rozdział 23
Hoseok
Cały mój dzień został uzależniony od Jeongguk'a. Choć mój ukochany psychicznie czuł się dobrze, ledwo był w stanie ustać na nogach. Bolało mnie to. Naprawdę cierpiałem, widząc, jak się męczy, nie mogąc wstać z łóżka bez mojej pomocy.
Sytuacja była dla mnie całkowicie niezrozumiała. Chłopak przecież bez problemu posługiwał się magią, a jego wzory z każdą nocą zajmowały coraz większą powierzchnię na jego twarzy, świadcząc o sile uczucia. Nie chciałem mówić głośno o swoich obawach, ale serce biło mi z niepokojem za każdym razem, gdy choćby spojrzałem na elfa. Prawda jest taka, że nie powinien przeżyć tak silnego zużycia magii. Nie przy moim założeniu, które mówiło, że magiczne istoty zdolne są poświęcić swoje życie dla większej sprawy. A mimo tego Jeonggukie nadal z nami był. Może to co zaszło spowodowało pewnego rodzaju kalectwo? Naprawdę nie miałem mu za złe, że wymaga teraz większej opieki, ale chciałbym po prostu poznać odpowiedź. Niestety nikt nie mógł mi jej udzielić.
Obowiązki ukochanego nie zwalniały mnie z obowiązków rodzicielskich. Starałem się, by dzieci nie odczuwały mojego zmartwienia ani zmęczenia. Nie sypiałem zbyt dobrze, wiercąc się na łóżku i co chwilę sprawdzając, czy mój elf wciąż oddycha. Często siadałem wtedy do biurka i zabierałem się za kontynuowanie książki, próbując stworzyć historię, która odpowie na moje wątpliwości. Niestety nic nie działało...Ale ktoś musiał zawieźć smyki do szkoły, szykować posiłki oraz dbać o dom, a przy tym zarabiać, dlatego starałem się mimo wszystkich przeciwności zachować jasny umysł.
Jak co dnia przygotowałem śniadanie, które ułożyłem na tacy i zaniosłem do sypialni. Mój ukochany nic nie powiedział, gdy usiadłem przy nim. Patrzył jedynie na pełne smakołyków miseczki.
- Hyung? Co jeśli mój stan, to wina... zbyt dużego ingerowania w ten świat? - zapytał nagle, nim zdążyłem zachęcić go do rozpoczęcia posiłku. - Lub pozwolenie panu Kwon'owi na traktowanie mnie inaczej niż resztę modeli w jego agencji? - dodał tak smutnym tonem, że poczułem, jak moje serce rozrywa się kolejny raz z bólu.
Bądź silny dla niego, Hoseok.
Odłożyłem tacę na szafkę nocną, aby nam nie przeszkadzała i przysunąłem się bliżej, delikatnie gładząc policzek młodszego.
- Nie mam wiedzy na ten temat, kochanie. Zwłaszcza, że twoje wzory zachowują się zupełnie normalnie... - zauważyłem cicho, chcąc go jakoś uspokoić. - Może to kwestia psychologiczna?
- Rozwiń, hyung, proszę - szepnął, zerkając na mnie.
Wysnułem taki wniosek dwa dni temu. Może chodzi po prostu o traumę? Ludzie przecież różnie reagują na sytuacje, które ich przerastają.
- No wiesz... może ta sytuacja z CEO tak cię zestresowała, że podświadomie potrzebujesz opieki? - wyjaśniłem najbardziej ogólnie, nie chcąc na razie dzielić się z nim szczegółami, dopóki nie sprawdzę dokładniej tego wątku.
Jeonggukie przez chwilę chyba analizował moje słowa, ale w końcu objął się rękami i położył na boku, zamykając oczy.
- Nie chcę ci dodawać obowiązków, hyung... przepraszam... - szepnął, wtulając twarz w poduszkę.
Moje ręce natychmiast go otoczyły. Przytuliłem się do pleców ukochanego, całując dodatkowo w ramię.
Moje biedne słoneczko...
- Nie przejmuj się tym. Najważniejsze byś wrócił do pełni sił.
Jeongguk odwrócił się powoli, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Postaram się zrobić to jak najszybciej - obiecał, całując mnie delikatnie we fragment skóry, gdzie aktualnie sięgały jego usta. - Powinienem wrócić już do nauki i poszukać nowej pracy - zauważył, wzdychając przy tym ciężko.
- Na razie masz tylko odpoczywać. A gdy wszystko się unormuje, może małe wakacje? - zaproponowałem, głaszcząc jego włosy.
- Wakacje z książkami, hyung - zaśmiał się, co automatycznie wywołało mój uśmiech.
- To najpierw nadrobisz materiał. Gdzie chciałbyś polecieć? - zapytałem, nie tylko chcąc go odciągnąć od nieprzyjemnych tematów, ale także szczerze zaciekawiony. Przecież obiecaliśmy sobie, że wyruszymy w naszą wielką podróż. Musimy ją kiedyś zacząć planować, a im szybciej, tym lepiej.
- Do Paryża. Chciałbym jeszcze raz zwiedzić miejsca, w których byłem bez was - odparł, nie zastanawiając się nawet nad odpowiedzią, którą widocznie miał przygotowaną.
- Paryż. Miasto miłości - zauważyłem, kładąc palce na jego podbródku, aby unieść go trochę do góry, dając nam możliwość posmakowania swoich ust. Zaraz po tym zacząłem kciukiem delikatnie gładzić jego dolną wargę. - A ja chciałbym ci pokazać Skandynawię.
- Czy w Paryżu... powtórzymy nasze zbliżenie, hyung? - zapytał cicho mój aniołek, rumieniąc się przy tym po same uszy.
Od czasu naszego pierwszego prawdziwego seksu, nie mieliśmy okazji go powtórzyć. Najpierw za dużo się działo, a teraz... Sytuacja wyglądała niestety tak, a nie inaczej.
- Bardzo chętnie, kochanie - zapewniłem, cmokając go w czoło, policzki, powieki, nosek, a na końcu w usta, nie mogąc się już doczekać takich rewelacji. - I zabiorę cię na romantyczną kolację przy świecach.
- Kolacja z hyung'iem na pewno będzie przyjemniejsza od tych biznesowych - zapewnił, posyłając mi kolejny słodki uśmiech.
Przez chwilę leżeliśmy w milczeniu, rozkoszując się po prostu swoją bliskością, ale w końcu musiałem przerwać ten sielski obrazek, chcąc coś jeszcze dodać.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że znajdę szczęście w domku bliźniaków - szepnąłem, na co moje słońce roześmiało się radośnie.
- A ja nie sądziłem, że to hyung jest moim celem i misją w tym świecie - zauważył, mocniej się we mnie wtulając.
- Wiesz, że już wtedy cię kochałem? Ale chyba nie mogłem się z tym pogodzić - zdradziłem mu.
- Czyli nie była to zasługa bogini Słońca?
- Obawiam się, że nie.
- W takim razie... Moich uszu? - zapytał, dotykając szpiczastej końcówki jednego z nich.
- Oj tak. Od razu miałem ochotę je wycałować - zadeklarowałem, oczywiście natychmiast chętnie to czyniąc.
Jego szczery śmiech, który od kilku dni był przygaszony, teraz napełnił moje serce nową nadzieją i siłą do dalszej wiary w jego wyzdrowienie. Na pewno wszystko wróci do normy. A nawet jeśli nie... Przecież to nic między nami nie zmieni.
- Muszę podziękować bogom, że urodziłem się elfem - powiedział cicho, dotykając mojego policzka.
- Kocham cię, bo jesteś moim Lael'em. Nie ważne, czy jesteś elfem, goblinem, wróżką czy smerfem. Kocham twoje czyste serce i radość, którą wokół siebie roztaczasz - wyjaśniłem mu, choć na pewno doskonale zdawał sobie sprawę, jak to postrzegam.
- Czymkolwiek bym nie był, hyung... Czuję, że moje serce zawsze by cię odnalazło - zapewnił, przesuwając palec na moje wargi.
Nie mogłem się powstrzymać przed przyciągnięciem go jak najbliżej mnie, więc szybko mogłem zmienić te palce na usta, które chętnie pieściły jego. Przesunąłem dłonie na jego boki, aby móc go przenieść na mnie. Jedną ręką otoczyłem jego pas, podczas gdy druga zawędrowała na wiecznie roztrzepane włosy. Jego dłonie także nie pozostały bierne, chętnie dotykając moich barków.
Mój Jeonggukie. Mój kochany elf, którego nie byłem w stanie ochronić przed tym światem.
Nawet nie wiem, w którym momencie z moich oczu pociekły łzy. Było mi tak bardzo smutno, że mój ukochany cierpi, a ja nic nie mogę z tym zrobić.
- Przepraszam - szepnąłem, odsuwając się szybko, aby osuszyć policzki.
Nie powinienem go martwić. To niczemu dobremu nie służy.
Chłopak zsunął się ze mnie z powrotem na materac i położył dłonie na moich policzkach, czym spowodował, że cała moja uwaga skupiła się na jego pięknych heterochromicznych oczach.
- Hyung? Co się stało? - zapytał zmartwiony.
- Po prostu się martwię o ciebie - przyznałem. - Tak bardzo próbuję znaleźć jakiś sposób, byś odzyskał siły, ale nic nie działa... - przyznałem, rozczarowany samym sobą.
A jeśli to była moja wina, bo jako autor nie przewidziałem takiej sytuacji? Stworzyłem coś niedoskonałego, co wymknęło się spod kontroli?
- Hyung... nie płacz z tego powodu, proszę.
Malinowe usta złożyły buziaka na moim policzku, który był już prawie osuszony.
- Przecież wiesz, że wszystko będzie dobrze. Odzyskałem już swoją magię, a moje wzory się rozrastają - zauważył, naprawdę będąc o to spokojnym.
Pokiwałem głową, biorąc głębszy oddech, aby się uspokoić.
- Wiem - zapewniłem, przytulając go ponownie. - Wiem...
Leżeliśmy tak jeszcze długo, a z łóżka wyciągnął mnie dopiero przymus przygotowania kolejnego posiłku. Jednak co chwilę zerkałem na Jeongguk'a, który siedział na poduszce przy stoliku, patrząc na krajobraz za oknem. Bałem się, że w każdej chwili mogę zastać go w dużo gorszym stanie. A tego moje serce nie wytrzyma.
Jungkook
Mój stan wcale się nie polepszał, nawet jeśli starałem się wrócić do pełni sił jak najszybciej. Czekało mnie szukanie nowej pracy, na pewno podobnej do mojej pierwszej, a w Korei wymagało to czasu, cierpliwości i przede wszystkim zdrowia. I choć jako model zdążyłem zarobić sporą sumę pieniędzy, przy moich studiach nie mogłem polegać tylko i wyłącznie na uzbieranej kwocie. Długo myślałem nad miejscami, w których za niedługo złożę swoje CV, jednak nic tak bardzo mnie nie martwiło jak smutek hyung'a, spowodowany moim stanem.
Nie miałem pojęcia, co mi dolega. I nie sądziłem, aby tutejsi lekarze odnaleźli na to odpowiedź po jakichkolwiek badaniach. Czasami moje mięśnie odmawiały mi współpracy, a umysł był jakby przeciążony, nawet jeśli po prostu leżałem, nie wykonując żadnej wyczerpującej mój organizm czynności. Niestety miałem na to kilka nieciekawych teorii, którymi nie chciałem dzielić się z ukochanym, bo już wystarczająco przez to cierpiał. Zbliżenie się do mnie pana Kwon'a. Zbyt duża ingerencja w ten świat, gdy zamroziłem na chwilę czas. Lub rozrośnięcie się wzorów, podkreślające nie tylko wielką miłość, którą się z hyung'iem darzyliśmy, a również ogromne pokłady magii, z którą może nie potrafiłem sobie poradzić?
Nie mogłem tego nie wykorzystywać, szczególnie gdy zdążyłem dobrze poznać ten świat. Dlatego podczas odwożenia przez hyung'a bliźniaków do szkoły, ewentualnie jakichś prac w domu, przy których spędzałem czas samotnie w łóżku, używałem swojej magii do oczyszczania środowiska. Nie mogłem tego robić w miejscach, których nie zwiedziłem, przez co oprócz Gwangju, Seulu, Busan i Ulsan, zająłem się jeszcze kilkoma miastami w Ameryce i jednym w Europie, przechodząc zaraz po tym do Japonii. O dziwo używanie magii nie wpływało na mój stan. To sam wysiłek fizyczny odbierał mi całą energię, niekiedy zmuszając do natychmiastowego zajęcia miejsca na podłodze, gdy przemieszczałem się do łazienki lub Hobi hyung'a. Zazwyczaj znalezienie się w jego ramionach, poprzedzone długim pocałunkiem, oddawało mi na chwilę to, co straciłem po zdarzeniu w agencji pana Kwon'a.
Dziś kolejny cudowny poranek z ukochanym, wpłynął jeszcze lepiej na moje samopoczucie i siłę. Na tyle, bym przestał ograniczać się ciągle do łóżka i zszedł na dół. Jiminnie zapowiedział swoją wizytę, niezwykle mnie tym uszczęśliwiając. Choć już samo utrzymywanie stałego kontaktu ze wszystkimi moimi przyjaciółmi, prawie od razu powiadomionymi o moim stanie, dodawało mi trochę siły.
Hyung po odwiezieniu bliźniaków do szkoły, zajął się pracami w ogrodzie. Pomógł mi tylko przejść na ławkę na tarasie, dzięki czemu czytając jedną z książek, mogłem od czasu do czasu zerknąć jak pracuje, wiedząc, że gdyby miał się jakkolwiek skrzywdzić, zaraz pomogę mu swoją magią.
Niestety obserwowanie jak zajmuje się ogrodem i kurami, przyniosło ze sobą dziwne uczucie, którego nie potrafiłem zrozumieć. Mój umysł podrzucał mi obrazy naszego pierwszego spotkania, kiedy myślałem, że trafiłem do jakiegoś zamku. Naszego pierwszego, przypadkowego pocałunku, który nie wiedziałem jak powinienem odebrać, czując, że chyba się w nim zakochuję. Wielu zabaw z bliźniakami. Spędzania czasu w ramionach ukochanego. Śpiewania przy ognisku. Czarowania. Radości i śmiechu z moją rodziną.
Dopiero dzwonek do drzwi oderwał mnie od tych wspomnień, zmuszając do odłożenia książki i powolnego podniesienia do góry. Moje kroki nie były tak żywe jak kiedyś. Musiałem ze wszystkim uważać, bo naprawdę szybko traciłem całą energię. Choć jak tylko otworzyłem drzwi i zobaczyłem niskiego blondyna, szeroki uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy. Przytuliłem go, zanim jeszcze zdążyliśmy się przywitać, bo naprawdę stęskniłem się, teraz nie chcąc go w ogóle puszczać.
- Dziękuję, że przyszedłeś, Jiminnie – odezwałem się po chwili, nadal go obejmując i lekko nami bujając. Blondyn jako jedyny z moich przyjaciół, znał moją tajemnicę, dlatego nie musiałem się już z niczym ukrywać, pozwalając moim uszom wystawać spod włosów.
- Jak się czujesz, Jeonggukie? – zapytał zmartwiony po chwili przytulania. A gdy tylko go puściłem, objął mnie w pasie, aby pomóc z przemieszczeniem do stołu, za co od razu mu podziękowałem.
- Nadal trochę słabo. Jednak nie chcę leżeć ciągle w łóżku, szczególnie gdy nie mam najmniejszych problemów z moją magią – zauważyłem, podnosząc jedną rękę, by pobawić się kilkoma iskierkami, teraz tańczącymi na moich palcach. Nadal tego nie pojmowałem. – Chcesz się czegoś napić? Lub coś zjeść? Hyung jest w ogrodzie – dodałem, myśląc, że może chciałby się z nim przywitać. I już chciałem ruszyć do kuchenki, aby coś nam przygotować, gdy starszy położył mi dłoń na ramieniu, powstrzymując przed tym.
- Nie, dziękuję. Niedawno jadłem. Już wystarczająco dobrze się odżywiam – stwierdził, dotykając swojego brzucha. – Ale zrobię nam pić. Ty po prostu usiądź – poprosił, pomagając mi zająć miejsce na jednej z poduszek, a samemu ruszając do kuchenki.
Jeszcze przez chwilę miałem odruch, aby wstać i zamienić się z nim miejscami. W końcu był moim gościem. Ale po stwierdzeniu, że jego dobre serce i tak nie pozwoli mi się przemęczać, zostałem na poduszce, po prostu kładąc dłonie na stole i podpierając na nich podbródek.
- Wyglądasz lepiej, Jiminnie. Zdrowiej. Pan Yoongi się tobą dobrze opiekuje – zauważyłem z uśmiechem, po dokładniejszym przyjrzeniu się jego ciału, które nie było tak wychudzone jak to moje. Co prawda mógłbym już przybrać na wadze, ale przez to całe osłabienie, nie miałem apetytu.
Jiminnie uśmiechnął się delikatnie na mój komentarz, a jego policzki przybrały ładnego, różowego koloru, co w połączeniu z nieśmiałą zabawą dłońmi, było naprawdę urocze.
Jiminnie cały jest uroczy.
- Tak. Jest naprawdę kochany. Naprawdę się cieszę, że się do mnie przekonał.
- Nic dziwnego, Jiminnie. W tobie naprawdę łatwo się zakochać – stwierdziłem, po prostu wiedząc, że tak dobrych ludzi bardzo łatwo obdarzyć głębszym uczuciem.
Znów zawstydziłem go swoimi słowami, sprawiając, że oprócz jeszcze bardziej widocznych rumieńców, starał się już skupić na zrobieniu nam herbaty, nic do tego nie dopowiadając. Cieszyłem się, że tak dobrze układa się w jego życiu. Pan Yoongi najwyraźniej potrzebował czasu, aby go w pełni uszczęśliwić.
Kiedy blondyn usiadł obok mnie, kładąc dwa kubki z herbatą na stole, posłałem mu szeroki uśmiech.
- Myślę, że dla hyung'a to był naprawdę wielki wyczyn. Ale nie rozmawiajmy o tym. Ważniejsze jest to, co się z tobą dzieje – powiedział, znów wyglądając na zmartwionego.
Nie wiedziałem jak mu to wyjaśnić i opisać, dlatego oprócz podziękowania, nie dodałem na razie nic. I zanim się zorientowałem, moje dłonie już po raz któryś z kolei schłodziły trzymany kubek, by zaraz po tym go podgrzać.
- Jeonggukie, skoro dzięki tobie nie muszę już nosić okularów i znów śpiewam, dlaczego sam siebie nie uleczysz? – zapytał cicho po chwili, chyba zauważając, że na razie nie jestem w stanie nic powiedzieć.
- Elfich chorób nie mogę uleczyć czarami. Najwyraźniej moje zmęczenie się do nich zalicza... Bardziej martwię się jak hyung to znosi. – Podzieliłem się z nim moją kolejną obawą, przenosząc przy tym wzrok na ogród, po którym nadal krzątał się hyung. Jego poważna mina, która czasami zamieniała się w smutek, naprawdę bolała moje serce, dlatego dość szybko powróciłem wzrokiem na kubek z herbatą, słysząc jak Jiminnie wzdycha.
- Hyung przeszedł swoje w życiu. Na pewno boi się o ciebie, Jeonggukie. Ale to nic złego. W końcu cię kocha.
Uśmiechnąłem się na słowa starszego, choć nie pozwoliłem im znów negatywnie wpływać na moje samopoczucie, postanawiając podzielić się z nim inną obawą.
- Chciałbym chociaż rozumieć powód mojej choroby. Mógłbym łatwiej z nią walczyć... - zauważyłem, a zaraz po wypowiedzeniu tych zdań, chłopak objął mnie w pasie, przysuwając się i przytulając, co sprawiło, że choć przez chwilę moje serce było lżejsze.
- To na pewno nic poważnego. Ale... pan Kwon na pewno nic ci nie podał? Może gdy wychodziłeś z nim na kolacje, podrzucał ci jakieś świństwo i teraz to się aktywuje? Nie wiem, jak działają narkotyki... Może zrób jakieś badania?
Propozycja Jiminniego była naprawdę dobra. I oczywiście gdybym tylko nie był elfem, oddałbym się w ręce lekarzy. Choć i tak scenariusz przedstawiony przez starszego nieco mnie przeraził.
- Na pewno byłbym w stanie usunąć to z mojego organizmu. Ale nie przypominam sobie, żebym odchodził od stołu, kiedy cokolwiek z nim jadłem. Noona mnie uprzedziła, dlatego byłem ostrożny.
- Mimo wszystko myślę, że powinieneś pojechać z hyung'iem do szpitala. Badania na pewno nie zaszkodzą, a może coś wykryją i ci pomogą – stwierdził, posyłając mi smutną minę, przez którą miałem ochotę go zapewnić, że oczywiście to zrobię, najlepiej teraz. Jednak szybko sobie przypomniałem dlaczego nie mógłbym tego uczynić.
- Mam w sobie za dużo magii. Raczej nie powinienem mieć większej styczności z takimi badaniami. Brakuje w tym świecie elfiego lekarza – zauważyłem, trochę tym przygnębiony. Moja ręka wylądowała przy tym na włosach chłopaka, zaczynając je głaskać, aby już nie posyłał mi takiej minki. – Nie smuć się, Jiminnie. Na pewno niedługo wyzdrowieję – zapewniłem.
- Też tak myślę. Jesteś przecież dzielnym elfem – odpowiedział z delikatnym uśmiechem. A po zerknięciu na bok i zarejestrowaniu nietkniętych kubków, zaproponowałem nam już spróbowanie zrobionej przez starszego herbaty.
Staraliśmy się już odejść od tych mniej przyjemnych tematów, nie schodząc też na ten dotyczący przyszłości. Jiminnie wiedział jakiego wieku elfy dożywają, dlatego skupialiśmy się na teraźniejszości. Blondyn wychodził z ciekawymi propozycjami mojej potencjalnej pracy, opowiadając też trochę o swojej. Chociaż bardziej byłem ciekaw, jak rozwija się jego związek z panem Yoongi'm. I nawet jeśli ten wątek należał do tych mocno wstydliwych, chciałem znać Jiminnie'ego od każdej strony, w końcu był moim najbliższym przyjacielem.
Hobi hyung dołączył do nas po jakimś czasie i to z nim kontynuowaliśmy rozmowę. Wtulałem się w jego bok, pozwalając sobie przymykać oczy co jakiś czas, głównie przez cudowne zapachy, które otaczały mojego ukochanego.
Z każdą minutą byłem coraz bardziej zmęczony, a kiedy blondyn oznajmił, że musi się już zbierać, bo niedługo wróci pan Yoongi, hyung uświadomił sobie, że też powinien pojechać po Heeyeonnie i Heechulie'ego, dlatego przeniósł mnie na kanapę, zaraz po tym jak pożegnałem się z Jiminnie'm.
Stan, w który wchodziłem podczas tej choroby, nie przypominał mojej dotychczasowej medytacji. Ciągle widziałem rozrastające się, srebrzyste wzory, szczególnie gdy odpoczywałem za dnia. I głównie dlatego nie mogłem mojego stanu zakwalifikować do elfiej depresji, którą przez chwilę rozważałem. To musiało mieć jakiś związek ze zbliżeniem do mnie pana Kwon'a, skoro teraz potrzebowałem tak dużo miłości hyung'a.
Dlaczego zgodziłem się na jego propozycję?
Akurat się wybudziłem, a ta myśl sama pojawiła się w mojej głowie. Jednak oprócz bliźniaków przy oranżerii i hyung'a w kuchni, wyłapałem czwartą osobę w domu, do tego siedzącą tuż przy mnie.
Natychmiast zabrałem przedramię z twarzy, odsłaniając sobie tym samym widoczność, dzięki czemu ujrzałem Tae, przyglądającego się mojej zmęczonej osobie.
- V? – zapytałem cicho, mocno zaskoczony, nie spodziewając się jego wizyty, dlatego uniosłem się do góry, rozglądając, aby zrozumieć, jak się tutaj dostał. – Musiałem zasnąć... Hyung cię wpuścił? – Próbowałem zgadnąć, starając się przy okazji wytłumaczyć mój stan, używając bardziej ludzkich określeń na mój rodzaj odpoczynku.
- Dawno się nie widzieliśmy – stwierdził, przenosząc wzrok na bawiące się przy stole dzieci, na które też przez chwilę popatrzyłem, uśmiechając się do siebie na ich widok.
Nie robiłem tego długo, chcąc na razie skupić się na niezapowiedzianym gościu, który oczywiście był tutaj jak zwykle mile widziany. A jego strój trenera Pokemonów, o których już trochę wiedziałem, z plecakiem, skąd wyglądała jego ulubiona Eevee, był jak zwykle nietypowy i bardzo ładny. Dlatego postanowiłem go skomentować, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Ładny strój. Łapałeś Pokemony? – zapytałem, przenosząc się bardzo powoli do pozycji siedzącej, bo moje mięśnie jak zwykle odmawiały mi pełnej współpracy.
- Tak, ale skubane bachory wszędzie się wpierniczają. Ja nie wiem, kto daje im telefony – stwierdził obudzony, nawet teraz nie patrząc w moją stronę, a w stronę bliźniaków, przez co zacząłem podejrzewać, że albo ma do nich pytanie, albo chce do nich dołączyć. – Kiedy wracasz na uczelnię?
- Nadal jestem trochę słaby... Chyba potrzebuję jeszcze odpocząć – wyjaśniłem, wiedząc, że nie mogę mu za dużo zdradzić. Wspominałem Tae o swojej chorobie, tak samo jak Yewon, Jimin'owi i Somi, ale nie wytłumaczyłem im nic konkretnie.
Nie czułem się na siłach, by zostać długo w takiej pozycji, dlatego zaraz położyłem się z powrotem na kanapie, niestety zauważając, że nie rzuciłem czaru na swoje uszy, przez co lekko spanikowałem.
Tae nie powinien się domyślić? Muszę je choć trochę ukryć!
Moje dłonie zaraz zaczęły zaczesywać włosy tak, aby końcówki uszu zniknęły pomiędzy nimi. I liczyłem, że zdążę to zrobić zanim Tae na mnie spojrzy, ale akurat w tym samym momencie zdecydował się powrócić wzrokiem na moją osobę.
- Wykładowcy o ciebie pytają. Ich ulubionego prymusa brakuje – oznajmił, przyglądając się mojej twarzy i na razie nie zwracając uwagi na działania moich rąk. – Co jest, Kook? Wydajesz się zdrowy – dodał, a ja od razu starałem się znaleźć na to odpowiednią odpowiedź.
- To chyba jakaś... elfia choroba – zażartowałem, wiedząc, że Tae raczej nie weźmie tego na poważnie.
- No właśnie widzę. Bawiłeś się z nimi? – zapytał nagle, wskazując głową na bliźniaki, co nie do końca zrozumiałem.
- Teraz? Nie mam na tyle sił niestety – powiedziałem zgodnie z prawdą, czując jak na moją twarz wkrada się smutek.
- To po co ci te uszy? – Kolejne pytanie, które zadał, zmusiło mnie do jeszcze szybszego zasłonięcia uszu. Na szczęście uratował mnie mój ukochany, którego głos sprawił, że miałem ochotę się zerwać i rzucić w jego ramiona. O ile tylko miałbym siłę.
- Taehyung, zjesz z nami? – zaproponował hyung.
- Chętnie. Joo ma focha i odmawia gotowania.
- O co się posprzeczaliście? – Zaraz zapytałem, przyglądając się niezadowolonemu chłopakowi.
- Testowała na mnie jakieś nowe plastry do depilacji. Moje pachy prawie umarły – wyjaśnił, przez co nie powstrzymałem krótkiego śmiechu. Słyszałem o tym, nawet dużo. Od modeli i modelek oczywiście. Dlatego naprawdę byłem wdzięczny naturze i bogom, że moje ciało troszeczkę się różniło pod tym względem.
- To aż tak boli? – zapytałem rozbawiony, nie mogąc sobie wyobrazić podobnego zabiegu.
- TAK. Więc powiedziałem, że może zapomnieć o zadowalaniu jej językiem, dopóki nie wydepiluje się tam tymi plastrami – oznajmił, a ja automatycznie zamilkłem, niestety nie mając pojęcia, co miałbym mu na to odpowiedzieć. V był czasami zbyt bezpośredni w tych tematach.
- Chodź do stołu, Taehyung. Dzieciaki, umyjcie łapki – poprosił mój ukochany, zaraz do nas przychodząc, by jak zwykle wziąć mnie na ręce i w ten sposób przenieść. Właśnie w takich momentach cieszyłem się, że utrzymuję swoją wagę, bo hyung nie musiał się dodatkowo męczyć. Już wystarczy, że ma cały dom na głowie, dzieci, pracę i swoje hobby. Choć przenoszenie mnie z miejsca na miejsce, zawsze zapewniało mi te kilka sekund więcej w jego ramionach.
- Naprawdę z tobą źle – stwierdził Tae, który szedł obok nas. Nie mogłem mu pozwolić tak myśleć, dlatego od razu na to zareagowałem.
- Czasami tracę szybko całą energię. Ale poza tym jest dobrze, Tae – zapewniłem z uśmiechem, który z początkowo szerokiego, zamienił się w nieco słaby, gdy usiadłem już na poduszce przy zapełnionym stole.
Gdy bliźniaki wróciły, zajęliśmy się jedzeniem. Wraz z hyung'iem dopytywaliśmy Tae o studia, bo trochę zdążyło mnie ominąć. Kiedy byliśmy w połowie jedzenia, Heeyeonnie oznajmiła, że jest najedzona i zaproponowała mi pokazanie całego alfabetu, którego zdążyła się nauczyć w szkole. I tak nie miałem apetytu, konsumując naprawdę powoli, więc wolałem skupić się na tym, co zaczęła pokazywać moja księżniczka. Hyung automatycznie przeszedł do „dokarmiania Lael'a", a ja grzecznie jadłem wszystko, co mi oferował, obserwując przy tym, jak Heeyeonnie pisze kolejne znaki.
Tae podsumował nasz nietypowy sposób na jedzenie kolacji, słowami: „Dziwna z was rodzina", które wywołały na mojej twarzy uśmiech. W końcu nawet jeśli oficjalnie nią nie byliśmy, na pewno relacje, które nas łączyły nadawały nam taki tytuł.
Tae został z nami jeszcze godzinę, po której powiedział, że czeka na mnie na uczelni. A gdy tylko pomachałem mu ostatni raz, stojąc w drzwiach wejściowych, niestety przy ich przymykaniu, poczułem, jak trzymana klamka wysuwa się z mojej ręki, a nogi całkowicie odmawiając posłuszeństwa, przez co po chwili wylądowałem na podłodze.
Hoseok
Wizyta Jimin'a i Taehyung'a podniosły na duchu nie tylko Jeongguk'a, ale także mnie. Ucieszyłem się, że przyjaciele o nim pamiętają i także chcą wspierać, choćby przez najzwyklejszą rozmowę. Widziałem, jak to pozytywnie wpłynęła na samopoczucie mojego słonka, dlatego na mojej twarzy w czasie sprzątania po posiłku gościł uśmiech, który nie znikał, nawet gdy godzinę później V opuszczał nasz dom. Byłem w tym czasie w kuchni, by przygotować dzieciakom lunchboxy na kolejny dzień i poskładać na miejsce naczynia ze zmywarki.
- TATO!
Nagły wrzask mojego syna tak mnie wystraszył, że upuściłem trzymany talerz, który rozbił się w drobny mak, ale nie przejmowałem się tym, chcąc jak najszybciej znaleźć przy moim dziecku, które w ten sposób alarmowało mnie, że coś jest nie w porządku. Heechulie i Heeyeonnie byli w korytarzu przy drzwiach wyjściowych, pod którymi leżał Jeongguk. Moja córka siedziała i płakała obok niego, dotykając co chwilę policzka elfa, który nie dawał znaku życia.
- Odsuńcie się - poleciłem natychmiast, czując, jak serce o mało mi nie wyskoczy z piersi z przerażenia. Jednak pochylenie się nad bezwładnym ciałem i sprawdzenie podstawowych funkcji życiowych utwierdziło mnie w przekonaniu, że było to jedynie omdlenie, a nie...
Zacisnąłem wargi i poprosiłem dzieci, by zabrały z kanapy swoje rzeczy, bo muszę tam przenieść ich przyjaciela, który źle się poczuł. Bliźniaki widziały, co się ostatnio dzieje z Jeongguk'iem, a gdy mnie o to zapytały, musiałem im wyjaśnić, że elf jest po prostu chory i przez to bardzo słaby. Kolekcja kolorowych laurek życzących szybkiego powrotu do zdrowia rosła więc na szafce przy łóżku, codziennie uzupełniana przez brzdące.
Bez problemu uniosłem niewiele ważącego Jeongguk'a i przetransportowałem go na kanapę w salonie, układając tak, by było mu wygodnie. Jeszcze raz sprawdziłem, czy nadal oddycha, po czym wziąłem na ręce wciąż płaczącą Heeyeonnie, aby się nią zająć.
Po kilku minutach uspokajania zaniepokojonych bliźniaków, udało mi się ich przekonać, by poszli do siebie i pobawili się jeszcze, nim przyjdę pomóc im w kąpieli. Sam usiadłem na podłodze przy kanapie i patrzyłem na spokojną twarz mojego ukochanego, która wyglądała zbyt... pusto.
- Moje biedne słońce... Dlaczego musimy przechodzić przez coś takiego... - szepnąłem, gładząc delikatnie jego policzek.
Siedziałem tak prawie godzinę, zastanawiając się, w jaki sposób mogę go ocucić, gdy nagle oczy elfa otworzyły się szeroko, a on sam widocznie spanikowany i zszokowany, zaczął rozglądać się wokół siebie na tyle, na ile pozwalały mu siły, których nie miał raczej zbyt wiele.
- Księżniczka Riniya? Mama? Tata? - pytał, jakby próbując ich wszystkich znaleźć.
Jego pamięć wróciła?
Przeraziła mnie ta myśl, choć zaraz dokonałem korekty w mojej głowie.
Może nie wróciła, a... cofnęła się?
Zacząłem podejrzewać, że Jeongguk stracił pamięć z całego pobytu w naszym świecie, ale nic nie powiedziałem, bo skupił w końcu wzrok na mnie, jednocześnie robiąc się spokojniejszym. Ale czy mnie rozpoznał?
- Lael? Pamiętasz mnie? - zapytałem niepewnie, szykując się na negatywną odpowiedź. - Nie zrobię ci krzywdy... - zapewniłem.
Ręka elfa delikatnie się uniosła, lecz nie była w stanie do mnie dosięgnąć, opadając bez sił po dwóch sekundach.
- Hyung - szepnął, a jego oczy zaszły łzami, których w żaden sposób nie hamował.
Nie myślałem, po prostu zbliżyłem się do niego i przytuliłem do leżącego ciała, chcąc go pocieszyć, jednocześnie zapewniając, że jestem tu z nim i nic złego mu się nie stanie. Czułem, jak jego palce próbują zacisnąć się na mojej koszulce, ale nawet na taki gest nie mógł wykrzesać energii, której nie powinien marnować.
- Wszystko pamiętam, hyung... - powiedział cicho, bardzo, bardzo smutno. To na pewno musiał być dla niego szok, tak nagle zmierzyć się z prawdą o samym sobie, od której tak zawzięcie przecież uciekał. - Dla-dlaczego? Dlaczego, hyung? - zapytał mnie, jednak nie byłem mu w stanie na to odpowiedzieć.
Kolejne minuty mijały. Pozwoliłem mu się wypłakać, a w pewnym momencie sam dołączyłem do wylewania smutku, zły na siebie i cały świat, że nie mogę mu w żaden sposób pomóc, będąc tylko ułomnym człowiekiem.
- Hyung... nie mogę już czarować... i nawet nie mogę... - powiedział cicho, drżącym ze strachu głosem. - Jestem taki słaby, hyung...
- Nie wiem, jak ci pomóc Lael. Nie wiem... - zaszlochałem, jednocześnie próbując dłońmi osuszyć jego twarz. - Proszę, nie przemęczaj się teraz. Musisz odpocząć...
Chłopak uniósł lekko dłoń, która spoczęła na moim policzku, próbując jakoś zahamować ten potok łez, który nie chciał się słuchać. Zresztą nie miał nawet na to siły, bo ręka znów opadła bezwładnie. Podniosłem się i usiadłem obok niego, przenosząc chłopaka tak, aby znalazł się w moich ramionach, które tylko z pozoru dawały poczucie bezpieczeństwa, jakiego naprawdę nie mogłem mu zapewnić. Elf wtulił twarz w moją koszulkę i zaszlochał razem ze mną. Widziałem, jak mieniące się krople przenoszą się na moje dłonie, gdy tylko starałem się osuszać jego policzki.
Ostatnie promienie słońca zniknęły za lasem, przynosząc ze sobą wieczór, a wraz z nim pojawiły się srebrne wzory, które jeszcze nigdy nie były tak wyraźne. Zdążyliśmy już trochę się wypłakać, więc teraz tylko pojedyncze łzy ciekły raz z moich, raz z jego oczu.
- Twój wzór... - szepnąłem, pociągając nosem. - Twój wzór za chwilę zakończy swoją wędrówkę - powiedziałem, widząc, jak wszystkie linie powoli zbiegają się do jego oczu, wokół których tworzyły piękną maskę.
Chłopak wyglądał, jakby chciał sprawdzić to dotykiem, jednak nie miał na to siły, poddając się po lekkim uniesieniu dłoni.
- Hyung... pocałuj mnie, proszę... i dotykaj... pozwól zapamiętać mi swój dotyk - poprosił mnie bardzo smutno.
Ten ton powiedział mi coś więcej, niż moje serce było w tej chwili w stanie znieść. Czy... Czy on... Czy on coś wyczuwa?
Jednak mimo obaw nie byłem w stanie nie spełnić jego życzenia i pochyliłem się do młodszego, jedną ręką pewnie obejmując go w pasie, a drugą najpierw pogładziłem jego policzek, aby w następnej chwili złączyć nasze usta. To była bardzo delikatna pieszczota, której mój ukochany nie był w stanie oddawać, ledwo odpowiadając muśnięciami. Jednak gdy tylko próbowałem to przerwać, on prosił o więcej, a moje wargi znów spotykały się z jego, jak dwa motyle w tańcu. Ale to było tylko jego odwracanie mojej uwagi od tego, co się działo. W końcu jednak zacząłem to czuć i wyprostowałem się, patrząc na Jeongguk'a, który zaczął blednąć. Dosłownie. Jego kontury stawały się mniej wyraźne, a moje dłonie zaczynały czuć coraz mniej.
- Hyung, przepraszam... Gdybym mógł, nigdy bym cię nie zostawił - szepnął, zaczynając płakać.
- Jeonggukie... Co się dzieje? - zapytałem równie cicho, ledwo mogąc wydusić z siebie słowa przez gorzko płynące łzy.
Chłopak jednak nie patrzył na mnie, choć czułem, że teraz już zna odpowiedzi na dręczące nas od kilku dni pytania. Wiedział, co się zaraz z nim stanie. I do mnie też to zaczęło docierać.
- Nie chcę, żebyś znowu cierpiał, hyung - znów powiedział cicho, podnosząc na mnie spojrzenie. - Moja magia wróciła. Usunę się ze wszystkich waszych wspomnień. Zniszczę dowody mojego istnienia tutaj. Tak będzie najlepiej.
Elf zamknął oczy, a choć był coraz bledszy, na chwilę zajaśniał światłem, które widziałem już raz, kiedy byliśmy w szpitalu, gdzie uzdrowił wszystkich ciężko chorych pacjentów.
- Nie pozwalam ci, Jeongguk - zaszlochałem, za wszelką cenę starając się myśleć o wszystkich naszych wspólnych chwilach, które były dla mnie prawdziwym skarbem i powodem szczęścia. Przyciągnąłem Jeongguk'a bardziej, choć moje dłonie zaczęły przenikać przez jego ciało. - Kocham cię. Proszę... Zostań...
Młodszy otworzył oczy, które straciły żywe kolory. Ostatkiem sił przeniósł dłoń na mój tors w miejscu, gdzie znajdowało się serce.
- Przepraszam, hyung, naprawdę cię przepraszam... Nie sądziłem, że dostaniemy tak mało czasu...
- Wiedziałeś, że znikniesz? - zapytałem, nie mogąc uwierzyć, że byłby zdolny ukrywać coś takiego przede mną. - Lael...
- Nie, hyung. Nie potrafiłbym wtedy składać ci tych wszystkich obietnic - wyjaśnił, a jego głos przypominał echo. Odsunął się i spojrzał mi w oczy. - Kocham cię, hyung. Heeyeonnie i Heechulie'ego również. I obiecuję, że nigdy was nie zapomnę - zapewnił z uśmiechem, przenosząc dłoń na mój policzek, w którym zwykle w czasie uśmiechu pojawiał się dołeczek.
Nic nie zdążył już dodać. Po prostu zniknął, a w moich rękach pozostały tylko migoczące iskierki, które żyły zaledwie kilka sekund.
Ale nie zapomniałem. Nadal pamiętałem mojego elfa, który przywrócił światło mojemu życiu. Niestety, zabrał je razem ze sobą, pozostawiając po sobie tylko ból.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top