesantowi wejść do środka. Interesantem okazał się Tom Riddle, a Severus gwałtownie się wyprostował, a potem wstał z krzesła.

–Słyszałem, panie, o tym zamieszaniu. Chciałbym przeprosić za moją siostrę – skłonił głowę, bojąc się o swoją siostrę, lecz nie chciał mówić tego na głos. Nigdy tego nie chciał.

–Spokojnie, Severusie, nie będę wyciągać konsekwencji. Chciałem ci przekazać, że Sera ma zamiar nas odwiedzić.

–Nigdy nie przyjeżdżała do Hogwartu – Severus przyjął już luźniejszą postawę i podniósł głowę.

–Skontaktuję się z Lucjuszem, może on coś wie – zaproponował Tom.

Gdy Tom skończył mówić, w kominku pojawił się Lucjusz, który wyglądał na lekko zestresowanego.

–Severusie, Sera... ona... ona... – nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa.

–Lucjuszu, spokojnie – podszedł do niego Tom, pomagając mu usiąść.

–Wygląda na to, że Sera obdarowała wszystkich swoimi listami – westchnął Severus 

–Również dostałeś list? – zapytał, szepcząc Lucjusz. 

–Tak, prośba o wysłanie paru roślin, które rosną tylko w Zakazanym Lesie.

–Merlinie, chroń nas przed nią – mruczał pod nosem roztrzęsiony Lucjusz, głowa rodziny Malfoyów.

–Nie to, że coś, Lucjuszu, ale nawet przede mną się tak nie trzęsiesz. Co ona ci takiego napisała w tym liście? Co? – Tom spojrzał na niego podejrzliwie.

–Nie mogę wam tego powiedzieć, bo jeśli dowiecie się tego ode mnie, to na pewno umrę.

„Co mu napisała ta dziewczyna?" – ta myśl ciągle krążyła w głowie Severusa aż do momentu dnia następnego.

_____________

Witam Was, moje słoneczka! ☀️ 

Tak jak obiecałam, tak jest – o 16:00 wstawiłam(w sumie to przed 16.00). Mam nadzieję, że Wattpad nie pokaże Wam tego z opóźnieniem, bo też tak się zdarza.

Oczywiście, czekam na Wasze komentarze, bo tak jak wspominałam, ułatwiają mi pisanie. Naprawdę, jeśli zasugerujecie coś, postaram się to wprowadzić w to, co piszę (np. Severus jest tak "szczęśliwy" z wizyty siostry, że musiał przejść się ulicami mugolskiego Londynu, nie zauważył otwartej studzienki i tam wpadł). Więc czekam na Wasze komentarze. Poniżej zostawiam Wam Hucfotów i Severusa z Lili.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top