four: the eve of love.

four:
• the eve of love •

Jisung przez całą noc myślał o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Fakt, że miał lecieć w podróż po smoczy kwiat odszedł w niepamięć w porównaniu do tego, co wydarzyło się pomiędzy nim, a Hyunjinem. Nie rozumiał tego — ciepła w środku, uczucia bezpieczeństwa i komfortu, które pojawiały się, gdy był blisko starszego i nasiliły się jeszcze bardziej, gdy się do niego przytulił. Wiedział z tego jedynie tyle, że było to niezwykle przyjemne. Podobało mu się to, jak Hwang uśmiechał się do niego, jak przytulał go i jak roztrzepywał jego włosy. Ale czy tak zachowywali się przyjaciele? Czy mógł w ogóle tak go nazywać?

Tego poranka na trening wyjątkowo szedł z uśmiechem. Nie wiedział czemu, ale cieszył się nawet na myśl o tym, że zobaczy Hyunjina. Doszedł do wniosku, że ten był naprawdę wspaniałą osobą, gdy ściągał maskę idealnego wikinga — był kochany, wyrozumiały i troskliwy. Jisung nie wiedział jednak tylko, dlaczego Hwang przy innych zachowywał się jak kompletnie inna osoba. Była to dla niego zagadka, której nie umiał jeszcze rozwiązać.

Kiedy dotarł na arenę, ujrzał na niej Hyunjina wraz z Kaiem. Czarnowłosy leżał jednak na ziemi, zaś czerwony smok stał nad nim. Hwang chichotał głośno, bowiem zwierzę oblizywało całą jego twarz, podczas gdy treser drapał go pod pyskiem, tak, jak uwielbiał jego pupil. Dopiero po chwili dojrzał też piłkę w drugiej dłoni chłopaka. I kiedy starszy rzucił piłkę w dal, a Kai pobiegł za nią jak opętany, Jisung podszedł bliżej, uśmiechając się delikatnie przez widok, jakiego doświadczył.

— Cześć — przywitał się, w końcu zwracając na siebie spojrzenie wciąż leżącego na ziemi chłopaka. — Przeszkadzam? — zachichotał.

— Nie no, co ty — odpowiedział. Nim jednak czarnowłosy zdążył podnieść się z ziemi, smok znów go dopadł, z powrotem zaczynając oblizywać jego twarz. — Kai! Ty niewychowana kupo śliny, złaź mnie — zawołał, na co smok pisnął cicho, siadając obok.

— Musisz mnie nauczyć takich sztuczek — zachichotał Jisung, obserwując jak Kai siedzi teraz grzecznie obok swojego pana, machając wesoło ogonem. Przyglądając się wcześniej Hyunjinowi popadł w zachwyt i lekką zazdrość, że on jeszcze długo pewnie sobie popracuje, aby osiągnąć taki efekt.

— Od tego mamy treningi — odparł z uśmiechem Hwang, czując, jak duma rozpiera go przez komplementy. Długo starał się wytresować Kaia na takiego jakim, był teraz i każde miłe słowo łechtało porządnie jego ego. Tym bardziej od Jisunga, którego darzył coraz większą sympatią. — Chcesz spróbować? — zapytał miło, podając mniejszemu lekko obślinioną piłkę. Han z lekkim zawahaniem przyjął zabawkę, obawiając się, że ogromny smok zaraz się na niego rzuci i wyrwie mu piłkę razem z ręką. Ten jednak czekał grzecznie w miejscu, nadal taką samą ekscytacją wpatrując się w piłkę. — Pomogę ci — oznajmił nagle Hyunjin, stając za Hanem. Nie zdążył się nawet zastanowić nad tym czy był to dobry pomysł, ale nie mógł odmówić sobie bliskości Jisunga i jego ślicznych czerwonych policzków. Dlatego też złapał go w talii, ustawiając w odpowiedniej pozycji do rzutu. — Z tej pozycji jesteś najbardziej stabilny — wyjaśnił czarnowłosy, niemal szepcząc mu to do ucha, z zadowoleniem obserwując jak jego krągłe pultyny powoli przybierają różowy kolor. — Wystarczy, że mocno się zamachniesz i piłka poleci daleko — oznajmił, łapiąc delikatnie za dłoń Jisunga, w której trzymał zabawkę jego smoka, następnie splatając ich palce, aby potem mocno się zamachnąć i wyrzucić piłkę daleko za brzeg, po którą od razu rzucił się Kai. — No i pięknie! — pochwalił go Hyunjin, delikatnie jeszcze przytulając od tyłu.

Jisung czuł się kompletnie oszołomiony i nadal przetwarzał, co się właśnie stało. Czuł, jak szczypały go policzki i jak serce mocno waliło w piersi. Kompletnie nie potrafił znaleźć wiarygodnego powodu, dlaczego Hyunjin nagle stał się tak miły oraz skłonny do dotyku i szczerze, nie dawało mu to spokoju. Nie rozumiał, co to wszystko znaczyło i do czego prowadziło, ale doprowadzało to jego biedny brzuszek do dziwnych przewrotów i ciepła w środku.

Wybudzić go z tego stanu zdołał jednak Kai, który powalił go na ziemię tak samo jak Hyunjina poprzednim razem, wylizując jego całą twarz. Z początku przestraszył się mocno, piszcząc cicho, jednak nie czując najmniejszego bólu zrozumiał, co się dzieje i zaśmiał się jedynie głośno. Podrapał go również pod pyskiem, z radością obserwując jak smok rozluźnia się jeszcze bardziej, przestając go lizać i skupiając się jedynie na drapanku.

— Kai, gdzie twoje maniery!? — zachichotał Hwang, przez co smok zszedł grzecznie z Hana. — Żyjesz? — zachichotał Hyunjin, wyciągając dłoń do Jisunga, a następnie podniósł go z ziemii. — Mam dla ciebie niespodziankę — przypomniał z szerokim uśmiechem, prowadząc ich obu do stajni. — Nix! — zawołał, czekając, aż młoda smoczyca do nich podbiegnie. — Mamy coś dla ciebie — oznajmił, na co biały smoczek zamachał ogonem. Niepewnie jednak obejrzał uważnie Hyunjina, trzymając się przy nodze Jisunga, który pomiział ją szybko za uszami.

Dla młodego wikinga nadal dziwnym uczuciem było posiadanie smoka. Kilka dni temu wydawało się wręcz nierealne. A tu proszę — właśnie głaskał na powitanie swoją smoczycę, uśmiechając się jak głupi z tego powodu. Nigdy by się nie spodziewał, że to takie cudowne uczucie. Smok jego ojca był raczej mało ufny i jedynie tolerował obecność syna wodza. Rzadko kiedy jednak pozwalał mu się dotknąć, jedynie kiedy naprawdę byli zmuszeni. Może dlatego Jisung był taki do tego wszystkiego zniechęcony?

— Tada! — zawołał Hyunjin, pokazując im obu siodło zawieszone na płocie obok stajni. I Jisung i Nix przekrzywili delikatnie głowy, aby lepiej przyjrzeć się siodle. Wyglądało niemal identycznie jak to Hyunjina, tylko że w mniejszej wersji. Zwykle skórzane i brązowe.

— Bardzo zwykle — skomentował Jisung, obserwując teraz z lekkim uśmiechem jak jego smoczyca obwąchuje siodło. — Ale dziękuję — dodał szybko, posyłając Hwangowi przepraszające spojrzenie. — Jesteś doświadczonym jeźdźcem i na pewno dobrze je dobrałeś — oznajmił, klepiąc go lekko po ramieniu. — Nix się podoba — zachichotał cicho, obserwując swoje zwierzę.

— Zawsze możesz je trochę podrasować — przypomniał Hyunjin, uśmiechając się przyjaźnie. — Malunki na twoich ścianach wyglądały obiecująco — dodał, na pochwałę roztrzepując jego włoski.

— To w zasadzie świetny pomysł — zauważył Han, przyglądając się znów siodłu, w głowie szykując jakąś aranżacje. — Potrzebuję tylko białych farbek — oznajmił, zastanawiając się tylko teraz, gdzie je dostanie.

— Krawiec, u którego zamawiałem to cudo, na pewno ma jakieś — oznajmił Hyunjin. — Możemy się tam przejść po treningu — zaproponował nieco niepewnie, drapiąc się po karku. Z ulgą jednak przyjął ochoczy uśmiech Jisunga, odwzajemniając go przyjaźnie.

— W porządku — zgodził się krótko. Naprawdę cieszyło go to, że Hyunjin zaczynał pokazywać mu prawdziwego siebie, gdyż ta osoba, która kryła się za wszystkimi maskami, zyskała jego sympatię. Może gdyby od początku wiedział, jaki był Hwang tak naprawdę, to przyszedłby na treningi wcześniej. Nim jednak zdążył coś dodać, zauważył w oddali zbliżającą się do nich grupkę nastolatków. Ze strachem zdał sobie sprawę z tego, kto to był, przez co przełknął nerwowo ślinę. — Co oni tu robią? — spytał cicho.

I mina Hyunjina momentalnie zbledła na widok tego, że i Jisung posmutniał. Oblizał nerwowo wargę, odwracając wzrok od niższego chłopca.

— Umm, dzisiaj mamy grupowy trening — wyjaśnił. — Pomyślałem, że skoro masz już swojego smoka, to w grupie powinno pójść ci lepiej. Muszę też prowadzić innych, ale możemy w dwójkę potrenować wieczorem.

Jisung pokiwał jedynie głową, bez słowa odwracając się i z powrotem wchodząc na arenę. Nie miał pojęcia, dlaczego było mu przykro i dlaczego tak bardzo zawiodła go wieść o tym, że nie mieli być sami. Jasne, bał się ludzi, którzy jeszcze dwa dni temu śmiali się z niego, ale to było coś innego, czego nie rozumiał. Uśmiechnął się jednak słabo do Nix, widząc, że smoczyca podążyła za nim.

W ciszy poczekał, aż reszta osób dojdzie na arenę. Grupka ta jednak zakłóciła jego ciszę, gdyż gdy weszli na arenę, Jisung usłyszał ich chichot. Śmiał się też Hyunjin, co jeszcze bardziej dobiło młodszego Hana. No tak, przy innych stawał się dla niego nikim. Może to, co zaczął w głowie nazywać początkiem ich przyjaźni, było tylko iluzją.

— Dobra, dzisiaj poćwiczymy sztuczki — zarządził Hyunjin, stając przed rzędem nastolatków. Kai stał obok niego, zaś Nix za Jisungiem, jednak reszta smoków znajdowała się w stajni. — Na zaufanie, bo wiele z was nadal zapomina, że smok to nasz przyjaciel i partner, a nie zabawka — dodał. — Dopiero kiedy to zrozumiecie, to wrócimy do zajęć poza areną — zapowiedział, widząc zawiedzione miny reszty.

Po chwili Hwang odwrócił się i zagwizdał, przez co reszta smoków pobiegła do swoich właścicieli. Jisung rozchylił szeroko oczy, kiedy zobaczył wśród tych smoków zwierzę, które zaatakowało go dwa dni temu. Kiedy jednak podbiegł on do Felixa, tego chłopaka, który dokuczał mu najbardziej, miał ochotę zaśmiać się przez to, jak żałosne to było. I tym razem smok wdał się we właściciela.

Jednak piekło dnia dzisiejszego dopiero się zaczynało. Bowiem kiedy smoki dobiegły do swoich właścicieli, właśnie Lee Felix postanowił się odezwać.

— A nasza księżniczka nie powinna wrócić jednak do smoczego przedszkola? — spytał, sprawiając, że Hyunjin zamarł w miejscu. Jisung przełknął znów nerwowo ślinę, starając się powstrzymać łzy, nim pojawiły się w jego oczach. — Ostatnio nie umiał podać smokowi ryby, a teraz ma ćwiczyć z nim zaufanie?

Hyunjin zawahał się przez chwilę, tak, jakby rozważał opowiedzenie mu tego, co wydarzyło się poprzedniego dnia i jakie postępy zrobił Han. Jisung jednak nie wiedział, co siedziało mu w głowie i mógł jedynie mieć nadzieję, że nagle nie postanowi wrócić zły Hwang.

— Nie neguj moich sposobów, to ja jestem treserem smoków, nie ty — odpowiedział jedynie surowym i kompletnie pozbawionym emocji głosem.

Jisung spuścił spojrzenie, mając nadzieję, że na tym skończy się rozmowa i będą mogli przejść do treningu. Lee co prawda miał rację, nadal był beznadziejny i wszystko wychodziło mu tylko przy pomocy Hyunjina.

Los jednak miał dla niego inny plan.

— Skąd on w ogóle wytrzasnął tego smoka? — prychnął Felix. W tym momencie Jisung poczuł znów gulę w gardle, a łzy jeszcze mocniej cisnęły się mu do oczu. — Z litości kazałeś temu smokowi za nim łazić? Oswoiłeś go za niego? Czy to taka sama łajza, jak on?

Ale w tym momencie Hwang zachowywał się kompletnie inaczej, niż spodziewał się tego Jisung. Obrócił się bowiem i podszedł do Felixa, a z jego oczu biła złość. Zupełnie, jakby wstąpiła w niego natura jego smoka.

— Stul pysk, Lee — wycedził przez zęby. — Nie wypuszczę cię w powietrze przez następny miesiąc, jeśli jeszcze raz znieważysz mnie albo swojego przyszłego wodza. Jeśli nie umiesz uszanować ludzi wyżej w hierarchii, to nie zasługujesz na zaufanie smoka.

Wtedy jednak w rozmowę wcięła się jedna z dziewczyn, Ryujin.

— Wyluzuj, Hwang — rzuciła. — Co z tobą nie tak? Zakochałeś się czy co? — zażartowała.

Jednak w tym momencie Hyunjin zamarł, zamiast odpowiedzieć cokolwiek. Jisung postanowił uratować resztki swojej godności i chociaż łzy nadal zbierały się w jego oczach, wystąpił przed rząd.

— Przyjdę wieczorem. I tak musimy się przygotować do wylotu — odpowiedział, następnie pociągając nosem. — I tak nikt mnie tu nie chce.

Starając się powstrzymać łzy, wyszedł jak najszybciej z areny. Słyszał za sobą śmiechy pozostałych, jednak najbardziej zabolało go to, że Hyunjin nie poszedł za nim. No cóż, chyba jednak faktycznie był dla niego nikim ważnym.

Dzisiejsze popołudnie oraz wieczór Jisung spędził jednak w swoim pokoju, wypłakując wszystkie swoje żale w poduszkę. Nie miał siły iść na wieczorny trening, a tym bardziej spojrzeć w oczy Hyunjina.

Czuł się zwyczajnie przez niego oszukany. Pogubił się już która jego twarz była tą prawdziwą, bo było ich zbyt wiele. Naprawdę miał nadzieję, że w końcu zyskał w nim przyjaciela. Jednak był tylko naiwnym chłopcem i dał się zwieść kilku miłym słowom. Chciał po prostu zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Każdy inny sen był dla niego lepszy niż ten rzeczywisty koszmar, ale jak na złość nie potrafił zasnąć. Wiercił się tylko na łóżku, co chwila wpadając na mokrą plamę od jego słonych łez. Czuł się żałośnie.

Hyunjin zaś cały poprzedni trening myślał tylko o tym, jak bardzo zraniony musiał być teraz jego ulubiony chłopiec. Miał ochotę spoliczkować się mocno za to, że nie obronił go lepiej i nie pobiegł za nim. Był po prostu zwykłym egoistą i nie mógł dopuścić do tego, żeby ktoś pomyślał, że coś faktycznie ich łączy. Choć prawdą było, że miał w tej chwili ochotę po prostu walnąć mocno Felixa i wyjaśnić potem wszystko Jisungowi. Nie zrobił jednak nic i teraz musiał to naprawić.

Dlatego też stał teraz ze swoim smokiem pod chatą wodza, próbując odgadnąć, które okno należy do Jisunga. Może i mógł zostawić to na rano, ale bardzo zmartwiło go to, że Han nie pojawił się na ich wieczornym treningu. Najgorsze scenariusze rodziły się w głowie Hwanga, kiedy próbował zasnąć, dlatego też postanowił sprawdzić, czy nic się mu nie stało i czy ich relacja nie była jeszcze całkowicie stracona.

Z lekką pomocą jego smoka, który podsadził go na wysokość piętra domu Hanów, odnalazł w końcu otwarte okno w pokoju Jisunga, cicho przez nie przeskakując. W końcu brunet mógł już dawno spać, a on nie chciał przerywać jego odpoczynku.

— Jisung, śpisz? — wyszeptał niepewnie, próbując zobaczyć, czy chłopiec miał zamknięte oczy, co mu się jednak nie udało. — Chciałem pogadać o tym, co się stało i sprawdzić, jak się czujesz, i czy nic ci nie jest... — dodał cicho, nadal nie wiedząc, czy go słyszał. Jisung choć miał zamknięte oczy, to jednak słyszał każde jego słowo. Czekał tylko nadal na to, co do powiedzenia miał jego trener. — No i przeprosić... Powinienem był pobiec wtedy za tobą — westchnął ciężko, czując jak kłuje go lekko serce. Nigdy jeszcze nie wskoczył komuś innemu do pokoju przez okno w nocy, a u Jisunga stało się tak już drugi raz. Hwang wiedział, w jakim rytmie biło teraz jego serce i naprawdę nie chciał tego stracić. Naprawdę zaczynało mu zależeć na tym dzieciaku. — Czekałem na ciebie dziś wieczorem na arenie, ale nie pojawiłeś się. Przyniosłem ci nawet te farbki, które chciałeś... — mruknął lekko zawstydzony, wyciągając z kieszeni małe pudełeczko z białym płynem. — Martwiłem się, Sung... — oznajmił niemal niesłyszalnie, pierwszy rsz na głos zdrabniając jego imię. Serce Jisunga zmiękło już dawno przez jego słowa i choć chciał się odwrócić, to jednak wstydził się łez, które znów spływały po jego twarzy. Oczy piekły go już od ciągłego płakania i naprawdę zaczynał jeszcze bardziej nienawidzić swojej wrażliwości. — Jisung? — zapytał cicho czarnowłosy, słysząc cichutki szloch.

— Nie jestem zły, głupku — wyjąkał Han, ocierając szybko łzy z napuchniętych oczu. — Jest mi po prostu przykro przez to, jak wszyscy mnie tam traktują — bąknął, co chwila pociągając nosem i ocierając łzy. Czuł się żałośnie, ale po całym przepłakanym dniu nie potrafił już tego dłużej w sobie trzymać. — Nie umiem sprawić, żeby choć trochę mnie szanowali — wyszlochał, znów zanosząc się mocnym płaczem.

Hyunjin nie potrafił znieść widoku zapłakanego chłopca. Wydawał się mu w tej chwili kruchy i delikatny, i jedynym, co Hwang chciał teraz zrobić, było schowanie go gdzieś i chronienie przed całym złem świata. Dlatego też usiadł obok niego na łóżku, szybko zgarniając go w swoje ramiona. Może i było to nieprzemyślane, ale naprawdę czuł, że obaj tego potrzebowali. Jisung chciał poczuć się bezpiecznie, a Hyunjin odkupić swoje winy i mu to bezpieczeństwo zapewnić.

Gładził delikatnie ramię mniejszego, swój polik wtulając w jego miękkie i trochę wilgotne od poduszki włosy. Bał się myśleć o tym, ile młody Han wylał już tego dnia łez i to wszystko z jego winy. Gdyby tylko przestał tak bardzo dbać o swój wizerunek, Lee już dawno skończyłby z podbitym okiem, a Jisung mógłby uniknąć takiego cierpienia.

Jisung istotnie poczuł się lepiej w ramionach starszego, ale nadal męczyła go jedna rzecz. Dlatego też odchrząknął cicho, nie ruszając się jednak z miejsca.

— Wiem, że jestem inny i nigdy nie będę do nich pasować, i to właśnie dlatego mnie nie lubią — westchnął cicho. Jego głos drżał lekko, ale musiał o to spytać. — Ale nie rozumiem, dlaczego przy nich zachowujesz się inaczej niż przy mnie — wyszeptał.

Hyunjin westchnął cichutko, samemu nie znając do końca odpowiedzi na te pytanie. Zdawał sobie sprawę z tego, że zachowywał się całkiem inaczej przy różnych ludziach. Ale wiedział, że każdą chwilą coraz lepiej czuł się w towarzystwie Jisunga, pokazując mu coraz więcej siebie. Zaczynał lubić jego uśmiech, jego bliskość, przytulanie go.

— Bo też jestem inny od nich — wyjaśnił cicho. — Ale nie chcę, by to zobaczyli, dlatego ukrywam się za kolejnymi maskami. Bo jeśli zobaczą, że mam uczucia, to stracę wszystko, na co pracowałem — dodał. — Przepraszam, jeśli cierpisz przez to, że jestem tchórzem. Naprawdę cię polubiłem i chciałbym, żeby inni też to zobaczyli.

W tej chwili Jisung odsunął się odrobinę, następnie uśmiechając się wdzięcznie. Może znali się bliżej dość krótko, ale z każdą chwilą coraz bardziej zaczynał lubić Hyunjina. Nie rozumiał tego, co między nimi zachodziło, bo było to mu nieznane, ale było przyjemne i może właśnie dlatego nie chciał tego tracić.

— Rozumiem to — wyjaśnił. — Ale chyba lepiej będzie, jeśli będę trzymał się od nich z daleka — dodał. — Możemy trenować w dwójkę? Proszę?

Hyunjin momentalnie odwzajemnił jego uśmiech, następnie kiwając delikatnie głową.

— W porządku — odpowiedział. — Tylko we dwójkę — dodał. I może było to dla niego dziwne, ale z jakiś przyczyn nawet go to ucieszyło. — Chcesz teraz odrobić, co straciliśmy? — spytał cicho.

Jisung oparł z powrotem głowę o klatkę piersiową starszego, uśmiechając się na dźwięk bicia jego serca. Nie rozumiał tego, ale kiedy Hwang z powrotem go objął, poczuł w środku dziwne ciepło.

— Jestem zmęczony — westchnął. — Możemy zrobić to rano? — spytał.

Hyunjin pokiwał lekko głową, następnie znów układając policzek na jego włosach.

— Jasne — odpowiedział. — Mogę już iść, jeśli chcesz iść spać — dodał szybko. — Kai czeka pod oknem.

Ale wtedy do głowy Jisunga napłynęła dość głupia myśl. Oblizał nerwowo wargę, wtulając się jeszcze mocniej w jego ciało, robiąc to całkiem nieświadomie. Było to po prostu przyjemne i nie potrafił sobie odmówić.

— Nie musisz — wyszeptał. — Ja nie umiałem zasnąć i ty też — dodał szybko. — Możemy tak po prostu poleżeć — wyjaśnił, nagle zdając sobie sprawę z tego, jak głupie to było.

Jednak Hyunjin uśmiechnąłem się szerzej, obejmując mocniej ciało Jisunga. Jego serce zaczęło uderzać nieco mocniej, a on z przerażeniem stwierdził, że to znów było to dziwne ciepło. Wiedział, co ono oznaczało, ale cały czas wmawiał sobie, że to nie było to. W końcu oboje były chłopakami i dlatego też najlepiej było to odsunąć od siebie.

— W porządku — odparł cicho. — Połóż się — poprosił.

Jisung szybko ułożył się na boku, cały czas jednak zerkając na Hyunjina. Ten zrzucił ze stóp buty, następnie obchodząc łóżko młodszego. Niższy chłopiec nie powiódł jednak za nim wzrokiem, czując, że byłaby to przesada. Właśnie przez to nie dowiedział się więc, że Hyunjin rozpiął szybko swoją koszulę, by wygodniej ułożyć się do snu.

Po chwili Jisung poczuł, jak materac jego łóżka ugina się za jego plecami. Hyunjin ułożył się tuż za jego plecami, powstrzymując się jednak przed objęciem go.

— Chcesz się przytulić? — wyszeptał cicho, nie wiedząc, czy nie była to przypadkiem przesada.

Jisung uśmiechnął się jednak szeroko, nie wiedząc, czy było to przez fakt, że dosłownie takie same słowa powiedział do niego dzień wcześniej w tym samym pokoju, czy przez to, co się pomiędzy nimi działo. To wszystko było tak przyjemne, tak kuszące i miłe. Nie znał czegoś takiego, jak miłość i może dlatego nie uznawał tego za dziwne. Chciał być po prostu blisko Hyunjina, bo jego obecność dawała mu bezpieczeństwo.

— Chcę — odpowiedział tak samo cicho.

Już po chwili Hyunjin objął go w talii, przysuwając się jeszcze bliżej niego. Dopiero wtedy Jisung poczuł go całym ciałem, gdyż czarnowłosy przyciągnął go do swojego torsu. Jego policzki stały się nagle okropnie czerwone, ale mimo to nadal się uśmiechał.

Jednak kiedy Hyunjin wtulił też twarz w zagłębienie jego szyi, serce młodszego po prostu stanęło. To dziwne ciepło znów rozeszło się po jego ciele, a fakt, że czarnowłosy ułożył dłoń na jego brzuchu, przytulając go naprawdę mocno, jeszcze bardziej umocnił jego stan. Nie miał pojęcia, co to wszystko oznaczało, dlaczego dopuszczał do czegoś takiego po kilku dniach znajomości, ale podobało mu się to na tyle mocno, że w tej chwili chciał zostać tak na zawsze.

— Dobranoc, Hyunjin — wyszeptał, nagle czując się bardziej zmęczony niż wcześniej.

Hyunjin uśmiechnął się jednak przez to, jak cichutki był głosik młodszego. Pogłaskał go po brzuchu, samemu też przymykając powieki, a następnie ziewając cicho.

— Dobranoc, Sungie — odpowiedział, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że nazwał go zdrobnieniem.

Serce Jisunga jednak stanęło po raz kolejny, jeszcze na kilka chwil odsuwając go od snu. To wszystko było tak dziwne, ale z każdą chwilą coraz bardziej uzależniał się od obecności Hyunjina.

Chłodny wiaterek przeleciał po policzkach Jisunga, rozbudzając go delikatnie. No tak, zapewne zapomniał zamknąć okna na noc. Westchnął jedyne cichutko, pragnąc zasnąć jeszcze na kilka chwil. Spało mu się tak ciepło i wygodnie, ale wszystko zepsuł ten wiatr. Jednak kiedy chciał wstać i zamknąć okno, aby dalej uciec w krainę snów, poczuł ciężar na swojej talii.

Cały nagle zesztywniał, przypominając sobie, co stało się wczoraj. Spał właśnie z Hyunjinem w jednym łóżku, w dodatku przytulając się. Co prawda fizycznie było mu cudownie, od środka jednak panikował, nie wiedząc, co teraz zrobić. Odsunąć się? Obudzić Hyunjina? Wyskoczyć przez okno?

Lawina myśli przechodziła teraz przez jego głowę, a on nie potrafił odczytać choć jednej. Bał się zrobić cokolwiek. Była to jego pierwsza i bardzo możliwe, że ostatnia taka sytuacja w życiu i choć głęboko w sercu tego żałował, teraz skupiał się na tym, jak z tego wszystkie wyjść bez zażenowania. Choć nie wierzył, że było to możliwe, bo już szczypała go cała twarz razem z uszami.

— Nie wierć się tak, Sung... — jęknął nagle Hyunjin, sprawiając, że teraz Han całkowicie zastygł.

Nieświadomie nawet wtedy poruszał się po łóżku, jednak kiedy ramię Hwanga zacisnęło się na nim mocniej, przyciągając też go delikatnie bliżej, Jisung zapomniał, jak się oddycha. Czuł teraz nie tylko bliskość i ciepło ciała jego trenera, ale także jego spokojny oddech na swojej szyi. Cholera, przecież to nie tylko było nieodpowiednie, ale chyba też nieetyczne! W co on się wpakował?

— J-jak długo nie śpisz? — zapytał cichutko brunecik, kuląc się z zawstydzenia w kulkę.

— Kilka minut — odparł z lekką chrypką, przez co Jisung poczuł, jakby coś się w nim roztopiło i chluptało teraz po całym brzuszku. — Fajna z ciebie przytulanka — rzucił cicho, a Han mógł przysiąc, że uśmiechał się do siebie w ten specyficzny sposób. Czy to normalne, że rozpamiętuje jego specjalny uśmieszek? — Wyspałeś się? — zapytał, nadal ze słyszalną w głosie chrypką, która rozpalała od środka mniejszego chłopca.

— Chyba tak... — odparł jedynie, bojąc się, że Hyunjin wyczuje w jego głosie to, jak bardzo się stresował tą sytuacją.

— Co powiesz na śniadanko po drodze na trening? — zapytał przyjaźnie, póki co jednak przybliżając się jeszcze bardziej do Jisunga, aniżeli wstając z łóżka. Nie pozostawił jednak teraz między nimi żadnej szpary, przylegając do Hana całym ciałem. Nie kłamał, mówiąc wcześniej, że przytulanie go było miłym uczuciem. Był dosłownie jak malutka przytulanka, a czucie, jak drży od jego czułego dotyku, przyjemnie łechtało ego czarnowłosego.

— Bardzo chętnie — praktycznie pisnął, ponieważ Hyunjin zmienił jego umysł w papkę przez te wszystkie czułości. Nie wiedział, co się z nim dzieje i dlaczego Hwang prowadzi to wszystko tak, a nie inaczej. W końcu chyba nie ze wszystkimi kolegami przytula się nocami, prawda? Co tak naprawdę Jisung mógł o tym wiedzieć? Przecież Hyunjin to jego pierwszy przyjaciel.

Czarnowłosy jedynie zachichotał na reakcje Jisunga, uważając to wszystko za niezwykle urocze. Nadal starał się wyprzeć z siebie wszystkie uczucia i nie dopuścić do tego, aby coś między nimi zaiskrzyło, ale nie potrafił sobie odmówić. Przez te kilka dni zdążył bardzo polubić to, jak niewinny i nieświadomy wszystkiego był Han. Uwielbiał też jak na każde miłe słowo i gest rumienił się jak buraczek oraz to, jak mały przy nim był. Coś w nim takiego było, że Hyunjin pragnął po prostu go chronić. Nie wychodziło mu to jednak najlepiej i doskonale wiedział, czyja to wina. Gdyby tylko wcześniej nie zachowywał się jak skończony kretyn, już dawno mogliby się zakolegować. Bo w końcu oficjalnie tym właśnie byli — tylko koledzy.

— Musimy wstawać — westchnął Hwang. Słońce już dawno przedarło się przez okiennice w pokoju Jisunga, rozświetlając wszystkie jego zakamarki.

Pokoik Hana wcale jednak nie był taki mały. Na spokojnie mógłby żyć tutaj razem z Nix i jeszcze nie byłoby im ciasno. Choć może to po prostu wina skromnego umeblowania. Szafa, kilka mniejszych szafeczek, łóżko i biurko. Reszta to tylko wolna przestrzeń. Jednak kiedy namówi Jisunga, aby przygarnął do siebie smoka, wszystko się pewnie zmieni. Te bestyjki potrzebowały tyle sprzętu, żeby utrzymać się je dobrej formie, że mieszkanko bruneta, którego nadal przytulał, miało do tego idealny rozmiar.

Zgodnie ze swoimi słowami, choć niechętnie, Hyunjin podniósł się z łóżka, zabierając ze sobą całe swoje ciepło, przez co Han zatrząsł się troszkę. Chłopiec obrócił się w końcu powoli od ściany, jednak jak szybko to zrobił, tak szybko znów się odwrócił i to jeszcze z głośnym piskiem. Kompletnie zapomniał, że czarnowłosy zdjął koszulę do spania! I teraz jak gdyby nigdy nic stał tam sobie półnagi, chichocząc wesoło przez reakcję mniejszego. W końcu Jisung nie zobaczył niczego czego już nie widział, a ostatnio przyjrzał mu się bardzo dokładnie.

Słyszał za swoimi plecami cichy chichot starszego, który po chwili skończył się ubierać. On jednak nadal się nie ruszył, zaciskając mocno powieki.

— Poczekam na zewnątrz — zapowiedział, podchodząc z powrotem do okna, przez które wszedł dzień wcześniej wieczorem. — Przebierz się i idziemy na trening.

Jisung w końcu zerknął na niego, zauważając, jak ten opuszcza jego pokój. Dopiero wtedy podniósł się z łóżka i czym prędzej przebrał się z piżamy w normalne ubrania. Po całej tej nocy czuł się nieco lepiej i znów był w stanie zaufać Hyunjinowi, i może to właśnie dlatego tak chętnie udał się na trening. Sam wyszedł jednak normalnie, na szczęście unikając kontaktu z ojcem. Bał się, że gdyby ten zauważył coś podejrzanego, jak chociażby śpiącego pod ich domem Szkarłatnika Płomiennego, to ciężko byłoby mu to wszystko wyjaśnić.

Na widok Hyunjina, który istotnie czekał z Kaiem pod jego domem, znów uśmiechnął się szerzej, podchodząc do nich szybko.

— Skoczyliśmy szybko to piekarza — zachichotał, gdy tylko Han doszedł do niego, podając mu wciąż ciepłą bułkę. — Idziemy? — spytał jeszcze, na co brązowowłosy pokiwał głową.

Teraz już w dwójkę udali się spokojnym spacerkiem na arenę. Kai szedł za nimi, machając ciągle ogonkiem i Jisung musiał przyznać, że powoli zaczynał rozumieć, dlaczego Hwang tak mocno kochał to zwierzę. Było już po południu, gdyż słońce górowało wysoko ponad horyzontem, co tylko uświadomiło młodszego w tym, jak długo spali. Ale co miał zrobić, skoro tak przyjemnie spało mu się w uścisku Hyunjina?

W czasie spaceru zaczęli rozmawiać też w końcu o wylocie i samej podróży. Mieli wyruszyć już pod koniec tego tygodnia, a Jisung nie miał tak naprawdę pojęcia o podróżach. Musiał jeszcze nauczyć się latać na Nix, a czasu było naprawdę nie wiele. Hyunjin zapowiedział mu, że sam zajmie się planowaniem tego, bo miał w tym już wprawę, ale Han nadal musiał się przyłożyć do tego, by nawiązać z Nix mocniejszą więź. Czarnowłosy obiecał mu też, że nie musi się o nic bać, bo poza dużym dystansem, podróż powinna być prosta i niewymagająca.

Kiedy doszli do areny, Jisung szybko wszedł do środka, chcąc zobaczyć się z Nix. Może było to głupie, zważając uwagę na to, że jeszcze tydzień temu bał się podejść do jakiegokolwiek smoka, ale jednak naprawdę ją polubił. Od zawsze uwielbiał podziwiać smoki z daleka i uważał je za majestatyczne zwierzęta, ale bał się, że nie jest wystarczająco odważny i godny tego, by zdobyć przyjaźń któregoś z nich. Teraz jednak miał smoka, z którym połączyło go przeznaczenie i zaczynał zastanawiać się, czy może nie dostosować swojego pokoju, by tak jak w wypadku Hyunjina, jego smok mógł spać w pokoju razem z nim, a nie w stajni.

Na widok Jisunga młoda smoczyca również zaczęła machać ogonem. Han szybko otworzył jej boks, następnie drapiąc ją pod pyskiem.

— Cześć — przywitał, uśmiechając się szeroko. — Tęskniłem za tobą.

Wtedy jednak podskoczył, gdyż poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Momentalnie się obrócił, dzięki czemu ujrzał Hyunjina.

— To co? — spytał starszy, cofając swoją dłoń i w zamian unosząc drugą, w której trzymał białą farbę i pędzelki. — Chcesz ozdobić te siodła? — dodał, uśmiechając się może trochę szerzej, niż było trzeba.

Prawdą było, że i Hyunjin nie rozumiał, dlaczego tak bardzo ciągnęło go do Jisunga. Jasne, znał już wcześniej to uczucie ciepła w środku, ale jednak spychał to na boczny tor. W Hanie było coś specjalnego, przez co chciał być blisko niego i sprawiać, że będzie szczęśliwy. Podobał mu się szeroki i przypominający serduszko uśmiech brązowowłosego, który pojawiał się na jego twarzy zawsze w towarzystwie ciepłych rumieńców za każdym razem, gdy Hwang przytulał go lub mówił coś miłego. Jisung był po prostu kompletnie inny od reszty jego znajomych i z każdą chwilą, którą spędzali razem na osobności, coraz bardziej przekonywał się w tym, że był on o wiele lepszą osobą, niż cała reszta wrednych nastolatków z ich plemienia.

— Ty też będziesz malował? — zapytał cicho Jisung, nie będąc pewien co do tego, jak zinterpretować słowa starszego.

Hyunjin wzruszył jedynie ramionami, uśmiechając się szerzej. Nie miał pojęcia, czemu to robił, ale od środka coś kazało mu to zrobić, by uszczęśliwić Jisunga.

— A czemu nie? — odparł. — Umiem nawet trochę malować — dodał dumny z siebie.

Jisung uśmiechnął się jedynie, ruszając w stronę wyjścia z szatni.

— Widziałem rysunki smoków na ścianie — wyjaśnił, przypominając sobie dzień, gdy zawitał do pokoju starszego. — To nie jest tylko trochę.

— Weź, bo się zarumienię — zachichotał Hwang, roztrzepując włosy mniejszego od siebie. W środku jednak naprawdę było mu miło, że ktoś to docenił. Według jego ojca takie malowanie to była jedynie strata czasu i najchętniej spaliłby wszystkie obrazki w pokoju syna. Była to też jedyna rzecz, którą Hyunjin sobie wywalczył, aby została jego własnością, więc naprawdę czuł jak duma go rozpiera. — Jak powiesimy je na płotku, to będzie łatwiej — dodał jeszcze, cały czas uśmiechając się zadowolony, prowadząc za sobą Jisunga i jego smoka.

— Dobrze, wodzu — zaśmiał się cicho Han, podążając za czarnowłosym do miejsca, w którym wczoraj pokazał mu siodło. — Masz pomysł jak je pomalować? — zapytał ciekawsko kilka miesięcy młodszy chłopiec. On sam już od poprzedniego popołudnia myślał jak ozdobić swoje i miał już całą koncepcję.

— Nie wiem, nie wiem... — oznajmił psotnie, podnosząc delikatnie kąciki ust. — A ty? — zapytał przyjaźnie, wychodząc w końcu ze stajni. Siodła ich rozwieszone były praktycznie przy samym wyjściu z niej, więc Hyunjin podał mniejszemu pędzelek, razem z jednym pudełeczkiem farbki.

Nix zaś podbiegła go Kaia, który czekał na zewnątrz, obwąchując go powoli. Teoretycznie były to dwie wrogie sobie rasy, jednak oba smoki nie wyglądały tak, jakby miały sobie skoczyć do gardeł. Nix zdecydowanie czuła, że czerwona bestia przed nią jest alfą na tej arenie, więc nie atakowała go. Kai zaś musiał posiadać coś ze swojego właściciela, bo choć oboje z Nix pochodzili z różnych światów, ewidentnie chciał się nią zaopiekować, chociażby siadając obok niej i obejmując delikatnie ogonem. Przestraszona jednak tym gestem smoczyca odskoczyła od niego, biegnąc zaraz znów do swojego nowego właściciela. Niepocieszony szkarłatnik prychnął jedynie, zostając na swoim miejscu i obserwując.

Obaj chłopcy zaśmiali się jedynie z zachowania ich zwierzaków. Jisung pogłaskał dla uspokojenia Nix po główce, która ufnie wtuliła się w jego dłoń. Dla młodego Hana nadal było to trochę nierealne, że tworzy więź z jakimś smokiem, jednak z każdym dniem się coraz bardziej się do tego przyzwyczajał. Zdawał sobie sprawę z tego, że przed nimi była jeszcze długa droga do perfekcji, jednak nie przejmował się tym. Cieszył się póki co nadal tym, że udało mu się zrobić jakiekolwiek kroki na przód.

— Mali wodzowie przodem — zaproponował Hwang, uśmiechając się przyjaźnie, co Jisung odwzajemnił.

Zagryzł delikatnie wargę, czując na sobie wzrok obu smoków i jeszcze Hyunjina. Delikatnie otworzył swoją farbkę, zamaczając w niej następnie cienki pędzelek. Odetchnął cicho, w końcu stawiając pierwszą kreskę na swoim nowym siodle. Uśmiechnął się delikatnie, z radością stwierdzając, że jest nawet prosta, odrysowując potem kilka kolejnych, aż w końcu powstała tego śliczna śnieżynka. Dumny ze swojej pracy, znów zamoczył pędzel, robiąc dokładnie to samo, tylko że obok. Wkrótce i Hyunjin dołączył do malowania, stawiając bezmyślnie na swoim starym siodle dwie kropeczki i uśmiech.

— Poważnie? — zachichotał lekko rozczulony Han. — Spójrz na swojego smoka — zaśmiał się głośno, podchodząc do Hyunjina. — Wielka i męska bestia! Narysuj mu coś drapieżnego — zaproponował rozbawiony, zmieniając buźkę w mały płomyk.

— Masz rację, tak lepiej — zachichotał, znów roztrzepując włosy Jisunga.

— Hey! — pisnął, poprawiając je od razu. Zapomniał jednak, że ma w ręku pędzel i finalnie skończył z rozwaloną fryzurą oraz pomalowanym policzkiem. — Nie śmiej się! — zawołał oburzony, sięgając szybko twarzy Hwanga, także na jego buzi pozostawiając biały ślad, przez co obaj jedynie głośniej się zaśmiali.

Wrócili zaraz potem znów do malowania, a między nimi nawiązała się luźna rozmowa. Tak naprawdę mówili o wszystkim i o niczym, jednak było to nad wyraz przyjemne. Czuli się komfortowo w swoim towarzystwie i dobrze bawili się, malując razem siodła. Kai nadal siedział w tym samym miejscu, obserwując bacznie Nix, która ogromnie skupiona goniła teraz za motylkiem. Biegła za nim prosto do stajni, jednak zanim zdążyła go złapać, wbiegła prosto w pudełko z farbą, brudząc sobie łapy.

Lekko przestraszona, odskoczyła zaraz jednak skupiając się na czymś innym, a mianowicie śladami jakie zostawiła na trawie. Zafascynowała robiła ich coraz więcej, na co obaj chłopcy zaśmiali się rozkosznie.

— Hey, Nix — zawołał rozczulony Han. — Dawaj łapkę — poprosił, czekając teraz aż smok przetworzy tą komendę. Z lekkim zawahaniem bestyjka podeszła bliżej niego, obserwując co chciał zrobić. Podała mu swoją przednią nóżkę, którą Jisung delikatnie złapał, przykładając potem do siodła. — Grzeczna dziewczynka! — pochwalił ją, podziwiając odcisk łapy jaki zostawiła na swoim siodle. — Teraz każdy będzie wiedział, że jest twoje — zachichotał, gładząc ją znów po głowie.

— Ślicznie ci wyszło — pochwalił go Hyunjin, z uśmiechem przyglądając się siodłu swojego podopiecznego.

— Dziękuję — odparł, lekko się rumieniąc. — Twoje też jest super! — zapewnił, z uśmiechem oglądając obie ich prace. — Zazdroszczę talentu — przyznał, zagryzając delikatnie wargę.

— Bez ciebie by nie wyszło tak fajnie — oznajmił z dumą, klepiąc delikatnie Jisunga po głowie. Znów było to impulsywne, ale nie potrafił się powstrzymać. Coś ciągnęło go do tego chłopca i coraz mniej chciał się temu opierać. Bo czy tak naprawdę istniał sens wypierania się tego uczucia?

...

[5735 słów]

heyka!! mam nadzieję, że rozdział się podobał i jak zwykle zachęcam do komentowania :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top