"Przyjaciele mojego przyjaciela"
Zacząłem często odwiedzać te świątynię. Spotykaliśmy się tam, i nic nie wskazywało... no... byśmy mieli tego nie robić.
Z jednej strony czułem się podle wobec nic niewiadomego Sakiego, z drugiej potrzebowałem komuś się wypłakać, przytulić, porozmawiać.
Nawet nie zauważyłem gdy zupełnie straciłem czujność, czas też gdzieś mi uciekł. Który dzień? Jakiego miesiąca? Ile już minęło? Nie wiedziałem. Nie chciałem.
-Słuchasz mnie? - Ume wyrwała mnie z zamysleń. Siedzieliśmy właśnie w salonie przy ławie i pomagałem jej odrobić lekcję.
-Jasne...
-Ech. Pytałam się jak to jest... no... bo pisze opowiadanie...
-Opowiadanie? - trochę mnie zaskoczyła. Zdarzało się, że wchodziłem do pokoju Sakiego, który aktualnie zamieszkiwała, i ślizgałem się na porozrzucanych skrawkach papieru. Były to losowe fragmenty jakiś historii, nigdy całe, nie zaczęte, nie skończone, urywki.
Wstyd się przyznać ale kilka razy pokusiłem się by przeczytać dzieła, przed które zlądowałem na dywanie. Zazwyczaj miały tematyke romantyczną, pomyślałem więc, że dziewczyna po prostu się zakochała. Trochę trwało nim natknąłem się na fragment gdzie wyraźnie było podkreślone, że osobą mówiącą jest chłopak... i adresatem też. W skrócie - młoda pisała tak zwane "yaoi".
-Nn...no tak. I ma...m z nim pro... blem.- była wyraźnie spięta.
-Jaki?
-No bo... nie wiem... jak... ten no... ght.- odchrząknęła i kontynuowała już stanowczo, aż całą czerwona na twarzy:
-Jak chłopacy się kochają. - z wrażenia plunąłem kawą którą właśnie piłem. Na szczęście w bok a nie na Ume.
-Słucham?!- pisnąłem zakrywając czerwony od krwi nos.
-Zi... zignoruj pytanie! - podniosła się i pognała do kuchni po ścierkę. Siedziałem odębiały, gdy Ume zmywała plame od napoju z dywanu.
-Ume... słonko co ci strzeliło do głowy? - to były pierwsze słowa na jakiś było mnie stać. Myślałem, że zaraz się obudze a to okaże się chorym snem.
-Nic! - spaliła buraka... a ja z całym szacunkiem stwierdziłem, że yaoi w ręce dziewczyny to choroba... (jestem pewną Yachi, że czytelnicy właśnie wymykają ci język ^^)
Był wieczór, więc... hmmm... w sumie jak się nazywa siostre swojego partnera? Mniejsza o to. Ume położyła się spać. A ja na palcach wymknąłem się do świątyni. Po drodze tylko kupiłem dwie butelki piwa.
Oprócz wyrzutów sumienia, że ja sobie nabywam nowe znajomości a Saki nawet nie wie co się wokół niego dzieje, psychicznie czułem się o wiele, wiele lepiej. Mimo iż na nowo piłem, ograniczyłem to na tyle, że ani Yukki ani Ume nie zauważyły.
-Spóźniony...- mruknął Kadara jak zwykle, niskim uwodzącym tonem. Stał oparty o latarnie w połowie drogi do budynku. Przestałem go nazywać po nazwisku, chociaż on nie przestał mi mówić "Rou", tłumacząc, że mu tak się podoba.
-Wiesz miałem pod opieką pewną nastolatke, jak codzień. Nie zgadniesz o co się mnie pytała! - rozpocząłem temat, uradowany jego widokiem. Podałem mu jedną butelkę i ruszyliśmy przed siebie, do parku. Zacytowałem mu pytanie Ume, na co ten wybuchł niskim śmiechem.
-Wiesz, zawsze możesz jej opowiedzieć, no chyba, że nie masz co.- stwierdził prowokująco. Nadełem policzki i już miałem mu odpowiedzieć. Gdy poczułem przyciągający, obcy zapach.
-Czujesz?- zapytałem.
-Hmmm... Tak pachnie tylko moja dobra przyjaciółka.- podsumował. Spojrzałem na niego nie rozumiejąc, czekając na wyjaśnienia. Pociągnął mnie w jakieś krzaki, a tam znaleźliśmy troje ludzi, jednak nie było pomiędzy nimi żadnej dziewczyny. Ćpali, byli już grubo nawaleni.
-Kada...
-Jo. Czy to nie Marysia?- zapytał jakby nigdy nic. Mężczyźni zmierzyli nas wzrokiem. Wyglądali na studentów. Jeden coś mruknął i podał mi skręta. Poklepał miejsce przy sobie na znak, że mam usiąść.
Nie chciałem tego, wiedziałem co się szykuje... ale też słyszałem, że narkotyki potrafią pomóc zapomnieć. Czyż to nie brzmi wspaniale?
Pamiętam jak Kadara pomógł mi się zaciągnąć, jak powoli zaczęło kręcić mi się w głowie... i wtedy miało miejsce coś czego najbardziej żałuję.
Nie martwcie się aż tak brutalna nie jestem i opisze to w następnym rozdziale. Przy okazji - <SPOILER> Saki wraca do gry w ciągu dwóch rozdziałów~ Kto się cieszy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top