rozdział 21
Jimin
Już dawno nie byłem tak bardzo zestresowany, jak dzisiaj.
Każdego dnia czekałem w mieszkaniu na mojego hyung'a, nie mogąc się doczekać jego powrotu. Stałem się chyba prawdziwą kurą domową, bo nie tylko zajmowałem się sprzątaniem, robieniem prania, czy innymi tego typu rzeczami, ale także czekałem z ciepłym posiłkiem na ukochaną osobę. Zauważyłem, iż odkąd Jeonggukie zmienił mój wzrost i wszystkie ubrania były na mnie trochę za duże, Yoongi jakoś inaczej na mnie patrzył, z taką jakby większą czułością. Uwielbiałem to i dlatego zamiast kupić nowe ciuchy, uparcie nosiłem te stare.
Ten dzień nie różnił się od pozostałych, więc czekałem ubrany w bluzę, w której moje ręce znikały, siedząc przy stole zastawionym gotowym obiadem
Ale minęło dziesięć minut, trzydzieści, sześćdziesiąt, a hyung'a nadal nie było.
Zmartwiony chwyciłem telefon i wystukałem dobrze mi znany numer, który tym razem miał już swój krótki podpis w postaci serduszka, by zadzwonić do starszego. Niestety, połączenie natychmiast skierowało mnie na pocztę głosową. A to tylko wzmocniło niepokój.
Wystraszony jeszcze kilka razy próbowałem się skontaktować z hyung'iem, ale nadal nie przynosiło to żadnych rezultatów. Zadzwoniłem więc do jednego ze współpracowników mojego redaktora - Namjoon'a. Pomyślałem, że może mają jakieś przedłużające się spotkanie i Yoongi wyłączył telefon, aby nie przeszkadzał. Jednak mężczyzna poinformował mnie, że mój ukochany opuścił miejsce pracy jak zawsze o tej samej porze.
Teraz byłem już po prostu przerażony. W mojej głowie natychmiast powstały scenariusze, w których hyung miał wypadek i leży teraz w szpitalu. Dlatego znalazłem w Internecie numery do wszystkich szpitali w Gwangju i dzwoniłem do każdego po kolei pytając, czy nie trafił do nich pacjent Min Yoongi, albo czy karetka nie przywiozła mężczyzny zgodnego z podanym przeze mnie opisem. Na szczęście lub nieszczęście, nikt nie miał takich informacji. To mnie nie uspokoiło i z racji braku lepszych pomysłów, ubrałem się i ruszyłem w miasto. Kręciłem się po najbliższej okolicy, ciągle próbując dodzwonić do hyung'a, ale telefon pozostał głuchy na moje prośby. Zaglądałem do barów, bo może w jednym z nich starszy wlewał w siebie kolejne litry alkoholu, a taki scenariusz zraniłoby mnie jeszcze bardziej. Choć wtedy przynajmniej bym wiedział, gdzie jest.
Zrezygnowany po kilkugodzinnych poszukiwaniach i ponownym obdzwonieniu szpitali, zmęczony i zapłakany, wróciłem do mieszkania. Już wpisywałem numer Jeongguk'a, chcąc go prosić o pomoc, bo może jako elf potrafił w jakiś magiczny sposób namierzyć Yoongi'ego, gdy po przekroczeniu progu zobaczyłem światło w salonie.
Zrzuciłem buty i popędziłem prosto do pokoju, gdzie na kanapie, jak gdyby nigdy nic, siedział hyung - cały i zdrowy. Nadal miał na sobie kurtkę oraz ubłocone buty, ale to nie było ważne. Wrócił. Tylko to się liczyło. Ogromny ciężar spadł mi z serca, za to z oczu pociekło jeszcze więcej łez.
- Hyung - szepnąłem tylko i natychmiast podbiegłem do niego zapłakany, siadając na podłodze przy jego nogach, by móc je objąć. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę jest w salonie.
- Tak bardzo się martwiłem - wyznałem, płacząc cicho i ściskałem jego kończyny, jakbym się bał, że gdy tylko je puszczę, mężczyzna rozpłynie się w powietrzu.
- Gdzie byłeś, Jimin? - zapytał po długiej chwili milczenia, w czasie której zdążyłem mu nieźle zmoczyć spodnie słonymi kroplami.
- A ty, hyung? - spytałem z wyrzutem, po czym odsunąłem się i otarłem policzki. - Szukałem cię... Namjoon hyung powiedział, że widział, jak wychodzisz z pracy. Dzwoniłem nawet do szpitali, pytając o ciebie!
- No i po co? - dopytywał, marszcząc brwi, jakby moje postępowanie było co najmniej nielogiczne.
- Bo się martwiłem! - krzyknąłem, podnosząc się tylko po to, by zająć miejsce na jego kolanach, obejmując go mocno. - Bo cię kocham i bałem się, że coś złego ci się stało.
- Nie pomyślałeś, że po prostu piję? - zapytał, obejmując mnie ostrożnie. - I nie krzycz - dodał.
- Tego bałem się chyba najbardziej... - wyznałem szeptem, przeczesując palcami jego włosy. - Ale nie piłeś.
- Miałem taki zamiar - przyznał, a po tym wyznaniu spojrzałem w jego oczy, będąc tym faktem naprawdę zasmucony.
- Dlaczego? - szepnąłem, a oczy starszego natychmiast uciekły w bok.
- Bo czułem taką potrzebę.
Ta odpowiedź naprawdę mnie zabolała. Delikatnie położyłem dłonie na policzkach Yoongi'ego i pochyliłem się, aby móc ucałować jego usta, jednak ta pieszczota nie trwała zbyt długo.
- Czy nie jestem już lepszą alternatywą? - zapytałem cicho, naprawdę bojąc się odpowiedzi.
To pytanie spotkało się z milczeniem. Co prawda hyung przeniósł w końcu spojrzenie na mnie, ale nie odpowiedział mi w żaden sposób. Zrezygnowany westchnąłem i ponownie przeczesałem palcami jego włosy, odgarniając je do tyłu.
- Na pewno jesteś zmęczony, hyung. Chcesz coś zjeść, czy wolisz od razu się położyć? - zapytałem, zastanawiając się, czy mogę odgrzać przygotowany wcześniej obiad.
Kolejne sekundy mijały, a on tylko na mnie patrzył, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. I niespodziewanie przewrócił mnie na kanapę, kładąc ówcześnie dłonie na mych biodrach.
- Jesteś - powiedział cicho, pochylając się nade mną. - Dlatego tu wróciłem. Nie mogłem nic tknąć, nieważne jak bardzo chciałem...
Wyciągnąłem przed siebie ręce, by móc pogładzić szyję i policzki starszego. Jego skóra w porównaniu do mojej była tak bardzo blada. Po prostu piękna.
- Więc wracaj do mnie jak najszybciej, hyung - poprosiłem, podnosząc się, aby móc go pocałować.
Nasze wargi nie spotkały się jednak na długo, bo redaktor szybko to przerwał, patrząc na mnie z naganą.
- A ty nie rycz i nie lataj po mieście, gdy zniknę - wypomniał i przekręcił mnie na bok, aby móc wymierzyć niezbyt mocnego klapsa, po czym podniósł się i poszedł zdjąć kurtkę oraz buty. Także dokończyłem pozbywanie się wierzchniego odzienia, które sprawiało, że było mi już stanowczo za gorąco.
- Łatwo ci mówić, hyung... - mruknąłem bardziej do siebie niż do niego, wydymając dolną wargę.
Zaraz jednak wpadł mi do głowy pewien pomysł, który postanowiłem natychmiast wcielić w życie.
- Hyung, pobawimy się? - zaproponowałem z radosnym uśmiechem. - Ja będę zadawał pytania, a ty odpowiadasz.
- I co zyskam dzięki tak głupiej zabawie? - zapytał rozbawiony, ponownie zajmując miejsce przy moim boku, więc skorzystałem z okazji i oparłem się o niego.
- Myślę, że gdy złożysz wszystkie odgadnięte słowa w jedno zdanie, to dowiesz się, jaka jest nagroda.
- Teraz ty mi będziesz robił słowne zagadki? - zapytał niepocieszony, chyba nie przewidując zbyt udanego rozwiązania.
Jeszcze zobaczymy, czy ci wszystko jedno, hyung.
- Tak.
- Niech będzie.
Prawie zatarłem ręce zadowolony z mojego małego zwycięstwa. Teraz tylko ułożyć odpowiednie pytania...
- Jak brzmi czasownik ,,chodzić" w trybie rozkazującym dla pierwszej osoby liczby mnogiej? - zapytałem, na co mężczyzna uniósł brew.
- Chodźmy - oparł znudzony.
- Co można robić z roślinami w ogrodzie?
Mężczyzna uśmiechnął się niczym zło wcielone.
- Zdeptać... Zjeść...
- Słaby jesteś w tej grze, hyung. Coś innego - stwierdziłem, śmiejąc się z niego. Choć domyślałem się, że wie już, co mi chodzi po głowie.
- Podlewać, wyrywać, plewić, sadzić, pielęgnować, spryskiwać... - zaczął wymieniać, na co przewróciłem oczami.
- Na literę u - podpowiedziałem, a wtedy na jego twarzy zagościł promienny uśmiech,
Czyli teraz dopiero wie, o co mi chodzi...
- Uprawiać.
- Brawo - pogratulowałem, przesuwając się na kolana Yoongi'ego, kładąc mu jednocześnie dłonie na ramionach. - I ostatnie pytanie. Jakie hobby lubisz ze mną dzielić, hyung?
- Chodzenie do filharmonii.
No co za diabeł...
- Inne - odparłem spokojnie, zaczynając jeździć palcami po ramionach i torsie mężczyzny.
- Do kina, Jiminnie? - dopytywał, przechylając głowę i przyglądając się mi.
- Widzę, że bez podpowiedzi nie dasz rady, hyung - zauważyłem, zrzucając z siebie koszulkę, aby nie chciał już przedłużać niepotrzebnie tej zabawy. - Robimy to w łóżku, przy ścianie, na kanapie, raz pod prysznicem, a chciałbym też w innych miejscach.
- W jakich? - Dłonie starszego natychmiast przyciągnęły mnie bliżej i zaczęły dotykać nagiej skóry, która zaczęła się przez to rozpalać.
- Na dywanie. Albo na stole w kuchni. Albo na moim biurku. Albo w samochodzie hyung'a. I jeszcze innych - wymieniałem, chcąc już czuć go całym sobą.
- Jeśli ostateczne rozwiązanie tej zagadki to ,,chodźmy uprawiać seks", proponuję stół w kuchni.
- Mamy zwycięzcę.
Nasze usta natychmiast złączyły się w namiętnym pocałunku, który był zarówno chaotyczny, jak i pełen pasji. Nawet nie zwracałem uwagi na to, że hyung kładzie dłonie na moich pośladkach i zaciska je, bo musiałem na moment skupić się na tym, by opleść go nogami w pasie. Dzięki temu bez problemu podniósł mnie i powoli zaczął nas przemieszczać. Nie przerywaliśmy tych namiętności, póki nie poczułem twardego blatu pode mną.
Stół w kuchni.
- Ktoś tu skutecznie próbuje odwrócić moją uwagę od alkoholu - stwierdził mężczyzna, śmiejąc się tuż przy moich wargach, po czym położył dłoń na moim torsie, aby powoli pchać mnie, bym się położył.
- Nie tylko o to mi chodzi, hyung. Po prostu chcę być zawsze jak najbliżej ciebie - wyjaśniłem szeptem, czując powoli rosnące podniecenie już samym faktem z tego, gdzie jesteśmy. Mimowolnie uniosłem dłonie nad głowę, trochę się przy tym wyginając, aby wyglądać dla hyung'a bardziej pociągająco.
- Powiedzmy, Jiminnie - wymruczał zadowolony, przejeżdżając dłonią wzdłuż mojego ciała.
Proszę, więcej. Dotykaj mnie, hyung...
Starszy jednak zatrzymał dłoń i uniósł głowę, skupiając się na czymś innym.
Obszedł szybko stół i wziął coś z blatu, by następnie wrócić z tym na poprzednie miejsce. W dłoni Yoongi'ego był słoiczek z olejem kokosowym.
- Nie jesteś może głodny? - zapytał, a ja mocno zdezorientowany pokręciłem głową, odpowiadając ,,nie". Wtedy też hyung odkręcił pokrywkę.
- Nie? - powtórzył i palcem rozprowadził trochę mazi na swojej dolnej wardze. Dopiero teraz zrozumiałem, do czego jest mu to potrzebne.
- Chyba jednak zgłodniałem - oznajmiłem z uśmiechem i uniosłem się, aby móc sięgnąć ust ukochanego, całując go powoli, mocno ssąc tę dolną wargę.
Pyszny.
Na tym jednak nie poprzestał, bo gdy odsunęliśmy się na chwilę, redaktor zrzucił koszulkę, która niedbale wylądowała na podłodze i zostawił na swoim torsie szlak, jakim miały podążać moje usta. Natychmiast to uczyniłem, przybliżając się, by wykonać to bez problemu, a przy okazji objąłem mężczyznę w pasie, aby mi nie uciekł. Muszę przyznać, że choć to ja w tej chwili sprawiałem przyjemność jemu, to jednak sam tylko bardziej się rozpalałem, czując ucisk w bokserkach.
Tors nie był ostatnim przystankiem, bo kiedy poradziłem sobie z tymi śladami, Yoongi postanowił stworzyć kolejny szlak na swoim brzuchu. Musiałem teraz klęknąć przed nim, aby się tym zająć i doskonale wiedziałem, jaki będzie tego finał. Dlatego z ochotą zabrałem się do tego, choć hyung na moment mi przerwał.
- Rozepniesz moje spodnie, Jiminnie? - zapytał, a ja uśmiechnąłem się do niego z dołu, wracając do przerwanej czynności i zamiast odpowiedzieć, po prostu sięgnąłem palcami do guzika, który wyskoczył z dziurki oraz rozsunąłem mu rozporek.
- Dobre? - dopytywał zadowolony, gdy już skończyłem, a słoiczek został mi przekazany, abym mógł zdecydować, czy kontynuować zabawę. A ja nie miałem zamiaru przerywać.
- Pyszne. Chyba chcę jeszcze trochę - zapewniłem i bez skrupułów posmarowałem członek Yoongi'ego, który został przez niego uwolniony z bokserek. Te dwadzieścia centymetrów [KS: Nie kłam, pięć] aż prosiło, bym objął je ustami i zaczął poruszać głową. Powoli nabierałem w tym wprawy, przez co w duchu byłem z siebie dumny.
Hyung jak zwykle zachowywał uwagi i przeżycia dla siebie, a jedynie po lekkim szarpaniu moich kosmyków poznawałem, że mu dobrze. Nie minęło dużo czasu, a w moich ustach pojawił się trochę inny ,,olej". Też biały, ale z kokosem nie miał dużo wspólnego. Połknąłem wszystko, smakując tym samym mojego ukochanego, a nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, mężczyzna podniósł mnie i ponownie położył na stole, rozbierając bez słowa i z pomocą oleju natłuścił swoje palce. Gdy tylko znalazły się między moimi pośladkami, wszystkie trzy jednocześnie, jęknąłem przeciągle. Nie potrzebowałem już rozciągania, ale palce z pewnością kręciły się bardziej niż penis. To, plus świadomość, że to właśnie hyung chce mojego spełnienia, podziałała szybko. Nie należałem do długodystansowców i po prostu spuściłem się na swój brzuch, kończąc salwę jęków oraz krzyków.
Leżałem przez chwilę na blacie, próbując złapać oddech, gdy pochylony nade mną hyung, przyglądający się mojej osobie, szepnął cichutkie ,,kocham cię". Uśmiechnąłem się, naprawdę nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.
W końcu spełniło się moje marzenie. Teraz będę w pełni szczęśliwy. A rysunki przedstawiające Yoongi'ego w końcu dostaną utęskniony uśmiech.
Jungkook
Z początkiem lutego wiązał się kolejny wyjazd za granicę. Tym razem do Europy i aż na pięć dni. Dlatego przez cały poprzedzający go dzień, nie opuszczałem ramion hyung'a, spędzając też czas z bliźniakami, aby nacieszyć się moimi bliskimi. Dodatkowo ten wyjazd różnił się od poprzednich, przeznaczonych po prostu na sesje i nagrania. Pokaz w Paryżu, na który co roku CEO wybierał sobie do towarzystwie najlepszą modelkę i najlepszego modela ze swojej agencji, wywierał ogromną presję. Jung Sooyoung, modelka, wraz z którą zostałem wybrany przez pana Kwon'a na to zaszczytne miejsce, nie wyglądała na towarzyską osobę. A przynajmniej tak wolałem to tłumaczyć, nie chcąc jej oceniać i określać negatywnymi przymiotnikami. Choć już przy samym zapoznawaniu się ze mną, zignorowała moją wyciągniętą dłoń, nie odpowiadając też na ukłon, a tym bardziej na przywitanie. Dlatego wiedziałem, że będę tam tylko z Sohye, którą potrzebowaliśmy do przygotowywania nam makijażu i ubrań na każde wyjście, spotkanie i pokazy.
Mój plan, w który wliczało się „unikanie" pana Kwon'a, był ciężki w zrealizowaniu. CEO sam szukał mojego towarzystwa. Na wyjazdach, nawet tych dalszych, pojawiał się nagle z kolejnym „musiałem załatwić tutaj sprawę i przy okazji pójdziesz ze mną na kolację", a na sesjach w Korei już przyzwyczaiłem się do jego obecności, nie będąc tym zdziwiony. Potrafił też wzywać mnie do swojego gabinetu, gdy przyszła zaledwie jedna nowa oferta. Na szczęście niczego poza rozmową, oczywiście nieschodzącą na nasze życie prywatne, ode mnie nie wymagał. I nie wiedziałem, jak długo to potrwa, szczególnie teraz, gdy wyjeżdżaliśmy gdzieś w trójkę, ze znacznie mniejszą ekipą, w której nie znajdowała się Somi.
Na szczęście już w samym samolocie, zauważyłem, że Sooyoung i pan Kwon są ze sobą naprawdę blisko. Dziewczyna pozwalała mu się dotykać po nogach, rękach, biodrach, twarzy, chętnie też odsłaniając całe swoje ciało. Najczęściej rozmawiali ze sobą szeptem, uśmiechając się do siebie po każdej wymianie zdań, przez co widziałem, że plotka nie mogła być zwykłym wymysłem ludzi pracujących w agencji pana Kwon'a. Mogłem teraz po prostu liczyć, że cała uwaga mężczyzny skupi się na Sooyoung, bo ja nie lubiłem takiego dotyku, flirtowania i przynależności do kogokolwiek innego niż mojego ukochanego.
Sohye początkowo próbowała dotrzymać mi towarzystwa. Niestety tylko w samolocie miała taką możliwość, bo jak tylko go opuściliśmy, CEO poprosił, abym trzymał się blisko niego i najlepiej nie opuszczał jego boku, dopóki sam nie każe mi tego zrobić. Oczywiście nadal to Sooyoung pełniła rolę zabawiania naszego szefa, ciągle z nim rozmawiając i nie zamierzając włączać mnie do ich konwersacji, choć to sam pan Kwon próbował robić to od czasu do czasu, zadając mi pytania o samopoczucie lub wrażenia. Znów żałowałem, że nie znajduję się w tak pięknym mieście z moim hyung'iem i bliźniakami, mogąc mu jedynie wysyłać pełno zdjęć, pisząc, jak bardzo już za nim tęsknię i na pewno dzisiejszej nocy teleportuję się do niego.
Po znalezieniu się w swoich pokojach hotelowych, mieliśmy zaledwie godzinę na prysznic, zjedzenie czegoś, przebranie się i umalowanie. I zapewne tylko dzięki magii wyrobiłem się ze wszystkim bez problemu, trafiając jeszcze w ręce Sohye, która od razu zaczęła narzekać na Sooyoung, spóźniającą się na makijaż. Dopiero gdy mieliśmy już wychodzić na pokaz jednego z ważniejszych projektantów, których nadal się uczyłem, a pan Kwon pojawił się pod pokojem Sohye, pytając o swoją modelkę, wysłano kogoś do Sooyoung, by sprawdzić, co się stało. Dziewczyna złapała jakąś chorobę, bo dokuczały jej mdłości, niepozwalające opuścić łazienki. I gdybym mógł się do niej zbliżyć, albo chociaż zamienić jedno słowo, na pewno bez problemu bym ją uzdrowił, pozwalając pójść z nami na pokaz, który był dla niej naprawdę ważny.
Niestety CEO zarządził, że mam poczekać z Sohye, kiedy on udał się do Sooyoung, aby z nią porozmawiać. A po jego nastawieniu i zdenerwowaniu, nie sądziłem, aby była to normalna rozmowa.
Na szybko wypytałem o wszystko Sohye, skoro tylko ja miałem zajmować miejscu u boku pana Kwon'a, aż przez cały wieczór. Zapamiętywałem imiona i nazwiska, przypisując je do opisywanych mi przez dziewczynę twarzy, jak zwykle ciesząc się, że moja pamięć jest na tyle wyćwiczona, by zapamiętać wszystko, co usłyszałem w ciągu tylko kilku minut.
CEO wrócił do nas jeszcze w gorszym humorze, każąc po prostu za sobą ruszyć, z czym nie zwlekałem, zastanawiając się po drodze, jak to będzie wyglądać, szczególnie kiedy zostałem z nim sam na sam.
Nie wiedziałem, jak mógłbym poprawić mężczyźnie humor, ale w czasie drogi na miejsce pokazu, rozpocząłem kilka ciekawych dla starszego tematów, oczywiście związanych z modą. I nie wiem, czy to moja wiedza wywołała na jego twarzy niewielki uśmiech, czy może nagłe przysunięcie do mojej osoby i objęcie w pasie. Nie mogłem nic w tym momencie zrobić, po prostu mu na to pozwalając. Oczywiście dopóki nie przekraczało to pewnych granic.
Godzina wywiadów i dwie godziny pokazu, okazały się gorszym przeżyciem, niż sobie to wyobrażałem. To do mnie CEO ciągle coś szeptał, nie pozwalając się od niego oddalić choćby na centymetr. A gdy wyjaśniał mi koncepty poszczególnych strojów podczas pokazu, jego dłoń ciągle lądowała na moim udzie, tuż przy samym kroczu, przez co czułem się naprawdę niezręcznie, przytakując mu jedynie i przygryzając swoją wargę przez lekkie zestresowanie. Nie mogłem mu jednak wciąż pokazywać, że tego nie chcę, wymuszając niewielki uśmiech i odpowiadając kilkoma słowami na jego monologi. I jeśli myślałem, że po tak stresującym pokazie, wrócę po prostu do hotelu, mogłem o tym zapomnieć, bo czekała nas jeszcze kolacja ze znajomymi pana Kwon'a, w których wliczali się głównie opisani mi przez Sohye projektanci.
Nie tylko mnie spotkał „zaszczyt" spędzania z nimi tego wieczoru. Jedna z modelek również znalazła się przy naszym stole, czując się zdecydowanie lepiej w takim towarzystwie ode mnie. Chyba wszyscy mieli z tym więcej doświadczenia. Choć niestety to na mnie skupiła się uwaga znajomych pana Kwon'a. Dziękowałem za każdy komplement, nie komentując uwag odnośnie domniemanych operacji plastycznych. To CEO się tym zajmował, dementując każdy taki komentarz. Jednak gdy w pewnym momencie temat zszedł na sprawy łóżkowe, niczemu nie zaprzeczał. Raczej każdy wiedział, że te „żarty" nie są żartami, a uśmiech pana Kwon'a jedynie to potwierdzał.
Jak zwykle starałem się uniknąć picia alkoholu, czując, że dzisiaj mężczyzna jest skłonny zaciągnąć mnie do tego pokoju i wykorzystać mój nietrzeźwy stan, szczególnie gdy jego ręka ciągle mnie dotykała, nawet podczas tej kolacji. Niestety nie mogłem nic zrobić, gdy tym razem to sam CEO poprosił kelnera o ciągłe dolewanie mi wina, bo podobnież „zasłużyłem" na takie odprężenie. Obawiałem się jedynie, że po pięciu wypitych lampkach tak wysokoprocentowego alkoholu, moje zarumienione policzki nie będą jedynym, o co się będę martwił. A wracając już do naszego hotelu, utwierdziłem się w tym przekonaniu, gdy ręka pana Kwon'a nie dotykała mnie tylko w pasie, zbyt często zjeżdżając na jeden z moich pośladków.
Starałem się niczego nie mówić, po prostu na nią zerkając i wiedząc, że jeśli ją zrzucę lub powiem, aby przestał, tylko go zdenerwuję. A nie mogłem teraz używać magii i jakkolwiek się uratować.
Muszę... coś wymyślić. Lael, myśl, myśl... I idź o własnych siłach!
Podpierałem się ścian w korytarzu, który już rozpoznawałem, dlatego wiedziałem, że dotarliśmy na nasze piętro i zaraz znajdę się w swoim pokoju.
Ale... czy sam?
Mężczyzna podtrzymywał mnie rękoma, niestety trochę za nisko, ciągle zaciskając się palcami na jednym z pośladków, na co przymykałem oczy, prosząc moich bogów, aby pozwolili mi już znaleźć się w pokoju.
- Nie wiedziałem, że masz taką słabą głowę. – Usłyszałem całkiem zadowolony głos starszego, na którego nie patrzyłem, skupiając swoje spojrzenie na drodze.
- Mam, panie Kwon... Dlatego nie piję... Zazwyczaj...
Jeszcze kilka kroków! Muszę coś powiedzieć... Jakoś go przekonać, aby nie wchodził tam ze mną. Nie mam nawet siły się przed nim obronić... Mogłem od razu posłuchać Somi i zastosować się do jej słów.
- Już rozumiem, dlaczego na naszych spotkaniach zawsze bierzesz wodę – stwierdził, nadal tym samym tonem głosu, który wywoływał we mnie jeszcze więcej strachu.
Nie będziesz próbował tego zapamiętać i to... wykorzystywać? MNIE wykorzystywać? Powinienem się ujawnić i ochronić? Od razu teleportować do Korei? Ale... nie wytłumaczę tego... Zresztą, moja magia ze mną nie współpracuje. Szczególnie teraz i szczególnie, kiedy się boję.
- Teraz... też nie powinienem niczego pić... - zauważyłem, stawiając kolejne niepewne kroki i nadal rozważając najlepsze możliwe scenariusze, które po odpowiednim rozegraniu, sprawiłyby, że zostałbym w moim pokoju całkiem sam.
- Raz na jakiś czas można. Zwłaszcza, że nie masz jutro żadnych obowiązków.
Stanęliśmy już pod odpowiednimi drzwiami, a starszy sam zajął się wyciągnięciem karty z mojej kieszeni i otworzeniem mojego pokoju, przy czym nie zabierał ręki z mojego pasa, wprowadzając mnie w ten sposób do środka. Wykorzystałem zamykanie przez niego drzwi, aby jak najszybciej znaleźć się na łóżku, ledwo zrzucając z nóg buty, by zaraz zawinąć się w kołdrę, czując jak moje serce przyspiesza przez strach.
„Jedni się pchają, by ich zauważył, licząc na karierę ze szczęśliwym happy endem, innych ponoć upija i zabiera do pokoju." Idź do Sooyoung, proszę. Ona na pewno chce z tobą być... i jeśli już wszystko z nią w porządku, na pewno nie będzie miała nic przeciwko spędzeniu z tobą nocy.
- Dziękuję, panie Kwon. Za pokaz i wieczór... I odprowadzenie do pokoju – wybełkotałem, już trochę nie panując nad swoim językiem. Poprawiłem jeszcze tylko przykrywającą mnie kołdrę, sprawiając, że tylko moja głowa była widoczna, abym mógł bez problemu obserwować wchodzącego w głąb pokoju CEO.
Mężczyzna nadal miał na sobie ten sam elegancki, czarny garnitur z pokazu i kolacji. A jego poważna mina i dobrze widoczna twarz, przez podniesione do góry włosy, wzbudzały we mnie jeszcze większy lęk.
Nie wygoniłem go tymi słowami ze swojego pokoju, ale też nie sprawiłem, że podszedł do mojego łóżka. Skierował się po prostu do okna, otwierając je i wyciągając paczkę papierosów, którą chyba chciał się teraz zająć. Chyba po raz pierwszy cieszyłem się, że zdecydował oddać się tej czynności, pozwalając mi leżeć w spokoju i po prostu na niego patrzeć, aby widzieć każdy jego ruch.
- Powinienem się opiekować moimi gwiazdami. To żaden wyczyn – stwierdził, zaciągając się jego dymem, przez co lekko się skrzywiłem, mając ochotę użyć magii, by ten papieros zniknął. Na zawsze. A najlepiej, aby wszystkie papierosy zniknęły. I samochody. I wszelkie szkodliwe urządzenia.
Lael, nie czas na próby uratowania tego świata. Aby mu pomóc, muszę uchronić najpierw siebie.
- Opiekować? – powtórzyłem to jedno słowo, które niezbyt mi tutaj pasowało. – Czy w tę opiekę wlicza się... - Już chciałem powtórzyć zapamiętane słowa Somi, opowiadając wszystko, co od niej usłyszałem. Ale szybko sobie uświadomiłem co się z tym wiąże. Pan Kwon był spokojnym człowiekiem. Jednak tylko wtedy, gdy wydawało mu się, że wszystko idzie po jego myśli. Wszedłem z nim do pokoju. Nie uciekam. Nie próbuję go wyprosić, stwarzając sobie tylko jakąś imitację ściany, która mogłaby nas dzielić... Tak, wszystko idzie po jego myśli. – Nie, nic, przepraszam – dodałem jak najszybciej, na chwilę przymykając oczy, choć to sprawiło, że zakręciło mi się w głowie, dlatego natychmiast rozchyliłem powieki z powrotem, wpatrując się tym razem w sufit.
To na pewno był tylko alkohol? On też tak działa na ludzi? Jest mi tak gorąco...
- Co takiego? – zapytał mężczyzna, nie odpuszczając rozpoczętego wątku, który chciałem zakończyć.
- Zaraz powiem jakąś głupotę, panie Kwon... Powinienem zostać sam – zauważyłem, nie sądząc, aby starszy domyślił się, o co mi chodzi. A nawet jeśli dobrze wiedział, że ja wiem, chyba lubił „grę", w jaką z nim zacząłem grać.
- Każdy mówi po pijaku głupoty – stwierdził, niewzruszony moim komentarzem.
- Nie do swojego szefa.
- Też prawda.
Nie, to nie działa. Muszę spróbować czegoś innego.
Przez dłuższą chwilę milczeliśmy. Ja męczyłem się z ułożeniem jakiegoś planu, gotując się pod kołdrą, a mężczyzna dokańczał palenie papierosa. Nie wyszedł, przynosząc ze sobą nieprzyjemny zapach trującego uzależnienia prosto na moje łóżko. Wpatrywałem się w niego szeroko otwartymi oczami, gdy zajmował miejsce obok. Zacisnąłem ręce na kołdrze, obawiając nagłego zabrania mi mojej jedynej ochrony przed nim. Obawiałem się nawet uśmiechu, który mi posyłał. Choć bardziej niż jego twarz, obserwowałem ręce.
- Poradzę sobie, panie Kwon. Nie musi się pan martwić. – Odezwałem się po dłuższej chwili, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo te wszystkie negatywne emocje wpływają na mój głos, łatwo zdradzając, co czuję. Choć CEO zdawał się tego nie widzieć.
- Wolę się upewnić, że spokojnie zaśniesz. Jestem tutaj za ciebie odpowiedzialny.
- Zasnę dopiero za kilka godzin, panie Kwon... Ale obiecuję, że zostanę w pokoju i będę grzeczny – powiedziałem, prawie szeptem, nie spodziewając się, że swoimi słowami wywołam zadowolenie na jego twarzy.
- Czyżby? Muszę się upewnić – stwierdził, na szczęście nie zmieniając swojej pozycji.
Niestety moja głowa była pełna pytań, których nie mogłem mu zadać.
„Dlaczego to robisz?", „Dlaczego kogokolwiek krzywdzisz?", „Dlaczego mnie dotykasz i traktujesz jak swoją własność?", „Dlaczego nie pozwolisz mi zostać samemu?", „Dlaczego nie widzisz, że się ciebie boję?", „Dlaczego nie pójdziesz do Sooyoung, jeśli martwisz się o swoje gwiazdy?".
Leżałem tak przez kolejną minutę, pozwalając sobie przenieść wzrok na sufit. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że na cokolwiek bym mu zezwolił, nawet gdy ledwo się poruszam. Jednak z każdą sekundą, gorąco stało się na tyle uporczywe, abym sięgnął do swoich spodni, próbując się z nich uwolnić, co niestety od razu zwróciło uwagę CEO, myślącego chyba o czymś do tej pory.
- Może ci pomóc?
Nagłe pochylenie nade mną i taka bliskość jego twarzy i oczu, wpatrujących się w te moje, zatrzymała moje działania, znów przyspieszając wystraszone serce. Zacisnąłem dłonie, aby nie użyć magii, a moje ciało samo pomogło mi się odsunąć od niego, aby dzieliło nas chociaż te dwadzieścia centymetrów, a nie dziesięć.
- Nie, dziękuję, już skończyłem – wyszeptałem, nie przestając patrzeć w jego oczy, którym chciałem pokazać, że tego nie chcę. Nie chcę być kolejnym „zaciągniętym i wykorzystanym". I może mężczyzna w końcu to zrozumiał, bo po przyjrzeniu się mojej postawie i chronionemu ciału, jego wzrok powoli znów znalazł się na mojej twarzy, a poważne rysy choć trochę rozjaśnił niewielki uśmiech.
- Śpij dobrze. Rano chcę cię widzieć na śniadaniu – powiedział tylko, wyciągając w moją stronę dłoń, od której przez jego słowa nie uciekłem. Palce starszego pogładziły nie tylko moje włosy, a również policzek. Nie był przy tym nachalny i brutalny, nadal pozostając tak samo spokojny, jak dotychczas przy mojej osobie, przez co zacząłem myśleć, że się mylę i źle go oceniłem.
Może naprawdę chciał się upewnić, że zasnę, a widząc mój upór, stwierdził, że lepiej będzie jeśli mnie zostawi? Może... po prostu się martwił, jednak przez poznawanie tak innego świata, pełnego zła i grzechu, pozwoliłem swojemu umysłowi zakwalifikować go do ludzi podążających tylko za przyjemnościami? Nie powinienem był... Nie powinienem...
Miałem ochotę go przeprosić za swoją reakcję, ale mężczyzna zdążył już wyjść, zostawiając mnie samego. Nie miałem siły wstać, ledwo dokańczając rozbieranie, odkrywając swoje rozpalone ciało.
Przez resztę nocy, myślałem o tym zdarzeniu, pisząc też trochę do hyung'a, głównie to, co w tej chwili czułem. Tęsknotę za domem, czy też miłość do niego i bliźniaków. Miałem też lekkie wyrzuty sumienia o pozwolenie dotykania swojego ciała innemu, dlatego napisałem ukochanemu wiersz, podkreślający, że chcę być tylko jego. Nie wiedziałem nawet, kiedy oddałem się medytacji, na szczęście na drugi dzień wyrabiając bez problemu na śniadanie, na którym starałem się przeprosić za swoje zachowanie, choć Sooyoung, która już wyzdrowiała, skutecznie odciągała ode mnie uwagę naszego szefa, czemu nie miałem nic przeciwko, chcąc po prostu jakoś przetrwać resztę tego wyjazdu.
Hoseok
Pora zimowa wiązał się nie tylko z częstymi zabawami na śniegu, świętami i Nowym Rokiem. W lutym była pewna ważna data, związana z moim dniem narodzin. Dlatego gdy Jeonggukie oznajmił mi, że w ramach mojego prezentu urodzinowego, funduje całej naszej rodzince wakacje na Hawajach, nie mogłem wyjść ze zdumienia. Z początku chciałem prosić, by nie wydawał na nas tyle pieniędzy, ale nie zrobiłem tego, bo widziałem, jak bardzo mu na tym zależy. Wiele razy żalił mi się, że przykro mu, iż on zwiedza świat dzięki swojej nowej pracy, a ja mogłem tylko oglądać to wszystko z dzieciakami na zdjęciach. Poza tym, to właśnie dla bliźniaków będzie to największa radość, by móc się tam wybrać. Heeyeonnie gdy tylko o tym usłyszała, natychmiast ogłosiła, że ma zamiar spotkać słynny Obiekt 626 z bajki ,,Lilo i Stich", dlatego tym bardziej nie miałbym serca im teraz oświadczyć, że nigdzie się nie wybieramy.
Zwolnienie dzieciaków ze szkoły było nie lada wyczynem, ale jakoś daliśmy radę usprawiedliwić im nieobecność, dlatego ze spokojnym sercem pojechaliśmy na lotnisko. Urwipołcie były bardzo podekscytowane, bo pierwszy raz miały polecieć samolotem. Co prawda Heechulie szybko zrozumiał, że oderwanie się od ziemi oznacza pewną (niemałą) wysokość i nieźle panikował, jednak drobne czary Jeongguk'a pozwoliły mu się uspokoić. Najpierw musieliśmy dojechać do Seulu, by następnie wsiąść na pokład i dolecieć do Tokio, a stamtąd dopiero do Honolulu. Bliźniaki szybko się zmęczyły tą podróżą, więc spały kilka godzin, zresztą ja również się zdrzemnąłem, a Jeonggukie trochę pomedytował.
Gdy dotarliśmy na miejsce, wprost nie mogłem złapać tchu. Widoki były tak bajeczne, że zapierały dech w piersiach. I to nie tylko moich, bo dzieciaki, które po spaniu nabrały energii, miały ochotę natychmiast rzucić wszystko i pobiec prosto do wody. Ledwo je zatrzymaliśmy, ale ostatecznie udało nam się je przekonać do odwiedzenia najpierw hotelu, w którym nocowaliśmy. Mieliśmy tutaj spędzić cały najbliższy tydzień, więc trochę rzeczy wypakowaliśmy z walizek oraz spakowaliśmy torbę, z zamiarem zabrania jej na plażę. Jeonggukie powiedział, że musi na chwilę wyjść, jednak nim zapytałem go o powód, zniknął za drzwiami. I wtedy w moje dwa aniołki wstąpił jakiś szatan, bo zaczęły skakać jak szalone po swoich łóżkach, zachwycając się pokojem. Nigdy nie sądziłem, że spędzę wakacje w takim drogim hotelu, w dodatku w nie byle jakim pokoju, lecz w całym apartamencie.
Szybko uspokoiłem bliźniaki, które nie kryły radości, a kiedy czekaliśmy na powrót Jeongguk'a, zdążyłem wyjaśnić maluchom zasady zabawy na plaży. Miały przede wszystkim się nie oddalać i nie wchodzić same do wody, ale też nie przeszkadzać innym wypoczywającym.
Gdy skończyłem iście rodzicielskie kazanie, drzwi do pomieszczenia otworzyły się i w progu stanął Jeonggukie, niosąc kolorowy tort, który przyozdobiony był pięknymi kwiatami, oczywiście jadalnymi. Cała moja rodzinka zaczęła śpiewać radosne ,,sto lat", a ja klaskałem, by pomóc dzieciakom utrzymać rytm. Czułem się najszczęśliwszym ojcem i ukochanym na świecie. A wszystko dzięki moim trzem słońcom, które codziennie mogłem obdarowywać miłością.
Gdy zakończyli śpiew, w który Jeongguk wplótł wyznanie miłości po eficku, kucnąłem obok dzieciaków, aby razem z nimi zdmuchnąć świeczki z tortu. Ale płomyki nawet się nie ruszyły, choćbyśmy nie wiadomo jak mocno dmuchali. Oczywiście była to sprawka Lael'a, który patrzył na nas, śmiejąc się radośnie.
- Dopóki hyung nie pomyśli życzenia, nie zgasną - uświadomił mnie, dlatego złożyłem ręce w błagalnym geście i pomyślałem.
Proszę, niech dzieci zawsze będą zdrowe, a miłość między mną i Jeongguk'iem nigdy nie osłabnie.
Zdmuchnąłem świeczki, które tym razem ustąpiły i zgasły, a elf machnął ręką nad ciastem, sprawiając, że zarówno wosk, jak i kropelki śliny, które dzieciaki ,,wydmuchały" - zniknęły. Tort wylądował na niewielkim stoliku, a Lael poszedł po talerzyki i nóż, podczas gdy ja pozbyłem się świeczek, odkładając je na serwetkę.
Bliźniaki nie przegapiły okazji, by spróbować ,,zakazanego przysmaku" i gwizdnęły po dwa kawałki, chowając się za łóżkiem, a ja wykorzystałem okazję, aby pocałować mojego ukochanego prosto w te słodziutkie usta. Jednak na jednym buziaku się nie skończyło, bo chłopak wycałował całą moją twarz.
- To nie wszystko, hyung - powiedział i pobiegł do pokoju obok, z którego zaraz wrócił ze sporą ramką. Założę się, że teleportował się po nią przed chwilą do Gwangju.
- Hyung. Życzę ci, abyś nigdy nie tracił swojej siły i pozytywnego nastawienia. A następne długieeeeee lata życia, spędził w takim samym gronie, jak ostatnie miesiące - powiedział cicho i przybliżył się, aby mnie pocałować.
Moje serce zabiło mocniej ze wzruszenia. Jakiś czas temu przewiesiłem zdjęcie ślubne moje i Sunmi z sypialni na korytarz, aby Jeongguk nie czuł się przy nim nieswojo, więc teraz to miejsce powinna zająć właśnie ta fotografia.
Przez chwilę wymienialiśmy czułości, ale dzieciaki szybko nas rozgoniły, bo także chciały wręczyć mi swoje prezenty. Piękne, kolorowe laurki wylądowały w moich dłoniach, na których koślawe znaki układały się w miłe życzenia, płynące prosto z serc moich pociech. Jednak ja także miałem uknuty plan z dziećmi.
Po tym, jak Jeonggukie powiedział o tym, gdzie spędzimy moje urodziny, zauważyłem, że w sumie nigdy nie określiłem, kiedy on je ma. A ponieważ w swoich danych, potrzebnych do dokumentów, podawał moją datę urodzenia, więc postanowiłem, że będziemy świętować razem. Dlatego urwisy dla niego również przygotowały kolorowe obrazki z życzeniami, a ja poszedłem do torby po wielką czekoladę, którą polubił oraz małe pudełeczko. Martwiłem się, czy na bramkach mnie z tym przepuszczą, ale na szczęście nie było problemu.
Ponownie odśpiewaliśmy ,,sto lat", choć w przypadku Jeonggukie'ego to musieliśmy ten tekst poprawić na ,,tysiąc lat", a zaskoczenie i radość na twarzy drugiego solenizanta były naprawdę miłe. Ku jego większej uciechy, wręczyłem przygotowany prezent. Widocznie wpadliśmy na podobny pomysł, gdyż mój podarunek również zawierał zdjęcia. Z tym że znajdowały się one w otwieranym, okrągłym medalionie i na jednej fotografii widnieliśmy my, a na drugiej - roześmiane bliźniaki. Wisiorek pasował do jego stylu i wbrew pozorom nie był wcale kobiecy.
- Zjemy i idziemy popływać? - zaproponował elf, wskazując na niedokończony tort, na co nasz dziecięcy chórek zawtórował głośnym: ,,TAK!".
Jednak oprócz słodkości, uparłem się, byśmy zjedli bardziej racjonalny posiłek, dlatego po lekkim, warzywnym posiłku, udaliśmy się na plażę, oddaloną o zaledwie trzysta metrów od hotelu. Przed wyjściem zadbałem jeszcze o to, aby wysmarować wszystkich kremem z fltrem, a dopiero po tym, mogliśmy ruszyć na podbój morza. To na mnie spadł obowiązek niesienia torby, podczas gdy smyki targały kolorowe łopatki oraz wiaderka, aby mieć czym budować zamki. Specjalnie dla nich znaleźliśmy miejsce blisko brzegu, by nie musiały biegać po mokry piasek do swoich budowli, jednocześnie móc się bezpiecznie bawić, ciągle przez nas obserwowane. Oczywiście szybko dołączyliśmy do zabawy, która ostatecznie zakończyła się zakopaniem mnie w piasku i zrobieniem nad moim brzuchem ogromnego zamku.
Gdy tworzenie budowli się znudziło, zostałem zaciągnięty do wody. Bliźniaki uprosiły mnie, bym kupił im maski do nurkowania, a ponieważ umiały doskonale pływać, chętnie to uczyniłem. Całą czwórką pływaliśmy pod powierzchnią, oglądając kolorowe rybki, które uciekały w popłochu. Atrakcji nie było końca, bo po opuszczeniu plaży po paru godzinach, trafiliśmy na pokaz tańca hula. Heeyeonie uwiesiła się wręcz na Jeongguk'u, błagając go o stworzenie specjalnie dla niej stroju tancerki, a gdy wrócili po chwili z ,,toalety", mała miała już na sobie upragniony ubiór i próbowała naśladować tańczące panie. Wszyscy szybko się nią zainteresowali i zaprosili do wspólnej zabawy, a wtedy Heechulie szepnął coś na ucho Lael'a i po krótkim oddaleniu się, wrócił szczęśliwy, ubrany w kigurumi inspirowane Stich'em. Moje dzieciaki stały się prawdziwą atrakcją, a ja chętnie dokumentowałem ich zabawę.
Po tak intensywnym dniu, całą czwórką zjedliśmy obiad w restauracji, ukoronowane przepysznym sorbetem i nie było opcji, by maluchy miały jeszcze siłę dokazywać. Musieliśmy zanieść oboje do hotelu, bo praktycznie zasypiały na naszych rękach. Ale my, stare byki, mieliśmy jeszcze dużo siły, dlatego postanowiliśmy wybrać się na miasto. Jeonggukie rzucił czar, który poinformuje nas, jeśli dzieci się obudzą i wtedy teleportuje nas do nich, więc spokojnie ruszyliśmy, trzymając się za ręce.
- Jak ci się podobają twoje urodziny, hyung? - zapytał mój ukochany, przytulając się szczęśliwy do mojej ręki. Tutaj, w obcym miejscu, nie musieliśmy używać iluzji i kryć się przed ludźmi z naszymi uczuciami. Nikt nie zwracał na nas uwagi, nie potępiał. I to było piękne.
- Nasze, kochanie - poprawiłem go z uśmiechem, ponownie splatając nasze palce i ucałowałem grzbiet jego dłoni. - Są naprawdę cudowne. Tylko przyznam, że trochę mi wstyd, iż to ty fundujesz tę wycieczkę. To ja powinienem płacić, w końcu opiekuję się tobą - podzieliłem się z nim moją drobną wątpliwością, na którą młodszy przewrócił oczami.
- Hyung, głównie po to poszedłem do takiej pracy. By mieć dla was czas i pieniądze na wycieczki z wami.
- Wiem... Ale to tak trochę obraża moją męską dumę - wyjaśniłem ze śmiechem, całując go w policzek.
- Też ją posiadam, nawet jeśli jestem delikatniejszy... - odparł elf, kręcąc głową. - I to ja odpowiadam za układanie ci pieśni i wierszy - dodał, obejmując mnie, przez co zatrzymaliśmy się na moment, aby móc sobą nacieszyć. Korzystając z okazji ucałowałem rozwiane kosmyki, naprawdę zadowolony z naszej kolejnej randki, choć moje serce trochę się martwiło o pozostawione w hotelu dzieci.
- Tu mnie masz, kochanie. Ale... Chyba powinniśmy porozmawiać o czymś mniej przyjemnym.
Niestety, musiałem przerwać tę piękną chwilę, gdyż jedna sprawa naprawdę nie dawała mi spokoju i prosiła się o natychmiastowe zajęcie nią. Gdy byliśmy w domu, młodszy zawsze uciekał od tematu i zajmował mnie czymś innym, dlatego postanowiłem wykorzystać okazję i porozmawiać teraz.
- Nie chciałbym psuć nam tego dnia, ale naprawdę mnie niepokoi ta sprawa i chcę ją wyjaśnić. Chodzi mi o pana Kwon'a
Przepiękny uśmiech natychmiast zgasł na twarzy Jeongguk'a. Zamiast niego, pojawiło się zatroskanie i smutek. Chłopak powiedział mi o tym, co miało miejsce w Paryżu i jakoś... Naprawdę ciężko mi było się z tym pogodzić. Nie wierzyłem w czyste intencje mężczyzny względem mojego ukochanego. Zachowywał się tak, jakby elf był jego własnością. Denerwowało mnie to, ale bardziej martwiło samopoczucie mojego aniołka, który nie powinien być traktowany w taki sposób.
- Już nie wiem w co wierzyć, hyung - przyznał młodszy bardzo cicho.
Odwróciłem się tak, aby móc stanąć naprzeciwko niego i przyjrzeć dokładnie zmartwionej buzi. Trzymałem jego dłonie w swoich i starałem się jakoś wyjaśnić mu, co mnie w tym wszystkim boli.
- Ufam ci, Jeonggukie. Ale mówiłem ci, jaki jest świat mody. Dlatego martwię się coraz bardziej - szepnąłem.
- Powinien... Już odejść stamtąd, hyung? Nie wiem, co robić... Może z nim porozmawiać? Ale to też nie przyniesie niczego dobrego...
Ostrożnie puściłem jego ręce, a moje dłonie wylądowały na jego policzkach, aby pogładzić miękką skórę kciukami.
Moje biedactwo... Tylko niepotrzebnie się musisz denerwować przez takich ludzi...
- Nie narzucę ci decyzji, ale proszę tylko, byś nie pozwolił, aby sprawy zaszły za daleko. Jeśli coś ci się stanie, obiecuję, że nie zostawię tak tego, choćby osoba, która ci zagroziła, miała wylądować w szpitalu - zapowiedziałem, naprawdę będąc gotowym połamać wszystkie kości każdemu, kto ośmieli się skrzywdzić mojego ukochanego. Elf nie zrobił przecież nikomu nic złego, mało tego - starał się ratować naszą planetę. A mimo tego ktoś miał wobec niego złe zamiary. Dlaczego tym najbardziej niewinnym zawsze musi coś zagrażać?
- Nie krzywdź nikogo, hyung. Nieważne, jak bardzo bym przez kogoś cierpiał... - poprosił cicho, patrząc prosto w moje oczy. - Na świecie jest już za dużo zła. Na pewno nie pozwolę mu spełnić scenariusza z tych plotek, hyung. Jestem tylko twój - zapewnił, po czym przytulił się do mnie.
Moje ramiona jak zawsze chętnie powitały jego ciało, dlatego przytuliłem go mocno do siebie.
- Wierzę ci, Jeonggukie. Jesteś moim słońcem. Pamiętaj o tym, proszę.
Uśmiech znów zawitał na twarz chłopaka, choć nie tak mocny, jak był poprzednio. Nie wahał się też przed pocałowaniem mnie, robiąc to trochę dłużej niż powinien, biorąc pod uwagę, że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym, ale miałem to całkowicie w nosie, ciesząc po prostu tymi czułościami.
- Hyung, nie jestem słonecznym elfem, one nie przepadają za ludźmi - zauważył, ciągnąc mnie już do pobliskiej knajpki, gdzie odbywały się tańce.
Tego wieczora porzuciliśmy ciężkie tematy, bawiąc się na parkiecie, a po powrocie do hotelu, patrzyłem, jak młodszy oddaje się medytacji z radosnym uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top