rozdział 13

Hoseok

Nowa rutyna dnia nie za bardzo mi się podobała. No, przynajmniej z początku, bo Jeonggukie chyba zauważył, iż zostawianie mnie samego w domu na kilka godzin, to nienajlepszy pomysł. Dlatego byłem mu niezwykle wdzięczny za to, że postanowił przesunąć swoje zmiany tak, by pracować w popołudniowych godzinach. Dzięki temu mieliśmy teraz czas, który spędzaliśmy zupełnie sami, co na pewno pozytywnie wpływało na naszą relację. Nie musieliśmy się martwić, że dzieci zauważą jak się przytulamy lub całujemy, bo mimo wszystko nie chciałem, by patrzyły na takie czułości. Heechulie chyba nie do końca rozumiał co się dzieje, Heeyeonnie przyjęła to raczej spokojnie, ale ich dziecięce umysły nie powinny być narażone na taki stres. Musiałem z nimi porozmawiać również o tym, by nie zdradziły nikomu w szkole, że ich tata ma chłopaka, bo to mogłoby się bardzo źle skończyć. W uproszczony sposób tłumaczyłem im, dlaczego nasze społeczeństwo nie lubi par, w których obie osoby były tej samej płci, ale nie wiem, na ile to zrozumieli. Mogłem mieć tylko nadzieję, że wszystko będzie w porządku.

Obudziłem się, mrugając sennie i uśmiechnąłem do leżącego obok Jeongguk'a. Jak zawsze zdążył już skończyć medytację, więc zapewne nudził się przez jakiś czas, patrząc na moją śpiącą osobę. Przywitałem się z nim, przyciągając zaraz do siebie, by pocałować go na dzień dobry. Te delikatne niczym płatki kwiatów usta wymuszały wręcz na mnie pomruk zadowolenia, a po tak rozpoczętym dniu, prawie nic nie mogło mi zepsuć humoru.

Wstałem w końcu, aby obudzić dzieci, wyszykować je, a następnie odwieźć do szkoły, oczywiście z towarzyszącym mi elfem. W drodze powrotnej zrobiliśmy małe zakupy, a potem posprzątaliśmy w domu. Wszystko zajęło nam jakąś godzinę, bo wspólnymi siłami szło dużo szybciej. Zebrałem jeszcze jajka od kur i zjadłem z chłopakiem spokojnie śniadanie, które teraz było naszą małą przyjemnością, kiedy mogliśmy siedzieć razem w ciszy i od czasu do czasu podawać sobie kolejne kęsy z pomocą pałeczek, uśmiechając do siebie. Oczywiście oprócz tego, Jeongguk przez cały czas korzystał z nieobecności szkrabów i ciągle całował mnie lub przytulał, co chętnie oddawałem.

Po takim pracowitym poranku i przyjemnym śniadaniu, zaczęliśmy rozmawiać na temat mojego projektu, który obecnie robiłem na zlecenie dla jakiejś agencji reklamowej. Znaczy bardziej prowadziłem monolog, który był przerywany przez całujące mnie usta elfa. Miał dzisiaj w sobie wyjątkowo wielkie pokłady miłości, które okazywał bez zahamowań. A gdy nasze herbaty zostały do połowy wypite, nie mogłem już dłużej ignorować tej jego potrzeby bliskości i porzuciłem temat. Objąłem go w pasie, przytulając do siebie.

- Skąd w tobie dzisiaj ta ilość miłości, kochanie? - zapytałem, nie mając najmniejszego problemu z zapytaniem go o to wprost.

- Nie wiem, hyung. Po prostu uwielbiam sposób, w jaki poruszają się twoje usta. Kiedy mówisz, nie mogę się powstrzymać, aby ich nie pocałować - przyznał cicho, a zaraz po tym wtulił się we mnie z uśmiechem.

Zaśmiałem się i ucałowałem czubek jego głowy, nie mogąc się nacieszyć obecnością młodszego.

Urocze stworzenie.

- Oj Jeonggukie... - uśmiechnąłem się, a gdy chłopak trochę się odsunął, musnąłem jego usta delikatnie. - Elfi podrywacz z ciebie - zauważyłem, gładząc jego bok kciukami.

Jeongguk zamruczał zadowolony.

- Czy mój elfi podryw działa? Otrzymam więcej pocałunków? - zapytał. Przymknął oczy i wysunął delikatnie usta, czekając na kolejne pieszczoty.

- Jeśli masz ochotę, to możemy nie ograniczać się tylko do pocałunków - zauważyłem zadowolony, po czym pochyliłem się, aby chętnie zbadać tę miękkość jego warg.

Nie czekałem długo z przejściem od delikatnych czułości do tych bardziej namiętnych. Jeonggukie szybko się zaangażował w pieszczotę, przysuwając bliżej, a po kilku sekundach przekręcił głowę tak, by dać mi do zrozumienia, że powinienem przenieść się z pocałunkami na jego szyję. Z chęcią na to przystałem, wiedząc, iż znów będziemy mogli pójść o krok do przodu.

Powoli podniosłem się z poduszki, ciągnąc chłopaka za sobą i ruszyłem w stronę salonu, starając się nie przerywać pieszczot, ale jednocześnie uważałem, abyśmy nie upadli po drodze.

- Idziemy do sypialni? - mruknąłem między pocałunkami, chcąc się dowiedzieć, na jak wiele mi dzisiaj pozwoli.

- Sypialni, hyung? - zapytał niepewnie, a w jego głosie usłyszałem wyraźne wahanie.

I znowu za szybko się podnieciłeś...

Odsunąłem się trochę, aby móc na niego spojrzeć i zrobiłem zbolałą minę.

- Jeonggukie... - zacząłem, marudnym tonem, połączonym ze skomleniem szczeniaczka. - Tak bardzo, bardzo cię kocham. I tak bardzo, bardzo cię pragnę - powiedziałem, zaraz po tym atakując jego usta, aby trochę go zmiękczyć. Uciekł mi jednak stanowczo za szybko.

- Może... może... zrobimy to tak jak ostatnio, hyung? - zaproponował szeptem, a jego spojrzenie szybko uciekło w bok. Oczywiście policzki zmieniły się w dwa słodkie rumiane jabłuszka.

TAK!

- Dobrze kochanie - zgodziłem się chętnie, dając mu buziaka w policzek. Ale postanowiłem jeszcze trochę negocjować, gdy moje usta schodziły znów w dół. - A mogę dzisiaj... rozebrać cię? - zapytałem, wsuwając dłoń pod jego koszulę, gładząc delikatnie miękką skórę brzucha opuszkami palców.

Poczułem, jak jego ręce otaczają mocniej moje ramiona i przez chwilę nie słyszałem odpowiedzi.

- Z koszuli, hyung? - zapytał w końcu.

- I ze spodni... i skarpetek... i bielizny...? - uszczegółowiłem, naprawdę chcąc przenieść nasz związek na wyższy poziom. Już pominę to, że z nikim się nie kochałem od kilku lat, bo naprawdę nie z tego powodu mi się spieszyło. Po prostu... Jeśli Jeongguk ma nagle zniknąć... Chcę chociaż móc dać mu całego siebie przed tym.

Elf zaczerwienił się tak, że nawet jego szpiczaste końcówki uszu, które w mojej obecności nie były ukryte zaklęciem, zrobiły się czerwone.

- Do... naga?

Na moment zamilkł, a ja dałem mu czas na przemyślenie tego. Nie popędzałem chłopaka, ale zachęcałem do zgodzenia się z pomocą dłoni, która nadal badała jego miękki brzuch. I w końcu zobaczyłem upragnione kiwnięcie głową. Nie mogłem się powstrzymać przed radosnym uśmiechem i przyciągnięciem go do siebie tak, by nasze ciała nie dzielił nawet milimetr, po czym pocałowałem go mocno. Podekscytowany pozwoliłem nam cieszyć się pieszczotą, ale w końcu odsunąłem się troszkę, aby móc dobrać się jedną dłonią do jego guzików w koszuli, zaczynając je rozpinać od dołu. Ale nie tylko moje ręce były niecierpliwe, bo ledwo dwa zapięcia opuściły dziurki, a Jeongguk szarpnął za moją koszulkę i raczej jego magia brała udział w jej natychmiastowym opadnięciu na podłogę. Jego dłonie wylądowały na moich plecach, a usta nadal domagały się nieprzerywania pocałunku. Westchnąłem z przyjemności, czując, jak wysyła w moją stronę przyjemne wibracje, które wstrząsały moim ciałem niczym lekkie kopnięcia prądu.

Koszula w końcu wylądowała na podłodze, a ja mogłem przenieść moje dłonie w inny rejon. Zaryzykowałem i wsunąłem je pod spodnie elfa, prosto na jego pośladki. Miałem nadzieję, że nie jestem zbyt śmiały i nie ucieknie, jednak chłopak objął mnie jeszcze mocniej, wtulając się we mnie i zaskoczony jęknął ,,hyung". Starałem się być delikatny z tym... no, nie ma co się oszukiwać - macaniem. Wszystko było w nim idealnie miękkie i gładkie - takie jak sobie wyobrażałem. Nie żebym go sobie wyobrażał nago! No, może kilka razy... I nie ukrywam, że z zadowoleniem mogę stwierdzić, iż rzeczywistość pokrywa się z moimi fantazjami.

W końcu przesunąłem dłonie na zapięcie jego spodni i rozpiąłem je, uwalniając tym samym elfa od zbędnego odzienia. Chcąc go zachęcić do podobnego czynu, ująłem jedną z jego dłoni i najpierw ucałowałem jej grzbiet, patrząc prosto w jego piękne oczy, po czym powoli położyłem ją na moim rozporku. Przygryzłem wargę niepewnie, mając nadzieję, że nie spłoszę go tym. Nie myślałem za dużo - moja krew znajdowała się w tym momencie z dala od mózgu i wizja konsekwencji zbyt śmiałego działania, jakoś do mnie nie docierała.

Jeongguk zawahał się tylko przez chwilę, ale ostatecznie, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego, zabrał się za pozbawianie mnie dolnej części odzienia. Uśmiechnąłem się i położyłem dłoń na jego policzku, gładząc go delikatnie kciukiem.

- Kocham cię, mój elfie - zapewniłem z uśmiechem, po czym zbliżyłem się i pocałowałem go delikatnie. Jednocześnie, drugą ręką ręką otoczyłem go w pasie i powoli zacząłem nas kierować w stronę kanapy. W tym stanie nie ma szans, byśmy weszli po schodach.

Jeongguk wylądował na plecach, a ja z uśmiechem znalazłem się nad nim, opierając dłonie po bokach jego głowy. Patrzyłem, jak niepewnie ogląda moje ciało, a po chwili wyciągnął rękę, aby przejechać palcem po licznych bliznach. Uniósł się trochę, by złączyć nasze usta, a w przerwach między kolejnymi muśnięciami, wyznawaliśmy sobie dziesiątki razy miłość. Czułem jego smukłe palce na moim brzuchu i torsie, które wywoływały przyjemne mrowienie.

Nie mogłem powstrzymać dłoni przed wędrówką po każdym zakrzywieniu jego ciała, rozkoszując się delikatnością skóry. Schylałem się trochę, aby pieścić także jego obojczyki, zdarzało mi się zawędrować na linię między torsem i brzuchem, a ostatecznie wsunąłem palec za gumkę jego bokserek. W tym momencie moja twarz była tak blisko jego, że niemal stykaliśmy się nosami, a przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą.

- Mogę, kochanie? - zapytałem cicho, nie mogąc już dłużej się powstrzymywać.

Poczułem, jak jego palce mocniej zaciskają się na moich ramionach. Przymknięte oczy otworzyły się i patrzyłem prosto w te magiczne zwierciadła.

- Tak, hyung - szepnął, ponownie opuszczając powieki.

Powoli pozbawiłem go bokserek, nie mogąc nacieszyć się widokiem chłopaka pode mną.

- Jesteś naprawdę piękny, mój Jeonggukie - powiedziałem szczerze. Był moim pragnieniem. Moim skrytym marzeniem. Moją nową miłością.

Pochyliłem się i złączyłem nasze wargi w kolejnej pieszczocie, od której nasze usta zaczynały już nabrzmiewać. Odgarnąłem mu mokre włosy z twarzy i uśmiechnąłem się, opierając moje czoło o jego

Idealny.

Chłopak był chyba tym wszystkim naprawdę zawstydzony, bo szybko przysunął się bliżej, aby w ten sposób ukryć swoje ciało przed moimi oczami. Westchnął tuż przy moim uchu, a ja starałem się nie skupiać nad tym, jak nasze spocone ciała doskonale do siebie pasują.

- Hyung jest za to przystojny. Może nawet trochę zbyt przystojny. Nie wiem, czy to jeszcze legalne - stwierdził, a po tonie głosu rozpoznałem, że się uśmiecha.

Rozbawiło mnie to, dlatego zaśmiałem się cicho, po czym zmieniłem trochę naszą pozycję tak, abyśmy mogli usiąść. Na moment musiałem go odsunąć, by wstać i ściągnąć moje bokserki, które uwierały coraz bardziej. Patrzyłem na elfa, ale ten odwrócił wzrok, choć chyba lekko zezował na moje krocze. Zadowolony wróciłem na kanapę i usiadłem jak najbliżej niego, wracając do naszych pieszczot, a gdy udało mi się go trochę rozproszyć i rozluźnić, powoli przesunąłem dłoń po jego brzuchu na przyrodzenie. Musnąłem je delikatnie opuszkami, na co on zbliżył się jeszcze bardziej. Postanowiłem wykorzystać nasze położenie i przysunąłem się tak, aby nasze krocza się stykały i wtedy wziąłem nasze penisy w dłoń. Westchnąłem z przyjemności, powoli zaczynając nią poruszać. Jednocześnie starałem się nie przerywać pocałunku, choć błogie uczucie coraz bardziej mnie rozpraszało.

Jeongguk nie mógł się powstrzymać przed cichymi jękami, pomieszanymi z ,,jeju, hyung", które zamieniło się w końcu w sam zwrot formalny, wypowiadany coraz to wyższym głosem, pomieszany z zapewnieniami, jak bardzo mu w tej chwili dobrze. Same te słowa wystarczyłyby mi, abym doszedł, więc na finał długo nie musiałem czekać. Doszedłem niemal równocześnie z elfem, który jęknął przeciągle i opadając z sił przechylił się do mnie, dzięki czemu mogłem go przytulić do siebie i obsypałem jego twarz pocałunkami.

Gdy złapaliśmy już oddech, chłopak zaczął dziękować mi i zapewniał o swojej miłości, a gdy obaj chwilę odpoczęliśmy, ciesząc swoją obecnością, ponownie się odezwał.

- Chyba tego mi brakowało, hyung - powiedział trochę nieśmiało.

Uśmiechnąłem się i zacząłem gładzić delikatnie jego plecy. Zdążyliśmy umościć się tak, że to ja leżałem plecami na kanapie, a chłopak rozłożył się wygodnie na mnie.

- Naprawdę? W takim razie zawsze jestem do dyspozycji, moje kochanie.

Poczułem, jak jego głowa porusza się delikatnie, wtulając w moją szyję.

- Czy powinienem brać drugą zmianę aż do rozpoczęcia studiów? - zapytał, śmiejąc się cicho. Przejechał dłonią po boku mojego torsu, przyjemnie drażniąc skórę. Jednak nie miało to chyba na celu jedynie pieszczoty, bo poczułem również, jak moje ciało przestaje się lepić.

- Myślę, że wtedy jeszcze ciężej będzie wyjść z łóżka do pracy - zauważyłem, całując jego sterczące w każdą stronę kosmyki.


Jungkook

Zbliżał się październik, oznaczający wybranie się na studia i rozpoczęcie nauki na jedynym kierunku, który pasował dla mnie w Korei. Musiałem zainwestować w sporo książek związanych z medycyną weterynaryjną. I uczyć się w każdej wolnej chwili, aby uzupełnić brakującą wiedzę oraz zdać egzaminy wstępne. Nie sądziłem, abym nie dał sobie z tym rady. Mój umysł chętnie chłonął każde zdanie, przypominając, że będę to robił dla dobra wszystkich zwierząt. A duże pieniądze, zarabiane dzięki podobnej profesji, były niewielkim dodatkiem do szczęścia mojego i każdego stworzenia, które uratuję. Głównie chciałem pomagać w ten sposób hyung'owi. I wynagrodzić mu tak chętnie przyjęcie mnie pod swój dach. Nawet jeśli teraz byłem dla niego kimś więcej niż przyjacielem. Po prostu nie uważałem, że powinienem go obciążać kosztami.

Dwadzieścia pięć grubych książek i ponad trzysta stron notatek, które uzbierałem dzięki pomocy hyung'a i tego magicznego Internetu, leżały na jednej z półek w sypialni Hoseok'a, którą oczywiście z nim dzieliłem. Naukę rozłożyłem sobie na trzy tygodnie, zabierając też książki do pracy. W ten sposób, zainteresowana tym Yewon, znów zaczęła do mnie zagadywać, zdradzając mi trochę więcej faktów ze swojego życia. Można powiedzieć, że powoli się zaprzyjaźnialiśmy. Często nawet pomagała mi z zapamiętywaniem niektórych części studiowanych tekstów. Uśmiechała się zdecydowanie więcej niż na początku. I nawet nie musiałem jej do tego pokazywać jakichś sztuczek, zazwyczaj działających na ludzi.

Heeyeonnie i Heechulie pod sam koniec września, poprosili swojego tatę o pozwolenie na urządzenie imprezy dla przyjaciół. Nie spodziewałem się celebrowania żadnych tradycji z mojego królestwa, w pełni przyzwyczajając do trochę odmiennych metod na świętowanie jakichkolwiek uroczystości lub po prostu pięknego dnia. Pomagałem wszystko przygotować i przystroić ogród tymi lekkimi czarami, podkręcając kawałki bibuły i umieszczając je na drzewie lub przyozdabiając papierowe talerzyki wybranymi przez Heeyeonnie wzorami.

Nie mogłem niestety pilnować z hyung'iem maluchów podczas samej imprezy. Tym razem anatomia odciągnęła mnie od tak przyjemnego zadania, jakim było siedzenie z ukochanym na tarasie. Oczywiście obserwowałem wszystko z okna sypialni, zajmując miejsce na podłodze i w razie wypadku służąc stąd czarami.

Heechulie z kolegami siedzieli obecnie w małym domku, zbudowanym przez Hoseok'a, gdy Heeyeonnie rozmawiała ze swoimi koleżankami w ciasnym kółeczku, jakby planowały właśnie atak na jej tatę.

Niestety, atak, który planowały, nie był wymierzony w hyung'a. A widząc jak znikają z ogródka, chyba biegnąc do domu, i pojawiają się po kilkunastu sekundach pod drzwiami do sypialni, oczywiście pukając, zacząłem się zastanawiać, co takiego Heeyeonnie im zaproponowała.

Zaprosiłem je do środka, na szybko sięgając po zakładkę, by włożyć ją między strony i zamknąć na razie książkę, którą odłożyłem na łóżko.

Wchodzące dziewczynki przywitały się ze mną chórkiem, mówiąc głośne: „DZIEEEŃ DOOOBRYYY", przez które uśmiechnąłem się szeroko. Wszystkie były ubrane naprawdę uroczo, a na ich twarzyczkach gościła ciekawość i radość.

- Lael, Lael, pobawisz się z nami? – To Heeyeonnie, w ładnej, kwiecistej sukience, podbiegła do mnie z tą prośbą. Nie mogłem się powstrzymać, aby nie złapać jej za rączki, jak zwykle podkreślając tym, że ma całą moją uwagę.

- A w co takiego, księżniczko? – zapytałem, raczej nie domyślając się, jaką zabawę mogłyby wspólnie wymyślić.

- W księżniczki! Ale potrzebujemy korony... i bardzo chcemy wianki – wyjaśniła, przyglądając się mojej twarzy, którą nadal rozjaśniał uśmiech. – Proooszę – dodała, oczywiście wiedząc, że jeśli postara się o wydęcie dolnej wargi i wielkie oczka, dostanie ode mnie wszystko czego chce.

Przytaknąłem, nawet długo się nad tym nie zastanawiając. Magia, która wypełniała teraz całe moje ciało, na pewno unieruchomiłaby wszystkie samochody w co najmniej trzech miastach. Bo wraz z rozrastaniem się srebrnego wzoru, spowodowanym coraz większą bliskością z hyung'iem i coraz silniejszą miłością, która nas łączyła, widziałem, że wir, który wyczarowałem tuż po naszym pierwszym pocałunku, teraz szybko mógłby przerodzić się w ogromne tornado.

- Dla wszystkich twoich koleżanek, tak? – Próbowałem się upewnić, zaraz słysząc w odpowiedzi tak samo głośne i radosne: „Taaak!" od dziewczynek.

Puściłem dłonie Heeyeonnie, aby skupić choć trochę swojej uwagi także na jej koleżankach. Każda patrzyła na mnie uśmiechnięta, dlatego i ja nie zmieniałem wyrazu swojej twarzy, zbyt rozczulony ich urokiem.

- Jakie imiona nosi reszta księżniczek? – zapytałem jeszcze, aby móc się do nich właściwie zwracać. Nie chciałem też pozostać na tej wysokości, dlatego kucnąłem tuż przed nimi, zaczynając wysłuchiwać każdego z imion, od razu je przyswajając i dopasowując do ich twarzyczek, co wcale nie było ciężkie, bo różniły się uczesaniem oraz ubraniami.

- Lael, a mogę taki wianek z czerwonymi kwiatkami? – Pytanie Heeyeonnie, spowodowało, że dziewczynki zaczęły wykrzykiwać swoje typy wianków, przez co znów skupiłem się na zapamiętaniu ich wyborów, kiwając głową na każdy usłyszany.

Oczywiście chciałem zacząć od mojej ulubienicy, obracając się tylko trochę i już przelatując dłonią nad jej głową, zabierając przy tym czerwone kwiaty z łąk i łączące je z kilkoma okolicznymi roślinami, by na jej włosach pojawił się wianek.

- Czerwony dla Heeyeonnie – oznajmiłem z uśmiechem, ciesząc się z radości dziewczynki i powracając już do jej przyjaciółek. – Niebieski dla Yoonji. – I kolejny wianek na głowie kolejnej dziewczynki. – Żółty dla Eunjin. Biało-niebieski dla Miran. Fioletowy dla Yeji. I różowy dla Haeun. – Mówiłem przy ściąganiu kwiatów z łąk nawet trochę oddalonych od Gwangju. Oczywiście nie zużyłem na to zbyt wiele magii. Teraz robienie kompozycji kwiatowych wydawało się niczym przy tym tornadzie, które mógłbym wytworzyć.

Koleżanki Heeyeonnie były zachwycone moimi czarami i stworzonymi dla nich wiankami. I nawet nie zdziwiłem się, gdy jedna z nich postanowiła się dopytać o moje umiejętności.

- Jak pan to zrobił? – Yoonji, jak miała na imię, nie uzyskała ode mnie odpowiedzi, bo to Heeyeonnie wyrwała się, by udzielić jej swojej przyjaciółce.

- Mówiłam, że Lael jest elfem – oznajmiła dumna, zwracając na siebie moją uwagę, machaniem ręką. A gdy tylko się do niej odwróciłem, nadal kucając, otrzymałem buziaka prosto w policzek, słysząc przy tym: „Dziękuję". Zanim jej odpowiedziałem, Yoonji, Eunjin, Miran, Yeji i Haeun, zrobiły to samo, obchodząc mnie z każdej strony i całując w oba policzki. Początkowo nie mogłem pozbyć się lekkiego szoku, choć zaraz ucieszyłem się taką formą podziękowania za stworzone prezenty, uważając to za niezwykle urocze. A skoro były naprawdę miłe i kochane, postanowiłem nie poprzestawać na samych wiankach, machając ręką nad swoją głową, by wypuścić z niej złociste iskierki, zdejmujące czar z moich uszu, dzięki czemu koleżanki Heeyeonnie mogły zobaczyć prawdziwie, elfie uszy, o których na pewno do tej pory słyszały i widziały tylko w bajkach.

Zaczesałem jeszcze włosy, aby całkowicie je odsłonić, posyłając im szeroki uśmiech i oczywiście słysząc głośne: „Wooow", które wypłynęło z ich zaskoczonych buziek.

- A co jeszcze pan potrafi? – To zafascynowana Yoonji, przyglądająca się uważnie tym szpiczastym elementom mojej głowy, zadała mi pytanie, przez które musiałem ją trochę poprawić, nie chcąc, aby używały takiej formy. W końcu w mojej krainie wszyscy mówiliśmy sobie po imieniu. I nawet jeśli tutaj powinny używać tego: „Oppa", jakoś za tym nie przepadałem, skłaniając się jedynie do okazywania szacunku starszym ode mnie chłopakom i dziewczynom, a zwłaszcza mojemu ukochanemu.

- Mówcie mi po imieniu, dziewczynki – poprosiłem, w sumie ciesząc się, że nie postanowiły rzucić się tuż po moim czarze na te uszy i sprawdzić łapkami, czy naprawdę są prawdziwe. Najwyraźniej były naprawdę dobrze wychowane, a po oglądaniu ludzkich dzieci podczas pracy w sklepie, trochę się temu dziwiłem, od początku widząc, jakie kłopoty sprawiały swoim rodzicom.

Nie zwlekałem z pokazaniem im swoich umiejętności, stwierdzając, że porwę się na coś większego. Do głowy przyszło mi naprawdę sporo różnorodnych i ciekawych pomysłów, jednak nie mogłem im takich rzeczy pokazywać w domu, dlatego zdecydowałem się na coś bezpieczniejszego, odrzucając feniksa lub jednorożca z leśnych materiałów i obłoków.

Początkowo ścisnąłem prawą dłoń, zbierając w niej niewielką ilość energii, gdy w drugiej zacząłem zbierać jej trochę więcej, wyobrażając sobie jak mógłbym stworzyć tutaj noc. Wypuszczenie do góry iskierek, które po osiągnięciu pewnej wysokości, zamieniły się w płatki kwiatów, spadające na dziewczynki, zostały poprzedzone wypuszczeniem znacznie większej ilości mojej magii. Cień, który wypełnił cały pokój, oczywiście poza podłogą, przywoływał na myśl nocne niebo, tak dobrze mi znane i dokładnie przestudiowane. Wiedziałem, jakie konstelacje gwiazd utworzyć iskrami swojej magii, aby faktycznie to wszystko wyglądało jak niebo. I sam byłem zachwycony takim efektem, oglądając całe pomieszczenie, które lekko migało dzięki gwiazdom.

- Na przykład coś takiego, Yoonjinie – powiedziałem po wszystkim, znów patrząc tylko na dziewczynki, które chętnie przypatrywały się efektom moich czarów.

- A dlaczego mieszkasz u Heeyeonie, Lael? I czemu jesteś taki duży? – Kolejne pytanie, które trochę mnie zaskoczyło, wypłynęło z ust Eunjin. Nie wiedziałem, czy może nie czytały jakiejś bajki, w której elfy były mniejszych rozmiarów, ale postanowiłem o to nie dopytywać, aby nie psuć im frajdy z takich konceptów.

- Powinienem być mniejszy? I posiadać skrzydła? – Zaśmiałem się krótko przez wyobrażenie, że faktycznie zamieniłbym się w kogoś właśnie takich rozmiarów.

- Nie! – Jednak Heeyeonnie chyba za bardzo była przywiązana do Lael'a o tych stu siedemdziesięciu siedmiu centymetrach wzrostu. A żeby to podkreślić, wyciągnęła do mnie łapki, prosząc o wzięcie jej na ręce.

Nie zwlekałem z tym, chętnie podnosząc się z dotychczasowej, dość niewygodnej pozycji i wykonując jej prośbę.

- A czy my możemy mieć skrzydła? – zapytała znów Yoonji, dlatego jak najszybciej starałem się jakoś z tego wybrnąć. W końcu nie mogłem im stworzyć prawdziwych skrzydeł.

- Wytworzenie skrzydeł byłoby niebezpieczne, Yoonjinie. Co najwyżej... mogę stworzyć takie, które was nie uniosą, ale będą ładnie wyglądać – zaproponowałem, na szczęście zaraz otrzymując w odpowiedzi kolejne: „TAAAK".

Wiedziałem, że akurat taki czar zabierze mi trochę więcej magii. Oczywiście nie całość, bo nie czułem, abym musiał natychmiast odpocząć. Jednak co najmniej jedna czwarta energii zniknie z mojego ciała.

Zacząłem od Heeyeonnie, tworząc jej delikatne skrzydełka, jak u ważki, przymocowane do jej sukienki. Materiały, które przy tym używałem, pochodziły z lasu. Nie śmiałbym i nie odważył zabierać czegokolwiek od ludzi, po prostu ciesząc się, że tak dobrze poznałem całą okolicę i wiem, co mogę pożyczyć z tych terenów.

Cała szóstka nowych par skrzydeł wyglądała na ich pleckach naprawdę ślicznie, mieniąc się dzięki świetle nadal istniejących w pokoju gwiazd. Nie chciałem, aby to zaklęcie tutaj pozostało, dlatego całe niebo i płatki kwiatów, przeniosłem z powrotem na ich miejsce.

- Tylko ostrożnie, dziewczynki, bardzo łatwo mogą się zniszczyć – ostrzegłem jeszcze, gdy koleżanki Heeyeonnie oglądały się za siebie, próbując dotknąć tych skrzydeł. Zaraz jednak podziękowały mi, ruszając z powrotem na dwór, a córka mojego ukochanego, poprosiła mnie o wspólną zabawę, znów używając błagalnego spojrzenia, któremu nie mogłem odmówić, oczywiście porzucając naukę na rzecz spędzenia z nimi czasu.

Postawiłem ją tylko na podłogę, pozwalając pobiec za koleżankami, a sam ruszyłem truchtem, machając po drodze ręką, by znów moje uszy zamieniły się w te ludzkie. Musiałem z tym uważać, nawet na naszym podwórku.

Mijając hyung'a, zauważyłem, jak jego usta zdążyły się lekko rozchylić, przyglądając skrzydłom, które stworzyłem dziewczynkom. Oczywiście nie uniknąłem pytań, grzecznie przy nim stając i posyłając mu uśmiech.

- Co się stało?

- Też chcesz, hyung? – zapytałem rozbawiony, przenosząc rękę obok jego głowy, by poprawić mu rozwiane włosy czarami. – A może jakieś uszy? – zaproponowałem, przyglądając się jego lekko zmartwionej, choć nadal przystojnej twarzy, od której tak często nie mogłem oderwać wzroku.

- Nic im się nie stanie?

- Wszystko jest naturalne, hyung, i przymocowane do ubrań. Mogą je tylko szybko zniszczyć – zapewniłem, na co odetchnął z ulgą, wracając na swoje poprzednie miejsce. Nie mogłem się jednak powstrzymać i ostatecznie wycelowałem w jego głowę kilkoma iskierkami, tworzącymi mu zabawnego irokeza. Taki rock'n'rollowy wyglądał naprawdę zabawnie, ale i jeszcze przystojniej, przez co przyglądałem się dłuższą chwilę stworzonej fryzurze i jego ustom, do których miałem ochotę przylgnąć swoimi i może w końcu...

Heeyeonnie i jej koleżanki, Lael!

Oderwałem się od tych myśli, kręcąc głową i biegnąc już do dzieci, które poprosiły mnie o zabawę w rycerza i księżniczki. Starałem się jak mogłem, aby przywołać wszystko, co o tym wiedziałem, choć taka wiedza powoli była zastępowana ważniejszymi rzeczami. Nie tylko kierunkiem, na który się wybierałem, a również zbliżeniom z hyung'iem, które ostatnio dokładnie studiowałem.



Jimin

Sam nie wiedziałem, czy to co się teraz dzieje w moim życiu można określić jako ,,dobry czas". Na pewno wydawał się stabilny oraz przynosił mi dużo radości. Wspólne mieszkanie z hyung'iem już mnie nie przerażało, a wręcz cieszyło. Może i byłem głupi wierząc, że teraz wszystko będzie dobrze, ale nie zanosiło się na żadne kłopoty. Dlatego mogłem odetchnąć z ulgą.

Dni były bardzo podobne do siebie. Budziłem się w moim pokoju, jadłem samotnie śniadanie, sprzątałem. Jeśli hyung nie zabrał czarnego pojemnika, w którym nosił posiłek, to szykowałem mu i wiozłem do pracy. Zawsze mnie za to ganił, twierdząc, że robię to niepotrzebnie, ale wychodząc widziałem, jak się uśmiecha.

Właśnie. Uśmiecha.

Na twarzy hyung'a zaczął gościć radosny grymas, o którym jeszcze nie tak dawno mogłem tylko marzyć. Nie był to co prawda ten wyjątkowy uśmiech, ale to zawsze jakiś krok w przód w naszych relacjach. Zwłaszcza lubiłem patrzeć na jego uśmiechniętą twarz, gdy w niedzielny poranek opuszczałem jego sypialnię.

Soboty były nasze. Jedliśmy razem śniadanie, które przygotowywałem, potem hyung spędzał czas do obiadu na kanapie, pozwalając sobie trochę odetchnąć od obowiązków, ewentualnie wykonywał jakieś telefonu i zapisywał coś w notatniku. Ja wtedy spędzałem poranek na dywanie, rysując to, co przyjdzie mi do głowy. Po kolejnym posiłku wychodziliśmy na randkę, głównie do jakichś galerii sztuki lub muzeów. Lubiłem słuchać, jak hyung opowiada historie eksponatów i związanych z nimi artystów. Ostatnio udało mi się go namówić na kino, ale chyba nie był to najlepszy pomysł, bo sprawiał wrażenie znudzonego. A wieczorem był już tylko gorący seks, dopóki nie opadliśmy z sił.

Po tej jednej wyjątkowej nocy w tygodniu, którą mogłem spędzać z nim, zawsze czułem się lepiej. To już nie był tylko jego sposób na wyżycie się, a mój na masochistyczne spełnianie pragnień. To nie było pieprzenie się, ale też jeszcze nie kochanie. Takie coś pomiędzy, ale czułem się teraz naprawdę dobrze, mogąc przytulić do starszego po wszystkim, poczuć, jak jego dłoń przeczesuje moje włosy lub gładzi plecy, a usta całują na dobranoc, czasem dodając do tego jakiś komplement.

W ciągu tygodnia nasze czułości ograniczały się dość mocno, bo hyung spędzał naprawdę dużo czasu pracując, a ja nie miałem śmiałości, by prosić go o pocałunki. Jednak wystarczyło jedno jego słowo, bym wszystko rzucił i pobiegł usiąść na jego kolanach, aby móc poczuć znów ten znajomy smak kawy, z którą starszy często przesadzał. Hyung, gdy nie pił, smakował czarnym trunkiem, a pachniał mieszaniną mięty i imbiru. Nie było to raczej spowodowane jego kosmetykami, bo biorąc prysznic zdążyłem się przyjrzeć czego używa. Ale dopiero teraz mogłem zauważyć takie rzeczy, wcześniej mając do czynienia jedynie ze smrodem alkoholu. Lubiłem te zapachy i smak, ale za bardzo się rumieniłem, gdy chciałem coś na ten temat powiedzieć, więc szybko porzucałem taki zamiar.

Sobotnie plany w tym tygodniu zostały pokrzyżowane. W piątkowy wieczór mój tata zadzwonił do mnie i oznajmił, że chce mnie widzieć w sobotę. Nie mogłem mu odmówić, więc wyjaśniłem hyung'owi sytuację i obiecałem, że wrócę pod wieczór. Od rana myślałem już o momencie, gdy w końcu znajdę się w jego ramionach i poczuję go w sobie. Ale to musi poczekać. Najpierw wizyta na wsi.

Pojechałem autobusem do Busan, przesiadając się po drodze, by dojechać do małej wioski, w której mieszkał wujek Taekwoon. Ludzie żyli tam tak, jakby czas się zatrzymał. Nikt się do niczego nie spieszył, każdy mógł pracować na swoim polu, nie martwiąc się wyścigiem szczurów, panującym w miastach. Większość mieszkańców stanowili dziadkowie, zresztą naprawdę mili. Kiedyś spędzałem tu wakacje, pomagając na polach.

Spotkanie z tatą po dość długim czasie nie różniło się zbytnio od każdego innego. Jak zawsze surowy, wymagający ode mnie zachowywania wszystkich zwyczajów i tradycji zgodnych z kulturą Korei. Ale o dziwo ucieszył się na mój widok, podobnie jak wujek, który przywitał mnie mocnym przytuleniem i zastawionym stołem.

Spędziłem całkiem miło czas z rodziną, dowiadując się, że naprawdę dobrze się tu żyje tacie. Niemałą niespodzianką było dla mnie wręczenie mi pieniędzy, które powinienem dostać za pracę na stacji. Ojciec nie dopytywał, jak sobie poradziłem. Zapytał tylko, czy nie musiałem zacząć sprzedawać swojego ciała. Nigdy nie wierzył, że utrzymuję się z rysowania. Zresztą miał trochę racji, bo nie miałem z tego na tyle pieniędzy, by normalnie funkcjonować. Powinienem znaleźć porządną pracę, ale obiecałem sobie, że dopóki Hobi hyung nie skończy pisać bajek o elfie Lael'u, będę nadal je ilustrował. A potem porzucę to i zacznę jakąś pracę fizyczną, może w magazynie, albo przy produkcji czegoś. Moje wykształcenie na inny scenariusz mnie nie nastawiało. Poza tym czułem się nie fair, że ciągle tak po prostu mieszkam u Yoongi hyung'a. Nawet jeśli byłem jego chłopakiem i pomagałem mu z utrzymaniem mieszkania w czystości, czy napełniałem lodówkę, choć za to akurat obrywałem, to powinienem być dla niego mniejszym ciężarem. Co prawda dzięki zaoszczędzonym pieniądzom mogłem kupić nowe akcesoria do rysowania oraz doposażyć biurko w lepszą lampkę, którą mogłem bardziej manewrować tak, jak potrzebowałem, więc akurat pod tym względem nie miałem na co narzekać. Zastanawiałem się jednak, czy powinienem kupić okulary. Nie lubiłem szkieł kontaktowych i naprawdę cieszyłem się, gdy mogłem je wyjąć, ale... Chyba hyung'owi bardziej podobałem się bez okularów... Muszę go o to w końcu zapytać.

Wsiadłem w autobus powrotny do Gwangju, nie mogąc się już doczekać dotarcia na miejsce. Hyung nie wyglądał na zbyt zadowolonego, gdy wychodziłem, dlatego teraz chciałem mu wynagrodzić tę nieoczekiwaną zmianę planów. Całe trzy godziny czytałem w Internecie, jak... prawidłowo zadowolić chłopaka ustami. Czułem, że policzki pieką mnie niemiłosiernie, ale chłonąłem teorię, mając nadzieję, iż pokryje się z praktyką.

Drogę z dworca do mieszkania pokonałem powtarzając sobie w myślach, że dam sobie radę i hyung na pewno będzie zadowolony. Tak dopingując samego siebie, stanąłem w końcu w progu i krzyknąłem:

- Hyung! Już jestem!

Nic mi nie odpowiedział, więc chyba był trochę zły, dlatego jak najszybciej zdjąłem buty i pobiegłem do salonu, gdzie spodziewałem się go zastać. Jednak nawet nie wszedłem do pomieszczenia, a już czułem, że jest nie tak, jak powinno. Dosłownie, bo w moje nozdrza uderzył zapach alkoholu.

Poczułem, jak cała moja energia odchodzi, jak ręką odjął. Smutny patrzyłem, jak mężczyzna przykłada do ust butelkę i pociąga z niej wielkie łyki. Na stoliku przed nim stały już dwa opróżnione szklane opakowania. Naprawdę dawno nie byłem tak rozczarowany.

- Hyung... - zacząłem cicho, podchodząc do niego powoli.

Yoongi ignorował mnie jednak, nic sobie nie robiąc z mojej obecności. Nie wiem, czy to dlatego, że naprawdę byłem mu obojętny, czy za bardzo był wstawiony.

- Hyung - powtórzyłem, obchodząc kanapę i zajmując miejsce obok niego. Starałem się nie naruszać teraz jego przestrzeni osobistej, bo wcześniej gdy wypił, nie lubił tego. Nie wiedziałem, czy nasze relacje cokolwiek teraz zmieniają.

- Proszę, zostaw już to...

- Idź do siebie, Jimin.

Ton jego głosu nie był ani trochę przyjemny. Czuć było złość w każdej wypowiedzianej przez niego literze.

W pierwszym odruchu wstałem z kanapy i odwróciłem się, chcąc spełnić ten rozkaz, ale ostatecznie nie zrobiłem ani kroku. Zostawienie go tutaj samego...

Tak się nie robi. Jestem teraz jego chłopakiem, powinienem się nim zaopiekować. Potrzebuje mnie teraz.

Usiadłem ponownie, starając się być dzielny, choć wewnątrz czułem się roztrzęsiony.

Nawet jeśli będzie chciał teraz iść do łóżka, zgodzę się od razu. Byle zostawił już te butelki.

- Nie. Hyung, chodź, pójdziemy spać - zaproponowałem ostrożnie.

- Nie będę się powtarzał - mruknął tylko, znów przystawiając otwór do ust.

- Hyung, proszę...

Starałem się powoli sięgnąć po tę butelkę, by opuścił ją w dół, ale jego reakcja była natychmiastowa. Chwycił mój nadgarstek, wcale nie delikatnie i patrzył mi w oczy. Nie widziałem w nich tego obrzydzenia co kiedyś, ale też brakowało blasku, który przez ostatnie tygodnie mu towarzyszył.

- Nie radzę - wycedził przez zęby, ale nim pomyślałem o konsekwencjach, moja wolna ręka chwyciła butelkę i zabrała mu ją.

I to był błąd.

Mężczyzna zerwał się na równe nogi, ciągnąc mnie za sobą. Uwięziona ręka została wykrzywiona lekko, co wystarczyło, by spowodować ból, który wyrwał z moich ust jęk.

- Za kogo ty się uważasz, hmm?! - wrzasnął, a ja skuliłem się trochę pod wpływem tego krzyku.

Musiałem jednak zebrać w sobie odwagę i stawić temu czoła.

Dasz radę Jimin. To dla jego dobra.

- Jestem twoim chłopakiem, hyung. I nie chcę, byś doprowadzał się do takiego stanu - powiedziałem, siląc się na pewność siebie, której mi brakowało.

- Myślisz, że skoro nim jesteś, zmienisz cokolwiek w moim życiu? - zapytał i zaśmiał się gorzko. - Nie bądź znowu żałosny, Jimin!

Dla jego dobra.

- Zmienię, jeśli mi w tym pomożesz. Hyung, zależy mi na tobie. Kocham cię.

Przez chwilę wydawało mi się, że moje słowa go powstrzymają. Dwie sekundy patrzył na mnie, jakby sens tej wypowiedzi do niego dotarł. A później czar prysł.

- Wiem. Jednak to za mało, żeby mi pomóc - powiedział tylko i wyrwał mi swoją własność, siadając z nią ponownie i wrócił do picia.

Stałem nad nim może minutę, może dziesięć. Nie wiem. Wiem, że w mojej głowie zrodził się naprawdę okropny pomysł, który wcieliłem w życie. Pobiegłem prosto do jego barku i złapałem za dwie butelki. Miał ich stanowczo za dużo. Po drodze do kuchni odkręciłem je i gdy stanąłem nad zlewem, przechyliłem, wylewając ich zawartość.

Przepraszam, hyung. Jeśli się tego pozbędę, nie będziesz miał czym się upić.

- Pojebało cię?!

Podskoczyłem. Nie pomyślałem o tym, że starszy zwróci na mnie uwagę. Podszedł chwiejnym krokiem. Nie było szans na ucieczkę, blokował jedyną drogę. Wyrwał mi prawie opróżnione butelki, które mało delikatnie wylądowały w zlewie. Zostałem odepchnięty od nich, ale zaraz chwycił moje nadgarstki, więżąc mnie w żelaznym uścisku.

- Płacę za to mieszkanie, wyciągnąłem cię z totalnego syfu, do tego dałem szansę, a ty masz zamiar odpłacać się w ten sposób? - warknął, szarpiąc mną dość mocno. Wystraszony próbowałem jakoś się wyrwać. Usta drżały mi od hamowanego płaczu.

- Puść mnie, hyung - prosiłem błagalnym tonem, szalenie się go w tej chwili bojąc.

Po co to robiłeś, Jimin? Jesteś idiotą!

Ta szarpanina nie trwała długo, bo pijany redaktor nie mógł utrzymać pionu w takim stanie i w końcu udało mi się uwolnić. A kiedy myślałem, że teraz wystarczy tylko uciec, zaciśnięta pięść mężczyzny spotkała się z moim policzkiem. I to naprawdę mocno. Cofnąłem się o krok, krzycząc i łapiąc automatycznie za bolące miejsce. Już nie hamowałem łez, które natychmiast spłynęły po policzkach.

Spojrzałem na starszego przelotnie. Nim się zorientował, przebiegłem obok niego i ukryłem w moim pokoju. Zamknąłem drzwi, przekręcając zamek w środku i oparłem się o nie, a następnie osunąłem na podłogę. Uderzone miejsce pulsowało bólem, poczułem też krew płynącą z przegryzionej wargi.

Co ja sobie myślałem? Że ta po prostu to wyleję i ogłoszę koniec picia? Zasłużyłeś sobie na to uderzenie Jimin! Jesteś głupi!

Płakałem, nie mogąc się uspokoić. Wręcz wpadłem w histerię, w myślach samego siebie rugając za takie poczynania. Ale wiedziałem, że gdybym miał to zrobić jeszcze raz... postąpiłbym tak samo. Bo za bardzo kochałem Yoongi hyung'a, by tak po prostu pozwolić mu na autodestrukcję.

Nagle coś, a raczej ktoś, uderzył mocno w drzwi, aż zadrżały.

- Otwórz, Jimin. - Usłyszałem rozkaz, ale na pewno nie spowodował on mojej reakcji, pożądanej przez mężczyznę po drugiej stronie drewna.

- Zostaw mnie! - krzyknąłem przerażony, kuląc się jeszcze bardziej.

Żałosna kupka nieszczęścia.

- Otwórz to, bo sam to zrobię i jeszcze drugi raz dostaniesz! - wrzasnął, na co mój szloch tylko się pogłębił.

- Nie!

- Mam je wyważyć?!

Nie byłem już w stanie mu odpowiedzieć. Czułem, jak po chwili jeszcze raz zatrzeszczały drzwi i obawiałem się, że naprawdę jest zdolny je rozwalić. A wtedy... Co by się wtedy ze mną stało?

- Zapłacisz mi za ten alkohol! I nie myśl, że jeszcze jesteśmy razem! - krzyknął starszy, a zaraz po tym zostawił mnie w końcu w spokoju.

Tej nocy nie zmrużyłem oka. Za bardzo się bałem, że tym razem zawiasy nie wytrzymają uderzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top