Rozdział XI

Harry leżał na łóżku w dormitorium dziewcząt. Konkretniej leżał na łóżku Pensy która obecnie chodziła z jednego końca dormitorium do drugiego

- przestaniesz w końcu ? - odezwała się w końcu Harry zirytowany zachowaniem dziewczyny

- nie nie mogę! Czy ty nie jesteś zdenerwowany ta całą sytuacją?! - Pensy stanęła w końcu patrząc na Harrego

- niby dlaczego miałbym być ?

- Drako poszedł do Nietoperza i nie wraca już z pięć godzin! - znowu zaczęła chodzić po pokoju

- uspokój się, Drako sobie poradzi nie jest dzieckiem - przewrócił oczami na zachowanie dziewczyny

- jak ja mam być spokojna! Wczoraj pokłóciliście się a dzisiaj Draco znikną!

- nie znikną jest u Snapea

- i co z tego nigdy jeszcze nie był u niego tak długo

- Parkinson! Ogarnij się! On nie jest małym dzieckiem a ty nie jesteś jego matką! - podszedł do niej złapał ją za barki i nią lekko potrząsnął

- ale - chłopak jej przerwał

- bez ale, jest on na tyle samodzielny że potrafi o siebie zadbać

- mówisz jakbyś go znał całe życie

- a skąd wiesz może tak jest

-ta na pewno - dziewczyna zmierzyła go wzrokiem - ja znam go najdłużej znamy się od 3 lat - posłała mu uśmiech zwycięscy zapominając o swoim poprzednim zmartwieniu

- dobrze niech ci będzie - podniósł ręce w znaku poddania się - co ty na to aby pujść do biblioteki

-w sumie czemu nie

Obydwoje poszli do biblioteki w której zaszyli się do końca dnia. Pensy i Harry zasnęli nad książkami przez co nie wrócili do dormitorium na noc co wywołało niemałe zamieszanie. 

Gdy Draco wrócił od razu dowiedział się o zniknięciu tej dwójki. Najpierw chciał pójść na wierze astronomiczną lecz jego współlokatorzy wybili mu ten pomysł przypominając mu jak ostatnio skończyło się jego chodzenie po ciszy nocnej. Niemogąca nic zrobić z tym cała gromada pierwszorocznych ślizgonów siedziała w pokoju wspólnym.

***

Harry obudził się przed dziewczyną. Ziewną i spojrzał na miejsce które go otacza. Zerwał się z krzesła i chwycił różdżkę aby sprawdzić godzinę. Niestety lecz jego przypuszczenia okazały się prawd byłą godzina 6 rano. Zaklęciem przywołał torbę z książkami i paroma zaklęciami doprowadził się do ładu. Po tym pochylił się  nad dziewczyną 

- Pensy wstawaj 

- jeszcze chwileeee - mówiła przez sen 

- zaraz zaczynają się eliksiry - szepną jej do ucha 

- CO? - zerwała się z krzesła i zaczęła się rozglądać - chwila dlaczego my jesteśmy tu 

- okazuje się że zasnęliśmy w bibliotece - machną różdżkę i zaraz pojawiła się torba dziewczyny z książkami - masz i powinnaś doprowadzić się do porządku  

- dzięki - wzięła od niego swoją torbę i postąpiła za radą przyjaciela - a która jest godzina ? 

- pewnie parę minut po szóstej

- to pokiego mnie budziłeś  

- jak byś się tłumaczyła z tego że spałaś w bibliotece

- dobra racja 

- to zapraszam do wielkiej sali na śniadanie - wyciągną w jej kierunek dłoń 

- panie Evans z panem zawsze - podała mu swoją dłoń po czym lekko się zaśmiała 

Szli korytarzami Hogwartu trzymając się za ręce, Harry szedł z obojętnym wyrazem twarzy jaki przeważnie widział u swojego wuja i Toma gdy przebywali za murami domu za to Pensy szła z małym uśmiechem na twarzy gdy mijali jakąś dziewczynę rzucała jej zwycięskie spojrzenie. Gdy dotarli do wielkiej sali dopiero uczniowie schodzili się więc jak gdyby nic siedli na swoich miejscach. Zaraz potem pojawili się pierwszoroczni ślizgoni. Połowa z nich miała wory pod oczami i wyglądali jakby nie spali całej nocy. 

- wy... - Draco trzymał wycelowaną różdżkę w ich kierunku 

- Malfoy opuść różdżkę - mówiąc to młody Snape miał już różdżkę w ręku 

- a jak nie ? - na jego zmęczonej twarzy był wyraz wściekłości i ulgi 

- Draco daj spokój - Not położył rękę na jego barku a Draco opuścił ruszczke 

- dzięki Not - posłała mu lekki uśmiech 

- proszę, ale nie ominie was tłumaczenie się z waszego zniknięcia - ziewną przeciągle 

- wiemy - westchnęła dziewczyna opierając swoją brodę o rękę 

Gdy wszyscy się uspokoili zaczęli jeść śniadanie po czym popełzli na zajęcia (tak popełzli tyle dobrego że się nie toczyli ale toczyć się też kiedyś będą). Po skończonych lekcjach udali się do dormitorium. Pensy i Evans którzy zdawali sobie co może się stać siedli na jedną z kanap w pokoju wspólnym. Zaraz naprzeciwko nich w drugiej kanapie siedziała cała gromada zaciekawionych i jednocześnie wkurzonych dzieciaków.

- to może ja zacznę - Harry odezwał się jako pierwszy - Pensy była tak zmartwiona pięcio godzinnym pobytem Malfoya u Snapea że zacząłem się martwić więc zaciągnąłem ja do biblioteki a że byliśmy wyczerpani kłótniami które przeprowadzaliśmy przez cały dzień że zasnęliśmy nad książkami a resztę historii już znacie więc nie będę zaś tym zanudzać

- oo... - to było jedyne co powiedzieli słuchacze

-dobra - Parkinson wstała z kanapy - jak wszystko jest jasne to ja idę spać a uwierzcie książki nie są dobrym materiałem na poduszkę. - po czym opuściła pokój wspólny i skierowała się w kierunku swojego łóżka.

Harry nie był wcale zachwycony że został sam z całą bandą ślizgonów do których dochodziło co przed chwilą zostało im powiedziany. Dlatego i on pożegnał się z towarzystwem i poszedł do wygodnego łóżka.

***
Dni mijały spokojnie w Hogwarcie. Rozgrywki quidditcha były idealną rozgrywką dla znudzonych uczniów codzienną rutyną. Harry dzielnie uczył się wszystkiego pod okiem pani Hooch  jak chodzi o grę w quidditcha.

Wkońcu nastał okres świąt Bożego Narodzenia. Wszyscy uczniowie zaczęli opuszczać Hogwart aby udać się do swoich domów.

Pensji i Draco wróci do swoich domów za to Harry został odebrany przez Toma który rozmawiał jeszcze przez dłuższą chwilę z Dumbledorem po czym teleportowali się do zamku Ridla.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top