XXVIII
Po zakończeniu zajęć z eliksirów, gdy uczniowie zaczęli opuszczać salę, Harry, nie mogąc już wytrzymać, zapytał cicho Dracona:
— Co ty takiego zrobiłeś? Profesor był... no, wyraźnie niezadowolony.
Draco mruknął coś pod nosem, wzruszając ramionami, ale nie odpowiedział. Jego mina była zamyślona, jakby starał się odrzucić myśli o tym, co go czeka w gabinecie Snape'a po kolacji. Harry zamierzał jeszcze dopytać, ale Draco już oddalił się o kilka kroków, nie dając mu szansy na dalsze pytania.
W tym samym momencie obok nich pojawiła się Pansy Parkinson, znana z ciągłego narzekania i szukania okazji do skomentowania wszystkiego, co jej nie odpowiadało. Podniosła wzrok, przewracając oczami.
— A to było nudne! — stwierdziła, wyciągając teatralnie ręce. — Ani jednej okazji, żeby dokuczyć któremuś z tych gryfonów. Wszystko tylko jakieś mikstury, składniki, zaklęcia... nudaaaaa! — dodała z wyraźnym rozczarowaniem w głosie, choć w jej oczach błyszczał ten sam znajomy, nieprzyjemny błysk, jak zawsze, gdy miała okazję kogoś upokorzyć.
Harry spojrzał na nią z politowaniem, ale nic nie odpowiedział. Zamiast tego spojrzał na Dracona, który już oddalał się w stronę korytarza, ignorując Pansy, jakby wcale jej nie słyszał.
— Ej, a ty gdzie się niby wybierasz? Co, czekasz na mnie? — krzyknął za nim Harry, widząc, że Draco nie zatrzymuje się ani nie zwalnia kroku.
Draco rozejrzał się przez chwilę, a potem bez słowa ruszył szybkim krokiem, ignorując pytanie. Harry szybko podbiegł, starając się nadgonić krok Dracona. Chociaż pomiędzy nimi panowała cisza, Harry czuł, że coś w tym dniu jest nie tak. Draco nie był sobą, a Harry miał wrażenie, że coś go dręczy.
Dzień, który zaczął się dla Dracona tak dobrze, szybko stracił swój pozytywny wydźwięk. Pierwsze godziny były niemal idealne: zajęcia, których właściwie się nie bał, zadania, które mógł wykonać bez większego wysiłku. Jednak myśl o nadchodzącej rozmowie z ojcem chrzestnym, Severusem Snape'em, sprawiała, że jego umysł nieustannie wracał do tego, co miało się wydarzyć po kolacji. Jego serce biło szybciej za każdym razem, gdy przypominał sobie zapowiedź Snape'a.
Draco wiedział, że czeka go konfrontacja. Nie wiedział, co dokładnie czuje Snape, ale jedno było pewne — wkrótce wszystko się wyjaśni. A to, co miał usłyszeć, niekoniecznie mogło być przyjemne.
***
Po kolacji Draco szedł wolnym krokiem w stronę gabinetu nauczyciela eliksirów, czując narastające napięcie w klatce piersiowej. Każdy jego krok wydawał się cięższy od poprzedniego. Wiedział, że ta wizyta nie będzie łatwa. Chociaż próbował nie myśleć o nadchodzącej rozmowie, nie mógł uciec od uczucia, które mu towarzyszyło — strachu.
Draco doskonale wiedział, co dokładnie nie spodobało się Snape'owi w jego zachowaniu. Każde „przypadkowe" dotknięcie dłoni Harry'ego, te ukradkowe spojrzenia, które wkradły się do jego działań w trakcie zajęć, nie umknęły uwadze profesora. A to, że Snape nie zareagował od razu, tylko czekał na odpowiedni moment, by wyciągnąć konsekwencje, sprawiało, że Draco czuł się jeszcze bardziej niepewnie.
Wszystko to wskazywało na jedno: rozmowa, która czekała go teraz, nie będzie należała do najłatwiejszych. Snape miał swoje zasady, a Draco wiedział, że nigdy nie zawaha się ich egzekwować. Mimo że był chrześniakiem profesora, czuł się teraz jak uczeń, który zawiódł.
Kiedy dotarł pod drzwi gabinetu, zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby zawrócić i po prostu uciec. Jednak wiedział, że to nie jest rozwiązanie. Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi. Czuł, jak serce bije mu szybciej. Otworzyły się, a Snape spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.
— Wejdź, Malfoy — powiedział chłodno, a Draco wszedł do środka, przygotowując się na wszystko, co miało nadejść.
Draco wszedł do gabinetu, czując, jak serce bije mu szybciej. Wewnątrz panowała zwykła, mroczna atmosfera: półki wypełnione słoikami z tajemniczymi składnikami, dym unoszący się z paleniska kominka, zapach ziół i przypraw mieszający się z wonią drobnych, szklanych fiolek. Snape stał przy swoim biurku, nie patrząc na niego, tylko przeglądając jakąś rolkę pergaminu.
Draco stanął w drzwiach, nie wiedząc, co powiedzieć. Profesor nie mówił nic, nie zapraszał do siada, więc chłopak pozostał na stojąco, wpatrując się w niego, starając się nie zdradzić swojego niepokoju.
Po kilku długich chwilach Snape w końcu podniósł wzrok. Jego oczy, jak zawsze pełne chłodnej analizy, zatrzymały się na Draconie.
— Siadaj, Malfoy — powiedział z lekkim, acz wyczuwalnym naciskiem w głosie. — I zacznij tłumaczyć.
Draco usiadł niechętnie na krześle przed biurkiem, a jego dłonie automatycznie zacisnęły się na skórzanej torbie, którą trzymał w rękach. Cała sytuacja była dla niego niekomfortowa, ale wiedział, że nie ma już odwrotu.
— Wiesz, dlaczego tu jesteś, prawda? — zapytał Snape, jego głos nieco łagodniejszy, ale nadal pełen powagi. — Twoje zachowanie podczas dzisiejszych zajęć nie umknęło mojej uwadze. To, co się działo, nie było przypadkowe.
Draco milczał, czując, jak w gardle robi mu się sucho. Wiedział, że Snape nie był głupi. Jego nauczyciel potrafił dostrzec nawet najmniejsze zmiany w zachowaniu uczniów. Draco nie mógł się zasłonić żadnym kłamstwem, więc czekał, aż Snape pójdzie dalej.
Snape po kilku chwilach milczenia wzniósł brwi, a jego wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej surowy.
— Co się dzieje, Malfoy? Zawsze byłeś zdyscyplinowanym uczniem, trzymałeś się zasad. A teraz... zachowujesz się jak ten, który stara się ukryć coś, czego nie powinien robić. Czyżbyś zapomniał, jakie granice wyznaczają nasze obowiązki w tej szkole? I jakie granice obowiązują w tym gabinecie?
Draco poczuł, jak jego żołądek zaciska się w węzeł. Wiedział, że Snape pytał retorycznie, ale mimo to odpowiedział cicho:
— Nie chciałem... — zaczął, czując wstyd. — Nie chciałem, żeby to wyszło tak, jak wyszło. To było... niepotrzebne.
Snape spojrzał na niego przez chwilę, jakby badał jego szczerość. W końcu westchnął cicho.
— Rozumiem, że młodość może skłaniać do... eksperymentów, ale pamiętaj, Malfoy: granice są po to, by je szanować. Nie będziesz tu traktowany łagodniej tylko dlatego, że jestem twoim ojcem chrzestnym.
Te słowa uderzyły w Dracona jak grom. Nie wiedział, czy to, co usłyszał, miało go pocieszyć, czy może wręcz przeciwnie — wywołać jeszcze większy lęk. Snape nie dawał mu żadnej taryfy ulgowej. Nie byłby sobą, gdyby to zrobił.
— I pamiętaj, Malfoy, Harry jest moim synem. I nie zgadzam się na jakiekolwiek uczucia z twojej strony, które wychodzą poza granice „przyjaciół". Zrozumiano?
Te słowa uderzyły w Dracona z siłą, jakiej się nie spodziewał. Serce na chwilę zatrzymało mu się w piersi, a myśli zaczęły wirować. Choć wiedział, że Snape ma swoje zasady i nigdy nie miał problemu z wyrażaniem swojej opinii, nie spodziewał się tak bezpośredniego ostrzeżenia. To było jak przypomnienie, że jego miejsce w tej układance było ściśle określone — jako przyjaciel, nic więcej.
Draco poczuł, jak żołądek ściska mu się ze zdenerwowania. W głowie pojawiły się sprzeczne emocje: z jednej strony poczucie ulgi, że Snape jasno określił granice, a z drugiej... było coś, co nie dawało mu spokoju. Wiedział, że Harry nie był mu obojętny, ale teraz, w obliczu tych słów, musiał zrozumieć, co tak naprawdę oznacza ta granica.
— Zrozumiałem, profesorze — odpowiedział cicho, nie patrząc mu w oczy, ale czując, jak te słowa wypadają z jego ust z trudem.
Snape tylko skinął głową, jego twarz była nieprzenikniona.
— W takim razie wracaj do swoich obowiązków. Pamiętaj, Malfoy, to jest szkoła, a tu nie ma miejsca na... niepotrzebne emocje.
Draco opuścił gabinet w milczeniu, czując ciężar słów Snape'a wciąż na sobie. Przechodząc przez korytarz, miał wrażenie, że otacza go mrok, który powstał z tej rozmowy, i że wszystko, co powiedział, będzie go teraz ścigać. Z jednej strony, Snape dał mu jasne wskazówki, ale z drugiej — Draco czuł, że coś w nim pękło. Coś, czego nie potrafił zrozumieć ani wytłumaczyć.
Jego myśli wróciły do Harry'ego. Do przyjaźni, która z dnia na dzień stawała się czymś bardziej złożonym. Z każdym dniem, z każdym spojrzeniem, które wymieniali, Draco czuł, że nie jest w stanie wytrzymać tej niepewności. Snape dał mu jasny komunikat — nie było miejsca na żadne inne uczucia, poza przyjaźnią. Ale czy Draco potrafił to zaakceptować? Czy potrafił oddzielić to, co czuł, od tego, co było dozwolone?
Zatrzymał się na chwilę, zamyślony. Wiedział, że odpowiedzi na te pytania nie znajdzie tak łatwo, a w tej szkole, gdzie wszystko było pełne tajemnic, granice były tylko pozorne.
_________
_________
Witam Was, moje słoneczka! ☀️
Jestem ciekawa Waszej opinii na temat tego, co się stało między Severusem a Draco. Czekam na Wasze komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top