"Nienawidzę Cię i mam nadzieję, że tak zostanie"
Wersja Audio:
Obudziłem się na kanapie w salonie przykryty kocem. Ume nie było już w domu. Pewnie przy wczorajszych zdarzeniach zapomniałem dodać pewny istotny fakt. Ume ma dopiero 14 lat.... no zaraz 15.
Miała zostać u Sakiego, na co ten chciał ją namówić, ale nie chciała nas nachodzić. Została tu tylko ze względu na sytuacje. Inaczej zamieszkała by u ciotki.
Jej matka niedawno zmarła, ktoś musiał się nią zająć.
Udałem się chwiejnym krokiem do kuchni i wstawiłem na palnik "lekarstwo na kaca"... znaczy się zupę.
Byłem pewny, że wypiłem tylko jedną flaszke, a czułem się jak po trzech. Nie odróżniałem prawej od lewej, a gdy chciałem postawić przed siebie jedną nogę, stawiałem drugą. W ciągu tego miesiąca coraz częściej doprowadzałem siebie do takiego stanu. Najchętniej bym odleciał, ale po południu miałem ważny wykład.
Zjadłem, umyłem się i zebrałem do kupy. Muszę przyznać, że ten cały "zurek... żurek" był prawdziwym błogosławieństwem. Od razu zrobiło mi się lepiej. I obraz jakiś taki przejrzysty...
-Matko boska wampir!- pisnęła Yukki gdy tylko przekroczyłem próg uczelni.
-Słucham?
-Spójrz na siebie! Człowieku! - zaciągnęła mnie do damskiej łazienki i pokazała na lustro.
Fioletowe włosy jako tako uczesane w domu, zdążyły wyswobodzić się z spinki i beztrosko szwędać mi się po plecach. Pod oczami, na bladej skórze miałem ciemne wory. Gdzie niegdzie małe rany niczym od igieł.
-Bierzesz?- wskazała na rany zaniepokojona.
-Nie.- szybka prawdziwa odpowiedź. Jeszcze prawdziwa...
Bez dalszych pytań Yuki zaczęła doprowadzać mnie do przyzwoitego wyglądu. Nie miałem siły się sprzeciwiać.
-Wczoraj, i wcześniej zresztą też, byłam cicho, ale przez tą noc pogorszyło się z sto razy!
-To przez Torukiego...- mruknąłem gdy rozczesywała moje włosy.
-Kogo?
-Nie ważne...- oboje spóźnieni dotarliśmy na wykład. Myślałem że podetne se gardło, tak bardzo głową mnie bolała. Na szczęście Torukiego nie było. Albo raczej uważałem to za szczęście gdy wykładowca rozdał materiały, i położył także na ławkę po mojej lewej z słowami "przechowaj dla nieobecnego".
Nie wyobrażacie sobie jak wściekły byłem. No ale co poradzę? Yuki upierała się, że mnie odprowadzi do domu, ale ja musiałem rozejrzeć się po uczelni. W końcu znalazłem pana "nic mnie to nie obchodzi" w jednej z pustych szatni.
-Ładnie to Tak zmuszać mnie do noszenia dla ciebie rzeczy?
-Nie kazałem ci.- stwierdził zabierając odemnie plik kartek. Jeszcze bardziej mnie tym zdenerwował, ale postanowiłem nie dać tego po sobie znać i poprostu wycofać się. Jednak nie było mi to dane:
-Dla Hyoukiego też taki byłeś?
-Słucham?
-Dla Hyoukiego Saki.- odwróciłem się i stanowczo stwierdziłem:
-Ty nim nie jesteś.
-Masz rację nie mam kochan... znaczy siostry. - uśmiechnął się złośliwie. Stałem jak zamurowany. "SKĄD ON DO JASNEJ CHOLERY TYLE O NAS WIE?"
-Nie mart się, nikt się nie dowie. Hyouki zdechnie na szpitalnym łóżku jako heteroseksualista.
-Zamknij się!- wrzasnęłem i wymierzyłem mu siarczysty policzek. Nic sobie z tego nie zrobił, unieruchomił mi nagdarski nad głową jedna ręką, a drugą przykuł mnie do ściany.
-Agresywny co?- odwróciłem głowę w bok, starając się uniknąć jego dziwnego wzroku.
-Oj oj, nie bądź taki. Jak ja tylko mam na ciebie ochotę. Słodki i wierny jak piesek, a jednocześnie mała nieufna żmija.- wysyczał mi do ucha. Skuliłem się pod jego słowami a on wykorzystał to by wysunąć rękę pod moją koszulkę. Pisnąłem - była zimna, ale skóra której dotknął paliła żywym ogniem. Zacisnąłem oczy. Popłynęło z nich kilka łez, które ten bezczelnie zlizał. Potem usłyszałem jakiś trzask i kroki, po czym krzyk:
-Yachi!- uchyliłem powieki by ujrzeć stojącą obój Yukki. Torukiego nigdzie nie było.
-Wiedziałam, że zostawienie ciebie samego w szkole zaszkodzi! Ledwo się na nogach trzymasz!
-Miałaś wrócić do domu sama...
-Sama?! Od razu! Odprowadze cię i pojade po Ume do szkoły. Ty musisz odpocząć! - jak powiedziała tak też zrobiła. Była dość tolerancyjna osobą i nikomu nie wydała mojego i Sakiego sekretu, jednak sama też się tym nie interesowała. Kiedyś chciała się ze mną spotykać, dziś jesteśmy przyjaciółmi z dzieciństwa.
Zabawne. Czemu akurat najlepiej pamiętam takie momenty?
Było wiosenne, słoneczne popołudnie. Płatki wiśni wirowały w powietrzu a rok szkolny dopiero się zaczął. Yukki ubrana w mundurek z różową wstążką w włosach zatrzymała mnie i Sakiego na alei. Właśnie wracaliśmy do swoich domów.
"Yachi... czy mógłbyś się ze mną umówić?! Raz wystarczy! Potem sam zadecydujesz!"- pisnęła i schowała się za zasłoną z włosów, które przy uklonie opadały na jej twarz.
"Ja nie mogę..."- wypowiedź przerwał mi, jak matke kocham pierwszy raz, zirytowany Saki. Przybrał na twarz dość arogancką maskę, którą też dane mi było oglądać pierwszy raz i zadrwił:
"Z tobą? Jeszcze czego. Wybacz złotko ale Yachoro jest zajęty."- po czym jak by nigdy nic pocałował mnie przy niej.
Pamiętam jak byłem wściekły na niego za potraktowanie tak Yuki, i to jak mnie przepraszał, tłumacząc, że nie wie co go naszło. Niedługo potem stwierdził, że najlepiej będzie jak zamieszkamy razem. Tak też się stało....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top