rozdział 4

Jungkook

Zdążyłem się nauczyć naprawdę wielu rzeczy. O kulturze Korei, o innych państwach, nieznanych mi dotąd przedmiotach i wynalazkach, zachowaniu ludzi, czy też działaniu tej części świata. O moim hyung'u, Jung Hoseok'u, również sporo się nauczyłem. Tak samo jak o Heeyeonnie i Heechulie'm. Pan Yoongi i Jiminnie także znaleźli się na liście osób, które chciałem poznać jeszcze lepiej. Choć to nie oznaczało, że nie tęskniłem za moim królestwem, oddalonym od Korei dziesiątki tysięcy kilometrów, których nie mogłem przebyć, skoro miałem tutaj misję. Jeszcze jej nie odkryłem, jednak dążyłem do tego każdego dnia, modląc się do boga wiedzy, piękna i magii, aby oświecił mój umysł i wskazał nowy cel.

Lubiłem spacerować po pobliskim lesie, czasami niestety spotykając innych ludzi, na których miałem uważać, skoro moja rasa nie była im znana. Ale powoli i to mi nie wystarczało. Pragnąłem wyruszyć w podróż, w góry lub chociaż na łąki i lasy, odkryć nowe gatunki roślin i zwierząt, czuć się całkowicie wolny i nieograniczony czasem oraz obowiązkami. Lecz nawet to marzenie musiałem porzucić, rozumiejąc, że to niebezpieczne. I dodatkowo nie znając na tyle Korei, by oddalać się od domu Hoseok'a.

Brakowało mi widoku mojej Amry, księżniczki Riniyi, czy też mojego pasikonika Nubusa. Nawet za służbą w zamku potrafiłem tęsknić, o rodzinie nie wspominając. Nie miałem tutaj mojej liry, na której grałem nocami. Nie miałem swoich ozdób i ubrań, pięknych krajobrazów i niezwykłych zwierząt. Jednak starałem się to zastępować przeżywaniem jak największej ilości pięknych momentów z najbliższymi, którymi stali się dla mnie gospodarz domowego zamku, jego dzieci, Jimin oraz Yoongi. Z Coliran pozostała mi jedynie magia i ten sam wygląd, który widywałem codziennie w lustrze w zamkowej łazience. Zdążyłem poznać już każdy zakątek tej pięknej budowli, ciesząc się z tak wielu kwiatów i roślin oraz naturalnych warzyw, uprawianych w ogrodzie hyung'a. Miałem nieograniczony dostęp do garderoby gospodarza domu, z której chętnie korzystałem, wybierając tylko te jasne i eleganckie ubrania, pasujące idealnie do tego, co nosiłem w sercu - czystość i oddanie. Niestety dodatki pożyczane mi przez księżniczkę Heeyeonnie zazwyczaj były na mnie za małe, dlatego to z liści, trawy lub patyków starałem się stworzyć coś niezwykłego, zazwyczaj zakrywającego moje uszy, których Jimin lub Yoongi nie powinni oglądać. Głównie dlatego zacząłem też pracować nad rozwinięciem swojej magii. Rzucanie zaklęć długotrwałych kosztowało mnie więcej energii, skupienia, ćwiczeń i chęci. Tylko w nocy mogłem to robić, oczywiście w namiocie, postawionym w ogrodzie, w którym spędzałem każdą porę spoczynku. Przywoływałem nauki taty, nie poddając się przez kilka nocy, by w końcu opanować umiejętność poskromienia moich włosów na tyle, by zasłaniały spiczaste uszy. Z oczami, pomagającymi widzieć mi w ciemności i półmroku, nie musiałem niczego robić, skoro Yoongi zakwalifikował to do heterochronii, o której zdążyłem się już sporo dowiedzieć, aby następnym razem nie przywoływać niechcący moich wierzeń.

Wszystkie moje nauki były zarówno błogosławieństwem, jak również przekleństwem, ponieważ gdy usłyszałem, że wybiorę się z hyung'iem i jego dziećmi do miasta, początkowa radość, zamieniła się dość szybko w smutek. Miasto nie oznaczało tłocznych i wesołych targów oraz tańców i śpiewów. Z książek i artykułów naukowych, które hyung wydrukował dla mnie z Internetu, dowiedziałem się, jak bardzo zniszczony został ten świat. Właśnie przydatnymi, ale i niebezpiecznymi wynalazkami, które potrafiły zabijać ludzi. A tutejsze wojny były bardziej krwawe i okrutne od tych naszych, niszcząc przy tym całe miasta, o przyrodzie nie wspominając. To przez umierające środowisko moje serce płakało. A podróż jednym z tych dziwnych wynalazków, jakim był samochód, oznaczała kolejne zanieczyszczenia, przez które ginęło wszystko wokół.

Hyung poprosił, abym nie ubierał żadnych dodatków do miasta. A moje standardowe, jasne kolory i eleganckie ubrania, musiałem zastąpić dżinsami i czarną koszulką, abym nie rzucał się innym w oczy.

Pożegnaliśmy tylko przyszłego męża Heeyeonnie - Jimin'a, i całą czwórką udaliśmy się do maszyny, przyczyniającej się do śmierci wszystkich żyjątek. Wsiadłem do niego naprawdę niechętnie, słuchając wskazówek hyung'a, jak go zamykać i otwierać, a także co powinienem zrobić, by zapewnić sobie bezpieczeństwo podczas jazdy. Nie mogłem się powstrzymać, by nie dotknąć wszystkich tekstur wokół mnie, badając je i próbując sobie przypomnieć, jak to działa. A po zapięciu pasów swoich dzieci, hyung również zadbał o swoje zabezpieczenie, przekręcając następnie kluczyk i uruchamiając złego smoka, ziejącego spalinami.

- Nie moglibyśmy po prostu dotrzeć tam o własnych nogach, hyung? Przygotowałbym nam wyprawki i stworzył wygodniejsze obuwie – zaproponowałem z westchnieniem, widząc jak samochód wycofuje do tyłu i wyjeżdża na asfalt, który również szkodził środowisku.

Dlaczego ludzie nie mogą podróżować na pasikonikach?

Westchnąłem, patrząc za szybę i znów tęskniąc za Nubusem i całym Coliran.

- Łatwiej jest przewieźć wszystkie sprawunki samochodem – wytłumaczył mi hyung, lecz chwilowo popadłem w zbyt dużą melancholię i nostalgię, aby odpowiedzieć coś na jego stwierdzenie.

Milczałem przez następne minuty, całkowicie się od nich odcinając i zdając sobie sprawę z tego, że tutaj nie pasuję, za bardzo kochając wszystko co wiązało się z naturą. A widząc pojawiające się wysokie budynki, tłumy ludzi, spieszących gdzieś i niezwracających na siebie uwagi, liczne samochody, wytwarzające kolejne zanieczyszczenia oraz brak jakiejkolwiek zieleni, opadłem całkowicie głową na bok, pozwalając jej spocząć na szybie i nie przejmując się niewielkimi wstrząsami, przez które lekko podskakiwała.

- Jeonggukie... - zaczął hyung, gdy stanęliśmy na zielono-pomarańczowo-czerwonych światłach, które chyba służyły do porządku na drogach, choć nie zdążyłem o tym za wiele poczytać. – Naprawdę cudownie byłoby żyć w zgodzie z naturą i ja sam to uwielbiam, ale nasz świat wymusza na nas pewne rzeczy.

- Tak, hyung, czytałem, ale nadal nie rozumiem, jak ludzie w tak wielu krajach mogli wymienić czyste i bezpieczne środowisko na wygodne życie w luksusach. Chyba nigdy nie będę w stanie dopasować się do takich czasów – powiedziałem, nie chcąc trzymać wszystkiego w sobie i będąc naprawdę wdzięczny wszystkim bogom i boginiom, że trafiłem właśnie na Jung Hoseok'a i jego rodzinę, którzy tak bardzo różnili się od reszty.

- Ludzie przejrzą kiedyś na oczy. Ale wtedy będzie za późno. Mamy w DNA wbudowaną autodestrukcję – dodał, zwracając swój wzrok całkowicie na mnie, dlatego również spojrzałem w jego oczy, bardzo lubiąc, kiedy rozmawialiśmy właśnie w taki sposób, mogąc odczytywać swoje uczucia, które czasami potrafiły mnie naprawdę uszczęśliwić. – Kupimy ci dzisiaj trochę rzeczy, dobrze? Będziesz mógł wybrać co chcesz, pod warunkiem, że mnie na to stać – oznajmił, na co uśmiechnąłem się lekko, nadal trochę smutno przez poprzednie myśli, które jeszcze nie opuściły mojego umysłu.

W takich momentach wiedziałem dokładnie, co powiedzieć i zrobić, aby wyrazić swoją wdzięczność. To leżało nie tylko w kulturze elfów, a również tej ludzkiej, należącej konkretnie do tego rejonu świata.

- Dziękuję, hyung. Postaram się nie obciążyć cię kosztami – obiecałem, składając ręce i kłaniając się mężczyźnie, który uśmiechnął się tylko na moje działania, ruszając już dalej.

Gdy dotarliśmy pod ogromny budynek, zwany supermarketem, wykorzystałem ostatni swobodny moment, by raz jeszcze rzucić zaklęcie na swoje włosy, każąc im zostać na pozycjach, na których je ułożyłem. A po wyjściu w czwórkę z samochodu i skierowaniu się do sklepu, wiedziałem, że nie będę miał już problemów z byciem w centrum uwagi reszty ludzi, skoro nie odbiegałem zbytnio od normy, oczywiście poza bladą skórą i oczami, choć te dwie cechy nie przyciągały niczyjej uwagi.

Początkowo śledziłem hyung'a i jego rodzinę, którzy wzięli jeden, wielki wózek i wyciągnęli listę. Była naprawdę urocza, bo to Heechulie narysował wszystkie produkty, które musimy kupić. Heeyeonnie natomiast, od razu złapała moją rękę, jak zwykle pragnąc mojego towarzystwa, gdy jej męża nie było w pobliżu. Choć przy Jimin'ie spadałem na drugą pozycję w hierarchii, początkowo trochę nie mogąc się do tego przyzwyczaić, lecz teraz nie miałem nic przeciwko, bo skoro Heeyeonnie była z nim szczęśliwa, powinni się razem bawić, ile tylko chcieli.

Hyung i Heechulie zaczęli wrzucać po kolei produkty do wózka, co wykorzystałem na wypatrzenie odpowiedniego działu i udania się do niego z księżniczką, po ówczesnym powiadomieniu o tym Hoseok'a. Wiedziałem, że nie mogę z niczym szaleć, dlatego wszystko od razu obiecałem sobie liczyć, pozwalając Heeyeonnie oglądać jakieś sukienki i ubranka dla niej. Kilka kolorowych opasek, pierścieni oraz naszyjników z kamieniami, wylądowało w mojej ręce. A po przekalkulowaniu, ile za to wyjdzie, udałem się pod koszule, od razu wybierając jedną z gwiazdami i małymi księżycami, standardową białą, niebieską z białymi wzorami oraz białą z pięknym, czerwonym kwiatem. Ufałem, że będą odpowiedniego rozmiaru, ewentualnie sam je zmniejszę, kiedy więcej pomedytuję.

Jeden długi sweter, para butów, bielizna i byłem po zakupach. Ułożyłem wszystko na swoich rękach i już chciałem się skierować po Heeyeonnie, która nadal przeglądała ubrania, gdy podjechali do nas Hoseok i Heechulie z pełnym wózkiem.

Podszedłem do nich od razu, przeliczając wszystko jeszcze raz na szybko i zaraz oznajmiając:

- Sto pięćdziesiąt tysięcy won. Kiedy już wykonam swoją misję i wrócę do mojej... mojego kraju, obiecuję, że dozgonna wdzięczność nie będzie jedynym, co hyung'owi za to ofiaruję – powiedziałem, podtrzymując wszystkie rzeczy, by znów się przed nim ukłonić, otrzymując w odpowiedzi pokiwanie przez hyung'a głową.

- Tatoooo, a ja też mogę? – powiedziała Heeyeonnie, podbiegając do nas z ładną sukienką w kwiaty.

Jej tata sprawdził najpierw metkę, najwyraźniej również starając się nie być rozrzutny, co tym bardziej zmuszało mnie do oddania mu całego długu.

- Tak, możesz – oznajmił z uśmiechem, po chwili będąc już zaczepiany przez Heechulie'ego.

- Tato, a czy mogę czekoladę?

- Też chcę! – wykrzyknęła jego córeczka, słysząc pytanie swojego brata.

- A może zrobimy ogniowe słodkości? – zaproponował ich tata, na co Heechulie wraz ze swoją siostrą powiedzieli głośne: „TAK!", ciesząc się taką perspektywą, o którą oczywiście musiałem dopytać, nie wiedząc co to za tradycja lub danie.

- Ogniowe słodkości? – powtórzyłem, przekładając wszystkie dodatki na wybrane koszule i resztę ubrań, aby mi przypadkiem nie spadły.

- Upieczemy trochę słodkich rzeczy na ognisku. Dzieciaki to tak nazwały – wytłumaczył z uśmiechem, przez co na chwilę skupiłem się tylko na tym jednym słowie - „ognisko". – Potrzebujemy tylko kupić niektóre składniki – dodał, gdy księżniczka Heeyeonnie już powiesiła wybraną przez siebie sukienkę na wózku i popędziła z bratem w nieznanym mi kierunku.

- Zrobimy ognisko? – zapytałem, nie dowierzając temu, bo ogniska wiązały się właśnie z obcowaniem z naturą, a miejsce w ogrodzie, wyznaczone właśnie do tego, było wręcz idealne na taką formę spędzania czasu z przyjaciółmi.

- Tak. Pogoda jest dzisiaj piękna, a powietrze przyjemne. Idealny dzień na takie przyjemności.

- To super! Naprawdę wspaniale! – wykrzyknąłem uradowany, na chwilę się zapominając i pragnąc przytulić Hoseok'a. Ale wiedziałem, że tak jak poprzednio w warsztacie, wywoła to we mnie niezrozumiałe zażenowanie, dlatego od razu to sobie odpuściłem, ponownie wycofując. – Mogę się jeszcze rozejrzeć po sklepie? – zapytałem, uciekając wzrokiem na bok i przeszukując już pobliskie półki.

- Oczywiście. Możesz dobrać jakieś jedzenie, jeśli chcesz – oznajmił hyung, z czego natychmiast skorzystałem, kłaniając się jeszcze i ruszając już do alejek z najciekawszymi rzeczami. Trzymane ubrania przełożyłem do jednej ręki, by bez problemu wszystko oglądać. I w sumie patrzyłem tylko na ceny i kolory na produktach, wybierając trzy najciekawsze i zaraz wracając do Hoseok'a, by pokazać mu swoje zdobycze.

- To słodycze, hyung? – zapytałem, nadal je oglądając i w sumie nie wiedząc, czy trafiłem na odpowiednie działy.

- To i to tak – potwierdził, wskazując na okrągły kształt z patyczkiem i jakieś kuleczki w opakowaniu, przy czym nie wiedzieć czemu powstrzymywał śmiech. – Ale to już stanowczo nie – dodał, łapiąc na chwilę trzeci produkt, przez co zdałem sobie sprawę skąd go wziąłem.

Tam była ludzka kobieta i ludzki mężczyzna... Hmm...

- To nie są słodycze dla dorosłych? – Próbowałem zgadnąć, dalej to oglądając.

- To są gumki, które dorośli używają w czasie stosunku – wytłumaczył hyung ze śmiechem, a mnie zamurowało, bo nawet jeśli byłem dorosły, poruszanie tych tematów z kimkolwiek, mocno mnie krępowało. Szczególnie kiedy był to Hoseok hyung.

Zaśmiałem się, trochę nerwowo, nie wiedząc, co mógłbym powiedzieć w takiej sytuacji, dlatego po prostu złapałem za te „gumki" i słodycze i skierowałem się z powrotem do bezpiecznych alejek, z dala od hyung'a.

To takie zawstydzające... Jak mogłem nie przeczytać nazwy tego? Na pewno tam była!

Odłożyłem to, nie oglądając się za siebie i wracając już do Hoseok'a, by udawać, że ta sytuacja nie miała miejsca, maskując wszystko uśmiechem. Położyłem dwa pozostałe produkty do wózka, jednak starszy zaraz je pochwycił, chowając między inne artykuły spożywcze.

- Proszę, nie pokazuj im tego. Staram się, by nie jadły takich słodyczy. Ich brzuchy nie najlepiej znoszą ładowaną w to chemię, dlatego wolę sam im przygotowywać coś słodkiego – oznajmił, a mój umysł znów skupił się na jednym z groźnym słów w jego wypowiedzi.

- Chemia? – powtórzyłem, wiedząc, że nie wiąże się z tym nic dobrego. Wyjąłem wybrane produkty spomiędzy reszty rzeczy, próbując przestudiować ich skład, o czym wcześniej, przez roztargnienie i przyzwyczajenie, oczywiście zapomniałem. – Nie wiem, jak to zadziała na moje ciało, ale chyba... nie chcę ryzykować – powiedziałem, sprawiając swoimi słowami, że hyung nad czymś się zastanowił.

- Prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia, jak elf by sobie poradził z taką dawką cukru.

- Wezmę dla Jimin'a. Lubi? – zapytałem, pamiętając o nowym przyjacielu, który został teraz sam w domu.

Starzy pokiwał głową, na co uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że poprawi mu to humor.

- To miło z twojej strony, że o nim pomyślałeś.

- Jest nieśmiały, ale za to bardzo miły. A każda istota o dobrym sercu zasługuje na otaczanie jej opieką i słodyczami – zauważyłem, dodając do swoich przekonań trochę koreańskiego stylu życia. – Nie powinienem wziąć czegoś większego, hyung? Wezmę, dobrze? – Zmieniłem zaraz zdanie, nie chcąc mu wręczać tak małych słodyczy, dlatego pobiegłem po ciastka i chipsy oraz duże opakowanie cukierków. Tym razem wszystko schowałem między resztą produktów, aby Heechulie i Heeyeonnie niczego nie zauważyli.

Wybrane przez dzieci artykuły potrzebne do ogniska, również znalazły się w wózka. A kiedy wszystko skasowaliśmy, co było naprawdę ciekawym zjawiskiem, i zapłaciliśmy, udaliśmy się z powrotem do domu, abym mógł ukryć się z Jimin'em w garderobie hyung'a i zjeść trochę tych chemicznych rzeczy. Choć większością to starszy był karmiony.

Wieczorem, kiedy Hoseok hyung upiekł wafle, zrobiliśmy w końcu nasze wymarzone ognisko. Spróbowałem tylko kęs tych naprawdę dziwnych i słodkich smakołyków, bardziej woląc zajadać się pieczonymi ziemniaczkami. Śpiewałem im również nasze tradycyjne pieśni ogniskowe, żałując, że nie mam ze sobą liry, z którą wszystko brzmiało piękniej i bardziej magicznie. Jednak obiecałem sobie, że jak tylko spłacę dług u hyung'a, wybiorę się do miasta i kupię ten cudowny instrument, znów mogąc poczuć się jak w Coliran.


Jimin

Zgodnie z tradycją organizacja pogrzebu spoczęła na moich barkach. Czułem się z tym okropnie, nie mogąc przestać myśleć o zmarłej mamie nawet na chwilę. Nikomu nie życzę takich nieprzyjemnych obowiązków, choć są one nieuniknione.

W tym trudnym okresie dużym wsparciem był dla mnie Hobi hyung, który przechodził już takie męki dwa razy - po stracie ojca i żony. Wiedział więc doskonale, jak dopiąć wszystko na ostatni guzik, aby mój tata nie musiał niepotrzebnie się denerwować przez moje roztargnienie. Na pogrzeb zjechało naprawdę dużo osób - nie tylko nasza liczna rodzina składająca się z czwórki rodzeństwa mamy i brata taty, ale zjawili się także jej przyjaciele ze szkoły oraz dawnej pracy, z którymi utrzymywała kontakt.

Hoseok ciągle był gdzieś w pobliżu w czasie uroczystości, w razie gdybym go potrzebował. Bliźniaki zostały z domu razem z Jeongguk'iem, który przed wyjściem posłał mi tylko smutne spojrzenie. Nie wiedziałem zbyt wiele na temat tego chłopaka, ale jego osobowość sprawiała, iż nie dało się go nie lubić. Śmiech niezwykłego gościa podtrzymywał na duchu, a oryginalny sposób noszenia nie tylko ubrań, lecz także licznych dodatków przyciągał wzrok. Chętnie bawił się z dzieciakami, co często widziałem przez okno sypialni hyung'a, gdzie wylądowało moje biurko do rysowania. Często siedzieliśmy obok siebie, kiedy starszy pisał kolejny rozdział swojej bajki, a ja rysowałem do nich ilustracje. Bardzo podobała mi się ta współpraca, a pod czujnym okiem Hoseok'a nie zaniedbywałem niczego. Nawet sypiałem regularnie i nie pomijałem posiłków, co pozytywnie wpływało na moje zdrowie, oszczędzając mi kolejnych omdleń. Jedynym minusem było to, że musiałem się mocno pilnować w sprawie powstrzymywania moich rąk od rysowania Yoongi'ego.

No właśnie. Yoongi hyung.

Nie rozmawiałem z nim od tamtej nocy, w której ostatni raz... mnie pieprzył. Nie można tego inaczej nazwać, choćby nie wiadomo, jak wielką przykrość mi to sprawiało. Czasem gdy to robił wyobrażałem sobie, że naprawdę mnie kocha, że pragnie mnie tak mocno, jak ja jego. Ale to były tylko moje marzenia. Pozostało mi mieć nadzieję, że kiedyś się spełnią, a każdy stosunek nie będzie już tylko szybkim zaspokojeniem swoich żądz.

Z racji braku kontaktu, nie powiedziałem redaktorowi nic na temat śmierci mojej mamy. Dlatego zaskoczeniem było dla mnie, gdy zobaczyłem jego kamienną twarz wśród płaczących żałobników. Choć to nie było fair, przez wszystkie obrzędy, zamiast skupić się na pożegnaniu mamy, wyobrażałem sobie, że hyung podejdzie do mnie, pocieszy po stracie bliskiej mi osoby, pójdzie razem ze mną na stypę, napije się i... I jak zawsze wykorzysta. Bo tylko wtedy mogłem znów udawać, że mnie kocha, nie ważne, jak bardzo niepoprawne, bezsensowne i masochistyczne to było.

Moje marzenia jak zwykle zostały brutalnie zderzone z rzeczywistością, bo kiedy mężczyzna podszedł złożyć kondolencje, nie wyglądał nawet na jakoś szczególnie przejętego. Bardziej zajmowało go chyba to, że Hoseok hyung płacze po mojej rodzicielce, której przecież nie znał zbyt dobrze. Bajarz wyjaśnił mi, że jest mu przykro, bo odeszła osoba, która urodziła tak niezwykłą osobę, jaką jestem. To było naprawdę miłe z jego strony i trochę podniosło na duchu.

W przeciwieństwie do Hobi hyung'a i licznych zebranych, moje oczy pozostały suche, jakbym wszystko już wypłakał przez ostatnie dwa tygodnie. Ale zmieniło się to w momencie, gdy ciało zmarłej zostało skremowane. Miałem poczucie, że straciłem dowód na to, iż istniała kiedyś osoba, która kochała mnie bezwarunkowo całym sercem. A taka strata naprawdę mocno boli.

Yoongi hyung nie zjawił się na stypie, a ja, choć nienawidziłem alkoholu, piłem razem z ojcem, powoli popadając w otępienie. Słuchałem z uwagą ludzi, którzy wspominali mamę, chłonąłem każdą opowieść, aby móc ją zapamiętać jako naprawdę wspaniałą kobietę. Liczyłem na to, że wypite procenty nie sprawią, iż zapomnę o tym wszystkim.

Powrót do domu hyung'a przespałem, podobnie jak resztę dnia. Dopiero kolejnego poranka ocknąłem się w łóżku gospodarza, zawstydzony tym, jak wielkim byłem dla niego ciężarem. Sięgnąłem po stojącą na szafce nocnej butelkę wody oraz tabletki, które miały ocalić moją głowę, po czym udałem się do łazienki, aby jakoś doprowadzić do stanu używalności. W świeżych ubraniach zszedłem na dół, gdzie pozostali jedli śniadanie. Dołączyłem do nich uśmiechając się trochę blado, przez co zmartwiona Heeyeon stwierdziła, że wyglądam jak duch. Usiadłem obok niej, a dziewczynka natychmiast wdrapała mi się na kolana, zabierając za karmienie mnie warzywami.

Dzień minął w miarę spokojnie. Hyung postanowił wieczorem zrobić znowu ognisko, chcąc jak najczęściej wykorzystywać piękną pogodę, a ponieważ potrzebował trochę drewna, chwycił za siekierę i zajął się rąbaniem. Zabrałem dzieciaki do drewnianego domku, aby przez przypadek nie stało się żadne nieszczęście i bawiliśmy się razem, malując stare talerze. Hoseok kupił specjalne mazaki do ceramiki, aby dzieciaki przyozdobiły trochę ten biały materiał. Zaproponowałem, byśmy wspólnie wybrali jakiś jeden temat i ostatecznie tworzyliśmy kwieciste wzory, które najlepiej oddawały charakter tej rodziny i ich domu.

Kiedy kilka naczyń było już gotowych, z lasu wrócił Jeongguk. Chodził tam naprawdę często, ale nie dziwiło mnie to, skoro tak bardzo kochał przyrodę, że nawet wolał spać w namiocie w ogrodzie, niż w domu. Każdy powinien spędzać czas tak, jak lubi najbardziej.

- Cześć Jeongguk - przywitałem się z uśmiechem, gdy usiadł obok nas.

Chłopak natychmiast objął mnie ramionami, wywołując tym moje zdziwienie, ale to było bardzo miłe. Rozumiałem, że w ten sposób mnie pociesza i doceniałem to.

- Hej, Jiminnie - powiedział cicho, po czym puścił mnie i rozłożył niesioną w dłoni chustę na trawie. Okazało się, że przyniósł w niej trochę bogactw lasu i natychmiast zaczął uważnie je badać.

To zachowanie przyciągnęło uwagę Heeyeon, która z zainteresowaniem przyglądała się swojemu przyjacielowi.

- Lael, po co zrywasz kwiatki?

- Nie śmiałbym ich zrywać, księżniczko. To zioła i grzyby. Niektóre dobrze wpływają na nasze zdrowie. A skoro ta część świata jest tak zanieczyszczona, powinnyśmy o nie dbać - wyjaśnił spokojnie z uśmiechem, jednocześnie układając zdobycz w tylko sobie znanych kategoriach.

Dziewczynka szybko porzuciła dalsze malowanie i podeszła bliżej niego, aby móc przyglądać się temu wszystkiemu i dopytywała o każdą roślinę.

Wróciłem do dekorowania talerza, ale moje myśli szybko zaczęły błądzić wokół wspomnień z dzieciństwa, kiedy razem z mamą spędzaliśmy czas na podwórku. Ona zamiatała liście, a ja wybierałem te najbardziej kolorowe, aby później wkleić je do zielnika. Czasem, kiedy przylatywały ptaki, karmiliśmy je razem ziarnami, choć zawsze się bałem, że mnie dziobną.

Musiałem chyba wyglądać na naprawdę przybitego, bo nagle poczułem, jak Heechul siedzący obok mnie, klepie moją rękę.

- Wujku, nie martw się. Nasza mama teraz opiekuje się twoją - powiedział z uśmiechem, który odziedziczył po swoim ojcu.

- Tak. Tata mówił, że one teraz razem będą się bawić w chmurkach - dodała Heeyeon, podchodząc z drugiej strony i przytuliła mnie mocno.

Patrzyłem to na jedno, to na drugie, nie wiedząc, co powinienem powiedzieć. Te dzieciaki straciły swoją mamę, gdy były takie małe i prawdopodobnie niewiele pamiętały z tamtego okresu. A mimo tego ciągle się śmiały i rozrabiały, ciesząc się czasem, który mogą spędzać z Hoseok'iem. To im powinno się współczuć, a nie mi.

Poczułem rękę, która objęła mój pas, a zaraz po tym Jeongguk przysunął się bliżej, przytulając mnie w ten sposób.

- Naralis Analor na pewno będzie się nimi dobrze opiekował - powiedział, przesuwając rękę, aby pogładzić moje plecy.

Jego twarz była naprawdę smutna, jakby głęboko żałował, iż dotknęła mnie taka strata. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i kiwnąłem głową, choć nie miałem pojęcia, o czym mówi. Może to jakaś jego religia?

- Jestem spokojniejszy, bo wiem, że przynajmniej już nie cierpi - powiedziałem cicho.

Właśnie z tego stwierdzenia starałem się czerpać siłę. Przez ostatnie lata mama naprawdę dużo zniosła i cierpiała, a teraz została od tego uwolniona.

- A wasza mama na pewno będzie dla mojej bardzo miła, prawda? - zapytałem bliźniaki, na co Heeyeonnie kiwnęła głową, ale zaraz też posmutniała.

- Chcę znowu zobaczyć mamę... - powiedziała cicho, a w jej oczach zebrały się łzy, dlatego przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.

- Może pójdziemy niedługo wszyscy razem do waszej i do mojej mamy? - zaproponowałem.

Kiedyś już towarzyszyłem hyung'owi w odwiedzeniu żony. Dzieciaki siedziały wtedy przy jej grobie i opowiadały jej, co się dzieje w ich domu. Heechul chwalił się wtedy zębem, który mu wyleciał w drodze na cmentarz, a mała Heeyeon układała z kamyków koślawe serduszko na jej grobie. Te dzieciaki naprawdę były silne.

- A mogę dla mamy zrobić jeden talerz? - zapytał Heechul, który chyba potrzebował jakiegoś zajęcia, aby przestać się smucić.

- Myślę, że bardzo się ucieszy - zapewniłem go, a jego siostra usiadła na moich nogach, biorąc do ręki kolejny czysty talerz i mazak.

- To ja zrobię dla twojej wujku, by też się cieszyła - powiedziała, rysując już pierwsze kreski.

Poczułem, jak Jeongguk jeszcze raz mnie mocniej obejmuje, a gdy odwróciłem głowę w jego stronę, z oczu pociekło mu kilka łez, które szybko otarł. Albo mi się zdawało, albo słońce mocniej oświetliło jego twarz, bo słone krople zdały się mienić, jakby miały w sobie drobinki brokatu. Patrzyłem, jak zrywa się z miejsca i biegnie do domu razem z chustą pełną ziół i grzybów. Widocznie był bardziej delikatny niż się zdawało.

Skupiłem się już na zabawie z bliźniakami, rysując kolejne wzory. A kiedy odłożyłem naczynie na stertę tych gotowych, dołączył do nas ten niezwykły chłopak, prosząc o możliwość tworzenia razem z nami.

Wieczorem siedzieliśmy przy ognisku, jedząc pieczone warzywa na naszych małych dziełach sztuki. Hoseok opowiadał dzieciakom bajkę, której słuchałem z uwagą, domyślając się w jej trakcie, że mówi tak naprawdę w fantastyczny sposób o jakimś wspomnieniu, które dotyczyło jego zmarłej żony. Wtedy zrozumiałem, że wszystkie piękne słowa, którymi otula serce swoich pociech, są przepełnione wiecznie żywą miłością.


Jungkook

Nie odpuszczałem sobie nauki nawet na jeden dzień. Ta część świata posiadała wiele innych roślin i zwierząt, zasad i reguł, które musiałem poznać, aby wypełnić swoją misję. Nie dawałem się tęsknocie za Coliran i wiedzy o traktowaniu natury przez Koreańczyków, czy też ludzi z innych państw. Starałem się odnaleźć swój cel, na razie spędzając jak najwięcej czasu na łonie natury, by pomóc temu światu.

Wykorzystywałem całą magię dawaną mi przez Księżyc na pomaganie umierającym drzewom i roślinom. Postanowiłem również tworzyć bezpieczne strefy, w których zwierzętom nie dało się wyrządzić krzywdy. Sporo czytałem o kłusownictwie, które poniekąd było tutaj zakazane, a jednak ludzie zabijali niewinne stworzenia dla własnej uciechy lub trofeów. Ćwiczyłem w ten sposób rzucanie tych cięższych zaklęć - długotrwałych, dlatego tworzenie iluzji na moich uszach, stało się naprawdę proste. Już nie musiałem układać odpowiednio włosów i zmuszać ich do pozostania na swoich miejscach. Wystarczyło jedno zaklęcie, aby zniknęły dla ludzkich oczu, które łatwo dawały się oszukać, wierząc, że są zakończone półokręgami. Nigdy nie musiałem z tego korzystać w mojej części świata, dlatego było to dla mnie naprawdę nietypowe.

Tak częste i rozmaite używanie magii, pomagało mi nabrać doświadczenia i rozwijać umiejętności. Jeszcze w Coliran, bardziej skupiałem się na sztuce władania mieczem, graniu na lirze lub czytaniu poezji, dzięki czemu tutaj, mogłem przywołać wszystkie nauki mojego taty i rozwijać swój umysł, tak jak robił to właśnie Vulmar Ilphelkirr. Oczywiście codziennie modliłem się do Sehanine Moonbow, patronki księżycowych elfów, która dawała mi siłę i odpędzała ode mnie złe moce, mogące w każdej chwili zechcieć odebrać mi życie. Do pięknej Hanali Celanil, bogini miłości, również składałem swoje prośby i modły, aby dama mojego serca wytrzymała naszą rozłąkę i o mnie nie zapominała. Przy swojej nocnej rutynie zwracania się do bogów i bogiń, nie pomijałem raczej żadnej wyższej siły, układając im piękne pieśni i wiersze, nawet jeśli wolałem je odtwarzać lub recytować te istniejące. Nadal musiałem pracować nad swoją umiejętnością przelewania tego, co mam w sercu, na papier, lecz obiecałem sobie, że to również będzie przeze mnie udoskonalane.

Nie ograniczałem się do zdobytej już wiedzy, dlatego hyung codziennie pozyskiwał dla mnie nowe, ciekawe informacje z każdej dziedziny nauki, szczególnie tych, które przydawały się przy moim trybie życia i ciągłym przesiadywaniu w lesie. Dziś akurat poprosiłem go o wydrukowanie kilku stron na temat tutejszych gleb, których wcale nie musiałem badać swoją magią, ponieważ okazało się, że jak zwykle jest o nich sporo informacji w tym magicznym Internecie. Starszy naszykował mi wszystkie kartki w swojej sypialni, dlatego przy okazji przebierania w jego garderobie, zabrałem je ze sobą, od razu chcąc się wziąć za czytanie. Oczywiście najwygodniej było mi na tarasie, gdzie mogłem oglądać niebieskie niebo i słyszeć śpiew ptaków, zerkając od czasu do czasu na las w pobliżu, który jak zwykle mnie do siebie zapraszał, choć tym razem nie dałem mu się zaciągnąć, za bardzo będąc ciekaw nowych informacji.

- Coliran? – przeczytałem pierwszy nagłówek, niepasujący mi do gleb, a tym bardziej do „nauki".

Krótki opis mojej krainy, sprawił, że zmarszczyłem lekko brwi, patrząc w stronę siedzącego przy stole w kuchni hyung'a, którego widziałem dzięki tej całej oszklonej części domu.

Może... czegoś się dowiedział i chciał mi to przekazać?!

Powróciłem szybko do czytania, naprawdę podekscytowany możliwością poznania historii Coliran oczami tej części świata. Jednak częste występowanie słowa „fikcja", jak również „bajka", uświadomiły mi, że to niekoniecznie musząc być fakty o moim królestwie. A gdy przeczytałem wszystkie kartki z informacjami o moim świecie... na pewno nieistniejącym tutaj, zrobiło mi się przykro i tak bardzo smutno, że las, a nawet niebo i zielona trawa, nie potrafiły już wywołać mojego uśmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top