rozdział 7
Jimin
Kiedy człowiek myśli, że wychodzi na prostą, zawsze dzieje się coś, co potwierdza to, iż się myli. Wtedy ma do wyboru dwie drogi - albo upadnie albo spróbuje podnieść się i walczyć dalej. Podobno łatwiej jest powstać, jeśli wiesz, że masz dla kogo. W moim przypadku tak nie było. Straciłem mamę, tata nigdy nie był mi szczególnie bliski, a u mojego boku nie było osoby, która mogłaby mnie wspierać. Lecz wiedziałem, że gdybym nie spróbował i się poddał, moja mama byłaby zawiedziona. Ona walczyła do końca. Dopiero, gdy lekarze jej powiedzieli wprost, że to kwestia dni i żadna chemia już nie pomoże, pogodziła się z tym i odeszła tak, jak sama chciała - w domu przy rodzinie. Jakim więc byłbym synem, gdybym tak po prostu wszystko rzucił i pozwolił smutkowi przejąć kontrolę nad moim życiem?
Codziennie budziłem się z myślą, że muszę zrobić wszystko, aby ten dzień był lepszy od poprzedniego. Załamanie przechodziłem jednak w momencie, gdy stawałem przed lustrem w mojej małej łazience i patrzyłem na tego samego chłopaka, którego odbicie wyglądało kilka dni temu dużo gorzej. Moja głowa wręcz krzyczała obelgi pod moim adresem, nazywając mnie na przykład brudną dziwką. I albo odszedłem i robiłem swoje, albo załamywałem się i płakałem kolejną godzinę, dopóki nie wypłakałem wszystkich łez.
Pragnąłem z całych sił zmienić ten obraz, dlatego któregoś razu patrząc na siebie, po prostu odsunąłem się od umywalki, ubrałem i pobiegłem do najbliższego sklepu, w którym kupiłem najtańszą farbę do włosów w kolorze blond. Jeszcze tego ranka jej użyłem. Zmuszony byłem na razie zrezygnować z okularów - zapasowe miały stare szkła, które niewiele mi pomagały, zwłaszcza przy rysowaniu, a na nowe nie było mnie stać, dlatego musiałem wydać kolejne pieniądze na szkła kontaktowe, które były stanowczo tańszym rozwiązaniem. Teraz patrząc w lustro mogłem oszukiwać samego siebie, że tamten chłopak, którego potraktowano tak okrutnie, to nie jestem ja. To inny Park Jimin, inny ilustrator, inny marzyciel. Ten Park Jimin to chłopak, który nie ma przeszłości i właśnie startuje od zera, mając określone zasoby i zadania.
Pojechałem na jedno popołudnie do Hoseok hyung'a, który nauczył mnie, jak powinienem rozplanować swój dzień. Mówił mi, że to mu bardzo pomogło po stracie żony - wbicie się w pewną rutynę, która dawała poczucie bezpieczeństwa, dopóki nie był gotowy na rozpoczęcie mniej zorganizowanego życia.
Nie powiedziałem nikomu o tym, co się wydarzyło. Dopóki jakoś dawałem radę funkcjonować, było w porządku. Hobi hyung tylko niepotrzebnie by się martwił, a ma przecież swoją rodzinę na głowie i Jeongguk'a, który obecnie u niego mieszka. Poza tym podobnie jak ja, pracuje z Yoongi'm, więc zepsucie ich relacji mogłoby źle wpłynąć na życie zawodowa przyjaciela, któremu naprawdę dużo zawdzięczam.
A więc stworzyłem na kartkach plan dnia, tygodnia i miesiąca - pierwszy raz w życiu. Określiłem co muszę robić, kiedy mam deadliny, kiedy zrobić zakupy i wiele innych rzeczy. Wstawałem i kładłem się mniej więcej o tej samej porze, rysowałem, sprzątałem, chodziłem do wydawnictwa do dodatkowej pracy. Tylko pilnowanie posiłków ciężko mi przychodziło, bo zajęty rysowanie zwykle przegapiałem określone pory, a i niewielki wysiłek ruchowy nie sprawiał, by brzuch domagał się zaspokojenia głodu.
Ale największą zmianą było to, że nie tworzyłem już nowych rysunków osoby, która mnie tak skrzywdziła.
Próbował się ze mną kontaktować. Telefon dzwonił kilka razy w ciągu dnia, ale wystarczyło, bym zobaczył numer i wiedziałem, że nie powinienem odbierać. Nie martwiłem się, by miało chodzić o coś związanego z moją pracą, bo jeśli miałem się zjawić w wydawnictwie, to zawsze dostawałem w tej sprawie maila. A póki co skrzynka była pusta.
Zdarzyło się nawet, że mężczyzna zjawił się pod moim mieszkanie, ale gdy tylko zerknąłem przez wizjer, by sprawdzić, kto to, natychmiast wstrzymałem oddech i uparcie udawałem, że mnie nie ma, choć na pewno słyszał, jak się przemieszczam. Jeśli coś wtedy mówił, to nie słyszałem, zamknięty w łazience i zwinięty w kulkę z przerażenia między ubikacją a pralką.
Przez ten ciągły lęk, który mi towarzyszył, poszedłem w końcu do apteki i kupiłem jakieś ziołowe tabletki na uspokojenie. Mała pomoc w normalnym funkcjonowaniu.
Dzisiejszy dzień nie należał do jednego z tych ciepłych. Od rana niebo zasnute było chmurami, a chłodny wiatr nie zachęcał do wychodzenia z domu, jednak musiałem jak co wieczór wsiąść w autobus i pojechać do wydawnictwa. Sprzątanie zwykle zajmowało mi dwie godziny. Wiedziałem, co mam robić, więc zakładałem rękawiczki, fartuch i brałem się do roboty. Pozamiatanie, umycie podłóg, kurze, śmieci. Dzisiaj jeszcze okna. Jakoś zleciało.
Wyszedłem zmęczony z budynku po wykonaniu swoich obowiązków i skierowałem się w stronę przystanku. Na uszach miałem słuchawki, które ostatnio przysłał mi wujek, pisząc, bym się nie martwił, bo z moim tatą wszystko w porządku. Całkiem dobrze odnajdywał się w życiu na wsi, więc mogłem mieć tylko nadzieję, że jakoś ukoi dzięki temu smutek po stracie.
Zastanawiałem się, co miałem kupić przed powrotem do mieszkania, gdy nagle ktoś mnie minął i zablokował dalszą drogę. I nie był to żaden obcy, który mógłby zażądać mojego portfela, ani nie miał noża, przez który musiałbym pożegnać się z życiem. Zapowiadało się o wiele gorzej, bo na wprost mnie stał Yoongi hyung.
Zatrzymałem się gwałtownie, czując, jak moje serce przyspiesza ze strachu. Nawet brane tabletki w tej chwili nie pomagały w zachowaniu spokoju. Ale może to właśnie za ich sprawą mój umysł pozostał na tyle czysty, by podpowiedzieć mi, co robić.
Szukaj drogi ucieczki, Jiminnie!
Cofnąłem się o krok, gotów rzucić się do biegu. Drżącymi dłońmi zdjąłem z uszu słuchawki, zerkając w bok, by ocenić, jak daleko jest zaułek między budynkami. Może jakoś się uratuję?
- Jimin, porozmawiajmy - powiedział powoli i spokojnie, okazując uczucia zupełnie przeciwne do tych moich. - Nie uciekaj, niczego ci nie zrobię i obiecuję już nie dotykać.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, hyung - odparłem natychmiast. - Jeśli to dotyczy rysunków, to przyjdę jutro na spotkanie do wydawnictwa - dodałem, na wypadek gdyby faktycznie tylko tego chciał.
- Nie, nie dotyczy. Nie czekałbym na ciebie z taką głupotą. Chciałem... cię przeprosić, Jimin.
To, co powiedział wydawało się szczere, zwłaszcza, że takie słowa widocznie łatwo mu przez gardło nie przeszły. Jednak to mnie ani trochę nie uspokoiło. Poprawiłem plecak zdenerwowany, nie rozumiejąc czego ode mnie oczekuje. Naprawdę myśli, że byle słowa pomogą mi się pozbierać?
- Nie sądzę, by to było potrzebne - powiedziałem cicho.
- Raczej jest. Nie powinienem cię tak potraktować, szczególnie w takich okolicznościach. Czy potrzebujesz... jakiejś pomocy? Finansowej lub jakiegoś specjalisty?
Nawet niepewność w jego głosie nie mogła uśpić mojej czujności. A poza tym... To, co powiedział, brzmiało jakby po prostu gryzło go sumienie i tak naprawdę nie zależało mu na tym, bym to ja się lepiej poczuł, lecz on sam.
- Nic od ciebie nie chcę, hyung - powiedziałem, starając się grać pewnego siebie, choć dłonie, którymi wyjąłem z kieszeni portfel lekko drżały, zdradzając mnie tym samym. - I to też możesz sobie zabrać. Nie potrzebuję ani ciebie hyung, ani twoich pieniędzy, ani fałszywych przeprosin - stwierdziłem, kucając, aby położyć na powierzchni parkingu te same banknoty, które mi rzucił jako ,,zapłatę". Wstałem i odwróciłem się od niego, ruszając szybko w przeciwną stronę.
Pójdę na inny przystanek. Jakoś naokoło dojadę do domu. Muszę tylko znaleźć się wśród ludzi, tam będę bezpieczny.
Niestety mężczyzna pokrzyżował mój plan, ponownie zagracając mi drogę. Znowu zmuszony byłem się zatrzymać.
A jeśli mi coś zrobi za to, co powiedziałem?
Natychmiast się odsunąłem.
- Jimin, posłuchaj. Jestem beznadziejnym człowiekiem, który czasami nie potrafi postawić się w sytuacji kogoś innego. Nie umiem i nie chcę tego usprawiedliwiać, ale szczerze cię przepraszam, naprawdę, Jimin.
- Co mi po twoich przeprosinach, hyung? - zapytałem cicho. Okropnie się bałem, a zamiast uciekać, masochistycznie prosiłem się o kłopoty. - Myślisz, że to wymaże moje wspomnienia? Zapomnę o tym, że jestem dla ciebie tylko dziwką, hyung? Że nie liczą się dla ciebie moje uczucia? Myślisz hyung, że tylko ten ostatni raz był wobec mnie nie w porządku?
Głos lekko mi się załamywał, kiedy mówiłem, ale jakimś cudem dzielnie to zniosłem, pokazując starszemu mój punkt widzenia na jego zachowanie.
- Wiem, Jimin, wiem - zapewnił. - Poprzednio też przesadzałem. Ze słowami i swoimi działaniami. I nie mam pojęcia, co miałbym dodać w takiej sytuacji...
I mam w to uwierzyć? Mam uwierzyć, że żałujesz każdej tamtej nocy?
- Po prostu zostaw mnie w spokoju, hyung - powiedziałem cicho i już chciałem odejść, ale zatrzymał mnie jeszcze jednym pytaniem.
- Powiedziałeś o tym komuś? Albo chociaż wspomniałeś?
- Mam się chwalić, że mężczyzna, którego kocham, zgwałcił mnie? - zapytałem, nadal odwrócony do niego tyłem. Dłonie same mi się zacisnęły w pięści, ale to tylko dlatego, że bałem się, iż zaraz rozpłaczę się przez własne słowa.
- A nie ,,kochałem", Jimin?
- Zrobię wszystko, by mówić o tym w czasie przeszłym - zapewniłem go, odwracając trochę głowę w jego stronę.
- Powinieneś.
Wargi zadrżały mi przez hamowany płacz. Nie mogłem już dłużej wytrzymać i po prostu pobiegłem przed siebie, nawet nie bardzo myśląc, dokąd niosą mnie nogi. Biegłem, dopóki miałem siły, przedzierałem się przez ludzi, a oczy szczypały od łez.
Dlaczego mimo wszystko moje serce rwało się do niego i wierzyło, że jeszcze będzie dobrze? Czy naprawdę gotów jestem mu wybaczyć nawet tak okropne rzeczy?
Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że skierowałem się w stronę mieszkania, zapewne szukając tam możliwości ukrycia się. Choć to właśnie w tym miejscu, na tamtym łóżku stała mi się tak wielka krzywda, to potrzebowałem jakiegoś kąta, w którym się skulę. Razem z tabletkami, bo inaczej nie uspokoję szalejących myśli.
Yoongi
Nie było usprawiedliwienia na to, co zrobiłem Jimin'owi. Nie miałem prawa go tak skrzywdzić, nawet jeśli na wszystkie poprzednie stosunki się godził i dobrowolnie lądował ze mną w łóżku. Oczywiście obawiałem się, że mógłby cokolwiek opowiedzieć Hoseok'owi i to głównie dlatego się z nim spotkałem. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. I choć nie miałem większości ludzkich odruchów, jak przytulenie kogoś, gdy jest smutny lub gdy płacze, przepraszać potrafiłem. Rzadko, ale zawsze starałem się zrobić to w taki, czy inny sposób. Słownie albo jakimś podarunkiem. Niestety w tej sytuacji żadne przeprosiny nie mogły wynagrodzić bólu, jaki sprawiłem Jimin'owi, do tego tuż po śmierci jego matki.
Czasami zdarzało mi się uciekać myślami do tego popołudnia. Pokoju, zniszczonego łóżka i wystraszonego chłopaka, który prosił mnie, abym go nie krzywdził. A jednak mój umysł za bardzo skupiał się na własnej potrzebie ulokowania gdzieś całej złości, rozczarowania i bólu po odrzuceniu.
Od tamtego dnia przestałem normalnie rozmawiać zarówno z Hoseok'iem, jak i Jimin'em. Skupiłem się tylko i wyłącznie na pracy, samemu racząc się alkoholem w każdy piątek i sobotę, a czasami też na tygodniu, jak tylko mogłem sobie pozwolić na późniejsze przyjście do pracy. To drogą mailową kontaktowałem się od tej pory z Hoseok'iem, naprawdę będąc zaskoczony, gdy pewnego dnia odwiedził mnie w wytwórni. Wyjaśnił mi, że nie zrozumiał mojego ostatniego maila i poprosił o sprecyzowanie tego wątku, co nadal było dla mnie cholernie ciężkie. Unikałem jego spojrzenia, obserwując jedynie ręce, które przyjmowały ode mnie kolejne kartki. Dopiero pod koniec tej rozmowy zapytał o naszą relację, chcąc dowiedzieć się, czy nadal będziemy przyjaciółmi. Niestety, na razie nie byłbym w stanie go widywać i udawać, że nic się nie stało, dlatego powiedziałem, że potrzebuję na to więcej czasu. Młodszy przyjął to do wiadomości, wspominając coś jeszcze o Jimin'ie i jego rozpadającej się ruderze, w której obecnie mieszka. I nie wiem, czy to przez odstające kontakty, rażące ciągle prądem naszego wspólnego znajomego, czy może przez wyrzuty sumienia, którym do tej pory nie pozwalałem podejmować za mnie głupich decyzji, tuż po pracy wybrałem się do Park'a. Do tego samego miejsca, w którym jakiś czas temu doszło do incydentu, w którym potraktowałem go naprawdę nieludzko. I wiedziałem, że nie chce mnie teraz widzieć, jednak nie miałem innego wyboru.
Tym razem nie zadzwoniłem, a zapukałem. Bardzo delikatnie, aby go nie wystraszyć. I nie spodziewałem się, że tak łatwo mi otworzy, bo nigdy tego nie robił. Choć jak tylko drzwi się uchyliły, a zaspany chłopak nawet nie zdążył na mnie spojrzeć, moja ręka wraz z nogą już blokowały drzwi.
- Nic ci nie zrobię, Jimin. Chcę ci pomóc – powiedziałem spokojnie, siląc się przy nim na taki ton. Ostatnio byłem zmuszony do wielu nietypowych dla mnie zachowań, właśnie dla niego.
Młodszy nie miał założonych okularów, a jego lekko potargane włosy nie były już czarne, a blond, dzięki któremu jego twarz była trochę lepiej widoczna. Żadnych innych zmian nie zdążyłem zarejestrować, będąc bardziej skupiony na siłowaniu się z nim przy tym wejściu, niż na obserwowaniu jego twarzy i reszty ciała.
- Mówiłem, że nic od ciebie nie chcę, hyung – powiedział, próbując zamknąć te drzwi, choć przy mojej sile i jego wadze, nie miał na to szans.
- Daj mi wejść – poprosiłem, już układając jakiś alternatywny plan dostania się do środka.
- Nie – odpowiedział mi na to, raczej słabym głosem.
Na chwilę odpuściłem, przez co myślał, że dam sobie spokój. I to właśnie ten moment wykorzystałem do mocniejszego popchnięcia drzwi i bezproblemowego wtargnięcia do środka. Oczywiście to spowodowało, że Jimin stracił równowagę i zapewne by upadł, gdyby nie moja ręka, łapiąca tę jego w ostatnim momencie.
Obiecałem go nie dotykać, dlatego zaraz go puściłem, patrząc już na jego „mieszkanie". A raczej jedno pomieszczenie będące kuchnią, salonem i sypialnią oraz jakąś klitkę imitującą łazienkę.
- Przepraszam, musiałem.
Moje słowa i zapewne obecność, niezbyt dobrze na niego wpłynęła. Chłopak zrobił kilka kroków w tył, wpadając na ścianę i zaczynając panikować. Objął rękoma swoje ciało, jakby spodziewał się, że zaraz go zaatakuję, choć nie miałem tego w planach.
- Wyjdź stąd, hyung.
- Niczego ci nie zrobię. Po prostu spakuj się, zabieram cię z tej rudery. I nie zmuszaj mnie do nadużywania słowa „przepraszam", dobra? Bo jeszcze wejdzie mi to w krew – zauważyłem, nie będąc z tego powodu zadowolony, bo ostatnio ciągle go przepraszałem i uspokajałem.
Poczekałem cierpliwie te kilka sekund, aby się ruszył, jednak skoro tego nie robił, a nie zamierzałem grzebać mu w rzeczach, musiałem jakoś zmusić go do działania. Jednak wystarczył niewielki dotyk mojej dłoni na jego przedramieniu, aby wymierzył mi uderzenie prosto w policzek.
Dawno w ten sposób nie dostałem i już zapomniałem, jakie to uczucie. Potrzebowałem chwili, aby się uspokoić i nie reagować na to agresją, bo tylko bym pogorszył sprawę.
Opanuj się, Yoongi, nie rób mu już żadnej krzywdy.
- Nie dotykaj mnie, hyung – powiedział jeszcze przerażony i płaczący już chłopak, otrzymując na to w odpowiedzi jedynie moje westchnięcie.
- Jimin. Nie umiem się z tobą obchodzić, po prostu... - zacząłem, lecz zaraz musiałem urwać, nie mając pojęcia, co miałbym mu powiedzieć.
Dobra, sam się tym zajmę.
Zostawiłem go w tym kącie, podchodząc do pierwszej rozwalającej się szafki, by rozpocząć wyciąganie jego ubrań i wszystkich innych rzeczy, które trzymał na półkach. Nie wiedziałem, gdzie je wkładać, dlatego na razie lądowały na łóżku.
Niestety Jimin dość szybko się pozbierał, postanawiając nagle stanąć mi na drodze do jego posłania.
- Po co to robisz, hyung?
No właśnie? Po co to robię?
- Powiedziałem już. I odsuń się, jeśli nie chcesz, żebym cię dotykał – odpowiedziałem mu twardo, patrząc na niego zmęczonym spojrzeniem.
- Niby dokąd masz mnie zabrać, hyung? Nie potrzebuję litości, radzę sobie.
- Nie radzisz – uświadomiłem go, przesuwając ręką na bok, by kontynuować to przenoszenie.
- Dokąd chcesz mnie zabrać, hyung? – Dalej nie ustępował, na szczęście stojąc już grzecznie obok i nie ingerując w moje działania.
- Do miejsca, za które nie będziesz musiał nic płacić – wyjaśniłem, niczego mu nie zdradzając, przez co od razu zaczął panikować.
- Nie chcę. Tu mi dobrze – stwierdził, podnosząc w tym samym czasie głowę do góry, bo widocznie coś mu kapało z sufitu.
Najwyraźniej cały świat chce, żebym cię stąd zabrał...
- Widzisz? MUSISZ ze mną jechać. Dokończ to – rozkazałem, pokazując na rzeczy, które zdążyłem zgromadzić na łóżku.
Nie wchodziłem mu już w drogę, pozwalając zająć się wszystkim, skoro to były jego rzeczy osobiste. Dodatkowo nie wiedziałem w co mam to pakować i jak mu pomagać, dlatego stanąłem w drzwiach, czekając.
Jimin zajął się najpierw rozkręcaniem swojego biurka, a następnie spakowaniem ubrań, kosmetyków i jakichś innych pierdół do dwóch dużych pudeł i plecaka. Biurko zostało owinięte w folię, aby nie uszkodziło się podczas jazdy i znoszenia na dół. Choć na razie to za jedno z pudeł chwyciłem, każąc zostać Jimin'owi w mieszkaniu, a samemu znosząc zarówno jedno, jak i drugie, razem z plecakiem, zarzuconym na ramieniu. Dopiero przy biurku musieliśmy zacząć współpracować, ładując je na tył mojego samochodu, przez co chyba po raz pierwszy Jimin zajął fotel tuż przy miejscu kierowcy. Do tej pory było ono zarezerwowane tylko dla Hoseok'a, choć teraz nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
- Więc dokąd jedziemy? – zapytał młodszy, tuż po zapięciu pasów, na co włączyłem po prostu radio, ruszając bez słowa.
Jeśli jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do braku odpowiedzi na jego pytania, to powinien zacząć.
Całą drogę do mojego mieszkania milczałem. Kątem oka widziałem, jak młodszy rozgląda się niespokojnie po moim samochodzie i okolicach, które mijamy, jakby się obawiał, że zaraz wywiozę go do lasu i ponownie zrobię mu krzywdę. Nie zamierzałem.
Po dotarciu pod mój blok, po prostu zatrzymałem się na jednym z miejsc parkingowych, układając sobie wszystko w głowie i wiedząc, że bez pogadanki nie możemy opuścić mojego auta.
- Bez paniki, bez ucieczek i denerwowania mnie, Jimin – ostrzegłem go, sięgając od razu do schowka, w którym zawsze woziłem jakieś „pomoce", gdyby nagle ktoś postanowił spróbować ukraść mój samochód. W końcu tani nie był.
Wręczyłem młodszemu gaz pieprzowy, patrząc przy tym na niego uważnie.
- I nie przesadzaj z tym. Po prostu chcę, żebyś czuł się bezpiecznie – dodałem, by zaraz po tym chwycić już za klamkę i opuścić samochód.
Rozpocząłem przenoszenie kartonów do mojego mieszkania, gdy Jimin nadal siedział na miejscu pasażera i chyba rozmyślał nad tym wszystkim. Sam siebie nie rozumiałem, dlatego wątpiłem, aby wpadł na coś mądrego. I chyba doszedł w końcu do wniosku, że po prostu tak musi być, bo wyszedł, by pomóc mi chociaż z biurkiem, które przenieśliśmy razem prosto do jednego z wolnych pokoi w moim mieszkaniu.
Oprócz kuchni, łazienki, salonu i mojej sypialni, były tu jeszcze dwa pokoje, z których zbytnio nie korzystałem. W jednym przechowywałem jakieś niepotrzebne mi już rzeczy, gdy drugi od zawsze stał pusty, widocznie czekając aż któryś z moich znajomych będzie miał tak słabą sytuację życiową, że będzie potrzebował mojej pomocy.
Na koniec wyjąłem klucz z drzwi, podając go Jimin'owi, który stał na środku i nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Nie mam zapasowego, a jeśli mi nie wierzysz, możesz go zostawiać na noc w drzwiach. Łazienka też jest zamykana. Z lodówki możesz korzystać do woli. Barku nie tykaj. I do mnie też nie wchodź. Pewnie masz jakieś pytania? – zapytałem, nie wiedząc, czy zaraz nie zacznie wariować i próbować uciekać, dlatego wolałem to z niego od razu wyciągnąć.
- Dlaczego to robisz, hyung?
- Czyli żadnych. Dobra, rozpakuj się – powiedziałem na odchodne, zaraz opuszczając jego pokoju, by udać się już do siebie.
Musiałem skupić się na pracy, choć przez świadomość, że teraz nie jestem tutaj sam, moje myśli ciągle uciekały do tego dzieciaka. Przy rozmowach z zespołem redaktorów, który zawsze musiał być pod telefonem, byłem rozproszony, wciąż prosząc ich o powtórzenie zdania lub choćby krótkiej odpowiedzi. Dlatego kiedy usłyszałem, że drzwi od jednego z pokoi się otwierają, a młodszy w końcu go opuszcza, zakończyłem rozmowę z jednym z współpracowników, zamykając też laptopa i powoli kierując się na korytarz. Jimin znajdował się akurat w kuchni, grzebiąc w lodówce i najwyraźniej grzecznie słuchając mojego pozwolenia na korzystanie z niej do woli. Jednak widząc, jak zapisuje w swoim telefonie każdy wyjęty produkt, do tego w niewielkich ilościach, podszedłem do niego od razu, aby zacząć wkładać wszystko z powrotem.
Nie masz mi z czego oddawać, więc nawet o tym nie myśl.
Odsunąłem mu krzesło od stołu, pokazując na nie i nie czekając aż zajmie miejsce, zająłem się odgrzewaniem mu porcji obiadu, który zrobiłem wczoraj, wiedząc, że zostanie mi jeszcze na dzisiaj. Choć wiadomo, że wtedy nie planowałem jeszcze gości.
- Hyung... jeśli w ten sposób próbujesz jakoś odpokutować... tamto wydarzenie... to proszę cię, przestań. Miałem o tobie zapomnieć, a nie wierzyć w bajki... - powiedział nagle cicho mój blondwłosy towarzysz, na którego nie odwracałem spojrzenia, dalej wpatrując się w działającą mikrofalówkę.
- Pamiętasz co ci niedawno powiedziałem? Nie jestem dobrym człowiekiem, a przynajmniej nie dla innych ludzi... Dlatego doceniaj to, co otrzymujesz i nie gadaj głupot – wymruczałem, starając się niczego mu nie wyjaśniać, bo po co? Zerknąłem przy tym na krzesło, na którym siedział, a widząc jego spuszczoną głowę, dodałem: - I nie rycz, bo już nie masz powodu.
Chłopak uniósł głowę na moje słowa, chyba chcąc pokazać, że jego oczy są suche. Powróciłem już spojrzeniem na działające urządzenie, a kiedy zaczęło pikać, wyjąłem jedzenie i podałem je chłopakowi.
Jeszcze nigdy nie widziałem takiego tempa przy konsumpcji. Jimin chyba koniecznie chciał ode mnie uciec i schować się w nowym pokoju, bo jak tylko zjadł wszystko co miał na talerzu, tak samo szybko go umył i tak samo szybko zniknął z kuchni.
Westchnąłem, zabierając się za przygotowanie sobie jakiejś kolacji, którą na spokojnie zjadłem, kręcąc tylko głową, gdy mój wzrok wylądował na krześle, na którym jeszcze przed chwilą siedział Jimin. Słyszałem jak udaje się chyba do łazienki, a następnie ją opuszcza. I dość sporym zdziwieniem było dla mnie nagłe jego pojawienie się w kuchni i zajęcie tego samego miejsca co wcześniej.
Chłopak miał jeszcze mokre włosy, dzięki czemu wiedziałem, że nie myliłem się jeśli chodzi o prysznic. Ale to przyniesiony blok rysunkowy i kontynuowanie tworzenia przez niego jakiegoś rysunku, zwróciło bardziej moją uwagę.
Razem z trzymanym kubkiem kawy w dłoni, zbliżyłem się do stołu, aby popatrzeć na tworzoną przez młodszego ilustrację. Poznawałem bohatera najnowszej bajki Hoseok'a, którego ręka Jimin'a kreśliła z niezwykłą łatwością.
- Pracujesz? Powinieneś robić to przy świetle dziennym, dlatego popsuł ci się wzrok – zauważyłem, widząc jak przez moje przybliżenie do niego i zapewne też słowa, kuli się odrobinę na krześle, a nogę trzymaną na siedzeniu, przybliża do swojego ciała.
- Nie mam czasu by rysować tylko w dzień – odpowiedział, nie przerywając i tworząc właśnie jakąś chustę, o której niedawno czytałem w bajce Hoseok'a.
- To powinieneś zainwestować w lepsze światło – podpowiedziałem mu, zajmując powoli miejsce obok i obserwując, jak jego ręka sprawnie pracuje.
- Wolę inwestować w bardziej potrzebne mi rzeczy – stwierdził, przygryzając po tym wargi i przypominając mi, że faktycznie, jego sytuacja finansowa jest fatalna.
Mam nadzieję, że chociaż teraz coś zaoszczędzisz, skoro nie musisz płacić za jedzenie i mieszkanie.
Przez chwilę przyglądałem się powstającemu rysunkowi, który w zastraszającym tempie zamieniał się w całego elfa Lael'a, trzymającego chustę z pocałunkiem Amry. Jimin miał talent, ale przez swój charakter nie potrafił go wypromować.
Jednak szybko mój umysł powrócił do tych dwóch charakterystycznych rzeczy, które zauważyłem jeszcze w jego starym mieszkaniu.
- Wolisz inwestować w farbę i kontakty? Co to za zmiana? – zapytałem, przyglądając się lekko brązowym kosmykom, które zmieniły swoją barwę tylko przez styczność z wodą, która nadal je sklejała.
- Są tańsze od nowych okularów – wyszeptał naprawdę bardzo, bardzo cicho. A gdybyśmy przebywali na zewnątrz, mógłbym stwierdzić, że to tylko lekki powiew wiatru.
- A kolor włosów? Czemu zmieniłeś?
- To nie jest twoja sprawa, hyung.
Nie spodziewałem się, że odpowie mi w taki sposób, dodatkowo na tak niewinne pytanie.
Kontynuowałem picie swojej kawy, która miała mi dać energię chociaż na kolejne dwie godziny życia. Nie mogłem przesiedzieć z nim całego wieczoru, dlatego w końcu, po umyciu po sobie kubka, opuściłem kuchnię, idąc do siebie i oczywiście zamykając za sobą drzwi. Nadal nie rozumiałem dlaczego go tu ściągnąłem i dlaczego pozwoliłem nagle się nim „zaopiekować".
Tak na pewno nie odkupisz swoich grzechów, Yoongi, ten dzieciak ma rację.
Hoseok
Jakoś tak mnie naszło, by w końcu spełnić jedno z moich marzeń, które od dawna chodziło mi po głowie. Gdy obudziłem się w jak zawsze rozkopanej pościeli, patrząc na błękitne niebo nad moją głową, poczułem, że chce mi się dzisiaj żyć pełnią życia. A takiego właśnie dnia potrzebowałem, by zmienić wszystkie plany i zabrać się za realizację tego szykowanego od dawna projektu.
Obudziłem bliźniaki głaszcząc ich policzki i dając buziaka w czoło na dzień dobry, po czym odesłałem je do łazienki. Przebrałem w między czasie ich pościel na świeżą oraz naszykowałem ubrania, które przydadzą się przy dzisiejszym zajęciu. Zostawiłem to wszystko i poszedłem do kuchni, gdzie przygotowałem śniadanie. Widziałem w ogrodzie Jeongguk'a, który siedział na tarasie i patrzył w niebo, ale jakby wyczuł, że jest obserwowany, bo odwrócił się, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Posłałem mu uśmiech, na który odpowiedział i zaraz przybiegł, pomóc mi z posiłkiem.
Całą czwórką zasiedliśmy przy stole, zabierając się za konsumpcję. Obserwowałem, jak moja córka prawie zasypia, bujając się trochę na boki. Gdy tak się działo, wiedziałem, że udało jej się znaleźć latarkę, którą przed nią ukryłem. Cwana bestia czytała bajki pod kołdrą. Znaczy przeglądała. Umiała czytać, ale jak to u dziecka, szło jej opornie i myliła litery. Szybko traciła cierpliwość i po prostu oglądała obrazki.
Heechul starał się być dobry bratem i karmił naszą księżniczkę, która ledwo otwierała dziubek, a jego z kolei dokarmiał Jeongguk, pilnując, aby bliźniaki zjadły śniadanie.
Przeniosłem spojrzenie na ogród i przyglądałem się, próbując ocenić, gdzie najlepiej ulokować ten projekt. Dopiero, gdy stwierdziłem, że idealny będzie fragment w rogu podwórka, w pobliżu ogródka warzywnego, przeniosłem spojrzenie na moje trzy słonka.
- Rodzinko, co powiecie na trochę pracy dzisiaj? - zaproponowałem z radosnym uśmiechem, chcąc ich zarazić moim optymizmem i zapałem do pracy.
- Co takiego hyung zaplanował? - zapytał wesoło Jeonggukie, porzucając na razie próbę nakarmienia Heechul'a.
- Zbudujemy kurnik.
Tyle wystarczyło, by moja córka się obudziła i zrobiła wielkie oczy, a syn odłożył pałeczki, zrywając się z poduszki, jakby gotów był natychmiast biec do ogrodu.
- Naprawdę?! - zapytał ucieszony.
- Kurnik? - powtórzył elf, podzielając panujący przy stole entuzjazm.
- Kurnik - potwierdziłem.
Wiedziałem, że dzieciaki od dawna chciały mieć zwierzątko, ale to było trochę kłopotliwe, gdy w grę wchodziły wyjazdy. Z kurami jakoś sobie poradzimy, zwłaszcza, że nie planuję ich więcej niż pięć sztuk. A taki nietypowy pupil, w dodatku pożyteczny, będzie dobrym początkiem.
- Pomyślałem, że miło będzie trzymać kilka kur i mieć świeże jajka. Oczywiście tylko jajka - wyjaśniłem szybko, aby Jeongguk nie pomyślał, że zrobimy własną produkcję mięsa. Nie potrafiłbym pozbawić głowy kurek, którymi się zajmowałem... Może w ten sposób w końcu zrezygnuję z ich jedzenia.
Lael szczęśliwy zaklaskał, wyrażając swoją aprobatę dla tego pomysłu. Zaraz przyłożył dłonie do policzków, nadal uśmiechając się szeroko, przez co ten uroczy wygląd jeszcze bardziej rozradował moje serce.
Cóż za cudowny dzień!
- Będziemy mieć kurki. - Niemal śpiewał te słowa.
- A mogę dać im imiona? - zapytała przejęta Heeyeon, podskakując w miejscu.
- Najpierw musimy zbudować im domek, a potem będziemy je nazywać. Dlatego proszę dokończyć śniadanie i bierzemy się do pracy - zarządziłem.
Ledwo skończyłem mówić, a cała ,,ekipa budowlana" zaczęła szybko pałaszować śniadanie, choć starałem się kontrolować, by nie przesadzili z tą prędkością. Jeongguk po zjedzeniu przez wszystkich posiłku, machnął ręką, aby talerze same poleciały do zmywarki.
- Idziemy budować kurnik! - krzyknął i nim się obejrzałem, już go nie było w pomieszczeniu.
Westchnąłem, kręcąc głową z uśmiechem, po czym złapałem dzieciaki za ręce i zaprowadziłem do mojego warsztatu, gdzie od niemal roku szykowałem potrzebne elementy do budowy. Wręczyłem Heechul'owi młotek i pojemnik z gwoździami, prosząc aby uważał, a Heeyeon złapała się za małe deski, oczywiście biorąc tylko dwie do rąk. Sam zabrałem się za znoszenie tych większych na drugi koniec podwórka, tuż obok ogrodu warzywnego.
- W czym ci pomóc, hyung? - zapytał Jeongguk, zjawiając się przy moim boku.
Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni plan, który zabrałem z warsztatu i rozłożyłem na trawie.
- Zobacz - poprosiłem, po czym zacząłem mu tłumaczyć, jak widzę ten cały projekt, a następnie zabraliśmy się za dalsze znoszenie potrzebnych materiałów, choć tym razem zgodziłem się na pomoc w postaci magii. Wiedziałem, że jednym machnięciem ręki chłopak był zdolny postawić całą konstrukcję bez żadnego wysiłku, ale wtedy byłoby to zbyt proste. Oprócz efektu liczyła się też droga, którą trzeba przejść, by osiągnąć rezultat.
Oczywiście dzieciaki, które nie bardzo miały co robić, zajęły się zabawą. Przyniosły do ogrodu swoje pluszaki i udawały, że to ich kury.
- Dzwonił ktoś do ciebie w sprawie pracy? - zapytałem elfa, chcąc się dowiedzieć, jak mu idą poszukiwania. Kupiłem mu kartę do telefonu i oddałem urządzenie, które trzymałem w zapasie. Te wszystkie smartfony może i były użyteczne, ale ich trwałość pozostawiała wiele do życzenia... Dlatego lepiej być zabezpieczonym w jeden dodatkowy.
- To urządzenie mnie pokonało, hyung - poskarżył się cicho, trochę przy tym czerwieniejąc.
Zaśmiałem się krótko. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się tego nie spodziewałem. Dla tak niezaznajomionej ze współczesną technologią osoby naprawdę mogło to być trudne.
- Usiądziemy wieczorem i jeszcze raz ci to wyjaśnię, dobrze? - zaproponowałem.
- Dziękuję, hyung. I przepraszam, że masz aż trójkę dzieci, którymi musisz się zajmować. - Jeongguk mruknął w odpowiedzi, widocznie czując się z tym nie najlepiej. Stwierdziłem, że trochę mu poprawię humor, dzieląc się moim spostrzeżeniem.
- Nic nie szkodzi. Dzięki temu spędzamy razem więcej czasu. Mogę prosić o młotek?
Zbijaliśmy przez chwilę kolejne elementy, ale widziałem, iż rumieńce nie schodzą z jego policzków.
- Hyung... lubi spędzać ze mną czas? - zapytał, a sądząc po tonie, to nie było takie po prostu pytanie.
- Bardzo lubię - odparłem zgodnie z prawdą, posyłając mu przy tym mój najszczerszy uśmiech. - Dzieciaki, z dala ode mnie - ostrzegłem, bo zauważyłem, że zaczynają się kręcić bliżej, a miałem zamiar użyć młotka. Jeszcze tego brakuje, by coś się stało. Nawet jeśli magiczna pomoc medyczna w sekundę by to załatwiła, lepiej nie prowokować niebezpiecznych sytuacji.
- A ty, Jeongguk? Lubisz... Spędzać czas ze mną? - zapytałem po chwili, gdy kolejne elementy zostały ze sobą połączone. Nie patrzyłem na niego, ale nie mogłem powstrzymać ust od ciągłego unoszenia kącików ku górze.
- Cormamin niuve tenna' ta elea lle au' - odpowiedział, posługując się elfickim.
- Czekam na odpowiedź po koreańsku - stwierdziłem, zaprzestając na moment pracy i przeniosłem na niego wyczekujące spojrzenie.
Jeongguk, czy czujesz to samo do mnie, co ja do ciebie?
- Hmm... w moim języku nie ma odpowiednika formalnych zwrotów. "Tan" trochę nie pasuje - powiedział, zastanawiając się chwilę, ale coś mi podpowiadało, że to tylko próba odwrócenia mojej uwagi. - W sumie... czy hyung chciałby się nauczyć kilku zwrotów?
No dobra, udało mu się.
- Bardzo chętnie - zapewniłem, ciekaw czego pragnie mnie nauczyć. - Możesz to przytrzymać, Jeonggukie? - poprosiłem jeszcze, podając mu deskę, a sam złapałem za kolejne gwoździe.
- "Saesa omentien lle" oznacza "miło cię widzieć". Powtórz, hyung - powiedział radośnie, zaczynając od razu naszą pierwszą lekcję.
Zatrzymałem rękę w połowie drogi i spojrzałem na niego, prosząc o powtórzenie zwrotu, a następnie postarałem się je powtórzyć, choć mocno sylabizowałem, mając problem z niektórymi dźwiękami. Gdy w końcu przebrnąłem przez to, ku uciesze Jeongguk'a, ten pokiwał głową, przyjmując w końcu moją wersję jego słów.
- A jeśli... kogoś lubisz bardziej, hyung, możesz mówić mu "cormamin lindua ele lle", co oznacza mniej więcej "cieszę się z całego serca, że cię widzę". Dosłownie "moje serce śpiewa i raduje się, kiedy cię widzi" - wyjaśnił, a ja poczułem, jak mój mięsień robi właśnie to, o czym elf mówi.
Chłopak chyba jednak stracił trochę wiary w siebie, bo kilka sekund kontaktu wzrokowego wystarczyło, aby zawstydził się i spuścił wzrok.
- Przepraszam, na pewno pierwsze wyrażenie bardziej się hyung'owi przyda, nikt tutaj nie rozumie elfickiego - zauważył, a ja natychmiast wyprowadziłem go z błędu, uprzednio powtarzając nowe słowa.
- Myślę, że skoro tylko jedna osoba mnie zrozumie, to drugie wyrażenie powinienem lepiej znać - zapewniłem, czując, jak czerwień pojawia się również na moich policzkach.
Chciałem w ten sposób dać mu do zrozumienia co czuję, nadal nie mówiąc tego wprost. Jeśli będę mu sugerował, a on zrozumie przekaz, to w razie nieprzyjęcia go, nadal będziemy mogli pozostać w dobrych relacjach, bo nie pójdzie to zbyt daleko. Ale póki co nie zapowiadało się, abym miał zostać... odrzucony.
Elf nie ciągnął tematu, więc przez kolejną godzinę po prostu pracowaliśmy, posyłając w swoją stronę jedynie spojrzenia i uśmiechy, oczywiście komunikując się też słownie, prosząc na przykład o podanie lub przytrzymanie czegoś. Na naszych oczach rosło wspólne dzieło, z którego byłem dumny. W sumie zostało nam jeszcze tylko pomalowanie wszystkiego, aby drewno wytrzymało zmienną pogodę, dlatego przynieśliśmy farbę.
Kiedy prosiłem Jeongguk'a, aby patyczkiem mieszał w otwartej puszce, przy jego boku zjawiła się Heeyeon, która trzymała misia, udając, że ten dziobie jej przyjaciela w rękę.
- Lael, będę mieć moją kurkę i ona będzie znosić różowe jajka i będzie miała kokardkę i będzie latać! - powiedziała, szalenie zadowolona z takiej perspektywy. Czekam na dzień, w którym zawiąże kurze wstążkę na głowie.
Chłopak zdjął jedną z rękawic i pogładził jej włosy, uśmiechając się przyjaźnie.
- Jak ją nazwiesz, księżniczko? - zapytał.
Zawsze, gdy rozmawiał z dzieciakami, nie zachowywał się jak inni dorośli. Oni pytali bliźniaki o coś, ale w ogóle ich nie interesowała odpowiedź, jakby robili to tylko z grzeczności. Nasz elf natomiast był szczerze zainteresowany, co moja córka ma mu do powiedzenia.
- Bobo - odpowiedziała mu dumna jak paw. - A ty też będziesz miał kurkę, Lael?
- Bardzo ładnie, Heeyeonnie. I na pewno jeśli będę mógł, to chętnie którąś z nich nazwę. Heechulie też wymyślił imię dla swojej?
- On chce Rycerza Koko i powiedział, że jego kura będzie bronić moją kurę.
Odwróciłem się od nich, starając nie zacząć śmiać. Moje dzieci są doprawdy niesamowite. Ale to dobrze, że mały tak bardzo chciał chronić siostrę. Jeśli ich relacja się utrzyma, to mogę być spokojny o ich przyszłość, bo wiem, że będą się wspierać.
- Każdy będzie bronił naszą księżniczkę, tak samo jak jej pupila. Czy moja też będzie mogła dotrzymywać towarzystwa pannie Bobo? - zapytał bardzo uroczystym tonem, jakby chodziło o ochronę koronowanej głowy.
- Tak - stwierdziła zadowolona Heeyeonnie, po czym uciekła już do siedzącego w domku Heechul'a.
- Założymy iście królewski kurnik - stwierdziłem, nadal rozbawiony ich zachowaniem.
- A hyung? Jak hyung nazwie swoją kurkę? - zapytał, również wesoło, na co odpowiedziałem mu pierwsze, co przyszło mi do głowy:
- Król Kurnika.
Chłopak o mało nie przewrócił puszki, wybuchając radosnym śmiechem, który szybko mi się udzielił.
- Czy władca będzie łaskawy dla swoich poddanych? - dopytywał, ale nie z drwiną, lecz chcąc kontynuować ten żart, aby było jeszcze śmieszniej.
- Mam nadzieję. Nie wnikam, jaką politykę będzie prowadził wśród kur - odparłem. - Może wyda dekret, by każda codziennie zniosła jedno jajko?
Rozbawieni nadal rozmawialiśmy o tym, jak będzie wyglądało nowe państwo Kurnik. Gdy skończyła nam się druga puszka farby, poprosiłem Jeongguk'a, aby poszedł po kolejną. Pobiegł więc do warsztatu, a za chwilę wracał już z potrzebną nam rzeczą w ręce. Odwróciłem się w stronę kurnika, aby ocenić, ile jeszcze nam zostało do pomalowania, gdy nagle poczułem mocne uderzenie i nie mam pojęcia jak, ale po chwili leżałem już na trawie, przygnieciony ciałem Jeongguk'a. Jednak nie to było najważniejsze. Nasze usta się stykały. Jak w tych wszystkich dramach, gdy główni bohaterowie dziwnym trafem padają i ich wargi idealnie się ze sobą stykają. Motyle w moim brzuchu eksplodowały, urządzając sobie dziką imprezę z organami wewnętrznymi, jednak nim zdążyłem upoić się tym szczęściem, elf już się podniósł i z czerwonymi policzkami cofnął o kilka kroków.
- Przepraszam, hyung. Przepraszam - powtarzał, wydając się mocno wystraszony.
Gdy usiadłem na trawie, moja ręka sama powędrowała do ust. Nadal czułem ten lekki dotyk, a uszy zapiekły mnie, zapewne płonąc.
- N... Nic nie szkodzi - zapewniłem, nie mogąc się nadziwić, jak to się w ogóle wydarzyło.
- Mówiłam! - wrzasnęła nagle Heeyeonnie, która zjawiła się przy nas.
- Heeyeonnie, to był wypadek - powiedział szybko elf, robiąc kilka kroków w tył. - Zaraz wrócę, hyung - dodał jeszcze, po czym uciekł do domu.
Lekko osłupiały siedziałem nadal na trawie. Dziewczynka stała obok i przyglądała się mi zadowolona.
Czy ona była w jakiejś konspiracji z przyjacielem, o której nic nie wiem?
Zaraz dołączył do nas Heechul, który wyglądał na mocno zdziwionego.
- Tato, dlaczego Lael cię pocałował? - dopytywał.
- Lael kocha tatę! - zawołała radośnie jego siostra. - I tata też kocha Lael'a!
- Nie prawda... - mruknąłem, ale to było aż zbyt oczywiste kłamstwo, więc nie miało szans przejść.
- Prawda! Bo tata się śmieje, gdy widzi Lael'a.
Syn podszedł bliżej i zaczął mnie klepać po policzku. Robił tak zawsze, gdy był mocno zdezorientowany i szukał u mnie odpowiedzi na dręczące go tematy.
- Tato, nie będziesz już tęsknił za mamą? - zapytał cicho.
Przeniosłem spojrzenie z niego na Heeyeon, a następnie wróciłem do Heechul'a. Przyciągnąłem oboje do siebie i przytuliłem mocno.
- Dzieci, nigdy nie zapomnę o waszej mamie. Bardzo ją kocham i zawsze będę kochał - zapewniłem. - A Lael... Lael jest dla mnie bardzo ważny - powiedziałem, nie chcąc mijać się z prawdą.
- I będzie teraz spał z tobą? - dopytywała nadal ciekawska Heeyeonnie. - Bo Lael mówił, że jak się duzi całują tutaj - dodała, wskazując na swoje usta - to śpią razem.
Czyli mają jakąś konspirację.
- A my już nie możemy spać z tatą? - zapytał przerażony chłopiec, robiąc wielkie oczy. Wiedziałem, że uwielbia sypiać w moim łóżku, a ponieważ starał się być dzielnym, małym mężczyzną, to mógł do mnie przychodzić tylko, gdy mała chciała, aby nie wyjść na strachajło.
- Oczywiście, że możecie. Zawsze możecie do mnie przyjść. Ale nie, nie będę spał z Lael'em, jeśli on nie będzie chciał - wyjaśniłem, gładząc ich włosy.
Tłumaczyłem im przez chwilę trudne relacje między dorosłymi, a gdy zjawił się Jeongguk, udawaliśmy, że nic się nie stało, po prostu wracając do pracy. Jednak teraz moje serce jeszcze mocniej się do niego rwało, domagając ponownego spotkania naszych ust.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top