rozdział 9
Hoseok
W końcu zacząłem studiować to, co lubię. Poprzedni kierunek nie był dla mnie. Mocno się męczyłem, gdy musiałem zapamiętać kolejnych kilkaset praw przed egzaminem, tylko dlatego, że mój tata chciał syna prawnika, a ja nie chciałem go zawieść. Jednak odpuściłem sobie po niezdaniu semestru letniego i poszedłem na projektowanie wnętrz. Dopiero wtedy poczułem się w pełni sobą.
Zapisałem się do koła naukowego, aby dodatkowo rozwijać moje umiejętności. Projektowałem meble, moje prace były czasem pokazywane na różnych targach i wystawach. Czułem się szczęśliwy, bo robiłem coś fajnego.
Na początku ostatniego roku miałem zrobić projekt na międzynarodowy konkurs architektoniczny. Potrzebowałem jednak partnera, który zajmie się stworzeniem budynku. Kolega z koła załatwił mi do tego dziewczynę z pierwszego roku, bo stwierdził, że dzięki różnicy wieku na pewno nie będzie się sprzeciwiać i uwzględni wszystkie moje uwagi.
Czekałem na dziewczynę w wolnej sali w budynku, gdzie nasz wydział miał zajęcia. Dostałem od kumpla numer i umówiliśmy się przez SMS-y. Spóźniała się już 10 minut, więc znudzony przeglądałem mój notes z pomysłami na dom, który mieliśmy razem stworzyć. W moim zamyśle było dużo światła i zieleni. Ciekawe, czy się na to zgodzi i nie będzie chciała jakiejś bezdusznej budowli, zbyt surowej, aby normalny człowiek chciał w niej zamieszkać.
Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadła sterta ogromnych kartek. Niektóre zawinięte w rulony, inne częściowo rozłożone. A w progu stała ona, trzymając w rękach drugie tyle papierów.
- Dużo światła i kwiatów. Jeśli się nie zgadzasz, mogę stąd iść - powiedziała, a ja już wiedziałem, że właśnie stoi przede mną miłość mojego życia.
Dziewczyna z byle jak związanymi włosami w coś, co przypominało koka, przyozdobionego garścią ołówków oraz linijką. Dziewczyna w kolorowej sukience z dwoma wielkimi kieszeniami, z których wystawała paczka orzeszków i kolorowe zakreślacze. Dziewczyna, której uśmiech przyspieszał bicie mojego serca. Dziewczyna zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory spotkałem.
Usiadła na przeciwko mnie i rzuciła papiery na stół, a ja wstałem gwałtownie, aby pobiec do tych, które zostały na podłodze. Zebrałem je i przyniosłem, na co ona kiwnęła głową, nie przerywając szukania czegoś wśród różnych rysunków.
- Jak mówiłam, ten dom ma mieć dużo światła, wpadającego przez ogromne okna. Światło słoneczne jest niezwykle ważne, bez niego ludzie są strasznie smętni. Do tego zieleń - masa roślin doniczkowych. Lubisz uprawiać warzywa? Ja bardzo. Może jakaś mini szklarnia na parapet? I doniczki z ziołami. To ma być funkcjonalne i proste w swej budowie, ale tętniące życiem. A w ogóle jestem Sunmi. Chcesz orzeszka?
Tak to wszystko się zaczęło. Dziewczyna potrafiła gadać godzinami. Projekty wychodziły spod jej ręki w zastraszającym tempie, a każdy pomysł musiał zostać zilustrowany, bo nie wiadomo, kiedy nadarzy się okazja, aby go wykorzystać. Nie była denerwująca w nawet najmniejszym stopniu i szybko okazało się, że mamy podobny pogląd na życie. A ja przy każdym spotkaniu czułem, jak zakochuję się w niej coraz bardziej.
Termin oddania projektu zbliżał się wielkimi krokami, a my do ostatniego dnia wprowadzaliśmy poprawki. Najgorsze było jednak to, iż zakończenie wspólnej pracy wiązało się z brakiem możliwości spotykania regularnie Sunmi. Ona jednak nie widziała w tym problemu, bo kiedy wyszliśmy z siedziby naszego koła naukowego, złapała mnie za rękę.
- Oppa, jeśli nasza praca zdobędzie nagrodę, obiecaj, że zabierzesz mnie na randkę.
Obiecałem. I miesiąc modliłem się o zwycięstwo, które niestety przeszło nam koło nosa na rzecz profesjonalnej firmy projektującej domy od lat. A skoro tak, to ona zaprosiła na randkę mnie.
Kolejne miesiące były pasmem radosnych wspomnień. Dwoje szalonych, młodych osób, które chciały, aby świat był prostszy. Choć powinienem zajmować się czym innym, spędzałem z nią każdą wolną chwilę. Jednak to nie sprawiło, że opuściłem się w obowiązkach. Wręcz przeciwnie - dziewczynie zależało na wykształceniu, więc pilnowała również mnie. Potrafiliśmy siedzieć oparci o siebie plecami i rysować projekty, spędzając w ten sposób nasze randki.
Jeszcze nim zaczęło się lato, zamieszkaliśmy razem w małej kawalerce. Do tamtego okresu wróciłbym najchętniej. Mieliśmy małe łóżko, a ponieważ strasznie się w nocy wierciłem, zdenerwowana dziewczyna często zrzucała na podłogę kołdrę i spychała mnie na nią, co nigdy mnie nie złościło, lecz bawiło. Rano razem zbieraliśmy się na uczelnię, myjąc wspólnie zęby i jedząc w biegu śniadanie, popijane kawą. Szybki pocałunek przed wejściem do budynku i każdy pędził do swojej sali. Wieczorem spotykaliśmy się w mieszkaniu i wspólnie spędzaliśmy czas - czasem się ucząc, czasem oglądając film, czasem gdzieś wychodząc, czasem długo kochając. A gdy skończyłem studia, udało mi się znaleźć pracę w firmie, z którą notabene przegraliśmy w konkursie. Jednak co ważniejsze, jeszcze w tym samym roku zostaliśmy małżeństwem.
Historia z zaręczynami była tak samo nietypowa jak całe nasze wspólne życie. Siedzieliśmy w parku późną jesienią. Sunmi szkicowała projekt zaliczeniowy, a ja bawiłem się jej włosami, plotąc z nich warkocz, do którego trafiały kolorowe liście.
- Chciałabym wyjść za mąż w grudniu - powiedziała nagle, jakby takie słowa były czymś zupełnie zwyczajnym.
- Dlaczego? Nie wolisz poczekać aż będzie cieplej i wszystko się zazieleni? - zapytałem spokojnie, uśmiechając się. Brzmiało to tak, jakbyśmy planowali taką uroczystość, a tak naprawdę była to przecież tylko luźna myśl, którą chciałem z nią rozwinąć.
- Moi rodzice też pobrali się w grudniu. Chciałabym po prostu to powtórzyć.
- Mamy już październik. Nie wiem, czy udałoby się nam wszystko załatwić tak szybko.
- Nie mówię o tym roku, oppa. Przecież wiesz... - powiedziała i odwróciła się do mnie z uśmiechem, dając buziaka.
- Ale ja mówię. Sunmi, wiem, że jesteś moją miłością na całe życie. I wiem, że chcę byś była moją żoną. Więc dlaczego nie?
- Naprawdę chciałbyś, oppa? - zapytała cicho po długiej chwili milczenia, w czasie której patrzyliśmy sobie w oczy.
- Oczywiście. A gdy skończysz studia, wybudujemy dom i zajmiemy się powiększaniem rodzinki - zapowiedziałem, całując jej ramię. - Chcę mieć z tobą całą gromadkę dzieci. Minimum pięcioro.
Dziewczyna zaśmiała się i przez resztę dnia próbowaliśmy ustalić ilość naszych potomków, ostatecznie decydując się na troje.
Ślub odbył się jeszcze przed świętami. Gdy Sunmi szła do mnie w białej sukni, czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Nasza kameralna ceremonia odbyła się w otoczeniu najbliższej rodziny, a po wszystkim wyruszyliśmy w podróż poślubną do Europy.
Po zawarciu związku małżeńskiego coraz częściej gdzieś wyjeżdżaliśmy, korzystając z każdego wolnego, które mieliśmy. Bycie mężem niewiele nowego wnosiło do mojego życia, które nadal było idealne przy boku ukochanej, no ale noszenie obrączki zdecydowanie zobowiązuje do bycia prawdziwym rycerzem swojej damy. Starałem się, aby niczego mojej księżniczce nie brakowało, a gdy przesadzałem z pracą, ona po prostu wyciągała mnie z biura siłą, przypominając, że najważniejsze jest dla niej spędzanie ze mną czasu, a nie grubość portfela.
W dniu kiedy Sunmi skończyła studia, pokazała mi test ciążowy, na którym widniały dwie kreski. Mało nie oszalałem z radości. A gdy okazało się, że moja żona nosi pod sercem bliźniaki, rozpłakałem się, nie mogąc przestać całować jej policzków.
Nasze marzenia powoli się spełniały.
Kolejne miesiące szalałem, ale nie tylko wokół mojego słońca, ale także na... budowie. Razem z Sunmi postanowiliśmy wykorzystać projekt, który nas połączył i zaczęliśmy budować się na obrzeżach miasta, chcąc stworzyć miejsce, w którym nasza rodzina będzie szczęśliwa. Pilnowałem, aby wszystko było zgodne z jej zamysłem, a wieczorem siadałem przy mojej ukochanej na łóżku i szeptałem do jej brzuszka, jak bardzo kocham nasze nienarodzone aniołki i ich mamę. I chociaż męczyła się okropnie przez mdłości, które pojawiały się trochę za często, to dzielnie wszystko znosiła, powtarzając, że gra jest warta świeczki.
W końcu nadszedł dzień, w którym Sunmi miała urodzić dzieciaki przez cesarskie cięcie, bo jej ciało było zbyt drobne, aby dwójka brzdąców mogła bezpiecznie się narodzić bez większej ingerencji lekarza. Spanikowany krążyłem przy jej łóżku, bojąc się o całą trójkę. Dopiero pielęgniarka musiała mi dać coś na uspokojenie, abym mógł stać w miejscu i trzymać za rękę żonę, która zachowywała względny spokój. Względny, bo uczucia, które nią targały to wielka ekscytacja na myśl, że już za chwilę będzie mamą. A kiedy w nasze ręce trafiły dwa zawiniątka, pierwszy raz poczułem niewyobrażalnie wielką dumę. Dumę z mojej żony, która znosiła to wszystko dla nas, dumę z nowonarodzonych dzieci, które pojawiły się na świecie radując nasze serca samą swoją obecnością oraz dumę z samego siebie, że pomimo młodego wieku, udało mi się osiągnąć tak wiele. Bo rodzina naprawdę była czymś, o co warto się starać.
Bliźniaki miały roczek, gdy przekroczyliśmy próg nowego domu. Wystarczył tydzień, abyśmy się zaaklimatyzowali w nowym miejscu i stworzyli w nim nasz własny raj na Ziemi. Mogliśmy się zająć tym, co kochamy, jednocześnie wychowując dzieci.
A później miała miejsce tragedia, która przekreśliła nasze całe wspólnie zbudowane szczęście.
Siedziałem na tarasie i popijałem kawę. Śledziłem uważnie kolejne linijki tekstu w gazecie, czytając, co się dzieje na rynku nieruchomości. Choć porzuciłem swój fach i nie projektowałem już wnętrz, to czasem ze zwykłego bólu serca wracałem do sprawdzania informacji na ten temat. Co kilka wersów odrywałem się od czytania i sprawdzałem, co robi reszta mojej rodzinki. Heechul wymachiwał drewnianym mieczem coraz sprawniej, a Jeongguk zdawał się naprawdę zadowolony z jego postępów w nauce. Chyba powinienem pomyśleć o jakichś zajęciach dodatkowych dla dzieciaków, gdy już pójdą do szkoły.
Naprawdę nie chciałem, by musiały iść do podstawówki. Te wesołe dzieci będą zmuszone od rana do nocy siedzieć w szkole, gdzie zmienią się w małe robociki... Choć kochałem mój kraj, to system edukacji uważałem za okropny, w dodatku zabijający kreatywność. Może i kształciliśmy geniuszy, ale jakim kosztem? Chciałbym, aby moje dzieci były szczęśliwe, a nie zestresowane przez kolejne piętnaście lat...
Może powinienem z nimi wyjechać? Ale tak ciężko było mi zostawić to miejsce na stałe... Jedyne, które mi pozostało po Sunmi...
Odłożyłem gazetę i spojrzałem w niebieskie niebo nade mną. Wierzyłem, że gdzieś tam, poza czasem i przestrzenią, jest dusza mojej ukochanej, która czuwała nad nami, chcąc, abyśmy byli szczęśliwi. Mogłem przysiąc, że pojawienie się Jeongguk'a to jej sprawka. Wiedziała, że potrzebuję kogoś przy moim boku, znała mnie w końcu najlepiej ze wszystkich. I naprawdę byłem jej za to wdzięczny.
Ale gdy znów się spotkamy, obiecuję, że znów będę cały twój, najmilsza.
Przekręciłem głowę i spojrzałem na bawiącego się z moim synem elfa. Heeyeonnie szła już w moją stronę, niosąc misia, stanowiącego prezent od zmarłej mamy. Bez słowa położyła się obok mnie na ciepłych deskach.
- O czym myślisz, tato? - zapytała, posyłając mi swój uroczy uśmieszek.
- O niczym, aniołku.
- Tato?
- Tak, Heeyeonnie?
- Nic. Kocham cię.
- Ja was też, Heeyeonnie.
Z uśmiechem przygarnąłem do siebie córkę, która po chwili zasnęła w ciepłych promieniach letniego słońca, nie przejmując się bojowymi okrzykami dwóch urwipołciów kilkanaście metrów od nas.
Jungkook
Wraz ze zrozumieniem jak funkcjonuje ten dziwny „telefon", pierwszym co zrobiłem, było poproszenie Hoseok hyung'a nie tylko o swój numer, a także o numer Jimin'a. Nie odwiedzał nas za często, jednak należał do grona moich przyjaciół, z którymi chciałem utrzymywać stały kontakt. A te magiczne SMS-y, przy których często używałem magii, aby cokolwiek napisać, były do tego idealne.
Dodatkowo mogłem odpowiedzieć na nieodebrane połączenia i porozmawiać z moimi potencjalnymi pracodawcami. To w pobliskim sklepie spożywczym miałem rozpocząć pracę od następnego tygodnia. Moja wiedza na temat ludzkich produktów była mocno ograniczona, dlatego poprosiłem hyung'a o udostępnienie mi jakichś informacji odnośnie wszystkiego, co znajdowało się w sklepach. Obsługa kolejnego, magicznego urządzenia jakim była kasa, wliczało się w moje obowiązki podczas tej pracy, przez co również i o tym musiałem poczytać, wiedząc, że z nauką nie będę miał żadnego problemu, skoro nikt tam nie będzie mnie rozpraszał swoimi ustami lub spojrzeniem.
Hoseok hyung, tak jak obiecał, zorganizował nam cały tydzień tylko we dwoje, zawożąc Heeyeonnie oraz Heechulie'ego do ich dziadków. Wiedziałem, że będę za nimi tęsknił, tak samo jak ich tata, jednak budowanie naszej relacji, wymagało spędzania czasu we dwoje, przynajmniej na początku związku.
Góry, które znów odwiedziliśmy, tym razem aż na trzy dni, wraz z towarzystwem mojego hyung'a, wywoływały jeszcze więcej uśmiechu na mojej twarzy. Tak jak poprzednio, zostawiliśmy samochód przy pensjonacie znajomej Hoseok hyung'a i udaliśmy się na szlak. Oczywiście szybko z niego zboczyliśmy, obierając inną drogę. Starszy chętnie wysłuchiwał moich opowieści o niektórych rzadkich roślinach, które można było spotkać w tych lasach, a o których niedawno czytałem w jednej z książek, w pewnym momencie łapiąc moją dłoń i chcąc ze mną kroczyć właśnie w ten sposób. Hyung wytłumaczył, że nowoczesne pary spacerują ze sobą, trzymając się za ręce. Nawet taki kontakt fizyczny, potrafił wywołać na twarzy niewielkie rumieńce.
Cztery godziny wędrówki i podziwiania pięknych widoków zawiodło nas nad jeden ze strumyków, by tak jak ostatnio, to przy nim rozbić namiot i rozpalić ognisko. Nie musiałem się już ukrywać z podziwianiem hyung'a przy takim świetle. Wymienialiśmy się uśmiechami, gdy podczas przytulania ciągle podnosiłem na niego wzrok, nie mogąc się nacieszyć, że w końcu należymy do siebie.
Po zjedzeniu kolacji i poczekaniu aż w końcu pojawią się gwiazdy, przenieśliśmy się do namiotu, leżąc przy jego wejściu, aby móc patrzeć w niebo. Oczywiście nie odpuściłem nam jednej z tych najprzyjemniejszych czynności, jaką było przytulanie do hyung'a. Ułożyłem się przy jego boku, pozwalając swojej głowie spocząć na torsie starszego, gdy jego ręka obejmowała mnie w pasie, głaszcząc delikatnie i sprawiając, że co jakiś czas musiałem przymykać oczy, właśnie przez przyjemność, którą mi tym sprawiał.
- Dziękuję, hyung, że znalazłeś dla mnie aż tyle czasu. Przeżywam dzięki tobie więcej pięknych chwil, niż mógłbym sobie wymarzyć – wyznałem cicho po kilku minutach cieszenia się swoją bliskością.
- To ja powinienem ci dziękować. Dawno nie byłem tak szczęśliwy jak z tobą – stwierdził, pochylając głowę do przodu, by dać mi buziaka prosto w głowę. A to z kolei uświadomiło mi jak bardzo zdążyłem się za czymś stęsknić.
- Możemy... podziękować sobie w inny sposób? – wyszeptałem, mając nadzieję, że hyung zrozumie co mam na myśli, bo moja twarz i tak od razu schowała się w jego boku, zbyt zawstydzona, by spojrzeń mu przy tym w oczy.
- Na przykład jaki? Czy mój Jeonggukie chce buziaka? – zapytał zadowolony, gdy moje policzki już zaczynały boleć od ciągłego uśmiechania. Choć nawet nie myślałem o odganianiu go ode mnie, skoro ten rodzaj bólu kwalifikował się do przyjemnych skutków ubocznych radości.
Pokiwałem głową, nawet teraz nie będąc w stanie jej podnieść.
- Jeonggukie, jak mam cię pocałować, skoro uciekasz? – zauważył ze śmiechem starszy, nadal rozpraszając mnie swoją rękę, co jak zwykle nie ułatwiało mi myślenia.
Potrzebowałem kilku sekund na obrania dobrej strategii, a kiedy już na jakąś wpadłem, uniosłem się trochę do góry, zamykając oczy i kładąc głowę na ramieniu hyung'a. Zrobiłem lekki dzióbek z ust, czując jak mimo wszystko moje serce przyspiesza swoje bicie, a policzki znów robią się gorące.
Wystarczyło delikatne muśnięcie jego warg na moich, abym spragniony pocałunków, przysunął się jeszcze bardziej, kładąc mu dłoń na torsie i starając przedłużyć tę cudowną pieszczotę.
Zdążyłem się troszkę do tego przyzwyczaić, nie obawiając każdego najmniejszego ruchu. Dlatego gdy nasze usta muskały się powoli, odrywając tylko na krótkie chwile, abym mógł się uśmiechnąć, zaraz powracając do pocałunku, pozwoliłem przenieść swoje ciało nad to hyung'a. Oczywiście umieściłem dłonie po jego bokach, by mimo wszystko nie stykać się z nim w ten sposób ciałami. Tylko jego rękom nie mogłem odmówić objęcia mnie w pasie, choć dzięki ubraniom, nadal było to niewinne.
Po kilku kolejnych, słodkich muśnięciach, poczułem jak jego język delikatnie ociera się o moje wargi, co odrobinę mnie zaskoczyło, odrywając od upajania tym pocałunkiem i sprawiając, że otworzyłem na chwilę oczy. Jednak to były sekundy, po których uznałem, że nie chcę tego przerywać. I może moim błędem było lekkie rozchylenie swoich warg, tuż po tym geście, bo jak tylko to uczyniłem, poczułem jak jego język dostaje się między nie, wywołując uczucia, których nie powinienem w tej chwili czuć oraz odgłos, którego nigdy nie ośmieliłem się z siebie wydać. A przynajmniej nie w takim momencie.
Tuż po westchnięciu i zarejestrowaniu jak całe ciepło z mojego brzucha, przenosi się nieco niżej, zdecydowanie za nisko, oderwałem się od niego, uciekając do jednego z kątów namiotu, gdzie podkurczyłem nogi, nie chcąc pozwolić temu uczuciu przejąć władzy nad moim ciałem. Moje spojrzenie wylądowało gdzieś na boku, a oddech nie chciał się tak łatwo opanować, gdy umysł próbował zrozumieć, dlaczego hyung to zrobił. A dokładniej - do jakich zakazanych pieszczot to należy.
- Przesadziłem? – zapytał, unosząc się za rękach, jak tylko zająłem to miejsce, jednak nie mogłem spojrzeć w jego stronę, za bardzo wstydząc się swojej reakcji i tego, jak to na mnie zadziałało. – Przepraszam – dodał zmartwiony.
Nie mogłem pozwolić, aby się obwiniał, dlatego wraz z przeniesieniem dłoni na swoje ręce i rozpoczęciem ściągania na nie rękawów, aby pozbyć się gęsiej skórki, postarałem się ubrać jakoś swoje myśli w słowa.
- N-nie, hyung... Nie wiedziałem, że... - zacząłem, pocierając już lekko przedramiona i obejmując tuż po tym swoje ciało. – To sprawiło, że poczułem... aż za dużo pozytywnych emocji, hyung – wyjaśniłem, tym razem wiedząc, że nawet jeśli nie powiem tego wprost, hyung zrozumie.
- To przecież nic złego. Lubię tak na ciebie działać, Jeonggukie – oznajmił, przenosząc się do siadu i od razu przyciągając tym mój wzrok. Patrzyłem niepewnie jak zbliża się do mnie z uśmiechem. A kiedy jego usta wylądowały na mojej szyi, bez jakiejkolwiek zapowiedzi, jedyne co mogłem zrobić to przymknięcie oczu i powtarzanie sobie w myślach, aby nie przestawał. – Czy to źle, że ci ze mną dobrze?
Dobrze. Idealnie, hyung. Jest idealnie, nie przestawaj.
Przygryzłem wargi, aby powstrzymać się od kolejnego westchnienia. Moja głowa sama pochyliła się tak, by starszy miał dobry dostęp do szyi, gdy przez całe ciało przebiegały mnie przyjemne dreszcze, przypominając, że to zbyt silne i zbyt cudowne uczucie, abym mógł to wszystko przeżywać.
- Nie mogę... cię... pragnąć, hyung. To za wiele... zdecydowanie za wiele – wyszeptałem, niestety nie potrafiąc tego przerwać, choć powinienem.
- Dlaczego nie, Jeonggukie? – To przez zadanie tego pytania, hyung odsunął się od mojej lekko mokrej już szyi, obejmując mnie w pasie i znów zaczynając gładzić palcami boki.
Uchyliłem powieki, przenosząc powoli wzrok na niego, nie wiedząc, czy nie przesadzam z reakcjami, dlatego postanowiłem się wytłumaczyć, patrząc przy tym na jego piękny uśmiech.
- Nie wiem, jak dokładnie działa ten świat, hyung... Ale... Nie powinienem się tak jeszcze czuć – zauważyłem, przenosząc wzrok na jego oczy, aby zrozumiał moją niepewność i strach. Choć wystarczyło kilka sekund skrzyżowania swoich spojrzeń, abym nie wytrzymał już tego braku bliskości i wręcz wpadł mu z powrotem w ramiona, siadając na swoich nogach. – Co to za rodzaj pocałunku, hyung? Nigdy... nie miałem okazji się całować w ten sposób... I nigdy nie czułem... czyichś ust na mojej szyi – wyszeptałem, podnosząc się przy tym trochę wyżej, by powiedzieć mu to na ucho, jakby bojąc się, że ktoś mógłby nas podsłuchiwać.
- A czy podoba ci się to uczucie? – zapytał, obejmując mnie znów, by trzymać jak najbliżej siebie. – Sądzę, że to całkiem normalne, byś czuł się w ten sposób – stwierdził, głaszcząc mnie dłońmi po plecach, co odrobinę mnie uspokajało. – Czy mogę cię pocałować w ten sposób jeszcze raz? – poprosił, również robiąc to tuż przy moim uchu, co nie tylko sprawiło, że lekko zadrżałem, a także naprawdę zacząłem to rozważać, nagle nie obawiając się popełnienia grzechu.
- Hyung, sprawiasz, że chcę łamać zasady, których naprawdę nie powinienem łamać – wyszeptałem, choć na samą myśl ponowienia takiego pocałunku, już chciałem do niego przejść. – Ale t-tak. Pocałuj mnie tak raz jeszcze.
Wystarczyło, bym powrócił do normalnej pozycji, tuż przed niego, aby złączył nasze wargi, początkowo wracając do naszych delikatnych i słodkich muśnięć. Jednak nie minęło kilkanaście sekund, gdy przyciągnął mnie bliżej, znów wykonując ten trik z językiem, na który nie mogłem nie rozchylić ust.
Każde zetknięcie z jego językiem, który rozpoczął lekkie pieszczenie wnętrza mojej jamy ustnej, wywoływało więcej cichych westchnięć. Nie mogłem tego kontrolować. Nie mogłem w tej chwili niczego kontrolować. Szczególnie ciepła, wypełniającego całe moje ciało, wraz z partiami, którymi nie powinno się jeszcze interesować.
Moje myśli krążyły tylko wokół smaku jego ust, a dłonie pozwoliły objąć go w pasie, choć naprawdę delikatnie. Już i tak całe moje ciało rozpływało się w jego ramionach, nie będąc w stanie wykonywać większych ruchów.
Kiedy jego usta oderwały się od moich, zostawiając je lekko nabrzmiałe i rozchylone, starszy rozpoczął ponowne pieszczenie mojej szyi, co wcale nie ułatwiało mi kontroli nad przekroczeniem granic. Mój zmysł słuchu wyłapywał każde muśnięcie jego ust, których nie byłem w stanie teraz zliczyć, gdy serce, szalejące z radości przez naszą bliskość, znów nie chciało, aby przestawał.
Dopiero gdy jedna z jego dłoni zsunęła się na dół moich pleców, wsuwając pod materiał koszuli, prosto na moją skórę, a druga wylądowała na udzie, przebiegł mnie kolejny dreszcz, zapewne przez pierwsze tego typu spotkanie tej partii mojego ciała z jego gorącymi dłońmi.
To... za dużo... Za dużo, hyung.
Rozchyliłem powoli powieki, kładąc dłoń na jego ręce umiejscowionej na moim udzie, by nie pozwolić jej na śmielszy ruch. Bałem się, że w ten sposób go odstraszę i nie będzie chciał trzymać mnie w swoich ramionach, dlatego zrobiłem to naprawdę delikatnie i powoli.
- Hyung... Nie możemy... Jeszcze nie... - przypomniałem, zniżając głos do szeptu i czując, jak w miejscu jego dotyku już pojawia się gęsia skórka.
- Dlaczego, Jeonggukie? – To pytanie i samo jego spojrzenie, sprawiły, że zacząłem się nawet bardziej obawiać zakończenia naszej bliskości.
- Wiem, że nie jesteś kobietą, hyung... i na pewno nie weźmiemy ślubu... ale nadal czuję, że w ten sposób grzeszę – wyznałem cicho, zdradzając mu swoje kolejne myśli, pamiętając przy tym o zasadach, które panują w tym świecie. W końcu nie mogliśmy zawrzeć małżeństwa i... mieć później dzieci. Choć te przekonania, mocno zakorzenione w moim umyśle, nie pozwalały mi na pójście o krok dalej, szczególnie tak szybko.
- Jeonggukie... - Hyung natychmiast przeniósł obie dłonie z powrotem na moje plecy, by przyciągnąć znów bliżej siebie i pocałować prosto w nos, co wywołało mój niewielki uśmiech. – Nasza miłość nie jest grzechem. Proszę, nie myśl tak o niej. Jeśli twoje bóstwa zesłały nam siebie nawzajem... Jak możemy grzeszyć? – zauważył, przypominając mi dzięki swoich słowom wszystkie moje myśli, które kierowałem do sił wyższych. I raczej nie widziałem nic złego w postawieniu niewielkiego kroczku na przód, skoro nie mogliśmy stać się małżeństwem, a w naszej miłości może trochę brakowało tego kontaktu fizycznego.
- Nigdy... nie pokazywałem swojego ciała nikomu, hyung... Czekałem na tę wyjątkową osobę... A hyung zdecydowanie nią jest – wyszeptałem z uśmiechem, podnosząc powoli ręce do góry, by objąć go na poziomie szyi, patrząc przy tym w oczy.
- Dziękuję, Jeonggukie. – Starszy dał mi kolejnego buziaka w nos, przez co uśmiechnąłem się nawet szerzej. – Jeśli nie chcesz jeszcze posuwać się za daleko, to może spróbujmy choć trochę dalej? W każdej chwili będziemy mogli przestać, obiecuję – zaproponował, głaszcząc delikatnie moje plecy.
- Tylko troszeczkę dalej, hyung, dobrze? – poprosiłem, nie wiedząc, jak duży krok ma na myśli.
- Tylko troszeczkę – potwierdził, dając mi niewielkiego całusa prosto w usta i już rozpoczynając wędrówkę swoich dłoni pod moją koszulę.
Wystarczyło niewielkie zetknięcie z jego skórą, abym znów zadrżał, tym razem czując, jak gęsia skóra pojawia się nie tylko na moich plecach, a również na reszcie ciała. Musiałem się jakoś odciągnąć od tych uczuć, dlatego rozpocząłem kolejny, dłuższy pocałunek, chętnie przysuwając się do niego i muskając jego wargi. Hyung chyba zaczepił materiał mojej koszuli o swoje kciuki, bo wraz z sunięciem dłońmi do góry, odkrywał mój brzuch i powoli też tors.
Wykorzystałem moment przypływu odwagi, by oderwać się od jego ust i nadal z zamkniętymi oczami, rozpocząć rozpisanie guzików mojej koszuli. Nie wiedziałem, czy hyung na mnie patrzy, ale mogłem się domyślać, że skoro chciał się jej pozbyć, na pewno jest ciekaw, co zamierzają moje palce.
Trochę niekontrolowanie, poczułem jak z moich dłoni poleciało kilka iskier, które rozpięły ją za mnie, sprawiając, że teraz tylko moje ramiona były zasłonięte. Bałem się rozchylić powieki, będąc za bardzo zawstydzony, aby patrzeć w tym momencie na hyung'a. Lubił mnie całować i lubił przyglądać się mojej osobie, a sama chęć „pójścia o krok dalej", mówiła mi wprost, że mu się podobam, więc nie musiałem obawiać się jego reakcji po ujrzeniu czegoś więcej niż moje przedramiona.
Hyung osobiście zajął się zsunięciem reszty materiału z ramion, zmuszając go do opuszczenia mojego ciała, zostawiając je półnagie. Jego dłonie ponownie objęły mnie w pasie, a usta rozpoczęły pieszczenie już nie tylko szyi, a również obojczyków i ramion. Każdy delikatny i ten bardziej mokry pocałunek sprawiły, że moje oczy w końcu przeniosły się na niego, obserwując uważnie, jak pieści moje ciało, gdy jego dłonie suną po moich plecach.
Było to naprawdę przyjemne, a czując, jak wzór na moim brzuchu delikatnie mnie łaskocze, wiedziałem, że jest to odpowiednie dla naszej relacji.
Nie mogłem jednak siedzieć w ten sposób zbyt długo, bo mój oddech za bardzo przyspieszał, a oczy znów się przymykały, dlatego w pewnym momencie, znów wpadłem w jego ramiona, obejmując go szczelnie i wtulając się w tors.
Hyung nie miał mi tego za złe, gładząc mnie po prostu kciukami i całując kilkakrotnie we włosy. W mojej głowie znów pojawił się nietypowy pomysł, który chciałem zaproponować i pragnąłem go bardzo, bardzo, choć ze skierowaniem takich słów do starszego, było już gorzej.
Powoli przeniosłem jedną z dłoni na serce hyung'a, odsuwając się i przyglądając miejscu, w którym wylądowała.
- Następnym razem... mogę to z hyung'a zdjąć koszulkę? – wyszeptałem, niepewnie i naprawdę nieśmiało, nie wiedząc do końca, czy to aby na pewno bezpieczne.
- Nie mogę się doczekać następnego razu. A czy teraz dostanę buziaka? – zapytał od razu z uśmiechem, czekając już na mnie z ustami, które oczywiście otrzymały delikatne cmoknięcie.
Uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, że na tym zakończymy nasz dzisiejszy kontakt fizyczny. A wraz z odsunięciem od starszego, machnąłem ręką, sprawiając, że koszula grzecznie wróciła na moje ciało, znów odkrywając tylko przedramiona, bo niestety nie byłem gotów spędzać z nim w ten sposób czasu.
- Cwaniak – skomentował to jedynie, śmiejąc się i proponując nam powrót do oglądania gwiazd, na który bardzo chętnie przystałem, znów lądując w jego ramionach.
Jimin
Mieszkanie u Yoongi hyung'a było dziwne. Biorąc pod uwagę, co mnie spotkało przez niego, chyba najbardziej idiotycznym pomysłem było pchanie się w paszczę lwa. Ale o dziwo dało się jakoś funkcjonować. Wystarczyło przestrzegać kilka zasad.
Po pierwsze - zero fizycznego kontaktu. Unikałem nawet tego przypadkowego, nie zbliżając się do hyung'a na mniej niż metr. Czułem się wtedy bardziej komfortowo.
Po drugie - siedzenie w pokoju. Wychodziłem z niego tylko w ramach ewentualności w postaci potrzeb fizjologicznych. Szybko kupiłem trzy żarówki do mojej lampki, aby sytuacja z rysowania w jadalni się nie powtórzyła. Nie chciałem prowokować opcji, w której zdenerwowany hyung żałowałby, że mnie tu sprowadził.
No i po trzecie - starałem się jakoś odwdzięczać za przygarnięcie mnie. Nawet jeśli mężczyzna zrobił to tylko dla spokoju własnego sumienia, to jednak było mi łatwiej, gdy nie musiałem większości pensji wydać na opłacenie mieszkania. Hyung nie chciał mi pozwolić na dorzucenie się do rachunków, więc starałem się uzupełniać lodówkę . No i zajmowałem się sprzątaniem mieszkania.
Yoongi kazał mi zrezygnować z dodatkowej pracy w wydawnictwie, która w sumie nie była mi póki co potrzebna. Obecnie martwiły mnie więc tylko dwie rzeczy - jakie intencje ma hyung i czy w pewnym momencie po prostu stąd nie wylecę.
Siedziałem w moim pokoju jak co wieczór, zbierając się powoli do mycia. Nie lubiłem chodzić w piżamie, bo zaraz robiłem się senny i za szybko padałem, jednak nie chciałem przeszkadzać hyung'owi, gdybym zwyczajowo poszedł się myć po dwudziestej trzeciej. Akurat złapałem za czyste spodenki i koszulkę, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Zaskoczony podszedłem do nich i otworzyłem. Jeszcze ani razu się nie zdarzyła, aby mężczyzna tu przyszedł. Czego mógł więc chcieć?
Zrobiłem coś źle? Wywali mnie stąd? Chyba uzupełniłem wczoraj lodówkę... A może coś źle posprzątałem?
- Tak, hyung? - zapytałem, czując mocny niepokój. Oczywiście trzymałem drzwi, by w razie problemów je zatrzasnąć, choć nigdy nie wiadomo, czy moja siła wystarczy przeciwko niemu.
- Ubierz się w coś bardziej eleganckiego. Wychodzimy - powiedział i odwrócił się na pięcie, kierując do swojego pokoju.
Potrzebowałem chwili, aby zrozumieć, co się wydarzyło, ale zgodnie z poleceniem odłożyłem piżamę na łóżko i pobiegłem do łazienki, by szybko załatwić swoje potrzeby przed ubraniem się. Z szafy wyjąłem jedyny, bardziej formalny strój w postaci błękitnej koszuli i spodni od garnituru. Nie wiedziałem, czy potrzebuję marynarki, ale ostatecznie zrezygnowałem z niej, idąc już do salonu. Hyung przyszedł zaraz po mnie, ubrany w chyba naprawdę drogi garnitur, co mnie trochę zawstydziło, bo nie byłem teraz pewien, czy to dobry pomysł, bym z nim gdziekolwiek wychodził. Już miałem coś na ten temat powiedzieć, ale on odezwał się pierwszy.
- Nie myśl, że to randka. To tylko zwykłe wyjście i oprócz biletu, niczego ci nie kupię. Reszta moich znajomych jest zajęta, także... - oznajmił, na co trochę się skuliłem, zwłaszcza przez posyłane mi spojrzenie.
- A Hobi hyung nie mógł? Rozmawiałem z nim i mówił, że bliźniaki są u dziadków... - zauważyłem cicho.
- POWIEDZIAŁEM, że moi znajomi są zajęci - powtórzył głośno i wyraźnie, przez co pożałowałem nawet pomyślenia o tym, by zaproponować mu naszego przyjaciela. - Idziemy - dodał, wskazując na drzwi, więc szybko założyłem buty i wyszedłem na zewnątrz.
- Wziąłeś gaz? - zapytał, gdy zamykał mieszkanie, przez co trochę się zmieszałem.
Owszem, nosiłem tę małą buteleczkę w spodniach, tak na wszelki wypadek, ale wątpiłem, czy byłbym w stanie użyć ją przeciwko hyung'owi...
- Na twoim miejscu miałbym go teraz przy sobie. - Choć na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu, uznałem, że to żart i postanowiłem go przeciągnąć, aby trochę rozluźnić atmosferę, nawet jeśli cholernie się obawiałem, że starszy tego nie chce.
- Tak. I ostatnio uczyłem się samoobrony, więc radzę ci trzymać się z dala, hyung - powiedziałem, z chyba bladym uśmiechem.
- Chcesz się pochwalić czego się tam nauczyłeś?
- Wolę nie pozbawiać cię ręki, hyung. Mógłbyś mieć problemy z pracą.
- Czyli ten cały zakaz dotykania nie był tylko naszym takim żartem? - zapytał, udając zdziwienie, na co trochę się odsunąłem, mimo wszystko chcąc podkreślić, że wolałbym nie przekraczać wyznaczonych granic.
- Nie wydaje mi się.
Wsiedliśmy do zaparkowanego na podziemnym parkingu auta w milczeniu. Chyba wyglądałem na naprawdę wystraszonego, skoro nim ruszyliśmy, starszy powiedział:
- Możesz pytać.
- Dokąd jedziemy, hyung? - zapytałem natychmiast, na co on uśmiechnął się złośliwie.
- Ale ja mogę nie odpowiedzieć - wyjaśnił, włączając radio.
No to się dowiedziałem...
- Pozwolę ci zgadnąć. Dwie szanse? - zaproponował, na co natychmiast zareagowałem, odpowiadając pierwszą i w jego przypadku najbardziej prawdopodobną rzecz, skoro zawsze chodziłem z nim tylko do jednego miejsca.
- Bar?
- Bar? - powtórzył, unosząc brew.
- Myślałem, że pojedziemy pić...
- Zapewne cię zaskoczę, ale mam też kilka innych zainteresowań - mruknął, wywracając oczami.
Uśmiechnąłem się, trochę podniesiony na duchu tym, że ten wieczór nie skończy się znowu upitym hyung'iem. Mieszkając z nim siłą rzeczy zauważyłem, że starszy nie pije tylko okazjonalnie. Mocno mnie martwiło, gdy idąc wieczorem do łazienki natrafiałem na siedzącego w salonie mężczyznę, który raczył się kolejnym trunkiem. Alkohol nie był niczym dobrym. Sam przejechałem się na papierosach i wiedziałem, że uzależnienia nie przynoszą nic dobrego. Ale czy miałem prawo zwrócić mu uwagę? Bałem się tego. Co, jeśli to go zdenerwuję? Wolałem nie ryzykować, ale z drugiej strony... szkoda mi było starszego. Nie rozumiałem mojego serca, które tak się do niego wyrywało.
Naszym celem okazała się filharmonia, w której nigdy wcześniej nie byłem. Zszokowany pozwoliłem się prowadzić po widocznie dobrze znanym hyung'owi wnętrzu oraz kupić mi bilet, który wcale do najtańszych nie należał, przez co poczułem się niekomfortowo. Mimo wszystko nie chciałem, aby mężczyzna czuł się w obowiązku za mnie płacić...
Może kupię mu coś słodkiego? Jakieś ciasto? Czy hyung lubi takie rzeczy?
Zajęliśmy miejsca na wielkiej sali, czekając na występ. Nie mogłem pohamować uśmiechu, który ciągle gościł na moich ustach. Chociaż starszy mówił, że to nie randka, to jednak gdzieś tam z tyłu mojej głowy, do której nie docierało, że powinienem zapomnieć o mojej miłości, świrowała myśl pod tytułem ,,TO RANDKA, JIMIN". Yoongi siedział spokojnie, przeglądając jakiś folder, w którym chyba były zapisane nazwiska artystów.
- Jestem tu tylko dla wiolonczelisty. Żartowałem z tymi ,,zainteresowaniami" - mruknął, jakby chciał się nie wiadomo czemu usprawiedliwić.
- Rozumiem, hyung. Dziękuję, że mogę ci dotrzymać towarzystwa - zapewniłem, nie chcąc już dodawać niczego więcej, bo widowisko właśnie się rozpoczynało.
Aż do przerwy nie mogłem oderwać wzroku od występujących. Korzystałem w pełni z możliwościa przeżycia pierwszy raz czegoś tak niezwykle pięknego i musiałem przyznać, że choć muzyka średnio pasowała do mojego gustu, to te niesamowite dźwięki pozytywnie wpływały na moje serce.
W przerwie między kolejnymi występami, wyszliśmy na chwilę, aby razem z innymi widzami napić się czegoś. Hyung wcisnął mi do rąk kieliszek z szampanem, ale praktycznie tylko pomoczyłem w nim ust, nie mając najmniejszej ochoty na alkohol.
- Bardzo ładnej muzyki słuchasz, hyung. Nie wyglądasz na takiego - powiedziałem, czując się bardzo niezręcznie w przedłużającej się między nami ciszy, choć gdy dotarło do mnie, co palnąłem, miałem ochotę przybić piątkę ścianie. Głową.
Starszy spojrzał na mnie surowo. Trzymał w dłoni kieliszek z jakimś sokiem, bo skoro prowadził, to nie ruszał alkoholu.
- Mówiłem ci po co tu jesteśmy. Zresztą, czy sądziłeś, że osoba pracująca na co dzień ze słowem, będzie słuchać metalu? - zapytał, unosząc brew z wyrazem powątpienia.
- Raczej spodziewałem się, że właśnie przez taką pracę będziesz szukał odskoczni i robił coś szalonego, hyung - wyjaśniłem i zaraz do mnie coś dotarło.
A jeśli hyung pije, bo ma tyle problemów, że sobie z nimi nie potrafi poradzić?
- I lepszego dla zdrowia... - mruknąłem bardziej do siebie, ale chyba mnie usłyszał.
- Zrobiłem już w życiu wystarczająco dużo szalonych i niezbyt rozsądnych rzeczy, Jimin - powiedział bardzo poważnym tonem, przez co zamilkłem, nie chcąc go rozzłościć.
Kilka sekund postaliśmy w milczeniu, a gdy starszy zauważył, że nie chcę już niczym zawracać mu głowy, ruszył w stronę wystawy obrazów, które mogli oglądać widzowie. Poszedłem szybko za nim, bo niestety nie miałem zbyt dobrej orientacji w terenie i pewne zgubiłbym się nawet w tym budynku. Nie wiem, czy mężczyzna spodziewał się mojego towarzystwa, ale gdy stanąłem obok, zaczął opowiadać mi o prezentowanym dziele. A kiedy przerwa się skończyła, wróciliśmy dokończyć słuchania koncertu.
To był całkiem przyjemny wieczór, więc wracałem do mieszkania z uśmiechem, choć tłumaczyłem sobie, że powinienem się uspokoić i skupić na zapomnieniu o miłości, a nie pielęgnowaniu jej.
Zaraz jednak odniosłem wrażenie, iż mimo wszystko starszy bawi się moimi uczuciami. Zwłaszcza, że po chwili zapytał o coś, co niezbyt pozytywnie wpłynęło na moje serce, bo przypominało jedno z licznych pytań, które mi zadawał, kiedy szykowało się coś złego.
- Pójdziesz ze mną wszędzie, Jimin?
Spiąłem się na to pytanie, czując, jak serce mi przyspiesza.
A jeśli zażąda teraz oddania mu za ten bilet w naturze? Nie chcę...
- Co to za pytanie, hyung? - zapytałem cicho, siląc się na spokój.
- Nie mam na myśli twojego lub mojego łóżka, hotelu, motelu, hostelu. Po prostu... pewne inne miejsce? Nic dwuznacznego - zapewnił, choć wcale mnie to nie uspokoiło.
- Więc to nie jest wszędzie, hyung - zauważyłem, starając się jakoś odwrócić to w żart. - Ale mogę pójść.
- Mamy inne definicje tego słowa. Moja obejmuje naszą umowę. Posiadasz prawo jazdy, bo już nie pamiętam?
- Tak, hyung.
- A UMIESZ prowadzić?
No i tu mnie ma.
- Z automatyczną skrzynią biegów tak - mruknąłem, czując jak moje policzki płoną. To nie moja wina, że nigdy nie wiem, kiedy zmienić bieg!
- Nauczyłbym cię, no ale skoro mam zakaz dotykania... - stwierdził, wzruszając ramionami, lecz gdzieś w kącikach jego ust czaił się uśmiech. Tylko jeszcze nie byłem pewien, czy to dobrze. - W każdym razie zaryzykuję. Prowadzisz z powrotem do mieszkania - zapowiedział, po czym skręcił na najbliższym skrzyżowaniu, zmieniając naszą trasę i nie kierując się już do mieszkania.
Spiąłem się mocno, gdy kolejnym celem wycieczki okazał się jakiś klub, w którym muzyka była tak głośna, że słychać ją było nawet na chodniku. Nie sprzeciwiałem się jednak i nadal kierowałem za Yoongi'm.
Po dostaniu się do środka, usiedliśmy przy barze. Zamówiłem wodę, bo było tutaj naprawdę duszno, a zapach spoconych ciał nieprzyjemnie drażnił nos. W milczeniu przyglądałem się, jak starszy wypija kolejne kieliszki niemal jeden po drugimoraz dwa mocne drinki.
Proszę, niech nic się nie stanie.
Hyung pochylił się do mnie i zaproponował taniec, a w jego głosie słychać już było wpływ alkoholu. Zgodziłem się, mimo wszystko nie mogąc sobie odmówić możliwości bycia z nim bliżej, ale na parkiecie szybko zostaliśmy rozdzieleni. Widziałem, jak po odbiciu mnie przez jakieś dziewczyny, mężczyzna szybko zawinął się z powrotem na stołek i kontynuował picie. Starałem się go obserwował, aby sprawdzić, czy nie przesadzi, ale ledwo minęła trzecia piosenka, a już musiałem interweniować, przepraszając moją towarzyszkę tańca. Tempo, które sobie narzucił z pewnością było za szybkie.
- Hyung... - zacząłem, stając przy nim w końcu, ale nie zwrócił na mnie większej uwagi, zerkając jedynie w moją stronę. - Hyung, możemy już wracać?
- Idź jeszcze potańczyć - powiedział ledwo słyszalnie przez panujący wokół nas hałas.
- Hyung, proszę...
Trochę niepewnie dotknąłem jego ramienia, aby w końcu przestał mnie zbywać. On jednak spojrzał na moją dłoń, marszcząc brwi, jakby nie do końca rozumiał, dlaczego to robię.
- Czemu? - zapytał, opróżniając kolejny kieliszek.
Moja ręka zrobiła coś szybciej, niż głowa to powstrzymała, mianowicie przykryła odłożony przez redaktora kieliszek, nie pozwalając mu na dolewkę. Wystarczyło jedno jego spojrzenie bym pożałował takiego zagrania.
Chyba sam się prosisz o cierpienie, Jimin...
Starszy wyrwał szkło spod mojej ręki i napełnił go jeszcze raz, burcząc coś niezadowolony. Cofnąłem się o krok, tak na wszelki wypadek i patrzyłem, jak osusza naczynko jeszcze dwa razy, a dopiero po tym wyciągnął pieniądze i zostawił je na blacie, wstając już i kierując do wyjścia. Niestety nie szło mu to najlepiej, bo zataczał się lekko, dlatego gdy zdawał się za bardzo zbliżać do podłogi, złapałem go i pomogłem stanąć bardziej stabilnie, prowadząc następnie do auta. Co prawda próbował mnie pogonić machając lekko ręką, ale nie pozwoliłem mu na to, dopóki bezpiecznie nie oparł się o drzwi, wręczając mi kluczyki wyjęte z kieszeni.
- Myślałem, że nasza umowa obowiązuje obie strony? - mruknął, a ja odsunąłem się zawstydzony.
Nie powinienem go dotykać... Ale jak miałem go zostawić w tym stanie?
- Przepraszam. Już cię nie dotknę, hyung - obiecałem, odsuwając się od niego i obszedłem samochód, aby usiąść za kierownicą.
Mężczyzna jakoś dał radę sam wsiąść do środka, a gdy zapiął pas, odwrócił się w moją stronę. Spięty i przytłoczony tym spojrzeniem odpaliłem samochód i ostrożnie wycofałem z miejsca parkingowego, zaczynając się modlić o bezszkodowe dotarcie do mieszkania.
- Nadal mnie kochasz? - zapytał nagle starszy, przez co o mało nie walnąłem w stojące przed nami na światłach auto.
- Nie - odpowiedziałem, ale to kłamstwo było tak słabe, że nie wiedziałem, czy nawet pijany w nie uwierzy.
- A gdybym cię pocałował, kochałbyś? - drążył dalej, znów bawiąc się moimi zszarganymi uczuciami.
Dlaczego mi to robisz? Proszę, przestań...
- Nie, hyung. Po co miałbyś to robić? Moja miłość jest ci niepotrzebna - zauważyłem cicho, ruszając w dalszą drogę.
- A tobie moja - mruknął w odpowiedzi i odchylił sobie fotel do tyłu, przerywając już tę męczącą rozmowę.
Nie wiem, jak dojechaliśmy do mieszkania. W mojej głowie ciągle na nowo krążyły jego słowa.
Dlaczego musiałem się w tobie zakochać, hyung? Przecież nigdy nie będziemy razem.
Starszy wysiadł pierwszy i poszedł sam w stronę windy, a ja oparłem czoło o kierownicę uważając, aby przypadkiem nie nacisnąć klaksonu. Westchnąłem, starając się pozbierać myśli.
Serce, dlaczego jesteś takie głupie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top