Rozdział ~34
*POV Ariana*
Leniwie otworzyłam oczy. Tak bardzo nie chciałam dzisiejszego dnia. Odwróciłam głowę w stronę blondyna i delikatnie, tak aby go nie obudzić, przejechałam dłonią po jego włosach. Miałam wrażenie, że kiedy spał to budował wokół siebie bezpieczny azyl. Zero zmartwień, zero stresu, zero problemów tylko on. To wszystko znikało gdy tylko otworzył oczy. Rzeczywistość była silniejsza.
Nieco niechętnie wstałam z wygodnego łóżka i poszłam do łazienki, załatwić poranną toaletę. Po załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych, podeszłym do zlewu aby umyć ręce. Nie mogłam się oprzeć i spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak więcej niż tylko siedem nieszczęść. Czerwone i podkrążone oczy, lekko opuchnięta warga, od ciągłego przygryzania jej, a jakby tego było mało miałam sine knykcie. Pieprzony Tonny. Szybko rozczesałam poplątane włosy i związałam je w niechlujnego koczka.
- Byleby jakoś wyglądać - szepnęłam sama do siebie. Chciało mi się płakać ale wiedziałam, że muszę być silna. Opłukałam twarz zimną wodą, wytarłam ja w miękki ręcznik i wyszłam z łazienki. Justin wciąż spał a ja potrzebowałam kawy, i to mocnej. Zeszłam do kuchni, w której przeważnie zawsze o tej godzinie siedział John. Teraz będę siedziała sama. To przykre, bo jeszcze kilka dni temu piłam z nim rano kawę. Wstawiłam wodę na gaz i przyszykowałam sobie kubek, do którego wspałam jedna dużą łyżkę kawy. To powinno mi pomóc się obudzić, i jakoś funkcjonować. Po kilku minutach czekania zalałam kawę. Przez chwilę zastanawiałam się czy dolać mleka, ale wybrałam drugą opcję. Usiadłam przy wysepce i wzięłam kubek w dłonie. Do głowy zaczęły mi przylatywać wspomnienia z Johnem.
- John? - pytanie padło w kierunku czarnowłosego, młodego mężczyzny, siedzącego przy biurku. Słysząc mój głos przerwał swoje dotychczasowe zajęcie i obrócił się do mnie przodem.
- Tak mała? - Na jego twarzy zawitał uśmiech. On chyba twierdzi, że się pogoziliśmy. Nie tym razem koleżko.
- Czy możesz mnie zawieźć do domu? - Lekko zapłakałam. Nie będę przed nim ukrywać emocji. Uśmiech na jego twarzy zastąpiło zdziwienie. On jednak zamiast przekonywać mnie abym tego nie robiła, wstał i wziął kluczyki od czarnego Range Rovera.
Byłam mu wtedy wdzięczna, że o nic nie pytał i nic nie mówił. On po prostu wziął te kluczyki i mnie odwiózł. Od razu przypomniało mi się jedno z moich ulubionych wspomnień z nim.
- Hej mała, wszystko będzie dobrze. - Kiedy usłyszałam jego słowa skierowane do mnie, obróciłam głowę w jego stronę. Jego oczy były wlepione we mnie. Dopiero teraz zorientowałam się, że stoimy na jakimś poboczu.
- Chciałabym John... Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała. Tyle, że wszystko idzie nie tak! - wykrzyczałam na cały samochód wyrzucając ręce z frustracji.
- Mów co chcesz ale ja i tak widzę i wiem swoje. Nawet jakbyś nie wiadomo jak bardzo chciała, nie oszukasz mnie. - Wpatrywałam się w jego twarz w wielkim szoku. Nie wiedziałam nawet o co może mu chodzić.
- O czym ty mówisz? - zapytałam lekko nieśmiało i za razem z przerażeniem w oczach.?
- O twoich cholernym uczuciu, które przed nim chowasz Shawty. Dlaczego mu tego nie powiesz? Wiesz ile on na to czekał?! Trzy jebane miesiące, a kiedy już cię ma chce jak najlepiej. tyle, że zawsze znajdują się jakieś przeszkody... One zawsze były i będą, nie tylko w waszej relacji. - zdecydowanie można powiedzieć, że byłam w szoku. Jakim cudem on mnie rozgryzł?
- Ja tek bardzo nie chciałam się w nim zakochać... Ale nie udało się. Tak bardzo chciałabym by był szczęśliwy, kto wie może żebyśmy my byli... Tyle, że on zawsze wszystko psuje! A jak nie on to Killer. - chciałbym, żeby ta rozmowa dobiegła końca, bo jeszcze bardziej się pogrążam.
- To dlaczego mu tego nie powiesz?! - tym razem to John podniósł głos na co się zlękłam. Nie dlatego, że się go bałam, tylko dlatego, że zrobił to tak nagle.
- Bo nie chce mu dać kurwa tej jebanej satysfakcji! Nie chce mu pokazywać, że miał na samym początku rację! - On jedynie patrzył na mnie i się ni odzywał. Widocznie znowu nie wiedział co ma powiedzieć. To dobrze, bo będę mogła skończyć ten temat.
Uśmiechnęłam się szeroko pod nosem. Sama byłam w szoku, że mu się do tego przyznałam. W sumie, to tak trochę gdyby nie on, nie przyznałabym się do tego. Nawet sama przed sobą. Może nawet do teraz starałabym się temu zaprzeczyć.
- Dzień dobry kochanie - ze wspominek wyrwał mnie głos Justina. Otulił mnie od tyłu i schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do niego naweselej jak tylko umiałam na te chwile, i bałam mu buziaka w czoło. Mogłam poczuć jak się uśmiecha. Cieszę się, że mogę go choć na chwilę uszczęśliwić, pomimo obecnej sytuacji.
- Jak chcesz kawy, to woda powinna być jeszcze gorąca - właśnie, powinna...
- Skarbie jest trzynasta, z tego co czułem to wstałaś koło dziewiątej rano - Justin tłumacząc mi to wszystko lekko się że mnie podśmiewywał. Nieco się zdziwiłam, że to już tą godzina.
- A no tak, przepraszam - zmarszczyłam brwi i wstałam aby włożyć kubek do zlewu. Justin spojrzał się na mnie pytająco, na co jedynie wyruszyłam ramionami.
- Jest ok, ide jeszcze ogarnąć i zacznę się szykować - nie dając mu czasu na odpowiedź wbiegłam na górę. Właśnie w takich momentach potrzebuje taty.
Posprzątałam ten syf, który panował w naszym pokoju. Teraz pokój wyglądał o wieeele lepiej. Spojrzałam na zegarek. Chciałam zobaczyć ile zostało mi czasu do pogrzebu. Miałam półtorej godziny aby się wyszykować. Wzięłam ręcznik i czarna, zwiewną sukienkę. Zastanawiałam się na sweterkiem ale jest końcówka lipca. Myślę, że będzie mi zbędny. Odkręciłam ciepłą wodę i zdjęłam z siebie wszystkie ciuchy. Weszłam pod gorącą już wodę. Czułam jak moje mięśnie zaczynają się relaksować pod wpływem gorących kropli wody. Zamknęłam oczy i zaczęłam się rozkoszować cudownym zapachem waniliowego płynu do ciała. Poczułam znajome mi dłonie na moich biodrach. Uśmiechnęłam się na jego dotyk. Oparłam głowę na jego ramię, kiedy jego dłonie powoli przesuwały się do góry.
*POV Justin*
Nie mogłem się powstrzymać przed dotknięciem jej. Tak bardzo potrzebowałem jej bliskości. Potrzebowałem jej ciała. W momencie kiedy jej głowa spoczęła na moim ramieniu wiedziałem, że pragnie tego tak samo mocno jak ja. Kierowałem swoje dłonie od jej bioder aż po piersi. Kiedy tylko odnalazłem je swoimi dłońmi od razu uchwyciłem jedną z nich. Podobało mi się to jak cichy jęk opuścił jej usta. Każdy minimetr jej ciała jest jak dla mnie w stu procentach idealny. Zawsze taki będzie. Podczas gdy jedna z moje palce pieściły jej sutek dając jej przyjemne uczucie, drugą ręką zacząłem powoli zjeżdżać w dół do jej cudownej kobiecości. Nie chciałem tak od razu wejść w nią palcami. Chciałem aby sama mnie o to prosiła. Przejechałem dłonią powoli po jej księżniczce, droczyłem się z moją pięknością.
- Justin proszę - zaskomlała do mojego ucha, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech zwycięstwa. Powoli osiągam to czego chciałem, a słysząc jej jęki czułem jak twardnieje. Wiem doskonale, że ona też to poczuła bo kolejny nie kontrolowany jęk opuścił jej pełne usta.
- O co mnie prosisz maleńka - wymruczałem w jej szyję, składając na niej delikatne pocałunki. Ona była moją odskocznią od tego wszystkiego i doskonale o tym wiedziała. Jest moim codzienny azylem, który kocham ponad miarę.
- Proszę zrób to - wyjęczała to tak seksownie, że nie mogłem jej odmówić. Tak jak prosiła moje palce znalazły się na jej czułym punkcie. Wciągnęła gwałtownie powietrze. Pieściłem jedną ręką jej twardy sutek a drugą jej kobiecość. Jest niesamowicie mokra i spragniona. Witaj w klubie księżniczko. Przyspieszałem swoje ruchy, podczas gdy z jej ust padało moje imię i jęki.
- Nie pozwolę ci dojść tak łatwo - odwróciłem ją w twarzą do mnie i wpiłem się w jej usta. podniosłem ją do góry by mogła mnie owinąć nogami w pasie. Teraz mój koleżka miał cudowny widok na moją księżniczkę. Zaczęła poruszać swoimi biodrami, ocierając się o mojego penisa. Tym razem to ja jęknąłem prosto w jej usta.
- Shawty dłużej nie wytrzymam - nie czekając na jej odpowiedź wszedłem w nią. Na ten ruch, wbiła swoje paznokcie w moje plecy. Zacząłem w nią wchodzić i wychodzić, coraz szybciej i szybciej. Jednak ciągle miałem głowę na karku. wiedziałem, że nie mam prezerwatywy, więc nie mogę dojść w niej. Jeszcze nie teraz. Ani na chwilę nie spowolniłem. Jej jęki były głośniejsze, a moje imię wypowiadała coraz częściej. Kocham to. Po następnym kilku pchnięciach moja słodka Shawty osiągnęła swój szczyt. Wiedząc, że ja za chwilę pójdę jej drogą, na ostatnim pchnięciu szybko z niej wyszedłem, pozbywając się swojej zawartości poza jej ciałem. Wciąż trzymałem ją na rękach, a ona ani na chwilę nie przestała się do mnie przytulać. Poczekałem aż jej oddech się unormuje i odstawiłem ją na ziemię. Ona uśmiechnęła się do mnie i ponownie otuliła mnie swoimi ramionami. Pocałowałem ją w czoło i zacząłem ją głaskać po plecach. Poczułem gulę w gardle, kiedy pod opuszkami palców wyczułem zgrubienia na skórze, będące jej bliznami. Niektóre były przeze mnie takie jak na udzie czy ramieniu, a pozostałe przez Nestora.
- Szykuj się mała zaraz idziemy pożegnać się ostatni raz z Johnem - oboje posmutnieliśmy. Nie chcę tam iść i się z nim żegnać. To dla niego... dla mnie, za wcześnie.
***************************************
Drugi rozdział dzisiaj! Dobrze mi idzie! Jestem dumna, że mam takich czytelników, bo to dzięki wam w ogóle jest to ff
♥ CZYTASZ + KOMENTUJESZ ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top