eight: i'll protect you.

eight:
• i'll protect you •

Tego ranka znów pierwszy obudził się Hyunjin, jak każdego dnia trzymając Jisunga w swoich ramionach. Uśmiechnął się jedynie delikatnie, obserwując jak łagodnie i delikatnie wyglądała twarz młodszego podczas snu — zupełnie jakby prosił się, aby wycałować każdy jej cal. Zresztą, Hwang miał tak z każdym kawałkiem ciała bruneta. Był dla niego tak idealnie malutki i drobny, tak jakby był stworzony do pieszczenia i właśnie to pragnął cały czas robić Hyunjin. Przez te kilkanaście dni chłopiec zupełnie zawrócił mu w głowie, jak jeszcze nikt inny wcześniej (poza Kaiem oczywiście).

Wczoraj nie wylecieli, gdyż było już zbyt późno i każdy musiał odpocząć po wyczerpującej akcji. Każdy spisał się na medal, jednak tego dnia nie mogli zbyt długo się wylegiwać. Dlatego Hyunjin niechętnie i tylko dlatego, że musiał, szturchnął delikatnie Jisunga, czekając, aż się obudzi. Aby umilić mu jednak tą pobudkę, ucałował kilka razy jego czoło i policzki, w końcu mogąc obserwować zaspane, choć nadal tak samo śliczne, duże oczy Jisunga.

— Dzień dobry, śpioszku — zachichotał cicho Hwang, posyłając mu czuły uśmiech. — Niestety musimy wstać — westchnął, chichocząc cicho przez skwaszoną minę mniejszego.

— Nie możemy tu zostać na zawsze? — westchnął cicho, wtulając się mocniej w pierś czarnowłosego. — Nikt nas tu nie zobaczy — wybełkotał sennie.

— Jak wrócimy, to zabiorę cię w kilka innych miejsc, gdzie nikt nie będzie nas podglądał — zapewnił szeptem Hyunjin, gładząc delikatnie talię młodszego, na co ten zamruczał. — Ale żeby tam dolecieć, musimy wstać — przypomniał, znów chichocząc przez niezadowolone dźwięki młodszego.

— Gdybym nie miał kuku na ręku, to bym się odwrócił — burknął obrażony brunet, w zamian wciskając się jeszcze bardziej w objęcia starszego.

Zrezygnowany i niepotrafiący mu odmówić Hyunjin westchnął jedynie, decydując się na jeszcze kilka minut leżenia, by potem samemu wsadzić go na Nix. Swoją drogą, ich smoki także zbliżyły się do siebie podczas tej wyprawy, choć na początku bały się siebie nawzajem. W końcu były to dwa przeciwne żywioły, a teraz tak po prostu Kai przykrywał smoczycę swoim skrzydłem, kładąc swój łeb obok niej. Wyglądali przeuroczo i czarnowłosy zdawał sobie sprawę z tego, że zapewne równie będzie je dobudzić.

Jisung zaś wcale nie wybierał się znów spać. Co prawda nie miał jeszcze ochoty wstawać z prowizorycznego łóżka i odrywać się od ciepłego Hyunjina, ale kilka myśli zaprzątało jego głowę już od wczoraj. Jak to wszystko będzie wyglądało, kiedy już wrócą na wyspę? Coraz ciężej było mu rozstać się z myślą, że nie będzie mógł otrzymywać całusów i przytulasów od Hyunjina, kiedy tylko poprosi (pominął jednak fakt, że byłby zbyt nieśmiały, aby o nie poprosić). Znów będą większość nocy przesypiać sami, a jedyny wspólnie spędzony czas, który nie będzie się wydawał podejrzany, będzie na prywatnych treningach. Ale co jeśli jego ojciec stwierdzi, że już mu wystarczy i każe mu wrócić do grupy? Tego nie potrafił sobie wyobrazić.

Z drugiej strony przy Hyunjinie nadal wariował. Nie potrafił sam nic zainicjować oraz bał się prosić o czułości. To w zasadzie była jego pierwsza bliska relacja z innym człowiekiem, a wcześniej nawet nie myślał o tym, jak to wszystko może wyglądać, bo w sumie nie wiedział, jak spędzają czas zakochani. Są jak przyjaciele i całują się od czasu do czasu? Rozmawiają tylko ze sobą i zapominają o całym innym świecie? Czy może wcale nie rozmawiają i jedyne, co robią, to kleją się do siebie na każdym kroku? Zdecydowanie potrzebował treningu w byciu w związku. Problem tkwił w tym, że zapytać się o to bał się jeszcze bardziej niż proszenia o buziaka.

— Naprawdę musimy wstać, jeśli chcemy zdążyć do wieczora — wyszeptał mu do ucha Hwang, pocierając znów talię chłopca. — Obiecuję, że wyśpisz się jutro — dodał, cmokając skroń chłopca.

— W porządku — westchnął jedynie mniejszy, odrywając się w końcu od ciepłej piersi czarnowłosego. — Pomożesz mi wstać? — zapytał jeszcze cichutko.

Hyunjin jedynie ochoczo pokiwał głową, samemu podnosząc się już z ziemi. Podał młodszemu dłoń, podciągając go stania, tylko po to, aby w tej samej chwili znienacka przyciągnąć go do siebie i mocno pocałować, tłumiąc przy okazji głośny pisk zaskoczenia bruneta. Objął go w talii, przyciskając jeszcze bliżej do siebie, tym samym sprawiając, że Jisung musiał zadrzeć swoją głowę w górę, aby móc dalej oddawać jego buziaka.

— Takie małe śniadanko — rzucił po chwili Hwang, uśmiechając się psotnie do niższego. Uwielbiał jak w oczach Jisunga widział jak bardzo to wszystko mu się podobało, choć sam się jeszcze do tego nie przyznał. Hyunjin był jednak cierpliwy i zamierzał atakować Hana co jakiś czas właśnie w ten sposób, aby w końcu się oswoił.

— Jesteś głupi — pisnął jedynie, uderzając delikatnie w jego pierś. Policzki Hana jednak nadal były ogniście czerwone, co jednoznacznie zasugerowało starszemu to, że podobała się mu jego mała niespodzianka.

Po zjedzeniu faktycznego śniadania, dokładnym spakowaniu się i zabezpieczeniu smoczego kwiatu, w końcu wyruszyli z wyspy. Jisung musiał przyznać, że miał co do tego mieszane uczucia. Jasne, zaznał na tej wyspie niemalże traumy przez tego cholernego smoka, ale naraz przeżył tu chyba najlepsze chwile swojego życia. Całowanie Hyunjina było spełnieniem wszystkiego, czego pragnęło jego serce i ani trochę nie chciał porzucać swobodnej możliwości robienia tego. W końcu doskonale wiedział, że gdy wylądują na Averoyi, to wszystko się skończy — nie będzie mógł zasypiać codziennie w ramionach Hyunjina, gdzie czuł się najbezpieczniej, nie będzie mógł trzymać go za dłoń podczas spacerów, nie będzie mógł go całować, gdy tylko będzie tego chciał i cały czas będzie musiał się pilnować, by nikt przypadkiem nie domyślił się, co ich łączyło. Czuł się trochę, jakby wylatywał z raju, by wrócić do koszmaru, jakim był jego ojciec i inni rówieśnicy.

Lot na szczęście minął im spokojnie. Zdążyli porozmawiać o wielu mniej istotnych rzeczach, śmiać się razem z głupich żartów Hyunjina i dyskutować na temat dalszych treningów. Co ważniejsze, porozmawiali też o tym, jak będzie wyglądać teraz ich relacja — czarnowłosy bowiem obiecał, że postara się dbać o młodszego jak najlepiej potrafił. Oboje doskonale wiedzieli, że będzie to ciężkie, ale gdy Hwang przysiągł, że postara się zakradać do sypialni niższego jak najczęściej, by móc utulić go do snu, a rano zatonąć w przyjemnych pocałunkach, Jisungowi nieco ulżyło. To wszystko wydawało się tak nierealne, ale jednak dziecięce serce Hana zdołało uwierzyć nadziei, że to wszystko się uda.

Kiedy na horyzoncie ukazała się Averoya, serce Jisunga ścisnęło się ze stresu. Hyunjin co prawda obiecał, że nie piśnie ani słowa o wpadce ze smokiem i o jego ranie, jednak brązowowłosy nadal stresował się, że wciąż nie spełni oczekiwań ojca. Nie wiedział lecz o tym, że Hwang planował przypisać mu wszystkie zasługi, by ten w końcu mógł uwolnić się od nienawiści ojca. Sam zaznał już uczucia, jakim była duma rodziców, bo w końcu poszedł w ślady ojca i tak jak on został treserem smoków. Jisung jednak przez całe życie był popychadłem, na którym wódz wyładowywał swoją nienawiść. Czarnowłosy po prostu tak bardzo chciał, by wódz uznał Jisunga za godnego objęcia w przyszłości jego roli i ta sytuacja wydawała się być idealnym punktem zwrotnym.

Nim zaczęli schodzić do lądowania, Hyunjin ostatni raz uśmiechnął się do młodszego z nich.

— Będzie dobrze, Sungie — obiecał, próbując wesprzeć go jakoś na duchu. — Uwierz mi.

Jisung odwzajemnił jedynie jego uśmiech, skupiając spojrzenie z powrotem na wyspie. Gdy zaczęli schodzić do lądowania, zauważył, że w miejscu, z którego zawsze startowały smoki, zebrała się naprawdę duża grupa ludzi, może nawet całe ich plemię. Jednak gdy zniżyli się jeszcze bardziej, zdołał w tym tłumie ujrzeć swojego ojca. A kiedy nareszcie wylądowali, tłum zaczął wiwatować. W tym momencie serce brązowowłosego zrobiło fikołka w piersi, a on nerwowo spojrzał w kierunku Hyunjina, jakby chciał spytać, co miał teraz robić. Hwang wskazał jedynie głową na torbę przywieszoną do siodła Nix, co Han szybko zrozumiał. No tak, smoczy kwiat.

Drżącymi od stresu dłońmi sięgnął do torby po smoczy kwiat, następnie wyciągając roślinę. Czując przypływ adrenaliny, uniósł kwiat wysoko w górę, nieświadomie się uśmiechając, gdy tłum zawył jeszcze głośniej, niż wcześniej. Udało się im! Zrobili to!

Już nieco pewniej, poniekąd dzięki buzującej w nim adrenaliny, zsunął się z Nix, następnie czekając, aż Hyunjin zrobi to samo. Dopiero gdy oboje stanęli już na ziemi, skierowali się w kierunku stojącego pośrodku tłumu wodza. Niewielki uśmiech nadal gościł na jego twarzy, kiedy stanęli przed wodzem, obok którego stał również ojciec Hyunjina. Historia zatoczyła koło i tak jak ich ojcowie kilkanaście lat temu wrócili do domu wraz ze smoczym kwiatem. Nagle wszystkie jego zmartwienia dotyczące wpadki ze smokiem i raną zniknęły, a on pierwszy raz w życiu uwierzył, że jego ojciec może naprawdę będzie z niego zadowolony.

— Witaj, synu — przywitał się, mimowolnie spoglądając jednak na dłonie Jisunga, w których trzymał kwiat, zamiast w jego oczy. — Witaj, Hyunjinie — dodał, spoglądając na stojącego obok chłopaka. — To zaszczyt przywitać was z powrotem ze smoczym kwiatem na dłoniach. Jestem z was naprawdę dumny — oznajmił, wyciągając dłonie przed siebie, by odebrać kwiat z rąk swojego syna.

Jisung zamarł, patrząc na swojego ojca z szeroko otworzonymi oczami. Nie miał pojęcia czy się przesłyszał, czy może miał omamy lub nadal śnił. To co powiedział jego ojciec, było dla niego kompletnie nierealne, nawet nie mógł w to uwierzyć. I nawet kiedy jego ojciec już odszedł, aby pokazać reszcie zgromadzonych ich zdobycz, on stał w tym samym miejscu z rozdziawioną buzią. Dopiero kiedy Hyunjin poklepał go po ramieniu i odwrócił w dobrym kierunku, nieco oprzytomniał. Uśmiechnął się szeroko, słysząc i widząc przed sobą wiwatujący tłum. Prawdziwa duma wypełniła go jednak dopiero, kiedy ujrzał w tłumie skwaszoną minę Felixa. Dla tego widoku z pewnością dałby się przedziurawić jeszcze raz.

Oczy Hyunjina zaś skupione były teraz tylko i wyłącznie na Jisungu. Jego serce radowało się, widząc go tak szczęśliwego i spełnionego. Kamień spadł też z jego serca, kiedy mógł w końcu przyznać, że dopiął swego i sprawił, że Han nareszcie zaznał szczerej dumy od ojca. W końcu jego słoneczko było szczęśliwe.

— I z dumą pragnę rozpocząć jutrzejszy festyn na cześć naszej bogini Aladei — zakończył swoją przemowę wódz, odwracając się następnie do nich. — Do zobaczenia w domu, Jisung — dodał jeszcze, następnie odchodząc razem z tłumem, na odchodne poklepując też ramię Hyunjina.

Kiedy wszyscy już wyszli, a chłopcy upewnili się, że zostali sami ze smokami, w końcu oddali upust swojej radości. Jisung czym prędzej i z głośnym piskiem rzucił się na szyję Hwanga, przytulając go najmocniej jak umiał, a czarnowłosy nawet nie próbował protestować, oddając czułość. Sam zresztą uśmiechał się teraz jak głupi, nie potrafiąc przestać, przez co trudniej było mu teraz ucałować czubek głowy Hana.

Smoki wydawały się być tak samo szczęśliwe, ganiających teraz za sobą w kółko, co chwila też liżąc nawzajem swoje pyski. Kto by pomyślał, że ich dwóch tak bardzo się polubi?

W końcu jednak emocje poniosły też i Jisunga, który przyciągnął nagle wyższego do swoich ust. Co prawda musiał ustać na palcach, ale to tylko spowodowało, że serce Hyunjina roztopiło się, a uścisk na talii chłopca się zacieśnił. Coraz bardziej przywiązywał się do tego słodkiego brunecika i nawet gdyby chciał, nie potrafił tego powstrzymać. Zbyt dobrze czuł się, trzymając go w ramionach i dbając jak o największy skarb. Jedyne czego się bał, to zazdrość swojego smoka. Póki co jednak zauważył, że i Kai oczy miał skierowane na kogoś innego, co wcale mu jednak nie przeszkadzało.

Po jakimś czasie oderwali się od siebie, dysząc ciężko. Nadal uśmiechy nie potrafiły zejść im z twarzy, a oczy świeciły z radości. Stali by tak jeszcze pewnie dobrych kilka minut, wgapiając się w siebie i szczerząc, gdyby nie Nix, która wbiegła między nich, pyskiem zaczepiając ciało Jisunga, który od razu się roześmiał.

— Nikt nie podziękował mojej księżniczce? — zachichotał Jisung, udając dźwięki bólu, jednocześnie też teatralnie unikając uderzeń. — Wściekły smoczek, domaga się nagrody — zarechotał i najdelikatniej jak umiał oddawał ciosy, bawiąc się w ten sposób ze smokiem. — Musisz o nią walczyć! — zawołał rozbawiony, piszcząc chwilę później z zaskoczenia, kiedy Nix uniosła się na dwie tylne łapy, podnosząc tym samym Jisunga ponad ziemie. Chłopiec teraz jedynie chichotał głośno, trzymając się kurczowo szyi smoczycy, która prowadziła go na brzeg wyspy. — Nix, no co ty?! — pisnął teraz przerażony, wisząc nad przepaścią, patrząc na smoka, który rechotał wesoło. — Nie wolno się znęcać nad rannym! — zawołał, jednak w tym samym momencie biały smok zawrócił się, delikatnie rzucając Jisungiem o ziemie, aby potem położyć się między jego nogami, pyskiem przytrzymując go przy ziemi. Han jedynie znów zachichotał, gładząc teraz spokojnie jej główkę. — Ładnie to tak znęcać się nad tatą jak ma kuku? — zapytał rozbawiony, jednak w odpowiedzi dostał jedynie kilka liźnięć po twarzy. — Ew, Nix! Będę się cały kleił! — wrzasnął, strzepując całą maź na pysk smoka, z radością wsłuchując się w jej rechot. — Czyli wygrałaś? I co ja mam ci dać teraz za nagrodę, hm? — zapytał z uśmiechem, nadal z radością głaszcząc pysk szablołuskiej. — Hmm, chyba wiem — oznajmił zadowolony. — Co powiesz na super ekskluzywne mieszkanko w moim pokoju? — zapytał podekscytowany, zamiast odpowiedzi znów dostając jedynie mokry język na twarzy. — To chyba znaczy tak — zachichotał, teraz nawet się nie opierając czułościom smoka.

Hyunjin przez cały czas przyglądał się scenie miłości przed nim, ciągle uśmiechając się jak głupi. Z każdą chwilą coraz bardziej upewniał się w tym, że przepadł bez powrotu w uczuciu, którym darzył Jisunga. Nie umiał oderwać wzroku od jego szczęśliwej i uśmiechniętej twarzy, samemu przez to szczerząc się od ucha do ucha.

— Jesteście przesłodcy — skomentował, również kucając, żeby też podrapać Nix za uchem. — Powinniśmy iść do medyka, Sung. Musi zobaczyć tę ranę — wyjaśnił łagodnym tonem.

Jisung przełknął nerwowo ślinę. Dobrze wiedział, że Hyunjin miał rację i to profesjonalista musiał zająć się jego raną, ale przerażała go myśl, że wtedy wiadomość o tym, że misja wcale nie wyszła tak bezbłędnie, mogła pójść dalej w świat. Pierwszy raz w życiu zaznał dumy ojca i naprawdę nie chciał, by wszystko obróciło się przeciwko niemu.

— A jeśli wtedy wszyscy się dowiedzą, że zawiodłem? — spytał cicho. Nix odsunęła się też od niego, dzięki czemu podciągnął się do siadu, spoglądając w oczy starszego.

— O to ja już zadbam — obiecał, roztrzepując włosy niższego. Tak bardzo uwielbiał to robić. — Chodź — dodał, wstając i wyciągając dłoń do Hana, by pomóc mu uczynić to samo.

Jisung istotnie ujął dłoń starszego, następnie razem z nim udając się w kierunku chatki, w której mieszkał plemienny medyk. Musiał niestety puścić dłoń starszego, gdy tylko weszli pomiędzy budynki, ale póki Hwang był obok, czuł się pewnie. Już zdążył się przekonać, że Hyunjin był jak tarcza, która broniła go od zła.

Po kilku minutach spaceru istotnie doszli do znajomej Jisungowi chatki. Zawsze był niezdarny i zdarzyło już mu się w życiu, że ojciec ze wstydem wymalowanym na twarzy prowadził go do właśnie tego domu. Dlatego też gdy stanęli przed drzwiami, schował się za Hyunjinem, patrząc, jak ten zaczyna uderzać delikatnie o drewnianą powłokę. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich pojawiła się dobrze znana młodszemu postać.

— Dzień dobry — przywitał się Hyunjin. — Zastaliśmy Sanę?

To pytanie wystarczyło, by Jisung domyślił się, co planował Hyunjin. W ich wiosce panował zwyczaj, że dzieci przejmowały zawód swoich rodziców i właśnie dlatego Han wiedział od zawsze, że będzie musiał zostać wodzem i właśnie dlatego Hwang również został treserem smoków. Dokładnie to pozwoliło mu zgadnąć, że czarnowłosy prowadził go do Kang Sany, która na pewno była bardziej dyskretna od jednego z przyjaciół jego ojca.

— Jest, jest — odpowiedział stojący w drzwiach mężczyzna. — Zawołać ją? — spytał.

— Nie, nie — odparł od razu czarnowłosy. — Wejdziemy, jeśli można.

Pan Kang już nic nie odpowiedział, a jedynie przesunął się, pozwalając im wejść. Hyunjin chwycił dyskretnie nadgarstek młodszego, następnie pociągając go w kierunku, jak zgadywał, pokoju Sany. Jisung kojarzył ją z treningów grupowych, co prawda nie należała do tych, którzy wiedli prym w gnębieniu go, ale widział ją w tłumie. W końcu jednak stanęli przed drzwiami i Hwang jeszcze raz zapukał, a po chwili ukazała się w nich niezbyt wysoka dziewczyna.

— Hyunjin? — rzuciła, gdy tylko zrozumiała, kto przed nią stał. — Co ty tu robisz? — dodała, marszcząc brwi, gdy po chwili ujrzała stojącego za starszym Jisunga.

— Mam do ciebie prośbę — odpowiedział jedynie. Dziewczyna przesunęła się, pozwalając ich dwójce wejść do środka. — Tylko obiecaj mi, że nikomu nie powiesz. Jesteś mi to winna.

Mina dziewczyny nadal była zadziwiona. Usiadła jednak na łóżku, czekając na dalsze wytłumaczenia od Hyunjina. Jisung postanowił jednak nie dopytywać, za co winna była Hwangowi przysługę, choć musiał przyznać, że wzbudziło to w nim ten nieprzyjemny rodzaj ciekawości.

— O co chodzi? — spytała jeszcze.

— Na wyspie dopadł nas Ostrokolczasty — wytłumaczył w końcu Hyunjin. — Mogłabyś zerknąć na ranę Jisunga i porządnie ją opatrzyć? Tylko tak, by nikt się nie dowiedział.

Mina dziewczyny jakby automatycznie złagodniała. Jisung co prawda nie miał pojęcia dlaczego, jednak Sana ujrzała w oczach starszego z nich to, jak bardzo zależało na tym czarnowłosemu. Gdy byli jeszcze dziećmi, przeszli przez niedojrzały związek, toteż wiedziała, jaki był Hyunjin — skryty i zamknięty w sobie, jednak lojalny i zawzięty, jeśli chodziło o coś, co było dla niego ważne. Dlatego też pokiwała szybko głową, wstając z łóżka.

— Usiądź sobie na łóżku — zwróciła się do Jisunga, uśmiechając się też łagodnie. — Rozbierz co trzeba. Idę po wszystkie potrzebne rzeczy, zaraz wrócę — zapowiedziała.

Kiedy tylko dziewczyna opuściła pokój, Hyunjin stanął przed Jisungiem, układając dłonie na talii młodszego. Uśmiechnął się delikatnie, próbując jakoś wesprzeć Hana, gdyż wiedział, jak bardzo ten wstydził się rozbierania przed innymi.

— Mogę? — spytał, układając dłonie na koszuli młodszego. Jisung pokiwał jedynie głową, czując, jak jego policzki robi się kompletnie różowe. — Nie musisz się wstydzić, słońce. Będę cały czas obok. Sana szybko przemyje i opatrzy ranę — obiecał.

— W porządku... — zgodził się cichutko, pozwalając Hyunjinowi go rozebrać. Słowa czarnowłosego podbudowały go nieco na duchu, jednak nadal wstydził się swojego ciała. Tym bardziej, że Sana będzie kolejną osobą, która zobaczy jak słaby naprawdę był.

Hwang za to pocałował znów czubek jego głowy, spokojnie zaczynając odpinać guziki koszuli bruneta. W zasadzie to mały uśmiech sam pojawił się na jego twarzy, kiedy widział przed sobą całego zaczerwienionego chłopca, z ciałem tak drobnym i delikatnym, że aż prosiło się o pieszczenie. Jisung dla niego był tak cholernie niewinny, że czuł się niemal źle z tym, jak materiałowo go teraz oceniał. Niemal, ponieważ kusiło go to aż za bardzo, aby poczucie winy to stłumiło. Pragnął całować i dotykać jego nieskazitelnej skóry, która pod opuszkami jego palców wydawała się teraz miększa od najlepszej wełny. Chciał szeptać mu jak bardzo go pociąga i jak cholernie mu się podoba, ale wiedział, że musiał się powstrzymać. W końcu nie uśmiechało mu się skończyć ze stojącym na baczność penisem w środku pokoju lekarza. Tym bardziej, że to jego była...

Pozwolił sobie więc jedynie na ponownego buziaka w czoło chłopca, odchylając koszulę jedynie z jego ramienia, aby oszczędzić mu więcej wstydu. Opatrunek, który mu wcześniej założył, splamił się już trochę krwią, jednak na jego oko nie wyglądało to tragicznie. Wolał jednak więcej w to już nie interweniować, aby przez przypadek nie zrobić swojemu ukochanemu krzywdy.

— Już jestem! — oświadczyła Sana, wchodząc do pokoju, cała obładowana bandażami, wacikami i jakimiś podejrzanie wyglądającymi butelkami.

Jisunga trochę przeraził ten widok, jednak miał nadzieję, że nikt tego nie zauważył. Dobrze znał ból oczyszczanej rany i okropnie bał się tego, jak to ogromne draśnięcie może go piec. Nie mógł jednak nic zrobić, a to powoli wprowadzało w jego ciele panikę.

Rudowłosa za to spięła swoje włosy w kitkę, przygotowując się do badania. Najdelikatniej jak potrafiła, odwinęła na szybko zawinięty bandaż Hyunjina, sama krzywiąc się, przez to jak skrzepnięta krew poprzyklejała się do materiału. Nie zwracała jednak w ogóle uwagi na łzy w oczach Jisunga, który miał ochotę po prostu uciec stamtąd. Może i zachowywał się jak dziecko, ale potwornie bał się bólu.

W końcu jednak ujrzała dość sporą ranę na przedramieniu Hana. Przyjrzała się jej z każdej strony, sięgając w końcu po mały, okrągły ręczniczek, wylewając na niego zawartość jednej z butelek. Nie ostrzegła Jisunga przed jej kolejnym ruchem, przyciskając nasączony materiał do jego rany. Chłopiec wtedy załkał cicho, jakby instynktownie łapiąc Hyunjina za dłoń. Starszy pozwolił mu ściskać ją ile tylko chciał, byle tylko jego maleństwo nie cierpiało tak mocno, jak pokazywała jego mina i zapłakane oczka.

— Nie trzeba szyć — oznajmiła, klepiąc Jisunga po ramieniu. — Ale blizna zostanie — dodała, sięgając bo czysty bandaż, aby znów owinąć jego biceps. — Ale co to za wiking bez blizny, no nie? — zachichotała cicho, zawiązując dwie kokardki na końcu. — Zmieniaj opatrunek co dwa dni, dopóki krwawienie się nie uspokoi. I staraj się spać na drugim boku — dodała z uśmiechem, sprzątając swoje stanowisko pracy. — Mam cukierki dla dzielnych pacjentów, jeśli chcesz... — oznajmiła, uśmiechając się do niego ciepło. Może i sama uważała, że nie tak powinien prezentować się ich przyszły wódz, ale tak jak Hyunjina, urzekł ją ten słodki chłopiec.

— Dziękuję... — bąknął nieśmiało Jisung, zapinając od razu swoją koszulę. — I poproszę cukierka... — dodał speszony, rozczulając i Hyunjina i Sanę.

— Jakby coś się działo z raną, to przychodź śmiało — dodała jeszcze rudowłosa, podając młodszemu karmelki z miski na blacie obok. — Z tego co widziałam, nie doszło do zakażenia jadem, więc miałeś dużo szczęścia — zachichotała, sama też częstując się cukierkiem. — Przed zmianami opatrunku umyj to zwykła wodą i nie przestrasz się, jak oprócz krwi będzie leciało takie żółte i śmierdzące — dodała wesoło, widząc, że Jisung nadal jest trochę oszołomiony i przestraszony. — Postaraj się też jeść trochę więcej i to chyba tyle z zaleceń — westchnęła, milcząc na moment, aby upewnić się w głowie, czy o niczym nie zapomniała.

— Naprawdę dziękujemy, Sana — rzucił z wdzięcznością Hwang, posyłając jej uśmiech. — Bardzo nam pomogłaś — dodał, roztrzepując też czule włosy Jisunga, aby go rozluźnić  — Tylko, um, pamiętaj, że obowiązuje cię tajemnica lekarska... — mruknął cicho. Naprawdę nie chciał sprowadzać na swojego ukochanego więcej kłopotów, a gdyby któryś z jego uczniów się tego dowiedział, oboje mieliby przechlapane.

— Buzia na kluczyk — zapewniła go, wykonując przy ustach gest zamykania drzwi. Hyunjin uśmiechnął się jedynie wdzięcznie, następnie żegnając się z dziewczyną. Musiał w końcu jeszcze dziś pomóc przygotować Jisungowi legowisko dla Nix.

Szybko opuścili dom medyka, na szczęście nie napotykając się po drodze na ojca Sany. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, Hyunjin stanął przed niższym chłopcem, chcąc przedstawić mu swój plan na resztę tego wieczora.

— Chcesz teraz przegotować posłanie dla Nix u siebie? — spytał, naprawdę podekscytowany tym pomysłem. Uwielbiał spędzać czas ze smokami, a teraz również i z Jisungiem, a gdzieś w środku miał nadzieję, że dzięki temu uda mu się zostać na noc.

— Z miłą chęcią — odpowiedział szybko, samemu uśmiechając się szeroko przez to, jak oczy starszego zaczęły błyszczeć się od ekscytacji. To było dla niego niesamowite, że z każdym dniem ich bliższej znajomości coraz łatwiej dostrzegał towarzyszące czarnowłosemu uczucia i to, jak na różne sposoby je przejawiał.

— To skoczę do stajni po trochę siana i inne potrzebne rzeczy — oznajmił. — Możesz iść ze mną albo już do domu i poszukać jakiś starych koców — dodał.

Jisung odpowiedział jedynie, że pójdzie już do domu, by nie marnować czasu. Oba smoki pobiegły jednak za Hyunjinem, który obiecał im dać w nagrodę za długi lot kilka ryb. Brązowowłosy uśmiechnął się jedynie szeroko, następnie obracając się i kierując się do chaty wodza, która znajdowała się w centrum wioski. Na początku przerażało go nieco to, jak dobrze Hwang dogadywał się ze smokami, jednak teraz musiał przyznać, że było to całkiem rozkoszne.

By dojść do domu od chaty medyka, która znajdowała się na obrzeżu wioski, gdyż przy niej rósł spory ogródek z ziołami, musiał przejść przez kilka węższych uliczek. I kiedy przechodził przez jedną z takich ścieżek, ujrzał na swojej drodze grupkę nastolatków. Jego serce zatrzymało się na moment, gdy zdał sobie sprawę z tego, że to był nikt inny, jak Felix i reszta dzieciaków, która poniżała go podczas treningów. Tylko nie to.

Nie mając za bardzo wyboru, ruszył przed siebie, starając się trzymać głowę w górze. Już chwilę później sylwetki wszystkich stojących mu na drodze osób stały się wyraźniejsze, a on zrozumiał, że to nie może skończyć się dobrze.

— No proszę, nareszcie możemy pogratulować naszej księżniczce — rzucił stojący na czele grupy Felix. O Thorze, jak on nie znosił tego dupka. — Odegrałeś rolę życia przed wodzem — prychnął, zaglądając ręce na piersi.

Jisung przełknął nerwowo ślinę, czując, jak mocno jego serce biło w piersi ze strachu. Dlaczego zawsze, gdy było już dobrze, musiało spotkać go coś takiego?

— O co wam chodzi? — odparł, starając się utrzymać jak najstabilniejszy głos. — Nawet gdy wykonam misję, to i tak musicie się czepiać?

Tym razem prychnęła jedna z dziewczyn, Chani, równając się z Felixem.

— Serio myślisz, że ktoś uwierzy w tą bajkę, że sam zdobyłeś smoczy kwiat? — zapytała, chociaż nie czekała na odpowiedź. — Jesteś taką beksą, że nawet oswojonego smoka bałeś się nakarmić, a co dopiero zabrać smoczy kwiat — dodała.

— Mogę się założyć, że Hyunjin odwalił za niego całą robotę — wtrącił się Seungmin. — Znalazł i zerwał kwiat, a następnie dał jemu, by szybciej pozbyć się go z treningów.

— Dosłownie, nie mam pojęcia, czemu Hyu tak przy nim zmiękł — stwierdził Lee. W tym momencie Jisung zaciskał już z całej siły szczękę, próbując się nie rozpłakać. Dlaczego, dlaczego zawsze jego spotykały takie sytuacje? Co złego zrobił, że świat musiał się na nim mścić? — Pewnie lituje się nad tobą tylko dlatego, że ojciec mu kazał. Chyba nie myślałeś, że Hyunjin naprawdę cię polubił, co? Jesteś na to zbyt żałosny — prychnął. — I co? Popłaczesz się teraz, bo naszej małej księżniczki nie ma kto uratować? — dodał, ewidentnie widząc, jak w kącikach oczu niższego zbierają się łzy.

Jisung zrobił krok w tył, próbując jakoś uciec z tej sytuacji. Jego serce ściskało się z bólu i strachu, a obraz był zaszklony przez łzy. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego znów go to spotykało? W końcu był szczęśliwy, mogąc zaznać dumy ojca i Hyunjina, ale ta banda idiotów musiała przyjść i wszystko zepsuć. Co on im zrobił, że musieli go poniżać? Nigdy nie powiedział na nich nawet na nich złego słowa, a ci i tak traktowali go jak najgorszego śmiecia.

I kiedy już myślał, że usłyszy kolejną falę obelg ze strony grupy nastolatków, gdyż zdołał dostrzec, jak Lee otwiera usta, jego plecy zetknęły się z czyimiś plecami. Przestraszony obrócił się, jednakże tak bardzo mu ulżyło, gdy zrozumiał, że był to Hyunjin. Starszemu z kolei wystarczyło jedno spojrzenie na stojącą przed nimi grupkę nastolatków, a następnie na zaszklone oczy młodszego, by zrozumieć, co tu się działo.

— Co wy, kurwa, odpierdalacie? — zapytał surowym głosem i nie ciężko było zauważyć, że się wkurzył. Jisung z kolei nieświadomie mocniej wcisnął się w plecy starszego, tylko tak nareszcie czując się bezpiecznie.

— Tylko gadamy sobie z naszą księżniczką — rzucił Lee, udając, że kompletnie nie wzruszył go ostry ton wyższego. — Musi znać swoje miejsce — zarechotał, na co pozostała grupka mu zawtórowała.

— Zatrzymaj tą karuzele śmiechu — zaśmiał się cynicznie Hwang, patrząc na nich wściekłe. Cały się gotował i mógłby przysiąc, że gdyby miał przy sobie Kaia, już dawno rozważałby spalenie ich. — Nudzi wam się, że zaczepiacie słabszych? Czterech na jednego to faktycznie w chuj odważne — zaklął, mierząc ich wzrokiem. Byli po prostu żałośni.

— Spokojnie, Hyu — bąknęła lekko przestraszona Chani. — To tylko żarty... — dodała cicho, kuląc się w sobie, kiedy ten tylko na nią spojrzał.

— Uśmieliśmy się z Jisungiem po pachy, naprawdę — odparł sarkastycznie, piekląc się jeszcze bardziej, kiedy czuł jak bardzo jego kruszynka się trzęsie ze strachu. — Uciekajcie stąd, zanim się wkurwię. I nie myślcie, że jutro na treningu będzie spokojnie — syknął, obserwując już jedynie jak cała grupka ucieka w popłochu w przeciwległą uliczkę. — To mi przyjaciele — prychnął do siebie cicho, odwracając się też w końcu do Jisunga. — Wszystko w porządku, kochanie? — wyszeptał spokojnie, a jego mina od razu złagodniała.

— Teraz już tak... — wyjąkał, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Był mu wdzięczy, jednak słowa Felixa odbijały się w jego głowie jak przekleństwo. Co jeśli miał rację i Hyunjin jedynie się nad nim litował? — Dziękuję... — dodał słabo, pociągając jeszcze nosem.

Czarnowłosy westchnął jedynie ciężko, domyślając się jak okropnie krzywdzące mogło być to spotkanie dla Hana. Nie słyszał tego co mu mówili, ale nawet na treningu nie zdołali wywołać w Jisungu takiej paniki, co jeszcze bardziej podnosiło mu ciśnienie. Na jutrzejszym treningu na pewno zrobi im prawdziwe piekło.

Teraz jednak musiał zadbać o swoje wystraszone pisklę, które niestety nadal trzęsło się ze strachu. Westchnął cicho, rozglądając się w około. Ulica była pusta, jednak w oknach domów dało się zauważyć kilka osób. Niestety nie mógł tak ryzykować, mimo że nie patrzyli oni w ich stronę. Ułożył jedynie dłoń na plecach Jisunga, gładząc go delikatnie.

— Jak dojdziemy do ciebie, to obiecuję, że ci to wynagrodzę — wyszeptał, uśmiechając się do niego słabo. — Dasz radę iść? — zapytał jeszcze, gdyż chłopiec nadal był cały zapłakany i przerażony. Gdyby nie miał w rękach rzeczy do legowiska i tyłu gapiów na około, już dawno wziąłby go na ręce i sam zaniósł do domu. Jisung nadal milczał, jednak pokiwał głową na potwierdzenie, praktycznie od razu ruszając z miejsca.

Jego stan i małomówność niepokoiły trochę Hyunjina, ale niewiele mógł tak naprawdę zrobić w tej chwili, choć chciał. Liczył tylko na to, że jak zrobi mu w domu ciepłe kakao i uspokoi go przytulasami i buziakami, to Jisung w końcu się otworzy.

Sam brunet zaś czuł jednocześnie poczucie winy przez to jak olał teraz swojego ukochanego, jednak z drugiej strony nadal w jego głowie tworzyły się najgorsze scenariusze co do Hyunjina. Panika wzrastała w nim, kiedy tylko pomyślał, kim tak naprawdę mógłby dla niego być. Może tylko zakładem lub zwykłym żartem? Może faktycznie tylko zrobiło mu się go szkoda i był przy nim z litości? A może chciał go tylko wykorzystać, a potem brutalnie zostawić? Jisung choć chciał, aby było mu to obojętne, już dawno zbyt mocno zauroczył się w starszym koledze, żeby teraz sobie odpuścić i go od siebie odciąć. Może i było to masochistyczne, ale pocieszało go to, że choć na chwilę mógł zaznać jakichkolwiek czułości.

— Jesteśmy — oznajmił Hwang, stając przed drzwiami domu wodza, który na szczęście teraz załatwiał sprawy w wiosce. — Idź poszukać tych kocyków dla Nix, a ja zrobię nam coś ciepłego do picia, dobrze? — zapytał łagodnie, na co Han znów jedynie pokiwał głową. Odłożył swoje rzeczy na stół i zanim jednak brunet zdążył odejść, Hyunjin przyciągnął go do siebie, aby móc ucałować jego czoło i przytulić choć na chwilę. — Uważaj na siebie, Jisungie — poprosił tylko, wiedząc, że zapewne musiał on wejść na strych lub do piwnicy po potrzebne rzeczy.

I w końcu, kiedy już wypuścił go z ramion, zabrał się za kakao dla ich obu. Wlał do małego garnuszka mleko, podstawiając go nad ogień w palenisku, które ówczesnej przygotował. Znalazł dwa kufelki i o dziwo dość pokaźną kolekcję czekolady. Chyba nie tylko Jisung kochał słodkości...

W końcu jednak mając przygotowane napoje dla nich, biorąc także pod pachy to, co przyniósł ze stajni, poszedł na górę do pokoju mniejszego Hana. Nadal był tu taki sam nieporządek jak za każdym razem jak tu był, jednak ani trochę mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie — uważał to za urocze i pasujące do Jisunga. Nie wiedział jednak, że w myślach chłopca panował teraz podobny bałagan, jak w jego sypialni.

Kiedy Jisung w końcu dotarł do pokoju, Hyunjin znad sterty koców na ramionach młodszego ujrzał na jego twarzy smutek. Sam odłożył kubki na stolik nocny, szybko zabierając koce od Hana. Chciał go jakoś pocieszyć, bo chociaż nie usłyszał tego, co powiedział Felix i inni, to jednak po zachowaniu brązowowłosego wiedział, że nie było to przyjemne. Dlatego też póki co odłożył koce na bok i gdy tylko Han usiadł na łóżku, zrobił to samo, podając ich dwójce kubki z kakao.

— Chcesz porozmawiać o tym, co się stało? — spytał cicho. Mimo wszystko nie chciał naruszyć jego granic, ale nadal czuł, że musiał mu jakoś pomóc. — Widzę, że coś jest nie tak. Felix to dupek i nie wyobrażam sobie, co musiał ci nagadać.

W tej chwili Jisung zamilkł na chwilę. Szczerze nie miał pojęcia, czy powinien mu o tym opowiadać, skoro to właśnie o Hyunjina chodziło. Czuł jednak, że po tym wszystkim, co już przeżyli powinien był zaufać wyższemu z nich. Poza tym, jeśli Felix miał mieć rację, to lepiej było przekonać się o tym już teraz, a nie gdy będzie już za późno.

Chociaż dla jego serca już teraz było za późno, gdyż przepadł bez pamięci.

Wziął mały łyczek kakao, mocniej ściskając w rękach kubek. Spuścił wzrok w dół, nie będąc w stanie teraz spojrzeć na czarnowłosego.

— Powiedział, że jestem żałosny i wcale mnie nie lubisz — wyszeptał cicho. — I że zajmujesz się mną tylko dlatego, że kazał ci mój ojciec — dodał, pociągając nosem.

Hyunjin spodziwał się, że będzie to coś w tym stylu. Racja, na początku nie miał ochoty trenować Jisunga, jednak wystarczyło kilka dni z nim, by zrozumiał, jak wspaniałą osobą był Han. Czuł się przy nim lepiej, niż przy kimkolwiek innym, nareszcie mógł być sobą i już teraz wiedział, że z każdym dniem jego uczucia do niego jedynie rosły.

— O Thorze, jak ja go nienawidzę — fuknął, odkładając swój kubek z powrotem na stolik. — Posłuchaj — rzucił, ujmując jego twarz w obie dłonie. Jisung był przez to zmuszony do tego, by spojrzeć starszemu w oczy, przez co Hyunjin ujrzał, że były one zaszklone. — Nie słyszałem większej bzdury. Jasne, na początku oboje nie byliśmy sobie przychylni, ale już dawno przekonałem się, jak wspaniałą osobą jesteś — oznajmił, następnie skradając buziaka z jego ust. — Znosiłem ich tylko dlatego, że musiałem. Tylko przy tobie czuję się sobą, Sungie — dodał. — Jasne? Nie jesteś żałosny, a ja uwielbiam spędzać z tobą czas.

Po tych słowach znów uniósł się nieco, tym razem całując czoło brązowowłosego. Może było to głupie, ale te kilkanaście słów wystarczyło, by Jisung poczuł się lepiej. Może był naiwny, może ufał mu aż za mocno, ale nie mógł mu nie uwierzyć. Dlatego też pokiwał głową, mrugając kilka razy, żeby odgonić łzy.

— Jasne — odpowiedział cicho, zdobywając się nawet na uśmiech.

Już w nieco lepszej atmosferze dopili kakao, następnie biorąc się za przygotowania legowiska dla Nix. Po drodze Hyunjin zgarnął kilka buziaków ze smakujących czekoladą ust Jisunga, co zdołało jeszcze bardziej poprawić mu humor. Z każdą chwilą, patrząc na uśmiech wpatrującego się w niego czarnowłosego i doświadczając jego czułych gestów, przekonywał się, że Hyunjin mówił prawdę. Tylko przy nim się otwierał, pokazywał swój czuły i kochający charakter, mówił mu o rzeczach, których inni nie wiedzieli. To musiało być szczere, prawda?

Przygotowanie leża poszło im szybko i sprawnie. Uśmiechy pojawiły się na twarzach ich obu, gdy upychali sianka pod starymi kocami. Na koniec Hyunjin położył obok łóżka kilka gryzaków Nix ze stajni oraz wiaderko z wodą. Wszystko było gotowe i wyglądało idealnie. Brakowało tylko szczęśliwego, drzemiącego smoka.

— Wygląda idealnie — rozmarzył się młodszy z nich. Nix spała przed chatą i czekała aż skończą, by móc do nich dołączyć.

— Chcesz wypróbować? — zachichotał, zagryzając wargę.

Oczywiście, że miał na myśli coś więcej, ale gdy zobaczył szeroki i tak bardzo niewinny uśmiech na twarzy brązowowłosego, sam się uśmiechnął, kręcąc delikatnie głową, czego młodszy na szczęście nie zauważył. Momentami zapominał o tym, jak niewinny i czysty był Jisung. Jego pocałunki nadal były słodziutkie i delikatne, a czasem też niepewne. Brązowowłosy peszył się przy każdym dotyku, a śliczny róż praktycznie nie opuszczał jego policzków. Chciał traktować go ostrożnie i z niczym się nie spieszyć, gdyż ostatnim, czego pragnął, było wystraszenie Hana i przekroczenie jego granic. Jisung był jego maleństwem i właśnie tak chciał go traktować, co nie zmieniało faktu, że pragnął popatrzeć trochę na jego piękne rumieńce.

Nie mając zamiaru wyprowadzać Jisunga z błędu, położyli się na legowisku twarzą do siebie. Hyunjin cały czas wpatrywał się rozczulony w młodszego, nie potrafiąc nacieszyć oczu jego niewinnością. Brązowowłosy z kolei spoglądał na niego swoimi wielkimi, ciemnymi i pięknymi oczami, jeszcze bardziej pobudzając serducho Hwanga. Chciał go w tej chwili ucałować tak mocno, że niższemu zabraknie tchu i rumieńce nie zejdą z jego twarzy do końca wieczoru.

— Jest bardzo wygodne — rzucił Jisung, dostrzegając jednak to, z jaką intensywnością wpatrywał się w niego starszy. — Nix jest szczęściarą — zachichotał, spuszczając jednak wzrok. — Umm, gapisz się — wyszeptał.

W tym momencie Hyunjin zachichotał cicho, w końcu postanawiając przejść do akcji. Nie zwlekając już ani chwili, ucałował mocno usta młodszego chłopca, równocześnie układając dłoń na jego talii. Jisung westchnął zaskoczony, rozchylając przez to usta, co czarnowłosy wykorzystał, pogłębiając pocałunek. Zsunął też swoją dłoń wzdłuż boku młodszego, zatrzymując się na jego udzie i przyciągając go bliżej siebie. I chociaż podczas pocałunku przymknął oczy, doskonale wiedział, że jego policzki zapłonęły soczystym rumieńcem.

Jisung trochę niepewnie oddał pocałunek, starając się zbadać wszystkie bodźce, które w tym jednym momencie zgromiły jego biedne ciałko. Słodki smak ust Hyunjina, który nadal napierał na niego mocno, te dziwne uczucie mrowienia i ciepła w miejscu, gdzie spoczywała dłoń starszego, a do tego wszystkiego jeszcze bliskość ich ciał, która z każdą chwilą jakby nabierała na sile — to wszystko doprowadzało go do szaleństwa.

Han skłamałby, gdyby powiedział, że nie podobało mu się to wszystko. Wręcz przeciwnie! To wszystko było cholernie przyjemne i naprawdę cieszył się, że Hyunjin postanowił iść z nim właśnie o ten krok dalej. Zdał sobie sprawę, że jeśli chciał zbudować z nim dobrą relację, musiał mu zaufać i nie przejmować się zdaniem takich półgłówków jak Felix i jego zgraja osiłków. Z każdą chwilą zatracał się w czarnowłosym coraz bardziej i zaczynał doceniać wszystkie najmniejsze gesty, którymi go obdarzał. Żałował jedynie tego, że sam był zbyt nieśmiały, aby się odwdzięczyć. Jedyne co tak naprawdę mógł zrobić to, oddać się mu i nie pozostawiać w nim zbyt wielkiej posuchy.

Hwang zaś wyczuwając, że jego ukochany trochę się rozluźnił, postanowił to wykorzystać. Co prawda już było mu niesamowicie przyjemne, ale chciał dokładnie wybadać granice tego słodkiego chłopca. Może i było to trochę prostackie z jego strony, ale wystarczyła tylko myśl, że to właśnie on dotyka i całuje kompletnie niewinnego Jisunga jako pierwszy, a wszystko w jego ciele jakby się napompowało dumą i podnieceniem jednocześnie.

Dlatego też chcąc ulżyć swojemu męskiemu ja i swojej ciekawości, przeniósł delikatnie dłoń z drobnego uda chłopca, tuż pod jego pośladek. Czuł jakby to był test nawet dla niego samego. Musiał powstrzymać swoje wszystkie instynkty, aby tylko bezmyślnie nie zdominować tego małego brunecika i przede wszystkim nie skrzywdzić go. Niemniej jednak taka gra samego ze sobą jeszcze bardziej go nakręciła.

Jisung jednak poczuł nagłą falę ciepła, a coś zaalarmowało go w brzuchu. Dosłownie poczuł, jakby coś tam się przewróciło i choć z jednej strony było to przyjemne, tak z drugiej przez tą nagłość wywołał w ciele Hana panikę. Prawie natychmiast spiął się na całym ciele, instynktownie odsuwając też od Hyunjina. W jego głowie odbijało się teraz poczucie winy, przez to, że nie mógł zadowolić swojego ukochanego oraz panika spowodowana nieznanym uczuciem. Wszystko to skumulowało się i sprawiło, że po raz kolejny tego dnia jego oczy zaszły łzami, które wkrótce spłynęły bezradnie po jego okrągłych i zarumienionych policzkach.

Hwang od razu cofnął swoją dłoń na jego nodze, układając ją w zamian na jego policzku. Od razu zrozumiał, że przekroczył granice komfortu młodszego, przez co miał ochotę spalić teraz w sobie wszystkie te głupie męskie instynkty. Zagryzł mocno wargę, starając się wymyślić sposób, jak nie przestraszyć chłopca jeszcze bardziej jego dotykiem.

Otarł delikatnie łzy z okrągłych policzków Jisunga, uśmiechając się też łagodnie do niego. Objął go potem niepewnie, wplątując dłoń w miękkie włosy chłopca, przyciągając go do swojego ramienia, aby mógł się na nim wypłakać. Ucałował również bok jego głowy, tuląc go do siebie jak największy skarb. Ale w końcu tym właśnie był teraz Jisung dla Hyunjina — jego słodkim skarbem.

— Shh, spokojnie — wyszeptał łagodnie Hwang, przeczesując włoski chłopca. — Przepraszam, że to zrobiłem, nie chciałem cię przestraszyć — wyjaśnił, co jakiś czas nadal całując lekko ciepłą twarzyczkę swojego ukochanego. Słysząc każdy jego cichutki szloch, Hyunjin czuł jakby ostrokolczasty przedziurawiał jego serce raz za razem. Nie potrafił sobie wybaczyć, że jego słoneczko płacze już chyba po raz trzeci tego dnia i to przez niego.

Jisung próbował jakoś opanować swoje odruchy i uspokoić się, ale naprawdę nie potrafił. Czuł się jak małe dziecko, bo nawet jeśli chciał, to każda myśl o tym, jak żałośnie teraz wypadł wprowadzała go w jeszcze większą rozpacz.

Przylgnął jedynie mocno do ciała Hyunjina, zaciskając swoje piąstki na jego koszuli, aby tylko jakoś odreagować. Wdychał jego mocny zapach, tak naprawdę dopiero teraz orientując się, jak pachnie jego ukochany. Kto by się spodziewał, że słony zapach morza i brzoskwini będzie dla Hana tak kojący. W zasadzie to i teraz przypomniał sobie, jak często podczas treningów Hwang podjadał ten właśnie owoc.

— Przepraszam, Jinnie... — wyszeptał speszony, kiedy już uspokoił się na tyle, że mógł mówić. — Naprawdę mi się podobało... — dodał cichutko, znów czując jak zbiera mu się na płacz. — To tylko moja wina, że jestem takim tchórzem... — westchnął, wciskając mocno głowę w szyję starszego.

— To nic złego, że się boisz, Jisungie – zapewnił czarnowłosy, gładząc spokojnie czuprynę młodszego. — Masz prawo badać i odkrywać siebie, i jestem bardziej niż szczęśliwy, mogąc ci w tym pomóc — oznajmił, nachylając się, aby pocałować znów jego polik. — Co powiesz na to, że zawołamy Nix i pójdziemy w trójkę spać, hm? Mieliśmy wszyscy ciężki dzień — wyszeptał spokojnie, czekając teraz na jakąś reakcję od bruneta.

Młodszy jedynie pokiwał głową, pociągając delikatnie nosem. Hwang uśmiechnął się delikatnie, wołając do okna imię smoczycy, która na szczęście na styk zmieściła się w oknie sypialni młodszego. Widząc, gdzie leżała dwójka chłopców, od razu szczęśliwa podreptała do swojego nowego legowiska. Obwąchała je dokładnie, układając kilka kocyków po swojemu. Nawet Jisung uniósł głowę, aby przyjrzeć się, czy jego przyjaciółce podoba się jego niespodzianka. I widząc to, jak szczęśliwie macha ogonkiem, mały uśmiech sam wpłynął na jego buzię. Nix zaś zauważając zapłakaną twarzyczkę jej właściciela, od razu ułożyła się obok nich na kocu, oblizując całą jego buzię. Tyle tylko wystarczyło, aby cichy chichot wyleciał z ust Hana, a smutek odszedł w zapomnienie.

Smok ułożył się za nimi, oferując im swój brzuszek jako poduszkę. Z radością skorzystali z tego, już wkrótce przytulając się i zasypiając razem już w o wiele lepszych nastrojach.

...

[7030 słów]

heyka!! mamy nadzieję, że rozdział się podobał :D. niestety, ale ze smutnych wiadomości, skończyły się rozdziały na zapas,,, postaramy się jak najszybciej wstawiać rozdziały, ale niestety nie będzie to pewnie co tydzień:(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top