seven: the magic flower.

seven:
• the magic flower •

Niecałą godzinę zajęło im to, by wyjść na brzeg, wysuszyć się, z powrotem ubrać i przygotować się do poszukiwań smoczego kwiatu. I chociaż Jisung naprawdę starał się zachować jakikolwiek spokój, to żadne jego starania nie były skuteczne. Nie był w stanie myśleć o niczym innym, poza pocałunkiem, dotykiem Hyunjina, smakiem jego ust czy też obecnością jego ciała. To wszystko było tak przyjemne, chciał z powrotem wrócić do tej chwili, znów znaleźć się przy starszym, znów poczuć jego dłoń na policzku i ponownie poddać się ruchom jego warg. Pragnął tego, pragnął kolejnego pocałunku, a fakt, że Hyunjin siedział bez koszulki, susząc się na słońcu, wcale nie pomagał.

Prawda była taka, że ani trochę nie rozumiał tego,
co czuł. Nie miał pojęcia, czemu jego serce uderzało tak mocno przy Hyunjinie, czemu akurat przy nim, skoro był on chłopakiem. No właśnie — dokładnie to męczyło go najbardziej. Czy to było w ogóle legalne i moralne? Przez ten pocałunek w końcu zrozumiał, że pomiędzy nim, a Hwangiem musiało być coś więcej, niż przyjaźń. Nie miał pojęcia o miłości, nigdy nawet nie trzymał kogokolwiek za rękę, ale miał pewność, że przyjaciele się nie całowali. A jednak czarnowłosy to zrobił, złączył ze sobą ich usta i pocałował go tak czule, że nie był w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Za każdym razem, gdy przymknął powieki, by chociażby mrugnąć, czuł na swoich ustach dotyk Hyunjina, czuł jego zapach i naprawdę nie miał pojęcia, jak przestać o tym myśleć.

Jisung czuł się po prostu zagubiony w tym, co czuł. Bo ten pocałunek istotnie pokazał mu, że chciał robić takie rzeczy z Hyunjinem, że właśnie dlatego tak bardzo uwielbiał przytulanie się z nim i dzielenie każdego dotyku i że istotnie Hwang miał rację, a on naprawdę go lubił. Ale z drugiej strony... Przecież Hyunjin był chłopakiem. Czy to w ogóle mogło tak działać? Czy nie robił przypadkiem czegoś złego? Brązowowłosy po prostu tak bardzo bał się tego, co czuł i czego pragnął.

Ale i Hyunjin zauważył, że Jisung był nieobecny i zagubiony. Gdzieś w środku obawiał się, że postąpił zbyt pochopnie, pozwalając na to, by uczucia, jakimi z każdym dniem coraz bardziej darzył młodszego, przejęły nad nim kontrolę, ale w tamtej chwili nie był już w stanie się powstrzymać. Jisung wyglądał zbyt pięknie z szeroko otwartymi oczami, mokrymi włoskami i tak ślicznie różowymi policzkami. Hyunjin po prostu pragnął, by ten słodki chłopiec już na zawsze był jego, a to był najlepszy sposób, jaki znał. Pocieszał go na szczęście fakt, że Han cały czas uciekał do niego spojrzeniem, a przy każdym, nawet najsubtelniejszym dotyku, robił się cały czerwony.

W końcu jednak zebrali się w drogę, za pierwszy cel obejmując polankę, którą Hyunjin zauważył jeszcze nim wylądowali nad wyspie. Szli w ciszy przez las, cały czas jednak przy każdym kroku stykając się ramionami. Jisung cały czas jednak czuł się, jakby jego głowa miała wybuchnąć od natłoku pytań i może właśnie dlatego w końcu zdecydował się na wypowiedzenie jednego pytania.

— Co miał znaczyć ten pocałunek? — spytał nagle tak cicho, że nie miał nawet pewności, czy Hyunjin to usłyszał.

Hwang jednak spojrzał na niego, uśmiechając się delikatnie.

— Już ci mówiłem — oznajmił łagodnym głosem. — Pocałowałem cię, bo cię lubię, Sungie — dodał, cały czas się uśmiechając, chociaż młodszy patrzył w tym czasie na ścieżkę, którą podążali.

Przełknął jedynie ślinę, starając się ułożyć w głowie jakieś sensowne zdanie. Jednak gdy w końcu otworzył buzię, z jego ust wyleciał ciąg słów.

— Nie rozumiem tego wszystkiego — wydukał, pociągając nosem. — Jesteś chłopakiem, dlaczego mi się to podobało? To w ogóle legalne? Przyjaciele się nie całują, prawda? Nie powinienem tego czuć, a jednak czuję i nie wiem co z tym zrobić, bo za każdym razem, gdy cię widzę, to czuję dziwne ciepło w brzuchu i nie umiem przestać myśleć o tym, że chciałbym się zatracić całkiem w tym uczuciu, i kiedy mnie pocałowałeś, to ciepło ogarnęło mnie w całości i chciałbym to powtórzyć, ale to chyba złe i...

W tym jednak momencie Hyunjin złapał go za nadgarstek, zatrzymując potok słów uciekający z ust Jisunga. Przyłożył też palec wskazujący do jego ust, uciszając go już całkowicie i chwilę później układając znów dłoń na jego policzku.

— A jest przyjemne to uczucie? — zapytał jedynie, na co Jisung pokiwał szybko głową. — Więc zatrać się w nim i pozwól, że martwić się o wszystko będę ja, w porządku? — dodał, wyciągając dłoń do Jisunga, by ten ją ujął. — To nic złego, Sungie. Musisz tylko chwilę poczekać, nim to zrozumiesz.

— A ty to rozumiesz? — zapytał cichutko Jisung, patrząc zaciekle w ziemię, nadal idąc do przodu. Nie wiedział nawet gdzie szli, ale mało go to teraz obchodziło. W jego głowie panowało istne tornado i nie potrafił w swojej głowie wybrać pytania, które dałoby mu ulgę i odpowiedziało na wszystko, czego potrzebował.

— Sam do końca nie wiem, dlaczego to wszystko się dzieje, ale jednego jestem pewien — oznajmił, powoli zahaczając swoim małym palcem o palec mniejszego. — Naprawdę cię lubię, Sungie. Nie chcę cię skrzywdzić ani nabrać — zapewnił go, uśmiechając się też delikatnie. — Zaufaj mi, a przysięgam, że zajmę się tobą najlepiej, jak tylko potrafię — dodał, spoglądając z nadzieją w duże i pełne niewinności oczy Hana.

Kamień spadł mu z serca, kiedy zobaczył na tej ślicznej, pyzatej buźce uśmiech. Zgarnął wtedy bruneta w swoje ramiona, obejmując w talii, aby nie mógł uciec. Potrzeba chronienia tego chłopca i dbania o niego jak o skarb jeszcze bardziej nasiliła się w sercu Hwanga, jednak ani trochę na to nie narzekał. Chciał tego i pokaże Jisungowi, że jest jego wart.

Tuląc się jednak na środku drogi oboje nie zauważyli zniecierpliwionych min ich zwierzaków. Nix i Kai stali nad nimi, wiercąc w nich dziury oczami, jednak oni ani drgnęli. W końcu młoda smoczyca prychnęła na nich głośno, stając na dwóch nogach, aby potem powoli przygnieść dwoje zauroczonych do ziemi.

— Nix, co ci strzeliło do głowy?! — pisnął Han, próbując się jakoś wyczołgać spod zimnego cielska swojego zwierzaka. Spotkał się jedynie ze smoczym rechotem oraz cichym śmiechem Hyunjina. — Za dużo czasu spędziła z tobą — mruknął, uderzając delikatnie czarnowłosego w ramię, kiedy się już wydostał.

— Na mój gust, to ktoś tu jest po prostu zazdrosny — zaśmiał się, zaczepiając białego smoka kilkoma puknięciami palcem w pyszczek, na co ta kichnęła, znów odrzucając ich do tyłu.

— Nie martw się, Nix — zapewnił ją Han, gładząc spokojnie po pysku. — Jak wrócimy, zrobię ci u mnie łóżeczko i będziesz mnie pilnowała, aby za często do mnie nie uciekał — zachichotał cicho, puszczając Hyunjinowi oko, przez co tym razem to on dostał kuksańca w ramię.

Obaj czuli się beztrosko. Przyłapać na czułościach mogły ich tylko ptaki i robaki, więc nie musieli się martwić o nic. Niemniej jednak, w głowie Jisunga nadal wiele się działo. Wierzył Hyunjinowi w każde słowo, ale nadal miał wiele wątpliwości co do innych spraw. Bo co niby zrobią, jak już wrócą na wyspę? Będą musieli się ukrywać, ale jak, skoro na każdym kroku ktoś może ich obserwować? W miasteczku, gdzie wszyscy się znają, takie plotki rozejdą się w trzy sekundy!

Serce i rozum Jisunga kłóciły się zaciekle za każdym razem, jak tylko spojrzał przelotem na Hyunjina. Chciał się zatracić w uczuciu do niego i czerpać z niego przyjemność, ale naraz jego umysł krzyczał, że powinien odepchnąć go póki czas, pocierpieć, ale przynajmniej trzymać się w bezpiecznej strefie. Czuł się przygnieciony przez cały ten natłok myśli i uczuć.

Nie potrafił jednak wyobrazić sobie innej chwili na to wszystko. Nie mógł być bardziej gotowy na ten pocałunek niż kilkanaście chwil temu za wodospadem, ale wciąż rozumiał z tego wszystkiego zbyt mało. Naprawdę starał sam sobie odpowiedzieć na wszystkie nurtujące go pytania, ale był zdecydowanie za mało doświadczony.

— Jin, mogę zadać ci pytanie? — mruknął cichutko Jisung, samemu ledwo się słysząc. Kiedy jednak dostał od Hyunjina potwierdzenie, kontynuował. — Czego właściwie ode mnie oczekujesz? — zapytał nieśmiało, drapiąc się po karku. — Wiesz, nikt mi się jeszcze nie podobał i nie mam pojęcia,, jak zachowywać się i w ogóle... — wytłumaczył pokracznie, cały się rumieniąc.

Prawdę mówiąc, to widok, jaki otrzymał teraz Hyunjin, roztopił jego serduszko. Uwielbiał podziwiać zawstydzonego Hana i do tego przeważnie dążył. Sama wiadomość, jaką przekazał mu Jisung, była wystarczająca, aby i on poczuł przyjemne ciepło w brzuchu. Czuł się wręcz zaszczycony, mogąc być pierwszą sympatią bruneta. Musiał być jednak ostrożny, aby nie przekroczyć żadnych z jego granic.

— Spodobałeś mi się taki, jaki jesteś — wyznał po chwili Hyunjin. — Mały, słodki i taki do ściskania — zachichotał, roztrzepując jego włoski. — Oczekuję od ciebie, abyś nie udawał i mówił mi o swoich potrzebach, dobrze? — zapytał, na co Jisung jedynie pokiwał głową.

Serce chłopca zrobiło fikołka, kiedy tylko usłyszał Hyunjina. W końcu udało mu się przekonać kogoś do siebie tylko swoim charakterem, a nie pozycją w plemieniu. Choć gdyby mógł, już dawno oddałby Hwangowi swoją posadę.

— Postaram się — oznajmił cicho. — Ale nigdy nie miałem kogoś, z kim mogłem rozmawiać o uczuciach, więc szczerze nie wiem, czy potrafię to robić — dodał.

Hyunjin uśmiechnął się jedynie, układając dłoń na jego ramieniu.

— Mamy czas, by się tego nauczyć — zapewnił. Jednak kiedy spojrzał przed siebie, ścisnął delikatnie ramię Hana, drugą dłonią wskazując na przestrzeń przed nimi. — Łąka! — zawołał. — Może tu znajdziemy smoczy kwiat!

Po tych słowach Hyunjin przeniósł swoją dłoń na nadgarstek młodszego, zaciskając ją i pociągając do przodu. Jisung grzecznie pobiegł za nim, już chwilę później wspólnie wychodząc na wielką polanę, która pokrywała o wiele większe połacie ziemi od tej, która znajdowała się koło jeziora. W pewnym momencie Hwang jednak zatrzymał się, obracając szybko w stronę młodszego i zgarniając go w ramiona, nim ten zdołał się zatrzymać.

— Mam cię — zachichotał, przytulając mocno niższego. I on zaczął się śmiać, a nim Hwang zdołał się powstrzymać, skradł z czoła brązowowłosego buziaka. — Mam cię — powtórzył właściwie do siebie.

Jisung postanowił skorzystać z tej chwili, nie wiedząc, kiedy taka znów się nadarzy. Ułożył niepewnie głowę na ramieniu starszego, czując, jak ten obejmuje go ciasno w talii. Jego policzki znów były czerwone i zaczynały piec jeszcze mocniej za każdym razem, gdy tylko pomyślał o tym, że Hyunjin znów go pocałował. To było nowe, ale już się od tego uzależnił i pragnął dostawać od starszego jeszcze więcej buziaków.

Przez chwilę stali tak, po prostu się przytulając i nawzajem wdychając swój uspokajający zapach. Tak było idealnie, tak właśnie miało być.

— Kwiatek... — westchnął Jisung, chociaż wcale nie chciał się ruszać. W ramionach Hyunjina było mu tak dobrze.

— Nie ucieknie — odparł Hyunjin, przytulając młodszego jeszcze jeszcze ciaśniej. Posłał też wredne spojrzenie Kaiowi, który patrzył na nich nienawistnie. Chyba nie tylko Nix była zazdrosna.

Jisung jednak wytężył w tej chwili spojrzenie, przyglądając się kawałkowi łąki, który widział znad ramienia Hyunjina. Nagle jednak jego wzrok natrafił na ciemnoniebieski kwiat, który łudząco przypominał...

— Smoczy kwiat! — krzyknął, odsuwając się od Hyunjina. Czarnowłosy zmierzył go pytającym spojrzeniem, na co Jisung podskoczył w miejscu, wskazując palcem na miejsce, w którym zauważył tę roślinę. — Tam, smoczy kwiat! — pisnął podekscytowany.

I nim Hyunjin zdążył go powstrzymać, Jisung zaczął biec w kierunku zauważonego przez niego kwiatka. Hwang co prawda zrobił to samo, idąc w ślady młodszego, jednak w pewnym momencie zatrzymał się, zauważając coś w lesie, który kończył się niedaleko smoczego kwiatu. Jego serce stanęło, gdyż zdał sobie sprawę, że był to ostrokolczasty — smok, który żywił się niczym innym, jak właśnie smoczym kwiatem. Kurwa, jak on mógł przeoczyć coś tak ważnego?

— Jisung, uważaj! — krzyknął, czym prędzej rzucając się w stronę chłopca, który kucał już, by zerwać kwiat.

Brązowowłosy zdołał co prawda zerwać roślinę, jednak na dźwięk przerażonego krzyku starszego uniósł głowę, samemu wydając z siebie wystraszony wrzask. Jego spojrzenie natrafiło na zielonego smoka, którego wielkie, jaskrawozielone ślepia były wlepione prosto w niego. Jisung spróbował odskoczyć na bok, jednak przewrócił się, upadając na tyłek i upuszczając na ziemię smoczy kwiat. Nie widząc już innej drogi ucieczki, zasłonił twarz ramieniem, piszcząc z przerażenia, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki smok nad nim stal. Ostrokolczaste żywiły się zerwanym przez niego kwiatem, były wrogie ludziom i jak sugerowała ich nazwa, potrafiły strzelać ostrymi kolcami na duże odległości.

Hyunjin czym prędzej rzucił się w stronę Jisunga, wiedząc, że ten nie poradzi sobie w tej chwili sam. Smok istotnie wystrzelił kilka kolców, a przeraźliwy krzyk bólu młodszego utwierdził czarnowłosego w tym, że najgorszy scenariusz właśnie się spełnił.

— Kai! — krzyknął jedynie, mając nadzieję, że jego smok pomoże pokonać mu tego nieproszonego gościa.

Nie czując w tej chwili strachu, wbiegł pomiędzy zielonego smoka, a szlochającego Jisunga. Wyciągnął dłoń w stronę smoka, spuszczając wzrok na jego nozdrza i biorąc głęboki wdech. W tej chwili poczuł się jak w momencie, gdy kilka lat temu próbował oswoić Kaia.

— Spokojnie — rzucił do smoka, spoglądając przez ramię na Jisunga. Szlochał, ale nie widział nigdzie kolca, co oznaczało, że jedynie go drasnął. — Sungie, podaj mi kwiat.

Niższy pociągnął nosem, rozglądając się wokoło, jednak kwiatu nigdzie nie było. Hyunjin stał przed nim, stając na drodze rozwścieczonego smoka, co jeszcze bardziej go stresowało.

— N-nie ma go — wydukał. I właśnie wtedy jego spojrzenie natrafiło na Nix, która trzymała pomiędzy zębami nic innego, jak właśnie smoczy kwiat. — Nix go ma — dodał, nie mając nawet pojęcia, kiedy smoczyca zgarnęła kwiat.

I chociaż sytuacja była dramatyczna, to Hyunjin uśmiechnął się pod nosem. Co za sprytna bestia.

Szybko jednak opamiętał się, czując gorący i wściekły oddech smoka na swojej wyciągniętej dłoni. Przestraszony cofnął się do tyłu, potykając się o wystający korzeń. Teraz oboje z Jisungiem leżeli na ziemi i zaraz również Hwang miał zostać ostrzelany z ostrych jak brzytwa kolców gada. Zamarł na moment, mając kompletną pustkę w głowie. W te parę sekund próbował przypomnieć sobie cokolwiek, co mogło uspokoić bestię przed nim, jednak na marne. Nienawidził krzywdzić tych magicznych zwierzaków, ale nie miał teraz wyboru.

Gwizdnął głośno, wykrzykując też imię swojego smoka, który od razu zrozumiał co ma robić. Czarnowłosy jedynie zasłonił twarz ramionami, osłaniając się przed ogniem, który walnął prosto w ostrokolczastego, odrzucając go kilkanaście metrów dalej w las, oszałamiając go na moment. Hyunjin wtedy otrząsnął się szybko, skupiając się na rannym Jisungu. Wciągnął go czym prędzej na Nix, obracając się co moment czy aby na pewno wściekły smok nie ocucił się już i nie planował zemsty.

Upewniwszy się, że Han siedzi już stabilnie i jest na tyle mało ranny, aby się utrzymać na smoku, wskoczył na Kaia, rozkazując obu zwierzętom biec ile sił w nogach, aby tylko uciec od rozdrażnionej bestii. Dopiero kiedy znaleźli się znów koło wodospadu, Hyunjin odetchnął, ciesząc się, że chociaż jeden problem mają z głowy. Pamiętając jednak o jego kochanku, czym prędzej zdjął go z zimnego ciała Nix, układając w zamian na swoich kolanach.

— Jak się trzymasz, maluchu? — zapytał troskliwie, starając się jak najdelikatniej rozebrać jego koszulę, aby nie podrażnić rany. — Byłeś naprawdę dzielny, Jisungie — zapewnił go, z całej siły utrzymując pogodny wyraz twarzy, o mało nie skrzywiając się na widok rany, jaką zostawiła po sobie na nim bestia.

— Jest bardzo źle? — załkał Han, czując jak całe jego ramię pulsuje z bólu. Starał się być twardy i jakoś wszystko w sobie hamować, był jednak za bardzo zszokowany i za bardzo otępiały już przez ból, aby tłumić swoje reakcje.

— To tylko draśnięcie — zapewnił Hyunjin, ostrożnie zdejmując do końca koszulę bruneta. W rzeczywistości jednak rana była dość spora i dość obwicie krwawiącą. Przełknął z trudem ślinę, układając Jisunga na trawie. — Zaraz do ciebie wrócę słonce. Idę tylko po wodę i bandaże — oznajmił, istotnie wstając po potrzebne mu rzeczy.

Z toreb pozostawionych przez nich w obozie wyciągnął szybko co potrzebował, cały spanikowany wracając do nadal szlochającego Jisunga. Serce mu się krajało ma ten widok, więc czym prędzej musiał mu pomóc.

W pośpiechu i z drżącymi dłońmi obmył ranę, z ulgą stwierdzając, że teraz wydawała się o wiele mniejsza i mniej groźna. Owinął ją następnie szczelnie bandażem, gładząc potem nadal cicho łkającego Hana.

— Już lepiej, Sungie? — zapytał troskliwie, znów przenosząc jego głowę z trawy na swoje kolana, nie przestając głaskać jego miękkiej czupryny. Co prawda teraz trochę kleiła się od potu i łez Jisunga, ale Hyunjin miał to gdzieś. Ważne, że byli już bezpieczni.

— Wciąż boli — wyznał zawstydzony, przymykając oczy. — Ale jest o wiele lepiej. Dziękuję, Hyunjin — dodał lekko speszony, zagryzając wargę przez pomysł, który wpadł mu do głowy. — Może mały pocałunek by to poprawił... — wybełkotał ledwie słyszalnie. Hwang zaś uśmiechnął się delikatnie, domyślając się o, co prosił chłopiec. Zniżył się więc w dół, czule całując ciepłe czółko młodszego.

— Razem z Nix byliście wspaniali — oznajmił z dumą czarnowłosy, klepiąc trawę obok siebie, aby zaprosić smoki do zajęcia miejsc blisko nich. — Jestem z was dumny — dodał, drapiąc też delikatnie białe zwierzę pod pyszczkiem.

Jisung miał jednak spore wyrzuty sumienia co do dzisiejszej wyprawy. Dał się wrobić w pierwszej chwili, od początku zostając rannym. Czuł się żałośnie, jednak zdusił to w sobie, zastępując to uczucie dumą ze swojego smoka. W końcu to Nix wykazała się sprytem i kiedy nikt nie patrzył zabrała smoczy kwiat, wykonując jednocześnie misję. Co prawda roślinka zamarzła, ale od tego mają ognistego smoka.

Hyunjin doskonale widział jednak smutną minę na twarzy młodszego, która wyraźnie go niepokoiła, gdyż nie wiedział, czy była ona powodowana bólem, czy poczuciem winy. Naprawdę nie był na niego zły, w końcu Han znalazł kwiat, którego szukali. Żaden z nich nie mógł przewidzieć tego, co się stanie, a tak naprawdę to on, jako treser smoków powinien pomyśleć o Ostrokolczastych wcześniej i przestrzec Jisunga przed nimi. Może też gdyby zareagował wcześniej albo kazał rzucić się Kaiowi na wrogiego smoka od razu, to młodszy by nie ucierpiał, a on nie musiał słuchać jego szlochu, który tak bardzo ranił jego serce.

Zaczął głaskać młodszego po głowie, chcąc jakoś go rozweselić i kiedy usłyszał ciche pomruki, które jakby automatycznie zaczęły opuszczać usta Hana, nieco się uspokoił. Jisung przymknął też oczy, chociaż róż i tak pojawił się na jego okrągłych policzkach.

— Naprawdę jestem dumny, Sungie — wyszeptał po chwili, czując, że powinien coś dodać. Widział, że to, co się stało, nadal dręczyło młodszego i musiał coś z tym zrobić. — To bardziej moja wina, niż twoja — dodał, nie przestając głaskać niższego chłopca. — Odwaliłeś największy kawał roboty, znajdując ten kwiat, a tak naprawdę to ja jako twój nauczyciel powinienem wcześniej pomyśleć o Ostrokolczastych. To naprawdę nie jest twoja wina, Jisung.

Brązowowłosy w końcu otworzył oczy, spoglądając na starszego ze słabym uśmiechem. Chciał mu wierzyć, ale myśl o tym, że znów wszystkich zawiódł, nie dawała mu spokoju.

— Chyba nie powiesz mi jeszcze, że dobrze poszło — zaśmiał się delikatnie. Starał się choć trochę rozluźnić atmosferę, by Hyunjin nie martwił się za bardzo o jego samopoczucie.

— Nie poszło tak, jak powinno — przyznał. — Ale oboje żyjemy i mamy kwiat, a to jest chyba najważniejsze — dodał. — Rezultat mamy taki, jaki chcieliśmy, może poza tą raną.

Na te słowa Jisung westchnął ciężko, znów przymykając oczy.

— No właśnie — mruknął. — Jak ojciec to zobaczy, to w życiu nie uzna tej misji za udaną. Będzie się liczyło tylko to, że jestem ofiarą losu i znów dałem się zranić smokowi. Pewnie uzna jeszcze, że to tylko twoja zasługa, a ja podczas misji nie robiłem nic, poza płakaniem, bo w końcu to umiem robić najlepiej — wydukał, czując, że na samą myśl o tym, jak będzie wyglądać ich powrót do wioski, jego serce ogarniała niepewność i dyskomfort.

— Dlatego nie powiemy mu niczego poza tym, że to ty znalazłeś kwiat — oznajmił pewnie. — Jesteśmy tu tylko we dwójkę, a to był wypadek, więc nie pisnę mu ani słowa. To już odpowiedni czas, by zobaczył, że jesteś godny miana następnego wodza — dodał.

— Dziękuję, Hyunjin — odparł jedynie, uśmiechając się do niego szerzej, niż wcześniej. — Co ja bym bez ciebie zrobił?

— Prawdopodobnie skończyłbyś w żołądku Ostrokolczastego — zachichotał przyjaźnie. — Chodź tu, spróbuję jeszcze bardziej poprawić ci humor — dodał.

Jisung uniósł więc głowę z kolan starszego, nie do końca wiedząc, co ten miał na myśli. Jednak gdy czarnowłosy poklepał swoje kolana, Han domyślił się, gdzie starszy chciał go widzieć. Zarumienił się przez to dorodnie, niepewnie przybliżając się do niego. Zwlekał z wdrapaniem się na kolana Hyunjina chwilę za długo, gdyż ten sam mu pomógł, układając obie dłonie na biodrach brązowowłosego i wciągając go na swoje kolana, dzięki czemu ten siedział teraz na nim okrakiem. O ile to możliwe, jego policzki zapiekły jeszcze mocniej, a on spuścił wzrok, nie mając pojęcia, jak się zachować.

Nim jednak zdążył się nad tym zastanowić, Hyunjin ułożył dłoń na jego podbródku, zmuszając go do tego, by spojrzał na niego. Jisung nie miał co prawda za dużo czasu na to, by przyjrzeć się starszemu, gdyż nim się obejrzał, czarnowłosy ucałował go, tym razem o wiele mocniej niż wcześniej, nadal jednak uważając na jego delikatny skarb. Swoje dłonie przesunął na jego talię, gdyż naprawdę uwielbiał je tam trzymać, jednocześnie uśmiechając się przez pocałunek i to, jak niepewnie Jisung go oddał. To było po prostu urocze, jak niewinny był młodszy z nich i Hwang naprawdę uwielbiał fakt, że mógł być jego pierwszym.

Hyunjin całował jego usta stanowczo, ale naraz czule i powoli, dzięki czemu po chwili Jisung nareszcie złapał rytm ich pocałunku. Czarnowłosy kreślił też kciukami małe kółeczka na talii Hana, starając mu się pokazać, że był obok i nigdzie się nie wybierał. Oboje bowiem z każdą chwilą tego pocałunku zatracali się w tym uczuciu coraz bardziej, tym samym zacieśniając powolutku łączącą ich relacje.

Minęło kilka dłużnych chwil nim Hyunjin odsunął się od jego ust. Jisung jednak momentalnie powędrował za jego dotykiem, wcale nie chcąc go tracić, przez co Hwang zachichotał cicho rozczulony. W zamian złączył jednak ich czoła, z ust niższego skradając jeszcze jednego buziaka.

— Lepiej? — zapytał cicho, uśmiechając się jeszcze szerzej.

Jisung pokiwał delikatnie głową, odwzajemniając uśmiech czarnowłosego.

— Lepiej — odparł, zdając sobie sprawę z tego, że gdyby wykluczyć sprawę z Ostrokolczastym, to chwile na wyspie mógłby uznać za najlepsze w jego życiu.

...
[3735 słów]

heyka!! mamy nadzieję, że rozdział się podobał. jak zwykle zachęcamy do pozostawienia jakiś opinii i komentarzy. teraz za to zapraszam do memów!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top