rozdział 1

Hoseok

Czy może istnieć coś piękniejszego niż góry?

Czy może być doskonalszy dźwięk niż szum strumienia, uderzający o skalne brzegi?

Czy można być szczęśliwszym niż w momencie, gdy budzisz się rano w namiocie i tuż po wyjściu widzisz wschód słońca, rozświetlający dzikie, nietknięte przez destrukcyjną siłę ludzką miejsce?

Dla mnie nie.

Życie w zgodzie z naturą wymagało często wielu wyrzeczeń. Ale czy była to wielka cena w zamian za to, co dawała nam w zamian? Piękne krajobrazy, pożywienie, tak naprawdę całe życie. Wszystko było dla ludzi, pod warunkiem, że potrafili z tego prawidłowo korzystać, a niestety obecnie większość zaganianych robocików gotowa była jedynie zamknąć się w czterech ścianach i niczym prawdziwa maszyna robić tylko to, co ktoś inny każe. Nie chciałem być jednym z przedstawicieli tej szarej masy. Nie chciałem, by moje dzieci dorastały wychowywane przez obcych, podczas gdy ja i moja żona od świtu do nocy harowalibyśmy na niepotrzebny większy telewizor, nowy samochód czy inne zbędne dogodności. I udało nam się - stworzyliśmy dom, który przepełniony miłością dawał nam poczucie, że naprawdę żyjemy. Sunmi, którą poznałem na studiach i niedługo potem poślubiłem, projektowała domy, a ja wnętrza, a ponieważ byliśmy w tym całkiem nieźli, nie mogliśmy narzekać na brak potrzebnych nam do codziennego funkcjonowania rzeczy. Pracowaliśmy w domu, więc nie było problemu z wychowaniem bliźniaków, które przyszły na świat niedługo po skończeniu przez nią studiów.

Niestety nasze błogie życie szybko dobiegło końca. Zbyt niespodziewanie. Zbyt niesprawiedliwie. Przecież nie jest to bajka dla dzieci, w której bohaterowie żyli długo i szczęśliwie.

Sunmi wracała do domu z zakupów. Zwyczajne, cosobotnie sprawunki. Zawsze jeździliśmy razem, ale mały Heechul rozchorował się i musiałem z nim zostać w domu, bo kobieta miała udać się jeszcze do banku. Godzinę po pocałunku, który połączył nasze usta przed jej odjazdem, zadzwoniono do mnie ze szpitala. Moja żona miała wypadek - na skrzyżowaniu jakiś idiota chciał wymusić pierwszeństwo. Uderzył akurat w stronę kierowcy. Sunmi zmarła na miejscu.

Od tamtego nieszczęścia minęły trzy lata. Dzieciaki dorastały, a ja starałem się żyć tak, aby moja żona nie musiała się martwić o nas tam po drugiej stronie. Nie było to łatwe. Ułożenie sobie życia po tak traumatycznym wypadku nie należy nigdy do rzeczy prostych. Ale dałem radę. Nasze dzieci motywowały mnie do nie pogrążania się w rozpaczy, a zamiast tego zacząłem robić coś więcej. Chciałem, aby bliźniaki uwierzyły, że pomimo przykrości, jaka nas dotknęła, nadal są kochane nie tylko przeze mnie, ale i mamę. Pragnąłem, by wierzyły, że świat jest pełen złych ludzi, ale to nie znaczy, że mamy być przez to nieszczęśliwi. I dlatego zacząłem pisać bajki.

Pogoda w ostatnim czasie była coraz piękniejsza. Słońce grzało mocno całymi dniami i aż szkoda było nie wykorzystać tego na wypad w góry. Spakowałem dzieciaki i razem z nimi wyruszyłem na trzy dni do naszej odludni. Heechul i Heeyeon uwielbiali takie wycieczki. W krótkich spodenkach i mokrych butach bawiły się w strumyku, łapiąc małe, kolorowe rybki w siatkę, które później uwalniały, śpiewały przy ognisku piosenki, prosząc o jeszcze jedną słodką piankę, które dostawały tylko przy takie okazji, a w nocy spały zwinięte w kulki przy moich bokach. Zawsze wtedy myślałem o tym, jak bardzo byłaby z nich dumna Sunmi, widząc, że nasze dzieci nie potrzebują, tak jak inne, własnych tabletów i tysięcy elektronicznych zabawek, które co najwyżej ogłupiały. Zamiast tego, Heechul wolał machać wystruganym przeze mnie mieczem, bawiąc się w pogromcę smoków, a mała Heeyeon organizowała herbaciane przyjęcia razem ze swoim misiem, który uszyła jej mama będąc jeszcze w ciąży. Jej starszy o niecałą minutę brat, miał identycznego, z tym, że jej był brązowy, a jego czarny. I nie rozstawali się z nimi na krok, jakby to były jedyne rzeczy, które dają im pewność, że kiedyś istniała kobieta, która nosiła ich pod sercem i kochała ponad wszystko.

Powrót do obowiązków i codziennej rzeczywistości nie był zbyt przyjemny. W górach czułem się dużo lepiej, choć nasz domek na skraju miasta, który sąsiadował z lasami także nie był najgorszą opcją. Wiedziałem jednak, iż powrót do niego oznacza koniec uciekania od problemu, jaki obecnie mnie obciążał - zupełny brak weny. Przez dwa lata nie miałem z tym problemu, ciągle tworząc nowe historie, które jedno z wydawnictw bardzo chętnie publikowało w formie pięknych kolorowych książeczek dla dzieci. Ale odkąd zacząłem nowy projekt na początku tego roku... Jakoś nie mogłem się za niego tak do końca zabrać. Miałem zaledwie trzy niepełne rozdziały, a myśl o napisaniu kolejnych siedmiu sprawiała, iż chciałem robić wszystko inne, tylko nie to. A terminy goniły, co przypominał mi ciągle dzwoniący od miesiąca telefon, do tej pory skutecznie ignorowany. Wiedziałem jednak, że nadejdzie dzień, w którym ktoś postanowi sprawdzić, czy w ogóle jeszcze chodzę po tym świecie, dlatego nie zdziwił mnie widok samochodu Yoongi hyung'a, zaparkowanego przed moim domem.

Hyung był redaktorem naczelnym i osobiście pilnował, abym oddawał wszystko na czas. Współpracowałem z nim odkąd pierwszy raz pojawiłem się w wydawnictwie z moimi pomysłami i całkiem dobrze nam się to układało. Obawiałem się jednak, że nawet jego przyjazne nastawienie do mojej osoby nie uratuje mi teraz tyłka. Dlatego zwolniłem, podjeżdżając najbardziej ślimaczym tempem, odwlekając tym samym moment kazania.

Nie mogłem tego ciągnąć w nieskończoność, więc ostatecznie zaparkowałem przed garażem, po czym wyłączyłem silnik i wysiadłem, aby móc przejść na tył pojazdu. Heeyeon spała w swoim foteliku, zmęczona po całym dniu hasania po drzewach, a Heechul siedział obok niej mocno zaspany. Choćby nie wiadomo jak był zmęczony, nigdy nie zasypiał w aucie. Gdy wyjmowałem jego siostrę z fotelika, pięciolatek sam odpiął swój pas i wysiadł, zakładając dwa małe plecaki, w którym dzieci nosiły ze sobą butelki z wodą oraz misie. Teraz oboje ściskali pluszaki. Syn szybko podszedł do mnie, kiedy miałem już na rękach jego bliźniaczkę i chwycił za dół kraciastej koszuli, idąc tuż przy mojej nodze do wejścia. Oczywiście na naszej drodze szybko pojawił się Yoongi hyung.

- Cześć hyung - przywitałem się cicho, nie chcąc zbudzić córki. - Dawno się nie widzieliśmy.

- Cześć wujku - powiedział sennie Heechulie.

Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie albo idealnie maskując zdenerwowanie, albo naprawdę ucieszył się na mój widok. Cholera go wie. Uniósł telefon, jednocześnie posyłając mi znaczące spojrzenie.

- Ciężko się do ciebie dodzwonić, Hoseokie - zauważył, zaraz po tym przenosząc spojrzenie na mojego syna. - Cześć, mały.

Chłopiec odczepił się od mojego ubrania i złapał za bluzę starszego, który zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Zwykle moje dzieci nie wchodziły z nim w interakcje. Zapytałem je kiedyś, dlaczego, w końcu hyung był naprawdę miły dla nich. Raz, na samym początku, przyniósł im nawet czekoladę, za co oberwał ode mnie, bo starałem się nie karmić ich takimi rzeczami, stawiając na bardziej naturalne słodycze, jak na przykład miód. Bliźnięta odpowiedziały mi, że to dlatego, iż hyung przypomina im tego strasznego misia z telewizji - Kumamon'a. Jednak z czasem przyzwyczaiły się do niego.

- No cóż, zasięg w górach nie jest najlepszy - stwierdziłem, mijając go i szukając wolną ręką kluczy w kieszeni spodni. - Heechulie, chodź proszę. Wejdziesz na kawę hyung? - zaproponowałem, nie sądząc, by to był koniec naszej rozmowy, a zależało mi na położeniu już smyków do łóżek.

- Aż miesiąc byliście w tych górach? - zapytał z powątpieniem, a gdy odwróciłem się, by na niego spojrzeć przepraszająco, on już kucał przy Heechul'u. - Ktoś tu zdążył wyrosnąć przez ten czas. Jeszcze rok, a przerośniesz wujka Yoongi'ego - stwierdził, śmiejąc się i wyciągnął ręce do dziecka, które natychmiast skorzystało z możliwości przetransportowania go. Oczy chłopczyka zamknęły się niemal natychmiast, gdy oparł głowę o ramię przyszywanego wujka i wiedziałem już, że otworzy je dopiero rano.

- Pomożesz mi z nimi, hyung? - poprosiłem, otwierając drzwi, jednocześnie zapraszając go gestem do środka.

Zdjąłem szybko buty i ruszyłem korytarzem, na końcu którego zapaliłem światło w salonie. Pomieszczenie pełne było wiszących z sufitu małych doniczek z licznymi roślinami, a przez wielkie szyby wpadały ostatnie promienie słońca, chowającego się za lasem. Ruszyłem po krętych schodach, pewny, iż mój gość podąża za mną, a będąc na piętrze wszedłem do pokoju moich maluchów. Heeyeon wylądowała na górnym łóżku, w którym pełno było pluszaków, poduszek i kocyków, natomiast Heechul w dolnym, gdzie zwinął się natychmiast w kulkę, mocno przytulając czarnego misia. Gdy upewniłem się, że oboje śpią i ucałowałem ich czoła na dobranoc, wróciłem z hyung'iem na parter, maszerując prosto do kuchni. Starszy usiadł na poduszce przy niskim stoliku, zrobionym przeze mnie kilka lat temu z europalet i czekał aż do niego dołączę. Jednak póki to uczyniłem, nastawiłem wodę oraz przygotowałem dla nas kubki. W moim jak zawsze wylądowała torebka zielonej herbaty, a w hyung'a łyżeczka kawy, którą kupowałem specjalnie dla niego, samemu nie pijąc jej wcale.

- Piękna pogoda do wędrówek. Naprawdę powinieneś ją lepiej wykorzystywać hyung i pojechać na biwak - zagadnąłem, gdy czajnik zaczął gwizdać.

- Zdążyłem wypocząć. Ty chyba również, Hoseokie? Nie chcę cię z niczym pospieszać, ale niestety muszę to w końcu zrobić, osobiście - powiedział, a ja wyczułem w powietrzu zagrożenie. Dlatego jak najszybciej pospieszyłem z wyjaśnieniami.

- Wiem, hyung. Ale... Nie wiem, czy nie porywam się z motyką na słońce - przyznałem szczerze, jednak nie mogłem spojrzeć na mojego rozmówcę. - Myślałem, że jeśli Lael będzie taki jak ona, będzie mi łatwiej. Ale widać przeliczyłem się i teraz... Nie mam weny na to.

Usłyszałem, jak poduszka ociera się o podłogę, gdy siedząca na niej osoba wstała, podeszła do mnie i zarzuciła mi rękę na ramię w pocieszającym geście. To było coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Czy teraz mój szef nie powinien mnie ochrzanić i kazać natychmiast brać się do pracy?

- Nie zdążymy już niczego zmienić, mogę cię w tym jedynie wspierać - przypomniał spokojnym tonem, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny. Takie wsparcie naprawdę wiele dla mnie znaczyło.

W końcu udało mi się odgonić od siebie złe myśli i uśmiechnąłem się radośnie do mężczyzny.

- Gdyby teraz tu była, już słuchałbym kazania - zdradziłem mu, znając doskonale moją zmarłą ukochaną. - Poza tym bliźniaki czekają na tę bajkę. Naprawdę powinienem ją dokończyć. Wezmę się za to hyung, obiecuję - powiedziałem pewnie, zalewając wrzątkiem zawartość kubków. Ten z kawą szybko wylądował w dłoniach Yoongi'ego.

- Jak tam w wydawnictwie? - zapytałem, gdy usiedliśmy na miękkich poduszkach.

- Seokjin nie daje nam żyć, Jimin spóźnia się z robotą, a Jisoo wymaga ode mnie niemożliwego. Wszystko po staremu - stwierdził, wzruszając przy tym ramionami. Po jego twarzy widać było zmęczenie, które starał się chyba tuszować kawą. Mogłem się założyć, że nie pierwszą, a nawet nie dziesiątą dzisiaj. Z nim jednak nie mogłem nic zrobić, bo uzależnienia od kofeiny nie można łatwo wyleczyć. Za to zaniepokoiła mnie inna kwestia.

- Jiminnie się nie wyrabia? To do niego niepodobne. Coś się musiało stać - powiedziałem zmartwiony.

Nasz wspólny przyjaciel, Jimin, był ode mnie trzy lata młodszy i pracował w wydawnictwie od roku jako ilustrator. Odkąd zaczął pracę zażądałem, aby to właśnie on tworzył obrazki do moich bajek, gdyż był w tym naprawdę niesamowity. Jedyny problem polegał na tym, że chłopak miał dużo więcej obowiązków, niż był w stanie udźwignąć. Nie dość, że miał na głowie rysowanie, to w dodatku pracował na stacji całodobowej swojego ojca, aby mieć na czynsz swojej małej kawalerki. Jego tata wyznawał zasadę, że jeśli nie zapracujesz, to nie zasługujesz. Młody ilustrator ledwo wiązał koniec z końcem. Proponowałem mu nie raz, by zamieszkał u mnie, ale odmawiał zawzięcie, tłumacząc, iż potrzebuje miejsca do pracy, które go będzie inspirować. A własne mieszkanie dawało mu poczucie wolności i zachęcało do pracy. Rozumiałem, co miał na myśli, bo przy moich dzieciach faktycznie mógłby mieć z tym problem, ale serce mi krwawiło, gdy dowiadywałem się, że kolejny raz upadł gdzieś na chodniku, bo zasłabł. To do mnie dzwonili wtedy ze szpitala, bo chłopak nie chciał martwić chorej matki swoimi ,,wybrykami". To naprawdę dobry dzieciak.

Jedyną reakcją na moje niepokoje było wzruszenie ramionami przez siedzącego obok mężczyznę.

- To on dostanie opieprz. Ja jestem odpowiedzialny tylko za ciebie - stwierdził, posyłając mi zadowolony uśmiech, który chyba nie do końca rozumiałem.

- Powinienem do niego zadzwonić i zaprosić. Zaniedbałem go trochę przez ten miesiąc - przyznałem, nadal nie mogąc uspokoić myśli. 

Zrobię to jutro, o tej porze powinien spać. A jeśli będzie taka potrzeba, siłą zaciągnę go do tego domu, by zadbać o to niesforne dziecko.

Przez chwilę panowała między nami cisza. Czekałem, aż starszy w końcu powie mi, co naprawdę myśli na temat moich wakacji, jednak spokojnie pił kawę.

- Spodziewałem się raczej krzyku i ochrzanu za brak postępów z moim elfem - zagadnąłem więc, nie mając już nerwów na odkładanie tego.

- Powinienem krzyczeć i ochrzaniać, ale mam aż trzy powody, by tego nie robić - stwierdził, podnosząc palec do góry. - Dzieciaki śpią, a mój głos jest całkiem donośny. - Wyprostował kolejny. - Jak mógłbym cię winić za problem z postacią, której nadałeś cechy Sunmi? Oraz...

Nie dane mu było dokończyć myśli, gdyż nagle rozdzwonił się jego telefon, który szybko odebrał, przepraszając mnie na moment.

Dałem mu czas na rozmowę z jednym z redaktorów, podczas gdy sam patrzyłem przez okno na zachodzące słońce. Trwało to może ze dwie minuty, po których urządzenie wylądowało ponownie w kieszeni mężczyzny.

- Wracając do Jimin'a - zajmij się nim jeśli możesz, niech przestanie chodzić z głową w chmurach - poprosił, na co przytaknąłem kiwnięciem.

- Postaram się. Ten dzieciak po prostu potrzebuje kogoś, kto utrzyma w porządku jego nieporadność. Mam tylko nadzieję, że znowu nie zemdlał... Może powinien trochę u mnie pomieszkać - zdradziłem starszemu moje plany, mając nadzieję, że naprawdę nic nie jest Jimin'owi.

- Poradzi sobie. Po prostu z nim porozmawiaj. Jeśli będziesz go niańczył, Hoseokie, niczego się nie nauczy i dalej będzie robił to samo.

Przeczesałem palcami włosy, rozważając jego słowa. Nie lubiłem nikogo zostawiać w potrzebie. Tak się nie robi. Choćby nie wiem, jak bardzo było to nierozsądne, pragnąłem pomóc każdemu, kto tego potrzebował. W dodatku ilustrator był moim przyjacielem.

- Chyba za bardzo jestem przyzwyczajony do roli ojca i jego też traktuję jak swoje dziecko - przyznałem, kręcąc głową z uśmiechem.

Po dzisiejszym dniu w górach, w końcu i mnie dopadło zmęczenie. Przeciągnąłem się, ziewając potężnie, po czym rozpiąłem guzik przy szyi.

- Mam ochotę uciec do Norwegii na kilka tygodni. Albo do Finlandii - westchnąłem, tęskniąc za tamtejszymi warunkami. Odwiedziłem kraje skandynawskie z Sunmi w ramach naszej podróży poślubnej i aż mnie rwało, by wrócić tam jak najszybciej.

- Skończysz tę bajeczkę i dajemy ci wolne nawet na kilka miesięcy. Polecisz gdzie chcesz i z kim chcesz - obiecał Yoongi, na co roześmiałem się radośnie.

- Dzieciaki nie dadzą sobie tam jeszcze rady. A nie zostawię ich.Zresztą, zaczynają szkołę niedługo. Chyba muszą mi na razie wystarczyć nasze góry - wyjaśniłem, przecierając klejące się już oczy.

Uwielbiałem zmęczenie spowodowane ciężkim dniem, gdy moje mięśnie musiały pracować od samego rana. Zaśnięcie tuż po zmierzchu było wtedy prawdziwym błogosławieństwem. Jednak przy okazji uniesienia rąk poczułem nieprzyjemny zapach i przytknąłem kawałek koszuli do nosa.

- Stanowczo muszę zrobić jutro pranie...

Yoongi przesunął się bliżej mnie i poklepał moją opartą o blat dłoń.

- Na pewno sobie radzisz? - zapytał zatroskany, jakbym co najmniej leżał w szpitalu i próbował się wylizać po jakiejś operacji.

- To tylko zapach gór i potu hyung, spokojnie - wyjaśniłem szybko, jednak widząc jego spojrzenie, uznałem, że nie chodziło mu tylko o obecny problem z nastawieniem pralki. - Myślę, że daję radę. Chcę po prostu, by bliźniaki były szczęśliwe.

Mężczyzna pokiwał głową i odsunął się, wyciągając z torby notatnik, w którym zawsze robił zapiski dla mnie. Krótko mi przypomniał, czego powinienem unikać w opisywanych historiach, po czym życzył dobrej nocy i pojechał, a ja mogłem spokojnie pójść do sypialni i oddać się w objęcia Morfeusza.


Yoongi

Praca redaktora naczelnego początkowo miała dla mnie więcej minusów, niż plusów. Ciągłe kontrolowanie całego zespołu redaktorów, tłumaczy, plastyków, czy też grafików i samych autorów, sprawiło, że przez większość czasu byłem załadowany robotą, wciąż musząc o wszystkim pamiętać i nie mogąc pozwalać sobie na zbyt częste uciekanie od rzeczywistości w postaci samotnego upicia. Choć i tak zazwyczaj to z Hoseok'iem i Jimin'em, wychodziliśmy się czegoś napić, nawet jeśli to nasza dwójka raczyła się alkoholem, mając Park'a chyba dla samego towarzystwa. I to właśnie Jung Hoseok był jednym z tych ogromnych plusów tak ciężkiej pracy. Wystarczyła mi chwila rozmowy, bądź jego uśmiech, abym wiedział, że dla samej współpracy z tym chłopakiem, jestem w stanie przetrwać nawet opieprz Seokjin'a, który na pewno się dla mnie szykował, skoro nadal niczego nie wyciągnąłem od Hoseok'a. Ale jak mógłbym to zrobić, znów słysząc, że jest mu ciężko i widocznie potrzebuje na to wszystko czasu? Jego zmarła żona była jedynym powodem, przez który nigdy nawet go nie pocałowałem. Nieważne, jak bardzo tego chciałem, widząc też, że nie mamy problemów z komunikacją i mogłoby coś z tego wyjść. Po prostu jeszcze nie potrafiłem zmuszać go do kompletnego zamknięcia tamtego rozdziału.

Już wystarczająco podniosłem sobie ciśnienie. Nie tylko kawą, ale i tą rozpiętą przez Hoseok'a koszulą, przez którą nie mogłem się skupić od czasu odsłonięcia jego torsu, aż do opuszczenia jego domu. Różne obrazy przychodziły mi na myśl, jednak żadnemu z nich nie pozwoliłem pozostać w mojej głowie na dłużej niż zaledwie kilka sekund, co uwolniło mnie od powoli powstającego problemu w spodniach i w spokoju skierowało do mieszkania Jimin'a, aby osobiście go opieprzyć i zapytać, co mu znowu jest. Nie byłem na tyle ślepy, aby nie zauważyć, że dzieciak się we mnie zakochał. Jednak nie był w moim typie i jedynie po alkoholu potrafiłem go przelecieć, na pewno spełniając tym jakieś jego skryte marzenia, którymi nie był w stanie się ze mną podzielić. Owszem, do łóżka się nadawał, choć na co dzień i w dłuższym związku, widziałem tylko siebie i Hoseok'a, razem z pakietem bliźniaków, do których oczywiście już zdążyłem się przyzwyczaić. Może i nie miałem tyle cierpliwości, samokontroli oraz opanowania, aby móc z nimi przebyć non stop, ale te kilka godzin, raz na jakiś czas, przekonały mnie, że na dłuższą metę nawet i do tego potrafiłbym przywyknąć. Wszystko dla Hoseok'a.

Przez całą drogę do mieszkania Jimin'a, zastanawiałem się co dokładnie powiedzieć Seokjin'owi i w jakie ubrać to słowa, aby żaden z nas nie wpadł w większe problemy. Obiecałem sobie, że na opieprzanie Hoseok'a nie pozwolę, jednak jeśli chodzi o Jimin'a... to była już inna i kompletnie nie moja bajka. Powinien nauczyć się w końcu, jak radzić sobie z problemami, szczególnie pracując na stanowisku, na które było wielu innych, może nawet lepszych kandydatów.

Po dwudziestu minutach drogi i zakupieniu sobie jakiegoś późnego lunchu, który zjadłem jak zwykle prowadząc, zaparkowałem pod niewielkim budynkiem, mieszczącym zaledwie dziesięć mieszkań i od razu skierowałem się do jego wejścia, aby nie marnować ani sekundy mojego cennego czasu.

Jeśli nie zastałbym Jimin'a w mieszkaniu lub okazałoby się, że wylądował ponownie w szpitalu przez swój chaotyczny tryb życia, osobiście postarałbym się o zwolnienie go z tego stanowiska i najlepiej wysłanie na drugi koniec kraju.

Pierwsze naciśnięcie dzwonka, a także drugie i trzecie, nic nie dało. Nawet po dość mocnym pukaniu w drzwi prowadzące do jego mieszkania, odpowiedziała mi jedynie cisza. Nie ustępowałem, choć z każdą sekundą denerwowałem się coraz bardziej.

- Obiecuję ci, Park. Zapłacisz mi za każdą zmarnowaną na ciebie sekundę – wysyczałem do siebie, uderzając raz jeszcze w masywne drzwi, by akurat po trzecim takim dobijaniu, Jimin w końcu raczył mi otworzyć.

Jego stan świadczył nie tylko o niewyspaniu, ale i kompletnym zaniedbaniu. Domyślałem się, że to nie tylko przez goniący go termin, a również przez swój brak ogarnięcia. Jego czarne włosy były potargane, a okulary, których prawie nigdy nie zdejmował, przekrzywiły się chyba podczas spania, o którym świadczyła okrągła poduszka pod kark, nadal wokół niego owinięta. Chłopak dodatkowo wykorzystywał trzymaną klamkę do zachowania stałej pozycji, choć jego ciało i tak prosiło o zajęcie miejsca lub najlepiej podłączenie mu kroplówki.

- Hyung... - wymruczał naprawdę niewyraźnie, sprawiając, że zacisnąłem dłoń w pięść, tylko czekając na jakieś bezsensowne pytanie. – Co ty tu robisz?

Ty niepozbierany dzieciaku...

- Idziemy – oznajmiłem, nie pozwalając sobie na wybuch gniewu, a po prostu robiąc krok do przodu i łapiąc go za nadgarstek, by od razu wyciągnąć z mieszkania i zacząć kierować na schody.

Młodszy ruszył za mną grzecznie, jak zwykle nie sprzeciwiając się mojej woli, choć miał czelność się odezwać, próbując uświadomić mi delikatnie, że faktycznie przesadzam.

- Hyung... Ale... - zaczął, wystraszony, ograniczając się do ledwie słyszalnego szeptu, który w jego przypadku był jak najbardziej wskazany. – Buty... - wymruczał, na co zatrzymałem się dopiero na schodach, puszczając go i wzdychając.

- Masz dziesięć sekund – uświadomiłem go, nie odwracając wzroku od mdłej, szarej ściany klatki schodowej, podwijając tylko rękaw, pod którym jak zwykle znajdował się mój zegarek.

Rozpocząłem obserwowanie kolejnych, upływających sekund, słysząc jak chłopak uwija się za moimi plecami, dobrze wykorzystując dany mu czas, by zaraz przy mnie stanąć i otrzymać tylko jedno, niezbyt pałające do niego sympatią, spojrzenie.

Ruszyliśmy prosto pod zaparkowany przy budynku samochód. Zauważyłem, że zdążył założyć jakieś buty, poprawić włosy i okulary oraz zostawić poduszkę w mieszkaniu, idąc teraz przy mnie trochę nerwowo i jak zwykle o nic nie pytając. Dlatego to ja postanowiłem go uświadomić, ile niepotrzebnych kłopotów mi stworzył.

- Gdzie jest twoja część roboty? Skoro jej nie otrzymałem, będziesz wszystko wyjaśniał Seokjin'owi – powiedziałem tuż przy moim samochodzie, naprawdę potrafiąc tłumaczyć się tylko za Hoseok'a i za Jimin'a nie mając zamiaru.

Znów złapałem go za nadgarstek, wrzucając na tylne siedzenia, aby nie wkurwiał mnie jeszcze podczas jazdy. A kiedy zamknąłem za nim drzwi i obszedłem samochód, zajmując miejsce kierowcy, musiałem jeszcze wysłuchać jego niezbyt interesujących mnie wyjaśnień.

- Został mi jeden rysunek, hyung. Jest prawie skończony. Ale... ale zasnąłem. Przepraszam – wymruczał pod nosem, będąc już chyba bliski płaczu, co ani trochę nie wzbudzało we mnie współczucia, w końcu to nie pierwszy i ostatni jego deadline, który przekroczył. Powinien już do tego przywyknąć, a nie zachowywać się jak dziecko.

- Wiesz, że gdybym to ja był dyrektorem, już dawno zostałbyś zwolniony? – przypomniałem mu tylko, odpalając samochód i wyruszając na spowite już mrokiem ulice Gwangju.

- Wiem, hyung. Przepraszam – wyszeptał jeszcze, rozpoczynając tym samym powtarzanie tego jednego, mocno denerwującego mnie słowa, przy którym posłałem mu ostrzegawcze spojrzenie. Wywróciłem oczami, gdy zaraz ucichł, właśnie przez widocznie hamowany płacz.

Postanowiłem go ignorować przez resztą drogi do wydawnictwa, zajmując się rozmową przez telefon z resztą zespołu, by ustalić nasze następne kroki i zebrać informacje na temat ich postępów.

Po dotarciu na miejsce, pozwoliłem Jimin'owi bez mojej pomocy opuścić samochód i posłusznie ruszyć za mną prosto do gabinetu dyrektora Seokjin'a. Jego reakcja zależała tylko i wyłącznie od dzisiejszej pogody, jego humoru, poziomu wyspania i spędzenia całego dnia, a sądząc po atmosferze panującej w wydawnictwie, nie było aż tak źle.

To ja zapukałem i przekroczyłem próg pomieszczenia, w którym znajdował się CEO. Mężczyzna rozmawiał z kimś przez telefon, machając na nas ręką i pozwalając wejść do środka. Chwilę poczekaliśmy aż zakończy połączenie, a kiedy to nastąpiło, Seokjin przyjrzał się zdumiony Jimin'owi, zaraz po tym przenosząc zaskoczone spojrzenie na mnie.

- Wyciągnąłeś go z łóżka? Doceniam zaangażowanie i poświęcenie na to czasu, ale te dziesięć minut by was nie zbawiło – stwierdził, wstając z krzesła i opierając się dłońmi o biurko, aby przybrać jedną z tych groźniejszych póz, już dobrze nam znanych i niezbyt wzbudzających strach. – Jimin – kontynuował, tym razem zwracając się całkowicie do młodszego, wcale niestarającego się pozostać w tej chwili spokojnym, bo strach i panika były wymalowane na jego twarzy. – Gdzie jest twoja część? Daliśmy ci wystarczająco czasu – zauważył starszy, marszcząc brwi przez przywołanie takiego faktu.

- Będzie w ciągu godziny, jeśli wrócę natychmiast do mieszkania, panie Kim – obiecał, wlepiając wzrok w swoje trampki, na pewno obawiając się, że to może wpłynąć na jego dalszą karierę w tej firmie, co oczywiście oznaczałoby utracenie posady.

- To wracaj – polecił mu Seokjin, chyba mając dzisiaj faktycznie jakiś lepszy humor. – Yoongi. Jakie wieści od Jung Hoseok'a? – Jednak przy tym pytaniu, jego brwi znów się zmarszczyły. I wiedziałem już, że mój temat będzie tym cięższym i potrzebującym dłuższej wymiany zdań, przy której nie potrzebowaliśmy Jimin'a.

Zrobiłem krok na bok, odwracając się i otwierając drzwi, na które wskazałem młodszemu. Chłopak spojrzał na mnie tylko, na pewno mając ochotę mnie zabić za przywiezienie go tu zupełnie niepotrzebnie, ale to poniekąd miała być nauczka za niesłuchanie poleceń i brak zorganizowania.

Po zostawieniu naszej dwójki samej, zacząłem opowiadać starszemu, jak wygląda sprawa z jednym z naszych autorów. Nie opowiadałem, że to całe opóźnienie jest związane z żoną Hoseok'a, dobrze wiedząc, że to jego prywatna sprawa, która nie powinna być ot tak wywlekana poniekąd obcym ludziom, bo naszego szefa nie mogłem nazywać nawet znajomym, skoro nie utrzymywał z nami aż tak bliskich kontaktów. Jakoś go odciągnąłem od tej sprawy, pokazując postępy związane z inną książką. A ponadto, dorzucenie zainteresowania jego rodziną w postaci trzynastu kotów, sprawiło, że zostałem odesłany ze zgodą na całe dodatkowe siedem dni dla Jung Hoseok'a, o które na pewno mógłbym walczyć nawet dłużej, po prostu nie mogąc pozwolić na utratę jego osoby w swoim życiu.


Hoseok

Następnego dnia, jak zawsze po powrocie z wycieczki, musiałem zająć się rutynowymi czynnościami - nastawieniem prania, posprzątaniem, uzupełnieniem lodówki, zajęciem się ogrodem. Dzieciaki wstały przed dziewiątą i jadły śniadanie, podczas gdy ja podlewałem wszystkie kwiaty w domu, których naprawdę nie było mało. Zbierałem deszczówkę, więc nie marnowałem wody z kranu na moje rośliny, których potrzebowałem jak najwięcej w swoim otoczeniu. Zieleń i światło słoneczne były mi tak samo niezbędne do życia jak oddech.

Po południu bliźniaki pobiegły bawić się w swoim drewnianym domku w ogrodzie, podczas gdy ja zacząłem szykować posiłki, które miały trafić do pojemników, a następnie do Jimin'a. Zapowiedziałem już moim potomkom, że odwiedzimy ich wujka razem z obiadem, na co szczerze się ucieszyły. Uwielbiały go, bo potrafił pięknie rysować i zawsze tworzył dla nich piękne szkice, które ozdabiały obecnie ich pokój. Nie chciałem pracować z nikim innym i wiedziałem, że jeśli spróbują się go pozbyć z wydawnictwa, odejdę razem z nim.

Około godziny piętnastej zapakowałem maluchy do samochodu i pojechaliśmy do miasta, gdzie w niewielkiej kawalerce mieszkał Jiminnie. Miałem do jego domu zapasowe klucze, tak na wszelki wypadek, więc gdy po trzecim dzwonku nie otworzył, po prostu wszedłem do środka. Zapach, który wydobywał się z tego miejsca był wręcz otumaniający. Natychmiast podszedłem do jedynego okna w pomieszczeniu i otworzyłem je, wpuszczając do środka niezbyt przyjemne, ale wciąż lepsze powietrze od tego, które tutaj wręcz gniło. Jimin spał w najlepesze przy biurku, nie ruszając się nawet, gdy Heechul zaczął go lekko szturchać. Poprosiłem moje smyki, by zostawiły go w spokoju i usiadły na jedynym czystym fragmencie podłogi. Dałem im kredki, które mój przyjaciel trzymał dla nich razem z notatnikami i zająłem się sprzątnięciem każdego metra kwadratowego tego nieszczęścia. Zacząłem od wzięcia do rąk wielkiego worka na śmieci i wrzucałem tam wszystko, co wyglądało, jakby zaraz miało dostać nóg. Do osobnego worka trafiły kulki papieru, które chłopak produkował, męcząc się z nieudanymi rysunkami, a następnie zebrałem walające się po podłodze ubrania, zanosząc je do pralki. Dopiero wtedy znów ujrzałem panele na podłodze. Nawet jeśli nie było tu za wiele, bo tylko łóżko, szafa, mały stolik, aneks kuchenny i wielkie biurko idealne dla rysownika, to od razu wyglądało inaczej, gdy nie walały się wszędzie brudne skarpety. Lodówki nawet nie musiałem opróżniać, bo oprócz butelki wody nic w niej nie było. Dlatego napełniłem ją pojemnikami z jedzeniem, a następnie wyczyściłem całą łazienkę.

Dopiero po tym obudziłem Jimin'a, który nawet się jakoś szczególnie nie zdziwił moim widokiem. Albo był na to zbyt zaspany, albo przyzwyczaił się, że gdy jego mieszkanie zamienia się w istną ruderę, zjawia się dobra wróżka Hoseok. Poczłapał pod prysznic, w czym mu pomogłem, a gdy miał już na sobie ubrania, które nie pachniały tak, jakby chodził w nich przez ostatnie dwa tygodnie, zagoniłem go do zjedzenia razem z dzieciakami przywiezionego obiadu. W pewnym momencie zauważyłem, jak Heeyeon karmi swojego wujka.

- Jiminnie, jak możesz tak żyć? - zapytałem retorycznie, wynosząc kolejne worki ze śmieciami na korytarz.

- Przepraszam, hyung. Wszystkim tylko sprawiam kłopoty - mruknął, chętnie przyjmując kolejny kęs od mojej córki.

- Dlatego właśnie powinieneś zacząć o siebie dbać. By tych kłopotów nie było - upomniałem go, po czym usiadłem obok i przyciągnąłem do siebie, aby go przytulić. - Jiminnie, miałeś jeść.

- Jadłem, hyung. Ale... Nie zdążyłem z terminem. Musiałem wszystko nadrobić... Yoongi hyung był wczoraj u mnie - zdradził mi cicho. - Musiałem dokończyć jeden rysunek. Gdyby mnie nie obudził...

- Za dużo pracujesz, Jiminnie. Nie masz czasu na nic. Nawet na sen. Musisz trochę zwolnić. Poskładać to wszystko.

- Wiem... Ale nie mogę, hyung.

- Zaharowanie się nic ci nie da.

- Wujku. - Heeyeon pociągnęła go za koszulkę, aby zwrócił na nią uwagę. Jednak nie podawała mu kolejnego gryza, lecz z pełną powagą na jaką było stać pięciolatkę, patrzyła mu w oczy. - Wujku, obiecałeś, że będziesz kiedyś moim mężem. A ja nie lubię takiego brudu.

Roześmiałem się radośnie razem z trzymanym przeze mnie w ramionach chłopakiem.

- Ona ma rację, Jimin. Nie wydam jej za kogoś, kto nie pamięta, by zjeść posiłek - ostrzegłem, puszczając go i grożąc palcem.

- Oczywiście, Heeyeonie. Przepraszam. Obiecuję już być dobrym przyszłym mężem.

Zadowolona dziewczynka wstała i objęła Jimin'a, dając mu buziaka w policzek.

- A ja będę żył jak wujek Jimin. Będę miał swoje biurko do malowania i będę tworzył komiksy - stwierdził dumnie Heechul, jedząc spokojnie swoją porcję.

- Jiminnie, dajesz zły przykład moim dzieciom... - westchnąłem, ale pogładziłem włosy syna z uśmiechem, podbierając mu trochę ryżu z miseczki.

Resztę popołudnia spędziłem na ostatnich ,,poprawkach" w mieszkaniu przyjaciela, który w końcu położył się do łóżka. Zapowiedziałem mu, że od dzisiaj codziennie będzie miał inspekcję w postaci telefonów ode mnie, a dwa razy w tygodniu będę wpadał, aby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Już dawno powinienem był wprowadzić mu jakiś rygor, ale do tej pory się powstrzymywałem. Czas jednak, by trochę się ogarnął, nawet jeśli Yoongi hyung odradzał mi mieszanie się do tego. Jimin był jak mój przybrany młodszy brat, dlatego nie potrafiłem sobie wyobrazić, by zostawić go samemu w takim chaosie. Zrobiłem mu jeszcze zakupy, chociaż błagał, bym nie wydawał na niego pieniędzy, ale wtedy Heeyeon na niego nakrzyczała, że to jest prezent od jego przyszłego teścia i ma się z tym pogodzić. Kochane dziecko.

Po powrocie do domu musiałem spełnić obietnicę, którą dałem Yoongi hyung'owi. Bliźniaki poszły bawić się w ogrodzie, a ja usiadłem przy biurku w mojej sypialni, aby móc zabrać się za kontynuowanie opisywania przygód elfa Lael'a. I nawet nieźle mi szło. Musiałem dokończyć tylko około dwóch tysięcy słów dla tego rozdziału, a gdy skończyłem, wysłałem gotowy plik do hyung'a z dopiskiem, że w ciągu tygodnia będzie następny rozdział. Nawet zacząłem go pisać, póki pamiętałem.

Przygody elfa Lael'a, które pisałem, najpierw musiały przejść przez sito pomysłów. Opowiadałem na dobranoc dzieciakom jego historie, a gdy uznałem, że wyobraźnia naprawdę stworzyła coś dobrego, przelewałem to na elektroniczny papier. Teraz było ciężko. Choć liczne opowieści wypływały z moich ust, żadna nie wydawała mi się dostatecznie dobra, aby ją umieścić w książce. Żadna nie oddawała wystarczająco dobrze cech bohatera, który wzorowany był na Sunmi. Ale historia o nowej zbroi dla Lael'a i jego wyprawie do sąsiedniego miasta razem z dworką Amrą wydawała się być w porządku, dlatego postanowiłem ją zapisać. Heeyeon cieszyła się, że jej ulubiony elf będzie miał ukochaną. Oczywiście nie od razu, bo, jak to powiedziała mała - ,,On musi być prawdziwym rycerzem i przyjechać pod wieżę. Ale najpierw zdobędzie dla niej smoka!". Jednak to w późniejszym rozdziale. Najpierw powinni się lepiej poznać.

Udało mi się napisać jakieś tysiąc słów, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Podskoczyłem na krześle wystraszony, nie wiedząc, co się dzieje.

- Tato! Tato! - Zaaferowany Heechul podbiegł do mnie.

Wyglądał na naprawdę wystraszonego, dlatego zerwałem się na równe nogi, lecz nim zdążyłem zapytać, czy coś się stało, czy on lub jego siostra zrobili sobie krzywdę, sam wyjaśnił mi to zachowanie.

- W naszym domku ktoś śpi!

Zaskoczony takimi słowami szybko ruszyłem korytarzem, a następnie po schodach, by tuż po tym wybiec z salonu do ogrodu. Syn truchtał za mną, a przy domku, który im własnoręcznie zrobiłem, siedziała Heeyeon, tuląc do siebie misia. Podbiegła do mnie i schowała się za mną.

- Tato, ten pan jest trochę dziwny. Ma takie szpiczaste uszy - powiedziała, a ja wspiąłem się po dwóch szczeblach drabinki, aby zobaczyć, co się dzieje.

W środku faktycznie ktoś spał. Ale nie taki zwyczajny ktoś. Znałem tę twarz. Widziałem ją w mojej wyobraźni za każdym razem, gdy pisałem o elfie.

Niemożliwe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top