Rozdział ~21
⚫Cały rozdział jest z perspektywy Justina⚫
Po tym co stało się w kuchni nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Tych wszystkich emocji było zdecydowanie za dużo. Musiałem porządnie w coś uderzyć. Nie patrząc na nic pobiegłem do pokoju. Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi zacząłem wszystko niszczyć. Najgorsze jest to, że w całym pomieszczeniu pachniało nią, co mnie jeszcze bardziej pobudzało. Zacząłem wyrzucać wszystko z szafy. Zacząłem, wyrzucać wszystko z szuflad a potem rzuciłem samą szufladą, która roztrzaskała się gdzieś w drugim końcu pokoju. Kolejnym celem było biurko. Wszystkie papiery i rzeczy które na nim były, szybko wylądowały na podłodze. Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado, a ja ani trochę się nie uspokoiłem. Zebrałem w swojej prawej pięści całą swoją siłę i uderzył prosto w ścianę. Ból niesamowicie szybko ogarnął cała rękę, jednak nie zwróciłem na to większej uwagi, gdyż ponownie wykonałem ten ruch. A potem znowu, znowu i znowu tyle, że z mniejszą siłą.
Na ścianie było widać ślady krwi. Nie czułem już dosłownie swojej prawej dłoni. Mam nadzieję, że nic sobie nie złamałem. Na ścianie była widoczna dziura ale jakoś szczególnie się tym nie przejąłem. W momencie kiedy moja pięść, miała ostatni raz zetknąć się z dziurą, do pokoju wszedł Mike.
Mój wzrok powędrował w jego stronę. Już kurwa lepiej być nie może.
- czego znowu chcesz?! Już chyba wystarczająco dużo zrobiłeś, nie uważasz?! - On tylko tam stał i patrzył się na mnie. W jego oczach mogłem dostrzec, smutek?
- Nie wiedziałem, że to obudzi twojego kolegę...
- To nie jest mój żaden pierdolony kolega! Zabiera mi wszystko co kocham! - Nie wytrzymałem długo. Musiałem mu przerwać. W tym momencie nie umiem trzymać języka za zębami.
- Gdybym wiedział, że tak na to zareagujesz nawet bym do ciebie nie szedł. - W tym momencie zrobił krótką przerwę. Odpowiedziałbym mu coś, ale wolę nic nie mówić, bo znając mnie powiem o kilka słów za dużo. - Wiesz, że zanim ja znowu pobiłeś, ona nie miała zamiaru cie zostawiać? Teraz też nie chciała tyle, że ty nie dałeś jej wyboru. - brawo Justin. Pogratulowałem sobie w myślach. To skoro teraz, też niby nie chciała tego robić, to znaczy, że mam szansę to naprawić? Ja nawet nie wiem czy ona jest bezpieczna. - nie wiem jak to zrobisz Justin, ale zrób wszystko żeby ją odzyskać, bo to co przez ciebie przeszła i na dodatek, pomimo tego wszystkiego, i tak z tobą została. Nadal przy tobie była. Nigdzie nie znajdziesz drugiej takiej. Walcz o nią, bo ona walczy o ciebie. Tego prawdziwego ciebie. - Czy tym razem Mike miał rację? Czy ona na prawdę o mnie walczy? Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.
- Potrzebuje jej stary... - chciałem to powiedzieć normalnym tonem, niestety nie udało się gdyż na końcówce załamał mi się lekko głos. - Tak bardzo jej potrzebuje a jej kurwa nie ma. Po prostu odeszła. Nie ma jej - moje emocje musiały wyjść na zewnątrz. Nie chciałem jednak pokazać przy Miku mojej słabej strony, więc smutek zamieniłem na złość. Szybko uderzyłem pięścią w ścianę, sprawiając sobie niemały ból. Mike widząc to podszedł do mnie szybkim krokiem i zachamował kolejny cios.
- Wyrzywaniem się na ścianie nie odzyskasz jej Justin. Daj jej kilka dni, niech wszystko na spokojnie sobie przemysli. Jeżeli jesteś dla niej serio tak ważny jak myślę, to za jakiś czas powinna dać znak życia. - Przełknąłem nerwowo ślinę nie wiedząc co powiedzieć. Pokiwałem na to jedynie twierdząco głową.
- A teraz idź lepiej przejmuj dłoń. Widzę, że nic sobie nie złamałeś. Tyle dobrego. - Jego ton przybrał barwę nadopiekunczego ojca, którego w dzieciństwa bardzo mi brakowało.
Kiedy Mike opuścił moja sypialnie, ja skierowane swoje kroki do łazienki. Od razu włożyłem dłoń pod strumień lodowatej wody. Pierwsze co poczułem to wielka ulga. O dziwo dopiero teraz czułem jak ręką zaczyna mi drętwieć. Przez dobre dwadzieścia minut moczyłem tak swoją okleczoną dłoń, aż w końcu krwawienie ustało i odzyskała czucie. Teraz tylko czułem jak ręką zaczyna mi zamarzac od nadmiaru zimnej wody. Wytarlem dłoń ręcznikiem. Następnie wyjąłem apteczka, w której znalazłem bandaż elastyczny i maść łagodzącą ból. Posmarowałem okolice ran maścią i od razu po tym, dłoń owinąłem bandażem. Dopiero teraz, po wykonaniu wszystkich czynności spojrzałem w swoje odbicie i prawie się przeraziłem. Miałem wielkie wory pod oczami. Natomiast same oczy były przekrwione i można było wyczytać z nich ogromne zmęczenie.
Udałem się do pokoju po bieliznę, w której będę spał i świeży ręcznik. Po drodze zerknąłem na zegarek. Lekko się zdziwiłem kiedy zobaczyłem godzinę dwudziestą trzydzieści. Nawet nie wiedziałem kiedy ten czas mi tak szybko minął.
Poszedłem się umyć. Zdjąłem z siebie wszystkie ubrania wrzucając je do kosza na pranie. Stanąłem pod prysznicem odkręcając na początku strumień zimnej wody a następnie odkrecając ciepłą. Między ciepłe krople wody zetknęły się z moją skórą, moje mięśnie automatycznie rozluźniły się. Od razu pomyślałem o Arianie. Jej wzrok działał na mnie tak samo kojąco, a nawet lepiej. Zamknąłem na chwilę oczy i od razu zobaczyłem jej cudowne ciemnobrązowe oczy, idealny uśmiech, te słodkie dołeczki. A jakby tego było mało w głowie słyszałem jej cudowny śmiech. To jest najzdolniejszych głos na świecie. Mógłbym przy nim codziennie zasypiac i jednocześnie mógłby być pierwszym dźwiękiem, jaki uslyszałbym po otworzeniu oczu z rana. Nie obeszło się również bez dosyć brudnych myśli. Jej cudowne, pełne usta na moim przyjacielu. Coś cudownego. Na samą myśl o tym, mały uśmieszek wkradł się na moją twarz, a mój koleżka, tak jak myślałem, stal na baczność. Otworzyłem oczy i od razu spojrzałem w dół wzdychając z irytacją i karcąc się w myślach. Ale hej, jestem tylko facetem, też mam swoje potrzeby. Zakręcłem ciepłą wodę. Teraz w moje ciało uderzyła fala zimna, która ugasiła moje męskie pragnienie.
Wychodząc z łazienki, wciąż miałem w głowie jedna myśl. Mianowicie, czy jest bezpieczna. Nie byłbym sobą gdyby tego nie sprawdził.
Do: Księżniczka
Jesteś bezpieczna?
Nie liczyłem na szybką odpowiedź. Ona nie miała mojego numeru, ale raczej, po treści, szybko się domyślić kto do niej napisał. Odłożyłem telefon na szafkę nocną i zająłem się sprzątaniem tego syfu, który sam zrobiłem. Po godzinie moja sypialnia wróciła do pierwotnego stanu. Byłem już tym wszystkim niesamowicie zmęczony, a myśl, że to będzie kolejna noc bez niej przy boku dobijała mnie jeszcze bardziej. Tak jak się również spodziewałem nadal żadnego znaku życia od Ari.
Położyłem się na łóżku i wtuliłem się w poduszkę wdychając jej cudowny zapach, który nadal na niej był. Moje powieki stawały się coraz cięższe. Już miałem udać się w krainę cudownych snów kiedy nagle usłyszałem odgłos przychodzącej wiadomości. Lekko zaspany wziąłem telefon do ręki. Od razu stanąłem na równe nogi widząc wiadomość.
Od: Księżniczka
Justin proszę przyjedź, boję się...
Od razu otworzyłem szerzej oczy. Co się kurwa dzieje?! Już chciałem się ubierać i czym prędzej do niej jechać, kiedy nagle telefon ponownie wydał z siebie znany mi dobrze dźwięk. Kolejna wiadomość. Tym razem nie od Shawty
Od: Nieznany
Role się odwróciły. Będziesz cierpiał tak samo jak ja.
Ile razy mogę mu mówić, że to nie byłem ja?! To nie była moja wina! Ja tego za cholere nie zrobiłem! Wrzasnąłem na cały dom. Nie mogłem powstrzymać emocji. Nie mając czasu na zbędne czynności ubrałem jedynie szare dresy i czarna bluzę wkładaną przez głowę. Pobiegłem do pokoju Johna. Na szczęście jeszcze nie spał. Pokazałem mu wiadomości.
- Pomożesz mi jej pomóc? - zapytałem się z widocznym zmartwienie na twarzy i w głosie.
- Nawet nie musiałeś pytać. Zawsze Ci pomogę - skinąłem na to jedynie głową. Chwyciłem pistolet i kluczyki do mojego Mercedes. Broń włożyłem pomiędzy dresy a plecy. Gumką od spodni trzymała broń, przez co miałem pewność, że nie wypadnie. John zrobił to samo.
Byliśmy już w drodze do domu mojego Aniołka, kiedy w samochodzie usłyszeliśmy głos przychodzącej wiadomości. Od razu Chwyciłem za telefon, nie patrząc na to co się dzieje na drodze.
Od: Nieznany
Przedstawienie czas zacząć.
Widząc to moje dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na kierownicy, a stopa mocniej orzydeptała pedał gazu. Jechałem nie patrząc na jakikolwiek przepis drogowy. W tym momencie liczyła się tylko ona. Ona i jej bezpieczeństwo. Nie pozwolę aby cokolwiek jej się teraz stało. Nie kiedy ja czułam nad jej bezpieczeństwem, nie kiedy ja ją chronie.
Obym tylko dojechał na czas. Mam nadziej, że jest mądra i tym razem się schowa. Na wszelki wypadek napisze do niej. Niech wie, że jestem w drodze
Do: Księżniczka
Shawty jestem już w drodze. Za kilka minut będę. Będzie dobrze, tylko schowaj się. Obiecuję, że nic ci się nie stanie mała.
Przełknąłem nerwów ślinę. Moje oczy ponownie się zaszkliły. Ja kurwa zdążę. Nie ma innej opcji.
- Damy radę Justin, spokojnie. - Wierzę Ci na słowo John.
- Przysięgam, że porozwalam im łby, jak chociaż jeden włosek spadnie z jej głowy. Nie mają prawa jej dotknąć. - byłem wkurwiony. Złość wypełniła wszystkie moje żyły.
- A ja z chęcią ci w tym pomogę bracie.
I na to liczyłem John. Na to właśnie liczyłem bracie.
*********************
Dam, dam, DUM!
Co tu się znowu dzieje?!
Mam nadzieję, że nie zawiodłam.
▶W następnym rozdziale będzie opisany ten sam przedział czasowy, tyle że perspektywy Ariany ◀
VOTE = MOTYWACJA
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top