░▒▓█►─═ 42 ═─◄█▓▒░

Przechodziłem obok komnaty Irmin idąc co Jihoon'a. Było już dość późno po południu. Drzwi były uchylone przez co z ciekawości zajrzałem do środka. Mimo że ostatnie dni jej unikałem i wszelkimi siłami stałem się na nią nie wpaść. Przystanąłem widząc jak siedziała przy biurku medyka i coś czytała. Przyglądałem się jej nie mogąc oderwać od niej wzroku. Chyba poczuła, że ktoś jej się przygląda i podniosła wzrok by na mnie spojrzeć. 

- Przechodziłem tylko - odezwałem się posyłając jej uśmiech - miłego dnia - dodałem chcąc już odejść

- Soonyoung... - zaczęła wstając. Przystanąłem znów i wróciłem do niej wzrokiem. Mój uśmiech zmalał gdy zobaczyłem jak powoli kieruje się w moją stronę. Przyspieszyła kroku i nawet nie zdążyłam zareagować gdy się we mnie wtuliła. - Nie jedź - powiedziała po chwili - Proszę... - błagała

- Podjąłem już decyzję - zaśmiałem się 

- A co jak coś się stanie. Jak będziesz ranny... - mówiła wciąż mając twarz w mojej szacie - albo jak nie wrócisz... - wymamrotała łamiącym się głosem. Jeszcze chwilę temu chciałem ją olać. Zatrzymałam się nie mogąc się powstrzymać by jej nie zobaczyć. Teraz byłem rozdarty. Powiedziałem, że nic nie jest w stanie zmienić mojej decyzji, ale za to jest ktoś... Ona. Potrząsnąłem jednak głową przypominając sobie powód dlaczego właśnie chciałem wyjechać... By od niej uciec. By uciec od moich uczuć do niej, bo nie wiem co innego mógłbym z nimi zrobić skoro ich nie odwzajemnia. 

- Nie martw się... Mój ojciec wracał za każdym razem cały i zdrowy - powiedziałem chcąc się od niej odsunąć jednak objęła mnie mocniej uniemożliwiając mi to. W końcu sam objąłem ją ramionami czując się niezręcznie. Sama się po jakimś czasie odsunęła, by spojrzeć na mnie przeszklonymi oczami. Złapała nie za nadgarstek bym wszedł za nią do jej komnaty. 

- Ja osiwieje ze stresu i tęsknoty za tobą - powiedziała na skraju płaczu zamykając za nami drzwi - Masz nie jechać! - powiedziała uderzając mnie pięścią w klatkę piersiową. - Ja czuję, że coś się stanie! - dodała znów mnie uderzając jednak nie czułem bólu. Patrzyłam na nią nie wiedząc co powiedzieć. - Będę zła gdy ciebie tutaj nie będzie! - mówiła donośnym głosem zwiększając częstotliwość uderzania mnie. Ostatecznie złapałem ją w pacie przyciągając do siebie i próbując ją uspokoić. Nie mogłem się powstrzymać. Gotowało się we mnie słuchając jej słów. Próbowała się wyrwać jednak trzymałem ją za mocno.

- Ja też! - powiedziałem donośnym głosem na co podniosła na mnie wzrok przestając się wyrywać. - ja też będę zły gdy nie będę mógł cię wiedzieć przez tyle czasu - mówiłem wciąż głośno. Wybuchłem. Teraz albo nigdy. - Wiesz dlaczego? Bo nie mogę przestać o tobie myśleć. Nie mogę przestać myśleć o tym jak bardzo mam ochotę ciebie pocałować i jak bardzo chcę byś była szczęśliwa i bezpieczna... - powiedziałem patrząc w jej oczy - i nie mogę przestać myśleć o tym co do ciebie czuję, i że ty tych uczuć nie odwzajemniasz - mówiłam wciąż ją obejmując - Boli mnie słowo przyjaciel wypowiadane w twoich ust - dodałem po chwili ciszy już łagodniejszym tonem. Patrzyłem w jej oczy czując jak wszystko ze mnie uchodzi. Milczeliśmy, a ja miałem ochotę ją puścić i wyjść. Bo wiedziałem, że gdy wrócę z ojcem, to już nic nie będzie takie samo. Nie chciałem już jej widzieć. Jednak wciąż stałem i patrzyłem w jej oczy.

- Kto ci powiedział, że nie odwzajemniam twoich uczuć? - spytała tak cicho, że ledwo to słyszałem. Milczałem nie do końca w to wierząc. 

Poczułem jak kładzie dłonie na moich policzkach. Stanęła na pacach by złączyć nasze usta w delikatnym, krótkim pocałunku. Nie zdążyłem nawet zamknąć oczu bo szybko się odsunęła. Nawet nic nie zdążyłam poczuć bo byłem w takim szoku wciąż spowodowanym jej słowami. Uśmiechnęła się, a ja poczułem jak robi mi się cieplej powoli zaczynając sobie zdawać sprawę z tego co tu się wydarzyło. Stałem i patrzyłem na nią. Spuściłem wzrok na jej usta mając ogromną ochotę znów ich dotknąć. Ale się bałem... Ułamek sekundy później już nawet strach mnie nie powstrzymał by się w nie wbić. Tym razem pocałunek był dłuższy, a ja czułem się jak w niebie. Wciąż czułem niedosyt i nie miałem ochoty przestać. W końcu czekałem na to tylko czasu... Nawet nie zorientowałem się kiedy pocałunek stał się bardziej namiętny i pełen pożądania. Sama też dawała takie znaki... W pewnym momencie Irmin się odsunęła. Wciąż dzieliły nas milimetry, a ja czułem jej oddech na moich ustach. Sam starałem się unormować oddech.

- Śpij dziś tutaj. Ze mną... - powiedziała wciąż oddychając ciężko 

- Już myślałem, że nie spytasz - zaśmiałem się mamrocząc. Było późno, faktycznie. Miałem iść tylko porozmawiać z Jihoon'em po popołudniowym treningu, a skończy się to nocą z Irmin... Nie mogłem przestać się uśmiechać. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top