rozdział 3

Jimin

Lubiłem zasypiać przy hyung'u.

Możliwość patrzenia na śpiącą obok osobę, na widok której twoje serce ma ochotę wyfrunąć z piersi, była niczym nagroda za kolejny trudny dzień. Te spokojne rysy, blada skóra, idealna twarz, jakby jakiś artysta wprawną ręką wykuł ją z najdoskonalszego marmuru. Nie byłem jednak w stanie długo cieszyć się takim widokiem, bo ze zmęczenia szybko zasnąłem.

Nie lubiłem budzić się przy hyung'u.

Zawsze pierwszym, co docierało do moich uszu był jego warczący ton, który kazał mi się natychmiast ubrać i wynosić. Wtedy, pierwszy raz, gdy wróciliśmy z imprezy, na której starszy się upił i nie mógł ustać na nogach, a po dotarciu do mieszkania zaciągnął mnie do łóżka, przez kilka minut miałem wrażenie, że moje marzenie się spełniło i alkohol sprawił, iż hyung miał odwagę zrobić to, na co obaj mieliśmy ochotę. Ale to było kłamstwo. Szybko przekonałem się o tym, że jestem tylko chwilową przyjemnością, w której może się zatopić. I która pozwalała mu na to, nawet wbrew rozsądkowi.

Za każdym razem było dokładnie tak samo. Alkohol, seks, poranny krzyk i moje złamane serce. A mimo tego wracałem.

Opuściłem dom hyung'a, wciągając na głowę kaptur i poprawiłem okulary. Słońce świeciło już dość mocno, przez co pomimo tej nieprzyjemnej sytuacji oraz walącego mi się życia, byłem w stanie się uśmiechnąć do samego siebie. Ruszyłem chodnikiem na przystanek, aby móc wrócić do własnego mieszkania. Po drodze wstąpiłem jeszcze do piekarni po jakąś słodką bułkę i jedząc ją spokojnie, wsiadłem do komunikacji miejskiej.

Dzisiaj miałem odwiedzić moich rodziców i nie mogłem się spóźnić. Mój tata nie powinien się denerwować przez roztargnienie swojego syna, który nie chciał być już dla niego nigdy więcej kłopotem.

Wróciłem do mieszkania, w którym wziąłem prysznic i przebrałem się w czyste ciuchy. Po ostatniej wizycie Hobi hyung'a nie zdążyłem jeszcze doprowadzić moich czterech kątów do ruiny. Było mi wstyd, że starszy musi się o mnie martwić i pomagał mi tak bardzo, za co oczywiście byłem mu bezgranicznie wdzięczny. Nie zmieniało to jednak faktu, iż czułem się przez to jeszcze gorzej, bo nawet nad bałaganem nie potrafiłem zapanować.

Dom moich rodziców nie znajdował się zbyt daleko, mogłem więc spokojnie pójść na piechotę. Pomimo tej niewielkiej odległości, nie byłem zbyt często ich gościem. A wszystko przez tatę, który twierdził, iż prawdziwy mężczyzna powinien radzić sobie sam, a nie liczyć ciągle na rodziców. Z mamą miałem dużo lepszy kontakt niż z nim. A teraz... Teraz było z nią coraz gorzej.

Gdy miałem osiemnaście lat, dowiedziałem się o nowotworze mojej mamy. Najgorsze było nieuniknione, zdawaliśmy sobie z tatą z tego sprawę, ale mimo tego nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że mogłoby jej zabraknąć. Była chyba jedynym łączącym nas elementem, który jednoczył surowego ojca i niespełniającego jego oczekiwań syna. A wszystko wskazywało na to, że jednak miało jej zabraknąć.

Pół godziny wędrówki wystarczyło, bym dotarł na miejsce. Tradycyjny koreański dom ogrodzony grubym murem nie zachęcał do przejścia przez granicę posesji, a mimo tego zrobiłem to, natychmiast przypominając sobie, jak cudownie było tu mieszkać. Kochałem to miejsce tak samo mocno jak moich rodziców.

Tata czekał na mnie jak zawsze przed wejściem. Siedział ubrany w hanbok na drewnianym parkiecie i patrzył na mnie surowo. Wykonałem przed nim formalny ukłon, nauczony takiego zachowania.

- Twoja matka umiera.

Nie spodziewałem się aż tak okrutnych słów na powitanie. Nigdy zresztą nie witał mnie zbyt przyjaźnie, jednak taka wiadomość przebiła wszystkie inne razem wzięte.

- Idź do niej natychmiast i pożegnaj się.

Nie zwracałem już uwagi na zasady, które panowały w tym domu. Nie wolno tu było biegać, ale pobiegłem. Nie wolno było brudzić podłóg butami, ale to zrobiłem. Nie wolno było wchodzić do sypialni rodziców, lecz to tam moja mama leżała. I każdy jej oddech mógł być ostatnim.

- Mamo... - szepnąłem, czując szczypanie w oczach, które już zaczynały napełniać się łzami.

Podszedłem szybko do kobiety, klękając na podłodze. Leżała na materacu, podpięta do kroplówki, która powoli płynęła przez rurkę do jej ręki. Wyglądała już niemal jak duch, a mimo tego uśmiechnęła się do mnie blado.

- Mój Jiminnie - szepnęła i chyba chciała unieść rękę, ale natychmiast ją powstrzymałem.

Słone krople płynęły z moich oczu jedna po drugiej.

- Mamusiu, proszę, nie odchodź - błagałem, choć przecież nie miała żadnego wpływu na swoje coraz słabiej bijące serce.

- Zawsze z wami będę, Jiminnie. Proszę, nie płacz.

Nie potrafiłem spełnić jej ostatniej prośby. Gdy zamykała oczy jej obraz nadal zamazywały mi gorzkie łzy.

Spędziłem przy niej kilka minut nim tata wszedł do środka. Usiadł w milczeniu obok mnie i ujął jej dłoń w swoją, gładząc jej grzbiet, jakby był najdelikatniejszym kwiatem. Mogłem nie potrafić się dogadać z własnym ojcem, ale widok jego wielkiej miłości do mamy wystarczyła, bym wiedział, że byli razem szczęśliwi.

Siedzieliśmy przy zmarłej jeszcze długi czas, dopóki tata nie kazał mi wstać i iść za nim. Z początku nie chciałem go posłuchać i najlepiej już do końca życia zostać przy mamie. O dziwo nie oberwałem za sprzeciwianie się, jednak w końcu musiałem ustąpić, gdy usłyszałem ciche:

- Nic już jej nie da nasza obecność, Jimin. Powinniśmy się zająć sprawami żywych.

Poszedłem za tatą z powrotem na ganek, gdzie czekał już dzbanek z herbatą. Podgrzewana z pomocą specjalnej podstawki i świeczki na pewno nadal była ciepła.

Usiadłem nie mając ochoty na nic. Mówił, że jej się pogorszyło. Mówił, że wypisuje ją do domu na jej życzenie. Choć starałem się jej przemówić przez telefon do rozumu, stwierdziła, iż ma już dość lekarzy i to ten smutny szpital ją zabija, a nie przerzuty. Kłamała. Wiedziała, że umrze, a nie chciała, by stało się to w obcym miejscu.

- Wystawiłem dom na sprzedaż - oświadczył nagle tata, nawet na mnie nie patrząc.

Wstrzymałem oddech, ale chyba nie do końca mnie to zaskoczyło. Sprawiał wrażenie człowieka z lodu, jednak mama zawsze powtarzała, że skrywa gorące i pełne uczuć wnętrze.

- Dokąd pójdziesz, tato?

- Do mojego brata na wieś. Przydam mu się. Mam siłę, by pomagać w gospodarstwie.

- Do wujka Taekwoon'a?

Tym mnie zaskoczył. Wujek mieszkał niedaleko Busan, skąd pochodziła moja rodzina. Był tak daleko od nas...

- Zamykam też stację. Nie wypłacę ci pieniędzy za ten miesiąc. Musisz znaleźć nową pracę.

- Ale tato... - Zmieszałem się mocno jego słowami. Naprawdę nie chciałem poruszać tego tematu, nie teraz, ale musiałem. - Nie będę miał z czego zapłacić czynszu...

- To już nie mój problem. Jesteś dorosły, weź kredyt jeśli musisz.

Ręce mi zadrżały przez te ostre słowa. Nie mogłem nic dodać. Wykłócanie się nie miało najmniejszego sensu. Zresztą nie potrafiłem się sprzeciwiać jego woli.

Resztę przedpołudnia spędziliśmy w milczeniu, pijąc herbatę. A na pożegnanie usłyszałem tylko, że pogrzeb odbędzie się za dwa tygodnie, gdy rodzina z Japonii przyleci.

Wróciłem do mojego mieszkania, ale naprawdę nie wiem w jaki sposób. Droga wydawała się ciągnąć w nieskończoność, nim w końcu dotarłem przed mój blok. Z którego będę musiał się wynieść, bo nie stać mnie już na to mieszkanie.

Co ja teraz zrobię?

Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się. Pełno tu było rzeczy, których nie potrzebowałem. Upychane tak po prostu aby były. Stara kolekcja komiksów, które już dawno przestały mnie interesować. Zepsute od miesięcy słuchawki walały się na półce, deskorolka bez kółka wisiała na ścianie, połamana już przy pierwszej próbie jej przetestowania. Same graty.

Nie miałem pojęcia, czy dobrze robię, ale wiedziałem, że jeśli mam się stąd wynieść, nie będę miał możliwości zabrać ze sobą zbyt wiele. Kto wie, gdzie i jak długo będę się teraz tułał? Jak często będę zmieniał mieszkania lub po prostu spędzę noc w obskurnym hotelu, w którym w każdej chwili mogę zostać obrabowany przez innego gościa? A co najważniejsze - gdzie będę rysował, aby zarobić na jedzenie?

Problemy piętrzyły się, ale wszyscy mieli rację - powinienem w końcu się wziąć za siebie.

Wyjąłem z szafki worki na śmieci i zabrałem się za segregowanie moich rzeczy. Wszystko, co było zniszczone lub niepotrzebne wylądowało w niebieskim materiale. Rzeczy do rysowania ułożyłem w wielkim pudle, które przyniosłem z pobliskiego sklepu, a ubrania, z których wyrosłem dawno temu, spakowałem, by zanieść do odpowiedniego kontenera. Poczułem się z tym trochę lepiej, jakbym czyszcząc mieszkanie oczyścił też swoją głowę.

Kiedy skończyłem, usiadłem w końcu do biurka, które nie było tylko moim miejscem pracy. To przy nim pokazywałem, co potrafię robić najlepiej. Jeśli tylko miałem czas, zatracałem się w rysowaniu, nie zważając na to, ile czasu mija. Coś ,,na zamówienie" do książek rysowało się trudniej, wolałem pozwolić moim dłoniom zadbać o to, by same wiedziały, jakie kreski powinny kreślić. Dlatego spóźniałem się z terminami - nim się obejrzałem, miałem już połowę rysunku, który kompletnie odbiegał od tego, o co mnie proszono. A najczęściej były to szkice hyung'a.

Byłem żałosny ze swoją miłością i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Zakochałem się w nim w dniu, gdy stawiłem się w wydawnictwie na rozmowę o pracę. Siedziałem na korytarzu, a on po prostu przeszedł obok, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. A kiedy wyszedłem z uśmiechem i podpisaną umową, ponownie ukazał się moim oczom. Rozmawiał wtedy przez telefon i nadal byłem niewidoczny dla jego oczu, ale uśmiech, który wtedy widniał na twarzy czarnowłosego mężczyzny sprawił, iż zapragnąłem go widzieć jak najczęściej. Najlepiej kierowany do mnie.

Z Hobi hyung'iem zaprzyjaźniłem się od razu. Przedstawiono nas sobie i wyjaśniono, że będę ilustrował jego bajki, na co oboje się ucieszyliśmy. Hyung był zachwycony moimi rysunkami, a ja jego talentem do pisania, dlatego szybko odnaleźliśmy wspólny język. W dodatku miał dwójkę cudownych dzieci, z którymi uwielbiałem się bawić. Szkoda tylko, że częściej niż bym chciał sprawiałem mu kłopoty.

Hobi hyung okazał się jednak kluczem do spędzania czasu z Yoongi'm. Wykorzystywałem każdą okazję, aby z nimi gdzieś wyjść, choć moja nieśmiałość nie pozwalała mi na zbyt wiele. Jednak to, co mnie martwiło to ten wyjątkowy uśmiech. Uśmiech, w którym się zakochałem, a który kierowany był tylko do mojego starszego przyjaciela.

Gdy pierwszy raz wylądowałem z mężczyzną w łóżku, wszystko było dla mnie cudowne. Naprawdę wierzyłem, że ta relacja może ulec zmianie, że zakocha się we mnie. Ale życie nie było bajką, a obudzenie się obok mężczyzny, który na dzień dobry pocałuje mnie w ramię i ucieszy się na mój widok to tylko marzenie, szybko rozwiane przez jego krzyk.

Tak jak podejrzewałem moje dłonie same nakreśliły kolejny jego obraz. Idealne linie ciała, eleganckie ubrania, zmęczone oczy. Wszystko się zgadzało. Brakowało jedynie ust, których nigdy nie rysowałem. Nie chciałem.

Wyciągnąłem z szuflady teczkę, w której ukryty był już cały stos podobnych rysunków. Wszystkie przedstawiały Min'a. Bez uśmiechu, który chciałem, aby kierował tylko do mnie.


Yoongi

Gdy tylko otrzymałem skończony kolejny rozdział, od razu się za niego wziąłem, wprowadzając poprawki w każdej wolnej chwili. Ukończenie mojej części pracy, mogło być pretekstem do odwiedzenia Hoseok'a na dłużej niż kilka minut lub te pół godziny, bo zawsze omawialiśmy wszystko powoli i spokojnie, zwracając uwagę na najmniejsze szczegóły. A wskazówki, które ode mnie słyszał, zawsze wykorzystywał w następnych rozdziałach, starając się nie popełniać tych samych błędów.

Cały niedzielny poranek spędziłem przed laptopem, wprowadzając ostatnie korekty i konsultując się jeszcze z Jihyo z mojego zespołu, aby upewnić odnośnie niektórych części. Czekało mnie jeszcze wydrukowanie wszystkiego i kilkakrotne prześledzenie tekstu na papierze, czytając go przy tym na głos, by upewnić się, że niczego nie pominąłem. W końcu ludzkie oko, nawet tak spostrzegawcze jak moje, nie było w stanie wychwycić każdego błędu na laptopie, właśnie przez niezauważalnie migający ekran.

Uwinąłem się z tym do obiadu, zabierając tylko teczkę z rozdziałem, włożonym do papierowej koperty, by skierować się jak najszybciej do Hoseok'a, mając nadzieję, że nie przeszkodzę im w jedzeniu. A po zaparkowaniu w przyjemnie zielonej okolicy, udałem się prosto pod drzwi wejściowe do domu autora, poprawiając jeszcze trochę włosy i dzwoniąc już dzwonkiem. Chwilę musiałem poczekać na otwarcie, jednak jak tylko drzwi się przede mną uchyliły i ujrzałem zaskoczonego Hoseok'a, automatycznie się uśmiechnąłem, chyba po raz pierwszy od kilku dni.

- Hyung – stwierdził, nadal zdziwiony, zaraz oczywiście również posyłając mi uśmiech i usuwając się na bok. – Miło cię widzieć. Zapraszam.

- Na pewno się domyślałeś, że wpadnę? – zauważyłem, chętnie przekraczając próg jego domu i zaczynając zdejmować już buty. W końcu od zawsze wykorzystywałem te niewielkie możliwości „wproszenia" się do niego na dłuższą chwilę.

- Myślałem, że skoro trzymam się znów terminów, to będziesz mi wysyłał poprawki mailem. Ale cieszę się, że jesteś – wyznał, a uśmiech nie znikał z jego twarzy, co świadczyło o tym, że mimo wszystko faktycznie cieszy się na mój widok. – Kawy?

- Wiesz, że lubię z tobą pracować. A dokonywanie poprawek sprawniej idzie, gdy nie robimy tego drogą mailową. I tak, chętnie – odpowiedziałem, wiedząc gdzie się kierować, abyśmy mogli popracować.

Jednak tuż po dotarciu do oszklonego półkola, przy którym znajdował stół i poduszki, stanąłem na chwilę w miejscu, nie spodziewając się, że Hoseok ma gościa, do tego tak... nietypowego. Nie potrafiłem znaleźć innego określenia na brązowowłosego chłopaka, którego włosy sterczały we wszystkie strony. Tylko niewielki ich fragment ukrywany był pod zieloną opaską ze srebrnym kamieniem, usytuowanym na czole chłopaka. A kiedy mnie ujrzał, zaskoczony poprawił swoje włosy, wstając i natychmiast się kłaniając, dzięki czemu mogłem przyjrzeć mu się w całej okazałości.

Nie tylko włosy i ozdobę na głowie miał tak niezwykłe. Jego skóra mocno różniła się od tej naszej. Nie wiedziałem z jakich rejonów pochodził, ale do Korei na pewno one nie należały, nawet pomimo typowych, koreańskich rysów twarzy. Blada skóra, wydawała się prawie że przezroczysta, a białe spodnie i niebieska koszula, mocno oznaczały się na jej tle, wyglądając na ciemniejsze przy takiej otoczce. Jednak to jego oczy były dla mnie największą zagadką. Jedno szare, a drugie zielone, nie zrobiłoby na mnie wrażenia, gdyby nie te wszystkie inne, magiczne cechy. A niewielkie, złote punkciki, które jakby mieniły się w jego tęczówkach, uświadomiły mi, że chyba zaczynam głupieć przez ostatnie skupianie się na bajce o elfie Lael'u.

- Hyung, poznaj młodszego brata mojego przyjaciela ze studiów - Jeongguk'a – oznajmił Hoseok, oczywiście nie odrywając tym mojego wzroku od tego dziwnego, choć niezwykłego chłopaka. – Jeongguk, to jest mój redaktor - Min Yoongi.

- Młodszy brat przyjaciela ze studiów – powtórzyłem, nie potrafiąc niestety tego pojąć.

Chciałem się upewnić, że nie śnię, dlatego wyciągnąłem dłoń w stronę chłopaka. A kiedy młodszy uścisnął ją z szerokim uśmiechem, poczułem jakbym nie dotykał ręki drugiego człowieka, a po prostu zwykły aksamit, czym znów nie mogłem się nadziwić przez następne kilka sekund, dotykając miejsca, które zetknęło się z jego dłonią.

Albo jestem nadal pijany... albo to sen. Ewentualnie chłopak używa drogich i dobrych kremów. A dodatkowo nosi soczewki i na pewno nie jest z Korei.

- Bardzo miło mi pana poznać, panie Min Yoongi – zagadnął do mnie w końcu, brzmiąc całkiem normalnie, co uspokoiło trochę mój zmęczony umysł.

Ciekawy ten „młodszy brat przyjaciela ze studiów", Hoseokie...

Posłałem przyjacielowi tylko jedno spojrzenie, po którym zająłem już miejsce przy stole, sprawiając, że chłopak również to uczynił, wracając do czytanej książki. Zauważyłem, że po raz kolejny jego ręka wylądowała na roztrzepanych włosach, znów nic z nimi nie robiąc. Nie wiem, czy był to jakiś jego odruch, ale zarejestrowałem go już chyba trzy, albo cztery razy odkąd go zobaczyłem.

Hoseok udał się do kuchni, by nastawić wodę na obiecaną kawę, jednak tym razem to nie jego uważnie śledziłem. Szaro-zielone oczy, z tymi dziwnymi, złotymi punktami, pochłaniały kolejne linijki tekstu, lecz kiedy zauważyły, że są obserwowane, posłały mi trochę nerwowe spojrzenie, po którym zniknęły za książką całkowicie, ukryte przez „młodszego brata przyjaciela Hoseok'a ze studiów". Westchnąłem, widząc, że na razie niczego się nie dopatrzę.

- Jak tam w pracy, hyung? W końcu dzień wolny, prawda? – zagadnął do mnie Hoseok, na którego od razu skierowałem wzrok.

- Dzień wolny, który cały wykorzystuję na pracę. Dzieciaki grzeczne? – Poruszyłem kolejny, standardowy temat, w sumie chcąc wiedzieć, gdyby coś się stało, w końcu mój przyjaciel był teraz dla mnie najważniejszy.

Pomimo rozpoczętej rozmowy, nie mogłem znów nie zerknąć w stronę Jeongguk'a, postanawiając przeczytać tytuł książki, którą czyta.

„Kultura Korei Południowej"? Wiedziałem, że nie jest stąd!

- Jak zawsze – odpowiedział mój rozmówca, przychodząc zaraz z filiżanką kawy, którą postawił przede mną, zaraz otrzymując moje krótkie: „Dziękuję".

Jego oczy skupiły się przez chwilę na sytuacji na zewnątrz, gdzie Heeyeon i Heechul prawdopodobnie prali swoje pluszaki, choć bardziej niż działanie mające na celu faktyczne oczyszczenie zabawek z kurzu i brudu, wyglądało to jak zabawa przy wodzie i miśkach.

Upiłem łyk kawy, a do mojego umysłu powrócił obraz, o który musiałem dopytać, może w końcu wyciągając coś więcej z gościa Hoseok'a. Nie dawałem przy tym zazdrości przejąć nade mną kontroli. Po prostu wierzyłem, że młodszy jedynie mu pomaga i niczego przede mną nie ukrywa, jak ich związek lub fakt, że to jednak nie jest „młodszy brat przyjaciela ze studiów". Ten Jeongguk może i był ładny i uroczy, o naprawdę niezwykłej urodzie, ale to nie znaczyło, że Hoseok cokolwiek do niego czuje i kiedykolwiek poczuje.

- Heterochronia, Jeongguk? Nabyta? – zapytałem, zwracając się do chłopaka, który od razu wynurzył się zza książki, patrząc na mnie przez chwilę, ale zaraz kierując zdezorientowany wzrok na Hoseok'a.

- Chodzi o twoje oczy, Jeonggukie – wyjaśnił mu młodszy spokojnie, bo najwyraźniej nie miał pojęcia, o czym mówię. – Są niezwykłe. Znaczy, rzadko spotyka się osobę, która ma różne kolory tęczówek.

- Słyszałem, że to dzięki błogosławieństwu Sehanine Moonbow, która sprzeciwiła się oddaniu mnie całkowicie Rillifane Rallathil – zaczął nagle tłumaczyć ten dziwny chłopiec, choć nie wiedziałem, o czym w ogóle mówi. Zdał sobie chyba z tego sprawę, bo zaraz umilkł, patrząc po nas i szybko wracając do swojej książki.

Hoseok zaśmiał się przez rozpoczęcie tej niezrozumiałej opowieści, od razu starając wyjaśnić słowa Jeongguk'a.

- Po prostu tak ma, hyung. Jeonggukie, mógłbyś iść przypilnować bliźniaki? Proszę. Muszę popracować z hyung'iem – poprosił, w końcu go stąd wyganiając. I skłamałbym gdybym powiedział, że na to nie czekałem.

Chłopak zerwał się od razu, kłaniając nam i odkładając książkę na stół, po czym popędził grzecznie do Heeyeon i Heechul'a, zostawiając nas samych.

W końcu.

Mój wzrok znów wylądował na czytanej przez Jeongguk'a książce, przez co uświadomiłem sobie pewną rzecz, chcąc w końcu podzielić się z Hoseok'iem moją opinią na jego temat.

- Student? Bardzo... nietypowy – zauważyłem, chwytając za „Kulturę Korei Południowej", by przejrzeć chociaż co znajduje się w jej spisie treści. Wszystko to były podstawy, z którymi normalny Koreańczyk na pewno nie miałbym żadnego problemu, dlatego uniosłem jedną brew, naprawdę czekając na podzielenie się ze mą czymś więcej niż: „To młodszy brat przyjaciela ze studiów".

- Jego rodzice się rozwiedli i ojciec zabrał go do Ameryki, gdy był jeszcze mały. Nie wie za dużo o naszej kulturze, a przyjechał studiować koreanistykę. Ma zacząć od października, zjawił się szybciej, by trochę się przygotować. Hakyeon przysłał go do mnie, bo nie wiedział o planie brata, a załatwił sobie pracę w Chinach i poprosił mnie o przysługę. Poza tym dzieciak interesuje się elfami, więc jego wiedza przyda mi się do pisania – wytłumaczył wszystko od początku do końca, rozjaśniając mi tym cały obraz sytuacji.

Czyli jednak jest studentem. Za młody dla Hoseok'a, nie mam się o co bać.

Pokiwałem głową, pokazując tym samym, że wszystko przyjąłem do wiadomości. Choć patrząc przez okno, na bawiącego się Jeongguk'a z dziećmi Hoseok'a, postanowiłem podzielić się z nim jeszcze jedną ze swoich myśli.

- Widać, że stara się wykreować właśnie taki wizerunek – stwierdziłem, dobrze wiedząc, że większość cech jego wyglądu, należy do tych elfów. W końcu zdążyłem je przestudiować dzięki nowej bajce Hoseok'a.

Po moich słowach przeszliśmy już do pracy. Zaczęliśmy omawiać fragment po fragmencie, a młodszy słuchał uważnie moich uwag, dopytując o niektóre rzeczy. Lubiłem oglądać jak skupia wzrok to na mnie, to na rozłożonych na stole kartkach. Czasami posłał mi uśmiech lub z czegoś zażartował i to mi w zupełności wystarczyło. Praca, którą naprawdę lubiłem i Jung Hoseok, którego pragnąłem widzieć jak najczęściej, rozmawiać z nim, wywoływać jego uśmiech i spędzać choć te dwie godziny na pracy. Czasami jego wzrok uciekał na ogród, w którym bawiły się jego dzieci z tym chłopakiem, co również rozumiałem, skoro nie chciał, aby cokolwiek się stało Heeyeon lub Heechul'owi.

Kiedy dotarliśmy już do samego końca, niestety wiedziałem, że muszę się zbierać. Choć za bardzo pragnąłem, aby to wspólne spędzenie czasu przedłużyło się chociaż o godzinę lub dwie.

- Dziękuję, hyung. Twoje wskazówki są naprawdę bardzo pomocne – powiedział, gdy już włożyłem plik kartek z powrotem do koperty, odkładając je na bok, aby oczywiście zostawić je Hoseok'owi.

- Nie ma sprawy, Hoseokie – odpowiedziałem ze szczerym uśmiechem, znów nie mogąc się napatrzeć w te brązowe, wesołe oczy. – Skoro masz Jeongguk'a, może dasz się wyciągnąć na jakieś piwo? – zaproponowałem, wstając już z poduszki i rozprostowując nogi, które trochę ścierpły przez niezmienną pozycję.

- Wiesz, że nie lubię zostawiać dzieciaków. – Usłyszałem tylko, widząc jak chłopak posyła mi przepraszający uśmiech. I już straciłem nadzieję na spędzenie z nim więcej czasu, gdy dodał: - Ale będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz, i zjesz z nami kolację, hyung.

Kolację? To będzie więcej niż godzina, na którą liczyłem!

Zerknąłem jeszcze tylko na zegarek, starając się nie okazywać przesadnej radości i upewniając, że praca, którą powinienem na jutro skończyć, może poczekać do mojego powrotu.

- Bardzo chętnie, Hoseokie. Pomóc ci z czymś?

- Jeśli chcesz, hyung, możesz pomóc. Jeszcze nigdy razem nie gotowaliśmy – zauważył, wywołując tym mój usilnie hamowany uśmiech, z którym w jego obecności zdecydowanie przesadzałem. – Na co masz ochotę? Jeonggukie je tylko warzywa, ale dzieciaki błagały, by zjeść kurczaka. Mam jeszcze ryby. No i zrobimy jeszcze ramen. Więc na co masz ochotę, hyung?

- Kurczak brzmi świetnie – oznajmiłem, zaczynając zdejmować już zegarek i czarny sweter, które przeszkadzałyby w gotowaniu. Nie byłem w tym mistrzem, nigdy nie mając czasu doskonalić swoich umiejętności, ale przy krojeniu, czy też innych, tych najprostszych czynnościach, oczywiście mogłem pomóc.

Przenieśliśmy się do kuchni, a młodszy rozdzielił nam zajęcia, dając mi do pokrojenia kurczaka, za którego od razu się zabrałem. Przez cały czas z moich ust nie znikał uśmiech. Poruszyliśmy kilka tematów, rozgadując się jak zwykle najbardziej o sprawach przyziemnych. Jednak po zaledwie kilkunastu minutach spędzonych w tej naprawdę miłej atmosferze, przyszedł do nas gość Hoseok'a, mokry od stóp do głów, przez co jego białe ubranie zlało się kompletnie z jego skórą. I znów nie mogłem znaleźć na to innego słowa jak ,,nietypowe".

Zamiast opaski, miał teraz na głowie dziwny, zielony kapelusz, jakby zrobiony z samej trawy, co całkowicie przykuło moją uwagę, zmuszając do zrozumienia tego zjawiska.

- Jeonggukie, mieliście wyprać pluszaki, a nie ciebie... - To głos Hoseok'a oderwał mnie od wpatrywania w to dziwne nakrycie głowy. Przeniosłem wzrok właśnie na niego, widząc jak pomimo cichego westchnięcia, uśmiecha się do swojego gościa. – Idź proszę przebierz się w coś suchego, dobrze? Będę potrzebował twojej pomocy z przyprawami – oznajmił, otrzymując w zamian tylko jeden niski ukłon.

Nie wiedziałem jak zareagować na tę sytuację, dlatego wymruczałem tylko: „Ah, te dzieciaki", podkreślając, że jego gość faktycznie się do nich zalicza. I nawet nie zdążyliśmy powrócić do poprzedniego tematu, bo Jeongguk już był z powrotem, ubrany w tak samo jasną koszulę i spodnie, jak poprzednio, choć tym razem miała w niektórych miejscach naprawdę nietypowe wzory. Z jego głowy zniknął też kapelusz, zastąpiony znów tą samą, zieloną opaską. I zastanawiała mnie znów jedna rzecz - jakim cudem w kilka sekund zdołał wysuszyć swoje włosy i przywrócić je do tej poprzedniej, rozczochranej formy?

- Przyprawy, hyung? – zapytał wesoło, podbiegając do roślin, przywiązanych do grubego i długiego patyka, podwieszonego przy suficie.

Obserwowałem go przez cały czas, choć kątem oka, dlatego kiedy przeszedł pod kuchenkę i do Hoseok'a, krojącego warzywa i mieszającego w garnkach, nie widziałem przez chwilę, co zamierzają. Dopiero słysząc śmiech autora, odwróciłem głowę, by być świadkiem podbierania mu pokrojonych warzyw przez studenta.

- Jeonggukie... - zaczął Hoseok, trącając go lekko biodrem, by zapewne odgonić go w ten sposób. – Zjesz kolację nim będzie gotowa – zauważył z uśmiechem, który tym razem, nieposyłany w moją stronę, w ogóle mi się nie podobał. – Dzieciaki też są całe mokre? Powinny się przebrać przed jedzeniem – dodał, dając tym samym chłopakowi do zrozumienia, że powinien po nie pójść, co jak najbardziej mnie usatysfakcjonowało.

Odwróciłem się z powrotem w stronę blatu, chcąc kontynuować krojenie, lecz słysząc jak oboje zaczynają znów za mną chichotać, zacisnąłem mimowolnie dłoń.

Idź już, bo zaczynasz mnie denerwować.

- Zajmę się tym, hyung – obiecał, na szczęście już kierując się do wyjścia i znów zostawiając nas samych.

- Jest naprawdę uroczy – stwierdził tuż po tym Hoseok, mocno zaskakując mnie takim komentarzem.

Uroczy? Zaczynam skłaniać się ku określeniu „denerwujący" i „kompletnie tu niepotrzebny".

- Hyung, kurczak gotowy? – Usłyszałem jeszcze, posyłając młodszemu lekko wymuszony uśmiech i mówiąc tylko, że już kończę, by na serio skupić się tylko na tej czynności, próbując usunąć ze swojego umysłu obrazek tej wesołej dwójki, cieszącej się ze swoich interakcji.

Niestety, cały mój pobyt u Hoseok'a, był podobny do tego pseudo gotowania we dwoje. Jeongguk ciągle go zagadywał i nie dawał mi się cieszyć tym ograniczonym czasem z Jung'iem, przez co ta wspólna kolacja tylko pogorszyła mój humor.


Hoseok

Tak jak zapowiedziałem Jimin'owi, wydzwaniałem do niego regularnie, aby sprawdzić, czy wciąż jakoś daje radę funkcjonować. I musiałem przyznać, że całkiem dobrze mu szło. Projekty były na czas, a on sam sypiał o normalnych porach. Przedwczoraj ostrzegł mnie, że wolałby, abym następnego dnia nie dzwonił, gdyż idzie do swoich rodziców, a jego ojciec, o czym już zdążyłem się przekonać, należał do dość surowych ludzi. Nie chciałem wpędzać młodszego w niepotrzebne kłopoty i dałem mu dzień wolnego.

Dzisiaj jednak wszystko powinno wrócić do normy, ale niestety chłopak nie odbierał ode mnie. Odpuściłem mu ranek, ale po obiedzie ponowiłem próbę kontaktu. Niestety i tym razem słyszałem tylko sygnał w słuchawce, ale nie było żadnej odpowiedzi. Przestraszony, że coś mogło mu się stać i wymagał wizyty w szpitalu, natychmiast ruszyłem do drzwi. Mówiłem rano Jeongguk'owi o moim przyjacielu, więc teraz rzuciłem tylko, że muszę do niego pojechać i proszę by opiekował się maluchami. Pierwszy raz zostawiałem ich samych, ale teraz już byłem pewien, że nie stanie się im nic złego.

Zacząłem od dobijania się do mieszkania młodszego, ale otworzył mi nim zdążyłem wyjąć z kieszeni klucze. Wyglądał dość spokojnie, ale całą buzię miał zapłakaną, a z nosa ciekły smarki.

- Jiminnie... - szepnąłem, rozumiejąc, że stało się coś strasznego.

- Przyjdziesz na jej pogrzeb, prawda, hyung? - powiedział cicho, przytulając się do mnie.

Moje dłonie natychmiast objęły jego drżące ciało. Wszystko już wiedziałem, więcej nie musiał mówić.

- Tak mi przykro, Jiminnie. Proszę, nie płacz - szeptałem, gładząc jego włosy.

Rozumiałem, jak wielką musiał czuć stratę. Nawet jeśli wiedział, że ten dzień nadejdzie, to na pewno był dla niego cios.

Wszedłem z nim do środka i usiedliśmy na łóżku. Chusteczką starałem się doprowadzić jego twarz do normalności, choć smutku nie mogłem z niej zetrzeć. Rzucił mi się za to w oczy stos spakowanych rzeczy.

- Wyjeżdżasz, Jiminnie? - zapytałem niepewnie, nie mając pojęcia, co młodszy planuje.

On jednak pokręcił głową.

- Tata nie da mi pieniędzy za pracę na stacji za ten miesiąc. Nie stać mnie na zapłacenie czynszu i rachunków - wyznał cicho. - Powiedział, że wyjeżdża do swojego brata i wszystko sprzedaje. Nie wiem, co robić, hyung.

- Jedziesz do mnie - stwierdziłem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Mam duży dom, możesz spokojnie z nami zamieszkać.

- Hyung, nie chcę być dla ciebie jeszcze większym problemem.

- Nigdy nim nie byłeś. Jesteś moim przyjacielem i mam zamiar ci pomóc. I nie chcę słyszeć sprzeciwów.

Ale słyszałem. A przynajmniej przez pół godziny, bo po moich licznych argumentach, chłopak w końcu uległ i zgodził się zapakować swoje rzeczy do mojego samochodu. Nie było tego dużo, ale chwilę potrwało nim rozkręciliśmy jego biurko.

Deszcz lał dzisiaj od samego rana, więc musiałem zachować ostrożność jadąc do domu. Pomimo skupiania się na drodze, w głowie zapaliła mi się pewna żaróweczka i uświadomiłem sobie, że Jimin powinien o czymś wiedzieć.

- Mam w domu jeszcze jednego gościa. Ma na imię Jeongguk, jest bratem mojego kolegi ze studiów.

Opowiedziałem mu pokrótce to samo kłamstwo, które sprzedałem Yoongi'emu. Nie pomyślałem wcześniej o tym, że przecież odwiedzają mnie inni ludzie, więc musiałem wtedy improwizować, ale na szczęście hyung mi uwierzył. Wyjaśniłem więc elfowi, jaką bajkę powinien mówić każdemu, kto zapyta go, kim jest. Dla jego własnego bezpieczeństwa.

Deszcz zacinał coraz mocniej, dlatego z ulgą zaparkowałem w garażu i przebiegliśmy z Jimin'em do drzwi wejściowych, niosąc worki z jego rzeczami, biurko na razie sobie darując. Bliźniaki siedziały razem ze swoim nowym opiekunem na podłodze, gdzie pełno było ich pluszaków oraz drewnianych zabawek. Jednak na widok swojego ulubionego wujka, Heeyeon natychmiast zerwała się z miejsca i podbiegła do niego, obejmując ilustratora za nogi.

- Wujek Jimin! - zawołała przeszczęśliwa.

Nasz gość pochylił się, aby móc wziąć ją na ręce i przytulił mocno.

- Jiminnie, to właśnie mój gość, Jeonggukie - powiedziałem, widząc, jak elf podnosi się z miejsca. - Jeonggukie, to mój przyjaciel, który nie chciał odebrać ode mnie telefonu - dodałem.

Jimin przyglądał się uważnie ciekawie ubranemu Lael'owi, a jego rozchylone usta mówiły naprawdę sporo o tym, jakie zrobił na nim pierwsze wrażenie. Ukłonił się jednak szybko, jak zawsze będąc niezwykle grzecznym.

- Miło mi cię poznać - powiedział cicho, reagując nieśmiałością na każdego obcego. Nawet względem Yoongi hyung'a taki był, tylko ze mną zdawał się wrzucać na luz.

Elf odpowiedział mu ukłonem i roztrzepał włosy, które powinny zasłonić mu ostro zakończone uszy.

Bardzo ładne uszy. Dlaczego o tym myślę?!

- Również bardzo miło hyung'a poznać. Mogę używać tego zwrotu, prawda?

- Wolę... Wolę po imieniu - przyznał z lekkim rumieńcem mój przyjaciel.

- Lael, Lael, wujek Jimin będzie kiedyś moim mężem! - zawołała dumna Heeyeon, jak zawsze chcąc się tym pochwalić.

- Lael? - powtórzył ilustrator. Wiedział doskonale, że to imię nosi postać z nowego projektu.

- Wygląda jak bohater mojej książki - wyjaśniłem mu cicho, jakby to miało wystarczyć za wyjaśnienie wszystkiego.

- Rozumiem, że się na nim wzorujesz, hyung... - powiedział, idealnie samemu sobie wszystko tłumacząc. - Chyba wykorzystam tę wiedzę - zapewnił, a po jego uśmiechu poznałem, iż obraz Jeongguk'a znajdzie się na stronach nowej książki. Idealnie. Postać będzie wyglądać dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażałem.

- Mam nadzieję, że jadłeś obiad - zagadnąłem go, nie chcąc, by przez przypadek powiedział za dużo na temat tej nowej opowieści.

- Tak. Dzisiaj opróżniłem ostatni pojemnik - przyznał, wskazując na jeden z przyniesionych worków, którego zawartość zapewne w części należała do mnie.

- A więc przyjechałem idealnie - stwierdziłem zadowolony, uspokojony, że młodszy nie chodził głodny.

- Będziesz mężem mojej księżniczki? - zapytał nagle Jeongguk, przerywając naszą rozmowę. - Czy powinienem go wyzwać na pojedynek, Heeyeonnie? - dodał, sięgając po zabawkowy miecz, który wykonałem wczoraj na potrzebę prowadzonych przez niego lekcji bycia rycerzem.

- A dlaczego? - zapytała zdziwiona dziewczynka, nie do końca chyba rozumiejąc, o czym mowa.

- By sprawdzić, czy potrafi cię chronić przed złem, księżniczko - wyjaśnił elf, celując już mieczem w Jimin'a.

- Myślę, że Jiminnie jest pacyfistą - stwierdziłem, klepiąc przyjaciela po ramieniu.

- A co to jest pojedynek? - Mała spojrzała na mnie, nadal nic nie rozumiejąc.

- Wujek Jimin będzie walczył z Jeongguk'iem - streściłem, na co ona zrobiła wielkie oczy wystraszona.

- Nie! - krzyknęła, uwieszając się na szyi ilustratora. - Nie chcę!

Chłopak natychmiast zaczął gładzić jej plecy uspokajająco, ale nim którykolwiek z nas zdążył coś powiedzieć, mój syn, który stał obok swojego opiekuna, przyłożył mu swoim mieczem po łydkach i to zdecydowanie niezbyt delikatnie.

- Heechul! - krzyknąłem karcąco, ale on nie zwracał na mnie uwagi, celując kawałkiem drewna w Jeongguk'a.

- Mam cię na oku, elfie. Nie wolno straszyć Heeyeonnie - powiedział z największą groźbą w głosie, na jaką stać pięciolatka.

Lael chyba zrozumiał swój błąd, bo porzucił broń i uniósł ręce w geście poddania.

- Znowu przegrałem. A skoro Jimin został już zaakceptowany przez jej rycerza, przepraszam za ingerowanie w decyzje księżniczki - stwierdził z ukłonem, kładąc rękę na sercu i wycofał się trochę.

Chyba mnie trochę zamurowało przez tę sytuację i nie bardzo wiedziałem, jak zareagować, na szczęście z pomocą przyszedł Jimin.

- Może porysujemy trochę? Przywiozłem wasze notesy - zaproponował, a siedząca na jego ręce dziewczynka kiwnęła głową.

- Tak! A Lael też może, wujku? - zapytała, nie gniewając się raczej na swojego przyjaciela za propozycję walki.

- Jeśli tylko chce, to oczywiście - zapewnił z uśmiechem, ale wtedy ja się wtrąciłem, nie mogąc im tak po prostu na to pozwolić bez uprzedzenia Jeongguk'a o pewnej kwestii.

- Prawdę powiedziawszy to ja go na chwilę porywam. Jeongguk, możesz mi pomóc? Potrzebuję cię w warsztacie - powiedziałem szybko.

Chłopak niemal natychmiast znalazł się przy mnie, a w jego oczach pojawiły się wesołe ogniki.

- Bardzo chętnie pomogę, hyung. Nie martw się, księżniczko Heeyeonnie, zaraz do was dołączę - dodał, nim wyszliśmy na taras, skąd pobiegliśmy razem do mojego warsztatu, do którego wejść można było jedynie z ogrodu. Niebo nadal zasnute było chmurami, a ich kolor sugerował, iż na deszczu się nie skończy. Dzieciaki będą się bały w nocy, jeśli faktycznie rozpęta się burza.

- Jeongguk, nie zrozum mnie źle, ale nie chcę byś przez przypadek powiedział coś nie tak - powiedziałem, opierając się o stół, na którym tworzyłem wszystkie moje małe dzieła sztuki. - Jimin to delikatny chłopak, któremu kilka dni temu zmarła mama, a teraz zamieszka u nas na jakiś czas, bo nie ma pieniędzy na opłacenie sobie mieszkania. Dlatego proszę, nie dopytuj go za bardzo o jego sprawy prywatne, dobrze?

- Mama? - powtórzył, a jego twarz natychmiast stała się tak smutna, że aż moje serce ucierpiało jeszcze bardziej. - Dobrze, będę uważał na wszystko co mówię, hyung - zapewnił, kłaniając się. - A... co takiego jej się stało? - zapytał niepewnie, nie mogąc widocznie pohamować swojej ciekawości. Wolałem, by jednak to pytanie padło do mnie, niż niepotrzebnie stresowało Jimin'a.

- Miała nowotwór. Walczyła z chorobą już kilka lat - wyjaśniłem, pamiętając tę radosną kobietę, którą przyszło mi raz spotkać. Jimin potrzebował wtedy podwózki, bo jego tata skręcił nogę i nie mógł sobie poradzić z zakupami dla nich.

Smutek chyba aż za mocno we mnie uderzył, gdy zobaczyłem we wspomnieniach jej wesołą twarz na widok syna, bo Jeongguk przytulił mnie nagle mocno.

- Mogłem jej pomóc, hyung - powiedział bardzo cicho, przez co moje serce zadrżało.

Jego magia mogła go uzdrowić. Potrafił to. Właśnie to do mnie dotarło...

- Teraz jest już za późno, Jeonggukie - powiedziałem cicho, kręcąc głową. - Śmierć zawsze przychodzi nie w porę.

- I dla waszej rasy zdecydowanie za szybko - dodał, podnosząc głowę.

Dlatego dałem wam w mojej bajce tyle lat, byście mogli się cieszyć życiem.

Przez chwilę nasze oczy się spotkały i patrzyliśmy na siebie. To było trochę dziwne. Ale też kojące i znajome.

Jakbym patrzył w oczy Sunmi...

Chłopak odsunął się, widocznie zmieszany, a ja nie sprzeciwiłem się temu, starając pozbyć tych dziwnych porównań z mojej głowy.

- Chodźmy do nich. Jimin naprawdę pięknie rysuje, jestem pewien, że chcesz to zobaczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top