rozdział 6
Jungkook
Naprawdę rzadko bywałem smutny, nie widząc ku temu powodu, skoro każdego dnia mogłem usłyszeć śpiew ptaków, ujrzeć pięknie świecące słońce oraz oglądać i rozmawiać z moimi przyjaciółmi. Jednak przy wiadomości, którą niedawno usłyszałem od Hoseok hyung'a, chwilowo te powody nie były wystarczające. Nawet pisanie wierszy o mojej Amrze, nic nie dawało, a uciekanie myślami do mojej krainy raniło jeszcze bardziej.
Na szczęście obietnica gospodarza domu, który postanowił pomóc mi w poszukiwaniu Coliran, podtrzymywała mnie na duchu. A każde pocieszenie w postaci przytulenia lub pogłaskania po włosach, dawały ulgę i nadzieję. I choć nieraz, zapewne przez jego słowa, pomoc, optymizm i obdarzanie opieką, pragnąłem przedłużyć trwanie w jego uścisku chociaż do kilku minut, uwielbiając kiedy mój nos po raz kolejny mógł poczuć mieszankę ogrodu, świeżości, kwiatów, płynu do płukania i samego Hoseok hyung'a, wiedziałem, że nie powinienem.
Nie powinienem tak dobrze się czuć w jego ramionach. Nie powinienem aż tak pragnąć spędzenia z nim czasu. I nie powinienem pragnąć, by poświęcał mi więcej uwagi, pozwalając być przy sobie jak najdłuższej. Jednak pomoc w znalezieniu informacji odnośnie mojej krainy, zapewniała nam to wspólne spędzanie czasu. Starszy przeszukiwał Internet, nie dając mi do niego zbyt dużego dostępu, twierdząc, że jest w nim za dużo złych rzeczy, których nie powinienem widzieć. Dzielił się ze mną każdą metodą na choćby przypomnienie o podobnym kraju jak Coliran, choć to niestety nic nie dawało.
Ostatni, tym razem nieznany mi sposób, wymagał zapytania mnie o jedno z wydarzeń z mojej przeszłości. Hyung próbował się ode mnie dowiedzieć, czy pamiętam, jak moja Amra miała problem z suknią i zabrałem ją do mojej mamy, aby jej pomogła ze stworzeniem nowej. Niestety nie posiadałem takiego wspomnienia, początkowo nie rozumiejąc, dlaczego mnie o to zapytał, choć szybko się domyśliłem, że może ma to na celu sprawdzenie, jak działa magia, dzięki której znalazłem się na Ziemi lub w tej części świata.
Organizowanie ognisk w cieplejsze dni, stało się poniekąd moim ulubionym zajęciem i aktywnością spędzaną z przyjaciółmi. Lubiłem dedykować przeróżne pieśni księżniczce Heeyeonnie, pozwalać Heechulie'emu na dawanie mi tych naturalnych słodyczy, nieposiadających w sobie chemii oraz patrzeć, jak rzęsy Hoseok hyung'a po przymknięciu przez niego oczu, rzucają ładny cień na jego powieki, poruszający się wraz z rozświetlającymi okolicę płomieniami naszego ogniska. Nie pozwalałem sobie jednak na zbyt długie wpatrywanie w jego twarz, wiedząc, że takim spojrzeniem powinienem obdarzać jedynie damę mojego serca, nawet jeśli mogła tak naprawdę wcale nie istnieć.
Kiedy orzechy w karmelu i pieczone ziemniaczki zdążyły się skończyć, a zmęczone całym dniem bliźniaki marzyły już tylko o śnie, hyung przeniósł je na hamak, kładąc tam wraz z misiami i przykrywając kocem. Obserwowałem ich spod drzewa, uśmiechając się lekko na ten widok i nie przerywając ich wieczornego rytuału.
- Co powiecie na to, bym wam opowiedział o nowej przygodzie Lael'a? – zaproponował Hoseok hyung, przyglądając się im i lekko bujając hamakiem. Poznałem już jego metody, którymi podzielił się niedawno ze mną, mówiąc, że od zawsze to jego dzieci musiały zaakceptować każdą przygodę, która znajdzie się w książce.
- Tak! – odpowiedziała na to Heeyeonnie, uśmiechając się radośnie, co wywołało również i u mnie delikatny uśmiech.
- Specjalnie dla naszej księżniczki, będzie dzisiaj trochę o miłości – zapowiedział ich tata, odrobinę mnie tym zaskakując, bo nie znałem swoich przygód naprzód. To on był moim twórcą i on decydował o moim życiu.
Heechulie jęknął na te słowa, oczywiście nie chcąc niczego co wiązało się z romantyzmem, choć ja nie miałem nic przeciwko temu, będąc zbyt ciekawy kolejnej swojej historii.
- I o smoku – dodał zaraz starszy, głaszcząc syna po włosach, zapewne aby go tym przekonać do wysłuchania opowieści.
- A Lael nie może opowiedzieć? – zapytała nagle zdziwiona dziewczynka, patrząc w moją stronę. Na szczęście zanim znalazłem jakieś wytłumaczenie, hyung już odpowiedział na jej pytanie.
- Myślę, że Lael też chce ją usłyszeć – zauważył, posyłając mi smutne spojrzenie, na które starałem się pokazać, że nie mam nic przeciwko takiej metodzie sprawdzenia istnienia mojej krainy, dlatego uśmiechnąłem się lekko, domyślając, że ten wesoły grymas na pewno nie dotarł do moich oczu.
Hyung zaraz zwrócił swój wzrok z powrotem na Heeyeonnie i Heechulie'ego, rozpoczynając tym samym kolejną opowieść o elfie Lael'u Ilphelkiirze, który w tym świecie nie powinien istnieć.
- Jak doskonale wiecie, Lael ma swoją damę serca, imieniem Amra – zaczął, zaraz po tym przechodząc do krótkiego przypomnienia naszego pierwszego spotkania z dworką i zapowiedzią naszego małżeństwa, na które naprawdę się ucieszyłem. Ale kiedyś. Teraz moje serce było rozdarte, pragnąc powrócić do Coliran, ale też zostać przy Hoseok'u i jego dzieciach. – Pewnego razu, gdy Lael spacerował korytarzami zamku, zobaczył swoją damę, stojącą przy oknie i patrzącą z tęsknotą na odległe pola – kontynuował opowieść. – Lael podszedł do niej i zapytał, czy wszystko w porządku, na co Amra odpowiedziała, że tak. Ale nasz elf wiedział, że coś trapi damę, dlatego po długiej rozmowie dowiedział się, iż Amra ma problem z suknią na urodzinowy bal, który miał się odbyć na cześć księżniczki.
Wysłuchiwałem uważnie, jak hyung opowiada o Lael'u, który zabrał Amrę do swojej mamy, by ta stworzyła jej nową suknię i uszczęśliwiła jego damę. Jednak to mu nie wystarczyło. Smutek Amry musiał zostać zamieniony na poprzednią, tak piękną radość, dlatego postanowił podarować jej coś wyjątkowego. W tym celu wybrał się do jaskini, w której według legendy ukryty był skarb. Jednak żyła tam straszna bestia i żaden elf nie miał na tyle odwagi, by się tam udać. Kiedy Lael pokonał wielkiego smoka, zamieszkującego jaskinię, ten do niego przemówił, postanawiając podarować jedną ze swoich łusek, która okazała się szlachetnym kamieniem. Jego magiczne właściwości chroniły elfa, który go miał. Lael postanowił stworzyć z niego naszyjnik i podarować go swojej Amrze. A podczas balu, przetańczyli razem całą noc, by po wszystkim Lael otrzymał chustę, na której dama zostawiła swój pocałunek.
- I od tamtej pory Lael zawsze nosi tę chustę przy sobie, aby pamiętał o swojej najmilszej – zakończył opowieść Hoseok hyung, sprawiając, że dzieci zasnęły, a jego oczy odwróciły się w moją stronę.
Jednak wraz z ostatnim jego słowem, wszystko jakby powróciło do mojego umysłu, prezentując obrazy z jego opowieści. Smutnej Amry, mojej mamy tworzącej dla Amry suknię, walki ze smokiem, zdobycia kamienia, stworzenia naszyjnika, podarowania go damie i przetańczenia z nią całego balu, by po wszystkim otrzymać chustę.
Poczułem jak w kieszeni moich spodni nagle się coś zmaterializowało. Od razu do niej sięgnąłem, mrugając kilkakrotnie, by odgonić obraz mojej luby ze swojego umysłu. Tak jak się domyślałem, w kieszeni znajdowała się chusta, o której opowiedział hyung, a to tylko bardziej mnie zasmuciło, sprawiając, że nie mogłem oderwać od niej smutnego spojrzenia.
- Przepraszam, Lael. – To głos hyung'a i zajęcie przez niego miejsca tuż obok mnie, oderwał mnie od wpatrywania w trzymany fragment materiału.
Jeszcze przez chwilę starałem się to zrozumieć, wspominając wszystko, czego się dowiedziałem i szukając najlepszego rozwiązania tej sytuacji.
- Jeśli hyung opowie, że przeniosłem się do tego świata, ale zaraz powróciłem do Coliran... czy... ja zniknę? Nie wiem, jaki rodzaj magii w to ingerował, nie potrafię tego zrozumieć. Moje wspomnienia... nic nie jest prawdziwe – zauważyłem, myśląc o tym, jak w mojej głowie pojawiły się te wszystkie obrazy. Choć wypowiedzenie tych stwierdzeń i teorii, naprawdę mnie zabolało, zmuszając do przejechania dłonią po chuście, by przenieść ją do bezpiecznego miejsca, wiedząc, że i tak nie jest prawdziwa.
Westchnąłem, pozwalając swoim rękom opaść na lekko zgięte nogi, gdy kąciki moich ust znów opadły w dół.
- Próbowałem już tego i nadal tutaj jesteś. Nie rozumiem, jak to działa, co będzie prawdziwe, a co pozostanie bajką – stwierdził starszy, obejmując mnie i przytulając do swojego boku, co bardzo chętnie wykorzystałem do wtulenia w jego ciało, wiedząc, że teraz już nic mnie nie powstrzymuje od zatracania się w tym zapachu, w końcu miałem tylko jego, Heeyeonnie, Heechulie'ego, Jiminnie'ego i pana Yoongi'ego, a reszta była zwykłymi wspomnieniami. – Nie chciałem być tak drastyczny, przepraszam – dodał równie smutno, pozwalając mi po raz pierwszy przytulać go bez wyrzutów sumienia, które powstawały tylko na skutek moich myśli.
- Czyli mam tylko was, hyung... - zauważyłem, dzieląc się z nim swoimi spostrzeżeniami. – A jeśli pozostanę tutaj na zawsze... Nauczę się zaklęcia, które pomoże mi zapomnieć o Coliran – postanowiłem, nawet jeśli było to dla mnie naprawdę okrutne i bolesne. Jednak nie mogłem pamiętać o moim świecie. Nie, kiedy żyła w nim osoba, której miałem oddać swoje serce... Nawet jeśli wszystko istniało tylko w mojej i mojego twórcy głowie.
- Tak, masz nas. Jesteś teraz częścią naszej rodziny – potwierdził cicho moje słowa, pozwalając swoim dłoniom na przyciągnięcie mnie do niego jeszcze bliżej, dzięki czemu czułem się bezpiecznie, nawet jeśli jedynym zagrożeniem była moja pamięć o świecie, który nie istnieje. – Zostanę z tobą na noc, dobrze? – zapytał nagle, trochę mnie tym dziwiąc, w końcu od początku pojawienia się w jego świecie, nocowałem w namiocie zupełnie sam i nie miałem nic przeciwko temu, oczywiście dopóki nie dowiedziałem się, że w każdym momencie mogę zniknąć.
- Na noc? – powtórzyłem, choć moja głowa nadal pozostała schowana w jego torsie, a ciało nie chciało uciekać od ciepła.
- Będę spał w śpiworze. Obudzisz mnie, gdy skończysz medytować i pójdziemy do lasu. Chcę ci coś pokazać. Co ty na to?
Taka propozycja i stworzony przez hyung'a scenariusz, nigdy nie pojawił się w mojej głowie. Co prawda kilka razy pozwoliłem sobie wyobrazić jak pokazuję mu tereny, które chronię i zaklęcia, rzucane na niektóre zwierzęta, jednak wspólnej wyprawy, do tego zaproponowanej przez starszego, kompletnie się nie spodziewałem.
- Hyung chce się ze mną wybrać do lasu? – Znów musiałem powtórzyć część jego słów, będąc przy tym nie tylko pozytywnie zaskoczonym, a również przeszczęśliwym. I może trochę zbyt entuzjastycznym. – Tuż przed wschodem słońca? Powietrze jest wtedy najcudowniejsze – zaproponowałem, pozwalając swoim dłoniom objąć go szczelniej, a swoim powiekom opaść, by choć przez chwilę skupić się tylko na szczęściu, które stara mi się zapewnić.
- Idź medytować, bo się spóźnimy – ponaglił mnie, przenosząc jedną dłoń na moje włosy, by pogłaskać je delikatnie. I pozwoliłem myślom, które zazwyczaj odganiałem, wypełnić mój umysł i powtarzać je tak długo, aż potrafiłem to zaakceptować.
Lubię go. Bardzo go lubię. I chcę jego obecności. Chcę przy nim być. Chcę, na pewno chcę. I teraz na pewno mogę.
Potrzebowałem chwili, aby oderwać się od niego. A na moją twarz powrócił już szczery uśmiech, który chętnie mu posłałem, patrząc tylko przelotnie w jego oczy. Nawet pomimo półmroku, wszystko widziałem doskonale, ciesząc się, że ciemność nie odbierze mi możliwości ujrzenia jego twarzy.
- Jeszcze pielęgnacja ciała, hyung – przypomniałem, nigdy nie pomijając tego całego prysznica. Kiedyś wystarczyła kąpiel w rzece lub jeziorze, jednak te tutaj były zbyt zanieczyszczone, aby cokolwiek w nich robić. – Medytacja. I wspólna wyprawa – wymieniłem jeszcze wszystko, złączając dłonie i obracając się wokół własnej osi, po czym ruszyłem w stronę domu. Dopiero wchodząc do środka, posłałem mu ostatni uśmiech, uciekając już do łazienki, by po przeczyszczeniu ubrań magią, skupić się na umyciu dokładnie całego ciała.
Starałem się myśleć pozytywnie, nie pozwalając wspomnieniom o Coliran i moich przyjaciołach, wciąż do mnie powracać. Kiedy przebrałem się w nowe ciuchy tuż po kąpieli, wybierając tę ładną koszulę w gwiazdy i księżyce, udałem się na spoczynek. Hoseok hyung zdążył przynieść sobie śpiwór, postanawiając spać pod gołym niebem, co w taką pogodę było naprawdę fajnym rozwiązaniem. A sam po prostu usiadłem w swoim namiocie, dziś decydując się na trwanie właśnie w tej pozycji.
Oczyszczenie umysłu i regenerowanie sił, potrwało zaledwie pięć godzin, po których nie chciałem jeszcze budzić hyung'a, a obserwując otoczenie i niebo, łatwo mogłem stwierdzić, że mamy jeszcze czas do wschodu słońca. Dlatego, aby się czymś zająć, ćwiczyłem zaklęcia, najpierw te najłatwiejsze, jak wytwarzanie literek w powietrzu, następnie neutralne, ograniczające się do tworzenia stref ochronnych, by przejść w końcu do tych cięższych, jak wytwarzanie ognia lub przywoływanie wody i przenoszenie jej na swoją dłoń.
Akurat w momencie powtarzania zaklęcia ukrywania swoich uszu, niebo zaczęło się minimalnie rozjaśniać, co dało mi znać, że powinienem zbudzić Hoseok hyung'a.
Oglądanie go w czasie snu, takiego spokojnego i z lekko rozchylonymi ustami, znów przywołało uśmiech na mojej twarzy. Nie pozwoliłem moim oczom zbyt długo obserwować jego ust, nawet nie odważając się myśleć o obrazach, jakie mój umysł mi podrzucał. Hyung chyba postarał się, abym nie tylko marzył o przeżyciu pięknych chwil w samotności i na łonie natury, a również z innymi, najlepiej... całując się.
Przestań, Lael, przestań.
Pokręciłem głową, czując jak moje włosy jeszcze bardziej się roztrzepują, po czym w końcu go obudziłem, pomagając wstać i witając się z nim niskim ukłonem.
Nasza wędrówka przez las wypełniła się moimi opowieściami o jego każdym zakątku. Chciałem, aby hyung poznał moje ulubione miejsca, zwierzęta i rośliny oraz chronione obszary. Cieszyłem się, że w końcu nie jestem tutaj sam i to mam go przy sobie. A kiedy po około dziesięciu minutach dotarliśmy przez przejście, ukryte w skale za gęstymi gałęziami, na dość sporą polanę, nie mogłem się powstrzymać, by nie ruszyć przed siebie biegiem, uśmiechając się szeroko i ciesząc tak cudownym miejscem. Polana kończyła się urwiskiem, za którym widoczne było miasto i trochę łąk, wraz z fragmentem lasu. To właśnie stąd był najcudowniejszy widok na wschodzące słońce, które postanowiłem obejrzeć zaraz po zajęciu miejsca na samym brzegu urwiska, ufając swojemu ciału na tyle, bym wiedział, że nie wyląduję nagle na dole.
- Hyung, jest tak pięknie. I gdyby nie miasto w oddali, mógłbym to uznać za najpiękniejsze miejsce, jakie do tej pory widziałem – wyznałem, gdy starszy zajął fragment skały obok mnie, posyłając mi uśmiech, który widziałem tylko kątem oka, bo mój wzrok był za bardzo skupiony na wszystkim wokół. Zieleni, śpiewających ptakach, skałach i niebie.
- Pokażę ci jeszcze wiele takich miejsc, obiecuję – odpowiedział na moje stwierdzenia, patrząc przy tym na mnie, dlatego na chwilę pozwoliłem sobie spojrzeć w jego oczy. Choć oczywiście nie na długo, bo cała ta sceneria już wpływała na moje serce.
Kiedy znów spojrzałem na powoli budzące się słońce, uśmiechnąłem się do niego, nie mogąc się powstrzymać od pewnego porównania.
- Przywodzi mi na myśl hyung'a uśmiech, jest tak samo piękne – powiedziałem, zanim tak naprawdę pomyślałem, znów robiąc coś nierozważnego, jednak to jak zwykle był tylko wypadek, po którym odwróciłem wzrok na bok, czując jak zaczynam się rumienić.
- Naprawdę? Twój przypomina mi bardziej słońce w południe, gdy świeci najmocniej.
„Słońce w południe, gdy świeci najmocniej"?
Nie mogłem uspokoić swojego serca, gdy zacząłem to powtarzać w myślach, nie mogąc się powstrzymać, aby znów nie wysłać mu wiadomości, która uspokoi moje serce, nawet jeśli starszy jej nie zrozumie.
Dotknąłem delikatnie jego dłoni, sprawiając, że pojawiło się na niej krótkie: „Dziękuję, że jesteś, hyung", będące dopełnieniem poprzedniego: „Nie chcę, abyś kiedykolwiek zniknął z mojego życia, uszczęśliwiasz mnie". Jednak to był elficki, który tylko ja z naszej dwójki rozumiałem, dlatego zaraz odwróciłem wzrok z powrotem na słońce, gdy napis już zaczynał powoli znikać.
- Powinniśmy wypowiedzieć życzenia? Bogini słońca jest łaskawa i wysłucha każdej żywej istoty o dobrym sercu – stwierdziłem, odrywając tym samym hyung'a od oglądania swojej ręki, by znów przeniósł wzrok na słońce.
- Chciałbym, żeby Lael miał jak najwięcej powodów do pokazywania światu swojego pięknego uśmiechu – powiedział spokojnie, naprawdę zaskakując mnie takimi słowami, jak również bardzo uszczęśliwiając.
Wziąłem głębszy oddech, by także postarać się o coś równie pięknego i z głębi mojej duszy.
- Piękna Corellon Larethian, spraw proszę, aby moje serce potrafiło zaakceptować wszystkie tak śmiałe wybory, których umysł się obawia. I nie pozwól, aby powody mojego szczęścia kiedykolwiek zostały mi odebrane. – Po tych słowach mój najmniejszy palec odważył się położyć delikatnie na tym Hoseok hyung'a. Choć ciepło jego ciała i to, jak może zareagować na takie działanie, trochę mnie wystraszyły, zmuszając do szybkiego oddalenia od niego ręki i ponownej ucieczki wzroku na słońce. Na szczęście starszy nie odebrał tego negatywnie, po prostu obejmując mnie ręką i przytulając znów do swojego boku, w którym znów chętnie się skryłem, nadal patrząc w stronę słońca i dziękując Corellon Larethian, że postanowiła od razu spełnić moje prośby.
Hoseok
Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego zacząłem pisać bajki, powiedziałbym, że po prostu chciałem stworzyć świat, w którym każda historia ma szczęśliwe zakończenie, a zło zawsze można pokonać, jeśli tylko ma się dobre serce. Gdyby ktoś zadał mi pytanie, dlaczego obecnie je piszę, odparłbym, że chcę nauczyć przez nie moje dzieci, iż świat nie dzieli się na czarny i biały. Każdy z nas jest szary, ale w różnych odcieniach tego koloru. Dwa małe szkraby, które tak wcześnie zostały dotknięte tragedią nie dadzą sobie zamydlić oczu, że każda bajka ma szczęśliwy koniec. Czasem działo się coś strasznego, a jedyną opcją, by sobie z tym poradzić, jest stawienie jej czoła. Najważniejsze jednak by z każdego takiego zderzenia wyjść bez ciemniejszej duszy.
Pisanie bajek nie jest jednak pewnym źródłem zarobku. Choć ostatnia wyszła jakieś cztery miesiące temu, pieniądze ciągle wpływały, lecz niestety w mniejszych wielkościach. Starałem się dorabiać robiąc meble na zamówienie. Oczywiście nie miałem wielkich zamówień, gdyż reklama moich usług szła pocztą pantoflową, ale taka produkcja pochłaniała dużo czasu, a i zadowalających sum nie dawała. Nie żebym był materialistą, bo naprawdę nie zależało mi na pławieniu się w luksusie, ale za coś trzeba było dzieci nakarmić i opłacić rachunki.
Dużą pomocą byli dla mnie teściowie oraz pośrednio moja mama. Rodzice Sunmi przynajmniej raz w miesiącu przysyłali paczki z nowymi ubraniami, które pani Cha kupowała. Byłem bardzo wdzięczny teściom za to co robią, odwiedzając ich w Ilsan w każde święta. Natomiast moja mama, która po śmierci taty postanowiła spędzić swoje marzenie o podróżowaniu (zresztą to po niej odziedziczyłem zamiłowanie do przemieszczania się), zostawiła mi klucze do mieszkania w Seulu, które wynajmowałem pewnemu małżeństwu. Miałem z tego jakieś pieniądze, więc do tej pory starczało na wszystko bez większych problemów. Ale teraz pojawił się Jeongguk, trochę pieniędzy niemal siłą wcisnąłem Jimin'owi, aby jakoś opłacił pogrzeb mamy no i... zacząłem się martwić.
Siedziałem w kuchni, skąd miałem doskonały widok na bawiące się szkraby i zapisywałem w notesie kolejne rachunki, które musiałem opłacić. W laptopie otwierałem faktury, spisując sumy za poszczególne media. Co jakiś czas podnosiłem głowę, by spojrzeć na bawiące się dzieciaki, którym towarzyszył Lael. Przed chwilą skończyłem rozmowę z Seokjin'em, który powiedział, że książka zaczyna mieć spory spadek sprzedaży i przydałoby się, abym przyspieszył trochę pracę. Choć trzeba przyznać, że ostatnio szło mi naprawdę dobrze. Kolejne dwa rozdziały były już gotowe, ale... Nie mogłem się przekonać do wysłania ich do Yoongi hyung'a. To, co stało się między nami ostatnio... Nie byłem na niego zły, absolutnie. Raczej było mi smutno, że nie mogę go uszczęśliwić, bo uczucia, które do mnie żywił, muszą pozostać nieodwzajemnione. Lubiłem hyung'a, ale tylko i wyłącznie jako przyjaciela. Obawiałem się, czy nadal możemy się przyjaźnić. Może nie życzył sobie już mojego towarzystwa? Z drugiej strony, jak mieliśmy teraz razem pracować?
Moje oczy kolejny raz uciekły do śmiejącego się elfa. Odkąd podjąłem się tego okrutnego eksperymentu, przez który pokazałem mu, jak tworzę jego wspomnienia, zaczął mniej czasu spędzać samotnie w lesie, a więcej z nami. Chociaż gdy tylko znajdowałem czas, nie mając na głowie obowiązków domowych, zabawy z dziećmi, pisania lub tworzenia mebli, wychodziłem z nim do lasu, oczywiście biorąc ze sobą bliźniaki, których bałem się zostawiać samych. Kiedy wychodziłem od czasu do czasu z przyjaciółmi, one spędzały czas u naszej sąsiadki, bawiąc się z psem, który radośnie szczekał na ich widok. Nie mogłem jednak tak często obciążać starszej kobiety, która rozumiała, że wciąż młody tata potrzebuje czasem wieczoru w męskim gronie. Nawet jeśli teraz marzył o spacerze sam na sam z nowym członkiem naszej rodziny.
Jeongguk wyczarował całą masę baniek mydlanych, które bliźniaki ganiały po całym ogrodzie. Uśmiechnąłem się sam do siebie, na moment zaprzestając pisania.
Z początku utożsamiałem go mocno z moją Sunmi, ale szybko przekonałem się, że choć stworzyłem go na jej podobieństwo, to nie ma aż tyle z nią wspólnego. Nie był ani gorszy, ani lepszy. Po prostu inny, a mimo tego bardzo bliski mojemu sercu. Zaczynałem wręcz niepokoić się przez to uczucie, które do niego żywiłem. Nie powinno mieć ono nigdy miejsca. Sądziłem, że do śmierci żony będę sam, nie mogąc przestać jej kochać, ale... Powoli w moim sercu rosło coś, co wcale nie odbierało tego, co do niej czułem. Zacząłem naprawdę podejrzewać, iż to za jej sprawką pojawił się ten wyjątkowy chłopak. Ale jeśli się myliłem, to miałem nadzieję, że w pewnym stopniu niewierność mojego serca zostanie wybaczona.
Wróciłem do robionych notatek i podliczyłem podstawowe rachunki za prąd, ogrzewanie i wodę. Akurat zacząłem rozpisywać wydatki, które pójdą w tym miesiącu na inne rzeczy jak ubezpieczenie samochodu, gdy usłyszałem kroki na panelach. Podniosłem wzrok i ujrzałem Jeongguk'a, który wszedł szybko i uwiesił się na moich plecach.
- Coś się stało, hyung? - zapytał zatroskany. Zmiany na mojej pogodnej twarzy szybko można było zauważyć, przez co nie mogłem ukryć zmartwień wymuszonym uśmiechem.
- Muszę opłacić rachunki i liczę, ile pieniędzy zostanie na inne rzeczy - wyjaśniłem mu, wskazując długopisem na słupki obliczeń.
Chłopak usiadł obok mnie na poduszce, przyglądając się temu przez chwilę.
- Męczące czy zatrważające? - zapytał w końcu.
- Niepokojące. Chyba będę musiał znaleźć dodatkową pracę. - Podzieliłem się z nim moimi przemyśleniami, trochę martwiąc się takim rozwiązaniem.
Nie wiedziałem, jak miałbym wcisnąć w moje życie kolejny obowiązek. Wydawało się, że nie mam ich za dużo, ale to nie prawda. Bliźniaki miały iść już niedługo do podstawówki, więc póki mogłem, chciałem spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Gdy zaczną edukację będę mógł poszukać porządnej pracy, jeśli będzie taka potrzeba. Zrezygnuję wtedy z pisania. Kto wie, czy przygody Lael'a nie będą ostatnim, co przyjdzie mi napisać?
- Hyung? Czy powinienem użyć swoich czarów, by istnieć w tym świecie i znaleźć pracę lub rozpocząć studia? - zapytał niepewnie. - Nie wiem, na ile tutaj wyglądam, ale w Coliran skończyłem już osiemdziesiąt siedem lat.
- Jeonggukie, do niczego cię nie zmuszam. Jeśli chcesz, to możesz studiować i pracować - wyjaśniłem szybko, nie chcąc, by czuł się w obowiązku coś robić. Byłem w pewien sposób za niego odpowiedzialny, choć oczywiście taka pomoc byłaby nieoceniona.
Sięgnąłem dłonią do jego włosów, które zacząłem głaskać, na co elf przymknął oczy i przekręcił głowę, abym gładził go pod różnymi kątami. Przypominał w tym trochę łaszącego się kota. Urocze.
- Chyba... Jestem przyzwyczajony do kierowania moją historią, hyung. Potrzebuję twojej pomocy - szepnął niepewnie, na co cofnąłem dłoń, aby móc złapać z nim kontakt wzrokowy i z całą powagą wyjaśniłem mu:
- Jeonggukie, masz wolną wolę. To ty teraz piszesz swoją historię. Ja mogę ci tylko dać możliwości.
- Jednak nadal cię przy sobie potrzebuję, hyung - stwierdził, po czym wskazał na swoją twarz. - Ile powinienem mieć lat? Urodziłem się w Korei, czy gdzieś w Ame... Ameryce? I potrzebuję paszportu i dowodu - zauważył, uświadamiając mnie, że cała ta sprawa nie jest aż tak prosta. Musieliśmy stworzyć historię jego życia z większymi szczegółami niż wymyślone na szybko ogólniki.
- Rzeczywiście. Nie masz takich rzeczy... - przyznałem, zmartwiony drapiąc się w policzek. - Będę musiał nielegalnie zdobyć je dla ciebie...
- Spokojnie, hyung, mogę je stworzyć, tylko muszę wiedzieć dokładnie jak wyglądają i działają. Mają jakieś indywidualne kody, prawda? - uspokoił mnie, podsuwając dość sprytne, choć nadal nielegalne rozwiązanie. - Potrzebuję o tym informacji z Internetu.
Kiwnąłem głową na znak zgody. Nic lepszego raczej nam nie pozostało.
- Znajdę ci wszystko. Tylko dokończę sprawę rachunków - powiedziałem, wracając do laptopa. - Co więc chciałbyś robić? - zapytałem, chcąc trochę podpytać o jego plany.
Lael oparł głowę o blat stołu i patrzył na mnie z dołu, milcząc przez chwilę.
- Nadal chciałbym być blisko natury i nie spędzać tyle czasu w mieście... Studia są płatne, hyung? Musiałbym od razu znaleźć jakąś pracę, aby je opłacić... I stworzyć sobie świadectwa ukończenia szkoły? - zaczął wymieniać, coraz mocnej przekonując mnie, że wysłanie go gdziekolwiek będzie niesamowicie trudne.
- Tak i tak. Na tyle, na ile mogę, będę ci pomagał, ale praca będzie w takim razie konieczna - przyznałem, wiedząc iż nie dam rady opłacić niemałe czesne.
- Wasz świat jest strasznie skomplikowany, hyung - stwierdził, kładąc dłonie na policzkach, przez co wyglądał jeszcze śliczniej.
Wolną ręką sięgnąłem w jego stronę, aby ponownie zacząć bawić się niesfornymi włosami elfa.
- Wiem. Ale zastanawia mnie, jaka praca byłaby dla ciebie najlepsza.
- Na razie raczej nie mam zbyt dużego wyboru. Pójdę tam, gdzie będę mógł coś zarobić - stwierdził, zresztą całkiem słusznie.
Może będzie pomagał w jakimś małym sklepiku gdzieś w pobliżu? Jeśli całą wypłatę będzie przeznaczał na opłacenie studiów, to z pewnością będzie mi potrzebna bardziej stabilna praca.
- Na pewno sobie poradzisz. A co chcesz studiować? - zapytałem, zostawiając moje troski dla siebie.
Uśmiechnąłem się, gdy otworzył oczy po tym, jak przestałem mierzwić jego włosy. Podniósł się wtedy i palcem dotknął dołeczek na mojej twarzy, szybko jednak cofając palec.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać - mruknął, uciekając szybko, nie zdając sobie chyba sprawy, jak przyjemny był kontakt z jego ciałem. - Ochrona środowiska, hyung? Słyszałem, że istnieje profesja z tym związana - zaproponował trochę niepewnie.
- Nie jestem pewien, czy z tego będzie jakiś pożytek, Jeonggukie - powiedziałem zmieszany. - Tym można się zajmować w ramach organizacji charytatywnych. Może weterynaria? Pomagałbyś zwierzętom. Albo biologia? - podsunąłem inne, bardziej potrzebne i pasujące do niego rzeczy. Jego oblicze natychmiast przyozdobił szeroki uśmiech.
- Pomaganie zwierzętom byłoby wspaniałe, hyung - zapewnił.
- W takim razie chyba mamy już dla ciebie obrany kierunek edukacji - stwierdziłem, unosząc głowę, aby spojrzeć przez okno i natychmiast zerwałem się na równe nogi, o mało nie ślizgając na poduszce. To jednak nie było ważne, bo moje dzieci potrzebowały mnie natychmiast.
- Heechul! Jak ty tam wszedłeś?! - zawołałem przerażony.
Mój syn siedział na dość wysokiej gałęzi drzewa, płacząc głośno. Jego siostra siedziała w trawie i również zanosiła się szlochem.
- Tatoooo... - jęknął przestraszony.
To był właśnie dość spory problem z moim synem. Był zwinny i nie miał problemu, by gdzieś wejść, ale gdy spojrzał w dół, włączał się jego lęk wysokości i wtedy zaczynała się jazda.
Jeongguk zjawił się tuż obok, gdy chwyciłem już pierwszą gałąź i zacząłem moją wspinaczkę. Jedna gałąź po drugiej, wchodziłem w górę, aby w końcu dotrzeć do zapłakanego dziecka. Pomogłem mu wejść sobie na barana. Taka akcja ratunkowa była mi już dobrze znana.
- Trzymaj się tak jak zawsze, dobrze? - poprosiłem, starając się zachowywać spokój, bo kiedy ja byłem pewny tego, że nic nam się nie stanie, Heechul również robił się spokojniejszy.
Ostrożnie zacząłem stawiać nogi na niższych gałęziach, aby wrócić na ziemię.
- Tato, latawiec - wymamrotał, pociągając osmarkanym nosem.
- Najpierw muszę się znieść - uciąłem dyskusję, nie mając zamiaru narażać dziecka dla kawałka papieru i deseczek. Latawiec można zrobić drugi raz, a jego zdrowia tak łatwo się nie odzyska.
Na szczęście bezpiecznie zeszliśmy na sam dół. Postawiłem syna na nogi i dokładnie obejrzałem, czy nic sobie nie zrobił. Jeongguk, który trzymał na rękach Heeyeon, odstawił ją ostrożnie, pozwalając jej na przytulenie brata.
- Wszystko w porządku? - zapytał zaniepokojony elf, a maluchy pokiwały głowami.
- Dzieci, ile razy was prosiłem, byście nie wspinali się na drzewa? - zapytałem, absolutnie nie będąc na nich zły. Po prostu okropnie się zmartwiłem. Głaskałem ich włosy, chcąc uspokoić. - Heechulie, mogłeś spaść...
- Przepraszam... - zaszlochał, pokazując palcem na drzewo. - Ale nasz latawiec... - zaczął, a gdy mimowolnie spojrzałem w górę, zobaczyłem, jak Jeongguk jest już w połowie drogi, aby odzyskać ich zabawkę.
Zejdę na zawał!
Patrzyłem uważnie, gotów spróbować go złapać, gdyby coś poszło nie tak, ale na szczęście wrócił do nas w jednym kawałku, oddając bliźniakom latawiec.
- Proszę. Nie narażajcie się na niebezpieczeństwo, skoro macie nas, księżniczko Heeyeonnie i rycerzu Heechulie - zauważył z lekkim uśmiechem, choć widziałem napięcie, które wywołał niepokój.
- Dziękuję Jeonggukie - uśmiechnąłem się do niego trochę blado, po czym usiadłem przy brzdącach. - Nie będziecie już tak robić, prawda? - zapytałem, na co oboje pokręcili głowami. - Co się mówi Lael'owi za latawiec? - przypomniałem, a bliźniaki chórem odpowiedziały ,,Dziękujemy".
Westchnąłem i ucałowałem ich czoła, trochę już uspokojony.
- Lael też - powiedziała nagle Heeyeon. - Ściągnął latawiec - wyjaśniła, pokazując palcem na moje usta.
Spojrzałem w jego stronę i poczułem, jak rumienię się lekko. Zresztą nie tylko ja, bo głowa chłopaka uciekła na bok, ukazując zaczerwienione ucho.
- Nie muszę, Heeyeonnie. To nic takiego. Hyung, masz chusteczki? Pójdę po paczkę - powiedział, natychmiast kierując się w stronę domu.
Aby jakoś wybrnąć z tego, zaproponowałem, by buziaka dla Jeongguk'a dała moja córka, jako nagrodę od księżniczki. Zrobiła to, gdy tylko pozbyłem się z jej twarzy smarków i łez. Dzieci ponownie podziękowały chórem, a uśmiechnięty szeroko elf przytulił oboje.
- Pobawić się z wami? - zaproponował, po czym przeniósł spojrzenie na mnie. - Hyung dokończy zajmowanie się rachunkami i mnie zawoła? - poprosił, na co kiwnąłem głową.
- Bawcie się dobrze.
Ruszyłem w stronę domu, ale do moich uszu doleciało jeszcze pytanie mojego syna:
- Pomożesz nam z latawcem, Lael?
Błagam, tylko nie znowu na drzewo...
Jungkook
Usunięcie wszystkich wspomnień związanych z Coliran kosztowało mnie wylania trochę gwieździstych łez, spadających na chustę, którą ukryłem w jednym z drzew. To razem z jej całkowitym zniknięciem, po rzuceniu jednego z zaklęć przenoszenia przedmiotów, które nakierowałem na jeden z wulkanów, jakie widziałem niedawno na obrazkach, pozbyłem się również wszystkiego, co w moim umyśle wiązało się z Coliran. Postarałem się również o stworzenie blokady, aby przy każdej kolejnej opowiedzianej przez hyung'a bajki, nie pojawiły się nowe wspomnienia, sprawiające, że znów okropnie bym za wszystkimi tęsknił. Miałem oczywiście zarys tego, jak wyglądał mój świat, pamiętałem wszelkie nauki taty i mamy, słowa sióstr i wszystko, czego nauczyli mnie przyjaciele, jednak nie mogłem tego przypisać do konkretnych osób, naprawdę woląc zrobić to właśnie w ten sposób, niż patrząc każdej nocy na księżyc, wspominać moich najbliższych.
Hyung niedługo po tym zarządził wyjazd w góry, abyśmy wszyscy odpoczęli, nawet jeśli jedyne co ostatnio robiłem to opieka nad bliźniakami i pomaganie mu w domu. Oczywiście starałem się zacząć „istnieć" w tym świecie, stwarzając sobie dowód i paszport, który kosztował mnie naprawdę sporo magii, a z pomocą Hoseok hyung'a zaczynałem rozumieć, jak działa koreański system identyfikowania poszczególnych ludzi. Rozłożyłem to na dwa dni, aby wpisać się do odpowiednich rejestrów i dopracować oba dokumenty. Wszystkie dane zgadzały się z opisem, który hyung podał panu Yoongi'emu i Jiminnie'emu, a zdjęcie, które mi wykonał, i które wylądowało na obu dokumentach, było naprawdę zabawne. Dzięki temu mogłem niedługo zacząć szukać pracy, a po postaraniu się o świadectwa ukończenia szkoły, wybrać się na studia i nie obciążać ciągle hyung'a kosztami. Domyślałem się, że to będzie mocno nielegalne i prawdopodobnie sprawi, że w drukarni zabraknie im jednej zamówionej przez którąś ze szkół sztuki, jednak nie miałem innego wyboru. Nie robiłbym tego, gdybym nie chciał pozostać przy hyung'u i jego dzieciach, mogąc ich wspierać nie tylko swoją obecnością, ale i zarobionymi pieniędzmi, które dla niektórych ludzi znaczyły naprawdę wiele.
Wyjazd w góry, początkowo oznaczał jazdę samochodem, do której nadal byłem nastawiony bardzo negatywnie. Na szczęście jak tylko dotarliśmy pod jakiś pensjonat, w którym hyung miał zostawić tego złego smoka, zabraliśmy po plecaku i ruszyliśmy polną drogą prosto na szlak. Zdążyłem się już dużo dowiedzieć o tutejszych górach, które miały wyznaczone swoje bezpieczne trasy. I właśnie jedną z nich ruszyliśmy przez teren porośnięty niewielką ilością drzew, by zaraz przejść prosto do lasu. Pogoda naprawdę dopisywała. Widziałem to i czułem na swoich odsłoniętych przedramionach, twarzy i szyi, które słońce przyjemnie grzało, wywołując na mojej twarzy szeroki uśmiech.
Wędrowaliśmy tak przez około cztery godziny, oglądając okolicę i z niczym się nie spiesząc. Robiliśmy oczywiście postoje, aby dzieci mogły zjeść spokojnie bułki, które zapakował im hyung, chowając do ich małych plecaczków razem z wodą i misiem. Każdy niósł coś na plecach, jednak to Hoseok hyung, z racji przyzwyczajenia i predyspozycji do dźwigania ciężarów, miał w swoim plecaku najwięcej niezbędnych rzeczy.
Kontynuowanie wędrówki zawiodło nas pod całkiem przejrzysty strumyk. Lecz moje oczy widziały oczywiście więcej - zanieczyszczenia i bakterie, które szkodziły nawet rybkom. To tutaj postanowiliśmy rozbić swój obóz, rozkładając wspólnie namiot. Nie korzystałem przesadnie z magii, chcąc poczuć się tak jak moi przyjaciele, którzy jej nie mieli, ciesząc się z każdego uroku wspólnego wybrania w góry. Dopiero kiedy skończyliśmy, rozpoczynając zabawę z bliźniakami, pokazałem im kilka sztuczek z wodą, oczywiście pilnując okolicy, aby nikt inny nie zobaczył moich czarów.
Powolne tworzenie przeróżnych kształtów, przerodziło się w ochlapywanie moich przyjaciół, tych młodszych prawie w ogóle nie mocząc, a skupiając się na hyung'u, któremu dość szybko przemoczyła się cała koszulka. I nie spodziewałem się, że to doprowadzi do ściągnięcia jej przez niego, razem z butami, co z kolei mocno mnie zawstydziło. Jego ciało nie było przesadnie wyrobione, jednak posiadał zarys mięśni, na który nie potrafiłem zbyt długo patrzeć, bo moje myśli znów uciekały w niebezpieczne rejony.
Akurat odwróciłem wzrok na bok, nie mogąc się już w niego wpatrywać, bo w słońcu wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie, szczególnie z tym anielskim uśmiechem.
Jeongguk, opanuj się, to tylko twój przyjaciel... I od kiedy ty masz takie myśli?!
Moją panikę przerwało kolejne polanie mnie wodą, tym razem nie przez bliźniaki, które były zajęte zabawą z rybkami, a przez półnagiego hyung'a, stojącego boso w strumieniu. Dawałem mu się ochlapywać, czując jak moja koszula zaczyna przywierać już do ciała, choć nie przejmowałem się tym aż tak. Ważniejsze dla mnie było ukrycie rumieńców na mojej twarzy.
- Nie jest ci zimno, hyung? – Postanowiłem mu zasugerować, aby mimo wszystko założył na siebie z powrotem tę koszulkę, dla mojego zdrowia.
- Żartujesz? Woda jest cudowna – odpowiedział mi tylko z uśmiechem, znów mocząc moje ubranie, na co starałem się lekko uśmiechnąć, choć przez te wszystkie żenujące uczucia, było naprawdę ciężko. – Poza tym to przez ciebie mam mokrą koszulkę – zauważył, przez chwilę nie mocząc mnie już, ani niczego nie mówiąc, dlatego mój wzrok ośmielił się zerknąć w jego stronę.
Starszy pochylał się do przodu, oglądając wodę pod sobą i niestety nadal nie mając na sobie koszulki, przez co szybko uciekłem spojrzeniem.
– Jeonggukie, czy... będziesz miał coś przeciwko, jeśli na kolację złowię kilka ryb dla siebie i dzieciaków? – zapytał, chyba lekko zmartwiony moją reakcją. Widziałem, że stara się ograniczać jedzenia mięsa i ryb, co było naprawdę kochane z jego strony. Jednak rozumiałem, że większość ludzi po prostu tego potrzebuje, dlatego pokiwałem głową w odpowiedzi, niestety czując, że ogarnia mnie przygnębienie, właśnie na myśl o krzywdzeniu zwierząt.
Podtrzymywałem swoją koszulę, aby nie przywierała do mojego ciała, którego nie lubiłem eksponować, rozważając przy tym słowa starszego.
- Nie, hyung, powinniście jeść to, co potrzebujecie... tylko, nie chciałbym tego widzieć – wyszeptałem, choć na tyle głośno, by mógł to bez problemu usłyszeć. A zaraz po tym od razu odwróciłem się do niego tyłem, przymykając na chwilę oczy, aby jakoś znieść to cierpienie.
Gdy tylko to zrobiłem, zamiast chlapania wody, usłyszałem kroki po kamieniach, a później ziemi. Ręka hyung'a na moich włosach trochę mnie zaskoczyła, lecz tak jak zwykle również ucieszyła, zapewniając niewielką ulgę.
- Myślę, że dzisiaj największym zmartwieniem ryb będzie omijanie bliźniaków – stwierdził ze słyszalnym uśmiechem w głosie. – Mamy wystarczająco innego jedzenia, by zjeść coś pysznego – dodał, dlatego zerknąłem na niego z wdzięcznością, oczywiście tylko przelotnie, choć moje oczy i tak zawędrowały za nisko, przez co kolejna fala gorąca uderzyła w moją twarz.
Machnąłem ręką, osuszając swoje ubrania, by znaleźć jakieś wyjście z tej kolejnej, niezręcznej dla mnie sytuacji.
- Mogę hyung'owi pomóc? – zapytałem, nadal stojąc do niego tyłem i wytwarzając kilka iskierek na palcach, aby podpowiedzieć, że zamierzam pobawić się w darmową suszarkę.
- Chętnie – stwierdził na szczęście starszy, idąc od razu po swoją koszulkę, dlatego odetchnąłem z ulgą, wiedząc, że nie będę już musiał dziwnie się przy nim zachowywać.
To na pewno przez te wspinaczki, o których kiedyś mi opowiadał, oraz wykonywanie ciężkich prac w domu, mógł przyprawiać mnie o to dziwne bicie serca i chęć... dotknięcia go, o czym naprawdę nie powinienem myśleć.
Jak tylko dostałem koszulę do ręki, w sekundę ściągnąłem całą wodę z powrotem do strumyka, oddając ją hyung'owi i czując przy tym ulgę.
- Nie narażaj się na działania niepożądane, hyung, i załóż ją od razu – powiedziałem cicho, gdyby jeszcze nie zauważył, jak się przez niego czułem, nawet teraz, przy zakładaniu jej przez niego, posyłając mu tylko krótkie i nieśmiałe spojrzenia.
Starszy zostawił mnie po tym samego, dziękując tylko za pomoc i udając się do bliźniaków. Mogłem ochłodzić trochę swoje policzki dłońmi, dotykając też czoła i reszty fragmentów twarzy, bo czułem, że niestety wszystko na tym ucierpiało.
Dlaczego musi tak być? Dlaczego nie mogę zachowywać się normalnie i chociaż udawać, że wszystko jest w porządku? To będzie takie ciężkie na dłuższą metę. Muszę coś z tym zrobić!
Zdążyłem zagłębić się w swoich przemyśleniach, wiedząc, że kiedy już pójdę do pracy, będziemy spędzać ze sobą mniej czasu i może wtedy moje serce się uspokoi. Hyung był dla mnie jak przyjaciel i tak też mnie traktował. Mogłem się do niego przytulać, rozmawiać z nim lub po prostu spędzać wspólnie czas, jednak byłem TYLKO jego przyjacielem, który nie powinien przesadzać z niektórymi reakcjami.
Może hyung nie lubi elfów? Mamy w sumie jaśniejszą cerę od ludzi... Może... to przez moje oczy? Myślałem, że są wyjątkowe... Nie, hyung też tak twierdzi. Dlaczego w ogóle o tym myślę?! Co się ze mną znowu dzieje?!
To mała Heeyeonnie przerwała moje gdybania, podbiegając do mnie i łapiąc za moją dłoń, przez co od razu na nią spojrzałem z lekkim uśmiechem na ustach.
- Lael. Czy możemy iść poszukać zwierzątek? – zapytała, a ja oczywiście nie mogłem nie ulec jej dziecięcemu urokowi i kochanemu serduszku, dla którego byłem w stanie zrobić naprawdę dużo.
- Co tylko chcesz, księżniczko – odpowiedziałem, wstając od razu z ziemi i rzucając sobie kilka iskier na ubrania, aby mnie oczyściły.
Ruszyliśmy razem do lasu, początkowo po prostu idąc i oglądając wysokie drzewa i przebijające się przez nie słońce. Uważałem, aby mała o nic się nie potknęła, choć sama również była bardzo uważna. Zresztą, nawet gdyby sobie coś zrobiła, od razu zadbałbym o uleczenie jej rany i odebranie całego bólu.
Postanowiłem przywołać chociaż jakieś ptaszki po drodze, wiedząc, że gdzieś niedaleko widziałem na polanie sarenki, do których chciałem ją zaprowadzić. Jednak po kilkudziesięciu metrach wędrówki, Heeyeonnie pociągnęła mnie za rękę, zwracając tym samym na siebie moją uwagę.
- Lael, dlaczego cały czas śpisz w namiocie? – zapytała, odrobinę mnie tym zaskakując, bo sądziłem, że hyung im to wyjaśnił.
- Kocham przyrodę, Heeyeonnie, i lubię przebywać na dworze jak najczęściej – oznajmiłem jej z wesołym uśmiechem, naprawdę uwielbiając być jak najbliżej pięknego nieba nocą, choć nie byłem pewien, skąd się dokładnie wzięło to moje zamiłowanie.
- Ale tatę też kochasz. Więc dlaczego nie śpisz z tatą? – Kolejne pytanie równie zdziwionej dziewczynki, tym razem sprawiło, że lekko się zarumieniłem, nawet jeśli to była tylko Heeyeonnie i hyung nie mógł usłyszeć naszej rozmowy.
- Heeyeonnie, to nie jest... - zacząłem, choć nie chciałem jej okłamywać i mówić, że niczego do niego nie czuję... skoro coś na pewno czułem. Musiałem się przez to zastanowić przez chwilę nad odpowiedzią. – Dlaczego uważasz, że kocham waszego tatę, księżniczko? – zapytałem w końcu spokojnie, nie mając pojęcia, że moja niezręczność przy jej rozebranym tacie, była dla nich aż tak widoczna.
- No bo wyglądasz, że chcesz złapać tatę za rękę. I uśmiechasz się bardzo do taty, gdy przychodzi. Ja też się tak uśmiecham, gdy jest wujek Jimin – wyjaśniła, oczywiście widząc wszystko inaczej.
Oczami dziecka było to naprawdę niewinne i czyste. I niestety nie były to spostrzeżenia z dzisiaj, a również z poprzednich dni i tygodni, które z nimi spędziłem.
– Powiedzieć ci sekret? – dodała, trochę konspiracyjnym szeptem, znów pociągając mnie za rękę, abym się do niej zniżył, co oczywiście od razu uczyniłem. – Tata szepta ciągle „Lael", gdy śpi – oznajmiła z cichym chichotem, zakrywając przy tym usta łapką, na co zamrugałem kilkakrotnie, nie spodziewając się czegoś podobnego.
Szepcze? Podczas snu? Moje elfickie imię? Dlaczego? To przez bajkę, którą o mnie pisze? Ewentualnie Heeyeonnie ma bujną wyobraźnię.
- Na pewno się po prostu martwi, księżniczko – stwierdziłem z uśmiechem, choć rumieńce nie znikały z moich policzków. – Chcesz na rączki? – zaproponowałem, wyciągając do niej dłonie, na co chętnie przystała, zaraz już siedząc w moich ramionach.
- A może tata wyniesie łóżko na dwór i będziecie spać razem? – powiedziała, chyba nie chcąc skończyć tego tematu, o czym świadczył jej uroczy uśmiech.
Raczej nie robi tego specjalnie? Jest dzieciątkiem, na pewno nie.
- Chciałabyś... aby tata ze mną spał? – zapytałem powoli i niepewnie, nie wiedząc, czy chcę poruszać taki wątek, bo był on trochę niebezpieczny.
- No bo ja zawsze śpię z Heechulie'm i gdy się boję to mogę się do niego przytulić. A tata zawsze śpi sam i nie może się przytulić. I ty też śpisz sam. Jeśli będziecie spać razem i będzie straszny sen, to możecie się przytulić – wytłumaczyła mi wszystko, dzięki czemu zrozumiałem już w pełni jego tok rozumowania.
- Heeyeonnie, twój tata jest tylko moim przyjacielem. Kiedy dorośli śpią razem w łóżku... to oznacza inną miłość, romantyczną.
- To źle? – zapytała na to zdziwiona, niestety zmuszając tym samym mój równie niewinny umysł do użycia stwierdzeń, których sam się wstydziłem.
- Wymaga nie tylko wspólnego spania, a także... całusów – powiedziałem trochę ciszej, nadal krocząc w odpowiednią stronę, aby dzięki dotarciu do zwierzątek, móc zakończyć ten krępujący temat.
- Ale nam tata też daje całusy. O tutaj i tutaj – zauważyła, dotykając swojego policzka, włosów i czoła.
- Ale tutaj – zacząłem, kładąc palec na ustach. – Już nie, prawda? – zapytałem, zaraz otrzymując odpowiedź przeczącą w postaci pokręcenia głową, co wykorzystałem do przejścia do celu naszej wędrówki. – To właśnie należy do tego drugiego rodzaju miłości, Heeyeonnie. Chcesz zobaczyć sarenki? Tylko musimy być bardzo cicho. – Mój palec znów znalazł się na ustach, tym razem w geście poproszenia ją o ciszę.
Gdy dotarliśmy pod stojące na polanie zwierzątka, nie mogliśmy wydawać z siebie żadnych odgłosów. Dodatkowo stworzyłem nam niewielką tarczę, za którą byliśmy niewidoczni i sarenki dzięki temu się nas nie bały. A kiedy po kilkunastu minutach obserwowania i opowiadania jej o leśnych zwierzakach, powróciliśmy do hyung'a i Heechulie'ego, rozpaliliśmy znów ognisko, korzystając ze zdjętych zakazów w tej części lasu, by znów spędzić miło czas i móc obserwować jak cień rzęs, który pada na powieki hyung'a, przyprawia mnie o nieregularne bicie serca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top