Jedenasta Wiadomość *Do poprawki, bo na telefonie*
-To co... próbujemy jeszcze raz? - zapytał.
-Oczywiście.
Z każdym razem wychodziło dobrze. Do pewnego momentu. Do momentu w którym ten dziwny gość z przed paru dni nie usiadł na ławce przy boisku czytając gazetę. Wtedy wszystko zaczęło być jeszcze gorzej. Wplątałem się w siatkę, wpadłem na rurę, nabijając sobie tym samym guza, a co najgorsze...
Gdy Akiteru wystawił mi piłkę, udało mi się ją trafić, ale źle zrobiłem ob kręt i piłka poleciała w nieznajomego pana na ławce. Zasłoniłem oczy by nie patrzeć jak nieznajomy dostaje piłką. Jednakże nic takiego się nie stało. Gdy je otworzyłem jedna ręką trzymał piłkę w dłoni...
Złapał?
Pomachał do nas i uśmiechnął się... czyli nie chce mi przywalić? Oczywiście wcześniej schowałem się za Tsukishimą. Jednak po chwili mężczyzna podszedł do nas.
-E, pchełka, jak skaczesz, to obracaj się o sto osiemdziesiąt stopni. jeśli wybijesz się z wewnętrznej części prawej nogi, to powinieneś się obrócić o odpowiedni kąt.
-Mówi pan? - zapytałem wychylając się za tymczasowego trenera.
-Mówię... - stwierdził.
-Może pan - położył nacisk na słowo pan. - Chciałby z nami potrenować?
-Za tego pana to wam kiedyś wszystkim porządnie nakopie - westchnął. - No dobrze. Mogę.
Mężczyzna odłożył swoje rzeczy. Zdjął bluzę i podbiegł do nas w podkoszulku.
-Powystawiać wam? - zapytał. - Czy nie wiem, poatakować, poprzyjmować, czy coś?
- Może pan powystawiać - powiedziałem. - Chyba każdy wystawia lepiej od niego - wskazałem na Akiteru przez którego wystawy były beznadziejne.
-Oke - powiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top