epilog

Yoongi

PRÓBOWANIE nie zawsze wychodziło mi w stu procentach perfekcyjnie. Starałem się, głównie dla Jimina, bez którego po tylu miesiącach niestety nie wyobrażałem sobie na życia. Chyba nigdy nie przywiązałem się tak bardzo do jakiegoś człowieka. Jednak znając tego chłopaka, nie musiałem niczego żałować, wiedząc, że mnie nie oszuka, nie okłamie lub z dnia na dzień nie zostawi. Dlatego miałem wiele powodów, by spróbować całkowicie uciec od alkoholu, mając świadomość, że w ten sposób ułatwię nasze wspólne życie, w którym nie będzie miejsca na przemoc, nawet w łóżku. A terapia dla alkoholików, na którą się zapisałem i udałem, miała mi w tym pomóc.

Nie byłem przyzwyczajony do zwierzania się w kółku, podczas rzucania piłką do obcych osób. Przywoływało mi to na myśl przedszkole, które może i dobrze oddawało nasze dziecinne zachowanie i niechęć stawiania czoła problemom, uciekając zamiast tego do alkoholu. Starałem się wysłuchiwać innych, układając w międzyczasie swój monolog, który niestety po każdej kolejnej osobie trochę się zmieniał. Dlatego kiedy piłka trafiła w moje ręce, sam nie wiedziałem od czego powinienem zacząć. Zwierzenie się o wszystkim Jimin'owi, czy prowadzącemu nie było tak ciężkie, jak zrobienie tego przed całą grupą obcych ludzi. Choć na szczęście jakoś przez to przebrnąłem, jak zwykle nie pokazując co w tym czasie czuję, a po prostu ujmując wszystko w jak najlepsze słowa, zwierzając się ze swojego dzieciństwa i obecnego radzenia sobie z problemami. Wspomniałem tylko o „ważnej dla mnie osobie", która mnie we wszystkim wspiera. Nie zagłębiałem się w szczegóły odnośnie mojego teraźniejszego życia, nie widząc w tym sensu.

Całe spotkanie trwało aż trzy godziny. I nie powiem, wyszedłem z niego z ulgą. Prowadzący jeszcze chciał zamienić ze mną kilka słów, ale wymówiłem się pracą, aby już uciec do czekającego na mnie Jimin'a. Napisałem mu, żeby po zakupach przyszedł pod budynek, w którym mieliśmy spotkanie, co oczywiście uczynił, a na jego widok mój ponury humor po monologu o swoim życiu, od razu zamienił się na uczucie podobne do szczerej radości, której oczywiście po sobie nie pokazałem.

Machnąłem tylko ręką, aby szedł ze mną do samochodu, bo dopiero tam mogliśmy na spokojnie porozmawiać. Chłopak jednak tuż po kilku krokach delikatnie musnął grzbiet mojej dłoni swoimi palcami, dlatego złapałem go za rękę, wykorzystując to do otworzenia mu drzwi na miejsce pasażera. A kiedy przeszedłem na drugą stronę i wsiadłem do samochodu, w końcu mogłem odetchnąć, wzdychając ciężko.

- Było bardzo źle? – Młodszy od razu na to zareagował, brzmiąc na zmartwionego, co postanowiłem sprostować dopiero po odpaleniu samochodu i włączeniu się do ruchu.

- Opowiadanie o swoim życiu, przed grupą nieznajomych, do tego na trzeźwo, nigdy nie jest łatwe, Jimin.

- Jestem z ciebie dumny, hyung. Naprawdę – wyznał, dodając mi w ten sposób otuchy, choć nie chciałem tego okazywać.

Chłopak odwrócił się całkowicie w moją stronę, co widziałem kątem oka, starając się nie przywiązywać do tego uwagi, bo niestety mój umysł działał dość nietypowo po terapii.

- Jak było na zakupach? – Zmieniłem temat, wiedząc, że Jimin na pewno się go uczepi, nie wracając już do spotkania, skoro tego nie chciałem.

- Kupiłem nowe ręczniki i miseczkę, bo zbiłem ostatnio jedną. No i poszewki na poduszki. I jeszcze koszulkę do spania dla ciebie, hyung, bo widziałem, że ostatnio ci się podarła. Mam nadzieję, że ci się spodoba – oznajmił z uśmiechem, na który pokiwałem głową, nie pozwalając sobie patrzeć na niego dłużej niż sekundę. – Hyung... mam pytanie... - kontynuował, trochę mnie niepokojąc tymi słowami.

Nie chcę żadnych zwierząt, szczególnie psa. Nie będziemy się bawić w sadomasochizm. I żadnych mocniejszych klapsów.

Milczałem przez chwilę, rozważając, czy aby na pewno bezpiecznie będzie dopytywać, co ma na myśli. Ale chyba nie miałem innego wyboru.

- Jakie? – zapytałem w końcu, znów na niego zerkając.

- Czy... mogę już oficjalnie przenieść się do twojej sypialni? – Słowa i urocza mina, którą przy tym zrobił, lekko ściągając brwi i wydymając dolną wargę, na pewno trochę wpłynęła na moją natychmiastową decyzję, z którą nie miałem problemów. Choć... chciałem się z nim podroczyć.

- To zależy... - stwierdziłem rozbawiony, zastanawiając się jeszcze tylko przez chwilę nad formą tego „droczenia".

- Od czego? – dopytał, a ja nie trzymałem go już dłużej w niepewności.

- Czy jeśli wjadę teraz na podziemny parking, grzecznie przejdziesz do tyłu, Jiminnie – oznajmiłem w końcu, uśmiechając się do siebie i skręcając nagle prosto na parking naszego budynku. Był tutaj monitoring, ale nie sądzę, aby z dobrym miejscem i przyciemnymi tylnymi szybami, cokolwiek złapało się na kamerę.

Chłopak nie skomentował moich słów, nie wiedząc chyba co zamierzam, bo raczej nigdy nie mieliśmy okazji bawić się w samochodzie.

Trzeba to naprawić.

Oczywiście gdy tylko zaparkowałem na swoim miejscu, młodszy przesiadł się do tyłu, tak jak go o to prosiłem. A po zgaszeniu silnika, również wysiadłem, przechodząc na miejsce obok blondyna i prawie natychmiast przysuwając się do niego tak, by dzieliło nas kilka centymetrów. Nie chciałem się ich jeszcze pozbywać, mając ochotę pograć trochę dłużej w rozpoczętą grę.

- A teraz... pozbędziesz się swojej koszulki i przejdziesz na moje kolana. Przodem – zarządziłem, przyglądając się jego twarzy, na której powoli zaczął pojawiać się radosny uśmiech, zwiastujący powodzenie mojego planu.

Grzeczny chłopiec.

Chciałem go trochę posmakować, dlatego jak tylko przeniósł się nade mnie, a jego dłonie wylądowały na moich ramionach, zaledwie przez kilka sekund podziwiałem lekko zarumienione poliki, dodające mu aż za dużo uroku, szczególnie przy tych blond włosach.

Objąłem go dłońmi, przysuwając jeszcze bliżej, aby dotrzeć do jego szyi i móc rozpocząć powolne pieszczoty, które choć trochę go pobudzą, wywołując pożądanie. Nie obserwowałem jego twarzy, w pełni skupiając się na drażnieniu go językiem i nawilżonymi wargami, gdy moja ręka już zawędrowała do jednego z jego sutków. A powolne pocieranie nabrzmiałej brodawki i niezaprzestawanie pieszczot na jego skórze, wywoływało ciche jęki z ust młodszego, przyspieszając też jego oddech.

- Chcę zobaczyć te miękkie usta na swoim penisie, Jiminnie – oznajmiłem w pewnym momencie, tuż przy jego uchu, na szczęście nie widząc, aby chłopak miał coś przeciwko temu, bo zaraz się ode mnie odsunął, próbując przenieść na przestrzeń między fotelami.

Przesunąłem się na sam środek samochodu, by mu to umożliwić, wiedząc, że tam będzie miał najwięcej miejsca. A kiedy już usiadał i zaczął zajmować się rozpinaniem moich spodni, od razu mógł zauważyć, że nic więcej nie musi robić, bo zdążył mnie wystarczająco podniecić.

Moja stojąca męskość już po chwili znalazła się między jego ustami. Z początku jak zwykle po prostu bawił się samą końcówką, zmuszając mnie do zaciskania zębów, by nie pokazać jak bardzo te jego niewinne gierki na mnie działały. Smakował pierwsze krople spermy, nie wyglądając przy tym na zdegustowanego, czym oczywiście plusował.

Nie chciałem go rozpraszać, szczególnie gdy jego wargi objęły w końcu całego mojego penisa, powoli zaczynając wsuwać go do swojej jamy ustnej, dlatego moje ręce pozostały na kolanach, zaciskając się na nich tylko co jakiś czas.

Przyjemność, którą mi sprawiał różniła się od zwyczajnego seksu, zwłaszcza, gdy mogłem obserwować jak te pełne, różowe usta są skłonne nie tylko łączyć się z moimi wargami, a również poruszać na moim penisie, fundując mi tak wulgarne widoki i tak cudowną rozkosz.

Po obdarzeniu go tak silnym uczuciem, jakim jest miłość, nawet nie musiałem się specjalnie skupiać, aby osiągnąć spełnienie, zwłaszcza w tak sprzyjających warunkach i przy jego szybkich ruchach, które z każdym kolejnym razem stawały się bardziej pewne i co najważniejsze – głębsze.

Oglądając, jak po minucie, bądź dwóch, tak przyjemniej zabawy, doprowadza mnie do orgazmu, pozwalając dojść prosto między jego usta, nawet nie myślałem, by odpuszczać sobie nagrodzenie go za te starania i tak piękny progres. Złapałem tylko oddech, uśmiechając się na jego lekko załzawione oczy, doprowadzone do takiego stanu zapewne przez podrażnienie jego gardła. A zaraz po tym pogłaskałem go po policzku poprawiając swoje spodnie i łapiąc go pod pachami, by przerzucić na miejsce obok. Przesunąłem się bardziej do drzwi, poprawiając jego ułożenie, przez chwilę zastanawiając się, jak go zadowolić. A te nadal zarumienione policzki oraz widocznie podniecone oczy i ciało, zmusiły mnie do szybszego działania.

Pochyliłem się nad chłopakiem, znów powracając do jego szyi, choć tym razem nie dawałem jej żadnej taryfy ulgowej, włączając od zabawy zęby i lekkie zasysanie. Powstające w ten sposób malinki otrzymywały delikatne pocałunki, przyozdabiając jedną ze stron jego szyi. Moje dłonie nie pozostawały w tym czasie bierne. Początkowo po prostu rozsunęły jego spodnie, a gdy dotarły do penisa młodszego, jedna z nich przeniosła się nieco niżej, zaczynając zajmować jądrami, a druga rozpoczęła powolne stymulowanie. Bawiłem się już lekko mokrą główką, nie zaprzestając pieszczot na jego szyi, które znów wywoływały jeszcze większą falę westchnień i jęków. Słyszałem między nimi swoje imię, dlatego co jakiś czas pojawiał się na mojej twarzy uśmiech. Choć gdy rozpocząłem poruszanie się na jego członku, nadal bawiąc jądrami, chłopak wypychał klatkę piersiową do przodu, widocznie nie mogąc poradzić sobie z tak dużą dawką przyjemności. Czerpałem w ten sposób prawie tak samo dużo rozkoszy, jak przy poprzedniej zabawie. A gdy usłyszałem, że młodszy niedługo dojdzie, zwiększyłem intensywność doznań, dopieszczając jego szyję i nadal zapewniając mu przyjemność dłońmi. Robiłem to aż do momentu, w którym poczułem, jak lepka i ciepła ciecz wydostaje się ze stymulowanego członka, rozlewając na Jiminie i trochę też niestety na mnie. Nie miałem mu tego za złe, wiedząc, że kiedyś bym się o to zdenerwował, jednak teraz nie widziałem w tym sensu, woląc dodatkowo nagrodzić go krótkim pocałunkiem.

Jeszcze przez chwilę przyglądałem się, jak nieco spocony i wymęczony chłopak, przygląda się mojej osobie nadal zamglonym wzrokiem, spowodowanym zapewne intensywnym orgazmem. I musiałem przyznać, że był w takiej formie naprawdę seksowny, choć zachowałem ten komplement dla siebie.

Oderwałem się już od tego widoku, powoli przechylając do przodu, by sięgnąć do schowka, gdzie trzymałem chusteczki. Podałem je młodszemu, samemu również z jednej korzystając, by pozbyć się jego spermy z mojego swetra i podbródka, bo cholera aż tam doleciała.

- Zapraszam na stałe do mojej sypialni – odezwałem się w końcu, gdy zgniotłem brudną chusteczkę, a blondyn kończył oczyszczanie swojej koszulki.

- Ale moje poduszki też – stwierdził, posyłając mi szeroki uśmiech, który ukazywał całe dwa rzędy białych zębów. Widziałem w tym podtekst, dlatego mój wzrok od razu powędrował nieco niżej, oczywiście na jego pośladki.

- Poduszki? – dopytałem, nie chcąc tego precyzować, bo wiedziałem, że zapewne się z tym mylę i niemiło rozczaruję. – Jak najbardziej – dodałem, zabierając od niego wszystkie chusteczki i przerzucając resztę opakowania na przód, abyśmy mogli skierować się już do mieszkania.

Jimin, choć z wieloma plamami na swojej ciemnej bluzce, kroczył przy mnie wesoły, przez całą drogę do drzwi wejściowych trzymając się mojej ręki. A kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu, od razu popędził do swojego pokoju, postanawiając zrobić natychmiastową przeprowadzkę, czemu w sumie nie miałem nic przeciwko. Chciałem jednak chwilę odpocząć, dlatego położyłem się na łóżku w naszej sypialni, niestety zaraz będąc zasypany jakimiś kolorowymi poduszkami.

A jednak... Nie za dużo ich?

Przyglądałem się temu przez chwilę niezadowolony, za bardzo będąc przyzwyczajony do dwóch dużych poduszek, podkreślających moją prostotę. Poczekałem, aż Jimin położy się obok mnie, aby przewrócić się na bok i objąć go dłonią, zjeżdżając od razu na jeden z jego pośladków, ściskając go lekko.

- Tylko na te poduszki się zgadzałem – zauważyłem, mrużąc oczy i patrząc niechętnie na kolorowe jaśki.

- Hyuuuung... Lubię coś w nocy ściskać, a nie chcę ci przeszkadzać – wytłumaczył, starając się przy tym zrobić jakąś uroczą minę, po której jak najszybciej zabrałem rękę, kładąc się z powrotem na plecach.

Nie kupisz mnie tak łatwo.

- Powinieneś załatwić sobie jakiegoś miśka, Jiminnie – stwierdziłem, wpatrując się w sufit. Choć przy tym chłopaku nie mogłem liczyć na zachowanie swojej przestrzeni osobistej, bo zaraz zostałem przytulony, oczywiście ciesząc się, że wyszedł z taką inicjatywą. Kiedyś za tym nie przepadałem, ale Jimin zdołał zmienić mnie chyba na każdej możliwej płaszczyźnie.

Nie leżeliśmy tak za długo w całkowitej ciszy, bo młodszy zaraz podniósł głowę, posyłając mi uśmiech, który wiedziałem co zwiastował.

- Runda druga?

- Jak najbardziej.



Hoseok

Było dokładnie tak, jak tych kilka lat temu, gdy zginęła Sunmi. Nie byłem w stanie sobie poradzić z samym sobą. Natłok negatywnych uczuć wygrał ze mną nokautem.

Tuż po zniknięciu mojego ukochanego, tak strasznie płakałem, że w końcu usłyszały mnie dzieci i przestraszone, że coś mi się stało, zadzwoniły po karetkę. Miałem napad histerii, przez co zabrano mnie do szpitala, gdzie dostałem silne leki uspokajające i musiałem poleżeć tam dwa dni. W tym czasie do Korei wróciła moja mama, powiadomiona przez lekarzy o moim stanie, a Jimin zjawił się w szpitalu godzinę po przyjęciu mnie, aby zająć się dziećmi, które rozsądnie powiedziały pielęgniarce, z kim powinna się skontaktować w tej sprawie, aby nie trafiły do jakichś obcych opiekunów.

Po rozmowie z psychologiem, z którym nie miałem najmniejszej ochoty prowadzić dyskusji, dowiedziałem się, że jest to prawdopodobnie nawrót depresji po utracie żony. Nie zaprzeczyłem. Przecież nikt nie uwierzy w zniknięcie bajkowego elf, który przez ostatnich kilka miesięcy był jedną z najważniejszych dla mnie istot, na równi z moimi brzdącami. Zresztą, zapytałem bliźniaki, czy go pamiętają. Oboje zgodnie odpowiedzieli, że Lael to tylko postać w bajce, którą ostatnio napisałem, a nikt taki nas nigdy nie odwiedził. To mnie utwierdziło, że czar chłopaka zadziałał. Dla wszystkich mój Jeonggukie nigdy nie istniał. A po długiej bezsennej nocy, sam zacząłem w końcu wątpić, czy i dla mnie był on realny. Może już dawno powinni mnie zamknąć w pokoju bez klamki?

Podobnie jak kilka lat temu, tak i teraz najlepszym lekarstwem dla mnie okazała się rozmowa z mamą, która pomogła mi znaleźć w sobie siłę, abym znów mógł codziennie rano wstawać. Póki co została z nami, by wszystkiego doglądać, ale następnego ranka po powrocie z placówki medycznej, byłem w stanie normalnie wstać i zająć się moimi dziećmi, pomagając przygotować do szkoły. Starałem się udawać, że nie widzę niepokoju w ich oczach, gdy poprawiałem szlufki w plecakach. A kiedy znalazły się już w szkole, a moja mama zajęła obiadem, chcąc, abym póki co odpoczął, usiadłem przy biurku w sypialni, otwierając laptopa.

Dwa tygodnie zajęło mi dokończenie drugiej części przygód elfa Lael'a, dla którego starałem się wymyślić jak najpiękniejsze zakończenie. Ostatnim rozdziałem był jego ślub z dworką Amrą. A potem żyli już długo i szczęśliwie w Coliran.

Nie umawiałem się na spotkanie w wydawnictwie, dlatego Yoongi był zaskoczony moim widokiem. Wiedział przecież, co się ze mną stało, bo bliźniaki musiały nocować u niego i Jimin'a jedną noc. Chciałem jednak załatwić tę sprawę jak najszybciej, dlatego po cichym przywitaniu, wręczyłem mężczyźnie pendriva.

- Tutaj jest wszystko, hyung. Jeśli nie jest dobre, to nie wydawajcie tego. Rezygnuję - wyjaśniłem mu szeptem, nie będąc w stanie wykrzesać z siebie choć odrobiny pozytywnych emocji.

Yoongi patrzył na mnie przez chwilę zza biurka, dlatego odwróciłem od niego wzrok, nie mogąc tego znieść. Najchętniej po prostu gdzieś bym się schował, aby opłakiwać stratę ukochanego. Kątem oka widziałem, jak podnosi się z miejsca, a po okrążeniu mebla, położył mi dłoń na ramieniu.

- Jak się trzymasz?

- Jest dobrze. Leki trochę pomagają - wyjaśniłem, przyznając się do przyjmowanych prochów. I tak nie brałem wszystkich, które lekarz mi przepisał, ograniczając się do tych najłagodniejszych, tak jak zrobiłem to dawniej, aby być świadomym i móc opiekować się maluszkami po wypadku Sunmi.

- Nie martw się, wydamy to. Najwyżej trochę z tym posiedzę, żeby Seokjin był zadowolony - zapewnił, choć nie obchodziło mnie to już. Chciałem wrócić do mojego zawodu, który przecież sprawiał mi najwięcej radości. A poza tym... Chyba bałem się kolejnej wizyty bohatera, który w ostatecznym rozrachunku złamie mi serce.

Mężczyzna wrócił na swój fotel i podłączył nośnik pamięci do komputera.

- Może chcesz gdzieś z nami wyjść? Zostawisz dzieciaki z babcią na kilka godzin, a my zrobimy sobie męski wypad, hmm? - zaproponował, gdy chciałem już powiedzieć, że wychodzę.

Pokręciłem głową, nadal nie patrząc na starszego.

- Nie chcę wam przeszkadzać. Jiminnie na pewno woli jakąś randkę z tobą - zapewniłem, posyłając mu trochę wymuszony i na pewno smutny uśmiech, nadal unikając kontaktu wzrokowego. - Nie będę ci już zawracał głowy, hyung.

- Nie będziesz nam przeszkadzał. Jimin z pewnością ucieszy się z takiego wypadu. To jak, piątek? Przyjedziemy po ciebie.

Znałem mojego przyjaciela i wiedziałem, że jeśli coś takiego sobie zaplanował, to na pewno dojdzie to do skutku. Nie wiedziałem, czy to z litości, czy naprawdę chciał mi trochę pomóc, ale doceniałem jego chęć, dlatego w końcu odważyłem się na niego spojrzeć. Może nasze pogorszenie relacji przez moje odrzucenie jego uczuć powoli odchodziło w zapomnienie?

- Dziękuję, hyung. - powiedziałem, kłaniając się mu z wdzięcznością. - W takim razie do piątku - dodałem, żegnając się już z nim i wyszedłem z pomieszczenia.

Opuściłem budynek wydawnictwa trochę podniesiony na duchu. Chociaż jedna sprawa zaczynała wracać do normy. Przyjaciele są cennym skarbem, a wierzyłem, że moi są w stanie mi pomóc, choćby dzięki takim drobnym gestom.

Odpiąłem rower pozostawiony przy wejściu i wsiadłem na niego, ruszając w dalszą drogę. Jakoś niechętnie poruszałem się samochodem, odkąd mój elf odszedł. Jeździłem nim z dzieciakami do szkoły, ale poza tym starałem się używać roweru. Musiałem jednak wstąpić jeszcze do sklepu po drobne sprawunki, dlatego zatrzymałem się kilka ulic dalej. Kątem oka widziałem, że przy wejściu do parku ma miejsce jakaś manifestacja, ale nie interesowało mnie to zbytnio. Chciałem po prostu kupić kilka warzyw i wrócić do domu.

Ledwo zapiąłem rower, gdy nagle ktoś przyłożył we mnie z całej siły, o mało mnie tym samym nie wywracając. Podniosłem głowę, aby spojrzeć na sprawcę, który niekoniecznie patrzył, jak chodzi i... zamarłem.

Rozwichrzone brązowe kosmyki zgadzały się z tym co znałem, ale cera pokryta była dość widocznym, choć nawet uroczym trądzikiem, uszy nie kończyły się szpicami, a oczy miały barwę czekolady z domieszką gwiazd. Chłopak trzymał coś w dłoniach i przyglądał się mi, mrużąc oczy. Zaraz jednak wcisnął w moje ręce trzymany materiał, który okazał się transparentem.

- Trzymaj, pomóż, wyglądasz na dobrego człowieka - powiedział tylko i złapał moją dłoń, ciągnąc za sobą w stronę manifestacji.

Nie do końca do mnie docierało, co się dzieje. Krzyki ludzi chcących uratować park przed zamienieniem go w budowę pod centrum handlowe, zdawały się odległe.

Liczył się tylko on.

- Jeongguk? - wydukałem w końcu do młodzieńca, który trzymał razem ze mną transparent. W odpowiedzi kiwnął mi tylko głową, ale był tak zaaferowany sprawą, że chyba nawet nie do końca zrozumiał moje pytanie.

To nie mógł być mój elf. Ale... Gdzieś tam w środku czułem, że jest mi bliski.

Nagle poczułem się tak, jakby wstrzyknięto mi adrenalinę. Odzyskałem siły, całą chęć do życia i dałem się ponieść emocjom tłumu, krzycząc razem z nimi. Chłopak popatrzył na mnie zadowolony, a kierowany chwilą, złapałem go za tył głowy i przyciągnąłem w swoją stronę, całując mocno.

Tak zaczęła się miłość, która kwitła przez kolejne lata, przynosząc szczęście, o jakim mi się nawet nie śniło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top