░▒▓█►─═ 44═─◄█▓▒░
Nadszedł ten dzień, w którym musiałem wyjechać by dołączyć do ojca. Nie spałem całą noc. A powinienem. Stresowałem się zmianą otoczenia. Tym, że zostawiam Irmin, armię i Jihoon'a. Nie mogłem spać, mimo że czułem zmęczenie, a dzisiejszego dnia czekała mnie długa droga. Było dość wcześnie rano. Jeszcze przed wschodem słońca. Musieliśmy wyjechać wcześnie by zdążyć na czas. Pora była wczesna jednak gdy prowadziłem konia na dziedziniec, spostrzegłem na nim kilka postaci. Było jeszcze ciemno więc usiałem podejść bliżej by zorientować się kto to. Przystanąłem przed bramą widząc jak w moją stronę kieruje się Jihoon, dziewczyny i moi współlokatorzy. Zdziwiłem się, że za nimi był książę Mingyu z Jiwon. Ledwo co przystanąłem, a już poczułem jak księżniczka Sungyeon obejmuje moje nogi. Obok mnie stanął gwardzista wybrany przez ojca by mi towarzyszył. Był to mężczyzna niewiele starszy ode mnie. Na treningach zawsze stał gdzieś w środku więc się wtapiał w tłum i nigdy bym nie powiedział, że mieszka w pałacu gdyby nie był w stroju armii. Przystanął obok trzymając swojego siwego wałacha obok mojego kasztanowego. Kurczliwie trzymałem wodze próbując się nie rozpłakać, zdając sobie sprawę, że to ostatnie chwilę, w których ich wszystkich widzę.
- Żegnałem się już z wami, mogliście się wyspać - powiedziałem w końcu ochrypniętym jeszcze głosem.
- Nie dałabym rady, gdybym się obudziła dziś rano i zdała sobie sprawę, że cię już nie ma - odpowiedziała Harin po tym jak natychmiastowo mnie objęła. Objąłem ją wolną ręką patrząc za nią i spotykając się ze spojrzeniem każdego.
Chwilę po tym zobaczyłem jak i Hasoo kieruje się w moją stronę. Ostatecznie objęły mnie wszystkie na raz, na co uśmiechałem się pod nosem. Po chwili się odsunęły by Irmin mogła podjeść bliżej. Nawiązywaliśmy kontakt wzrokowy by finalnie przerwać go pocałunkiem. Miałem gdzieś, że wszyscy patrzą... Słyszałem tylko ciche westchnienia zrezygnowania reszty. Irmin odsunęła się zawstydzona na co ponownie ją przytuliłem.
- Wrócę - wyszeptałem jej do ucha. Odsunęła się by spojrzeć na mnie i pokiwać głową. Złapała mnie za dłoń i tylko się odsunęła na bok by Jihoon mógł podejść bliżej. Objął mnie i bratersko poklepał po plecach. Zrobiłem to samo puszczając chwilowo wodzę bo wciąż trzymałem dłoń Irmin.
- Jak nie wrócisz to cię zamorduje - skomentował patrząc na mnie dość poważnie. Zaśmiałem się kiwając głową i ponownie łapiąc wodze.
- Musimy jechać, panie - usłyszałem głos mojego towarzysza w podróży. Odwróciłem głowę w jego stronę kiwając głową i posyłając mu uśmiech.
Irmin puściła moją dłoń. Podszedłem do mojego konia by na niego wsiąść. Mój towarzysz zrobił to samo, gdy ja patrzyłem na wszystkich z góry. Poprawiałem wodze gdy Irmin ponownie położyła dłonie na moich rękach. Spuściłem na nią wzrok posyłając jej uśmiech. Patrzyłem w jej oczy ściskając moje łzy. Sama miała przeszklone oczy jednak starała się uśmiechać. Jeśli ona daje radę, ja też powinienem. Przeniosłem wzrok w końcu na Changkyun'a, Eunwoo, Moonbin'a i Minhyuk'a. Cały czas stali z tyłu, w ciszy obok księcia Mingyu. Mimowolnie się uśmiechałem, mimo że przez chwile mieli pokerowe twarze. Ostatecznie uśmiechnął się Moonbin i książę Mingyu.
Kontem oka zobaczyłem jak mój towarzysz również wsiada na konia po sprawdzeniu naszych bagaży przy koniach. Spojrzałem na niego po czym obaj kiwnęliśmy głową. Irmin puściła moją dłoń i odsunęła się od koni. Tak samo jak reszta.
Powoli zaczęliśmy się kierować w stronę jeszcze zamkniętej bramy, by po chwili zobaczyć jak straż ją dla nas otwiera. Jechałem za siwym koniem rozglądając się wokół by ostatni raz widzieć resztę. Niestety przystanęli przed bramą. Przez otwartą bramę już było widać rozciągający się chodnik prowadzący do centrum. Już widziałem jak ludzie zaczynali rozkładając swoje stragany. Gdy przejechałem próg, ostatni raz spojrzałem się za siebie. Widziałem wszystkich jednak nie na długo. Brama się zamknęła, a ja znów spojrzałem przed siebie. Mój uśmiech zrzedł wzdychając. Ścisnąłem uchwyt na wodzach czując jak moje serce przyspiesza swoje bicie. Wrócę tu. I wszystko będzie dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top