rozdział 22

Jungkook

Po powrocie z Hawajów, które tym razem były moją wymarzoną podróżą z najbliższymi, musiałem skupić się na kolejnych egzaminach. Nie miałem problemów z nauką, skoro z całym materiałem byłem na bieżąco, po prostu go powtarzając przed jednym ze zjazdów, by wszystko pozaliczać i mieć następny weekend wolny. Oczywiście zamierzałem go wykorzystać na jakieś wyjście z przyjaciółmi lub kolejny niewielki wyjazd z hyung'iem i bliźniakami, o czym już rozmyślałem w trakcie pracy. Co prawda po krótkiej sesji w jednej z części Gwangju, nie spodziewałem się, że zostanę jeszcze wezwany do agencji, ale grzecznie udałem się z resztą ekipy do odpowiedniego budynku. Dopiero tam oznajmiono mi, że po raz kolejny muszę przejść rutynowe „badania", w które wliczało się między innymi zważenie mojego ciała. Trochę się tego obawiałem, bo jednak pozwoliłem sobie podczas wyjazdu na kawałek tortu i alkohol. Choć Somi zapewniła, że stan mojej cery, która swoim nie tylko jasnym, ale i nienagannym wyglądem, wpasowywała się w standardy koreańskiej urody, wraz z podwójnymi powiekami i wyjątkowymi oczami, odciągały wzrok potencjalnych klientów od niskiej liczby mojego wzrostu, który i tak był potrzebny tylko na wybiegach. Dziewczyna zapewniła mnie, że nie wpadnę w kłopoty o te pięćdziesiąt pięć kilogramów. A po uzupełnieniu mojego nowego portfolio i przekazaniu go odpowiedniej osobie, mogliśmy spędzić jeszcze chwilę czasu razem, rozmawiając trochę o moim wyjeździe i jej wizycie u swoich teściów. Dopiero w trakcie tej wymiany zdań, noona uświadomiła sobie, że pan Kwon kazał mi do siebie przyjść, jak tylko skończymy. Zresztą, zdążyło się już ściemnić, a Somi była dziś umówiona z koleżankami na jakieś wyjście, dlatego popędziła jak najszybciej do wyjścia, żegnając się ze mną w biegu i zaraz znikając.

Jeszcze przez chwilę nie docierały do mnie te wszystkie informacje. Oczywiście dopóki nie zorientowałem się, że chyba zostałem na tym piętrze sam. I... nie tylko na piętrze, a raczej w całym budynku.

Jest przed dwudziestą pierwszą. Nic dziwnego.

Przyglądając się ekranowi swojego telefonu i wychodząc na korytarz, poczułem jak przez tę ciszę i uświadomienie sobie, że muszę iść do CEO, po moich plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz.

Nie bój się, Lael... Nie bój się. Miałeś starać się go zrozumieć, a nie uważać za kogoś złego. To... na pewno tylko rozmowa. Nowa oferta... lub jakiś prezent?

Powoli skierowałem się do odpowiedniego pomieszczenia, choć po drodze starałem się rzucić na siebie jakieś zaklęcie ochronne, kombinując coś pomiędzy niewidzialną tarczą, trzymającą go z dala ode mnie, a powłoką, która zniechęcałaby do zbliżenia się do mojej osoby. Niestety nic z tych czarów nie działało. Za bardzo się bałem, nawet czując, jak przez tak negatywne uczucie, zaczynają mi się pocić ręce.

Nie panikuj. Nie panikuj. To tylko kilka minut rozmowy i zaraz będziesz wracał do domu.

Dotarłem w końcu pod oszklony gabinet, zdając sobie sprawę ze swojego spóźnienia, którego nawet nie mogłem wytłumaczyć, musząc zachować tajemnicę o mojej rasie i umiejętnościach.

Powiem... że zagadałem się z nooną... to poniekąd racja, nie okłamię go.

Nie wiedziałem, czy powinienem zapukać, skoro i tak mnie widział, nie wykonując przy tym żadnego ruchu. Mimo wszystko to zrobiłem, zaraz naciskając na klamkę i przyglądając się siedzącemu przy biurku CEO. Mężczyzna oprócz nóg położonych na meblu, trzymał w dłoni kieliszek z winem, czego się domyśliłem po butelce stojącej obok jego nóg.

Pijani ludzie nigdy nie byli dobrzy. Bo jeśli mój rodzaj rasy, po prostu nie kontrolował magii, uśmiechając się jeszcze więcej i potrzebując dużo miłości od najbliższych, po wypiciu alkoholu, ludzie zazwyczaj stawali się po nim agresywni.

- Wzywał mnie pan do siebie? – zapytałem po wykonaniu niskiego ukłonu, zazwyczaj siadając tuż po nim na krześle naprzeciwko, choć dzisiaj obaj dobrze wiedzieliśmy, że jest na to za późno i chcę jak najszybciej stąd wyjść.

- Owszem – potwierdził, przyglądając się mojej osobie spokojnie, oczywiście czekającej na szybkie wyjaśnienia i wypuszczenie. – Wina? – Dlatego nie spodziewałem się takiej odpowiedzi, natychmiast starając się przypomnieć mu moje słowa z Paryża.

- Nie piję, panie Kwon.

- Nigdy nie chcesz ze mną pić. To robi się irytujące – stwierdził, zdejmując nagle nogi z biurka i odstawiając kieliszek. Spodziewałem się nagłego wybuchu lub wygonienia mnie stąd, ale mężczyzna jak zwykle pozostał spokojny, opierając tylko łokcie na biurku, a podbródek na dłoniach, by kontynuować to intensywne wpatrywanie w moje zlęknione oczy. – Dlaczego zacząłeś tu pracować?

Nie potrafiłem dłużej patrzeć w jego ciemne i przeszywające mnie spojrzenie, uciekając wzrokiem gdzieś na podłogę, nawet jeśli było to niegrzeczne. Po prostu czułem, jak moje złączone na wysokości bioder ręce, zaczynając się jeszcze bardziej pocić.

- Ta praca pomaga mi spełnić marzenie... i spędzać czas z najbliższymi, panie Kwon – wyjaśniłem spokojnie, znów na niego zerkając i nie wiedząc, czy powinienem zagłębiać się w szczegóły.

Czy wie, ile dla mnie znaczą moje studia? Rodzina? Przyjaciele? Nie wiem, czy interesują nas te same wartości.

- Spełnić marzenie... – powtórzył, podnosząc się z miejsca i zaczynając okrążać biurko, co sprawiło, że do mokrych dłoni, dołączyło przyspieszone bicie serca. Starszy chyba specjalnie obrał taką drogę, by powoli zasłonić mi drzwi, podkreślając, że na razie stąd nie wyjdę. – Jakie ono jest? Sława? Pieniądze? Mogę dać ci wszystko. W końcu jesteś moją gwiazdą – kontynuował swoje pytania i wyjaśnienia, nie trafiając w moje pragnienia, które były ważniejsze od „sławy", „piękna", a tym bardziej „pieniędzy".

Nie chciałem się nad tym rozwodzić, szczególnie gdy z każdym krokiem pozbywał się dzielącej nas przestrzeni. Oczywiście ciągle ją powiększałem, stawiając kroki do tyłu, które niestety nie prowadziły do drzwi, a pod jego biurko, bo musiałem się odwrócić, aby nadal móc go obserwować.

- Dlaczego? Dlaczego chce mi pan cokolwiek dać? – zadałem kolejne nurtujące mnie pytanie, które od jakiegoś czasu przestało pojawiać się w moim umyśle, właśnie przez reakcję mężczyzny na mój strach przed jego działaniami, jeszcze w Paryżu.

- Bo lubię piękno. Założyłem tę agencję, by móc otoczyć się pięknem. A ty właśnie taki jesteś.

Tym razem nie mogłem odebrać jego słów jako komplementu, do których byłem już przyzwyczajony, choć za każdym razem przyjmowałem je tak samo pokornie. Gdyby na tym świecie znajdowały się inne elfy, moje piękno nie byłoby już tak pożądane i wyjątkowe, dlatego skupiłem się na odciągnięciu go od tego, co zamierza, starając przytoczyć jeden z najważniejszych faktów.

- Jednak nie jestem taki jak Sooyoung noona, panie Kwon. Podkreślam to w prawie każdej naszej rozmowie – zauważyłem, zerkając przy tym na drzwi i zastanawiając się, czy zdążę stąd uciec i mężczyzna nie złapie mnie w drodze do nich. Nie byłem zbyt silny, a magia na pewno mi nie pomoże, skoro czułem, że nawet przez naszą rozmowę i jego zmniejszanie naszej odległości, moja energia szybko spada.

Dlaczego?

- Masz za mało pewności siebie. Błyszczysz dużo bardziej od niej – stwierdził, a wraz z tymi słowami pokonał ostatnie dwa kroki, natychmiast łapiąc moje puszczone luźno ręce, by zacisnąć na nadgarstkach, sprawiając mi w tym sposób ból, przez który zacisnąłem zęby. Dodatkowo przyparł mnie do swojego biurka, sprawiając, że znalazłem się w sytuacji, z której nie potrafiłem uciec.

- Panie Kwon... - Prawie wyjęczałem, przez to zaciskanie na moich nadgarstkach. Nie chciałem go zranić, dlatego moje próby uwolnienia z tego uścisku, były naprawdę marne. Mój umysł nawet podczas takiej sytuacji, starał się odpowiedzieć na jego słowa, licząc, że rozmową przekonam go do nierobienia mi krzywdy. – Jeśli ten blask przyciągnął pana do mnie, to chyba powinienem przeprosić... i jeszcze raz podkreślić, że nie jestem taki jak Sooyoung noona. W żadnym aspekcie – dodałem, początkowo patrząc na jego trzymające mnie ręce, którym już się nie sprzeciwiałem, widząc, że jego siła zdecydowanie wygrywa z moimi słabymi próbami uwolnienia.

Przez taką odległość, mogłem poczuć ten nieprzyjemny zapach papierosów, który teraz mieszał się z wypitym przez mężczyznę alkoholem, sprawiając, że zaczynałem zaliczać te zapachy do czegoś... złego.

- I bardzo dobrze, bo mi się już znudziła. Bawienie się z tobą było znacznie zabawniejsze – stwierdził, przekładając jedną z moich rąk do swojej jednej i przysuwając się do mnie jeszcze bardziej, przez co od razu się odchyliłem, przyglądając jego oczom i szukającej czegoś dłoni w kieszeni. Nadal nie miałem szans na ucieczkę, bo dociskał mnie do biurka naprawdę mocno, dodając tego bólu, do którego kompletnie nie byłem przyzwyczajony, od zawsze się go pozbywając.

CEO wyciągnął z kieszeni zieloną tabletkę, której nie potrafiłem rozpoznać, choć wiedziałem, że na pewno nie zalicza się do niczego zdrowego.

- Weź to – rozkazał, na co natychmiast przekręciłem głowę na bok, w końcu rozumiejąc, że naprawdę się myliłem, a on chce mnie skrzywdzić. A przez nagłe dotarcie do mnie tej myśli, poczułem, jak do moich oczu napływają łzy. Nie mogłem mu pokazać co się w nich znajduje, dlatego zacisnąłem powieki, kręcąc po prostu głową. – Nie chcesz? To nie boli. Wręcz przeciwnie, sprawi, że będzie ci tylko lepiej.

Zacisnąłem wargi, obawiając się, że zechce mi to po prostu włożyć do ust, a po krótkiej chwili milczenia, podczas której powstrzymywałem łzy, naprawdę czując się w tej chwili okropnie, spróbowałem mu się wyrwać, zyskując w ten sposób jeszcze więcej bólu, kiedy jego ręka zacisnęła się na moich dłoniach, a biodra przyparły mocniej do biurka.

- Weźmiesz dobrowolnie albo z przymusu – oznajmił, nagle zmieniając swój spokojny ton głosu. Nie wiedziałem, jak z tego wybrnąć, teraz już nawet nie mogąc go od siebie odepchnąć, dlatego usiłowałem pobudzić swoją magię do współpracy, choć była ona skutecznie blokowana przez mój strach.

- Proszę... proszę pozwolić wrócić mi już do domu. Nie chcę od pana niczego... - wyszeptałem, czując jak bardzo trzęsie się mój głos, choć unikałem przy tym jego dłoni, odchylając głowę do tyłu i kręcąc nią na boki.

- Jesteś moją gwiazdą. A moje gwiazdy słuchają swojego szefa – stwierdził, nadal próbując mi to włożyć między wargi. A z tej całej bezsilności poczułem, iż nie mogę dłużej hamować swoich łez, pozwalając im spłynąć po moich policzkach, przez chwilę nie przejmując się zawartą w nich magią.

- Nie chcę być pana gwiazdą. I nie chcę być już pana modelem. – Kolejne słowa, które wypłynęły z moich ust, były błędem, za który zapłaciłem wykorzystaniem tej sytuacji przez starszego, gdy jego palce w końcu znalazły się między moimi wargami, wkładając tabletkę.

Nawet się nad tym nie zastanawiałem, natychmiast ją wypluwając i zaraz po tym zyskując mocne uderzenie w jeden z policzków, przy którym CEO w końcu się ode mnie odsunął, uwalniając moje osłabione ciało.

- Bezczelny dzieciak! – wykrzyczał, gdy przez takie działanie o mało nie wylądowałem na podłodze, nie wiedząc dlaczego opadłem aż tak z sił.

Z przyzwyczajenia, strachu lub chęci pozbycia się bólu, przyłożyłem dłoń do policzka, próbując wysłać energię, która uzdrowiłaby całe moje ciało. Niestety moja drżąca ręka nie dysponowała w tej chwili żadną magią. A nadal lecące łzy, które moczyły moją koszulę, posiadały jej zdecydowanie mniej, niż zazwyczaj.

To chciał zrobić ze mną ten świat? W jednej chwili odebrać mi wszystko i zostawić ból, do którego nigdy mnie nie przyzwyczaił?

Nie zdążyłem tego rozważyć, bo gdy ręce starszego znów chciały mnie złapać i zapewne unieruchomić, nie wytrzymałem i wyciągnąłem przed siebie ręce.

Magia, która się ze mnie wydostała, nie przypominała tej, z którą zazwyczaj miałem do czynienia. Żółte źródło energii otoczyło mężczyznę, rozświetlając cały pokój i zatrzymując go w miejscu. Nie zastanawiałem się w jaki sposób zatrzymałem czas, sądząc, że to niemożliwe, szczególnie teraz. Podtrzymałem się po prostu biurka, na szybko wykonując ten bezpieczny krok w tył, po którym tylko przyjrzałem się „zamrożonej" przede mną postaci. Zegar, wiszący na ścianie, nadal chodził, a po ulicy, widocznej z okna gabinetu, nadal poruszały się samochody, dlatego niewiele myśląc, ruszyłem biegiem do wyjścia ewakuacyjnego, dopiero przy końcu korytarza starając się cofnąć czar. A widząc jak mężczyzna zmienia pozycję, rzuciłem się do drzwi, wybiegając na klatkę schodową i niezwykle szybko pokonując wszystkie piętra.

Ochroniarz, pilnujący budynku, nie zdążył mnie zapytać, co się stało. Zresztą, nadal płakałem i nie chciałem mu pokazywać z czego składały się moje łzy, dlatego dopiero po przebiegnięciu kilkunastu metrów, zapewniających mi bezpieczną odległość do CEO, wyciągnąłem telefon, by skontaktować się z moim ukochanym.

Jedyne co ze mnie wypłynęło podczas tej rozmowy, to urywane słowa jak: „Przyjedź", „Hyung", „Buk, Sinan, niedaleko restauracji", „Proszę". A wraz z płaczem, którego nie mogłem powstrzymać, zapewne zmusiłem ukochanego do jak najszybszego pojawienia się pod wskazanym adresem.

W międzyczasie starałem się uspokoić, choć nadal byłem za tyle wystraszony i zawiedziony, by nie móc powstrzymać łez. Zresztą, utrzymanie równowagi wiele mnie kosztowało. Czułem, jakbym z każdą łzą naprawdę tracił całą energię.

Dopiero widząc samochód hyung'a, który zatrzymał się na ulicy, tuż przy mnie, przestałem się podpierać budynku, ruszając w jego stronę. Byłem słaby, przez co jak tylko opuścił pojazd, wpadłem w jego ramiona, natychmiast zamykając oczy i w końcu czując się bezpiecznie.

- Jeonggukie, co się stało?

- Zabierz mnie do domu, hyung, proszę. – Nie byłem w stanie wyjaśnić mu na razie czegokolwiek, licząc, że pomoże mi przejść do samochodu i udamy się do domu.

- Już jedziemy, kochanie – zapewnił, głaszcząc mnie rękoma nie tylko po głowie, a również po plecach, podkreślając w ten sposób, że naprawdę nic mi już nie grozi. – Ktoś ci coś zrobił? – dodał, na co postanowiłem jeszcze nie odpowiadać, pozwalając się prowadzić do samochodu, w którym chętnie zająłem miejsce pasażera. Gdy tylko hyung przeszedł na siedzenie obok, drżącymi dłońmi wytarłem przezroczyste łzy, w których znajdowało się zaledwie kilka drobinek moich gwiazd. A kiedy pokazałem to starszemu, poczułem się na tyle słabo, by zamknąć już oczy, nie panując nad swoim ciałem i pozwalając sobie odpłynąć.



Hoseok

Jeonggukie był nieprzytomny już drugi dzień. Nadal nie miałem pojęcia, co się stało. Zauważyłem jednak jedną, niepokojącą rzecz - piękne, srebrne wzory, które co noc błyszczały, nagle zmatowiały, a nawet zaczęły blednąć. Tylko dlatego, że byłem autorem bajek o Lael'u wiedziałem, co to oznacza. Chłopak musiał wykorzystać niemal całą swoją moc na raz do zrobienia czegoś, co graniczyło z cudem. Nie chodziło o limit, jaki wykorzystywał ,,na dzień", gdy na przykład musiał przywrócić Jimin'a do normalności, lecz o zapas magii, którym dysponował w znacznie szerszym pojęciu.

W jednej ze stworzonych przeze mnie historii, przyjaciel mojego elfa wykorzystał całą swoją moc, aby przywrócić do życia swojego młodszego brata, który straciła je w czasie ataku wrogich elfów. Miał zaledwie kilka lat, a dla mężczyzny był oczkiem w głowie. To naprawdę smutna historia i choć powstała w mojej głowie i spisałem ją, nigdy nie została opowiedziana, a tym bardziej opublikowana. Elf również tuż przed śmiercią stracił przytomność, a jego wzory powoli blakły. Gdy wydał ostatnie tchnienie - zniknęły całkowicie. Dlatego byłem naprawdę przerażony.

Całą noc siedziałem na łóżku, tuląc do siebie Jeongguk'a, pierwszy raz modląc się do jego bóstw, aby nie stało się to, co najgorsze. Płakałem gorzkimi łzami, starając się znaleźć rozwiązanie dla tej sytuacji, jednak to wykraczało poza znany mi świat. Nie znałem ścieżki powrotnej do stanu wyjściowego. Nie wiedziałem, co może go wybudzić ze śpiączki. Więc między modlitwami, szeptałem prośby, które kierowałem do nieprzytomnego chłopaka. Mówiłem, jak bardzo chcę, by wrócił, jak bardzo go kocham i tęsknię. Dopiero nad ranem, nim wzeszło słońce, jedna z linii zalśniła mocniej.

Nie odwiozłem dzieci do szkoły. Nie byłem w stanie odejść od łóżka, aby pójść je obudzić. Same wstały, a gdy przytuptały do sypialni i zobaczyły, co się dzieje, usiadły na łóżku i przytuliły do swojego przyjaciela, również zaczynając płakać. Musiałem w tej sytuacji być tym silniejszym, więc otarłem ślady smutku i poszedłem zrobić śniadanie. Sam nie byłem w stanie niczego przełknąć, ale dzieciaki trzeba nakarmić.

Wróciłem jak najszybciej, pozwalając im wyjątkowo zjeść tutaj posiłek i resztę dnia spędziły bawiąc się w tym pomieszczeniu, co jakiś czas przychodząc do łóżka, by dotknąć Lael'a ze smutnymi buziami. Wieczorem pomogłem im umyć się i zagoniłem do łóżek obiecując, że następnego dnia także będą mieli wolne.

Gdy światło słońca zniknęło za linią horyzontu, ku mojej uldze zauważyłem, że wzory nie straciły na mocy, a wręcz przeciwnie, stały się bardziej widoczne, choć nadal nie błyszczały. A skoro niemal cały dzień spędziłem na przytulaniu go, to i tym razem właśnie tym się zająłem. Musiałem jednak przespać choć kilka godzin. W ciągu dnia urwałem na to dwie godziny, a i teraz nie zamierzałem więcej poświęcać na sen. Leżałem więc, trzymając bezwładne ciało elfa w objęciach i nim zamknąłem oczy, całowałem jego twarz, prosząc o przebudzenie się.

Nad ranem przybiegła Heeyeonnie, budząc mnie z drugiej drzemki. Zdezorientowany pomyślałem najpierw, że to mój ukochany, ale szybko się ocknąłem, skupiając na córce, która przekazała mi, że jej brat płacze. Opuściłem więc bok Jeongguk'a, oceniając jeszcze szybko, czy jego wzory wyglądają lepiej, czy jednak moja obecność to wciąż za mało. Na szczęście mogłem zostawić go na kilka minut z czystym sercem, bo niektóre zawijasy na skórze znów zaczynały błyszczeć. Wszystko było na dobrej drodze.

Poszedłem do pokoju bliźniaków, gdzie płakał Heechulie. Podszedłem do niego szybko, a jedno spojrzenie na jego buzię wystarczyło, bym poznał, co się dzieje. Maluch miał gorączkę, cały spocony i czerwony, płakał, że jest mu zimno. Poszedłem szybko po mokry okład i termometr, który po zmierzeniu temperatury wykazał trzydzieści siedem i pół stopnia. Natychmiast przyniosłem apteczkę z lekami, które mieliśmy na taki wypadek. Pomogłem Heechulie'emu wstać i przebrać się w czystą piżamkę, zmieniając mu także przemoczoną od potu pościel. Potem musiałem już czuwać przy nim, pilnując, aby nic się nie stało. Heeyeonnie nie mogła zasnąć, za bardzo martwiąc się o bliźniaka, więc prosiłem ją, by co jakiś czas biegła do sypialni i sprawdziła, czy wszystko w porządku z Jeongguk'iem. Jednak póki co nie zanosiło się na to, aby miał otworzyć oczy.

Cały dzień kursowałem między sypialnią a pokojem dziecięcym, doglądając syna i elfa. Starałem się spędzać trochę czasu na przytulaniu ukochanego, znajdując w tym lekarstwo dla niego, ale nie mogłem zapomnieć o maluchu, któremu udało się zbić gorączkę, ale męczył się przez katar, kaszel i dużo spał. W okolicach popołudnia wezwałem karetkę, pokazując małego lekarzowi, który stwierdził, że nie wymaga on przeniesienia do szpitala, ale przepisał leki, o których zakup poprosiłem Jimin'a. Odwiedził więc nas na chwilę, ale nie mógł długo zostać z powodu zebrania w wydawnictwie na temat ilustracji, które miał tworzyć do projektu dla innego autora.

Wieczorem stan mojego synka trochę się pogorszył, ale udało się szybko obniżyć mu temperaturę. Zasnął zmęczony, a ja po odczekaniu kwadransu, aby się upewnić, że wszystko jest w porządku, wróciłem do sypialni, gdzie znów przytuliłem ukochanego, zaczynając kolejną serię modlitw.

Byłem już naprawdę zmęczony i prawie usnąłem, gdy poczułem delikatne poruszenie w moich ramionach. Natychmiast się rozbudziłem i podniosłem trochę, aby móc spojrzeć na twarz Lael'a. Jego wzory znów błyszczały, choć był to jeszcze stłumiony blask, ale to nie wszystko - rozrosły się tak, że stworzyły nowe ślady aż na policzkach.

- Jeonggukie? - szepnąłem, gładząc delikatnie błyszczące znaki.

Chłopak zamrugał i bardzo powoli odwrócił głowę w moją stronę. Przez krótką chwilę nic się nie działo, ale zaraz po tym elf przysunął się bliżej, wtulając w moje ciało.

Niesamowita ulga, którą odczułem, uwolniła z moich oczu łzy wzruszenia. Nie traciłem nadziei na jego obudzenie się, lecz mimo tego zobaczenie jego pięknych, różnokolorowych oczu, napełniło moje serce chwilowym spokojem.

- Kochanie, jak się czujesz? - zapytałem cicho, chcąc usłyszeć jego piękny głos po takiej przerwie.

- Pocałuj mnie, hyung - poprosił słabym tonem, pełnym niewypowiedzianego smutku, którego źródła jeszcze nie znałem.

Jednak zgodnie z jego życzeniem odsunąłem go trochę i złączyłem nasze wargi, pozwalając mu na przedłużenie pieszczoty, której potrzebowaliśmy obaj.

- Dziękuję - szepnął, gdy znów znalazł się w moich ramionach. - Kiedy jesteś przy mnie tak blisko, jest w porządku - zapewnił i na moment ponownie oddalił, aby zerknąć na uszkodzony nadgarstek. Zauważyłem wcześniej ślad na nim, ale nic z nim nie robiłem, oprócz dokładnego zbadania palcami, czy aby nie jest uszkodzona kość. Nim go powstrzymałem, kilka iskierek zabłysnęło na opuszkach jego palców, przynosząc uzdrowienie dla tego miejsca. To samo stało się z drugim oraz z policzkiem, również niepokojąco zaczerwienionym po tym, jak wylądował w łóżku dwa dni temu.

- Jeonggukie, co się stało? - zapytałem w końcu, kiedy już mogłem go przytulić. - Użyłeś magii, prawda? Dwa dni tutaj leżałeś - poinformowałem go, chcąc cokolwiek z niego wyciągnąć. Jednocześnie moje palce przeczesywały jego kosmyki.

- Zatrzymałem czas, hyung... - szepnął po chwili ciszy, jakby bojąc się mojej reakcji na takie wieści. - Kiedyś nie sądziłem, że to w ogóle możliwe.

Ta wiadomość naprawdę mną wstrząsnęła. Nie spodziewałem się aż takich informacji. Co prawda nie zakładałem niczego ,,normalnego", skoro doprowadził się do takiego stanu, ale z drugiej strony, nie podejrzewałem go też o tak ekstremalny wyczyn.

- Dlaczego?

- Nie jestem na tyle doświadczony w magii, aby aż tak ingerować w ten świat - szepnął, przerażony tym, czego dokonał, jednak to nie była odpowiedź na moje pytanie. A musiałem ją poznać.

- Jeongguk, dlaczego to zrobiłeś? - powtórzyłem, starając się być nieugięty.

- Aby... pan Kwon nie mógł mnie skrzywdzić - przyznał w końcu po kilku dłuższych chwilach milczenia.

Poczułem, jak całe moje ciało się spina na te wieści.

- Zabiję go - wycedziłem przez zęby.

To moja wina. Mogłem mu zabronić zostawać tym modelem. Nie chciałem się wtrącać, ale dobrze wiedziałem, że tak się to może skończyć. Przeze mnie mój ukochany prawie stracił życie chcąc się bronić!

Chłopak szybko odsunął się i położył dłoń na moim policzku

- Nie mów tak, hyung - poprosił, patrząc mi smutno w oczy. - Nie krzywdź niczego i nikogo. Po prostu... odejdę stamtąd i znajdę inną pracę... kiedy nabiorę sił - wyjaśnił, ale ja już czułem, jak mnie nosi. Gdyby nie jego stan i chory syn, już bym się ubierał, aby osobiście się policzyć z tym dupkiem.

- Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłem mu na to... Ufałem, że ciebie to nie dotknie. Jeonggukie, tak bardzo cię przepraszam - szepnąłem, przyciągając go znów do siebie. Nie tylko jego ciało i głos, ale nawet zapach wydawał się słaby w porównaniu do tego, co znałem.

- Może nie powinienem się wychylać w tym świecie, hyung? Znaleźć pracę podobną do poprzedniej, aby nie przyciągać do siebie takich osób.

- Póki co, zajmij się odpoczynkiem - poprosiłem, całując jego czoło. - Poczekasz chwilkę, kochanie? Muszę zobaczyć, jak się czuje Heechulie.

- Heechulie, hyung? Coś się stało? - Moje słowa zmartwiły elfa, który natychmiast spróbował się unieść, jednak nie pozwoliłem mu na to, trzymając mocno na materacu.

- Jest chory. To nic poważnego, ale mocno gorączkuje. Pójdę sprawdzić, czy znowu nie wzrosła mu temperatura - wyjaśniłem, całując go w czoło i usiadłem, chcąc wyjść z łóżka. Niestety chłopak był uparty i także się podniósł, choć o mało nie upadł ponownie, po czym chwycił moją rękę.

- Mogę pójść z tobą, hyung? - poprosił, a ja już miałem się zgodzić, jednak na moment się zawahałem.

- Ale nie próbuj go uzdrowić. Nie chcę, byś znów zasnął na tak długo - poprosiłem w końcu. Wiedziałem, że Lael ma dobre serce i na pewno pragnie pomóc swojemu małemu przyjacielowi, ale nie mogłem na to pozwolić, gdy jest w takim stanie.

Jeongguk niechętnie przytaknął i podniósł się, opierając o mnie, w czym mu pomogłem, ostatecznie i tak nie pozwalając mu iść samodzielnie, lecz zaniosłem go na rękach do pokoju dziecięcego. Heeyeonnie spała spokojnie w swoim łóżku, a Heechulie znów kręcił się trochę, rozkopując co chwilę, zapewne z kolejnego napływu gorąca oraz niespokojnego snu, które przy gorączce miały zwyczaj męczyć dzieci.

Posadziłem Jeongguk'a w fotelu obok łóżek, samemu zajmując miejsce na dywanie. Dotknąłem czoła synka, a po stwierdzeniu, że znów wraca mu temperatura, sięgnąłem po termometr zostawiony na szafce, aby to potwierdzić.

- Hyung... Na pewno nie mogę? - szepnął elf, głaszcząc rękę małego, podczas gdy ja przytknąłem urządzenie do jego czoła, otrzymując informację, z której wynikało, że Heechul miał stan podgorączkowy.

- To dzielny chłopiec. Dawał radę z gorszymi chorobami - zapewniłem go, naprawdę chcąc, by każdy z nich wrócił do pełni sił, ale nie kosztem drugiego.

- Trzydzieści siedem. Jest już dużo lepiej - zapewniłem elfa, po czym pochyliłem się, aby pocałować delikatnie ciepłe czoło.

- Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje - szepnął Jeonggukie.

- Mam nadzieję, że oboje szybko wyzdrowiejecie.

- Tata? Lael?

Zaspany głos z drugiego łóżeczka sprawił, że szybko przeniosłem spojrzenie na moją córkę, która mrugała sennie powiekami.

- Śpij Heeyeonnie - poprosiłem, ale dziewczynka już zdążyła wyskoczyć z pościeli i podbiegła przytulić się do nóg swojego elfiego przyjaciela, którego dłoń wylądowała troskliwie na jej włosach.

- Powinnaś spać, księżniczko - zauważył, ale jego słowa także jej nie przekonały do powrotu do snu, a zamiast tego wdrapała mu się na kolana.

- Chcę z wami - oświadczyła.

- Kochanie, a jeśli Heechulie się obudzi? Kto po mnie przyjdzie, by mu pomóc? - zapytałem cicho, na co mała posmutniała.

- Ale ja tęskniłam za Lael'em... - wyznała, na co jej opiekun pocałował jej włosy z delikatnym uśmiechem.

- Zostanę z wami jeśli chcesz, Heeyeonnie - zapewnił.

- Jeonggukie, ty także powinieneś odpocząć... - zauważyłem.

Idealnym rozwiązaniem byłoby położyć się w czwórkę w jednym łóżku, ale wtedy wszystko byłoby mokre od potu naszego biednego chorego, a powoli zaczynało mi brakować czystej pościeli dla niego.

- Lael może spać ze mną - zaproponowała nasza mała gwiazdka, posyłając nam błagalne spojrzenia, którym musieliśmy ulec.

Westchnąłem, ale nie zabroniłem tego, gdy elf kiwnął na znak zgody. Pomogłem więc przenieść się mu na łóżko swojej przyjaciółki, a sam położyłem się obok Heechul'a, który obudził się przez to zamieszanie.

- Tata? - szepnął słabym głosem, spoglądając na mnie zmęczony.

- Śpij synku. Będę tutaj z tobą, dobrze?

- Tato, gorąco... - poskarżył się chłopiec, znów kopiąc nogami, aby pozbyć się okrycia.

- Wiem, aniołku.

Sięgnąłem po miseczkę z wodą, stojącą na szafce i wykręciłem szmatkę, która wylądowała na czole malucha, aby choć trochę mu ulżyć.

- Hyung, też powinieneś odpocząć... powiedz mi co mam robić, zostanę tu, a ty pójdziesz się przespać - zaproponował Jeongguk, chyba gotowy wstać, ale gdy się trochę odwróciłem w jego stronę chcąc go powstrzymać, zrobiła to za mnie Heeyeonnie.

- Zostań, Lael... - poprosiła, łapiąc jego koszulkę.

- Po prostu odpocznij. Ja też zaraz zasnę, Heechulie na pewno mnie obudzi, gdyby coś się działo - zapewniłem, teraz będąc już bardziej spokojny, bo jednak poradzenie sobie z chorobą syna jest łatwiejsze niż szukanie po omacku rozwiązania na obudzenie ukochanego.

Jeongguk zgodnie z prośbą nie ruszył się z łóżka mojej córki, ale postanowił zacząć śpiewać elfickie kołysanki, które powoli utuliły nas do upragnionego snu.



Yoongi

Trzymanie się z dala od alkoholu, wcale nie było łatwe. Szczególnie, gdy zbliżał się dziewiąty marca, który zawsze spędzałem w taki sam sposób. Obecność Jimin'a w moim życiu na pewno pomagała mi w ograniczaniu styczności z jakimikolwiek trunkami. Oczywiście nie mogłem ich całkowicie wyeliminować, dlatego nigdy nie pokazywałem młodszemu, że wypiłem choćby kilka łyków najzwyklejszego piwa. Wolałem, aby przestał się o to zamartwiać.

Nie nastawiałem się na nic specjalnego, gdy po powrocie z pracy, przekroczyłem próg mieszkania. A jednak, gdy tylko odstawiłem swoją teczkę i poluzowałem krawat, przyszedł do mnie Jimin, w nieco innej wersji. Nigdy nie widziałem go w aż tak obcisłych spodniach, dobrze opinających się na jego nogach i zapewne też tyłku. A prześwitująca koszulka, na dłuższą chwilę przyciągnęła mój wzrok. To samo stało się z jego blond włosami, ułożonymi na jedną stronę i odsłaniającymi jego czoło, co wraz z makijażem, który chyba miał na swojej twarzy, dodawało mu więcej seksapilu, niż uroku, który zazwyczaj mi „serwował".

Chyba jednak będzie coś specjalnego.

- Dzień dobry, hyung – powitał mnie od razu z uśmiechem, zbliżając się do mnie trochę innym krokiem niż dotychczas. Chyba wszystko miało mieć dzisiaj taki charakter.

Chłopak podszedł w końcu do mnie, obejmując rękoma za szyję i całując prosto w usta, na co oczywiście zareagowałem, oddając tę pieszczotę.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Mamy na dziś zaplanowanych kilka rzeczy dla solenizanta. Jednak nim do tego przejdziemy, powinieneś coś zjeść, hyung.

Nie ukrywałem swojego zaskoczenia. Zarówno tymi „planami", jak również jego wyglądem. Początkowo po prostu przyglądałem się jego idealnej twarzy, oczywiście przez makijaż, by zaraz po tym dotknąć tej prześwitującej koszulki, która chętnie odsłaniała mi choć trochę jego ciało.

- I sądzisz, że przy TYM, skupię się na jedzeniu? – zauważyłem, przyglądając się jego oczom, choć moja dłoń, która powoli przeniosła się na dół jego pleców, teraz zaczęła zjeżdżać prosto na pośladki młodszego, aby sprawdzić, czy te spodnie naprawdę odznaczają tę jedną z najważniejszych części jego ciała. I mogłem z zadowoleniem przyznać, że na szczęście to robią.

- Hyung, nie jadasz za dużo w pracy. Musisz mieć siłę na resztę atrakcji – stwierdził, nie mając nic przeciwko takiemu dotykaniu go. Złapał jedynie tę wolną rękę, by zacząć ciągnąć mnie do sypialni. A ja nie protestowałem, czując, że mój żołądek domaga się jedzenia, nawet jeśli oczy pożądają czegoś innego.

Przebrałem się szybko w coś luźnego, gdy Jimin po zostawieniu mnie samego w pokoju, przeszedł do kuchni. Kiedy do niego dołączyłem, zostałem posadzony przy stole. Zaraz po tym chłopak zaczął stawiać przede mną kolejne miseczki z przeróżnymi porcjami jedzenia, które zazwyczaj jadałem najchętniej. To było dość miłe, bo raczej nigdy nie spędzałem w taki sposób swoich urodzin, woląc skupić się na piciu, a nie na jedzeniu, do tego z drugim człowiekiem.

- Wolisz jeść sam, hyung, czy mam ci trochę poprawić smak potraw? – zapytał, gdy już postawił chyba ostatnią miseczkę, stając po prostu przy stole i przyglądając się moim obserwującym go oczom, skupionym do tej pory nie tylko na jedzeniu, a również na jego pośladkach.

Nie odpowiedziałem, łapiąc go za rękę i przyciągając do siebie. Choć zamiast go pocałować, albo przytulić, po prostu posadziłem na swoich kolanach, traktując jak miły dodatek i towarzystwo do tego obiadu. Dopiero po tym chwyciłem za pałeczki, zabierając się za jedzenie.

- Skąd taki pomysł? – Moja wolna dłoń nie mogła się powstrzymać od dotknięcia jego policzka, aby sprawdzić, czy podkreślił tylko swoje oczy. Jednak na policzku też coś chciał. Zupełnie niepotrzebnie.

- Chcę, by mojemu hyung'owi było jak najprzyjemniej. Zwłaszcza w takim dniu – wytłumaczył, układając się trochę inaczej, tak, aby trzymać dłonie na moich ramionach, nagle postanawiając zabrać mi kawałek jedzenia, które miało wylądować właśnie w moich ustach. Zaraz zrozumiałem, że wcale go nie zjadł, a po prostu trzymał między zębami, chcąc chyba, abym w ten sposób je skonsumował.

Nie za dużo tego romantyzmu?

Wykorzystałem pałeczki, choć zamiast odebrać mu ten kawałek, wcisnąłem go dalej, chcąc uniknąć nieco żenującej sytuacji.

- Najchętniej zjadłbym to z ciebie, Jiminnie – zażartowałem, całując go w usta i zaraz kontynuując jedzenie. Jednak, gdy chłopak przeżuł wepchnięte mu warzywo, znów się do mnie zwrócił, do tego z dość nietypową propozycją.

- Mam się położyć na stole i nałożyć na siebie to wszystko?

Przez przedstawioną mi wizję, aż uśmiechnąłem się pod nosem. I w sumie nie miałem nic przeciwko niej.

- Śmiało – powiedziałem tylko, odsuwając się wraz z krzesłem, aby chłopak wstał bez problemu. Kiedy to zrobił, ściągnął z siebie koszulkę, przesuwając wszystkie miseczki na bok i przechodząc ostrożnie na stół.

Nieraz widziałem podobne „stoły szwedzkie", na których leżały rozebrane kobiety, serwując jedzenie ze swoich ciał, ale nigdy nie sądziłem, że filmy i zdjęcia staną się dla mnie rzeczywistością, szczególnie z moim nieśmiałym chłopakiem.

Pomogłem mu ułożyć wszystko na jego torsie i brzuchu, przyglądając się temu zafascynowany. Choć w moim wyobrażaniu czegoś brakowało, dlatego po położeniu ostatniego kawałka jednego z dań, przeniosłem dłonie na jego spodnie.

- Do naga, Jiminnie? – zapytałem, niestety zaraz widząc, jak chłopak kręci przecząco głową.

- Mam dla ciebie niespodziankę na później, hyung – wyznał, dlatego na to nie naciskałem, chwytając ponownie za pałeczki, by zabrać się za jedzenie.

Oczywiście nie ograniczałem się do normalnej konsumpcji, przenosząc kawałki z jego ciała do moich ust. Czasami pochyliłem się nad nim, by to moje wargi złapały za jakieś warzywo lub część dania, skubiąc przy okazji jego skórę, najczęściej tę przy sutkach. Nie ograniczałem się wyłącznie do skóry, pobudzając również jego sutki, przez co zdarzało mu się zajęczeć cicho, powstrzymując jednak do komentarzy.

Trzymane przeze mnie pałeczki lądowały też przy jego ustach, aby trochę go dokarmić. A kiedy uznałem posiłek za skończony, przekładając tych kilka kawałków z powrotem do miseczek, usiadłem na krześle przy stole, zaczynając gładzić nogę chłopaka.

- Od dzisiaj częściej będę zamawiał takie obiady – stwierdziłem, przyglądając się młodszemu, który próbował uspokoić swoje ciało po niewielkiej dawce przyjemności, jaką mu zapewniłem swoimi wargami. A kiedy już to uczynił, podniósł się ze stołu, zmierzając po mokrą ścierkę, którą wyczyścił swój tors i brzuch.

- Teraz proponuję, by hyung poczekał, a ja przygotuję kąpiel – powiedział, gdy już przeszedł do zakładania koszulki, zakrywając mi tym samym ładne widoki, którym się przyglądałem.

Nie miałem nic przeciwko oddaniu się chwili relaksu w wannie, dlatego chętnie podniosłem się z krzesła, udając prosto do łazienki. Jimin dołączył do mnie jeszcze zanim wyszedłem z kuchni, wyprzedzając, aby samemu zabrać się za napełnianie wanny wodą, dolewając do tego trochę płynu do kąpieli.

Objąłem go od tyłu, gdy tylko przestał się pochylać. Chciałem mu chociaż w taki sposób podziękować za umilenie mi tego dnia.

- To co takiego jeszcze zaplanowałeś? – Próbowałem podpytać.

- Wszystko hyung zobaczy w swoim czasie – odpowiedział tajemniczo, posyłając mi uśmiech.

Nie drążyłem tematu, po prostu się od niego odsuwając, aby zająć zdejmowaniem ubrań. Robiłem to na tyle powoli, z niczym się nie spiesząc, że gdy skończyłem, wanna była już pełna. Nie byłem pewien, czy Jimin do mnie dołączy z tym makijażem i tak kuszącymi ubraniami, dlatego wszedłem tam sam, rozsiadając się wygodnie i patrząc na chłopaka.

- Sam się mam kąpać? Czy ty to zrobisz? Jaki jest plan, Jiminnie? – W momencie zadania mu tych pytań, dzieciak postanowił udzielić mi nieco innej odpowiedzi, po prostu przechodząc za mnie, by umieścić dłonie na barkach i zacząć je masować.

- Po prostu się zrelaksuj, hyung. A jeśli będziesz chciał, to następnie cię umyję – zapowiedział, co jak najbardziej mi odpowiadało, więc zamknąłem oczy, starając się rozluźnić i poddać jego dłoniom.

Mogłem na chwilę odpłynąć myślami, zastanawiając się, co takiego jeszcze przygotował, choć sądząc po dotychczasowych atrakcjach, na pewno jeszcze czymś mnie zaskoczy.

Po minucie zaprosiłem go do siebie, ale chłopak uśmiechnął się, przechodząc koło wanny, by tam uklęknąć i rozpocząć oczyszczanie mojego ciała.

- Nadal mam niespodziankę, hyung, więc nie wejdę.

- Dowiem się jaką?

- Gdybym powiedział, nie byłoby niespodzianki – stwierdził zadowolony, dlatego zacząłem się w niego wpatrywać jeszcze intensywniej.

- Nie byłem przygotowany na niespodzianki. Co, jeśli ich nie lubię?

- Myślę, że te będą ci się podobać, hyung.

No zobaczymy, Jiminnie.

Pokiwałem głową, przymykając znowu oczy i pozwalając mu zajmować się moim ciałem. Nie potrzebowałem jakiejś przesadnie dokładnej kąpieli. To raczej miało na celu zrelaksowanie mojego ciała, dlatego szybko to skończyliśmy. A gdy wyszedłem z wanny i zacząłem wycierać się ręcznikiem, przyglądałem się Jimin'owi, który spuszczał wodę.

- Powinienem się ubierać, czy raczej nie? – zapytałem, oczywiście licząc na odpowiedź przeczącą.

- Raczej tak – odparł niestety, choć nadal z uśmiechem. – Wiem, że chcesz już iść do łóżka, hyung, ale to jeszcze nie czas. Dzisiaj zadbamy trochę o ciebie, byś naprawdę odpoczął. Zaczekam w salonie na kanapie – dodał, oczyszczając jeszcze wannę z piany i kierując się do wyjścia.

Westchnąłem, mając tylko nadzieję, że nie wymyślił niczego, co niezbyt by mnie zadowoliło.

Zacząłem się już ubierać, zastanawiając, czy nie powinienem wskoczyć od razu w szlafrok, aby zrozumiał o jakim prezencie najbardziej marzę. Ale znając Jimin'a, zasmuci się, choć nie będzie tego po sobie pokazywał, dlatego postanowiłem bawić się w te dziwne etapy prowadzące do łóżka.

Kiedy już wszystkie elementy mojego luźnego stroju były na swoim miejscu, skierowałem się do salonu, do którego zapewne przeszedł dzieciak. Oczywiście siedział na kanapie, posyłając mi radosny uśmiech, który raczej nie zwiastował niczego dobrego.

- Zapraszam obok – powiedział na ponowne powitanie, a kiedy usiadłem na kanapie, poklepał swoje kolana, prosząc, aby znalazła się na nich moja głowa. Gdy zastosowałem się do jego prośby i poczułem, jak zaczyna mi nakładać na twarz coś chłodnego, starałem się nie roześmiać.

- Naprawdę, Jimin? – zapytałem rozbawiony, nie wierząc, że w moje urodziny będzie mnie katował czymś takim.

- Naprawdę – potwierdził, pochylając się jeszcze, aby pocałować mnie w usta, które nie zostały naruszone tą dziwną mazią. – Twoja skóra woła o pomstę do nieba, hyung. Zamknij oczy i zrelaksuj się.

Znów ciężko westchnąłem na jego wyjaśnienia, oczywiście robiąc to, co kazał, ale będąc przy tym niezbyt zadowolony.

- To zwykłe marnowanie czasu – zauważyłem, nigdy nawet nie myśląc o bawieniu się w te wszystkie rzeczy dla kobiet.

- Oj, hyung... następnym razem dostaniesz w prezencie książkę: „Pozytywne myślenie - dlaczego warto" – zażartował, na co od razu mu się „odgryzłem".

- Chyba: „Zmarnowanie cennego czasu według Park Jimina".

- Dzisiaj możesz pomarnować trochę czasu, hyung. Czasem trzeba się zatrzymać i odpocząć – stwierdził z uśmiechem, który bardziej słyszałem, niż widziałem, bo nadal stosowałem się do jego prośby, mając zamknięte oczy.

- To dzień jak co dzień, Jimin.

- To wyjątkowy dzień, hyung – oznajmił, upierając się przy swoim i nie pozwalając mi już dłużej rozwodzić się na ten temat.

Wolałem skupić się na podpytywaniu o tę „niespodziankę z ubraniami", starając nie zwracać uwagi, gdy po kilku minutach od nałożenia tej dziwnej mazi, zaczął ściągać mi z twarzy, przez co krzywiłem się nieznacznie.

- Czas na kolejny punkt programu – zapowiedział zaraz po tym, odkładając wszystko na bok i pozwalając mi usiąść normalnie i odpocząć od „Jimin'a kosmetyczki", który po sięgnięciu za kanapę zamienił się w „Jimin'a dobrą wróżkę", wręczającą mi dwa pakunki.

Otwierałem je powoli i niepewnie, choć widząc kartę podarunkową do księgarni, a następnie plakat z „Superhyung'iem", stworzony przez mojego utalentowanego chłopaka, uśmiechnąłem się do siebie, chcąc mu za to podziękować. Jednak dopiero w tym momencie zorientowałem się, że dzieciak gdzieś poszedł, po chwili wracając z tortem w kształcie stosu książek. Nawet śpiewane mi „Sto lat", było naprawdę miłym gestem, przy którym wpadłem na ciekawy pomysł.

- Czy solenizant może mieć życzenie? – zapytałem, oczywiście dopiero po zakończeniu przez Jimin'a śpiewania, którego zawsze miło było posłuchać.

- Oczywiście, hyung – potwierdził radośnie, stojąc przede mną.

- Mogę cię nim nakarmić? – zaproponowałem w końcu, wiedząc, że to dobry sposób na powalczenie z jego niską wagą.

Dzieciak od razu się zawstydził, choć nie rozumiałem dlaczego.

- Możesz, hyung. – Jednak te dwa słowa mi wystarczyły, abym zaprosił go obok siebie, korzystając z przyniesionego przez młodszego noża, którym ukroiłem kilka kawałków, biorąc jeden z nich w rękę, aby rozpocząć to karmienie.

Chłopak chętnie konsumował, nawet jeśli jego policzki przybrały ciemniejszy kolor. Jak zwykle miło było go oglądać w takim stanie, szczególnie gdy zdołałem w niego wcisnąć aż dwa spore kawałki. Dopiero po nich zaczął mi protestować.

- Hyung... już nie mogę... - wymruczał, a ja nie mogłem się powstrzymać przed uśmiechnięciem do siebie, bo cała jego skóra wokół ust, była umazana masą tego tortu.

Gdy odłożyłem resztę tego zbyt słodkiego jak na mnie ciasta, postanowiłem pozbyć się tych pozostałości własnym językiem, oczywiście robiąc to w trakcie całowania jego ust. A kiedy się od nich odsunąłem, przeszedłem do wpatrywania w niego wyczekująco, bo to chyba nie była TA niespodzianka.

- I jak ja mam przejść do ostatniej rzeczy... czuję się teraz jak balon... - stwierdził lekko zrozpaczony, wtulając się w moje ciało, na co oczywiście mu pozwoliłem, zaraz go obejmując.

- Chcesz odpocząć? Możemy poleżeć – zaproponowałem.

- Chwilkę.

Pozwoliłem mu odsapnąć po tak przesłodzonym posiłku. Choć chłopak nie potrzebował wcale aż tak dużo czasu, po kilku minutach odsuwając się z uśmiechem i łapiąc moją rękę.

Sypialnia? Oby.

- Czas na ostatnią niespodziankę. Zapraszam – powiedział, pomagając mi wstać i zabierając za sobą do... sypialni.

Już przekraczając jej próg uśmiechnąłem się do siebie. A siadając na łóżku i widząc, jak młodszy włącza jakąś muzykę, zacząłem się domyślać, co postanowił mi dać w prezencie, oprócz swojego ciała.

Striptiz, który rozpoczął, zmusił mnie do jeszcze większego trzymania w sobie wszelkich emocji, by obserwować go po prostu bez chęci dokończenia tego powolnego rozbierania. Po jego policzkach widziałem, że jest tym naprawdę zawstydzony, choć wzrokiem starał się pokazywać, że kompletnie mu to nie przeszkadza.

Przyglądałem się, jak po zrzuceniu koszulki, zaczyna rozpinać spodnie, zsuwając je ze swoich nóg powoli i zmysłowo. A kiedy nadszedł czas na bieliznę, wstałem, nie mogąc powstrzymywać już uśmiechu i łapiąc go za rękę, aby zaraz zabrać na łóżko. Nie spodziewałem się, że ten ostatni element jego stroju, będzie zawierał niewielką dziurkę, specjalnie przeznaczoną do zabawy, do której właśnie chciałem przejść.

- Wszystkiego najlepszego, hyung – wyszeptał tuż przy moich ustach, by zaraz po tym złączyć je z moimi wargami, rozpoczynając tym samym nasz długi maraton seksu, którym starałem się podziękować mojemu Jimin'owi za wszystkie te prezenty, a co najważniejsze – obecność przy moim boku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top