rozdział 19
Hoseok
Poranek zaczął się ciężko. Pierwsze co poczułem, to drżenie podłogi wokół mnie, oznaczające, że bliźniaki biegają dookoła, próbując mnie obudzić, a zaraz po tym, przygniótł mnie potworny ból głowy. Kac po nalewkach mamy Cha był po prostu nieunikniony. Co roku musiałem przeżywać ten horror, faszerując się lekami przeciwbólowymi, by jakoś znieść to szumienie. Niestety, śnieg, który nadal był za oknem działał na moją niekorzyść, bo oznaczało to cały dzień zabaw na świeżym powietrzu, na które w takim stanie naprawdę nie miałem siły.
- Tato, chooooodź - prosiła marudnie Heeyeonnie, tuż przy moim uchu, na co mruknąłem tylko ,,yhyyy", nawet się nie podnosząc.
Niestety przeciwko mnie był także elf, który pomógł dzieciakom podnieść mnie do pozycji siedzącej. Spałem dzisiaj położony z dala od niego, gdyż bliźniaki ulokowały się między nami, ale i tak było to w porządku. W ten sposób widziałem, że naprawdę tworzymy teraz rodzinę.
- No hyuuuung, chodźmy, chodźmy - błagał podekscytowany chłopak, trochę mną szarpiąc, co na pewno nie wpływało pozytywnie na moje zawroty.
- Już, już... ubierajcie się... a ja potrzebuję coś na głowę... - burknąłem, znów zamykając oczy, aby jakoś się ratować.
- Może czapkę, hyung? Albo moją miłość? - zaproponował, ale zaraz po tym poczułem jego dłonie na moich włosach, a w następnej chwili cały ból zniknął.
Dlaczego zapominam, że mój ukochany ma takie zdolności...
Otworzyłem oczy akurat w momencie, gdy Jeonggukie wstawał już, aby iść razem z urwisami się przebrać do śniadania. Uśmiechnąłem się i podniosłem szybko, zabierając za sprzątnięcie naszych posłań. Teraz, gdy nabrałem siły, byłem pewien, że czeka nas dużo radości na śniegu.
Ruszyłem za moimi słonkami, pomagając Heeyeon poprawnie zapiąć guziki w swetrze.
- Ale najpierw śniadanie, byście mieli siłę - dodałem, uprzedzając Heechul'a, który już zdążył założyć czapkę.
Całą czwórką poszliśmy do kuchni, gdzie przywitaliśmy gospodarzy ukłonami, a teściowa natychmiast pogoniła nas do stołu, byśmy zjedli śniadanie, które naszykowała. Niestety, Jeonggukie musiał pilnować swoich posiłków i gdy nikt nie patrzył, przywołał kolejne opakowanie z naszej lodówki w Gwangju, aby móc zjeść zgodnie z wymogami.
- Wiesz dziecko, niebo cię chyba wysłuchało, bo pierwszy raz od lat nic mnie nie boli - stwierdziła zachwycona staruszka, siadając z nami przy stole.
Dumny z siebie Jeonggukie, który widocznie odwiedził ich w środku nocy, posłał jej wesoły uśmiech, obejmując siedzącą przy nim kobietę.
- I już nie powinno - zapewnił, wracając do posiłku, ale widziałem, jak jego spojrzenie ciągle ucieka do okna, za którym spadło naprawdę sporo śniegu.
- Idziecie na dwór? - zapytała teściowa, patrząc na mnie z ciekawością.
- Tak. Sanki są w komórce?
- Oczywiście. Tylko wróćcie na obiad - poprosiła, popijając spokojnie swoją herbatę.
- Naturalnie.
Dokończyliśmy posiłek, słuchając porannego wydania wiadomości w telewizji, po czym pozakładaliśmy kurtki i tyle nas było widać w domu. Ledwo jednak postawiliśmy nogę na zewnątrz, a Jeonggukie od razu rzucił się w zaspę, śmiejąc radośnie. Szkoda, że za jego przykładem poszła Heeyeon, która zaraz cała była w śniegu...
- Heeyeonnie... - jęknąłem, chcąc już upomnieć córkę, ale nie zdążyłem, bo nie zauważyłem, jak jej brat ulepił kulkę i rzucił we mnie, zaczynając tym samym wojnę.
Kolejny raz moja rodzinka postanowiła sprzymierzyć się przeciwko mnie i cała trójka zawzięcie atakowała śnieżkami, nie pozwalając mi za bardzo odpowiadać na to. Co prawda te kule, które rzucał Jeongguk były dość lekkie i nie trafiały we mnie zbyt często. Mogło to być spowodowane albo jego litością, albo brakiem zdolności w tej dziedzinie. W bajce wspominałem, że ma problemy z celowaniem na odległość, przez co nie mógł opanować strzelania z łuku i nie zawsze trafiał magią do celu. Jednak bliźniaki nie miały najmniejszych skrupułów przed tym, by zawalić swojego ojca śniegiem. W końcu udało mi się je złapać i unieść, opierając o swoje biodra roześmiane skrzaty.
- Tato, sanki! - zaproponował natychmiast mój syn, machając nogami, przez co nie miałem już siły go utrzymać.
- No to już do komórki. Tylko nic nie uszkodźcie.
Smyki natychmiast pognały w stronę małej, drewnianej szopki, w której ich dziadkowie trzymali narzędzia do pracy w ogrodzie, a także rowery i sanki. Ja natomiast skierowałem się w stronę Jeongguk'a, który nadal promieniał radością.
- Chodź, kochanie - poprosiłem go, otrzepując mu trochę śniegu z czapki.
Młodszy przytulił się nagle do mnie, a ja poczułem, jak szczypiące mnie w twarz zimno, w jednej chwili znika.
- Amin mela sige ar' mela en' coiamin - powiedział z uśmiechem i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę bliźniaków, które siłowały się z wyciągnięciem sanek.
Przewróciłem oczami z uśmiechem, domyślając się, że to kolejne piękne wyznanie mojego elfa, ale nie było teraz czasu na dopytywanie o to, gdyż musieliśmy iść zdobyć pobliską górkę.
Dzieciaki usiadły zadowolone na swoich pojazdach, a nam nie pozostało nic innego jak złapać za sznurki i pociągnąć je po śniegu.
- Jedziemy! Jedziemy! - krzyczała szczęśliwa Heeyeonnie, kręcąc się ciągle, przez co dość ciężko się z nią jechało.
Lael magią poprawił, osuszył i oczyścił nasze ubrania ze śniegu po drodze, gdy już zniknęliśmy z oczu potencjalnych gapiów. Szybko dotarliśmy do celu naszej wycieczki, na którym mieliśmy się okazję bawić z dzieciakami, gdy przyjeżdżaliśmy bliżej lutego. Jednak w tym roku zima zaskoczyła nas szybszym przyjściem, dzięki czemu mogliśmy spędzić ten czas na takiej właśnie zabawie.
Urwipołcie szybko przejęły stery swoich pojazdów i radośnie zaczęły zjeżdżać, krzycząc i śmiejąc się. Z początku przyglądałem się im tylko, ale zaraz zaczęły prosić, byśmy do nich dołączyli i ostatecznie złapałem Jeongguk'a i posadziłem go na zielonych sankach Heechul'a, byśmy mogli razem zjechać. Przeszczęśliwy elf trzymał mocno sznurek, a ja pchnąłem zabawkę, wskakując na nią szybko i razem popędziliśmy w dół. Dziwnym trafem wywaliliśmy się, lądując jednak bezpiecznie. No, przynajmniej Jeonggukie miał miękkie lądowanie, bo znalazł się na mnie.
- Wszystko w porządku, hyung? - zapytał roześmiany, kładąc dłoń na moim torsie, osłoniętym kurtką. To mu jednak nie przeszkadzało, aby trochę mnie zmacać, przez co zacząłem podejrzewać, iż ten upadek został sprytnie zaplanowany.
- Cwaniak - skomentowałem i szybko przyciągnąłem go do siebie, aby móc ucałować go w te słodkie usta. - Z tobą zawsze jest w porządku - zapewniłem, zerkając w stronę dzieci, które śmiały się radośnie, przejeżdżając niedaleko nas.
- A mogłem nas uratować... Nie zauważyłem tego... kamienia, przepraszam - powiedział elf, jednak z tak udawaną skruchą, że nie było szans, abym się nabrał. Zresztą na pewno nie o to mu chodziło. Co tylko potwierdził, nabierając trochę śniegu, którym rzucił we mnie, uciekając następnie do moich dzieci.
Znów zaczęliśmy małą bitwę, która tym razem zakończyła się lepieniem bałwana. Heechulie zaczął turlać kulkę, więc szybko do niego dołączyłem, chcąc mu pomóc. Zebraliśmy śnieg z niemałego fragmentu pagórka, budując naprawdę sporą śnieżną istotę. Jeonggukie zaczął dopytywać, czego potrzebujemy do stworzenia idealnego bałwana, a gdy Heeyeonnie wspomniała o marchewce, jedna natychmiast znalazła się w ręce elfa. Zaraz z małą toczyli drugą kulę, aby stworzyć głowę i wspólnymi siłami umieściliśmy ją na pierwszej. Jeonggukie w międzyczasie ciągle przytulał któreś z nas przez co robiło nam się cieplej. W końcu jednak Heeyeonnie zapytała, czy nasz bałwan może mieć kokardę, a ponieważ nie było żadnych przeciwwskazań, już po chwili umieszczała jedną na głowie rzeźby, trzymana przeze mnie, aby mogła sięgnąć.
- Bałwany też mają imiona? Jeśli tak, to musimy go jakoś nazwać - zauważył Jeonggukie.
- Kapitan Śnieg - zadecydował natychmiast Heechul, ale niemal w tym samym momencie głos zabrała jego siostra.
- Mrozek.
- Super Bałwan!
- Śnieguś!
Chwilę to trwało, nim bliźniaki w końcu doszły do porozumienia, Jednak w pewnym momencie spojrzeli na siebie i po prostu uśmiechnęli się porozumiewawczo.
- OLAF! - zadecydowali wspólnie, co mocno mnie rozbawiło.
- Ulepimy dziś bałwana? - zaśpiewałem, a czortki od razu podłapały i kontynuowały piosenkę, tańcząc na śniegu. Za swój występ zebrały od nas brawa.
- Olaf jest idealne, tak samo jak wasz śpiew - zapewnił Jeongguk, przyciągając dzieciaki do siebie, aby móc je przytulić, a następnie wyczarował na ich rączkach trochę węgla, którym miały stworzyć uśmiech stworka.
Zmęczony usiadłem w śniegu, ale zaraz przeniosłem się do pozycji leżącej, aby móc zrobić aniołka. Ledwo skończyłem, a bliźniaki już pędziły z sankami na pagórek.
Mają za dużo energii...
Nie zdążyłem dokończyć myśli, gdy nagle zauważyłem, jak powietrze wokół nas zafalowało, przez co wiedziałem, iż Jeongguk stworzył nad nami ochronę przed obcymi oczami i natychmiast dosłownie rzucił się na mnie, łącząc nasze usta w pocałunku. Nie mogłem go nie odwzajemnić, zadowolony z tej choćby krótkiej możliwości cieszenia się naszą bliskością.
- Amin mela lle - szepnął, a ja rozpoznałem w tym już dobrze mi znane ,,kocham cię". - To... bardzo dobry i przyjemny sposób na rozgrzanie, hyung - stwierdził, nadal półleżąc na mnie.
Objąłem go delikatnie, zadowolony z tej sytuacji.
- Zgadzam się.
- Tata?!
Nasza chwila sam na sam natychmiast się skończyła, bo wystraszone dzieci rozglądały się spanikowane wokół, nie widząc nas przez osłonę. Jeongguk szybko się odsunął, usuwając czar.
- No jak? Zmęczeni? - zapytałem z nadzieją, ale niestety usłyszałem głośne ,,NIE".
Bawiliśmy się dalej, a w międzyczasie Jeongguk zapytał mnie, czy robimy coś jeszcze ze śniegiem oprócz zwykłej zabawy.
- Czyścimy podjazdy, by wyjechać samochodem do miasta - stwierdziłem, nie przypominając sobie innego zastosowania białego puchu, niż sprawianie radości dzieciom. - Niewiele Jeonggukie. Dzieci się bawią w ten sposób, jak my teraz, starsi chodzą na spacery. I tyle.
- Moglibyście ich nie czyścić. Przynajmniej zimą powinniście poruszać się o własnych nogach. Lub na sankach! - zauważył radośnie dzieciak, co spotkało się z moim rozbawieniem.
- Oj kochanie... - Objąłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie. - Jeszcze jeden zjazd?
- Tylko jeden? - zapytał, chętnie się do mnie przytulając.
- Zjedziemy, ile tylko razy chcesz - obiecałem.
W końcu wszyscy mieliśmy dość i wróciliśmy do domu rodziców Sunmi. Mama Cha już czekała na nas z obiadem.
- Chyba zrzuciłem dziesięć kilo od tego biegania - poskarżyłem się, tak bardzo głodny, jakbym nic nie jadł od kilku dni.
- Ja też... - zapewnił Heechul, zajmując miejsce obok mnie i oparł się o moją rękę.
- I ja... - dodała Heeyeonnie, w ten sam sposób opierając się o brata.
- Ja również - dorzucił roześmiany Lael, kładąc głowę na ramieniu swojej małej przyjaciółki.
Teściowa zaśmiała się na nasz widok. Nie mogłem nie zauważyć, że choć zawsze była pełna energii, to teraz miała moc niczym nastolatka.
- Proszę, jedzcie. Dla naszej przyszłej gwiazdy okładek mam coś lekkiego - powiedziała stawiając przed nami tacę z miseczkami, przy czym jedna zawierała w sobie jedzenie, które było idealne do diety Jeongguk'a. Wspomniałem o tym, nim wyszedłem za moimi słonkami i naprawdę cieszyło mnie, iż kobieta to uwzględniła.
- Ale muszę zrobić sobie z tobą zdjęcie. Koleżanki z kościoła będą mi zazdrościć - dodała, wyjmując swój telefon.
Zaskoczony elf podziękował z ukłonem, widocznie nie wiedząc, jak na to zareagować.
- Bardzo chętnie zrobię sobie z babcią zdjęcie. Chociaż jeśli chodzi o okładki... Nie wiem, czy na jakiejś będę - wyjaśnił niepewnie, chętnie jednak ustawiając się obok staruszki.
- Dziecko drogie, na pewno będziesz sławny. A teraz uśmiech i jedz - poprosiła, robiąc już im ładne selfie, którym chyba chciała się pochwalić mężowi, bo ruszyła do kuchni, jednak mężczyzna wyszedł jej na spotkanie, a gdy była wystarczająco blisko niego, chwycił ją za rękę i okręcił jak w tańcu, przez co oboje się zaśmiali szczęśliwi. Naprawdę dobrze było widzieć, że odzyskali siłę, co widocznie sprawiło im wiele radości. Jeongguk starał się zamaskować swój uśmiech na ten widok, zaczynając prowadzić debatę o tym, że wszystkie żyjątka zasługują na odpoczynek.
Po obiedzie poszliśmy całą szóstką na spacer, ciesząc się pięknymi zimowymi krajobrazami, a wieczorem pograliśmy w gry planszowe. Dopiero, gdy kładliśmy się spać, dowiedziałem się, że wcześniejsze wyznanie Jeongguk'a brzmiało ,,Kocham śnieg i ciebie też".
Jungkook
Po spędzeniu kilku miłych dni z bliźniakami, moich ukochanym i jego teściami, niestety musiałem zostawić ich tutaj samych i udać się z powrotem do Gwangju, by stamtąd polecieć z Somi i resztą ekipy z mojej pracy na Jeju, gdzie miałem swoje pierwsze, tak poważne zlecenie. Nie zdążyłem jeszcze dowiedzieć się za wiele o kręconej reklamie, jednak moja przyjaciółka obiecała, że w drodze na wyspę, wszystko mi o tym opowie.
Hyung osobiście wsadził mnie w odpowiedni autobus, nie chcąc, abym się tutaj zgubił, nawet jeśli bez problemu teleportowałbym się z powrotem do domu jego teściów. Nie mieliśmy oczywiście czasu na takie pomyłki. Poza tym musiałem stwarzać pozory, nie mogąc też ot tak pojawić się w którejś z łazienek w Gwangju.
Przez niecałą godzinę podróży, zdążyłem nauczyć się materiału na następną wejściówkę z anatomii, odciągając dzięki temu swoje myśli od czekających mnie dwóch dni bez hyung'a i bliźniaków. A kiedy dotarłem na miejsce, niezbyt wiedziałem, gdzie powinienem się udać i gdzie czeka na mnie Somi. Trochę musiałem pobłądzić, zanim zauważyłem jej wiecznie wesołą osobę, również rozglądającą się za mną.
- Noona! – krzyknąłem, szybko do niej podbiegając, by przytulić na powitanie, ciesząc się, że z nami jedzie, oczywiście nie tylko jako moja dietetyczka i osobista asystentka-przyjaciółka, a również osoba dbająca o posiłki. – Pierwszy raz jechałem... tym pojazdem. Jest jeszcze gorszy od samochodu – zauważyłem, trochę załamany takim przemieszczaniem, na co dziewczyna od razu się zaśmiała, klepiąc mnie po plecach i puszczając już.
- Spokojnie – poprosiła, wiedząc już, że nie jestem fanem żadnych urządzeń szkodzących środowisku. – Nie mogłam przyjechać szybciej, przepraszam. Chodź, musimy jechać na lotnisko – dodała, pokazując na czekający na nas samochód, do którego zaraz się udaliśmy.
Podczas jazdy, w końcu mogłem dowiedzieć się, że reklamuję jakiś krem, w co wliczała się nie tylko sesja, a również krótkie nagranie. Lecz skoro miałem się tylko uśmiechać i używać tego produktu zgodnie ze wskazówkami, nie stresowałem się aż tak bardzo. Szczególnie, gdy zmieniliśmy z Somi temat, schodząc z nim na nasze święta. Dziewczyna zdradziła, że była ze swoim chłopakiem, fotografem z naszej agencji, w Japonii, w hotelu. Choć widząc mój uśmiech, który starał się pozostać wesoły, nie mogąc jednak udawać, że mój mózg nie wyczuł w tym lekkiej dwuznaczności po tak długim czasie przebywania wśród Taehyung'a, Joohyun, czy właśnie Somi, dziewczyna zaraz to sprecyzowała, dopowiadając, że spędzili czas w Japonii, a nie w hotelu.
Po dotarciu na lotnisko, spotkaliśmy się z resztą ekipy, z którą grzecznie się przywitałem, kłaniając nisko i wymieniając z nimi uśmiechy. Oprócz Somi, dobrze dogadywałem się też z wesołymi stylistkami. Zresztą, noony potrafiły się godzinami rozwodzić nad dobrym stanem mojej skóry lub włosów, nieraz próbując mnie dopytać, czy aby na pewno nie robiłem sobie jakichś zabiegów kosmetycznych lub operacji plastycznych. A jeśli długo obstawałem przy mojej naturalnej urodzie, w końcu kazały mi chociaż podać produkty, których używam, aby utrzymać tak dobry stan mojej cery i włosów. Nie mogłem zdradzić swoich magicznych sztuczek, po prostu zrzucając wszystko na dobre geny i dietę, licząc, że może właśnie to przekona je do zaprzestania pożywiania się mięsem.
Niecała godzina lotu z Gwangju na Jeju, upłynęła mi głównie na wykonywaniu zdjęć chmur i zagadywaniu Somi i Sohye, jednej ze stylistek, nie mogąc przestać się ekscytować tak pięknymi widokami. Już starałem się nie myśleć o zanieczyszczeniach, które powstawały przez przemieszczanie tego typu. Nie mogłem przecież teleportował całej ekipy z Gwangju na Jeju.
Wszystkich zdjęcia wysłałem hyung'owi. A gdy wysiedliśmy z samolotu, od razu zrobiłem zdjęcie otoczenia, drugie wykonując sobie i dodając to do wysłanych krajobrazów, dopisując:
„Hyung! Już tęsknię! Za tobą, bliźniakami oraz twoimi teściami TT^TT Amin mela lle <3"
Dość szybko otrzymałem odpowiedź zwrotną, w postaci zdjęcia Heeyeonnie i Heechuli'ego, zakładających łyżwy, o których do tej pory czytałem tylko w książkach i Internecie. Nie mogłem się nie uśmiechnąć na widok tych małych, wesołych promyczków, machających do kamery.
„Też tęsknimy... ale musiałem czymś zająć dzieciaki. Gdy wrócisz, też pójdziemy pojeździć. Kocham cię, słońce <3"
Starałem się nie cieszyć aż tak do telefonu, w końcu nadal kroczyłem obok Somi i reszty ekipy, która nie wiedziała z kim jestem związany, mogąc się tylko tego domyślać po ciągłym siedzeniu z telefonem podczas przerw.
„(^o^)(^o^)(^o^) Chętnie spróbuję, hyung! Wyślij mi też swoje zdjęcie *.* proszęęęę"
Znów nie musiałem na to długo czekać, bo mój ukochany już po chwili spełnił moją prośbę, zapewniając mi piękne zdjęcie z ustami, ułożonymi jak do całowania, przez co jeszcze bardziej zacząłem za nim tęsknić, naprawdę chcąc go pocałować.
„Czekam na buziaka <3"
Widząc jeszcze ten dopisek, przytuliłem do siebie urządzenie, uśmiechając się szeroko i przez chwilę wyobrażając, że hyung naprawdę tu ze mną jest i nie spędzę prawie trzydziestu godzin bez niego i bliźniaków.
Musiałem jednak szybko się z tym opanować, bo zbliżaliśmy się już do podstawionych samochodów, a Sohye noona uśmiechnęła się w moją stronę pokrzepiająco, chyba myśląc, że piszę ze swoją dziewczyną.
Jeszcze odesłałem ukochanemu serduszka, wsiadając już do jednego z samochodów, w których zająłem miejsce obok Somi. Podczas drogi do hotelu, dziewczyna opowiedziała mi nieco więcej o kliencie, dodając do tego długie i szczegółowe streszczenie całego konceptu sesji oraz tego krótkiego nagrania. A gdy już dotarliśmy na miejsce, pozanosiliśmy swoje rzeczy do pokoi, by zaraz po tym udać się do stylistek, gdzie moja twarz po raz kolejny musiała znieść wszystkie dziwne i szkodliwe produkty, upiększające moją urodę. Zawsze jakoś starałem się umilić czas malującej mnie Chungha noony lub układającej mi włosy Sohye noony, śpiewając im lub recytując zapamiętane wiersze. Tymi swoimi dzieliłem się tylko z hyung'iem, skoro były głównie o naszej miłości.
Sohye ubrała mnie po wszystkim w biały golf, chyba nie chcąc abym zamarzł na planie. Nie miałem już problemów z rozbieraniem się przy noonach, w końcu musiałem do tego przywyknąć, nie mogąc ciągle uciekać przy przymiarkach do łazienek, bo marnowałem w ten sposób czas moich stylistek i reszty ekipy. I cieszyłem się, że nie pozwoliłem sobie na choćby jedno pyszne danie, przygotowane przez teściową hyung'a, bo dzięki temu wszystkie ubrania były na mnie w sam raz, dobrze podkreślając smukłą figurę i wymęczone pięćdziesiąt pięć kilo.
Dzięki magii nie musiałem martwić się o zimno, ledwo stwarzając jakiekolwiek pozory, skoro po dotknięciu mojej skóry, dziewczyny od razu widziały, że mróz za wiele mi nie robi. Nie mogłem aż tak ingerować w moją temperaturę, dlatego tłumaczyłem to podekscytowaniem, a noony o nic więcej nie dopytywały.
Pół godziny na wybrzeżu, przy którym miałem początkowo pozować do zdjęć, wpłynęło negatywnie na całą ekipę. Starałem się magią chociaż trochę ocieplić sam plan zdjęciowy, jednak na dłuższą metę, wymagało to ode mnie zbyt dużego skupienia, dlatego bardziej niż na wpływaniu na temperaturę, skoncentrowałem się na sesji, nie chcąc dodawać pracy całej ekipie, zmuszając ich do powtórek.
W przerwie, zostałem wezwany przez Somi, która zawsze kręciła się gdzieś w pobliżu, posyłając mi od czasu do czasu uśmiech, dobrze wpływający na moje samopoczucie. I kompletnie nie spodziewałem się zobaczyć twarzy CEO na ekranie jej telefonu, od razu rozumiejąc, że to wideorozmowa. A rozpoczynając jakąkolwiek konwersację z panem Kwon'em, automatycznie zaczynałem się stresować, czując, że już nie tylko moja magia mnie rozgrzewa.
Ukłoniłem się natychmiast, dotrzymując kurtkę, którą dała mi jedna z noon, aby ukłonić się przed nim, dopiero po tym słysząc od niego pytanie.
- Jak się czujesz na pierwszym poważnym projekcie?
Dość szybko starałem się zebrać myśli, pamiętając, że CEO jest na pewno zajęty, a wykonanie telefonu do Somi to i tak dla niego dużo, przez co aż zacząłem się zastanawiać, dlaczego dokładnie postanowił do niej zadzwonić.
Na pewno coś jej przekazał i przy okazji zapytał o mnie. To miłe z jego strony.
- Daję z siebie wszystko, panie Kwon. Jest trochę zimno, ale dzięki tak wspaniałej ekipie, w ogóle o tym nie myślę. Nigdy wcześniej nie byłem na Jeju. Jest naprawdę pięknie. Mógłbym przyjeżdżać tutaj częściej – powiedziałem z uśmiechem, przyglądając się poważnej twarzy mężczyzny, który raczej niezbyt często się uśmiechał.
- To bardzo dobrze. Po powrocie chcę cię widzieć w moim gabinecie. A póki co pracujcie ciężko.
- Dobrze, panie Kwon. Będziemy – zapewniłem, kłaniając się raz jeszcze i posyłając mu kolejny, szeroki uśmiech, wiedząc, że „wizyta w gabinecie" po prostu oznaczała krótkie sprawozdanie lub kilka pochwał - o ile na nie zasłużyłem. I znów - to miło ze strony pana Kwon'a, że w ogóle ma czas, by aż tak martwić się o swoich modeli i modelki.
Somi zmarszczyła brwi, gdy tylko rozłączyła się z CEO, przez co posłałem jej pytające spojrzenie, myśląc, że może powiedziałem za dużo. Lub za mało.
- Coś nie tak, noona?
- Nic, Jeonggukie. Po prostu coś sobie przypomniałam. Wracaj na plan, dziewczyny muszą ci poprawić makijaż – oznajmiła z delikatnym uśmiechem, dlatego uznałem to za prywatną sprawę dziewczyny, ewentualnie sytuację, którą nie powinienem się przejmować.
Podziękowałem jej, biegnąc już do stylistek, które zaraz zajęły się moją twarzą, dopytując o wrażenia, zupełnie jak pan Kwon. Powtórzyłem im mniej więcej to samo, czym podzieliłem się z CEO. A zaraz po tym wykonałem kilka zdjęć, wysyłając je do hyung'a, akurat gdy przerwa się zakończyła. Szybko powróciliśmy do sesji, po której czekały nas jeszcze nagrania.
Wszystko poszło sprawnie i bez żadnych niespodzianek, a po kilku godzinach na zewnątrz, chętnie wróciliśmy do hotelu, jedząc w nim posiłek, oczywiście z całą ekipą, którą do tego namówiłem, nie chcąc, abyśmy jedli samotnie w pokojach.
Wieczorem nie wiedziałem co ze sobą zrobić, nie mogąc skupić się na czytanym materiale na poświąteczny zjazd. I ostatecznie złapałem za telefon, by uczynić to, co wcześniej zrobił pan Kwon dzwoniąc do Somi. Położyłem się tylko na brzuchu, aby nie mieć problemów z rozmową z hyung'iem, będąc w całkiem komfortowej pozycji. A jak tylko mój ukochany odebrał, moje brwi automatycznie się zmarszczyły, gdy tęsknota uderzyła we mnie podwójnie, widząc jego przystojną twarz.
- Hyung, to już dwanaście godzin i czternaście minut bez ciebie i bliźniaków. Za długooooo. Chciałbym być tutaj z wami – powiedziałem smutny, chętnie przypatrując się jego twarzy, nie mogąc przy tym ukryć, jak bardzo chciałbym teraz przy nim być.
- Wiem, Jeonggukie, my też za tobą tęsknimy – odpowiedział z uśmiechem, na co natychmiast pojawiły się bliźniaki, przy których nie chciałem pokazywać mojego smutku, dlatego od razu postarałem się o szczery uśmiech.
- Lael! – wykrzyknęły wesoło, wchodząc tuż przed kamerę i radując moje serce nawet tym zwykłym wypowiedzeniem mojego imienia.
- Heeej. – Pomachałem im, starając się utrzymać ten uśmiech. – Co dzisiaj porabialiście?
- Poszliśmy z babcią do sklepu! I jedliśmy takie duuuuże lody! – oznajmiła Heeyeonnie.
- I babcia kupiła nam kurtki! – dodał Heechulie, który zaraz chwycił swoją, pokazując mi ją.
- Bardzo ładne, Heechulie. A jakie smaki lodów wybraliście? Nie bolą was gardełka?
Moje pytania wywołały nagłe zasypanie mnie informacjami przez bliźniaki. Oczywiście odpowiedziały w tym na moje pytania, na szczęście zapewniając mnie, że z ich gardłami wszystko w porządku. Choć dodały do tego jeszcze opowieść o łyżwach i spędzeniu czasu z hyung'iem oraz wspólnym gotowaniu z dziadkami.
Dopiero po minucie lub pięciu tego wesołego monologu dzieciaków, Hoseok zabrał im telefon, chyba zauważając, że uśmiech, który im posyłam jest raczej smutny.
- Czy mogę chwilę porozmawiać z Jeongguk'iem? – poprosił Heechulie'ego i Heeyeonnie, którzy natychmiast wszczęli bunt, dopraszając się o oddanie telefonu. Na szczęście po kilku prośbach Hoseok'a, pozwolili mu na tę chwilę rozmowy, dlatego widziałem już tylko twarz hyung'a, niestety nieco zmartwioną.
- Wszystko w porządku, kochanie? – zapytał, wywołując we mnie tym pytaniem jeszcze więcej smutku.
- Nie lubię być tak daleko od was, hyung. Do tego będę sam przez całą noc – zauważyłem, przez chwilę spuszczając wzrok na pościel.
- Nie dasz rady się do mnie teleportować? Za dużo energii to zużyje, byś rano tam wrócił? – zaproponował dość cicho, zapewne martwiąc się o śpiących teściów.
Taka perspektywa była naprawdę piękna, jednak starałem się przy tym myśleć racjonalnie.
- A jeśli ktoś do mnie przyjdzie? O coś zapytać? Lub coś się stanie i będą mnie szukać? Nie miałbym problemu z teleportacją, ale... - Urwałem swoją wypowiedź, jak tylko w mojej głowie pojawiła się pewna myśl, którą chyba mogłem spełnić. – A może... na chwilę? – zapytałem sam siebie niepewnie, uśmiechając się do hyung'a i w sekundzie rozłączając.
Chwila koncentracji i zaraz byłem w zapamiętanym przeze mnie pokoju gościnnym, mając nadzieję, że teściowie hyung'a już śpią. Stęskniony od razu wylądowałem w ramionach ukochanego, pozwalając sobie zamknąć na chwilę oczy, czując ogromną ulgę, że się przy nich znajduję.
- Kocham cię, Jeonggukie. – Usłyszałem, gdy tylko jego ręce mnie objęły, przyciągając do siebie jeszcze bliżej.
- Lael. – Głos zszokowanej Heeyeonnie od razu oderwał mnie od Hobi hyung'a, szczególnie kiedy bliźniaki przytuliły się do moich nóg.
Nie zwlekałem z odwróceniem się i przeniesieniem na klęczki, by od razu ich przytulić, nie mogąc przestać się uśmiechać, w końcu będąc tego dnia naprawdę szczęśliwy. Chyba aż za bardzo odczuwałem dzielące nas kilometry.
- Następnym razem pojedziemy tam w czwórkę. Co ty na to, hyung? Ja funduję – zaproponowałem, gdy już utuliłem bliźniaki, po prostu biorąc je na swoje ręce i odwracając się do ukochanego z uśmiechem.
- Pojedziemy, kochanie. Obiecuję – zapewnił, przybliżając się, by nas objąć, dając mi jeszcze całusa w policzek. – Zobaczymy się za kilka godzin. To tylko jedna noc – zauważył, gdy moje oczy starały się zapamiętać te jego, a skóra rozkoszowała każdym dotykiem.
- Lael, weź nasze misie – zaproponowała nagle Heeyeonnie, prosząc o postawienie jej, co od razu uczyniłem.
Dzieci poszły po swoje przytulanki. Znałem ich historię, dlatego znów zniżyłem się do ich poziomu, przyglądając ich twarzyczkom zaskoczony, ale i niepewny.
- Na pewno, kochani?
- Tak, bo jutro wrócisz. Prawda? – zapytał Heechulie, ale zanim na to odpowiedziałem, Heeyeonnie od razu dodała:
- Tylko musisz dać im buziaki na dobranoc.
- Tak, jutro zobaczymy się w Gwangju – zapewniłem z uśmiechem, biorąc od nich oba misie. – I dam im buziaki, obiecuję – powiedziałem, tuż po tym ich przytulając i dając całusy w główki.
Podniosłem się, by pożegnać też hyunga, przymykając powieki przy naszym pocałunku, chcąc go jak najlepiej zapamiętać.
- Też cię kocham, hyung. Heechulie, Heeyeonnie, was również. – Mówiąc to, spojrzałem zarówno na ukochanego, jak i na stojące przy nas bliźniaki. – Do zobaczenia jutro – dodałem na sam koniec, machając im jeszcze i wysyłając magię na swoje ciało, które już po chwili znajdowało się z powrotem w pustym pokoju hotelowym.
Od razu przytuliłem trzymane misie, uśmiechając się do siebie, wiedząc, że dzięki temu na pewno jakoś przetrwam czekającą mnie noc.
Jednak zanim oderwałem się od tej czynności, usłyszałem przychodzące powiadomienie, zaraz łapiąc za telefon, na który otrzymałem zdjęcie bliźniaków, wysyłających mi buziaki oraz samego hyung'a, czyniącego to samo.
Uśmiechnąłem się szeroko, od razu wspomagając się magią, by uniosła telefon, gdy ja ustawiłem się z misiami, tworząc serduszko z rąk i robiąc sobie w ten sposób zdjęcie. Odesłałem je Hobi hyung'owi i bliźniakom, kładąc się zaraz po tym na łóżku. Uśmiech nadal nie znikał z mojej twarzy, pozostając na niej, dopóki nie podziękowałem za cały dzień swoim bogom, dając buziaki przytulankom i zaczynając medytację.
Hoseok
Dzieci są podobne do swoich rodziców. No, przynajmniej powinny. I nie chodzi mi o wygląd, bo różnie to bywa z tym podobieństwem, choć musiałem przyznać, że po bliźniakach naprawdę było widać, iż to moje dzieci. Zwykle jednak charakterek również dziedziczy się, a wychowanie tylko dodatkowo to uwydatnia. Skoro tak... to chyba jestem adoptowany.
Moi rodzice byli skrajnie różnymi osobami. Tata zawsze twardo stąpał po ziemi, a mama bujała w obłokach. Tata musiał wszystko mieć zaplanowane dziesięć lat w przód - kiedy zmieni auto, kiedy pomaluje dom, kiedy zabierze mamę na kolację. Mama wolała spontaniczne decyzje. Była gotowa wziąć plecak i ot tak wybyć z domu na weekend, zabierając ze sobą minimum rzeczy, aby po prostu przeżyć jakąś przygodę. I choć było to dziwne, mieli całkiem udane małżeństwo. Zazdrościłem im tego, że trwało znacznie dłużej, niż moje.
Moja mama po śmierci taty zabrała plecak i wyjechała, aby spełniać marzenia o podróżowaniu po świecie, ale raz w roku wracała, aby móc spędzić ze mną i moją rodziną trochę czasu. Dla moich smyków to zawsze było wielkie wydarzenie, gdyż babcia wydawała im się niemal egzotyczną osobą - zawsze z ciemniejszą cerą, którą opaliła na jakiejś włoskiej plaży, kolorowymi ubraniami podarowanymi jej przez jakieś afrykańskie plemię i masą historii, które jej się przytrafiły przez ostatni rok. Jeśli coś po niej odziedziczyłem, to z pewnością chęć spełniania moich marzeń. Ale chyba tylko to...
Przynajmniej raz w miesiącu dzwoniłem do mojej rodzicielki, aby upewnić się, że wszystko u niej dobrze. Nie miałem przed nią żadnych tajemnic, bo prędzej czy później i tak mnie z nich spowiadała, dlatego powiedziałem jej wprost, iż od pół roku mam kogoś, z kim zaczynam na nowo układać sobie życie. Jakoś szczególnie jej nie zdziwiło, że moim wybrankiem jest chłopak, ale w końcu nie takie rewelacje widziała i słyszała w czasie swojej wielkiej podróży.
Nim pojechałem na lotnisko, musiałem jeszcze uspokoić Jeongguk'a, którego trochę przeraziło spotkanie z ,,teściową". Zapewniłem go, iż kobieta nie ma nic przeciwko naszemu związkowi, więc nie musi się niczym martwić. Jednak on uznał, że powinien się zaprezentować z jak najlepszej strony i z tego powodu musi zająć się obiadem. Pozwoliłem mu przygotować posiłek, nie mieszając się do tego zbytnio, aby faktycznie mógł się wykazać, samemu zabierając samochód, by udać się na lotnisko.
Nie było szans, abym ją przegapił w tłumie. Mama była wysoką kobietą (prawie o głowę przewyższała mojego tatę, a teraz także i mnie), która w dodatku lubowała się w kolorowych ubraniach. A dzisiaj postawiła na jaskrawo zieloną kurtkę, widoczną z daleka. Na plecach miała ogromny plecak, który był w naprawdę opłakanym stanie. A miał ledwo rok... Tradycją już było, że z okazji jej przyjazdu kupowałem jej nowy, razem z badaniami i zestawem szczepionek, które przyjmowała przed kolejnym wylotem z kraju. I choć wolałem, by była blisko, bym nie musiał się martwić, czy nie spędza kolejnej nocy w uwielbianych przez nią niebezpiecznych miejscach, jak pustynia czy lasy deszczowe, to nie miałem zamiaru jej prosić, aby z nami została. Jak mógłbym stawać na drodze jej marzeniu? Ona mi nie zabroniła zmienić studiów, nie mówiła, bym nie żenił się tak szybko. Zawsze była po mojej stronie, więc czas, abym ja był po jej. Ale mimo tego, że to wiedziałem, to zawsze na jej widok płakałem jak małe dziecko, ciesząc się, iż znów wróciła do nas cała i zdrowa.
Jadąc do domu zostałem szczegółowo wypytany o mojego ukochanego. Musiałem przedstawić mamie tę samą historię, co rodzicom Sunmi. Przecież nie mogłem jej powiedzieć, że Jeongguk to tak naprawdę elf z pisanej przeze mnie bajki... Chociaż kto jak kto, ale ona pewnie by mi uwierzyła i jeszcze zaczęła z nim dyskusję na temat leczniczych właściwości roślin... Uznałem jednak, iż bezpieczniej dla niego jest, gdy jak najmniej osób zna prawdę. Yoongi hyung i Jiminnie też nie powinni byli się dowiedzieć, ale niestety wyszło jak wyszło...
Ledwo zaparkowałem na podjeździe, a moja mama już wyskoczyła z auta i zabrała z tylnego siedzenia plecak, z którym popędziła prosto do domu.
- Gdzie są moje wnuki?! - krzyknęła od samego wejścia, na co przewróciłem oczami z uśmiechem.
Dzieciaki, które bawiły się w salonie, natychmiast zerwały się na równe nogi i podbiegły do staruszki, uradowane jej widokiem. Kobieta uklękła, aby móc objąć oboje i wyściskać jak należy.
- A gdzie mój nowy zięć? - zapytała, gdy już nacieszyła się powitaniem ze znaną sobie częścią naszej rodziny.
- Mamo... - jęknąłem, upominając ją tym samym, aby nie peszyła mojego elfa jeszcze bardziej.
- No co? W niektórych państwach pary homoseksualne mogą brać śluby. Też byście mogli wziąć - stwierdziła, wzruszając przy tym ramionami.
Mama odłożyła swój plecak na podłogę i otworzyła pakunek, który swoją drogą rok temu był czerwony, a obecnie czarny...
- Mam dla was prezenty! - oznajmiła, wyciągając spore, byle jak zawinięte paczki, które wręczyła dzieciakom. Jak zawsze pełne były zabawek z różnych części świata. Rok temu przywiozła im sombrera, które później zdobiły głowy bałwanów. - Dla ciebie też coś mam - dodała, wyciągając w moją stronę butelkę z płynem, w środku której był... wąż.
- No piękne... - jęknąłem, trochę bojąc się tego ruszyć.
Nawet nie chcę wiedzieć, jakim cudem przeszła przez kontrolę celną...
- Nadal się ich boisz? Oj synku... - westchnęła, śmiejąc się radośnie jak mała dziewczynka. - Masz tutaj coś lepszego - powiedziała, wyciągając mniejsze zawiniątko, które po otworzeniu okazało się dwoma szmacianymi laleczkami. Voodoo.
- Wieczorem się tym zajmiemy, by ci zapewnić wieczną miłość tego chłopaczka, skoro się dogadujecie - wyjaśniła widocznie dumna z siebie, na co pozostało mi tylko westchnąć.
Zauważyłem, że z kuchni zagląda Jeongguk, dlatego uśmiechnąłem się w jego stronę, aby zachęcić go do dołączenia do nas. Wyszedł, lekko zarumieniony i widocznie zmieszany. Chyba słyszał to o laleczkach, więc wcale mu się nie dziwiłem. Na szczęście nie spanikował na tyle, aby zapomnieć się odezwać i grzecznie ukłonił się, witając z moją mamą, która od razu zlustrowała go wzrokiem z góry do dołu.
- No, no, dwanaście na dziesięć - stwierdziła, zasłaniając usta ręką, jednak wcale nie ściszyła tonu głosu. - Dobry jest w łóżku?
- Mamoooooo - jęknąłem, zaczynając podejrzewać, iż albo robi to specjalnie, aby mnie zawstydzić, albo pozbyła się już wszelkiego wstydu przez te podróże.
Ona jednak nie zwracała na mnie uwagi i uściskała Jeongguk'a zadowolona.
- Mów mi mamo. Aleś szczuplutki. Mogę cię podnieść - stwierdziła i na dowód faktycznie uniosła elfa. - Synu, zrób mi herbaty - poprosiła, zerkając na mnie. - I zjedzmy coś, bo w tym samolocie to same paskudztwo dawali. Ostatni raz lecę tymi liniami. W ogóle wydostać się z Meksyku to kosmos.
Zerknąłem na ukochanego, który wziął niepotrzebne papiery od bliźniaków i wysłał je na górę, by zaniosły tam nowe zabawki.
- Zrobię mamie herbaty - stwierdził Jeongguk, po czym spojrzał w moją stronę. - Hyung, usiądźcie, wszystkim się zajmę - zapewnił i pobiegł do kuchni, aby naszykować napoje.
- Co za dobry chłopak, bardzo dobrze - zauważyła mama, po czym zadowolona ruszyła na swoje ulubione miejsce przy stole w mini oranżerii. - Tylko bez mięsa proszę, ostatnio jestem wege.
Bliźniaki szybko dołączyły do nas, nie mogąc się najwidoczniej doczekać niesamowitych przygód swojej babci, o które natychmiast zaczęły wypytywać. Zabrałem się za pomaganie w nakryciu do stołu, słuchając w międzyczasie, jak starsza kobieta relacjonuje skok ze spadochronu, wyścigi konne, w których brała udział, czy wycieczkę po Syberii, na którą zdecydowała się latem.
Jeśli moje dzieci pójdą w jej ślady, to osiwieję za jakieś piętnaście lat, a na zawał zejdę za dwadzieścia...
- A co u twojej koleżanki, mamo? - zapytałem, chcąc ją trochę odciągnąć od opowiadania, jak siedziała w klatce, wokół której pływały rekiny.
- Marie? A niewiele. Pojechała odwiedzić swoje dzieci.
Marie i moja mama poznały się w czasie pierwszej podróży. Kobieta jest Szwedką i ogłosiła w Internecie, że może przenocować w swoim domu kogoś za drobną opłatą, bo jej dzieci się już wyprowadziły na swoje, a jako rozwódka nie miała co sama robić. I takim to sposobem po kilku nocach spędzonych ze swoim gościem, została przekonana do kupienia plecaka i wyruszenia w świat. Dzięki temu mama miała zawsze jakieś wsparcie, co choć trochę mnie uspokajało.
- Miałyśmy naprawdę udane święta. Upiłyśmy się w Las Vegas i nie wiem, jak wylądowałyśmy w Meksyku - podsumowała moja mama.
Chyba jednak ta jej przyjaciółka to nie najlepszy towarzysz podróży...
Jeonggukie jak gdyby nigdy nic położył tacę z napojami na stole i usiadł już, a ja doniosłem ostatnią miskę z warzywami.
- Jesteś wegetarianką, mamo? Od kiedy? - zapytał przeszczęśliwy, że ktoś jest zainteresowany cierpieniem zwierząt.
- Od kilku tygodni. Widziałam, jak przerabiają zwierzęta na mięso i tak mnie zemdliło, że mam dość na resztę życia.
Chłopak skrzywił się na te słowa, wyrażając tym całą swoją niechęć.
- Chyba nigdy nie chciałabym tego zobaczyć. Sama świadomość mi wystarczy.
- Zgadzam się z tobą. Dlatego wolę warzywka. Dziękuję ci, słońce.
Zadowoleni zabrali się za jedzenie, które przygotował mój ukochany, ale mnie jakoś apetyt opuścił po takich rewelacjach,
- Mamo, ale jak mogłyście się tak upić... - jęknąłem, wracając do przerwanego nam tematu.
- Synu, gdybym wiedziała, że te drinki będą tak mocne, iż skończę w innym państwie z kozą w pokoju, aktem ślubu z Marie w ręce i tak potężnym kacem, to zmieniłabym proporcje.
Szczęka mi opadła. Jeongguk chwycił moją dłoń i poklepał ją spokojnie. Poczułem, jak wysyła mi kilka iskierek, mających na celu uspokojenie mnie.
- Przynajmniej mama się dobrze bawiła. A skoro jest cała i zdrowa, to nic się nie stało.
- I to podejście mi się podoba. Będą z ciebie ludzie, słonko - zawtórowała mu, dumna z takiego poparcia swoich szalonych pomysłów.
Jednak osiwieję w najbliższym czasie.
- W normalnych rodzinach matka martwi się o swojego syna. U nas - to ja muszę się martwić o ciebie - powiedziałem z lekką pretensją w głosie, bo naprawdę nie mogłem sobie wyobrazić, jak do czegoś takiego mogło dojść, jednak mama machnęła na to ręką.
- Przesadzasz. Po prostu lubię się bawić.
- Przecież to normalne w tych czasach, hyung - stwierdził Lael, najwidoczniej biorąc jej stronę. - Większość ludzi próbuje oderwać się od rutyny, nie pozwalając wciągnąć w pracę w wielkiej korporacji, najczęściej odbierającej marzenia, dając w zamian tylko pieniądze, z których tak naprawdę nie da się w pełni skorzystać. Już lepiej obrać drogę, którą kroczy twoja mama, niż poddać się władzy pieniądza.
Spojrzałem na tego mojego ,,zdrajcę", nie wiedząc, skąd nagle wytrzasnął takie mądrości. Owszem, miał rację, ale to nie zmieniało faktu, iż martwiłem się o tak ważną dla mnie osobę.
Taehyung. Jak nic to jego sprawka...
- Synu, jedz szybciej, bo musimy te laleczki związać. Nie pozwolę, by ten mądry chłopak cię opuścił przez twoje dziwne widzimisie - dodała spokojnie staruszka. - Dobrze, że zrobiłam te uprawnienia w Ameryce do udzielania ślubów, to mogę wam zrobić ceremonię i wszyscy będą szczęśliwi.
- Babciu, co to ceremonie? - zapytała Heeyeonnie, włączając się do dyskusji. Już zdążyłem zapomnieć, że dzieci to wszystko słyszą!
- To takie wydarzenie, które sprawi, że twój tata i Jeongguk będą parą już za zawsze.
- Czyli ślub? - upewniła się dziewczynka, co babcia potwierdziła. - A czy ja też mogę? Bo wujek Jimin będzie moim mężem! - krzyknęła zachwycona, a jej oczy aż błyszczały z podekscytowania.
- Oczywiście, że możesz - zapewniła ją moja mama, a ja już całkiem się załamałem.
- Musisz tylko poczekać do swoich osiemnastych urodzin, Heeyeonnie, o ile twój tata to zaakceptuje - dopowiedział szybko Jeongguk, chcąc chyba ratować tę sytuację. - A jeśli nie... Poczekasz jeszcze rok, do dziewiętnastych, i bez problemu wyjdziesz za Jiminnie'ego - wyjaśnił jej, na co mała szybko zaczęła liczyć na palcach, ile musi czekać.
Kto by pomyślał, że moje dziecko będzie się uczyć matematyki w takim celu...
- A o moje pozostanie u boku hyung'a proszę się nie martwić - powiedział elf, kierując te słowa bezpośrednio do ,,teściowej". - Nigdy nie zamierzam go zostawić - zapewnił, opierając się o moje ramię.
- I słusznie. Mój syn potrzebuje u swojego boku takiej osoby, jak ty.
- Ale ja chcę juuuuuż... - zamarudziła Heeyeon, która zdążyła się doliczyć tej ilości lat dzielącej jej od ślubnego kobierca.
- Kochanie, wiesz, że wujek Jimin musi zajmować się teraz wujkiem Yoongi'm... - wyjaśniłem jej cierpliwie, starając się jak najszybciej odwieźć ją od takich pomysłów.
- Babciu, a wiesz, że wujek Yoongi już nie lubi taty? Wujek powiedział, że tata mu wyrzucił jedzenie, ale wujek na pewno kłamczy. - Mała poinformowała babcię i nagle coś sobie uświadomiła. - Czy wujek Jimin też już nas nie będzie lubił? - zapytała przerażona.
- Heeyeonnie, Jimin zawsze będzie was lubił - zapewniłem szybko, nie chcąc, by zaczęła panikować z tak absurdalnego powodu.
- Yoongi... Yoongi... To ten redaktor? - upewniła się moja mama. - Nie lubiłam go. Miał jakąś negatywną energię wokół siebie.
- Mimo wszystko nadal uważam go za przyjaciela, więc proszę, nie mówcie o nim źle - poprosiłem, chcąc tym uciąć tę niewygodną dyskusję.
- Pan Yoongi lubi żartować, Heeyeonnie, nawet z takich rzeczy, dlatego nie wierz we wszystko co mówi - dodał Jeonggukie, głaszcząc swoją przyjaciółkę po włosach, na co ona pokiwała głową i przytuliła się do niego.
- Widzę, że dzieci cię lubią. Dobrze, dobrze, bardzo mi się to podoba.
Mama zaczęła opowiadać kolejną historię, jaka jej się przydarzyła przez ten rok, więc nadal słuchałem tego wszystkiego, nie mogąc uwierzyć, że osoba w jej wieku to wszystko tak spokojnie wytrzymuje. Dopiero, gdy skończyliśmy, kobieta oznajmiła, że najchętniej weźmie już prysznic i trochę odpocznie.
- Będziesz spała w sypialni, dobrze mamo? - powiedziałem, na co ona zmarszczyła nos niezadowolona.
- Żartujesz sobie? Rozwiń mi matę u moich wnuków, przecież nie będę wam łóżka zabierać. Rodziny może i nie powiększycie, ale na pewno chcecie mieć trochę prywatności w nocy - podsumowała, co mogłem skomentować westchnieniem, nie chcąc zaczynać tematu, bo znając ją, to gotowa była nawet udzielić rad, w jakich pozycjach się to robi najwygodniej. - Potrzebuję trochę waszych włosów. Przygotujcie mi je, a ja idę się umyć - dodała, nim wyszła z kuchni.
Bliźniaki pobiegły do swojego pokoju, aby móc dokładnie obejrzeć nowe zdobycze, a ja zacząłem sprzątać razem z ukochanym, czując psychiczne zmęczenie.
- I jak wrażenia? - zapytałem Jeongguk'a, który natychmiast wykorzystał okazję, iż zostaliśmy sami, więc przytulił się do mnie, dając buziaka w policzek.
- Masz cudowną rodzinę, hyung. Mamę szczególnie - zapewnił, chyba naprawdę pozytywnie do niej nastawiony. - Chociaż... nie wiem, czy chcę wyrywać sobie włosy - dodał, łapiąc za swoje kosmyki i zaśmiał się radośnie.
- Znając ją, to w nocy nam wytnie kępki jeśli ich nie dostanie... - wyjaśniłem mu, aż za dobrze znając pomysły tej kobiety.
To chyba go trochę wystraszyło, bo z pomocą magii podciął trochę włosów i wręczył mi je.
- Proszę, hyung, nie chcę tracić więcej włosów niż to konieczne.
Zaśmiałem się i położyłem kosmyki na blacie, zaraz sięgając po nożyczki z szuflady, by także pozbyć się kilku swoich.
- Jest trochę szalona odkąd nie ogranicza jej tata. Ale to dobra kobieta - zapewniłem.
- Pozytywnie szalona. I masz rację, hyung, jest naprawdę dobrą osobą, od razu to widać.
Podszedłem do młodszego, przerywając jego sprzątanie i przytuliłem się do jego pleców.
- No cóż, po kimś muszę być taki cudowny - zauważyłem ze śmiechem, oczywiście trochę z tym przesadzając. - Ale nikt nie jest tak wspaniały, jak mój ukochany - dodałem, składając na jego szyi buziaka.
Chłopak położył swoje dłonie na moich, a głowę oparł o moje ramię, na chwilę przymykając oczy z uśmiechem.
- Dziękuję, że tak mówisz, hyung. To bardzo miłe.
- Po prost prawdziwe. A jeśli przeżyjemy tę wizytę, to proponuję po wyjeździe mamy wziąć wspólną kąpiel - zaproponowałem, wracając już do sprzątania, aby móc jak najszybciej dołączyć do dzieciaków i upewnić się, że w ich zabawkach nie ma nic niebezpiecznego.
- Chętnie, hyung.
Spojrzałem w stronę elfa i posłałem mu zadowolony uśmiech.
Naprawdę się cieszę, że cię mam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top