XXXI

- Harry, do cholery jasnej, skup się! - wrzasnął Marcus Flint, kapitan drużyny Ślizgonów, jego twarz aż poczerwieniała ze złości.

- Przecież jestem skupiony! - warknął Harry, nie odrywając wzroku od boiska.

- Trzy razy znicz przeleciał ci przed twarzą, Snape! - odgryzł się Marcus, a w jego głosie słychać było rosnącą frustrację.

- Czepiasz się - odparł chłopak sucho. Jednak gdy tylko wypowiedział te słowa, złoty znicz rzeczywiście pojawił się tuż przed jego nosem. Harry niemal instynktownie wyciągnął rękę i zamknął ją wokół małej, skrzydlatej kulki. - Widzisz? Jestem skupiony - dodał z krzywym uśmiechem, a jego ton ociekał sarkazmem.

Marcus jedynie pokręcił głową, burcząc coś pod nosem, i odleciał w kierunku reszty drużyny. Harry nie mógł się jednak skupić na treningu - nie dzisiaj. Myśli krążyły wokół profesora Riedla, którego obecność w Hogwarcie stała się dla niego prawdziwą zmorą.

Z trybun Draco Malfoy i Pansy Parkinson przyglądali się całemu zamieszaniu. Zabini siedział obok nich, również obserwując boisko, choć z większym spokojem.

- Co się dzieje z Harrym? - zapytała Pansy, marszcząc brwi.

Draco wzruszył ramionami, choć widać było, że sprawa również go niepokoi.

- Od kiedy pojawił się profesor Riedl, Harry jest... inny. Na początku czepiał się nas obu - mnie i Harrego - podczas lekcji, ale od jakiegoś czasu skupia się wyłącznie na Harrym. Wygląda na to, że profesor wyczuł jego słaby punkt. - Draco westchnął ciężko, a jego oczy przesunęły się na boisko. - Pamiętasz, jak w pierwszej klasie Harry wspominał Riddle'a? Byli bardzo bliskimi przyjaciółmi, ale wszystko się zmieniło, kiedy Rieddl adoptował dziewczynkę. Wyglądała jak młodsza wersja Snape'a. Od tamtej pory ich relacja się posypała, a Harry... cóż, jest bardziej nerwowy niż zwykle. - Draco przeczesał dłonią włosy. - A teraz jeszcze ten mecz w sobotę. Jeśli tak dalej pójdzie, Gryffindor nas rozgromi.

- Czyli sytuacja nie wygląda najlepiej - stwierdziła Pansy, wzdychając. - Może ja z nim pogadam?

- Możesz próbować, ale nie licz na zbyt wiele. W naszej sypialni nikt się nie odzywa, kiedy Harry wchodzi. Wszyscy trzymają się na dystans. Jedynym, który potrafi do niego dotrzeć, jest Zabini. Codziennie wyciąga go na treningi.

Pansy milczała przez chwilę, po czym zmieniła temat, choć widać było, że wciąż martwi się o Snape'a.

- Draco, co jutro mamy jako pierwsze?

- Obrona, Parkinson. Obrona przed Czarną Magią - odparł z rezygnacją, opadając na oparcie ławki.

Po śniadaniu Ślizgoni szli na lekcję Obrony przed Czarną Magią z wyraźnym brakiem entuzjazmu. Nikt nie mówił tego na głos, ale wszyscy wiedzieli, że czeka ich kolejna trudna lekcja z profesorem Riedlem. Było coś w jego przesadnie uprzejmym uśmiechu i chłodnych oczach, co sprawiało, że nawet najpewniejsi siebie uczniowie czuli się nieswojo. Gdy zbliżyli się do sali, zobaczyli, jak profesor otwiera drzwi, uśmiechając się do nich szeroko.

- Wchodźcie, moi drodzy - powiedział tonem, który bardziej przypominał rozkaz niż zaproszenie.

Harry wszedł pierwszy. Jego oczy od razu spotkały się z wzrokiem profesora. W spojrzeniu chłopaka widać było otwartą nienawiść, na którą Riedl odpowiedział jedynie lekkim uniesieniem brwi.

Lekcja rozpoczęła się od pojedynków. Harry został sparowany z profesorem. Każde zaklęcie, które rzucał, spotykało się z krytycznym komentarzem.

- Za wolno, Snape. Tak nie trafiłbyś nawet ślimaka - rzucił Rieddl z nutą kpin w głosie.

Harry zgrzytnął zębami, próbując powstrzymać złość. Kolejne zaklęcie. Kolejna uwaga.

- Skup się, Riddle. Czyżbyś nie potrafił kontrolować swoich emocji?

- Zamknij się, do cholery! - wrzasnął Harry, a w tym momencie coś w nim pękło. Wokół niego poczuć można było falę magii - potężnej, niemal przytłaczającej.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Harry zaczął rzucać klątwy. Jego ruchy były szybkie i precyzyjne, jakby całe lata gniewu skumulowały się w tej jednej chwili. Rieddl, choć zaskoczony, zręcznie odbijał zaklęcia. Jednak jedna z klątw - Crucio - przełamała jego obronę i trafiła go w pierś. Profesor upadł na kolana, ciężko dysząc.

Harry stał nad nim, patrząc z góry. Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Przez moment wyglądał niemal triumfalnie.

W sali zapadła cisza. Po chwili Rieddl wstał, jego twarz była kamienna, a oczy iskrzyły gniewem.

- Wszyscy poza Snapem - wynoście się - powiedział cicho, ale ton jego głosu nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za ostatnim uczniem, Harry odwrócił się do nauczyciela.

- Czy coś się stało, profesorze? - wysyczał Harry Snape w wężomowie, jego głos był zimny, niemal lodowaty.

Profesor Riddle, z trudem wstając z kolan, starał się unormować oddech. Wyraz jego twarzy był kamienny, ale w oczach czaiła się złość i coś jeszcze - może strach?

- Tak, Harry, stało się - odpowiedział spokojnym tonem, tym razem używając normalnej mowy.

- Więc niech pan, szanowny profesorze Riddle, raczy mnie oświecić! - wrzasnął Harry, jego głos echem odbił się od ścian sali.

Riddle wyprostował się, odzyskując swój opanowany wyraz twarzy.

- Panie Snape, jestem pod wrażeniem pańskich umiejętności magicznych, ale zauważam u pana niepokojące przejawy agresji. To może pana sprowadzić na bardzo złą drogę. - Jego ton był zimny, choć miał w sobie nutę wyraźnego ostrzeżenia. - TEN, KTÓREGO IMIENIA NIE WOLNO WYMAWIAĆ, powrócił. I, niestety dla pana, może być szczególnie zainteresowany pańską osobą. Jeśli nie będzie pan uważał, konsekwencje mogą być straszliwe.

Harry parsknął śmiechem, ale w jego oczach nie było ani krzty rozbawienia.

- Ach, gadanie, gadanie - powiedział, patrząc prosto w oczy Riddle'a. - Gdyby był taki potężny i straszny, to dawno przejąłby Ministerstwo i pozbył się tego starego piernika, Dumbledore'a, z tej szkoły, panie Riddle.

Riddle uniósł brwi, ale nie odpowiedział na prowokację. Zamiast tego jego głos stał się bardziej oficjalny, niemal szorstki.

- A pan, panie Snape, proszę pamiętać: ma pan dziś szlaban w moim gabinecie. To kara za używanie zaklęć zakazanych.

Harry zmrużył oczy, a jego uśmiech stał się kpiący.

- Och, niby jakich zaklęć, panie profesorze? - zapytał z udawaną niewinnością.

- Dobrze pan wie, jakie - odparł Riddle chłodno. - I proszę nie udawać niewiniątka. Pańskie zachowanie nie pozostawia wątpliwości.

Harry odwrócił wzrok, udając obojętność.

- Aha, no cóż, chyba już czas na mnie, panie profesorze - rzucił niedbale, kierując się w stronę drzwi.

- Proszę również nie zapomnieć poinformować profesora Snape'a. Chętnie z nim porozmawiam o tym, jakiego to ma syna - dodał Riddle z nutą triumfu w głosie.

Harry zatrzymał się na chwilę w progu, ale nawet na moment nie odwrócił się w stronę Riddle'a.

- Przekażę - powiedział chłodno, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.

Harry szedł szybkim krokiem przez korytarz w stronę sali od eliksirów. Dziwnym zbiegiem okoliczności, to właśnie w tej sali odbywała się lekcja eliksirów, którą prowadził Severus Snape. Harry miał do niego informację, której nie mógł dłużej trzymać w sobie, ale w jego oczach czaiła się też niechęć do tej konfrontacji.

Kiedy dotarł pod drzwi sali, nie zapukał, po prostu wszedł. Oczy wszystkich uczniów natychmiast padły na niego, lecz Snape, jak zwykle, nie dał po sobie poznać żadnych emocji. Kontynuował sprawdzanie prac domowych, jakby nic się nie wydarzyło.

- Panie Snape, rozumiem, że ma pan teraz jakąś ważną sprawę, ale wolałbym, żebyś zgłosił tę sprawę do Toma. On ją rozwiąże. A teraz proszę wyjść - powiedział Snape, nie podnosząc wzroku od kartki.

Harry zbliżył się do biurka, nie przejmując się tonem profesora.

- Profesorze Snape, ja właśnie w tej sprawie przyszedłem do profesora Riddle'a, który, jak pan wie, jest dla pana Tomem. Kazał mi przekazać, że ma się pan u niego pojawić w związku z panem synem, który ponoć nie spełnia jego oczekiwań - powiedział to z wyraźnym chłodem, który zbliżał go do postawy swojego ojca.

Snape oderwał wzrok od pracy, uniósł głowę i spojrzał na Harry'ego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale w oczach pojawił się cień zaskoczenia.

- Cóż za interesująca wiadomość - powiedział, patrząc na syna, jakby nie wierzył w to, co słyszy. - Proszę podejść i wyjaśnić mi, co mój syn znowu zrobił Tomowi, że znowu przyszedł do niego.

Snape spojrzał na swoich uczniów, którzy siedzieli w milczeniu, wpatrzeni w to, co się działo. Snape, widząc ich reakcję, nie krył rozdrażnienia.

- Czego państwo nie rozumieją? - rzucił w stronę klasy. - Proszę wracać do pracy, czyż nie chcecie zdobyć jakichś punktów dla swojego domu? - odpowiedziała mu cisza, a uczniowie zaczęli powoli wracać do przygotowywania eliksirów.

Harry przez chwilę milczał, a potem, stojąc tuż przed biurkiem Snape'a, kontynuował.

- Profesorze, Tom jest przekonany, że sprawa dotyczy poważniejszych kwestii. Powiedział, że jeśli nie załatwicie tej sprawy razem, możecie znaleźć się w trudnej sytuacji. Uważa, że to, co się dzieje, ma związek z pańskimi wyborami i jego oczekiwaniami wobec pana syna. Tak przynajmniej zrozumiałem - dodał znowu z tym samym chłodem w głosie.

Snape powoli spojrzał na syna. Chwilę trwało, zanim odpowiedział. W końcu podniósł się z miejsca i zaczął zbierać swoje rzeczy, nie patrząc na Harry'ego.

- Zrozumiałem - powiedział w końcu. - Może pan opuścić salę, panie Snape. Muszę to przemyśleć. A wy - uczniowie - macie dość czasu, by dokończyć eliksiry. Nie mam zamiaru trzymać was tu dłużej, niż to konieczne.

Harry kiwnął głową i ruszył w stronę drzwi. Po drodze spojrzał na uczniów, którzy z napięciem czekali na to, co się wydarzy. Wyszedł, nie odwracając się.

Drzwi zatrzasnęły się za nim, a Snape wrócił do swojej pracy, z głową pełną myśli. To, co właśnie się stało, było dla niego zaskakujące, ale także niepokojące. Nie spodziewał się, że syn przyniesie mu takie informacje.

Uczniowie w sali byli wyraźnie zdezorientowani. Cisza, która zapadła po wyjściu Harry'ego, była niemal namacalna. Wszyscy czuli, że coś się zmieniło. Snape jednak znowu skoncentrował się na swoich obowiązkach.

- Macie jeszcze dwadzieścia minut. Jeśli ktoś z was popełni błąd, punkty pójdą w dół - powiedział sucho, a uczniowie posłusznie wrócili do pracy, choć ich myśli zdawały się wciąż krążyć wokół tego, co się przed chwilą wydarzyło.

Po zakończeniu lekcji Snape przeszedł się po sali, sprawdzając eliksiry. Jego zimny ton nie pozostawiał wątpliwości co do jego niezadowolenia.

- Posprzątajcie po pracy i wypróżnijcie kociołki, bo żaden z nich nie zawiera nic, co nadawałoby się do sprawdzenia - powiedział, patrząc na uczniów z chłodnym wzrokiem. Wszyscy wiedzieli, że to oznacza kolejne stracone punkty i znikome szanse na jakiekolwiek pochwały.

Po chwili Snape opuścił salę, kierując się ku gabinetowi Toma, wyraźnie zmartwiony. W jego umyśle krążyło wiele myśli, a niepokój, który go ogarnął, miał bardzo wyraźne podłoże. Po drodze próbował poukładać wszystko w głowie, ale im bardziej się nad tym zastanawiał, tym bardziej czuł narastającą irytację i stres.

Gdy dotarł pod gabinet Toma, zapukał i wszedł. Wewnątrz panowała mroczna atmosfera, podkreślona przez niskie, pomarańczowe światło ognia w kominku. Tom siedział w wygodnym fotelu, który był ustawiony bokiem do ognia. Spojrzał na Severusa, nie kryjąc chłodnej rezerwy w oczach.

- Harry mnie informował, że chciałeś ze mną porozmawiać - mówił Tom, jego ton głosu nie zdradzał żadnych emocji.

- O Severusie, jesteś, podejdź bliżej - odpowiedział spokojnie.

Severus zrobił krok naprzód, zatrzymując się naprzeciwko Toma. Ich odległość była tak mała, że gdyby Tom uniósł nogę, dotknęłaby ona Severusa. Czuł się nieco niekomfortowo, ale starał się nie dać tego po sobie poznać.

- Pokaż mi swoje przedramię. Muszę spojrzeć na moje dzieło - powiedział Tom, nie patrząc na niego, wciąż zatopiony w myślach.

Na te słowa Severus pobladł, ale posłusznie wykonał polecenie. Odsłonił ramię, ukazując czarny znak na przedramieniu. Znak, który był symbolem jego lojalności wobec Toma, ale także źródłem cierpienia.

- Jakiż on piękny - powiedział Tom, dotykając palcem znaku. W tym momencie Severus poczuł silny ból, który przeszył całe jego ciało. Upadł na kolana, czując, jak wkrada się do niego ogromna udręka.

- Coś się stało? - zapytał Tom, ale jego ton był bardziej kpiący niż zmartwiony. Jego oczy błyszczały ironią.

- N-nie, panie - odpowiedział Severus, próbując zapanować nad sobą, choć ból wciąż dawał o sobie znać.

Tom uśmiechnął się lekko, widząc stan Severusa, ale nie okazywał żadnej litości. Zamiast tego, jego wyraz twarzy stężał, gdy przemówił ponownie.

- Cieszy mnie to, Severusie. Więc, jak już wiesz... bądź może nie wiesz, ale Harry mnie dzisiaj zaintrygował. Nie tak jak zwykle, nie jako Tom Riddle, ale jako Lord Voldemort. Potraktował mnie bezczelnie, Crucio.

W słowach Toma brzmiała subtelna groźba, a jego wzrok stał się jeszcze bardziej mroczny. Severus uniósł głowę, patrząc na niego przez chwilę, lecz szybko opuścił wzrok, czując narastający niepokój. Nie chciał, by Tom dostrzegł jakiekolwiek ślady wahania.

- Mam nadzieję, że przyjąłeś to do wiadomości i wyciągniesz konsekwencje - powiedział Tom spokojnie, jego ton nie zostawiał wątpliwości, że nie akceptuje żadnych wymówek. - Chciałem ci również przypomnieć, że wieczorem odbędzie się zebranie Śmierciożerców. Nie spóźnij się.

Severus skinął głową, dając do zrozumienia, że zrozumiał. Chociaż w jego umyśle kłębiły się różne myśli, starał się nie okazywać żadnych emocji. Powoli wstał z kolan, wciąż czując ból, który nie całkiem ustąpił po poprzednich wydarzeniach. Wyszedł z gabinetu, a dopiero na korytarzu poczuł pewną ulgę, jakby wreszcie mógł odetchnąć pełną piersią.

Szybko zakrył przedramię materiałem swojej szaty, starając się, by nikt nie zauważył czarnego znaku, który wciąż palił go od środka. Wiedział, że nie może pozwolić, by ktokolwiek dostrzegł cokolwiek, co mogłoby go zdradzić. Czuł, jak napięcie z gabinetu powoli z niego schodzi, ale równocześnie nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju, które towarzyszyło mu od chwili, gdy wszedł do gabinetu Toma.

Musiał skupić się na kolejnych lekcjach, ale w jego umyśle ciągle brzmiała jedna myśl: zebranie Śmierciożerców. Czekały go nieprzyjemne rozmowy, decyzje, które mogły zmienić wszystko. A Tom... Tom nie wybaczał błędów. Severus zdawał sobie sprawę, że każda jego akcja, każde słowo, może zadecydować o wszystkim.

Zatem skierował się na kolejną lekcję, starając się opanować myśli i skupić na tym, co przed nim. Wiedział, że dzisiaj będzie musiał podjąć decyzję, która wpłynie na jego przyszłość. Ale jednocześnie czuł, jakby był już uwięziony w sieci, którą sam na siebie nałożył.

____________

Witam Was, moje słoneczka! ☀️

bambambam szok i niedowierzanie co się stało?!

dla tych co trochę się zgubili w czasie akcji między rozdziałem XXX a XXXI jest różnica paru tygodni

czekam na wasze komentarze opinie i ewentualne zażalenia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top