rozdział 14

Dzisiaj szybciej, bo pędzę do Poznania i zaraz może mi bateria paść.

Yoongi

Moja standardowa, niedzielna pobudka na kanapie, tym razem trochę mi nie pasowała. Potrzebowałem chwili, aby zastanowić się, czy aby na pewno właśnie tak powinno to wyglądać. I oczywiście byłem w błędzie. Od kilku tygodniu budziłem się obok Jimina. I o dziwo nie miałem nic przeciwko temu. Chłopak nie kręcił się podczas snu i nie budził mnie niepotrzebnie, zawsze zachowując się tak, aby mnie niepotrzebnie nie denerwować. Dlatego gdy tym razem z nim nie leżałem, do tego w moim łóżku, a nie na kanapie, zacząłem powoli przyswajać do siebie fakty. Młodszy pojechał do ojca do Busan, zostawiając mnie samego, przez co moje nogi same zaprowadziły mnie pod barek. Nie miałem wyrzutów sumienia, skoro mnie tu zostawił, nawet jeśli obiecał być ze mną każdej soboty. Ale w ogóle się temu nie dziwiłem. W końcu sam zachowywałem się podobnie - najpierw coś mówiąc, dając nadzieję drugiej osobie, a później i tak robiąc swoje. Choć trochę to do niego nie pasowało. Niby zależał do tych uczciwych i raczej lojalnych ludzi. Niby...

To tylko smarkacz. Niech robi co chce.

Nie pozwoliłem sobie na dalsze analizy wczorajszego wieczoru, zastanawiając się tylko, czy już wrócił. I tak potrzebowałem pozbyć się nieprzyjemnego posmaku w ustach i całego potu na ciele. A podnosząc się z kanapy, aż mruknąłem cicho, niezadowolony, bo głowa bolała mnie bardziej niż zwykle.

Zbyt długa przerwa? Ile wypiłem?

Cztery butelki, leżące na podłodze, uświadomiły mi, że prawdopodobnie będę musiał uzupełnić później barek i na pewno mój ból głowy nie był spowodowany tą przerwą.

Podniosłem się w końcu na równe nogi, najpierw do sypialni po ubrania, a zaraz po tym prosto do łazienki. Mijając kuchnię, nie zauważyłem w niej Jimin'a, dlatego obiecałem sobie, że mimo wszystko zajrzę później do niego, może jeszcze śpi, nawet jeśli zegarek wskazywał prawie drugą po południu.

Dziesięć minut i byłem po prysznicu, kierując się leniwie prosto pod pokój dzieciaka, aby nie bawić się w żadne pukanie, a od razu nacisnąć na klamkę. Zdziwiłem się, gdy nie ustąpiła, nie wpuszczając mnie do środka. Zresztą, już sam fakt, że drzwi od jego sypialni były zamknięte, nie świadczył o niczym dobrym.

- Jimin? Śpisz jeszcze? – zapytałem na tyle głośno, by bez problemu to do niego dotarło, a jeżeli spał - by go oczywiście obudziło. Nawet jeśli wrócił nad ranem, powinien wstać o jakiejś jedenastej.

Dobra, nie analizuj tego, Yoongi.

- Zostaw mnie, hyung. – Jego zmęczony głos, który dobiegł tuż zza drzwi, wraz z pociągnięciem nosem, trochę mnie zdziwił.

Płacze? Po co?

- Dlaczego mam cię zostawić? – Zadałem mu kolejne pytanie, tym razem naprawdę licząc, że od razu uzyskam na nie odpowiedź, choć skoro ryczał, różnie mogło być. – Otwórz, Jimin – dodałem stanowczo, nie chcąc się z nim bawić w jakieś rozmowy przez drzwi, a woląc od razu go zobaczyć i ocenić, co mu jest.

Chłopak na szczęście ruszył się spod tych drzwi, powoli mi je uchylając i pokazując swój fatalny stan. Miał czerwone i spuchnięte oczy, na pewno od płaczu, a na jego policzku widniał powoli zmieniający barwę siniak, na razie nadal czerwony. Jimin omijał go podczas wycierania mokrych policzków rękawem, a ja nie rozumiałem, skąd to się w ogóle wzięło.

- Nie jesteś już zły, hyung? – zapytał cicho, jednak byłem zbyt zaaferowany tym niepotrzebnym uszkodzeniem, aby teraz rozważać, co młodszy ma na myśli.

Przybliżyłem się do niego, licząc, że nagle nie zamknie mi drzwi przed twarzą, i złapałem go za podbródek, by bez problemu przyjrzeć temu siniakowi.

- Co to za ślad? – Starałem się nie brzmieć ostro, nie będąc zmartwiony, a raczej zaskoczony? Po prostu w ogóle się tego nie spodziewałem.

Był u ojca, więc może to jego sprawka?

Chłopak skulił się albo przez mój dotyk, albo przez moje pytanie, dlatego po ponownym przyjrzeniu temu polikowi, puściłem go, żeby czuł się komfortowo.

- Nie pamiętasz, hyung?

- Powinienem? – Zmarszczyłem brwi, potrzebując jakichś wyjaśnień, skoro jego oczy mi mówiły, że to nie ojciec go tak urządził. Lub może to tylko moje złudzenie?

- Tego, że nie jestem już twoim chłopakiem, też nie pamiętasz? Ani tego, że wylałem do zlewu alkohol? – Wymienił kolejne fakty, chyba z wczorajszego wieczoru.

Nic mi to nie mówiło, dlatego początkowo zastanawiałem się, czy byłbym w stanie to w ogóle zrobić. I doszedłem naprawdę szybko do jedynego słusznego wniosku - raczej tak.

– Jeśli chcesz, to zaraz się spakuję i stąd wyniosę. I oddam ci pieniądze za tamten alkohol – dodał, nie patrząc już na mnie, a na podłogę. Musiałem być pewien na sto procent, więc na razie porzuciłem wszelkie działania.

- To ja cię uderzyłem? Za wylanie alkoholu? – dopytywałem, widząc jak kiwa głową, chyba znowu zaczynając się rozklejać.

Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Świetny sposób na „okazywanie mu uczuć", Yoongi. WSPANIAŁY.

- Kurwa. Przepraszam, Jimin. – Moje słowa i tak niewiele były warte. To czyny się liczyły, dlatego złapałem go za rękę, od razu zaczynając się z nim kierować do kuchni.

W zlewie zauważyłem butelki, o które chyba wczoraj poszło. Teraz wydane na nie wony niezbyt mnie obchodziły. Najpierw zająłem się jednak Jiminem, sadzając go na krześle i od razu zmierzając do lodówki, by wyjąć lód z zamrażarki i przełożyć do ręcznika. Takie okłady na pewno mogły uśmierzyć mu trochę ból, choć niczego więcej nie zapewniały. Dopiero, gdy chłopak przyłożył ten okład do policzka, sycząc cicho z bólu, udałem się do zlewu, by wylać do końca zawartość tych butelek i odłożyć je do szafki pod zlew, aby później wyrzucić.

Nie wróciłem do niego tak szybko, zatrzymując się przy tym zlewie na minutę lub dwie, myśląc o całym incydencie i wzdychając.

Może też powinienem już siedzieć w więzieniu? Albo najlepiej odesłać gdzieś Jimina... Tylko gdzie on polezie? Hoseok ma dzieci i tego swojego „brata przyjaciela za studiów"... A ojciec się na niego wypiął...

- Hyung... Rozumiem, że mnie nie chcesz... ale proszę, pozwól mi sobie pomóc – wymruczał dzieciak, przerywając moje rozważania i pociągając tuż po tym nosem, przez co zacząłem się kierować po ręcznik papierowy.

- Zapomnij o wszystkim, co powiedziałem po pijaku – rozkazałem mu, urywając trochę tego ręcznika i zaraz mu podając, żeby wysmarkał nos.

- Czyli... czyli nadal jesteśmy... razem?

- No taaa – uświadomiłem go, wiedząc, że gdy jestem pijany, byłem skłonny do gadania głupot. I ta na pewno była jedną z nich. – Spałeś? Chodź się przespać – dodałem, chcąc w ten sposób zakończyć naszą rozmowę.

Wyciągnąłem do niego rękę, którą złapał. Jednak zamiast ze mną ruszyć, przytulił się do mnie powoli, jakby badając, czy może sobie pozwolić na taki gest.

- Pomogę ci, hyung. Nie pozwolę, byś znowu się upił. Nawet jeśli znowu mnie uderzysz – zapowiedział, chyba stwierdzając, że skoro raz to zrobiłem, będę go bił regularnie.

- Jimin. Nie przesadzaj. Jeśli znowu się upiję, masz po prostu do mnie nie przychodzić.

- Nie, hyung. – Nagłe odsunięcie i próba nawiązania ze mną kontaktu wzrokowego, sprawiła, że pozwoliłem mu na to jedynie na kilka sekund, nie lubiąc w ten sposób rozmawiać, szczególnie na takie tematy. Dlatego moje spojrzenie zawiesiło się gdzieś na kuchence obok nas. – Proszę. Pozwól sobie pomóc. Kocham cię, hyung, i nie mogę znieść myśli, że któregoś razu zrobisz sobie przez to krzywdę – biadolił, przez co musiałem go o czymś uświadomić.

- Gdybyś tu był, do niczego by nie doszło.

- Nie będę już wychodził w soboty. Obiecuję, hyung.

Jasne.

- A teraz pójdziesz się przespać. – Znów próbowałem go odesłać, zabierając dłonie z jego ramion i patrząc tylko jak kiwa głową.

- Zjedz coś, hyung – poprosił jeszcze, zaczynając tuż po tym kierować się do swojego pokoju, zostawiając mnie w końcu samego ze swoimi myślami.

Nie rwałem się do przygotowywania sobie śniadania. Wolałem przemyśleć to wszystko i zastanowić się, czy naprawdę czuję coś więcej do tego dzieciaka, skoro bez problemu sprezentowałem mu taką pamiątkę po sobotnim wieczorze. To, że chętnie spędzałem z nim czas, nic nie znaczyło. A do łóżka mogłem pójść z każdym. I nawet jeśli było mi z nim lepiej niż z innymi, po prostu mógł mnie bardziej pociągać, nic więcej.

Do niczego w ten sposób nie dojdę. Po prostu powinienem SPRÓBOWAĆ. I tyle.

Nie rozmyślałem nad tym dłużej, zabierając się za obiad, bo na śniadanie było już za późno. Chciałem, aby przespał chociaż te cztery lub pięć godzin, zjadł i znów wrócił do łóżka, dlatego szybko zmieniłem zdanie, jedząc coś lekkiego i udając się do swojej sypialni, by zająć pracą. Dopiero, gdy zbliżała się dziewiętnasta, odłożyłem wszystkie papiery, wyłączając laptopa i zabierając się tym razem za kolację. A kiedy była już gotowa, udałem się do jego pokoju, siadając przy zwiniętym w kulkę chłopaku, którego włosy sterczały we wszystkie strony, a kołdra leżała między jego nogami, przytulana przez jego ręce.

Nie zastanawiałem się na tym długo, po prostu lekko go szturchając, co wystarczyło, by od razu rozchylił oczy, zaczynając po powoli siadać na łóżku.

- Tak, hyung? – zapytał zaspany, gdy jego oczy skupiły się już na mojej twarzy.

Chciałem, aby dał mi jeszcze chwilę na zastanowienie nad tym wszystkim, dlatego położyłem mu rękę na ramieniu, kładąc go z powrotem i prosząc, aby leżał na razie. Próbowałem ubrać wszystko w odpowiednie wyznanie, które na pewno będzie zgodne z tym, co czuję.

- Zachowuję się zupełnie jak mój ojciec. A skoro cię uderzyłem... nie wiem, czy chcę być dla ciebie zagrożeniem, Jimin. Wiem, że sam nie dasz sobie rady, jednak boję się, że mógłbym zrobić ci coś gorszego. – Mówiąc to wszystko, nie wymagałem od niego współczucia, pomocy lub odejścia. Po prostu chciałem, aby wiedział, jak patrzę na wczorajszą sytuację.

- Ufam ci, hyung. Wiem, że razem damy radę z tym walczyć – stwierdził, wyrywając się znów do góry, by przytulić do mnie.

Objąłem go, ale tylko na chwilę. W końcu nie przyszedłem tu na takie czułości.

- Zobaczymy, Jimin. Na razie chodźmy zjeść – poprosiłem, wyplątując się z jego rąk, by wstać i zacząć kierować do kuchni. Znów przypomniałem sobie swoje myśli, powtarzając je kilkakrotnie. Kiedy chłopak usiadł już przy stole, znów stworzyłem mu okład, a przy podawaniu, ponownie go przeprosiłem, łapiąc za rękę, by po niej pogłaskać.

- Nie myśl o tym, hyung. Zagoi się – stwierdził, gdy ja już udawałem się do kuchenki, by nałożyć nam jedzenie.

Jimin po prostu za nie podziękował, gdy wszystko ustawiłem na stole. I zabraliśmy się za jedzenie, przez pierwsze minuty skupiając tylko na tym. Oczywiście kiedy zobaczyłem, że zjadł połowę, znów SPRÓBOWAŁEM.

- Jesteś dziś zajęty? Spędzimy później trochę czasu razem?

Dzieciak pokręcił przecząco głową, nadal trzymając lewą ręką okład, a prawą pałeczki.

- Muszę tylko wysłać ci w mailu rysunki do nowego rozdziału, hyung, bo wczoraj... nie miałem do tego głowy.

- Nie szkodzi – zapewniłem, jak nigdy. Ale tym razem była to moja wina, poza tym nie mogłem go traktować tak jak reszty. Powinien być dla mnie... tym, kim był kiedyś Hoseok. – Teraz będę musiał posiedzieć trochę nad papierami, ale jak skończę zamówimy co tam lubisz, zjemy i posiedzimy razem. Chcesz?

- Chcę, hyung – odpowiedział z uśmiechem, którego dzisiaj jeszcze nie widziałem. I wcześniej nawet nie byłem świadomy tego, że za nim... tęsknię.

Co go najbardziej rozwesela? Żarty? Komedie? Rysowanie? A może muzyka? Jaką lubi? Czy czegoś w ogóle słucha? A jeśli tak, czy...

- Jeszcze dużo o tobie nie wiem... a chciałbym, Jiminnie – zauważyłem, sięgając ręką do jego włosów, by zaczesać je za jego ucho. Takie gesty były raczej normalne dla par, czasami powinienem SPRÓBOWAĆ go nimi obdarzać.

- Mamy na to czas, hyung. Teraz, gdy dałeś mi szansę, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – stwierdził radośnie, odrobinę mnie tym rozbawiając, otrzymując w odpowiedzi jedynie pokręcenie głową, niedowierzające w jego słowa.

I nie chcę, Jimin, nie chcę.



Hoseok

Noce wcale nie robiły się chłodniejsze, więc razem z Jeonggukie'm mogliśmy siedzieć na tarasie, gdy dzieci poszły spać. Już w piątek mój dzielny elf będzie pisał pierwszy z egzaminów wstępnych. Wierzyłem, że bez problemu je zda. Nie wiem jednak, dlaczego mnie ten fakt stresował. Co prawda oznaczało to, że czeka nas jeszcze mniej czasu razem, ale chciałem, by chłopak robił coś, co sprawi mu przyjemność. A skoro wybrał studiowanie, niech będzie i tak. Ważne, by był szczęśliwy.

Obejmowałem moje słoneczko w pasie, przytulając do siebie z uśmiechem i szeptałem, jak bardzo go kocham. Snuliśmy dalekie wspólne plany, opowiadałem mu, dokąd chcę go kiedyś zabrać, a w międzyczasie całowaliśmy się delikatnie. W pewnym momencie zauważyłem, jak w pobliżu Jeongguk'a pojawił się mały świetlik, więc trochę za mocno przysnąłem go do siebie, przez co chłopak wylądował na mnie. Przeprosiłem go szybko i zaproponowałem, byśmy poszli już do sypialni, bo rano muszę jak zawsze zawieźć dzieciaki do szkoły. Zerknąłem jeszcze raz na owada, który chyba nie był zainteresowany nami, przez co odetchnąłem z ulgą i wszedłem już do środka razem z ukochanym.

Następnego ranka obudziłem się, przeciągając na miękkim materacu. Szybko uchyliłem jedno oko, aby namierzyć mojego elfa, jednak nie było go przy moim boku. Podniosłem się do siadu i rozejrzałem, ale nie siedział przy biurku, ani w garderobie. Wstałem więc i ruszyłem do łazienki, by załatwić poranne potrzeby, a w duchu modliłem się, by moje przeczucia się nie sprawdziły. Jednak gdy zszedłem do kuchni w celu przygotowania śniadania dla moich aniołków, wszystko okazało się jasne.

Jeonggukie siedział w mini oranżerii na poduszce, a stolik, wolne poduszki i kilka rzeczy z kuchennego blatu, lewitowały metr nad swoimi miejscami. Sam chłopak miał lekko rozczochrane włosy i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie były one całe białe. Jęknąłem na ten widok.

A jednak...

Skupiłem się na chwilę na fruwającej w powietrzu tarce, ale zaraz szybko wróciłem spojrzeniem do ukochanego. Zaciskał pięści na kolanach, a zaczerwienione oczy sugerowały, iż płakał.

- Nie mogę... nie mogę tego postawić, hyung. Nie panuję nad swoją magią - powiedział wystraszony, a zaraz po tym kichnął potężnie. Koszula, którą zakładałem do spania, w jednej chwili zniknęła.

No ładnie.

- Wiem, Jeonggukie, spokojnie. Staraj się za wiele nie myśleć - poinstruowałem go, patrząc na meble. - To, o czym myślisz w czasie kichnięcia, może się spełnić. Bardzo ładne włosy, kochanie - dodałem, uśmiechając się do niego.

Jednak lewitujące meble nadal pozostały problemem. Podrapałem się po podbródku.

- Tylko jak to teraz ściągnąć... - mruknąłem do siebie.

Kątem oka widziałem, jak Lael pięścią próbuje chwycić jeden z kosmyków, aby móc na nie zerknąć.

- Białe? - zapytał zdziwiony. - I przepraszam, hyung, to... Nie myślałem o... Ja wcale nie... - zaczął się tłumaczyć, ale ostatecznie jęknął cicho, uciekając do kąta. Niestety tam znów kichnął, ale dobre było to, że dzięki temu meble i przyrządy z blatu wróciły z hukiem na swoje miejsca.

- Przepraszam! - krzyknął, kuląc się jeszcze bardziej, a jego włosy zmieniły kolor na róż.

Nie musisz się tłumaczyć, że chcesz mnie rozebrać, kochanie. Też chcę to zrobić, gdy cię widzę.

Podszedłem do niego szybko i zacząłem uspokajająco gładzić te kolorowe kosmyki.

- To tylko niegroźna alergia, kochanie. Nic się nie martw, to normalne dla elfa - zacząłem, chcąc mu wytłumaczyć, co się dzieje.

Opisałem tę chorobę w jednej z bajek na dobranoc. Siostra Jeongguk'a była na nią chora i przez przypadek spowodowała, że wielki tort wybuchnął na przyjęciu w pałacu, a biedny kucharz zawisł za fartuch na żyrandolu. Nie sądziłem jednak, iż może ona się pojawić w naszym świecie.

Chłopak otworzył najpierw jedno, a potem drugie oko, jakby bał się, że nagłe otwarcie obydwu spowoduje katastrofę.

- Zniszczę cały dom - jęknął, na co pokręciłem przecząco głową. Trochę zbyt gwałtownie, bo przeraziła mnie taka wizja.

- Nic się nie stanie, jeśli nie będziesz myślał o tym. Chodź. Położysz się do łóżka. Musisz tylko zająć czymś swoje myśli. Czymś dobrym. To potrwa tylko trzy dni, więc to wcale nie tak długo...

Całe szczęście, że tylko trzy dni, bo za cztery są te jego egzaminy...

- Trzy dni? - Ponownie jęknął, robiąc przy tym wielkie, wystraszone oczy. - To za długo, hyung. Muszę się uczyć i pracować, nie mogę chorować!

- Przerwa od pracy ci nie zaszkodzi. A nauka na pewno skutecznie zajmie twój umysł... - stwierdziłem, mając nadzieję, że się nie mylę. No, o ile przez czytanie książek nie pojawią się w naszej sypialni wnętrzności jakichś zwierząt, to powinno być w porządku...

- Poza tym nic na to nie poradzisz. Za późno się wczoraj zorientowałem, że świetliki przyleciały - wyjaśniłem, naprawdę czując się odpowiedzialny za jego obecny stan.

- Świetliki, hyung? - zapytał, gdy pomogłem mu wstać, a wtedy natychmiast się we mnie wtulił. Czułem na plecach, jak zaciska pięści.

- Elfy mają na nie uczulenie. Te stworzonka mają w sobie magię niekompatybilną z waszą, nie możecie ich ruszyć. Gdybyś chciał je wyczarować, nic by się nie stało. Po dotknięciu jednego z nich przestajesz kontrolować magię. A zaciskanie pięści nic ci nie pomoże, słońce - wyjaśniłem spokojnie, całując go we włosy.

Wydaje mi się, czy pachną malinami?

Usłyszałem kolejne jęknięcie, jednocześnie czując rozluźniane palce na moich plecach.

Moje biedne kochanie.

- Może powinienem... Przebywać w pustym pokoju, hyung? Na zewnątrz na pewno wyrządzę więcej szkód... Takie użycie magii szybko mnie osłabi... - zauważył, mocno przybity tym wszystkim.

- I tym lepiej, kochanie. Dzięki temu odpoczniesz. Połóż się w sypialni, a ja odwiozę dzieciaki do szkoły, dobrze? - zaproponowałem, wiedząc, że niestety jego choroba nie zwalnia mnie z moich obowiązków. - Staraj się myśleć o takich rzeczach, jak tworzenie nowych stref bezpieczeństwa dla zwierząt w lesie. To na pewno im pomoże.

Chyba moja propozycja mocno mu się spodobała, bo pokiwał głową, posyłając mi w końcu radosny uśmiech. Nie mogłem go nie odwzajemnić, a zaraz potem nasze usta spotkały się w słodkim cmoknięciu. Jednak ledwo się odsunąłem, a elf kichnął potężnie, sprawiając tym samym, że stałem już przed nim... nago. Jego włosy się zrobiły czerwone pod kolor policzków.

- Przepraszam! - krzyknął i popędził po schodach, a kiedy usłyszałem trzaśnięcie drzwi sypialni, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.

Oj, Jeonggukie, chyba w końcu dasz się przekonać na tę wspólną noc.

Założyłem szybko spodnie, które leżały przy moich nogach i poszedłem obudzić brzdące, prosząc, by ubrały się w mundurki, a sam przygotowałem śniadanie, którego część zapakowałem im do pojemniczków, by zjadły również w szkole.

Podróż do placówki odbyła się przy wtórze recytowania angielskiego alfabetu. Naturalnie musiałem wyjaśnić dzieciom, dlaczego Lael nam dzisiaj nie towarzyszy, a przejęta jego stanem Heeyeonnie obiecała, że na plastyce przygotuje laurkę dla swojego przyjaciela. Wysadziłem smyki przed bramą i pomachałem na pożegnanie, po czym udałem się do sklepu, w którym mój chłopak pracuje. Akurat zastałem właścicielkę, więc wyjaśniłem jej, że Jeongguk niestety źle się czuje i leży w łóżku z wysoką gorączką. Kobieta na szczęście uwierzyła i prosiła, bym przekazał mu życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Kupiłem kilka rzeczy, by zjeść z elfem śniadanie, po czym wróciłem do domu. Przygotowałem spory posiłek, aby moje słońce nabrało trochę siły, choć takie niekontrolowane zużycie magii pewnie i tak będzie trzymać go w łóżku przez najbliższy czas.

Razem z tacą pełną jedzenia, udałem się do sypialni, w której zastałem drobne przemeblowanie. Nic nie stało tam, gdzie powinno. No i podłoga zmieniła kolor, ale to szczegół.

Podszedłem do łóżka, gdzie leżał mój chory ukochany. Wokół jego głowy latały małe iskierki, a włosy znów zmieniły kolor, tym razem na niebieski. Chyba zmienia też ich zapach, bo teraz czuję morze.

Chłopak odstawił czytaną książkę, a ja położyłem na szafce nocnej, która na szczęście nadal stała obok łóżka, tacę ze śniadaniem.

- Jak się czujesz, kochanie? - zapytałem, pochylając się, aby móc go pocałować.

Natychmiast przytulił się do mnie, jakby moja bliskość miała powstrzymać go przed kichaniem.

- Nie mam już siły. I znów przepraszam. Jak wyzdrowieję, wszystko naprawię, hyung.

- Proszę cię tylko, byś się nie martwił takimi rzeczami. To przecież nic złego - zapewniłem spokojnie. Ani trochę nie martwiłem się o powrót wszystkiego do poprzedniego stanu. Wiedziałem, że będzie potrafił to naprawić. - Zjedz coś, proszę. Zaraz pewnie zaśniesz.

- Dziękuję, hyung - powiedział z uśmiechem, ale odsunął się opornie i niechętnie. Potrzebował jednak posiłku, dlatego podsunąłem mu tacę. Nie zdążył jednak wziąć nawet kęsa, bo znowu kichnął, a ja tak samo jak z samego rana - straciłem koszulkę. Roześmiałem się, a zawstydzony Lael odwrócił ode mnie, żując kęs kanapki. Nawet nie fatygowałem się z ponownym ubieraniem, skoro woli, bym chodził w ten sposób. Zamiast tego wziąłem do ręki miseczkę z warzywami i zacząłem go karmić, samemu podjadając co kilka kęsów.

Elf jadł spokojnie, co jakiś czas sprawiając, że kolejny mebel podniósł się pod sufit, ale ignorowałem to. Przynajmniej dopóki tym razem nie zniknęła jego koszulka.

- Gdybym się nie bał, że wylądujemy w przestrzeni kosmicznej, to prawdopodobnie już bym leżał z tobą pod kołdrą. A raczej nie tylko leżał - oznajmiłem, biorąc kilka kęsów słodkich ziemniaków.

- Hyung... To nie tak... - zaczął cały czerwony, ale szybko się zmieszał. - I nie mów o przestrzeni kosmicznej, proszę - dodał szybko.

- Myśl o stworzeniu jakiegoś nowego źródła wody w Afryce. Chociaż nie wiem, czy to nie wymagałoby zbyt wielkiej magii - podpowiedziałem, zastanawiając się, ile dobrego tak naprawdę mogłaby zrobić magia Jeongguk'a. Czy jeśli jego moc urośnie maksymalnie, będzie w stanie naprawić wszystkie szkody, które ludzie wyrządzili środowisku?

- Może nowe siedliska dla ptaków? No wiesz, karmniki w mieście, by miały co jeść - zaproponowałem, by zajął się póki co czymś bardziej realnym.

- Karmniki - jęknął, opierając się o poduszkę. Był zmęczony, jakby przebiegł maraton. - Teraz myślę o łóżku w przestrzeni kosmicznej, hyung... Oczywiście z tobą - dodał nieco ciszej.

- Tylko nie w kosmosie, błagam... - Również nie mogłem powstrzymać jęku. Miałem lęk wysokości, z którym musiałem się mierzyć, aby ratować moje dzieci, ale tak odległość od bezpiecznego podłoża, to dla mnie stanowczo za dużo! - Już lepiej, by moje włosy zmieniły się w rośliny...

- Hyung'a włosy w rośliny... - powtórzył, a niemal natychmiast po tym kichnął. Poczułem, jak po moich kosmykach coś zaczyna się wić.

No i masz Hobi kwiatka.

Dotknąłem tego nowego dzieła, aby sprawdzić, czy to na pewno rośliny, a następnie przyłożyłem dłonie do podbródka, tworząc z nich literę v.

- Czyż nie wyglądam słodko? - zapytałem, fundując mu aegyo, na które zwykle porywałem się tylko w czasie zabawy z córką. I kiedyś dla Sunmi.

Lael roześmiał się wesoło.

- Cool, hyung - stwierdził, zabawnie akcentując angielskie słowo. Pomimo zmęczenia przysunął się i przytulił, całując mój policzek, śmiejąc się przy tym słabo.

Wiedziałem, że zaraz zaśnie. Tylko w czasie choroby elfy wchodziły w stan bardziej podobny do snu niż medytacji. Dlatego też nakarmiłem go jeszcze trochę, a gdy zaczął już odpływać, odłożyłem tacę i wgramoliłem się na łóżko, przytulając do siebie chłopaka.

- Odpocznij, kochanie - poprosiłem, a on kichnął ostatni raz i zasnął.

Zaśmiałem się, bo ostatnimi myślami mojego ukochanego było rozebranie nas do naga.

Wyzdrowiej mój elfie. A potem pokażę ci, jak bardzo cię kocham.



Yoongi

Nie mogłem wiecznie unikać ponownego spotkania z Hoseok'iem. Wiedziałem, że nie będzie to zbyt przyjemne doświadczenie, jednak prędzej czy później, życie musiało się postarać o skrzyżowanie naszych dróg nie tylko na spokojną drogę mailową, bez jego oczu, uśmiechu i głosu. Oczywiście nie chciałem wybierać się do niego sam, proponując to również Jimin'owi, który jak najbardziej rwał się do odwiedzenia nie tylko swojego hyunga, a także tego „brata przyjaciela ze studiów", z którym chyba się kolegował. Przynajmniej tak mi mówił.

Ogólnie dzięki spędzeniu z nim większej ilości czasu, nie tylko na seksie, poznałem jakieś tam jego inne zainteresowania i podobne pierdoły, których starałem się nie zapominać. Częściej też okazywałem mu „uczucia", całując lub przytulając więcej niż dwa, trzy razy w tygodniu, co na pewno sprawiało mu dużo radości, a mnie powoli do TEGO przekonywało. Po prostu próbowałem odnaleźć się w normalnym związku, nawet jeśli czasami zadawałem sobie pytanie: „Po co?". A blondyn, krzątający się po moim mieszkaniu, wydawał się najlepszą odpowiedzią na nie.

Moje sceptyczne nastawienie do współpracy z Hoseok'iem, odbiło się na moim humorze. Nawet na niego nie spojrzałem, gdy otworzył nam drzwi do swojego domu. Burknąłem tylko jakieś powitanie, kierując się od razu do naszego stałego miejsca pracy, gdzie zająłem jedną z poduszek, wyjmując kopertę z teczki z plikiem kartek.

Nasza rozmowa ograniczała się do pracy i standardowych uprzejmości, po których otrzymałem filiżankę kawy. Jimin dość szybko zapytał też o Jeongguk'a, a gdy Hoseok go uświadomił, że jego przyjaciel jest chory i leży w łóżku, dzieciak natychmiast poleciał na górę, by dotrzymać mu towarzystwa choć przez chwilę. Mogliśmy dzięki temu powrócić do przerwanego zajęcia, które chciałem skończyć jak najszybciej i wrócić do domu. Chyba jeszcze nigdy nie pragnąłem stąd wyjść po spędzeniu z Hoseok'iem zaledwie kilkunastu minut.

Poprawianie błędów ponownie przerwało nam czyjeś przybycie. Jung zwrócił wystraszone spojrzenie w stronę wejścia, dlatego i moje oczy tam powędrowały, widząc...

„Brata przyjaciela ze studiów" W SZPICZASTYCH USZACH i białych włosach z... moim Jimin'em na rękach... DWUDZIESTOCENTYMETROWYM I WYSTRASZONYM.

Młodziak ukłonił mi się nisko, przytulając przy tym małego Jimin'a do swojego torsu, a zaraz po tym spojrzał znów na Hoseok'a, będąc równie wystraszony, jak sam gospodarz domu.

- Hyung... Jiminnie mnie zaskoczył i... Przepraszam – wymruczał skruszony Jeongguk, choć bardziej niż jego słowami, byłem zajęty przyglądaniem się mojemu miniaturowemu chłopakowi, który zakrywał swoje nagie ciało jakąś chusteczką.

Co to kurwa jest?

Hoseok zerwał się z miejsca, jak tylko usłyszał wyjaśnienia tego smarka.

- Hobi hyung... Dlaczego wszystko jest takie wielkie? – Cienki głos, którym teraz Jimin dysponował, zszokował mnie jeszcze bardziej.

- Jeonggukie niechcący cię zaczarował, Jiminnie – wyjaśnił Jung, gdy ja nadal próbowałem przyswoić informację, że ten „brat przyjaciela ze studiów" ma szpiczaste uszy, których przy mojej poprzedniej wizycie nie posiadał.

Zaraz, zaraz. Zaczarował? Ale...?

Jeongguk nagle kichnął, a oprócz zmienienia koloru swoich włosów na fioletowe, w tym samym momencie w kuchni pojawiły się wiewiórki. Co więcej, dzieciak chyba zaczął tracić po tym przytomność, bo jego ciało opadło do tyłu. I gdyby nie szybka reakcja Hoseok'a, który złapał zarówno Jeongguk'a, jak i Jimin'a, obaj wylądowaliby na podłodze, robiąc sobie zapewne krzywdę.

Przetarłem oczy, powoli skłaniając się ku teorii, że to zwykły sen, z którego zaraz się wybudzę. Jednak zbyt wiele elementów zgadzało się z moimi wcześniejszymi ustaleniami, przez co już sam nie wiedziałem, co się tu dzieje.

- Zaraz wam wszystko wyjaśnię – zapewnił lekko spanikowany Jung, odstawiając dwudziestocentymetrowego Jimin'a na podłogę, a Jeongguk'a złapał pod kolanami i plecami, przenosząc go na kanapę.

Przez nieodrywanie spojrzenia od tych szpiczastych uszu, przez które zacząłem dopasowywać więcej nietypowych wydarzeń i cech jego wyglądu do pewnej osoby, o której dość często czytałem, nie zauważyłem, gdy jedna z wiewiórek zaczęła gonić Jimin'a. Spanikowany chłopak szybko znalazł się przy mojej nadal siedzącej osobie, krzycząc, abym go ratował.

Początkowo po prostu wpatrywałem się w małego blondyna, nie potrafiąc ruszyć choćby ręką. Dopiero gdy to wredne, rude stworzenie, faktycznie zamierzało rzucić się na Jimin'a, objąłem go ręką, starając się być przy tym delikatny i podnosząc go do góry.

- Co to za głupi sen? – zapytałem sam siebie, patrząc na jego miniaturową twarz i ręce, które teraz obejmowały moje palce. Chłopak trochę się trząsł, dlatego przełożyłem go na drugą dłoń, asekurując tą pierwszą.

Hoseok w tym czasie zajął się wyganianiem wszystkich wiewiórek, a kiedy skończył, wrócił do nas, chyba chcąc w końcu wszystko wyjaśnić.

- Chyba... muszę wam powiedzieć prawdę. Jeongguk nie jest bratem mojego przyjaciela ze studiów. To Lael. Prawdziwy elf, który jest obecnie chory i nie kontroluje swojej magii – wyznał, na co wstałem powoli, mrużąc oczy.

Nie wierzyłem w takie bzdury jak duchy, wróżki, czy inne fanaberie. Ale skoro Lael Ilphelkiir tutaj był i miałem na to namacalny dowód, leżący obecnie na kanapie, nie skupiałem się na zjawiskach nadnaturalnych, a słowach Hoseok'a.

- Wiedziałem, że kłamiesz z tym „bratem". Skąd on się tu wziął?

- Nie mam pojęcia, hyung... Po prostu... zjawił się.

- I czaruje? – wtrącił się Jimin, zarówno przerażony, jak i zaciekawiony.

- Tak... Jiminnie, przepraszam, nie sądziłem, że cię zaczaruje.

- Nie... Nic nie szkodzi – zapewnił blondyn, którego znów zacząłem obserwować. Chyba zdał sobie sprawę z tego, że tylko moja ręka służy mu teraz za „ubranie", bo zgubił chusteczkę w czasie ucieczki przed gryzoniem. – Hyung... nie masz jakichś ubranek w moim rozmiarze? – dodał, a jego twarz zamieniła się w pomidor koktajlowy. Nie dosłownie - po prostu były teraz tego samego rozmiaru.

- A waga nadal taka sama – zażartowałem, pozwalając swoim palcom pociągnąć go za włosy, aby jakoś zrównoważyć powiedzenie mu komplementu. Oczywiście zaraz ponownie go zakryłem, aby nie czuł się niekomfortowo przy mnie i Jung'u. – Mogłeś go ostrzec, Hoseok. Albo kazać zostać – zauważyłem, trochę wkurzony jego lekkomyślnością i niezatrzymaniem Park'a, gdy nagle wyrwał się do Jeongguk'a na górę.

- Wyczerpał rano energię, myślałem, że nadal śpi... Naprawdę przepraszam – powiedział, kłaniając się przy tym. I możliwe, że coś z mojej miłości do niego pozostało, bo nie potrafiłem się dłużej gniewać. Nie na Hoseok'a. I od niedawna - nie na Jimin'a. – Jiminnie, Heeyeonnie ma lalki w twoim rozmiarze... ale one noszą sukienki – dodał, proponując mu dość dziwny alternatywny ubiór. Blondyn patrzył to na mnie, to na Hoseok'a, chyba nie wiedząc czy ma inny wybór, niż założenie tej sukienki.

Raczej nie.

- Nie mam zamiaru jechać do sklepu i kupować garnituru dla lalki. Hoseok, prowadź do tych sukienek – zarządziłem, nawet sobie nie wyobrażając choćby przekroczenia progu jakiegokolwiek sklepu z zabawkami.

To nie ja poleciałem jak głupi do Jeongguk'a, niech teraz trochę pocierpi.

Ruszyliśmy z Hoseok'iem na górę, gdy Jimin nadal siedział na mojej ręce, obejmowany przez tę drugą. Czułem, że całe jego ciało było naprawdę ciepłe, dzięki czemu wiedziałem, że jest zawstydzony, zapewne wizją noszenia sukienki.

Wybór ewentualnych ubrań dla blondyna nie był zbyt różnorodny. Jimin starał się zdecydować na coś najmniej kobiecego, choć nie sądziłem, aby jasnoniebieska, wiktoriańska suknia do kolan, się do nich zaliczyła. Po prostu nijak tego nie komentowałem, pozwalając młodszemu się ubrać, zaraz słysząc jak wzdycha, gdy poprawił wszystko podtrzymując materiał tej sukienki.

- Dziękuję, Hobi hyung... Czy długo to potrwa?

- Jutro wieczorem, po egzaminach, przyjadę z Jeonggukie'm, by cię odczarował, dobrze? – Hoseok bardziej niż do Jimin, powiedział to do mnie. I nieważne, jak bardzo nie chciałem ich wizyty, tym razem musiałem się na nią zgodzić, po prostu przytakując głową.

- Chyba wystarczy nam wrażeń na dzisiaj. Poradzisz sobie z resztą? – zapytałem, nadal niezbyt zadowolony z całej tej sytuacji, choć starałem się pozostać profesjonalistą, nie zapominając, że miałem mu pomóc z rozdziałem.

- Tak, hyung. Naprawdę przepraszam – powiedział po raz trzeci lub czwarty, znów się kłaniając, jednak zupełnie niepotrzebnie.

Zacząłem się zastanawiać nad przetransportowaniem Jimin'a do domu, szukając najbezpieczniejszego miejsca dla niego. A kieszeń swetra, tuż przy moim sercu, zdawała się najlepszym i najwygodniejszym miejscem dla dwudziestocentymetrowego chłopaka. Oczywiście to tam go przeniosłem, pozwalając jeszcze powiedzieć coś do Hoseok'a, zanim nie zakończyłem tej wizyty.

- Nie martw się, Hobi hyung. To... to nic wielkiego – stwierdził z uśmiechem, łapiąc dłońmi materiał mojego swetra, by przytulić się do mojego ciała, kiedy obserwowałem go przy tym uważnie.

- Taaaa, to naprawdę MAŁY problem – ironizowałem, choć z niewielkim uśmiechem, bo zauważyłem, że Jimin naprawdę pasował do takiego wzrostu.

Pacnąłem go lekko palcami po głowie, żegnając się już z Hoseok'iem krótkim: „Na razie", by skierować po swoją teczkę i zaraz po tym udać do śpiącego na kanapie Jeongguk'a. Wykorzystałem pozostanie Hoseok'a na górze, by sprawdzić, czy te uszy „Lael'a" są prawdziwe. Ale po lekkim pociągnięciu jednego z nich i sprawdzeniu, czy między włosami nie kryje się jakieś ich zakończenie, świadczące o dobrze przymocowanej nakładce, stwierdziłem, że to raczej prawdziwy elf. I nic więcej nie potrzebowałem, udając się do samochodu i każąc Jimin'owi trzymać się mojego swetra, żeby się nie uszkodził i później nie narzekał na złamaną nogę albo rękę.

Przez połowę drogi do mieszkania, nie mogłem się powstrzymać od przeklinania Hoseok'a i tego całego Lael'a. Jimin tego dzielenie wysłuchiwał, nie przerywając mi, oczywiście dopóki nie zamilkłem na chwilę, zastanawiając się nad powodem pojawienia kogoś takiego w naszym świecie. Blondyn od razu to wykorzystał, sięgając do mojego policzka, który pacnął kilkakrotnie, chcąc zwrócić moją uwagę.

- Hyung, czy jestem gruby? – zapytał, już zaczynając mnie denerwować.

- Zaraz zleję cię jakimś spinaczem, Jimin, obiecuję.

- Ale sam powiedziałeś, że ważę teraz tyle samo... Powinienem mniej jeść?

Jak tylko dotrzemy do domu, naprawdę pierwsze co robię, idę po ten spinacz.

- Powinieneś uprawiać ze mną więcej seksu – uświadomiłem go, uśmiechając się do siebie zadowolony, nie patrząc oczywiście na niego, bo starałem się skupiał w pełni na drodze.

Taki komentarz chyba na niego podziałał, bo chłopak ukrył się z powrotem w mojej kieszeni, przez chwilę siedząc cicho.

- W tym stanie to raczej niemożliwe – stwierdził po tych kilku sekundach ciszy.

- Zobaczymy – oznajmiłem mu, bo oprócz zlania go spinaczem, miałem jeszcze kilka innych działań na myśli.

Blondyn nie posiedział w swoim bezpiecznym schronieniu zbyt długo, znowu się wychylając, co widziałem kątem oka.

- Hyung, jestem obecnie wielkości twojego penisa... - zauważył zmieszany, trochę mnie tym rozbawiając, choć bardziej denerwując. – Zabijesz mnie, jeśli spróbujesz coś zrobić – dodał wystraszony, jakbym naprawdę już mu oznajmił, że spróbuję w niego wejść.

Skupiłem się jednak na czymś istotniejszym, chcąc też z niego wyciągnąć opinię na ten temat.

- Czyli, według ciebie, ile to dokładnie centymetrów? – zapytałem, nawiązując do mojego penisa.

[KS, siedząca na tylnym siedzeniu, podrapała się po policzku, odstawiając na moment popcorn.

- A z pięć? - podpowiedziała.]

- No... dwadzieścia? Ale to największy jaki widziałem – wyjaśnił szybko, przez co niektóre fakty z jego poprzednich wyznań, chyba przestały pokrywać się z prawdą.

- W takim razie, ile ich widziałeś? – Miałem nadzieję, że chłopak widzi moje niezadowolenie jego „pomyłkami", bo zaczynałem wątpić w to jego bycie niewiniątkiem.

- Na żywo... tylko twój... - stwierdził, ale już nie mógł mnie tym usatysfakcjonować.

Wepchnąłem go głębiej w tę kieszeń i do końca podróży nie pozwalałem się odzywać. Dopiero kiedy po zaparkowaniu przeszliśmy do mieszkania, a zaraz po tym do kuchni, zająłem miejsce przy stole, kładąc go na nim i zaczynając się przypatrywać tej małej Jiminowej wróżce.

Jak mógłbym wykorzystać ten twój mały wzrost, Jiminnie, hmmm?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top