two: another defeat.

two:
• another defeat  •

Jisung nie był w stanie opisać niechęci, jaka urodziła się w nim na widok budynku komendy, do której jeszcze dzień wcześniej wszedł chętnie. Tak, na początku cieszył się z tego, że w końcu dostanie partnera na stałe, że będzie mógł go poznać — jednak teraz, po jednym dniu spędzonym z Changbinem, zaczął żałować tego, że musiał wylądować akurat na tej komendzie.

Nie rozumiał, dlaczego Changbin tak go traktował — w końcu mówił prawdę, naprawdę się starał, próbował, robił wszystko tak, jak chciał tego starszy. A jednak ten ani trochę nie traktował go jak partnera, jedynie na niego krzycząc i zatajając swoje przemyślenia. Chciał tylko zrobić swoją robotę i uratować niewinnego dzieciaka, a otrzymywał w zamian jedynie nienawiść.

Rozumiał to, że mężczyzna niedawno stracił swojego przyjaciela, ale wyżywania się na nim nie potrafił pojąć ani trochę. Seo nawet go nie znał, nie wiedział o nim kompletnie nic, a mimo to nie chciał dać mu jakiejkolwiek szansy. Szczerze mówiąc, wieczorem długo myślał nad tym, czy nie lepiej byłoby samemu pójść do Seunghyuba i nie poprosić o przeniesienie. W końcu skoro oboje męczyli się i ranili nawzajem, to jaki był cel dalszej współpracy?

Wszedł do środka budynku, z początku mając zamiar wręcz od razu udać się do biura Lee, wymyślając cokolwiek, żeby ten przydzielił go do kogoś innego. Ostatecznie jednak minął jego gabinet, ruszając prosto w stronę biura, jakie obecnie dzielił niestety z Changbinem, obwiniającym go za całe zło świata. Nie wiedział, co nim kierowało, ale po prostu tam poszedł.

Na całe szczęście pomieszczenie było jeszcze puste, co oznaczało tylko tyle, że jego partner pewnie pojawi się tutaj niedługo po nim. Korzystając z ostatnich chwil spokoju, skierował się do biurka przeznaczonego dla niego, siadając przy nim i wręcz od razu układając czoło na chłodnym blacie. Pojęcia nie miał, ile czasu zostało mu do momentu, w którym Seo wejdzie do środka i prawdopodobnie od razu zacznie na niego krzyczeć, jak śmie kłaść głowę na miejscu Hyunjina.

Kiedy Seunghyub powiedział mu, że będzie pracował z mężczyzną, który niedawno stracił partnera, spodziewał się raczej przygnębionego człowieka, a nie chodzącego wulkanu. Chęć przeniesienia była bardzo silna, ale z drugiej strony nie chciał tak po prostu zostawić sprawy zaginionego chłopaka. Nie odmawiał Changbinowi umiejętności, ale skupienia na sprawie już tak.

Żaden z nich nie wiedział, czy chłopak nie znajduje się w poważnym bezpieczeństwie, a jego życie nie jest zagrożone. Oczywiście miał nadzieję, że tak nie jest, ale przecież nie mógł mieć pewności. Zwłaszcza po tym, jak Yang wspomniał o niebezpiecznym mężczyźnie przychodzącym do klubu.

Niestety jego myśli w pewnym momencie zostały przerwane przez dźwięk otwieranych drzwi, przez co wręcz od razu się wyprostował, podnosząc głowę z blatu, wzroku jednak nie przenosząc ani trochę w bok. Wiedział, że do pomieszczenia wszedł właśnie Changbin, któremu dzisiaj ani trochę nie chciał się narażać, nawet jeżeli miałoby to oznaczać całkowite siedzenie w ciszy oraz nie odzywanie się ani słowem.

Przełknął głośno ślinę, złączając razem ze sobą dłonie i bojąc się, czy przypadkiem Seo znowu nie zacznie krzyczeć o tym, że biurko należy do Hyunjina i rozpocznie obwinianie go za całe zło świata. Gdyby jednak podniósł głowę, zobaczyłby, że jego partner wcale nie wygląda, jakby zaraz miał zaczął na niego krzyczeć.

Poprzedniego dnia, gdy Jisung nie wytrzymał i dał upust swoim emocjom, coś w nim się poruszyło. Nie chciał tego do siebie dopuścić od razu, wręcz wmawiając sobie, że on zachował się słusznie, a cała wina leży po stronie Hana, mimo iż wewnątrz był świadomy, jaka jest prawda.

Kiedy wczoraj szatyn wyszedł z pomieszczenia, Seo jeszcze przez dłuższą chwilę stał nad miejscem, które niegdyś zajmował Hwang, patrząc się na nie, niby szukając odpowiedzi na pytania. Dosłownie jakby nagle Hyunjin miał do niego przemówić i poradzić, co zrobić.

Oczywiście jego myślenie nad tym wszystkim tym razem nie skończyło się po opuszczeniu budynku pracy. Cały czas przed oczami miał obraz zapłakanego dzieciaka, nieważne jak mocno chciał się go pozbyć z głowy, było to niemożliwe. Jisung prześladował go tak samo mocno, jak widok zakrwawionego Hwanga.

Najpierw starał się zignorować obecność Hana, przechodząc do swojego biurka, rzucając w jego stronę jedynie krótkie spojrzenie. Miał dużo roboty i nie mógł sobie pozwolić na głupoty w głowie, chociaż one nadal w niej były.

Rozłożył teczkę Minho, zaczynając dokładnie czytać zapisane wiadomości, aby przypomnieć sobie kilka mniej ważnych szczegółów, które przynajmniej na ten czas nie wnosiły nic. W końcu o tych ważniejszych nie potrafił zapomnieć, nieważne jak wiele rzeczy zaprzątało mu myśli.

Miał wrażenie, że zbyt wiele faktów kojarzy, łączy ze sprawą, którą pod tym względem powinien już zamknąć. Powinien w tym momencie odezwać się i wprowadzić Hana w poprzednią sprawę, z jaką widział spójność, ale coś go hamowało. Prawdopodobne to samo, co wczoraj kazało mu wyżywać się na swoim nowym partnerze, jakiego nie miał chwili nawet lepiej poznać.

Podświadomie wiedział, że powinien rozpocząć tą znajomość w zupełnie inny sposób i może, gdyby miał okazję cofnąć czas, właśnie to by zrobił. Teraz zastanawiał się, czy próbować to naprawić, czy może wciąż pozostać przy swoim i później rzeczywiście porozmawiać z Seunghyubem o zmianie partnera.

Jisung w tym czasie siedział na swoim miejscu, bawiąc się swoimi palcami i zagryzając delikatnie dolną wargę. Dawno już nie czuł się w ten sposób, chcąc natychmiast wrócić do domu, zamknąć się w pokoju oraz schować pod kołdrą. Wczoraj uważał się za dzielnego policjanta, ale dzisiaj nie był pewien, czy aby na pewno nim był, skoro przez Seo czuł się właśnie w taki sposób.

Nie miał ochoty nawet podnieść głowy do góry, nie mówiąc nic o rozpoczynaniu rozmowy. W głębi duszy miał nawet nadzieję, że Changbin również postanowi ignorować jego obecność, nie zamieniając z nim ani słowa. Pogrążony we wpatrywaniu się we własne dłonie, nie zauważył momentu, w którym wzrok Seo skierował się prosto na niego.

Changbin wewnątrz siebie bił się z wieloma myślami, rozważał wszystkie za oraz przeciw temu, by zrobić pierwszy krok. Teraz, gdy patrzył na niego z innej perspektywy, poprzedni dzień wydawał się być kompletną porażką. Spieprzył wszystko po całości i czuł dziwną potrzebę naprawienia tego, nawet jeśli miałoby się nie udać.

— Han, chciałbym z tobą porozmawiać — zaczął donośnym głosem, przez co Sung delikatnie się wystraszył, powoli przekierowując na niego wzrok. — Raczej coś ci powiedzieć, ale możesz nazywać to jak chcesz.

Przerażenie momentalnie zmroziło ciało Hana. Przełknął on nerwowo ślinę, nadal nie podnosząc głowy. Nie miał ochoty na kolejną kłótnię z rana, nie w momencie, gdy czekał ich jeszcze długi dzień w pracy, który chcąc nie chcąc musieli spędzić razem.

— Słucham? — odparł w końcu niepewnym głosem, równie nieśmiało unosząc głowę do góry. Nie zachowywał się jak godny swojej posady policjant, a po poprzednim dniu chciał uniknąć sprzeczek z Changbinem chociaż z samego rana.

Changbin w tej chwili nieco nerwowo szarpnął za krzesło, które stało po drugiej stronie biurka Jisunga, następnie je odsuwając. Sprawiło to, że młodszy z nich się wzdrygnął, nadal bojąc się powtórki z wczoraj. Nieświadomie wbił się w swoje krzesło jeszcze mocniej, uciekając wzrokiem od Changbina.

Seo nie miał pojęcia, od czego zacząć — wypalenie zwykłego „przepraszam" mogło zabrzmieć sztucznie, szczególnie w momencie, gdy rozmowa ta była całkiem nagła. Nie wiedział jednak, jak rozpocząć temat, by zabrzmiało to szczerze i by jakiś sposób wytłumaczyć to, co nim kierowało. W tamtej chwili wszystko to wydawało mu się ciężkie.

— Posłuchaj — zaczął w końcu, zbierając w głowie słowa. Jisung nadal wpatrywał się w każdy punkt w pomieszczeniu, tylko nie w czarnowłosego, jakby spojrzenie na Changbina mogło go dosłownie zamienić w posąg. — Chciałem cię przeprosić — wydusił, tym razem jednak sprawiając, że Jisung momentalnie poderwał głowę do góry. Słowa takie były ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał, a jednak działa się ona w tej chwili naprawdę. Wlepił szeroko otwarte oczy w postać Seo, nadal w to niedowierzając. — Wczoraj przesadziłem. Od śmierci Hyunjina nie umiem nad sobą zapanować, wszystko wokoło przypomina mi o tym, co się stało, a ja nadal się z tym nie pogodziłem — wytłumaczył. Nie był to jednak koniec tego, co musiał powiedzieć Hanowi, a czuł, że jeśli nie zrobi tego teraz, to zachowa to w sobie do końca życia. — I miałeś rację co do Minho. Cały czas próbuję naprawić coś, co jest już nieodwracalne, a w tym czasie ten dzieciak cierpi. Nie uratuję już Hyunjina, ale Minho nadal możemy — wypowiedział na jednym oddechu. Wszystko to było dla niego naprawdę trudne, gdyż jeszcze parę godzin wcześniej nie sądził, że otworzy się na Jisunga. — Po prostu... — zaczął, biorąc głębszy wdech. — Nadal nie wierzę w to, że Hyunjina już nie ma, że już nigdy go nie spotkam, nie przytulę, nie zobaczę. Nie wierzę w to — dokończył, że strachem stwierdzając, że jego głos drżał.

Jisung nie miał pojęcia, co zrobić. Siedział wpatrzony w ciało Changbina, jakby był co najmniej aniołem bądź diabłem, który zmaterializował się tuż przed nim. Nie wierzył do końca własnym uszom, bo w końcu jakim cudem w Seo zaszła aż tak nagła i gwałtowna zmiana? Han po prostu nie wiedział, jak się zachować, co zrobić. Było mu szkoda czarnowłosego i naprawdę mu współczuł, bo nie wyobrażał sobie tego, jak bardzo musiała boleć strata przyjaciela. Bał się jednak, że jeśli podejmie jakiekolwiek kroki, by pocieszyć Changbina, skończy się to jeszcze gorzej, niż wczoraj.

Jednak Jisung miał naprawdę miękkie serce, co nie zawsze wychodziło mu na dobre w zawodzie, jaki wybrał na swoją drogę życiową. Dlatego też, widząc, że Seo znalazł się nagle na granicy załamania, Jisung poderwał się ze swojego krzesła, następnie obchodząc swoje biurko. Nim zdążył się rozmyślić, objął Changbina, chcąc go jakoś pocieszyć.

Seo momentalnie zastygł w miejscu, jakby świat się zatrzymał. Ramiona Jisunga nagle znalazły się na jego karku, a młodszy chłopak przyległ do niego całym swoim ciałem. Nie wiedział, co powinien zrobić, dlatego też jedynie tkwił tak w miejscu, czując, że wszystkie emocje w nim zgromadzone przez tak długi czas zaraz wybuchną.

I Jisung jednak momentalnie zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno dobrze postąpił. Changbin wprawdzie nie odepchnął go, ale jednak również nie odwzajemnił uścisku. Dlatego też postanowił jeszcze chwilę tak zostać, dając starszemu czas, by zrozumiał, co się stało.

— Naprawdę przykro mi z powodu twojego przyjaciela, Changbin — powiedział, testując grunt, na którym się znajdował. W końcu jeszcze poprzedniego dnia Seo wybuchł, gdy brązowowłosy zwrócił się do niego na ty. Teraz jednak Changbin milczał, nadal nie wykonując żadnego ruchu. — Współczuję ci i nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, przez co teraz przechodzisz. Jednak dla mnie priorytetem jest teraz sprawa Minho i jestem w stanie zrobić wszystko, by uratować tego dzieciaka, niezależnie od tego, czy chcesz mi pomóc, czy nie — dokończył na jedynym wydechu.

I właśnie wtedy w Changbinie coś pękło. Dotarło do niego to, jak bardzo zaniedbał swoją pracę, skupiając się tylko na sobie. Niewinny dzieciak mógł zginąć przez jego ego, przez jego problemy. Nie mógł na to pozwolić, nie gdy Hyunjin umarł w jego ramionach. Jisung miał rację — musieli uratować tego dzieciaka.

Dokładnie wtedy też Changbin nareszcie odwzajemnił uścisk, nieco delikatniej niż Jisung obejmując ciało młodszego. Przełknął również ślinę, nie chcąc się rozkleić, a następnie wypuścił powietrze nosem, mając nadzieję, że jego głos będzie choć trochę stabilny.

— Masz rację, Jisung — wypowiedział w końcu głosem, który zdradzał więcej emocji, niż by chciał. — Minho jest teraz priorytetem, a ja za bardzo skupiłem się na sobie, by to dostrzec — mruknął pod nosem. Dopiero teraz zaczynał zauważać, jak okropnie potraktował dzieciaka, który właśnie stał wtulony w jego ciało. Dzieciaka, który mimo tego, co mu zrobił, wciąż mu wybaczył. — Jeszcze raz cię przepraszam. Źle zaczęliśmy.

W tej chwili Jisung odsunął się nieco, posyłając czarnowłosemu mały uśmiech. Był on jednak na tyle jaśniejący, że zdołał przebić się przez napiętą atmosferę, która wciąż zdawała się ich ogarniać.

— Więc chyba powinniśmy zacząć jeszcze raz, partnerze — odparł Jisung i Changbin z bólem serca stwierdził, jak bardzo niepewnie Han wypowiedział ostatnie słowo.

Ale to właśnie w nim tkwił klucz do wszystkiego. Byli partnerami i tylko razem byli w stanie rozwiązać tę sprawę. I właśnie dlatego Changbin postanowił powiedzieć młodszemu o wszystkim, co od wczoraj zaczynało mu się łączyć w głowie.

— Jest jeszcze jedna rzecz, o której musisz wiedzieć — zaczął czarnowłosy, sprawiając, że brwi Jisunga ściągnęły się nieco do siebie. — I ostrzegam, że nie jest to dobra informacja.

Jisung kiwnął delikatnie głową, przytakując słowom Changbina i pokazując tym samym, że jest gotowy usłyszeć to, co jego partner ma mu do powiedzenia. Seo wziął głęboki oddech i spojrzał młodszemu prosto w oczy, podkreślając tym powagę sytuacji.

— Pewnie zabrzmi to dla ciebie trochę głupio, biorąc pod uwagę naszą rozmowę przed chwilą, ale naprawdę długo nad tym myślałem, nie mogłem spać w nocy, analizując wszystko po kolei, zastanawiając się, czy przypadkiem czegoś nie ominąłem — zaczął, wzbudzając w Hanie lekki niepokój. — Z początku myślałem, że może tylko mi się wydaje albo próbuję to połączyć na siłę, jednak im dłużej nad tym siedziałem, tym więcej nabierało to sensu. Sprawa Minho jest połączona ze sprawą, nad którą pracowaliśmy z Hyunjinem, zanim doszło do jego postrzelenia.

Zaraz po tych słowach, Changbin odsunął się od Jisunga, podążając w stronę swojego biurka, aby chwilę później podnieść z niego pewną teczkę, z którą odwrócił się ponownie w stronę Hana. Kilka kroków potem, podał mu dokumenty do ręki, kontynuując swoją wypowiedź.

— Pamiętasz naszą wizytę u Bhuwakula? Od samego początku zachowywał się dziwnie, był zdenerwowany do momentu, w którym dowiedział się, że nie chodzi nam o niego. Przyszliśmy z wiadomością o zaginięciu jego przyjaciela, czy tam znajomego, a on nie zauważył w tym nic dziwnego, nawet się nie zmartwił. Do tego jego twarz wydawała mi się jakoś dziwnie znajoma, ale w tamtym momencie nie zawracałem sobie tym zbytnio głowy i zignorowałem ten fakt. Potem, kiedy poszliśmy do Yanga, powiedział nam, że Bhuwakul zadaje się z niebezpiecznym człowiekiem, ale nie powie kim, bo boi się o własne życie. Wtedy uznałem, że zdecydowanie trzeba się temu przyjrzeć, więc zacząłem grzebać w bazie, szukając czegokolwiek na temat tego dzieciaka. Znalazłem więcej, niż się spodziewałem.

Przestał mówić na chwilę, dając swojemu nowemu partnerowi czas na spokojne przejrzenie podanych mu wcześniej dokumentów. Sung uważnie obserwował każdą kolejną stronę, zwracając głównie uwagę na zdania zakreślone przez drugiego mężczyznę kolorowym mazakiem. Fragmenty przesłuchań, podsłuchiwanych rozmów, zdjęcia z ukrycia, zazwyczaj niewyraźne, urywki z protokołów policyjnych, było tego naprawdę sporo.

— Kunpimook Bhuwakul był przesłuchiwany na samym początku sprawy Jacksona Wanga, jako jeden z głównych podejrzanych o najbliższą współpracę z nim. Był regularnie inwigilowany w ciągu dnia i nocy, nasi ludzie wciąż czekali na jakiś ruch, który mógłby go zdradzić. Po miesiącu bez jakiegokolwiek znaku, nawet najmniejszego dowodu byliśmy zmuszeni zakończyć jego obserwacje i skupić się na innych podejrzanych. Mimo zakończonego śledztwa wokół niego, potem można było zauważyć go w tle zdjęć innych podejrzanych, w tym samego Jacksona. Nie zwracaliśmy już wtedy na niego uwagi, bo teoretycznie zajmowaliśmy się kimś innym. Uśpił naszą czujność, przez co zapomnieliśmy o jego istnieniu, a on mógł dalej działać.

— Rozumiem większość z tego, co mówisz, ale czym dokładnie jest sprawa Wanga? — zapytał, podnosząc głowę znad dokumentów. — W jaki sposób zaginięcie młodego chłopaka ma z tym coś wspólnego?

— Jackson Wang jest bardzo groźnym przestępcą, którego razem z Hyunjinem próbowaliśmy złapać i postawić przed sądem już od dwóch lat, ale zawsze wydawał się być krok przed nami. Na koncie ma zanotowanych wiele różnych przestępstw i żadne z nich nie należy do lekkich. Od napadów, po morderstwa, jednak na nic z tamtych nie mamy większych dowodów. Jedyne, co rzeczywiście udało nam się zbadać to handel ludźmi. Nie wiemy dokładnie od kiedy, ale Wang zajmuje się sprzedawaniem młodych, zazwyczaj nieletnich osób swoim inwestorom, prawdopodobnie na całym świecie. Celuje w osoby biedne, szukające ratunku w świecie prostytucji, czy to na własną rękę, czy w klubach. Oferuje im pomóc finansową, jeśli mu zaufają, po pewnym czasie po prostu wywożąc ich za granicę i dostając grube pieniądze za to, że będą się ruchać z jakimiś obleśnymi dziadami. Jak do tej pory jedynie trzem osobom udało się uciec od osoby, która zapłaciła za nich Jacksonowi. Dzięki nim byliśmy w stanie mu to udowodnić, jednak nie możemy go złapać. Ilość ludzi, jakimi się obstawił jest niesamowita i naprawdę dobrze uzbrojona. W dniu, w którym zginął Hwang byliśmy najbliżej zakucia go w kajdanki. Bhuwakul znał się z Minho, znał jego sytuację finansową oraz życiową, wiedział, że potrzebuje pieniędzy, a prostytucja jest bardzo łatwym wyjściem z biedy. Yang powiedział, że zadaje się z niebezpiecznym człowiekiem, chodziło o Jacksona. Bhuwakul podsunął go Wangowi, bo spodziewał się, że jego ojciec nawet nie zauważy zniknięcia dzieciaka i wszystko przejdzie bez szumu. Teraz, kiedy wie, że szukamy chłopaka, być może będą chcieli jak najszybciej przewieźć go za granicę, żebyśmy nie mieli do niego dojścia.

W tym momencie starszy spojrzał na drugiego z nich, który cały czas wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami, jakby próbował sobie wciąż ułożyć w głowie to, co powiedział Seo. W końcu jednak westchnął ciężko, z powrotem wbijając wzrok w leżące na jego biurku dokumenty. Changbin zdawał sobie sprawę z tego, że było to dużo rzeczy do przetrawienia i dlatego też dał młodszemu chwilę czasu na głębsze zapoznanie się z aktami.

— Kiedy mnie przenosili, to słyszałem, że trafiają do was grube sprawy, ale nie przypuszczałem, że na pierwszy ogień trafi mi się mafia handlująca ludźmi — rzucił, jednak kiedy Changbin nie zareagował na jego słowa w żaden sposób, wbił z powrotem wzrok w akta. Może trochę za bardzo pospieszył się z luźnymi rozmowami. Miał jednak jedno pytanie i chociaż nadal czuł niechęć przed pytaniem starszego o takie rzeczy, szczególnie po tym, co wydarzyło się wczoraj, ale jeśli mieli przejść dalej, musiał to wiedzieć. — Wybacz, że o to pytam, ale czy ciebie przypadkiem nie odsunęli od tej sprawy? — wydusił, zagryzając następnie wargę w oczekiwaniu na odpowiedź czarnowłosego.

Changbin westchnął jedynie ciężko, mierząc sierżanta spojrzeniem. Kiedy jednak Jisung wzdrygnął się pod jego spojrzeniem, zrozumiał, że musiał naprawdę zacząć traktować go delikatniej, jeśli ich współpraca miała działać. Nie dziwił się też, że Han zadał to pytanie — w końcu jeśli jego teoria okazałaby się prawdziwa, co było praktycznie pewne, to sprawa to powinna zostać im odebrana. Lecz on musiał doprowadzić to do końca — i nie chodziło tu o własne powódki, a o fakt, że obiecał umierającemu w jego ramionach Hyunjinowi dorwać Jacksona i miał zamiar właśnie tak zakończyć tę sprawę. Miał jedynie nadzieje, że młodszy śledczy to zrozumie i pozwoli mu zrobić to, co musiał.

— Seunghyub jeszcze nie wie o tym, że te sprawy się łączą — oznajmił, wstając znów od swojego biurka i podchodząc do tego Jisunga. Chciał, by brązowowłosy zrozumiał, że chciał mu zaufać i miał nadzieję, że ten mu pomoże albo chociaż pozwoli działać dalej samemu. — Ale ja muszę doprowadzić tę sprawę do końca. Obiecałem to Hyunjinowi, gdy umierał i zrobię to, chociażbym miał zapłacić za to najwyższą cenę — dodał poważnym głosem, siadając na brzegu biurka drugiego z nich. Spojrzał też młodszemu chłopakowi w oczy, biorąc wdech przed kontynuowaniem swojej wypowiedzi. — I możesz mi pomóc lub nie, ale nie zatrzymuj mnie. Nie przywrócę do życia Hyunjina, ale Minho nadal możemy uratować i miałeś rację mówiąc, że to jest teraz najważniejsze — wypowiedział na koniec.

W tym też momencie Jisung pokiwał zgodnie głową, uśmiechając się słabo do starszego z nich, jakby chciał mu powiedzieć, że naprawdę mógł mu ufać.

— Masz rację — zgodził się. — Zrobię wszystko, by uratować Minho — oznajmił, co dla niego było jednoznaczne z tym, że miał zamiar pracować dalej z Seo nad tą sprawą, nieważne, czy naczelnik wiedział, o tym, kogo szukali. — Więc co teraz zrobimy, partnerze? — dodał, chcąc dobitnie pokazać czarnowłosemu, że byli w tym razem.

Changbin jednak znowu westchnął, zakładając ręce na piersi. Dopiero teraz zaczynała się prawdziwa praca i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak niebezpieczne stawało się to wszystko.

— Wracamy do klubu — oznajmił. — Ten gnój ewidentnie wie coś więcej i nam to powie albo pójdzie siedzieć na długie lata — dodał pewnym głosem.

Wyjaśniwszy między sobą resztę nieścisłości związanych ze sprawą i ustaliwszy spójny plan działania, udali się znowu do klubu. Tym jednak razem atmosfera między nimi nie była tak zła, jak ostatnio — i chociaż oczywistym było, że nie zostaną od razu najlepszymi przyjaciółmi, jednak dla obojga z nich jasne stało się to, że teraz nareszcie mogli zacząć pracę jako partnerzy, a nie wrogowie.

Plan działania był prosty — mieli wypytać Jeongina, a jeśli ten nie zacznie sypać, to przycisnąć go do muru. Mieli w końcu argumenty, którym Yang nie mógł odmówić, bo doskonale wiedział, że za prostytucję i wykorzystywanie nieletnich w jego klubie poszedłby siedzieć na długie lata. Miał więc wybór — zacząć sypać i narazić się niebezpiecznym ludziom albo spędzić resztę życia w kiciu.

Kiedy w końcu dotarli do klubu, wydawał się on tak samo pusty, jak za pierwszym razem. Nie zdziwiło ich jednak tym razem to, że przy barze znaleźli właściciela, do którego tak właściwie przyjechali.

— O, panowanie policjanci — zawołał, gdy tylko ich zobaczył. I chociaż jego postawa wydawała się być odważna, tak bez problemu dało się zauważyć cień strachu, który przebiegł po jego twarzy na ich widok. — Czyżbyście jednak potrzebowali nowej pracy?

— Jeśli nie zaczniesz mówić nam tego, czego chcemy to wkrótce ty będziesz musiał jej szukać w stanowym więzieniu, żeby nie nudzić się w celi — rzucił Changbin, przez co uśmiech wręcz natychmiastowo zniknął z twarzy Yanga. — Sądząc po twojej reakcji, zgaduję, że jednak nie ciągnie cię do obserwowania świata zza krat.

Jeongin nie odpowiedział, czekając grzecznie, aż dwójka policjantów spokojnie do niego podejdzie. Nie lubił, kiedy władze wpychały nosa w jego interesy, jednak wiedział, że utrudniając im pracę, będzie miał z tego więcej kłopotów, niż pożytku.

— Nie widziałem Minho, odkąd tutaj byliście i nie mam pojęcia, gdzie może być.

Seo uśmiechnął się delikatnie, spoglądając krótko w stronę Jisunga, dając mu tym samym znak, że wreszcie nadeszła chwila, by to on zadawał pytania, zamiast bezczynnego stania. Han wziął głęboki wdech, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki zdjęcie, kładąc je na blacie przed Yangiem, który automatycznie skierował na nie swój wzrok.

— Znasz go? — zapytał krótko. Jeongin odpowiedział przeczącym ruchem głowy, a jego całe ciało zesztywniało. — Nie jesteś zbyt dobry w ukrywaniu prawdy, Yang. Wiemy, że doskonale poznajesz tą twarz.

Mężczyzna podniósł wreszcie wzrok znad fotografii, spoglądając na zmianę, raz na jednego, a potem na drugiego z policjantów. Changbin widział w jego oczach, że boi się udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi, długo myśląc nad tym, co właściwie powinien powiedzieć. W tym momencie był niczym otoczony ze wszystkich stron, z jednej stały służby prawa, a z drugiej mafia.

— Jeśli on ma coś wspólnego ze zniknięciem chłopaka, to musicie się pośpieszyć i zdecydowanie nie tracić czasu na szukanie tutaj — powiedział, odsuwając zdjęcie Wanga w stronę Jisunga. — Wiem o nim znacznie mniej, niż wy, ale jestem pewien, że nie chcę zadzierać z tym człowiekiem. Prowadzę swój interes, nie mam z nim żadnego połączenia. Przychodzi tutaj i gapi się na Bhuwakula, a potem z nim odjeżdża, więc to u niego powinniście lepiej poszukać.

Han przyglądał się uważnie każdemu najmniejszemu ruchowi oraz mimice twarzy Jeongina, ale nie zauważył żadnego znaku, by móc podejrzewać mężczyznę o kłamstwo. Może i wydawał się być wielkim i potężnym właścicielem klubu nocnego, jednak wewnątrz bał się jakichkolwiek problemów. Przede wszystkim przerażał go Jackson Wang, zupełnie tak samo jak wiele innych osób. Wolał się trzymać od niego z daleka, niż nawiązać jakikolwiek kontakt. Być może dlatego po prostu pozwalał mu działać na terenie swojego klubu, udając, że nic nie widzi. Nie chciał narazić się komuś takiemu jak on.

— Od początku wiedziałeś, że to on, prawda? — wtrącił się Changbin. — Dlatego wspomniałeś o niebezpiecznym mężczyźnie odwiedzającym klub.

— Słuchajcie, nie chce mieć z nim problemów, okey? Zaczął działać w moim klubie bez mojej wiedzy, a ja nie zamierzam przestać udawać, że wciąż nic o tym nie wiem — wyjaśnił nieco ściszonym głosem. — Nie wiem jak wy, ale cenię sobie swoje życie i wolałbym się z nim tak szybko nie żegnać.

— Skoro wiesz, że Bhuwakul w pewien sposób mu pomaga, dlaczego go nie zwolnisz? — spytał Jisung, zakładając ręce na piersi.

Seo ostrożnie przyglądał się mu kątem oka, nie zwracając na siebie zbytnio uwagi, jednak musiał przyznać, że cholernie podobała mu się ta wersja swojego nowego partnera. Momentami coraz bardziej żałował tego, w jaki głupi sposób postanowił zacząć ich współpracę.

— Żartujecie sobie? Gdybym wyrzucił pupilka gangstera, już dawno dostałbym kulkę w łeb — powiedział, widocznie urażony tymi słowami. — Mówiłem już, dla własnego bezpieczeństwa nie chce z tym nic robić, to wasza praca. Teraz przepraszam, ale jeśli nie macie więcej pytań, jestem zmuszony was opuścić.

Changbin machnął tylko ręką, pozwalając Jeonginowi odejść, samemu z Jisungiem z kolei kierując się sprężystym krokiem do wyjścia. Tak naprawdę żaden z nich nie dziwił się postawie właściciela klubu. Mężczyzna chciał tylko prowadzić spokojny interes, a tu nagle wpieprzył mu się taki Wang, co jakiś czas podpierdalając ludzi. Oczywiście sam miał za uszami zatrudnianie nieletnich, ale nie była to ta sama ranga, co działania Jacksona. Jeden dawał im pracę, drugi sprzedawał z zyskiem tylko dla siebie.

Chwilę później opuścili budynek, w ciszy podążając w stronę wcześniej zaparkowanego samochodu. Z jednej strony mieli trop, wiedzieli czego szukać, ale czuli się, jakby cało śledztwo zaczynało się od samego początku. Znowu byli w klubie i ponownie musieli odwiedzić Kunpimooka. Tym razem na całe szczęście wiedzieli, że nie dadzą się już zwieść temu dzieciakowi.

W pewnym momencie Changbin zatrzymał się, tuż przed samym samochodem, rzucając poważne spojrzenie w stronę Hana, który skierował na niego swój lekko zaniepokojony wzrok.

— Musimy aresztować Bhuwakula — rzucił, na co brwi Jisunga uniosły się do góry. — Jeśli nie złapiemy go teraz, Jackson może go przetransportować lub pozbyć się, wiedząc, że jest naszym tropem do niego.

— Changbin, wbrew pozorom, nie mamy żadnych podstaw do aresztowania go, wszystko to tylko nasze domysły, zero dowodów — odpowiedział, patrząc się prosto w oczy drugiego policjanta. — Seunghyub nie da ci pozwolenia na zakucie go w kajdanki, do tego jeszcze odsunie nas od tej sprawy, jeśli dowie się, że ma związek z Hyunjinem.

— Dlatego Seunghyub o niczym się nie dowie — szepnął, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy. — Możesz to zrobić ze mną albo nie, ale nie mogę pozwolić sobie stracić jedynego tropu na tego człowieka. Bhuwakul musi zostać zakuty w kajdanki i to jak najszybciej.

Jisung westchnął ciężko, spoglądając niepewnie na starszego. Starał się myśleć logicznie i nie kierować się emocjami, co niestety momentami nadal robił Seo.

— A co dalej? — zapytał krótko. — Nawet jeśli uda nam się go zatrzymać, to co powiemy Seunghyubowi? Jak myślisz, jak długo uda nam się to utrzymać w tajemnicy?

Changbin zdawał sobie sprawę z tego, że Jisung miał rację. Ryzykowali wiele, postępując w taki sposób, ale za dużo zależało od tej chwili, by teraz zrezygnować.

— Będziemy myśleć później — oznajmił. — Tak blisko Jacksona byłem ostatnio, gdy zginął Hyunjin. Nie odpuszczę — dodał. Jisung westchnął jednak cicho, zdając sobie sprawę z tego, że Seo miał rację. Mogli nie mieć już lepszej okazji. — Wsiadasz? — zapytał, otwierając drzwi ze swojej strony.

Han pokiwał jedynie głową, obchodząc samochód. I chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że to faktycznie mogła być ich jedyna okazja, to jednak niepokój w nim cały czas rósł.


Chociaż żaden z nich nie przyznałby tego na głos, to jednak gdy podjechali pod adres mieszkania Bhuwakula, w którym mieli okazję już być, stres pojawił się w nich obu. Może zarówno Changbin i Jisung wiedzieli, że w tej robocie trzeba było zachować zimną krew i czysty umysł, jednak sytuacja ta przerosłaby każdego. W końcu byli tuż przed zatrzymaniem osoby, która mogła doprowadzić ich tak samo blisko Jacksona, jak tego jednego, tragicznego razu. Lecz wysiadając z samochodu, nie wiedzieli jeszcze, co tak naprawdę czekało ich za drzwiami klatki, w której znajdowało się mieszkanie Kunpimooka.

Changbin jak zwykle ruszył jako pierwszy, zaś Jisung podążył za nim, czując, jak jego serce uderza zbyt szybko. Wiedział, że powinien się ogarnąć, jednak po krótkiej analizie zrozumiał, że prawdopodobnie była to jego najpoważniejsza akcja w czasie mimo wszystko nie aż tak długiej kariery kryminalnego. Oboje stanęli przed uchylonymi drzwiami klatki schodowej i kiedy Seo spojrzawszy na młodszego zobaczył, jak ten zgodnie kiwa głową, otworzył je, następnie wchodząc do środka.

I gdy tylko przeszli przez próg, dotarły do nich odgłosy kłótni, a Changbina wręcz zmroziło. Bo chociaż Jisung nie miał prawa wiedzieć, co właśnie się stało, to jednak Seo momentalnie rozpoznał oba głosy dochodzące ich z piętra wyżej. W końcu ciężko było zapomnieć głos, którego właściciel zapadł w jego głowie jako największy potwór, jakiego kiedykolwiek spotkał, który zabił jego przyjaciela i na zawsze zmienił jego życie. Bowiem poza Kunpimookiem, drugi głos należał do nikogo innego, jak Jacksona Wanga — tego samego potwora, za którym gonił jak kot za myszą przez ostatnie dwa lata. Uniósł w górę jedną dłoń, tym samym pokazując młodszemu, by się zatrzymał, w tym samym czasie drugą dłonią sięgając do kabury, by czym prędzej wyciągnąć broń.

I chociaż z początku Jisung nie zrozumiał do końca, co się stało, to gdy tylko spojrzał w oczy czarnowłosego, zdał sobie z tego sprawę. Jego twarz pobledła, a na karku poczuł zimny dreszcz, samemu też sięgając po pistolet.

— Coś ty sobie kurwa wyobrażał? — warknął starszy z nich, a dwójka policjantów słyszała jego przeciekający złością głos czysto i dokładnie. — Że ten karzeł nie zacznie węszyć, jeśli powiesz mu, że znałeś się z tym bachorem? Idioto, przecież już cię przesłuchiwali! To zajmie im chwilę, by nas połączyć!

W tym momencie nastała chwilowa cisza, tak jakby drugi z rozmówców bał odezwać się chociażby słowem. I kiedy Changbin miał już dać młodszemu znak, Kunpimook odpowiedział Wangowi.

— Boże, uspokój się — fuknął. — To jebana policja! Nim ogarną, nas już tu nie będzie. Przecież taki był kurwa plan. Sprzedajemy go i znikamy, jak zawsze — dodał, zdradzając wszystkie ich zamiary.

— Nie ma żadnych nas! — krzyknął jeszcze głośniej Wang, a ton jego głosu sprawił, że Hana znów przeszedł zimny dreszcz. Jego serce uderzało szybciej, niż powinno i chociaż nie powinien, to jednak czuł przeszywający go strach. — Jesteś tylko jebaną dziwką — wysyczał przez zęby.

To była ta chwila. Changbin skinął głową wziąłwszy głęboki wdech, ruszył przed siebie. Jego serce uderzało jak szalone, a on ostatecznie zdał sobie sprawę z tego, że właśnie teraz mogło rozstrzygnąć się wszystko — mogli złapać ich obu albo zepsuć wszystko.

Od tego momentu zaczął robić wszystko jakby automatycznie. Ruszył na przód, słysząc za sobą Jisunga. Uniósł spluwę na wysokość ramion, wbiegając czym prędzej na wyższe piętro.

— Policja, ręce do góry! — wrzasnął, chociaż doskonale wiedział, że nic to nie da. W końcu jaki kryminalista i mafiosa padał na kolana na widok zwykłego pistoletu?

Czas jakby na chwilę się zatrzymał. To był moment, dosłownie kilka sekund, jednak Seo zawahał się, nie pociągając za spust. Dało to czas Jacksonowi na to, by obrócić się w stronę otwartego mieszkania Bhuwakula i popchnąwszy dziewiętnastolatka, uciekł w głąb mieszkania, zapewne by wydostać się z niego schodami pożarowymi. Changbin przeklął się w duszy, szybko zdając sobie sprawę z tego, że po raz kolejny zjebał. Teraz jednak nie nie zawahał się, ruszając w pogoń za mafiosem.

W tym samym momencie Han również ruszył przed siebie. Szybko zauważył, że Seo ruszył w pogoń za uciekającym Jacksonem, dlatego też za swój cel wziął młodego tancerza. Ten bowiem popchnięty przez mafiosa, wylądował plecami na podłodze. Han dopadł do niego i nim ten zdążył się podnieść, stanął nad nim, wymierzając lufę broni prosto w jego głowę.

— Wstaniesz i obrócisz się przodem do ściany z rękoma nad głową — rozkazał stanowczym głosem. Jego dłonie nie drgnęły i chociaż jego serce biło jak szalone, zachował kamienną twarz, nadal mierząc do Bhuwakula z broni. — Spróbuj coś odpierdolić, a strzelę.

— Musisz oddać strzał ostrzegawczy, geniuszu — odpowiedział z zaciśniętymi zębami.

Jisung nie miał najmniejszej ochoty bawić się teraz w dziecinne przepychanki, dlatego bez żadnego ostrzeżenia odsunął na chwilę lufę od głowy Bhuwakula, tylko po to, żeby sekundę potem oddać szybki strzał w ścianę, od razu wracając do czaszki podejrzanego.

— Masz swoje ostrzeżenie, a teraz rób co mówię, jeśli chcesz dalej oddychać — rzucił z delikatnym uśmiechem na twarzy, czego Kunpimook nie był w stanie zauważyć.

Wreszcie współpracownik Wanga opornie zaczął wstawać z ziemi, wykonując dokładnie polecenia, wcześniej przedstawione przez Hana. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko ściany, Jisung popchnął go stanowczo w jej stronę, przyciskając go mocno podczas wyjmowania kajdanek.

— Zostajesz aresztowany w związku o podejrzenie współpracy w handlu ludźmi, przemytach narkotyków oraz wielokrotnych rabunków. Masz prawo zachować milczenie, gdyż każde twoje słowo może zostać użyte przeciwko tobie w sądzie. Masz prawo do adwokata, jeśli cię na takiego nie stać, zostanie ci on przydzielony z urzędu. Czy rozumiesz swoje prawa?

— Tak — syknął, sekundę później czując jak kajdanki zamykają się na jego nadgarstkach. — Jeszcze tego pożałujecie.

— Na chwilę obecną to ty masz przejebane, nie my — odparł, pociągając Bhuwakula mocno w swoją stronę, następnie zginając jego tułów w pół. — Teraz pójdziemy grzecznie do samochodu, który zawiezie cię prosto do celi.

Kunpimook w tym momencie nie miał już żadnego wyjścia, pozwalając prowadzić się policjantowi, przeklinając go bez przerwy w myślach oraz mają cichą nadzieję, że Jackson nie zostawi go w takiej sytuacji i wyślę do niego jednego ze swoich zaufanych adwokatów.

Nie tracąc żadnej kolejnej, nawet najkrótszej chwili ruszył ile sił w nogach za Jacksonem, trzymając pewnie broń w dłoni, modląc się w myślach, żeby tym razem się udało. Wang znał od niego to miejsce o wiele lepiej, ale dopóki widział jego plecy, wszystko było pod kontrolą — przynajmniej tak mu się wtedy wydawało.

Tak jak myślał, Jackson popędził wprost do schodów pożarowych, gdzie ich pościg zdecydowanie się zwęził, policjant nie wiedział, czy była to korzyść dla niego, czy dla przestępcy.

— Zatrzymaj się, albo strzelę! — krzyknął, zbiegając w dół najszybciej, jak mógł, jednak cały czas Wang wydawał się być zbyt daleko. — Stój kurwa!

Mafiosa nie zamierzał tracić czasu na odpowiadanie, zamiast tego odwracając się na ułamek sekundy, aby następnie oddać strzał, który trafił zaraz obok niego, uderzając głośno w barierkę. Wtedy Changbin postanowił pieprzyć wszystkie powtarzane mu zasady, bez ostrzeżenia oddając strzał w stronę Wanga, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Od tamtego momentu strzały zaczęły padać regularnie, raz z dołu, a raz z góry, pomieszane z krzykiem Seo, powtarzającym, żeby Jackson przestał uciekać, co niestety nic nie dawało. Kiedy schody pożarowe wreszcie się skończyły, oboje wybiegli na otwartą przestrzeń, dającą im też lepsze pole do strzału.

Changbin zatrzymał się dosłownie na chwilę, wymierzając szybki strzał w nogę Jacksona, by go zatrzymać albo chociaż spowolnić, jednak nawet to nie poszło po jego myśli, bo tamten jakby instynktownie skręcił lekko w bok. Przeklął tylko pod nosem, znowu ruszając w bieg za mężczyzną, którego próbował złapać od tak długiego czasu. Kolejny raz był tak blisko od ujęcia go i zakucia w kajdanki, jednak wciąż zbyt daleko.

Wang skręcił w wąską uliczkę pomiędzy dwoma budynkami, oddając kolejne kilka strzałów w stronę Seo, na całe szczęście wszystkie okazały się być pudłem. Changbin miał jednak świadomość, że w odróżnieniu do niego, Jackson wcale nie chciał trafić, jego celem było rozproszenie policjanta, skupienie jego uwagi na czymś innym. Zabicie go nie dawało mu w tym momencie absolutnie nic, skoro gdzieś wciąż był Jisung.

Kiedy zbliżali się do końca uliczki, Changbin dopiero zauważył czarny samochód, stojący zaraz przy wyjściu z niej, a wtedy odpowiedź była jedna — przez cały ten czas Wang miał gotowe wsparcie. Wystarczył jeden, głośny krzyk przestępcy, aby drzwi pojazdu otworzyły się, a ze środka wyszło trzech znacznie lepiej uzbrojonych mężczyzn. Seo kolejny raz przeklął pod nosem, chowając się na chwilę za małą ścianką, aby uniknąć szybkich strzałów. Już miał się wychylić i samemu oddać ogień w ich stronę, jednak wtedy wszystko ucichło, a w tle usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. Od razu wybiegł z ukrycia, zaczynając biec w stronę czarnego samochodu, który właśnie ruszał z miejsca z piskiem opon. Kilka sekund później opuścił zaułek, starając się z całych sił dogonić auto. Zanim doszło do niego, że jest to raczej niemożliwe, znajdował się już dosyć daleko od niego, co nie oznaczało poddania się z jego strony. Dopóki widział wciąż tył samochodu, oddawał strzał za strzałem z nadzieją, że mimo dużej odległości uda mu się trafić w cokolwiek. Mógłby przysiąc, że jedna z opon pojazdu została uszkodzona, ale niestety nie mógł zobaczyć tego dokładnie.

Jackson uciekł mu kolejny raz tylko dlatego, że zawahał się, zamiast niezwłocznie oddać strzał. Miał tylko nadzieję, że w odróżnieniu do niego, Jisungowi bez problemu udało się aresztować Bhuwakula.

Schował broń do kabury, z zaciśniętą wargą zaczynając powoli wracać do miejsca, w którym postawiony był ich samochód, bez przerwy przeklinając się w myślach. Doskonale wiedział, że gdyby nie te kilka pieprzonych krótkich sekund, teraz być może obserwowałby martwe ciało Wanga, zamiast łusek wystrzelonych z jego broni.

Kiedy oczom Jisunga nareszcie rzucił się Changbin, Bhuwakul siedział już zakuty w samochodzie. Nie potrzebował pytać starszego, co się stało, by doskonale to wiedzieć, gdyż wystarczył mu wyraz jego twarzy. Może nie znali się zbyt długo, jednak w tym momencie negatywne emocje wręcz biły od czarnowłosego i łatwo było się domyślić, że Wang po prostu uciekł. Nie wiedział jednak za bardzo, jak powinien zareagować — gdyż zwyczajnie bał się, że swoimi pytaniami znów doprowadzi do wybuchu emocji Seo. Postanowił więc milczeć, nagradzając go jedynie współczującym spojrzeniem.

— Miał wsparcie — rzucił w końcu, samemu też uznając, że wspominanie o tym, że Jackson mu uciekł, było zbędne. — Goniłem ich do końca, ale zdołali odjechać — dodał jeszcze.

W tym jednak momencie, patrząc na zawiedzioną sobą minę Seo, Jisungowi zrobiło się mu go zwyczajnie żal. Dlatego też ułożył dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się słabo, by choć trochę go pocieszyć.

— Nie martw się, dopadniemy go — obiecał. — Może teraz uciekł, ale i tak depczemy mu po piętach. No i mamy go — dodał jeszcze, spoglądając przelotnie na siedzącego w samochodzie Kunpimooka.

Seo westchnął jedynie ciężko. Jisung miał rację — byli blisko i teraz nie mogli zrobić nic więcej, jak przeć dalej na przód.

Kilka minut później byli już z powrotem na komisariacie. Changbin szczerze nie wiedział, czy bardziej był wkurwiony, czy zawiedziony sobą. Znowu zawiódł i taka była prawda — Jackson uciekł przez niego, ponieważ się zawahał, nie oddał celnego strzału i nie dogonił go. Wang znowu był na wyciągnięcie ręki, a on nie dał rady go złapać.

Pocieszał go jednak fakt, że tym razem to tylko on zawalił i Jisungowi udało się złapać Kunpimooka, dzięki czemu mieli choć jednego świadka. Nie był to jednak byle świadek, bo w końcu najbliższy współpracownik Jacksona, który mógł powiedzieć im więcej, niż ktokolwiek wcześniej.

Decyzja o przesłuchaniu zapadła natychmiast, gdyż nie mieli czasu odkładać tego na później. Tym sposobem już kilkanaście minut po powrocie na komisariat znaleźli się na sali przesłuchań, zasiadając na przeciwko zatrzymanego.

— Tęskniłeś za tym miejscem? — rzucił na przywitanie. Nie miał pojęcia, jakim cudem kiedyś podczas śledztwa nie udało im się połączyć Bhuwakula z Jacksonem, jednak był pewien, że teraz dziewiętnastolatek się już nie wywinie.

Kunpimook jednak nie odpowiedział, wpatrując się tępo w blat stołu.

— Chcę zadzwonić do adwokata — rzucił w końcu, nie odrywając jednak wzroku od stołu. Dało się zauważyć, że znał swoje prawa, ale też widział, że sytuacja, w jakiej się znalazł, nie miała pozytywnego wyjścia. — I tak wam nic nie powiem.

Słowa te nie były zaskoczeniem ani dla Changbina, ani dla Jisunga. Starszy z nich westchnął jednak ciężko, odchylając się bardziej na krześle i mierząc zatrzymanego oceniającym spojrzeniem.

— Oczywiście, masz do tego prawo i za chwilę udostępnimy ci taką możliwość — oznajmił, zakładając ręce na piersi. — Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nic nam nie powiesz, to zgnijesz w więzieniu, prawda? — dodał po chwili. — Morderstwo, handel ludźmi i narkotykami, napady. Na pewno coś jeszcze się znajdzie. Możesz dostać nawet dożywocie.

Jednak i tym razem Bhuwakul nie oderwał wzroku od stołu.

— Nic wam nie powiem — powtórzył jedynie.

Tym razem jednak, nim Changbin zdążył coś powiedzieć, odezwał się młodszy z policjantów.

— Pójdziesz siedzieć między innymi za udział w zabójstwie policjanta — przypomniał, przez co Seo zagryzł wargę, z całych sił starając się wygonić z myśli obraz umierającego Hyunjina. — Myślisz, że strażnicy odpuszczą ci zabójstwo jednego z nas? Będziesz żył w piekle i Jackson ci już nie pomoże — dodał, nachylając się lekko nad stołem. Changbin śledził jedynie dokładnie spojrzeniem jego poczynania, czekając na to, co powie dalej. — Wiesz dużo i możesz doprowadzić nas do Jacksona. Jeśli powiesz nam coś bardzo istotnego, prokurator na pewno zgodzi się na ugodę. Dostałbyś dwadzieścia, może piętnaście lat. Kiedy byś wyszedł, byłbyś jeszcze w stanie ułożyć sobie życie — dodał.

Po tych jego słowach zapadła cisza na dłuższą chwilę. Jednak kiedy nikt się nie odezwał, Bhuwakul nareszcie uniósł głowę, spoglądając na nich obu nienawistnym spojrzeniem.

— Nic wam nie powiem — wycedził jedynie, następnie znów odwracając wzrok.

Seo westchnął znów ciężko, następnie odsuwając swoje krzesło i wstając od stołu. Wskazał głową na drzwi, a kiedy Sung zrobił to samo, co on, otworzył je, następnie wychodząc z pokoju.

— On nic nie powie, jeśli nie damy mu naprawdę korzystnej oferty — westchnął znów. — Jest zbyt zaślepiony Jacksonem. Myśli, że ten magicznie się zjawi i go uratuje — dodał jeszcze.

Jisung pokiwał jedynie głową. Seo miał rację i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

— Więc co robimy dalej? — zapytał jedynie.

Changbin przez chwilę stał w kompletnej ciszy, kątem oka przypatrując się osobie Bhuwakula przez lustro weneckie i szukając w głowie wszystkich rzeczy, jakie mogli mu zarzucić. Zawsze pozostawała im opcja grania na czas, czyli udawania, że coś na niego mają, chociaż w rzeczywistości tak nie było. Trik ten stosowany był dosyć często, by zmusić niektórych do samowolnego przyznania się.

— Odgrywamy scenkę, dopóki dzieciak się nie wygada albo Seunghyub nie dowie, że go mamy — rzucił po dłuższym czasie, ponownie wchodząc do pokoju przesłuchań, w którym to znajdował się Kunpimook.

— Chcę wykonać telefon do adwokata, bez konsultacji z nim nie powiem ani słowa — rzucił, gdy tylko z powrotem zobaczył obu policjantów.

Żaden z nich nie widział sensu w powstrzymywaniu zatrzymanego od jego oczywistych praw, dlatego Han bez zastanowienia ruszył do Bhuwakula, żeby odczepić kajdanki od metalowego stołu, skuwając je następnie ponownie ze sobą. Podeszli razem do wiszącego na ścianie telefonu, na którym młody mężczyzna zaczął wystukiwać dobrze znany mu numer.

Oczywiście, że posiadał dostęp do najlepszych prawników Jacksona, w końcu od wielu lat pozostawał jego prawą ręką pewnego rodzaju źródłem towaru. Do tej pory byli na jego zawołanie, gdy tylko miał jakieś problemy, gotowi bronić go tak, jakby mieli stać w sądzie z samym Wangiem. Kunpimook był więc przekonany, że tym razem również dodzwoni się bez problemu do adwokata i powie, że potrzebuje jego usług. Był pewien, że nie będzie z tym żadnego problemu, nigdy nie było.

Kiedy wreszcie połączenie zostało nawiązane, rozmowa nie poszła ani trochę po jego myśli.

— Kim Junmyeon, słucham — odezwał się znajomy głos.

— Dzień dobry, panie Kim. Kunpimook Bhuwakul z tej strony, tak się składa, że potrzebuję obecnie pana pomocy na komisariacie — streścił szybko z delikatnym uśmiechem na ustach.

W tym momencie usłyszał coś, czego ani trochę się nie spodziewał i nie brał pod uwagę.

— Przepraszam, ale nie mogę dalej z tobą współpracować. Moja umowa z tobą dobiegła końca i nie zamierzam jej przedłużać, mam pewne warunki, z których muszę się wywiązać. Wybacz, tym razem musisz znaleźć innego obrońcę.

Po tych słowach mężczyzna rozłączył się, nie dając powiedzieć Bhuwakulowi ani jednego słowa więcej. Wkurzony odłożył słuchawkę telefonu i poszedł z Jisungiem ponownie na swoje miejsce, pozwalając się przykuć ponownie do metalowego blatu. Po rozmowie był widocznie wkurzony i wiedział, że oboje policjanci doskonale to widzą. Panowała w nim istna furia, nie przez odmowę adwokata, lecz to, że wiedział, czym były warunki, o jakich tamten powiedział. Wang musiał przewidzieć potrzebę obrońcy prawnego dla niego, więc zabronił swoim ludziom współpracować z nim. Jeśli miałby być w tej chwili szczery, to zachowanie ze strony osoby, dla której poświęcił całe swoje życie i ufał bezgranicznie po prostu go zabolało. Do tej pory wierzył, że Jackson pomoże mu w każdej sytuacji i wyciągnie zza krat, kiedy tylko będzie taka potrzeba. Teraz stracił nadzieję.

Spojrzał na Changbina, wpatrującego się w niego świdrującym wzrokiem. Był rozdarty pomiędzy chęcią zemsty za potraktowanie go w ten sposób, a lojalnością, jaką od dawna darzył mafioso. Ostatecznie postanowił jednak, że odrobinę udzielonych informacji nikomu nie zaszkodzi.

— Jeśli jeszcze kiedykolwiek chcecie zobaczyć Minho, za dwa dni około południa będzie w opuszczonym magazynie portowym — rzucił, patrząc Seo prosto w oczy. — Więcej wam nie powiem bez adwokata z urzędu.

Żaden z nich nie odpowiedział ani słowem, potwierdzając jego słowa zwykłym kiwnięciem głowy, wewnątrz jednak oboje strasznie cieszyli się z tej wiadomości. Jasne, była to bardzo ogólna wiadomość, lecz tyle wystarczyło, żeby zaangażować pułapkę na przemytników, a być może nawet na samego Wanga. Minusem pozostawało to, że na tym etapie cała akcja będzie raczej niemożliwa do zrealizowania bez wiedzy Seunghyuba.

— Jisung, zostań z nim, zaraz wrócę — oznajmił Seo, zaraz potem wychodząc z sali przesłuchań.

Potrzebował od prokuratura zgody na zatrzymanie Bhuwakula zanim tamten dostanie adwokata, a ten fakt musiał również przejść przez Lee, dlatego ruszył prosto do gabinetu swojego szefa. Denerwował się bardzo, gdyż nie miał pojęcia, jak starszy zareaguje na wiadomość, że wciąż pcha się w sprawę, którą powinien oddać w całości komuś innemu. Musiał na chwilę odłożyć zmartwienia na drugi plan i skupić się na działaniu. Wszedł pewnie do biura Seunghyuba, nie marnując czasu nawet na pukanie, od razu znajdując się naprzeciwko niego. Mężczyzna siedział przy swoim biurku z nosem w papierach, jednak gdy tylko Changbin wszedł do środka, od razu podniósł na niego swoje spojrzenie.

— Jeśli jesteś tutaj, żeby prosić o zmianę partnera, lepiej od razu wyjdź i nie zaczynaj mnie wkurwiać — powiedział, na koniec posyłając mu gorzki uśmiech.

Seo wziął głęboki oddech i postanowił zaryzykować.

— Zatrzymaliśmy Bhuwakula — zaczął, ponownie zwracając na siebie uwagę szefa. — Wiem, że zostałem odsunięty od sprawy Wanga, jednak niespodziewanie okazuje się, że to on stoi za sprawą zniknięcia dzieciaka. Potrzebuję pozwolenia od prokuratora na zatrzymanie go w areszcie oraz pozwolenia na zorganizowanie akcji ratunkowej i pułapki jednocześnie.

Pomiędzy nimi nastała kompletna cisza. Seunghyub wpatrywał się w policjanta w sposób, którego nie dało się opisać, a z jego spojrzenia nie można było wyczytać pojedynczej myśli. Changbin przełknął trochę zbyt głośno ślinę, czekając na odpowiedź swojego przełożonego.

— Zgoda — rzucił nieoczekiwanie, po chwili wstając ze swojego fotela i podchodząc do Seo. — Pod jednym warunkiem. Jeśli spierdolisz odbicie tego niewinnego dzieciaka, bo zachce ci się ryzykować z powodu własnego ego, sprawa Wanga trafia do Wywiadu. Mam w dupie, czy złapiesz gnoja, teraz liczy się życie chłopaka, a jeśli przez ciebie je straci, będę musiał się poważnie zastanowić, co powinienem z tobą zrobić, Seo.

Changbin oblizał jedynie nerwowo wargi. Wiedział, że jego przełożony miał rację, gdyż już podczas ostatniej kłótni z Jisungiem uświadomił sobie, że przecież najważniejsze było teraz życie Minho. I właśnie dlatego też pokiwał głową, zgadzając się na jego warunki.

— Dobrze, szefie — westchnął jedynie. Nie było sensu wkurwiać Seunghyuba, gdyż dało się zauważyć, że ten nadal był na niego zły po ostatniej akcji. — Dopilnuję, by dzieciak wrócił cały i zdrowy.

Starszy mężczyzna westchnął jedynie ciężko, następnie odwracając się i siadając z powrotem za biurkiem.

— Załatwię zgodę prokuratura, ale przygotujcie się już do akcji. Nie możesz tego spierdolić — dodał. — I jeszcze jedno — oznajmił, gdy Seo miał już się wyjść z pomieszczenia. — Pamiętaj, że nie pracujesz sam. Jeśli spierdolisz to, ponieważ ubzdurałeś sobie, że nie będziesz z nim pracować, to naprawdę stąd wylecisz — ostrzegł.

Seo pokiwał jedynie głową jeszcze raz. Uznał, że nie było sensu tłumaczyć szefowi, że między nimi było już lepiej.

— Przyjąłem — odpowiedział jedynie i następnie krótko pożegnawszy się, wyszedł z pomieszczenia.

Zdawał sobie sprawę z tego, że była to zapewne ich ostatni szansa na to, by uratować Minho. Jego życie znajdowało się właśnie w ich rękach i nie mógł tego spierdolić.

Szybkim krokiem wrócił do pokoju przesłuchań, w którym znajdował się nadal Jisung. Nim jednak tam wszedł, poprosił czekającego na zewnątrz mundurowego, by ten odprowadził Bhuwakula do aresztu. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ten już więcej im nie powie — a co za tym szło, był już bezużyteczny. I kiedy policjant wyprowadził Kunpimooka z pomieszczenia, gestem głowy pokazał Hanowi, by ten podążył za nim do innego pokoju, gdzie znajdowały się ich biurka. I dopiero, gdy zostali całkiem sami, westchnął ciężko, opierając się o swoje biurko i spoglądając młodszemu w oczy.

— Rozmawiałem z Seunghyubem — rzucił krótko. — Załatwi nam zgodę prokuratura. Mamy zielone światło — oznajmił.

W tej chwili był w stanie zauważyć ulgę na twarzy młodszego. Może oboje zdawali sobie sprawę z tego, że najgorsze było jeszcze przed nimi, jednak najważniejszy był fakt, że nareszcie mieli konkrety i realne szanse na odbicie Minho.

— To dobrze — odparł jedynie, zakładając ręce na piersi. — Mamy jeszcze trochę czasu.

I tym razem czarnowłosy westchnął ciężko. Racja — mieli całkiem sporo czasu, patrząc na to, jak dynamiczna i niebezpieczna była ta sprawa, jednak gdy zwracało się też uwagę na to, co do tego czasu musieli zrobić, to jednak nie było to tak dużo. Cała papierkowa robota, rozpracowanie akcji, a przede wszystkim strach, który nawet ich ogarniał w obliczu takiej sytuacji — to wszystko już zaraz miało sprawić, że te półtorej dnia minie szybciej, niż by mogło się wydawać.

— Trzeba rozpracować akcję i spisać raport z przesłuchania, bo może akurat coś przeoczyliśmy — oznajmił. — Możesz iść do domu, Jisung. To był długi dzień, zajmę się tym — westchnął. Wiedział, że mieli pracować razem, jednak tym razem jego słowa nie miały wrednego wydźwięku. Chciał po prostu, by jego partner mógł trochę odpocząć przed tym, co czekało ich w następne dni, a on sam i tak potrzebował zająć czymś myśli, by nie przetwarzać w głowie sceny tego, jak Wang znów przed nim uciekł.

Ku jego zdziwieniu, młodszy jednak nie zgodził się na jego propozycję, w zamian podchodząc bliżej niego i posyłając mu słaby uśmiech.

— Zostaję — oznajmił głosem nie zostawiającym miejsca na sprzeciw. — Załatwimy to razem. Jesteśmy partnerami, nie?

W tym momencie słaby uśmiech, który pojawił się na twarzy brązowowłosego, zmusił i Changbina do uśmiechnięcia się. Powoli docierało do niego to, jak źle osądził na początku Jisunga, bo chociaż młodszy chłopak istotnie popełniał małe błędy, to jednak był bystry, miał wielkie serce i przede wszystkim naprawdę chciał pomóc ludziom takim, jak chociażby Minho.

— W porządku — zgodził się w końcu. — To będzie długa noc — westchnął, zasiadając za biurkiem.

...

[8265 słów]

heyka!! jak zwykle wszystkie opinie mile widziane, no i widzimy się za tydzień <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top