XXX
Następnego dnia Harry postanowił nie iść na śniadanie. Nie miał ochoty rozmawiać z nikim ani odpowiadać na dociekliwe pytania, które zapewne padłyby przy stole. Zamknął się w dormitorium, próbując zająć myśli lekturą, ale nie potrafił skupić się na słowach. Nie wiedział jeszcze, że jego nieobecność oznaczała nie tylko pusty żołądek, lecz także przegapienie ważnego ogłoszenia, które tego ranka zostało ogłoszone w Wielkiej Sali.
Śniadanie w Wielkiej Sali toczyło się jak każdego dnia. Uczniowie zajmowali miejsca przy długich stołach, zatopieni w rozmowach o codziennych sprawach – od szkolnych plotek, po zadania domowe i nadchodzące mecze quidditcha. W powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonych bułeczek, sok dyniowy lał się strumieniami, a rozmowy przerywał od czasu do czasu śmiech lub głośniejszy komentarz.
Jednak tego ranka dało się zauważyć coś nietypowego. Choć większość uczniów była zajęta rozmowami, nieliczni dostrzegli brak charakterystycznej, rozpromienionej twarzy Profesora Gilderoya Lockharta, który zwykle przyciągał wzrok jaskrawymi szatami i przesadnym uśmiechem. Mimo że znikał on czasem bez zapowiedzi, tym razem cisza wokół jego miejsca wydała się dziwniejsza niż zazwyczaj.
W pewnym momencie dyrektor Dumbledore, który dotąd spokojnie obserwował salę, powoli wstał ze swojego miejsca. Jego ruch zwrócił uwagę uczniów, którzy, przerywając rozmowy, spojrzeli na niego z zaciekawieniem. Unosząc dłoń w geście prośby o ciszę, Dumbledore czekał, aż cała sala zamilknie.
– Jak zapewne część z was zauważyła, nie ma z nami profesora Gilderoya Lockharta – zaczął, tonem poważniejszym niż zazwyczaj, a jego głos niósł się echem po Wielkiej Sali. – Zrezygnował on z posady nauczyciela obrony przed czarną magią.
Uczniowie wymienili zdziwione spojrzenia, a wśród szeregów rozległy się ciche szepty. Rezygnacja Lockharta, choć dla wielu mało istotna, była nieoczekiwana. Dyrektor jednak nie przerwał, kontynuując swoją przemowę:
– Chciałbym więc dziś przedstawić wam jego następcę – mówił z wyraźnym spokojem i tajemniczą nutą w głosie. – Jest to czarodziej, który obiecał zadbać o waszą edukację z wielką pasją i zaangażowaniem. Przedstawiam wam Toma Riddle'a.
W tej samej chwili ogromne drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się cicho, niemal bezszelestnie, a na ich progu stanął nowy nauczyciel. Mężczyzna był wysoki i postawny, miał idealnie ułożone, ciemne włosy, które odbijały światło świec, i bladą, niemal przezroczystą cerę. Jego oczy, głębokie i niepokojąco czarne, przeszywały otoczenie zimnym, przenikliwym spojrzeniem, które zdawało się widzieć wszystko.
Przechodził przez salę z nienaturalnym spokojem, a jego obecność wywołała dziwne napięcie. Niektóre uczennice, zafascynowane jego tajemniczym urokiem, wymieniały spojrzenia i szepty, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Mężczyzna roztaczał wokół siebie aurę chłodnej elegancji, a jednocześnie coś w jego spojrzeniu budziło niepokój, trudny do zdefiniowania, ale na tyle silny, że wielu uczniów czuło ciarki na plecach.
Gdy Tom Riddle stanął obok Dumbledore'a, dyrektor skinął głową, by uciszyć uczniów, którzy wciąż szeptali między sobą.
– Tom Riddle przyjął ofertę objęcia stanowiska nauczyciela obrony przed czarną magią i jestem pewien, że pod jego opieką wszyscy staniecie się wybitnymi uczniami tej sztuki – powiedział Dumbledore spokojnie, choć uważny obserwator dostrzegłby w jego spojrzeniu ledwie zauważalny błysk rezerwy. Riddle natomiast uśmiechnął się chłodno, wykonując uprzejmy, lekko ironiczny ukłon, który wzbudził aplauz u części zebranych, choć w jego oczach nadal czaił się ten przenikliwy chłód.
Gdy gwar w Wielkiej Sali zaczął się uspokajać, Tom Riddle ruszył w stronę stołu nauczycielskiego. Przyciągał wzrok uczniów, którzy nie mogli oderwać się od obserwowania jego spokojnych, pewnych kroków. Zajął miejsce między profesor McGonagall a profesorem Snapem. Najpierw zwrócił się do profesor McGonagall, przywitał ją uprzejmym skinieniem i delikatnie pocałował wierzch jej dłoni, co wywołało u niej ledwie zauważalny, lecz pełen szacunku uśmiech. Następnie podał rękę profesorowi Snapowi – ich powitanie było chłodne i rzeczowe, lecz wymienili się kilkoma cicho wypowiedzianymi zdaniami, które pozostawiły wokół nich aurę tajemniczej wymiany.
Riddle usiadł i sięgnął po filiżankę, która najwyraźniej już czekała na niego. Była wypełniona gorącą, aromatyczną kawą, której zapach unosił się wokół niego, nadając jego postaci aurę elegancji i wyrafinowania.
Anabell, która obecnie siedziała przy stole Hufflepuffu, z niepokojem poczuła na sobie intensywne spojrzenie nowego nauczyciela, który jednocześnie pełnił rolę jej opiekuna. Nie mogąc dłużej znieść jego przeszywającego wzroku, postanowiła przenieść się do stołu Slytherinu, aby odwrócić uwagę. Wstała i przeszła przez salę, siadając obok Dracona Malfoya, którego postać zasłaniała ją przed uporczywym spojrzeniem Riddle'a.
Draco, choć siedział z obojętną miną, również nie był zbyt zachwycony pojawieniem się swojego mentora. Wiedział, że nowy nauczyciel obrony przed czarną magią z pewnością skupi na sobie uwagę wszystkich, jednak wolał nie zdradzać swoich myśli. Starał się zachować kamienną twarz, choć zastanawiał się już, jak przekaże tę niespodziewaną wiadomość Harry'emu, który wciąż pozostawał nieświadomy całej sytuacji. Był teraz w dormitorium, przygotowując się do pierwszej lekcji – właśnie tej z obrony przed czarną magią.
Pod koniec śniadania nowy nauczyciel opuścił wielką salę i skierował się do swojej klasy, gdzie miał prowadzić pierwsze zajęcia. Przed salą czekał na niego ktoś, kto sprawił, że Tom, choć do tej pory pewny siebie, poczuł lekkie zaskoczenie. Harry, w swoim zwykłym stroju, z lekko zmarszczonymi brwiami, stał na korytarzu, jakby czekał na spotkanie z kimś, kogo nie spodziewał się ujrzeć w tym miejscu.
Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że to Harry, jego ulubiony chłopak, czeka na niego właśnie przed klasą. Tom zamrugał, zastępując na moment swoje zimne, obojętne spojrzenie łagodnym uśmiechem. Zamiast sztywnej postawy nauczyciela, podszedł do niego z lekko zmieniającym ton głosu tak jak miał to w zwyczaju.
– Harry, a ty nie na śniadaniu? – zapytał, podchodząc do niego z zaciekawieniem, a w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia.
Harry spojrzał na niego zaskoczony, a potem szybko oprzytomniał. Czuł się jakby spotkał dawnego kolegę, a nie nauczyciela, który miał teraz przejąć prowadzenie zajęć.
– Tom?! Co ty tu robisz? – spytał z niedowierzaniem. – Nie możesz tak po prostu chodzić po korytarzach Hogwartu! To niemożliwe!
– Cóż, mogę, bo zostałem nauczycielem obrony przed czarną magią – odpowiedział Tom z uśmiechem, który miał coś z kpiarza. – Mój kontrakt z Hogwartem jest jak najbardziej legalny.
Harry zamilkł, patrząc na niego przez chwilę z szeroko otwartymi oczami. Potem z trudem stłumił śmiech.
– Żartujesz? – zapytał, czując, jak na jego twarzy pojawia się grymas zdziwienia. – Naprawdę? Jako nauczyciel? – Spojrzał na niego, a Tom jedynie pokręcił głową, dając mu do zrozumienia, że to nie jest żart.
– Tak, dokładnie – powiedział z przekonaniem, ale zaraz potem dodał: – Słowo honoru, że to prawda.
Harry westchnął ciężko, patrząc na swojego przyjaciela z rozbawieniem.
– Ja pierdzielę... – mruknął, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. – Nauczyciel? Naprawdę?
– Harry, słownictwo! – Tom uśmiechnął się przebiegle, unosząc brwi. – Chyba nie chciałbyś stracić kilku punktów za takie wyrażenia? Wiesz, jak łatwo można je zabrać, prawda?
Harry pokręcił głową, choć w jego oczach było widać radosny błysk.
– Wiesz co, Tom? – zaczął z lekka ironicznie. – Wyobraź sobie, że ja i Anabell zbieramy punkty jak cały dom, a potem te punkty trafiają do naszych własnych domów. Więc nic z twoich szantaży, Tom. Żadne twoje groźby nie zrobią na mnie wrażenia! – uśmiechnął się zwycięsko.
Tom przez chwilę wyglądał na nieco zaskoczonego, ale zaraz potem parsknął śmiechem.
– No, tu mnie masz. Zapraszam, wejdź – powiedział z pełnym przekonaniem, otwierając drzwi i przepuszczając Harry'ego. – Jeśli już jesteś wcześniej, to pomóż mi przygotować salę do zajęć.
Harry wszedł do sali, rzucając niepewne spojrzenie wokół. Sala była pusta, a jedynymi meblami były ławki, które teraz wkrótce miały się stać przeszkodą.
– Niby jak mam pomóc? – zapytał z lekką dozą zdziwienia w głosie. – Co mam robić?
– Jak to jak? – Tom odpowiedział, zerkając na niego z uśmiechem. – Rozsuń ławki pod ściany, pozbądź się krzeseł, bo dzisiaj nie będziemy siedzieć. Pokażecie mi, na jakim poziomie są wasze umiejętności pojedynków. Chcę zobaczyć, co potraficie.
Harry zmrużył oczy, czując lekką ekscytację. Pojedynki to zawsze była dla niego ekscytująca sprawa, ale wiedział, że Tom ma w sobie pewną pewność siebie, która sprawiała, że każde wyzwanie stawało się bardziej wymagające.
– No to zapowiada się całkiem ciekawa lekcja – mruknął pod nosem, ale od razu dodał jeszcze kilka niemiłych słów pod adresem Toma, który okazał się jego nowym nauczycielem. – Nie spodziewałem się tego po tobie.
Tom spojrzał na niego z rozbawieniem.
Gdy ławki i krzesła znalazły się w wyznaczonej przez Toma przestrzeni, do sali weszli uczniowie drugiego roku – z domów Slytherinu i Ravenclaw. Harry szybko dołączył do części uczniów z Slytherinu, czując na sobie wzrok niektórych, ale nie zwracając na to uwagi. Tom, widząc to, na nowo przybrał maskę obojętności, w której był mistrzem. Jego twarz stała się zimna i beznamiętna, jakby nie istniał żaden inny świat poza tym, który miał przed sobą w tej chwili.
– Witam was na naszych pierwszych zajęciach. – Jego głos był spokojny, ale mocny, każdy dźwięk wymawiany z precyzją. – Nazywam się Tom Riddle i od dzisiaj będę was uczył obrony przed czarną magią. W moich zajęciach obowiązuje cisza, więc nie chcę słyszeć niepotrzebnych rozmów. – Jego spojrzenie przesunęło się po sali, zatrzymując się na twarzach uczniów, którzy wciąż wymieniali się cichymi szeptami. – Wymagam, abyście dostarczali mi eseje, które wam zadam, więc część praktyczna zajęć was nie ominie. Głównie na moich lekcjach będziecie się pojedynkować. – Zatrzymał wzrok na uczniach, a w jego oczach pojawiła się iskra surowości. – Mam nadzieję, że każdy zrozumiał, bo nienawidzę powtarzać dwa razy.
Posłał uczniom lodowate spojrzenie, które sprawiło, że w powietrzu zawisła cisza. Zasiadł za biurkiem, na wysokim, wygodnym fotelu, obserwując ich uważnie, jakby szukał jakiejkolwiek oznaki buntu.
– Teraz – kontynuował znowu, tym razem nieco łagodniejszym tonem – dobierzcie się w pary i pokażcie, co już potraficie.
Harry od razu dobrał się w parę z Draco, doskonale znając wymagania Toma. Ustawili się na środku sali, a reszta uczniów szybko podążyła za nimi. Cała sala zadrżała od napięcia, ale Tom niczym nie zdradzał swojego podekscytowania. Kiedy wszyscy byli gotowi, uniósł lekko brodę i kiwnął głową, dając im znać, że mogą zaczynać.
Prawie nikt nie wiedział, co to dokładnie oznacza – oprócz Harry'ego i Draco, którzy od razu przeszli do pojedynku. Nie był to najbardziej wymagający pojedynek, ale obaj postanowili użyć zaklęć, których nauczyli się wspólnie podczas niektórych weekendów. Czuło się, że są w pełni zgrani, ich ruchy były płynne, a zaklęcia celne. Tom, który obserwował ich uważnie, nie mógł powstrzymać się od zaskoczenia, widząc, jak rozwijają się ich umiejętności. To go cieszyło – miał wrażenie, że obaj zaskoczą go jeszcze niejednokrotnie.
Po chwili Tom przeniósł wzrok na innych uczniów, a na jego twarzy pojawił się grymas rozczarowania. Reszta klasy miała poważne trudności z podstawami. Niektóre osoby nie potrafiły nawet poprawnie trzymać różdżki, co wywołało u Toma lekką frustrację. Zamiast pozwolić im na dalsze błędy, postanowił wrócić do swoich uczniów i zaczął im się przyglądać, wnikliwie doszukując się najmniejszych błędów – jak zawsze, nie znosił niechlujstwa.
– Malfoy, przestań stać na sztywnych nogach i zacznij nimi pracować! – Jego głos był lodowaty, przejmujący. Przez te słowa większość uczniów przerwała swoje pojedynki, a ich spojrzenia przeniosły się na parę stojącą na środku sali. – Snape, unieś tę rękę wyżej, bo pomyślę, że chcesz rzucić któryś z niewybaczalnych! – Kontynuował, a jego ton był równie chłodny, co zawsze, wzbierający napięciem.
– Malfoy, na litość boską, ile razy mam ci mówić, żebyś wyraźniej wypowiadał zaklęcia?! – Tom nie zamierzał pozwolić im na jakiekolwiek uchybienia, choćby drobne. – Snape, mówiłem, że ręka ma być wyżej! – Jego głos był nieugięty, a cała sala wstrzymała oddech.
Wszyscy obserwowali uważnie, bo Tom, w przeciwieństwie do innych nauczycieli, nie zamierzał oszczędzać Malfoya i Snape'a. Był pierwszym nauczycielem, który aż tak szczegółowo przyczepił się do ich wykonania, chociaż zwykle uczniowie ci byli chwaleni przez innych profesorów. Dodatkowo, Tom był pierwszym nauczycielem, który bezceremonialnie używał prawdziwego nazwiska Harry'ego, nie odnosząc się do niego w żaden sposób honorowy, jak było to w zwyczaju. To także miało swoje znaczenie, bo przypominało Harry'emu, że teraz, w tej sali, niebyli już równie, teraz on był uczniem a on nauczycielem
– Stop! – Tom przerwał rozmowy uczniów, a jego głos ponownie przeszył powietrze, wyraźnie pokazując, że nie akceptuje żadnych zastrzeżeń. Po chwili milczenia, jego ton znów stał się chłodny i surowy, choć wciąż pełen precyzyjnej władzy. – Na dzisiaj wystarczy. Możecie opuścić salę.
Gdy wszyscy uczniowie zaczęli zbierać swoje rzeczy, Tom ponownie odezwał się, jego głos przerywał panujące w sali zamieszanie.
– A dokąd to się wybiera wasza dwójka? Snape, Malfoy, siadać! – Jego słowa były wydane bez jakiejkolwiek emocji, ale wyraźnie dawały do zrozumienia, że nie ma zamiaru pozwolić im opuścić sali.
Bez wahania, jednym machnięciem różdżki przywołał dwa krzesła, które natychmiast zatrzymały się tuż przed jego biurkiem, czekając na swoich „gości". Siedzenie w tej sali, w takiej chwili, to było coś, co nie zdarzało się zbyt często.
Chłopcy spojrzeli po sobie, wymieniając krótkie, niezbyt zadowolone spojrzenia. Nie byli zachwyceni tym, co się działo, ale wiedzieli, że nie mają wyboru. Powoli ruszyli w stronę krzeseł, nie wydając ani słowa, ale ich twarze wyrażały wszystko – złość, frustrację, ale także ciekawość, co ich czeka. Reszta uczniów, zauważywszy, że lekcja dobiegła końca, w pośpiechu zaczęła opuszczać salę, jakby tylko czekała na moment, kiedy będą mogli się wymknąć i znaleźć w bezpieczniejszym miejscu, gdzie nie będą musieli zmagać się z wymaganiami Toma.
Tom patrzył, jak Harry i Draco powoli zajmują miejsca. Zanim jednak zdążyli się wygodnie usadowić, jego zimne spojrzenie przeszyło ich obu.
– Tak więc, Malfoy, Snape – zaczął, siadając w swoim fotelu za biurkiem. – Cieszę się, że nie chcecie opuszczać moich zajęć tak szybko. Ale jeśli chcecie zostać, będziecie musieli przejść próbę, którą przygotowałem specjalnie dla was.
Harry uniósł brwi, nie do końca rozumiejąc, czego Tom od nich chce. Draco, natomiast, przez chwilę patrzył w milczeniu na nauczyciela, starając się ukryć swoje zaniepokojenie. Tom nie był osobą, której można by łatwo się wymknąć, a jego wymagania zdawały się rosnąć z każdą chwilą.
– Wiem, że obaj macie potencjał – kontynuował Tom, jego głos brzmiący jak cichy pomruk, niemal nie do uchwycenia. – Ale dziś nie wystarczy tylko pokazać umiejętności w pojedynku. Chciałbym zobaczyć, jak radzicie sobie z czymś więcej, czymś, czego nie nauczy was żaden podręcznik.
Harry i Draco spojrzeli na siebie, a napięcie w sali było niemal namacalne. Z każdą chwilą wydawało się, że Tom pragnie ich wyzwać na czymś, czego się nie spodziewali.
– Widzicie, w prawdziwej obronie przed czarną magią nie chodzi tylko o zaklęcia – mówił dalej, wstając i powoli podchodząc do ich stolika. – W prawdziwej obronie liczy się taktyka, zdolność do przewidywania ruchów przeciwnika i, co najważniejsze, umiejętność utrzymania spokoju, nawet w najbardziej niebezpiecznych sytuacjach.
Tom spojrzał na nich przez chwilę, jakby oceniając ich reakcje.
– Dziś pokażecie mi, czy potraficie wyjść poza schematy, czy jesteście w stanie myśleć strategicznie.
Po tych słowach, uniósł różdżkę. W mgnieniu oka salę zalała ciemność, a z murów zaczęły wyłaniać się obrazy, przypominające wrogów, których Harry i Draco mogliby spotkać w prawdziwej walce. Iluzje przybrały postacie szkaradnych, zniekształconych czarodziejów – przeciwników, których nie można było zlekceważyć. Tom patrzył na nich z boku, gotów do interwencji, ale jednocześnie czekający, aż obaj uczniowie zdecydują, jak zareagują.
Draco z drżeniem w dłoniach chwycił różdżkę, przygotowując się do obrony, ale Harry, mimo początkowego szoku, poczuł, jak adrenalina zaczyna krążyć w jego żyłach. To była prawdziwa próba – nie chodziło tu o czyste czary, ale o coś znacznie trudniejszego: zdolność do reagowania na nieprzewidywalne zagrożenie.
– Rozpocznijcie! – Tom wydał zimne polecenie, a uczniowie, choć wciąż niepewni, wiedzieli, że nie mają czasu na zastanawianie się.
Harry zareagował natychmiast, wypowiadając jedno z zaklęć, które opanował na wcześniejszych lekcjach. Z błyskiem różdżki powstrzymał jeden z nadlatujących ciosów, ale drugi obraz przeciwnika zbliżał się wprost do niego, gotów do ataku.
Draco, wciąż nieco spięty, próbował rzucić własne zaklęcia, ale widać było, że nie do końca kontroluje sytuację. Mimo to, widział, jak Harry z zimną krwią podejmuje kolejne decyzje, jakby przewidywał każdy ruch przeciwnika.
Tom patrzył na nich z rosnącym zainteresowaniem. Chociaż obaj chłopcy byli utalentowani, to jednak ten test miał na celu odkrycie, kto z nich naprawdę potrafi wyjść poza granice nauki i wykorzystać swoją intuicję w najtrudniejszych momentach.
Z każdym ruchem Tom widział, jak obaj uczniowie rozwijają swoje umiejętności. I chociaż Harry był bardziej elastyczny i gotowy na improwizację, Draco starał się trzymać w ryzach swoją ostrożność, wciąż niepewny, jak daleko może się posunąć.
Po kilku minutach, gdy iluzje zaczęły zanikać, Tom zniżył różdżkę, przywracając pełną jasność w sali.
– W porządku. – Jego głos był surowy, ale nie brakowało w nim uznania. – Dobrze się spisaliście. Ale to dopiero początek. Jeśli chcecie naprawdę opanować obronę przed czarną magią, musicie nauczyć się czegoś więcej niż tylko rzucania zaklęć. Pamiętajcie, że prawdziwy przeciwnik nie będzie czekał na waszą reakcję. Będzie działał szybciej, mocniej i bez skrupułów.
Harry i Draco, choć wciąż niepewni, zdali sobie sprawę, że Tom ma rację. To, co właśnie przeszli, było dopiero początkiem czegoś o wiele trudniejszego, o czym nie uczyli ich inni nauczyciele.
– Teraz możecie opuścić salę. – Tom skinął głową, jakby dając im pozwolenie na zakończenie lekcji. – Ale pamiętajcie – to, co się dzisiaj stało, nie pozostaje bez znaczenia. Na kolejnych lekcjach chcę widzieć postępy.
Chłopcy, zmęczeni, ale także pełni nowych wrażeń, powoli opuścili salę, wiedząc, że Tom Riddle nie będzie ich oszczędzał.
– Jak ja nienawidzę z nim ćwiczyć – jęknął Draco, kręcąc głową, jakby próbując uwolnić się od wspomnień o lekcji.
– Nic nie mów – odparł Harry, wzdychając ciężko. – Na zwykłych ćwiczeniach w domu był koszmarnie wymagający, ale teraz, jak jest nauczycielem, jest jeszcze gorszy. Wyobraź sobie, że jeszcze przed rozpoczęciem zajęć był taki, jak zawsze – uśmiech, żarciki, trochę sarkazmu... A teraz, jak tylko przybrał tę swoją maskę, to od razu miałem ciarki. Był straszny.
– Nie ty jeden – przyznał Draco, mimowolnie się wzdrygając na wspomnienie tego samego. – To było jak zupełnie inna osoba. Nawet jego spojrzenie... To, jak spojrzał na nas, to było coś, czego nie zapomnę.
– Może to już pora, żeby zmienić szkołę? Co powiesz na Durmstrang? – zaproponował Draco, wciąż lekko rozbawiony, ale i trochę zrezygnowany.
– Na głowę bym upadł! – Harry zaśmiał się głośno, choć nieco znerwicowany. – Zapomniałeś, że uczy tam Sera?!
– Faktycznie, fatalne położenie – odpowiedział Draco, przewracając oczami. – A może Beauxbatons? Tam przynajmniej nie mają takich... dziwnych nauczycieli.
– Nie ma opcji! – Harry szybko zaprzeczył. – Z tamtąd jest ta dziewczyna od wyjca! Wiesz, o kim mówię...
– Tak, tak, wiem – Draco uśmiechnął się złośliwie. – Nie chcielibyśmy tam trafić, niech lepiej zostaną w swojej „wspaniałej" szkole.
– No właśnie, jak o wyjcu mowa, nie przejmuj się. I tak by się wydało, że jesteś Snape, a nie Evans. – Draco machnął ręką, wzdychając. – Obgadaliśmy to już całą grupą, i naprawdę nikt nie ma z tym problemu.
– Dobrze wiedzieć – odpowiedział Harry, rozluźniając się trochę. Uśmiechnął się do niego, czując ulgę. – No, jeśli naprawdę nie mają z tym problemu, to może nie będzie aż tak źle.
– A może chciałbyś razem się dzisiaj pouczyć? – zapytał Draco po chwili, patrząc na Harry'ego z lekkim uśmiechem, jakby miał w głowie jakiś plan.
– Jeśli proponujesz studiowanie Ksiąg Zakazanych, to jestem najbardziej zainteresowany! – odpowiedział Harry z błyskiem w oku, nie kryjąc swojego entuzjazmu. Oboje wiedzieli, że książki te mogły zawierać informacje, które nie były dostępne w zwykłych podręcznikach. Czegoś takiego nie mogli przegapić.
– Czyli dzisiaj po lekcjach o siedemnastej? – zapytał Draco, starając się nie brzmieć zbyt zachęcająco, ale i tak było widać, że sam czeka na te chwile.
– Tak – potwierdził Harry, zadowolony z pomysłu.
___________
Witam Was, moje słoneczka! ☀️
Dobiliśmy do 30 rozdziału brawo ja za pisanie brawo wy za czytanie
jak na razie w planach niema zamiaru pisać żadnych specjałów ale za to postaram się wstawiać częściej rozdziały co wydaje mi się bardziej istotne
jak zawsze czekam na wasze komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top