A co było gdyby...

A co by było gdyby Justin jednak przeżył...? Jakby się to potoczyło?

Kto wie... może właśnie tak

Miłego czytania xx

*6 lat później*

*POV Ariana*

- Kochanie szybciej! - jego kolejne krzyki podnosiły mi tylko ciśnienie.
- Justin do cholery jak na mnie krzyczysz to jeszcze bardziej mnie stresujesz! - odkrzyknęłam mu z grymasem na twarzy. Zrobiłam kilka głębokich wdechów i ponownie przyłożyłam szczoteczkę z tuszem do rzęs. W momencie kiedy przymierzałam się do pomalowania drugiego oka w drzwiach stanęła męska sylwetka, z drugą na rękach.
- Mamusiu nudzę się - słodki głosik mojego synka zagościł w moich uszach. Justin był wpatrzony w niego jak w obrazek, z ogromnym uśmiechem na twarzy. Jaxon z charakteru to dosłownie wykapany brunet. Może mały ma dopiero pięć lat, ale nigdy nie daje za wygraną. Zawsze stawia na swoim i to zawsze on ma racje. Dosłownie jak mój Justin.
- Justin proszę zajmij go czymś muszę dokończyć malować rzęsy... - posłałam mu szeroki uśmiech. Widząc, że tego nie kupuje posunęłam się o kroczek na przód. - no skarbie, jak tak bardzo mnie kochasz to pozwól mi to szybciutko dokończyć - starałam się użyć jak najbardziej uwodzilskiego głosu, na jaki było mnie stać. Źrenice Justina natychmiast poszerzyły się a usta uformowały się w chytry uśmieszek.
- masz pięć minut skarbie. Jak nie to sami z Jaxonem odwiedziny ciocię Eli i wujka Mika - Justin przybił piątkę z naszym synem i wyszli, obaj, zadowoleni jakby dostali nowe zabawki. Szybko skończyłam swój makijaż i wybiegłam z łazienki. Na dole przy drzwiach, stał już ubrany w kurtkę zimową Justin oraz Jaxon. Brunet zawiązywał malcowi szalik. Tak, Justin to zdecydowanie najlepszy ojciec.

*POV Justin*

A więc pewnie zastanawiacie się skąd się tu wziąłem. Przecież Bruce strzelił.

A właśnie, że to nie Bruce strzelił we mnie, lecz Penelop w Bruca. Uratowała mnie.

Usłyszałem strzał. Następnie dźwięk upadającego ciała na ziemię wypełnił całe pomieszczenie. Dlaczego ja wszystko słyszę? Otworzyłem jedno oko, chcąc skontrolować sytuację.

Ja żyje. Ja wciąż żyje!

Niestety ojciec Shawty nie chciał dać łatwo za wygraną. Chciał się mnie szybko pozbyć. Jednak Penelop była szybsza. Kolejny, drugi strzał, zagościł w głowie Jeremiego. Czym prędzej, oraz ostatkami sił, wstałem i podbiegłem do Ari. Na jej twarzy nie było żadnych emocji poza obojętnością. Jej ciemne oczy lustrowało dokładnie, przerażona twarz Pendlop. Nadal trzymała broń w swojej prawej dłoni. Z jej oczu uciekła pojedyncza łza. Wziąłem mocno Ari w swoje objęcia. Brunetka nie myśląc długo wtuliła się we mnie tak mocno jak nigdy.
- Bałam się, że cię stracę - zaszlochała cicho w moją pierś. Głaskałem ją uspokajająco po plecach.
- Obiecałem ci, że cię nigdy nie zostawię. Ja zawsze dotrzymuje obietnic Shawty. - ucałowałem czubek jej głowy. W moich oczach pojawiły sie dwie małe łzy szczęścia. Szczęścia, tylko i wyłącznie dlatego, że dostałem kolejną szansę. Pomimo wszystkiego złego co zrobiłem w życiu, niewinnym ludziom, zostało mi wybaczone. A co najważniejsze, nie muszę żegnać się z moją Shawty. Jeszcze nie teraz.

Ciszę w pomieszczeniu przerwał głośny dźwięk, pomieszany ze szlochem. To Penelop. Oboje spojrzeliśmy się na niewysoką dziewczynę. Patrzyła z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy na broń. W pewnym momencie spojrzała na Arianę. Powoli wstała z ziemi i podeszła do niej, wręczając jej broń. Wraz z Ari spojrzeliśmy pytająco na przedmiot leżący na dłoni Shawty.
- Co mam z tym zrobić? - zapytała cicho Ari. Penelop wciąż cicho łkała. Po chwili przetarła łzy i spojrzała się przerażonym wzrokiem na naszą dwójkę.
- Strzel - na jej rozkaz otworzyłem szerzej oczy. Spojrzałem na Arianę. Znam ten wyraz twarzy. Zastanawiała się czy to zrobić czy nie.

Szczerze? Uważam, że to jej decyzja. Jak zdecyduje tak zrobi, a ja stanę po jej stronie.

Przez dłuższą chwilę Penelop i Ari nie oderwały od siebie wzroku. Nagle Ari podniosła dłoń z przeładowaną bronią do góry, celując w klatkę piersiową Penelop.
- Może i uratowałaś najważniejszą osobę w moim życiu, ale to nie zmienia faktu, że teraz zapłacisz za swoje grzechy - w jej oczach widniała ewidentna chęć zemsty. Nic ani nikt jej nie powstrzyma. W sumie nawet nie mam zamiaru tego robić.
- nie proszę o wiele, po prostu strzel! - Penelop nie wytrzymywała dłużej. Podniosła ton swojego głosu dając upust kolejnym łzom.
- Tak i tak przepraszam - trzeci strzał. Kula przebiła się przez skórę brunetki. Jej ciało opadło bezwładnie na ziemię. Po tym wszystkim wzięliśmy ze sobą broń i uciekliśmy.

Teraz jesteśmy juz pięć lat po ślubie. Po naszym cudownym domu biega jedno z moich największych marzeń. To wspaniałe uczucie, trzymać na rękach kogoś kto jest mieszanką ciebie i osoby którą kochasz całym sercem, jak i całą duszą. Jeszcze cudowniejsze jest to, że Ari ma syneczka mamusi, a ja będę miał córeczkę tatusia.

Dokładnie tak, nasza mała Jazmyn jest w brzuchu Ari. Jeszcze dziesięć lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że bede mieć żonę, wspaniałego synka, cudowną księżniczkę, która za trzy miesiące ujrzy świat oraz całkiem ustatkowane życie, to bym go wyśmiał. Ale jednak jakby nie patrzył, to prawda, że nawet te najskrytsze marzenia się spełniają. Potrzeba tylko czasu, oraz osoby która nauczy nas tego czego sami nie umiemy.

*******************************
Dodaje taki mały bonus, jednak to jest jednostrzałowiec... epilog zostaje tamten, ciesze się niesamowicie, że tak zareagowaliście na takie zakończenie a nie inne 💞😭

Jedna niespodzianka, która mam nadzieję przypadła wam do gustu i warto chyba było na nią czekać. Kocham was niesamowicie i bądźcie czujni ! 💞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top