Oneshot
Witam was tym razem w nieco innym formacie, ponieważ jest to challenge stworzony przez wspaniałe osóbki, w którym miałam okazję wziąć udział, za co bardzo dziękuję <3. Challenge nosi nazwę #limechallenge i skupia się głównie na motywie limonki, ponieważ mamy sierpień, a to jest nieoficjalny/oficjalny miesiąc Carberli! Polecam wam wpaść na hasztag #limechallenge, gdzie będą wszystkie książki osób, które wzięły udział w zabawie i nie będzie to tylko fandom GTA ale także inne, więc myślę że warto obczaić, bo może być tam coś, co was zaciekawi.
Czas pisania: jakieś 2 tygodnie
Ilość słów: wylosowana 8000, ale jest 9956
Słowa kluczowe: zimno, przeziębienie, ludzie, sieć, biżuteria, fryzura
Ship/Fandom: Carberla (Carbo X Capela)/GTA V
Zachęcam was do gwiazdkowania ⭐ i komentowania 💬 chętnie sobie poczytam co sądzicie o mojej twórczości! ❤️
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
Od kilku dłuższych minut stał na środku ich niewielkiej sypialni i uporczywie wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. Z tego miejsca miał perfekcyjny widok na całe swoje ciało od stóp do głów, w czym w głównej mierze pomagały wymiary lustra, ponieważ rozciągało się ono od sufitu, aż do samej podłogi. Jego wysokość wynosiła nieco ponad 2 metry, a z kolei szerokość o zaledwie kilka centymetrów przekraczał metr, co w zupełności wystarczało do tego, aby w odbiciu lustrzanym zmieściły się 2 lub 3 osoby jednocześnie. Mając tak wielkie lustro z przyjemnością się w nim przeglądał i robił zdjęcia, choć według początkowych ustaleń miał to być jedynie element dekoracyjny ich sypialni. Jak się później okazało miało swoje praktyczne zastosowanie, a z ich dwójki najwięcej czasu spędzał przed nim właśnie Nicollo. Od kiedy pamiętał wygląd był jego priorytetem, więc zawsze z największą starannością dbał o to, aby dobrze wyglądać, często spędzając przed lustrem więcej czasu, niż w rzeczywistości potrzebował. Mógł godzinami ślęczeć nad wyborem ubrań na krótkie, nawet 10 minutowe wyjście po kolei przymierzając każdy komplet ciuchów i zastanawiając się nad tym, w którym wygląda najlepiej. W końcu będąc w pewnym stopniu rozpoznawalną personą, mającą respekt na mieście nie mógł sobie pozwolić na wyjście z domu w podartych ciuchach czy z nierozczesanymi włosami, więc zawsze musiał mieć pewność, że wygląda dobrze. O sylwetkę akurat nie musiał się martwić, ponieważ pod tym względem zawsze wyglądał rewelacyjnie. Szerokie barki, umięśnione ręce oraz wąskie biodra nadające jego sylwetce kształt litery V już prezentowały się doskonale, a do tego wszystkiego dochodził również lekki, lecz stanowczy zarys mięśni brzucha i klatki piersiowej. Wiele osób mu tego zazdrościło, lecz on sam uważał, że absolutnie nie ma czego, gdy wstając codziennie rano i patrząc w lustro widział wszystkie swoje niedoskonałości w postaci blizn po postrzeleniu czy głębokich ranach nożem. W jego opinii dość widocznie odznaczały się na jego skórze na całym ciele i najchętniej by się ich wszystkich pozbył, ale niestety było to niemożliwe.
Bez dłuższego namysłu założył z powrotem koszulkę nie chcąc dłużej patrzeć na swoje ciało pokryte bliznami i głęboko westchnął, powracając wzrokiem do swojej twarzy. Oglądał swoje odbicie w lustrze niemal codziennie i powoli zaczynało mu się to już nudzić, bo w końcu ile można patrzeć na jeden i ten sam wyraz twarzy z samego rana, kiedy jego zaspany wzrok wręcz woła o pomstę do nieba i jeszcze kilka cennych minut snu. Dosłownie miał ochotę położyć się na idealnie zaścielonym łóżku, które czekało na niego po jego lewej stronie i w jakiś magiczny sposób go do siebie przyciągało, wołając jego imię i wręcz zachęcając do tego, aby zatopił się w miękkim materacu i przykrył ciepłą kołdrą. Niestety nawet jeśli bardzo by chciał, to nie potrwałoby to zbyt długo, ponieważ jego chłopak nie dałby mu spokoju i zwyczajnie zrzuciłby go z tego łóżka, gdyby sam nie miał zamiaru wstać. Dlatego chcąc oszczędzić sobie twardego lądowania tyłkiem na podłodze postanowił zrobić cokolwiek, żeby się trochę rozbudzić i nabrać energii na całą resztę dnia, który tak właściwie niedawno się zaczął.
Z jego kalkulacji wynikało, że wstał może jakąś godzinę temu, ale czuł się jakby dosłownie przed chwilą ktoś gwałtownie wybudził go z głębokiego snu i nakazał wstać. Mimo że zdążył już zjeść śniadanie i rozczesać włosy, chętnie pospałby chociaż kilka minut dłużej, ale zdawał sobie sprawę z tego, że popołudniowa drzemka o godzinie 12 nie jest dobrym pomysłem. Złe samopoczucie nie było jednak jego jedynym zmartwieniem, ponieważ rozpoczął ten dzień dokładnie tak samo, jak każdy inny do tej pory, a z jakiegoś powodu wyglądał dziś wyjątkowo źle. Na całe szczęście miał dzisiaj wolny dzień, bo zdecydowanie nie zamierzał się w ten sposób pokazywać ludziom na mieście. Przyczyną mogło być zwyczajne niewyspanie, ponieważ dostrzegł w swoim odbiciu formujące się wory pod oczami, ale miał wrażenie, że nie jest to główna przyczyna jego problemu, zwłaszcza kiedy w przeszłości wielokrotnie po średnio 4 godzinach snu wyglądał lepiej niż teraz. Istniała również szansa, że takie wrażenie sprawiały jego zbyt długie kosmyki włosów, które już dawno przydałoby się podciąć, ale zawsze przekładał to na inny dzień, ponieważ zwyczajnie nie miał na to czasu. Teraz jednak doskonale widział efekt odkładania rzeczy na później i ani trochę nie był z niego zadowolony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak długie wychodował włosy i aż był w szoku, że wcześniej tego nie zauważył. To znaczy pewnie zauważył, ale nic z tym nie zrobił, ponieważ nie przeszkadzało mu to aż do dnia dzisiejszego.
Zastanawiał się kiedy jego włosy urosły do takich długości, że brakowało im dwóch, może trzech centymetrów, żeby przekroczyć linię jego szczęki. Nigdy nie stosował żadnej maści na porost włosów, ani nie zmieniał szamponu od paru ładnych lat, więc tym bardziej nie miał pojęcia jak to się stało. I mógłby teraz godzinami gdybać jak do tego doszło, ale nie zamierzał tego robić, zamiast tego musiał w końcu wybrać się do fryzjera żeby zrobić z tym porządek, lecz podobnie jak w inne dni – nie miał na to czasu. Dzisiaj również obawiał się, że nie znajdzie na to chwili, ponieważ obiecał swojemu chłopakowi, że ten dzień spędzą razem i pójdą na jakąś romantyczną randkę, a na zakończenie dnia zrobią sobie maraton filmów, które mieli obejrzeć już dawno temu, ale jakoś nie było okazji. Bardzo rzadko zdarzało się, że obydwaj mieli wolne akurat tego samego dnia, więc chcieli jak najlepiej wykorzystać te chwile, które mogli spędzić razem, a podcięcie włosów może przecież poczekać.
Teraz jednak miał inny problem, który wcale nie dotyczył wyglądu czy ubioru, a ich dzisiejszego wyjścia. Kompletnie nie miał pojęcia gdzie zabrać Capelę na romantyczną randkę, co było do niego raczej niepodobne, gdyż to zawsze on słynął z nietuzinkowych pomysłów na zwykłe spotkania. Spodziewał się więc, że to on będzie musiał coś przygotować i wymyślić, lecz w głowie miał kompletną pustkę. Nie chciał również zawieść swojego chłopaka i najchętniej zabrałby go w jakieś wyjątkowe miejsce, ale potencjalnie wyjątkowe miejsca oraz pomysły na nowe powoli mu się kończyły. Teoretycznie gdyby ostatecznie niczego nie wymyślił, to mógłby zabrać go do restauracji albo do kina, ale te miejsca były strasznie oklepane, a on wolał pozytywnie go zaskoczyć. W dodatku nie było sensu iść do kina, skoro już na wieczór przygotował dla nich maraton filmów wraz z przekąskami. Poza tym chciał zabrać go gdzieś, gdzie będą sami żeby móc nacieszyć się prywatnością, a w restauracji czy kinie mogli o tym zapomnieć, ponieważ te miejsca niejednokrotnie były wręcz przepełnione innymi ludźmi, za czym Dante raczej nie przepadał. Zdecydowanie wolał jakieś cichsze miejsca z dala od zgiełku miasta, więc w jego przypadku las lub jakaś polana byłaby strzałem w dziesiątkę. Niestety w Los Santos było bardzo mało miejsc z pięknymi widokami, których jeszcze nie odwiedzili, a chodzenie drugi raz w to samo miejsce było mało kreatywne. Chociaż gdyby zabrał go w miejsce ich pierwszej randki, może nie byłby to taki głupi pomysł. Wróciłyby stare wspomnienia kiedy dopiero bliżej się poznawali, kiedy pierwszy raz się pocałowali i kiedy musieli się ukrywać przed innymi, żeby prawda o ich związku nie wyszła na jaw. Ich pierwsza randka szczególnie zapadła mu w pamięć, więc bez problemu mógłby ją odtworzyć, żeby ponownie poczuć to samo uczucie co wtedy i odtworzyć ich pierwszy pocałunek pełen niepewności, uczucia oraz delikatności. Po krótkim zastanowieniu doszedł do wniosku, że jest to świetny pomysł i przede wszystkim Dante na pewno nie będzie się spodziewał, że zamierza go zabrać w miejsce, gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło. Żeby idealnie odtworzyć tamten dzień będzie musiał poczekać do zachodu słońca, a do tego miał jeszcze sporo czasu na wymyślenie jakichś niekonwencjonalnych dodatków do ich randki, żeby wyszła ona jeszcze lepiej, niż za pierwszym razem. Nie mógł się już doczekać reakcji Capeli oraz samej randki, ale musiał być cierpliwy i przede wszystkim przypadkiem nie wydać swoich planów, bo inaczej nici z niespodzianki.
Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze w myślach podziwiając swoją ponadprzeciętną inteligencję i pomysłowość, którą się wykazał, żeby wpaść na ten nietypowy pomysł. Od zawsze zdawał sobie sprawę z tego, że jest świetny i nie potrzebował żadnych komplementów, żeby to wiedzieć natomiast bardzo chętnie je przyjmował. Uwielbiał być chwalony i doceniany, co bardzo mocno podbudowało jego pewność siebie (oraz ego) po dość traumatycznym dzieciństwie. Przez to wszystko kompletnie stracił poczucie czasu i nie miał zielonego pojęcia ile czasu dokładnie spędził już przed tym lustrem, ale na pewno było to ponad 20 minut. Bardzo możliwe, że stałby tam jeszcze dłużej rozmyślając nad tym, jaki jest zajebisty, lecz przerwał mu w tym jego chłopak prawdopodobnie ratując go przed popadnięciem w samouwielbienie.
– Wyciągnąłem nam lody, więc lepiej się pośpiesz, bo się rozpuszczą. – oparty o framugę drzwi od krótszej chwili mu się przyglądał i Nicollo faktycznie musiał być bardzo skupiony na sobie, skoro nawet nie zauważył jego przyjścia. Zaniepokoiło go to, więc podjął próbę odciągnięcia go od lustra, jak się okazało skuteczną.
– Limonkowe? – zapytał gdy tylko usłyszał wzmiankę o lodach i wrócił myślami na ziemię dopiero teraz zauważając, że jego chłopak stał tuż obok niego. Kompletnie nie zarejetsrował momentu, w którym się przy nim zjawił, co wskazywało na to, że musiał to zrobić bezszelestnie.
– Tak. – uśmiechnął się widząc reakcję Carbonary na jego ulubiony smak lodów i udał się do salonu, gdzie na stole czekały na nich lody w pudełkach razem z dwoma łyżkami. W tak upalne dni jak ten lody wydawały się być świetnym pomysłem na ochłodzenie i w dodatku smacznym.
Białowłosy od razu wyszedł z sypialni za swoim chłopakiem i ruszył z nim do salonu, gdzie razem usiedli na kanapie. Następnie wziął do rąk swoje pudełko z lodami, otworzył je i przy pomocy łyżki zaczął się nimi delektować. Dzięki temu, że przez chwilę już leżały na tym stole jedzenie ich było bardziej komfortowe, ponieważ łyżka wchodziła w nie bez większego oporu, jak nóż w roztopione masło. Dante również zajadał się swoją porcją lodów, choć jego ulubionym smakiem zdecydowanie był waniliowy. Oczywiście tak samo jak jego chłopak uwielbiał lody limonkowe, więc nie miał problemu z ich zjedzeniem. Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund siedzieli w ciszy, co absolutnie im nie przeszkadzało, ale kiedy Nicollo postanowił się odezwać, Dante prawie zadławił się lodami. Na szczęście zdołał nad tym zapanować zanim doszło do tragedii, a było to spowodowane słowami Carbonary, których w tamtym momencie zupełnie się nie spodziewał.
– Zmieniłbym coś w sobie. – odparł beznamiętnie, pakując do ust kolejną łyżkę pełną lodów. Od dłuższego czasu zastanawiał się nad jakąś zmianą w swoim wyglądzie, ale musiał to jeszcze przemyśleć i najlepiej przedyskutować ze swoim chłopakiem.
– Ale wiesz, że nie musisz nic zmieniać, kocham cię takiego jakim jesteś. – na samym początku pomyślał, że Nicollo zamierza wprowadzić do swojego życia jakieś drastyczne zmiany pokroju rzucenia gangsterski dla dobra ich związku albo zrobienia sobie jakiejś operacji plastycznej, choć o to drugie raczej go nie podejrzewał. Absolutnie nie wymagał od niego żadnych zmian, szczególnie kiedy wypracowali sobie pewną rutynę i z biegiem lat zdążyli się już do niej przyzwyczaić.
– Myślałem raczej o zmianie koloru włosów, białe mi się już trochę znudziły. – co prawda lubił swój naturalny kolor włosów, ale od pewnego czasu zastanawiał się nad przefarbowaniem ich na jakiś inny. Może nie byłaby to zmiana na stałe, ale chociaż na tydzień bądź dwa, żeby poczuć jakieś odświeżenie, a w razie kompletnej porażki móc to jak najszybciej zmyć.
– Okej, masz już jakiś pomysł? – był lekko zdziwiony, ponieważ nigdy wcześniej mu o tym nie wspominał, ale po części rozumiał skąd wzięła się w nim potrzeba zmiany zwłaszcza, że sam nie tak dawno zmieniał kolor włosów częściej niż rękawiczki. Absolutnie nie zabraniał mu takiej metamorfozy i na tyle, na ile będzie w stanie zamierzał mu w tym pomóc.
– No właśnie nie wiem co by mi pasowało. Kiedyś próbowałem z niebieskim, ale to nie moje klimaty, czerwony jakoś mnie do siebie nie przekonuje, a do czarnych nie chcę wracać, bo za bardzo przypominają mi o przeszłości. – tak szczerze to liczył na to, że Dante będzie miał jakiś pomysł, w końcu w kwestii farbowania włosów był prawdziwym specjalistą. Miał on na swoich włosach chyba już każdy możliwy kolor rozpoczynając od siwych ostatecznie kończąc na czarnych. Zanim jednak zdecydował, że najlepiej czuje się w czarnym uczynił ze swoich włosów istną tęczę farbując je na kolor różowy, zielony, niebieski, żółty, zdarzyło się, że miał też blond, a innym razem sam nie miał pojęcia jak, ale dał się namówić na czerwień. Po tym wszystkim sam był w szoku jakim cudem jego włosy nie uległy zniszczeniu i wciąż są w znakomitej kondycji, ale jak widać bydło to możliwe.
– Może rudy? – postarał się, żeby jego wypowiedź brzmiała najbardziej poważnie jak tylko się da, ale miał wielką ochotę wybuchnąć śmiechem, a wtedy nie brzmiałoby to ani trochę poważnie.
– Wszystko tylko nie rudy. – zdecydowanie nie chciał zostać rudym, a już tym bardziej stereotypowym rudym, który zdaniem wielu nie ma kolegów. Teoretycznie rudy kolor nie był niczym złym i zapewne zyskałby większe uznanie wśród rudych, gdyby stał się jednym z nich, ale nie był gotowy na takie poświęcenie.
– Dlaczego? Według mnie wyglądałbyś dobrze w pomarańczowym.
– Mhm i wszyscy będą się ze mnie śmiać. Nie no naprawdę genialny pomysł. – już wyobrażał sobie jak wszyscy jego znajomi i cały Zakshot ciśnie bekę z jego koloru włosów, a w szczególności Speedo. Gdyby przefarbował się na rudo, to młodszy miałby tyle pola do popisu, że gęba by mu się nie zamykała czy to ze śmiechu, czy to z głupich docinek związanych z jego włosami. Doskonale wiedział z czym się to wiąże i jednak wolał tego uniknąć.
– Przesadzasz, na pewno nie będzie tak źle. – sam nie wierzył że to powiedział, ponieważ to zazwyczaj on był pierwszą osobą do wyśmiewania się z rudych i nigdy tego nie ukrywał. Może gdyby udało mu się namówić jego chłopaka na rude włosy, to mógłby się z niego bezkarnie ponaśmiewać.
– Masz rację, nie będzie źle, będzie tragicznie. – nie chciał nawet wiedzieć co będzie go czekać, kiedy jakimś cudem da się namówić na ten głupi pomysł. Dlatego wiedział, że za nic w świecie nie może się na to zgodzić i szczerze współczuł wszystkim rudym osobom, że muszą znosić te wszystkie głupie komentarze.
– Jak dla mnie wyglądałbyś super, ale wybór należy do ciebie. – nie zamierzał go przecież do niczego zmuszać, decyzję musiał podjąć sam, a on mógł mu jedynie doradzić i właśnie to starał się robić.
– No właśnie problem w tym, że nie umiem się zdecydować i chyba jednak zostanę przy białych. Z resztą teraz mam inne plany. – odparł wyciągając z ust łyżkę i nabierając nią kolejną gigantyczną porcję lodów, którą zamierzał pochłonąć w możliwie najkrótszym czasie, zanim się rozpuszczą i powstanie z nich zupa.
– Jakie?
– Zabrać cię na randkę. – powiedział zgodnie z prawdą, jednocześnie nie wyjawiając zbyt dużo informacji na temat ich romantycznej randki, która miała odbyć się dopiero za kilka godzin.
– Hmmm a gdzie? – uśmiech wstąpił na jego usta, gdy tylko usłyszał o randce i ciekawość związana z miejscem, czasem i przebiegiem ich spotkania była niewyobrażalnie duża, a wypowiedź jego chłopaka jedynie ją podsyciła.
– Nie mogę ci powiedzieć, to tajemnica.
– Okej, w takim razie nie mogę się doczekać. – liczył na jakąś małą podpowiedź albo chociaż sugestię co do ubioru, ale niestety się przeliczył. No cóż, będzie musiał jeszcze trochę poczekać, choć bardzo tego nie lubił.
Od tamtego czasu w ciszy jedli swoje lody i pomimo tego, że urwali ten temat już jakiś czas temu, Dante wciąż zastanawiał się jaki kolor włosów oprócz pamarańczowych najlepiej pasowałby Carbonarze. Opcji było naprawdę wiele, lecz biorąc pod uwagę jego wskazówki mógł bez problemu wyeliminować kilka z nich. Domyślał się, że różowy czy fioletowy raczej nie był jego marzeniem, więc wszystkie kolory o podobnym odcieniu mógł śmiało odrzucić. Jeśli dobrze go zrozumiał, to chciał on spróbować jakiegoś niecodziennego koloru, więc brązowy i blond również odpadały. Jak sam wcześniej mówił niebieski mu nie odpowiadał, więc odcienie niebieskiego, a było ich dużo, również wypadały z listy niekonwencjonalnych kolorów. Mógłby tak wymieniać godzinami, ale przełom nastąpił w momencie, w którym przekierował swój wzrok na pudełko limonkowych lodów. W plastikowym pojemniku nie zostało ich już za wiele, bo zaledwie jedna piąta tego, co było wcześniej. Przyglądał się im przez krótszą chwilę i zauważył, że mają one lekko zielonkawy odcień, co bardzo mu się spodobało. Połowę z tego nałożył na metalową łyżkę i powoli się nimi delektował, w międzyczasie spoglądając na Carbonarę, który już zjadł i teraz przeglądał coś na swoim telefonie.
To właśnie wtedy wpadł na genialny pomysł, a do jego realizacji potrzebował zaledwie jednej rzeczy, po którą musiał wyjść do sklepu. Najpierw jednak musiał wymyślić jakąś wymówkę, żeby Nicollo niczego nie podejrzewał, ponieważ planował zrobić mu małą niespodziankę. W tym celu dokończył jedzenie lodów i dla niepoznaki zabrał ze stołu puste pudełka oraz łyżki i wyszedł z salonu. Udał się do kuchni, gdzie wyrzucił puste opakowania, a sztućce włożył do zmywarki i oparł się plecami o stół. Musiał wymyślić jakiś sensowny pretekst do wyjścia z domu, ponieważ wymówka pod tytułem „idę się przewietrzyć” raczej nie przejdzie. Zaraz by dopytywał gdzie idzie, jak długo go nie będzie i czy może pójść z nim, a on potrzebował pobyć sam przez kilkanaście minut, żeby bez większych komplikacji kupić to co trzeba i wrócić.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
Nad samą wymówką spędził kilka długich minut, ale w końcu udało mu się wymyślić coś, co miał nadzieję bez problemu przejdzie, a Carbonara nie będzie się w tym wszystkim doszukiwał drugiego dna. Teraz tylko musiał jedynie trochę skłamać i wszystko powinno pójść zgodnie z planem, lecz problem w tym, że średnio potrafił kłamać i obawiał się, że Nicollo bez trudu wyczuje jakiś podstęp. Żeby do tego nie dopuścić musiał mówić pewnym siebie głosem bez zająknięcia i przede wszystkim utrzymywać kontakt wzrokowy, żeby nie nabrał podejrzeń, że coś jest nie tak. W końcu stwierdził, że nie ma co tego przedłużać i wziął głęboki wdech, następnie wypuścił nagromadzone w płucach powietrze i ruszył do salonu, gdzie zastał swojego chłopaka rozłożonego na kanapie, jak żaba na liściu.
– Muszę jechać na komendę. – dosłownie sekundę po wypowiedzeniu tego zdania zauważył jak jego chłopak podniósł wzrok znad telefonu i spojrzał się na niego, jakby za chwilę miał go zamordować. Niby nie od dzisiaj wiedział, że starszy nie przepada za policją, ale miał wrażenie, że samo słowo „komenda“ działa na niego jak płachta na byka.
– Niby po co? – to miał być jakiś żart czy co? Jeśli tak, to wcale nie był śmieszny.
– Jest jakieś ważne spotkanie. – wytłumaczył bawiąc się dłońmi za plecami tak, żeby nie mógł tego zobaczyć. Chciał jak najszybciej uciąć temat, chodź spodziewał się, że Nicollo będzie dopytywać.
– Ale masz przecież wolne. – jakoś nie przypominał sobie, żeby Dante kiedykolwiek uczestniczył w jakichś „ważnych" spotkaniach na komendzie w trakcie dnia wolnego. Wydawało mu się to dziwne, ale nie znał się na policyjnych procedurach na tyle dobrze, żeby wiedzieć na ten temat coś więcej. Będzie musiał się trochę doedukować i kto wie, może to on w przyszłości będzie straszył policjantów paragrafami.
– No tak, ale podobno to jakaś ważna sprawa i każdy funkcjonariusz musi się tam zjawić. – zabrzmiało to tak absurdalnie, że aż sam nie wierzył, że to powiedział, ale ważne, że zadziałało. Czuł się trochę źle z tym, że go okłamuje, ale nie miał wyjścia jeśli chciał, aby niespodzianka pozostała niespodzianką.
– Ty też? – miał nadzieję, że Capela zrezygnuje z tego genialnego pomysłu pójścia na komendę i zostanie z nim. Przecież nie po to jest dzień wolny, żeby chodzić do pracy i gdyby był na jego miejscu, z pewnością by tak tego nie zostawił.
– Jak wszyscy to wszyscy.
– To na serio jest takie ważne? Może to nic takiego i poradzą sobie bez ciebie. – jakoś nie chciało mu się wierzyć, że tak wspaniała jednostka policji nie poradzi sobie bez jednego funkcjonariusza na służbie, zwłaszcza że na mieście nie działo się nic nadzwyczajnego. Przecież gdyby działo się coś okropnego i na mieście byłby chaos niemożliwy do opanowania, to na pewno wiedziałby coś na ten temat, a nieporadni funkcjonariusze wysyłaliby do obywateli setki wiadomości, w których to informowaliby o nakładanym na miasto kodzie czy policyjnej obławie.
– Skoro wzywa sam Sonny Rightwill, to zapewniam cię, że jest to ważne i uwierz, że ja też chciałbym wiedzieć o co chodzi. – no tak, jebany Rightwill chyba za bardzo się poczuwa, skoro myśli że od tak, bez wyraźnego powodu w samo południe może zabierać mu Dantusia. Jeszcze pożałuje, że się urodził jeśli taka sytuacja kiedykolwiek się powtórzy.
– A co z naszą randką? – ani trochę nie wyglądał na zdenerwowanego, ale w środku wręcz kipiał ze złości. Niech wiedzą, że zemsta będzie słodka, jeśli przez jakieś głupie spotkania na komendzie spóźnią się na wyczekiwany zachód słońca.
– Na randkę możemy pójść trochę później. Z resztą nie powinno to potrwać długo. – o to się akurat nie martwił, ponieważ nie zamierzał znikać na kilka godzin, a przy dobrych wiatrach może uda mu się wrócić do mieszkania w przeciągu 30 minut.
– No dobra, podwieźć cię? – wydawało mu się to trochę podejrzane, że nagle szef policji ściąga wszystkich funkcjonariuszy na komendę w celu jakiegoś „ważnego” spotkania, ale ostatecznie odpuścił dalsze przepytywanie. Nie chciał go na siłę zatrzymywać, zwłaszcza jeśli miałoby to opóźnić całe spotkanie, bo wszyscy musieliby czekać jedynie na Capele, który nie mógł wyjść wcześniej, ponieważ był przesłuchiwany przez swojego chłopaka. Wręcz przeciwnie, chciał to trochę przyśpieszyć i zaoferował mu podwózkę, ponieważ domyślał się, że Dante raczej nie będzie łamał przepisów ruchu drogowego, a w tym tempie dojechanie do celu zajmie mu wieki.
– Nie, poradzę sobie. – to całkiem słodkie, że chciał podwieźć go pod same drzwi komendy pomimo tego, że na co dzień unikał tego budynku jak ognia i zdecydowanie wolał się tam nie zbliżać. Poniekąd rozumiał jego niechęć do tego miejsca, ponieważ pobyt na komendzie nigdy nie był dla niego przyjemnym doświadczeniem, jak i sami funkcjonariusze nie dażyli go sympatią, więc bardzo rzadko jechał tam z własnej, nieprzymuszonej woli.
– Jak wolisz. – w jego głosie mógł usłyszeć po części smutek, ale też złość i wcale mu się nie dziwił. On też by się pewnie zdenerwował, gdyby nagle ktoś zadzwonił do jego chłopaka i kazał mu wziąć udział w jakiejś akcji, rujnując ich plany na wspólne spędzenie czasu.
– Niedługo będę z powrotem. – odparł, zakładając buty i chwilę później wyszedł z mieszkania, zabierając ze sobą kluczyki do samochodu. Nie usłyszał żadnego pożegnania od swojego chłopaka, ani nie przyszedł on pocałować go, jak to zwykle robił, zanim czarnowłosy wychodził do pracy, co trochę go zmartwiło. Rozumiał, że był zły i miał do tego pełne prawo, ale miał nadzieję, że niespodzianka, którą przygotowywał nieco poprawi mu humor.
Zamknął za sobą drzwi na klucz i wyszedł z apartamentowca przy plaży, aby udać się na parking, gdzie czekał na niego jego samochód. Nie był to jakiś sportowy, najwyższej klasy pojazd, tylko zwykły, niczym nie wyróżniający się grat, którym jedynie dojeżdżał do pracy, aby tam przesiąść się do o wiele lepszych i szybszych samochodów. Kosztował może paręnaście tysięcy i dobrze sprawdzał się w swojej roli, więc Dante nie miał powodów do narzekania.
Bez zbędnego przedłużania wsiadł do swojego samochodu i uruchomił silnik, ówcześnie pamiętając o zapięciu pasów bezpieczeństwa. Teoretycznie droga z apartamentów do najbliższego sklepu nie była wcale długa, więc mógłby pójść tam na piechotę, ale planował jeszcze podjechać w jedno miejsce, dlatego stwierdził, że weźmie swój samochód. Na samym początku planował udać się na deptak niedaleko molo, ponieważ tam znajdowało się bardzo dużo sklepów, straganów i różnych stoisk z jedzeniem czy innymi rzeczami, więc jednym słowem było tam dosłownie wszystko. Gdzieś między tymi mniejszymi sklepikami znajdował się jeden większy sklep z wszelkiego rodzaju kosmetykami i przeróżnymi kremami do pielęgnacji całego ciała i to właśnie on był pierwszym punktem jego podróży. Zamierzał kupić w nim farbę do włosów w kolorze limonkowym i przefarbować włosy swojego chłopaka na kolor zielony, ponieważ bardzo mu się on spodobał i miał nadzieję, że Carbonara również doceni efekt końcowy. Nie mógł się doczekać jego reakcji, ale zanim będzie mógł pobawić się w fryzjera, musi kupić farbę. Niczego innego w zasadzie nie potrzebował, ponieważ gdzieś w odmętach łazienki posiadał szeroki pędzel do farbowania oraz plastikową miseczkę do przygotowania farby. Podejrzewał, że zostało mu to z czasów, kiedy przechodził fazę na farbowanie włosów, więc nie musiał kupować nowego zestawu na być może jednorazową zmianę.
Po krótkiej chwili dojechał do parkingu znajdującego się najbliżej sklepu, gdzie zaparkował na jednym z wolnych miejsc parkingowych i zgasił silnik. Wysiadł ze swojego samochodu, zamknął go przed wścibskimi rabusiami i ruszył przed siebie w kierunku budynku. Mimo tego, że przyjechał tam samochodem, aby dotrzeć na miejsce musiał się trochę przejść, ponieważ nie miał możliwości zaparkowania tuż obok sklepu. Zwyczajnie nie zmieściłby się samochodem na deptaku, a nawet jeśli, to jeżdżenie po nim samochodem było zakazane. Wyjątkiem oczywiście były służby ratunkowe, ale on w tym momencie nie był na służbie i nie zamierzał wykorzystywać danych mu uprawnień dla swoich korzyści. Zwłaszcza kiedy pogoda na zewnątrz dopisywała i bez problemu mógł się przejść. Gorzej będzie jeśli zachoruje, ale kilkuminutowy spacer raczej nie powinien posłać go do łóżka z gorączką, katarem i bólem gardła, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Nawet pomimo tego, że na zewnątrz wcale nie było zimno, to Dante każdego lata jakimś cudem zawsze potrafił złapać przeziębienie, grypę czy jakieś inne choróbsko, o czym przekonał się w zeszłe lato. Liczył na to, że tym razem będzie inaczej, ponieważ brał przepisane przez lekarza tabletki na wzmocnienie odporności i robił wszystko, żeby nie zachorować. Cóż, to się dopiero okaże, tak samo jak to, czy we wspomniany wcześniej sklepie z kosmetykami będzie dostępna limonkowa farba do włosów. Nie przewidział takiej sytuacji, więc pozostało mu jedynie mieć nadzieję, że znajdzie tam odpowiednią farbę, bo jeśli nie, to będzie miał mały problem. Wtedy będzie musiał improwizować i w najgorszym wypadku będzie zmuszony zmieszać ze sobą żółtą i niebieską farbę, ale póki co był dobrej myśli.
W trakcie tego nie długiego spacerku po deptaku minął na swojej drodze naprawdę wiele straganów z rzeczami, których nie spodziewał się, że tam zobaczy. Oczywiście napotkał również typowe stoiska z akcesoriami do pływania, ubraniami, kremami z filtrem, oraz pocztówkami, ponieważ takie właśnie stoiska znajdowały się dosłownie co kilka metrów, bardzo często jeden obok drugiego, a ich właściciele starali się robić wszystko, żeby przyciągnąć do siebie jak największą ilość klientów i tym samym pozbyć się konkurencji. Tego właśnie Dante nie lubił najbardziej zwłaszcza w okresie wakacyjnym, kiedy wszyscy rozbijali tam swoje stanowiska z nadzieją, że ten letni sezon przyniesie im duże zyski. Nie przepadał za tym swego rodzaju „pchlim targiem“ głównie dlatego, że zazwyczaj gromadziło się tam wielkie i głośne skupisko ludzi, czego raczej wolał unikać. Niestety musiał się tamtędy przecisnąć, ponieważ była to jedyna droga do sklepu z kosmetykami, więc nie miał innego wyjścia. Z takich nietypowych rzeczy, gdzieś między tym wszystkim zauważył mały straganik ze świeżo wyciskany, orzeźwiającym sokiem z owoców i warzyw. Z tego co widział, to w menu wywieszony na ścianie był dostępny między innymi sok z pomarańczy, jabłek, niektórych warzyw takich jak marchewka, ale również z limonki, co pozytywnie go zaskoczyło. Z pewnością będzie musiał wybrać się tam ze swoim chłopakiem, żeby spróbować tego soku, ale to może w dzień, kiedy nie będzie tam tłumów ludzi przepychających się w kolejce do kasy.
Kolejnym punktem, który musiał minąć na swojej drodze był stragan ze świeżo złowionymi rybami. Jeszcze zanim do niego doszedł, poczuł ogromny smród martwych ryb, krabów czy innych wodnych stworzeń, które od samego rana leżały w plastikowych pojemnikach z lodem i czekały na to, aż ktoś kupi je na obiad. Nienawidził tego zapachu, więc obok takich straganów przechodził najczęściej zatykając nos palcami w obawie, że zwróci swoje śniadanie i lody, które tego dnia zjadł. Podziwiał to, że ludzie, zajmujący się sprzedażą takich okazów potrafili wytrzymać tam kilka godzin przy tym zapachu, który według niego nie należał do najprzyjemniejszych. Nie miał najmniejszej ochoty wdychać tego smrodu, ponieważ za każdym razem przyprawiał go on o mdłości, więc planował jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Co prawda całkiem lubił jeść dobrze przygotowane owoce morza, ale na coś, co nie przeszło obróbki termicznej i zaledwie kilka godzin temu zostało wyłowione z wody wolał nie patrzeć. Tym razem jednak pokusił się o spojrzenie w tamtym kierunku i zobaczył to, czego najbardziej się spodziewał, czyli ryby. Nie znał się za bardzo na gatunkach ryb, ale bez problemu potrafił odróżnić takiego wigilijnego karpia albo suma z charakterystyczną budową ciała i długimi wąsami. Najbardziej przerażające były jednak szeroko otwarte oczy tych wodnych stworzeń, które miał wrażenie, że są skierowane prosto na niego. Teoretycznie wiedział, że te ryby wcale się na niego nie patrzą, ponieważ już od dłuższego czasu są martwe, ale nawet mimo tego ich martwy wzrok był skierowany w jego stronę.
Przechodząc obok owego straganu zwrócił uwagę na zawieszoną na metalowym haczyku sieć rybacką, z której skapywała woda. Najprawdopodobniej łowili w nią ryby, które później sprzedawali i stosunkowo niedawno musiała ona zostać wyciągnięta z wody, ponieważ była ona cała mokra. W miejscu, w którym dotykała ziemi wytworzyła się spora kałuża, która z każdą chwilą się powiększała i jak tak dalej pójdzie, to za kilka minut woda śmierdząca rybami zaleje cały chodnik i wtedy nie będzie już śmierdzieć z kilku metrów, a z kilometra. W dodatku w niektórych miejscach była pokryta zielonymi glonami, które również nie prezentowały się najlepiej. Dlatego podjął decyzję o szybkim wycofaniu się stamtąd i poszedł dalej w kierunku sklepu z kosmetykami.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
Po kilku minutach spokojnego spaceru w końcu doszedł do dużego marketu i stanął przed automatycznie rozsuwanymi drzwiami. Przeszedł przez nie i momentalnie uderzył w niego chłodny podmuch wiatru dochodzący z klimatyzatora. Ledwo wszedł do środka, a już zrobiło mu się zimno przez dobrze odczuwalną różnicę temperatur i czuł się jakby był zamknięty w wielkiej lodówce. Nie miał pojęcia ile stopni wynosiła temperatura wewnątrz budynku, ale na pewno dużo mniej, niż na zewnątrz. Nie chciał się przeziębić, więc musiał to załatwić jak najszybciej, dlatego szybkim krokiem ruszył wgłąb sklepu i wszedł w pierwszą alejkę, gdzie akurat znajdowały się kosmetyki do pielęgnacji twarzy. Ruszył więc do następnej alejki, gdzie znajdowały się dezodoranty, perfumy, antyperspiranty i inne tego typu rzeczy. Dopiero w trzeciej alejce od wejścia znalazł to czego szukał i to w jakich ilościach. Cała alejka była wypełniona różno–kolorowymi farbami do włosów, co w odpowiednim ułożeniu stworzyłoby tęczę. Nie ociągając się zaczął przemierzać alejkę i rozglądał się dookoła siebie w poszukiwaniu zielonej farby do włosów. Na samym początku mijał kolejno czarne, brązowe i blond, aż po chwili doszedł do innych, na ogół nietypowych kolorów na przykład różowy, niebieski czy fiolet. Zatrzymał się na samym środku alejki i rozejrzał się, po chwili dostrzegając na jednej z półek zielony kartonik. Podszedł bliżej, chwycił pudełeczko i obejrzał je z każdej strony, ale szczególną uwagę zwrócił na odcień, który był namalowany na etykiecie. Nieco niżej znajdował się również wielki zielony napis „limonkowy“, choć miał pewne wątpliwości czy aby na pewno jest to kolor limonkowy. W jego wyobraźni wyglądało to trochę inaczej i przede wszystkim lepiej, ponieważ kolor na pudełku przypominał bardziej świeżo zasianą trawę, niż delikatny odcień zieleni, który widział w lodach. Był jak dla niego zbyt intensywny i nie wyglądał tak dobrze, jak myślał że będzie wyglądać, więc musiał coś wymyślić, ponieważ nie zamierzał zrezygnować ze swojego pomysłu.
Z tego co widział w sklepie były dostępne jedynie dwa odcienie zieleni, z których drugi był jeszcze ciemniejszy, niż pierwszy, więc raczej nic z tego. Dlatego musiał jakoś sprawić, żeby odcień stał się nieco jaśniejszy i wtedy wpadł na kolejny wspaniały pomysł. Czym prędzej podszedł do półki z białą farbą i wziął jedno pudełeczko do ręki również oglądając je dokładnie z każdej ze stron. Następnie przyłożył jedno pudełeczko do drugiego i porównał ze sobą oba kolory widniejące na etykiecie. Nie trudno było zauważyć, że biały jest o wiele jaśniejszy od limonkowego i właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Jeśli rzeczywiście kolor limonkowy okaże się zbyt intensywny, to zmiesza ze sobą te dwie farby i wtedy powinien uzyskać odpowiedni odcień. Aż był z siebie dumny, że całkiem sam wpadł na ten nietypowy pomysł, co w jego wypadku było po prostu szczytem inteligencji i kreatywności. Miał tylko nadzieję, że jego wspaniały pomysł wypali i z tą właśnie myślą oraz dwoma farbami do włosów udał się prosto do kasy.
Jak to miał w zwyczaju wybrał kasę samoobsługową, ponieważ nie chciał tracić czasu na stanie w kolejkach i wolał już stąd wyjść, gdyż miał wrażenie, że robi się tu coraz zimniej. Przy samoobsługowej kasie nie było w tamtym momencie nikogo, więc szybszym krokiem do niej podszedł i zaczął skanować produkty. Kupował tylko dwie rzeczy, więc zajęło mu to dosłownie kilka sekund i już po chwili wyciągał kartę, żeby przy jej pomocy zapłacić za farby do włosów. Kiedy transakcja się powiodła zabrał swoje rzeczy i skierował się do wyjścia, mijając po drodze ludzi z wielkimi koszykami wypełnionym kosmetykami aż po brzegi, którzy również zmierzali w stronę kasy. Na całe szczęście zdążył zrobić zakupy przed nimi, bo miał ciarki na samą myśl o czekaniu, aż ci wszyscy ludzie skończą skanować tonę produktów, gdy on miał zaledwie dwie rzeczy. Wyszedł na zewnątrz i od razu zrobiło mu się cieplej przez słońce, które tego dnia grzało wyjątkowo mocno. Zaraz po wyjściu zaczął iść tą samą drogą, żeby wrócić do swojego samochodu i udać się na drugi punkt na jego liście, który znajdował się trochę dalej od plaży, bo praktycznie w samym centrum. Najpierw jednak musiał dotrzeć do samochodu, który (o ile nikt go nie ukradł) czekał na niego na parkingu.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
Po zaledwie kilku minutach był już na miejscu i zastał tam swój samochód, który wyglądał na nienaruszony i stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawił, więc przez ten czas raczej nikt nie próbował się do niego włamać. Jak widać włamywanie się do takiego starego grata nie było opłacalne, ale ze względu na słabe zamki nie stanowiło także większego problemu. Wystarczyło mocniej szarpnąć za klamkę i drzwi z pewnością by się otworzyły, o ile wcześniej by nie odpadły, więc było to banalnie proste do wykonania. Jak widać nikomu nie chciało się marnować czasu na ten mało warty samochód, bo takim to aż wstyd się na mieście pokazać, a ukraść to już w ogóle straszna wiocha. Dlatego właśnie najtańszy samochód w salonie był strzałem w dziesiątkę i przynajmniej zachowa się na dłużej, a jego naprawa nie wyniesie kilkunastu tysięcy jak w przypadku innych sportowych aut.
Wsiadł do tego swojego czterokołowca i odjechał w stronę wyjazdu z parkingu, po czym skręcił w prawo, wyjeżdżając na główną drogę. Jechał aktualnie na północ i coraz bardziej oddalał się od plaży oraz apartamentowca, w którym mieszkali, aż w końcu dojechał na miejsce. Zaparkował niedaleko budynku, który niegdyś służył jako DOJ i gdzie swego czasu przesiadywali sędzia główny oraz wszyscy adwokaci czekający na wezwanie na komendę policji w celu udzielenia pomocy prawnej aresztowanym przestępcom. Wcale nie był to trudny zawód, a bardzo dobrze płatny. Wystarczyło mieć gadane oraz dysponować darem przekonywania i podstawową wiedzą prawniczą, a można było się ustawić do końca życia. No i jeszcze nie można było odwalić niczego nielegalnego, co nie dla wszystkich było takie proste, jak mogłoby się wydawać.
Po raz kolejny tego dnia zostawił swoje auto na parkingu i udał się prosto pod drzwi jubilera. Zamierzał kupić swojemu chłopakowi jakiś mały prezent, żeby ten dłużej się na niego nie złościł za ten numer z komendą, ale zanim jeszcze wszedł do środka zdał sobie sprawę z tego, że ma mały problem. Mianowicie jego chłopak nigdy nie nosił biżuterii i w zasadzie to nie miał pojęcia co mu kupić. Kolczyki odpadały, w pierścionku nigdy go nie widział, bransoletki nigdy nie założył, a jedyny naszyjnik, który nosił to ten z oznaczeniami dla gangów, który sugerował przynależność do danej grupy przestępczej. Widział go w nim może 2 razy, ponieważ Zakshot nigdy nie posiadał takich naszyjników, więc jedyny jaki kiedykolwiek założył był prezentem od Landrynek, które poniekąd traktowały go jak członka swojej rodziny przez jego pokrewieństwo z jednym z nich. Ostatecznie postanowił, że kupi mu jakiś ładny łańcuszek, ponieważ wydawało mu się to najsensowniejszą opcją, gdyż pierścionek mógł potraktować jako oświadczyny, a on po prostu chciał dać mu jakiś prezent. Oczywiście kiedyś chciałby być z nim w związku małżeńskim, ale to jeszcze za wcześnie i trochę też bał się jak zareaguje na to jego rodzina. Łańcuszek wydawał się być neutralny i wręcz idealny na prezent dla drugiej połówki, ale też strasznie drogi. Dlatego będzie musiał wybrać taki, na który będzie go stać, ale jednocześnie nie wyda na niego całej swojej wypłaty, choć mógłby to zrobić. Nicollo był dla niego wyjątkowy i zasługiwał na coś wyjątkowego, więc raczej nie będą to tanie rzeczy rzędu kilku dolarów i musiał liczyć się z tym, że mogą to być nawet tysiące. Naprawdę nie potrafił zrozumieć dlaczego w tych czasach biżuteria jest taka droga. Przecież wzrost wartości takich przedmiotów jeszcze bardziej będzie zachęcał przestępców do napadów na jubilery, ponieważ już jest to łatwy, nie wymagający dużego nakładu pracy zarobek. Wystarczy ukraść parę naszyjników czy pierścionków i sprzedać gdzieś na czarnym rynku, a można naprawdę się nieźle obłowić.
Gdy tylko wszedł do środka od razu w oczy rzuciło mu się mnóstwo przepięknych pierścionków, które były trzymane za szkłem, mającym zapobiec wykradnięciu całego asortymentu, co patrząc na liczbę zgłoszeń w tym miejscu nie sprawdzało się za dobrze. Mimo tego w jubilerze wcale nie brakowało biżuterii i było jej całkiem sporo biorąc pod uwagę to, że dosłownie kilka dni wcześniej trwał w tym miejscu napad. Dante zawsze zastanawiał się jakim cudem ten biznes jeszcze nie upadł i dalej kręcił się w najlepsze przy takiej skali napadów, ale w to nie wnikał. Nie była to jego sprawa, z resztą on był tutaj tylko od pilnowania bezpieczeństwa obywateli, a nie od prześwietlania historii właściciela tego lokalu. Takimi sprawami powinno zająć się DTU, a on nie zamierzał bawić się w detektywa. Przyjechał tutaj tylko po to, żeby kupić jakiś naszyjnik, więc podszedł do gablotki ze złotymi wisiorkami i zaczął je oglądać. Większość z nich była raczej przeznaczona dla kobiet wnioskując po naszyjnikach z serduszkami, motylami czy innymi bardzo podobnymi kształtami, więc wybór był raczej niewielki.
Ostatecznie postawił na zwykły złoty łańcuszek za 2000 dolarów, co jego skromnym zdaniem i tak było zbyt dużą ceną jak za ilość prawdziwego złota w tym stopie różnych metali. Złoto w tych czasach było bardzo drogie i chyba nigdy nie byłoby go stać na taki prawdziwy złoty naszyjnik, no chyba że dokonałby kradzieży, ale tego jako stróż prawa akurat nie mógł zrobić. Dlatego uczciwie kupił swojemu chłopakowi prezent, który po zapłaceniu otrzymał w ozdobnym pudełeczku z logiem firmy na samej górze. Schował niewielkie pudełeczko z łańcuszkiem w środku do kieszeni i wyszedł z budynku, kierując się w stronę samochodu. Gdy już do niego dotarł wsiadł za kierownicę i ruszył spod budynku dawnego doju z powrotem jadąc w stronę plaży. Tym razem wracał już do mieszkania, gdzie czekał na niego Nicollo zupełnie nie świadomy tego, co zaraz się wydarzy.
Po kilkunastu minutach wreszcie udało mu się dojechać na parking przy apartamentowcu, na którym zaparkował swój pojazd. Niestety w drodze powrotnej natknął się na ogromny korek spowodowany wypadkiem drogowym i musiał jechać naokoło, ponieważ droga, którą początkowo jechał była aktualnie nieprzejezdna. Zabrało mu to jakieś 15 minut, więc wrócił trochę później, niż planował. Czym prędzej wysiadł z samochodu i popędził do drzwi budynku, ponieważ nie mógł się już doczekać reakcji Carbonary. Nie zamierzał mu powiedzieć, co dokładnie będzie robił, żeby niespodzianka była jeszcze lepsza.
Po wejściu do mieszkania miał wrażenie, że był tam sam, ponieważ było strasznie cicho i z początku myślał, że Nicollo gdzieś wyszedł i zaraz wróci, ale gdy wszedł głębiej zauważył jego białą czuprynę wystającą znad kanapy. Mimo tego w mieszkaniu panowała grobowa cisza i aż bał się odezwać, ale ostatecznie poinformował o swoim powrocie.
– Wróciłem! – powiedział to na tyle głośno, że Carbonara bez problemu powinien go usłyszeć, ale z jakiegoś powodu nie odpowiedział. Gdy młodszy podszedł bliżej okazało się, że białowłosy miał w uszach słuchawki, ale kiedy zauważył swojego chłopaka natychmiast je wyciągnął.
– O, już jesteś. Jak było na komendzie? – zapytał spoglądając mu prosto w oczy. Nie wyglądał ani na szczęśliwego, ani na smutnego, ani na złego, a bardziej obojętnego, co zaniepokoiło czarnowłosego. Naprawdę dawno nie widział go w takim stanie, ale zmienił to jednym zdaniem.
– Tak właściwie to wcale nie byłem na komendzie. – uśmiechnął się do niego, obserwując jak na jego twarzy formuje się zdziwienie i jednocześnie zaciekawienie.
– To gdzie? – nieco posmutniał, kiedy usłyszał, że jego chłopak go okłamał, ale nie dlatego, że go okłamał, a dlatego że musiał odwołać wszystkie plany zamachu na komendę za wyciąganie Dantusia w środku dnia na jakieś głupie spotkania. A szkoda, bo już szykował bombę, którą zamierzał spuścić na jedną z trzech departamentów policji i teraz zupełnie nie miał powodu, aby to zrobić.
– Nie mogę ci powiedzieć, to tajemnica. – powiedział cytując jego własną wypowiedź sprzed godziny.
– A tak serio, to chodź za mną. – odparł i zabrał ze sobą jedno krzesło od stołu, po czym zaczął z nim iść w stronę łazienki. Jego chłopak oczywiście ruszył za nim zaciekawiony tą całą sytuacją, aż po chwili dotarli do łazienki.
– Siadaj. – nakazał stawiając drewniane krzesełko na samym środku łazienki, a sam ustawił się za nim, gdy białowłosy wykonał jego polecenie. Bardzo już chciał zacząć farbować mu włosy, ale najpierw musiał nieco podciąć mu włosy. Już wcześniej zauważył, że ma je trochę za długie i zamierzał się tym zająć. Otworzył jedną z szafek w ich łazience i wyciągnął z niej specjalne nożyczki do włosów oraz jasnozielony grzebień. Następnie zamknął szafkę i przystąpił do podcinania mu końcówek włosów.
– Czy ty właśnie podcinasz mi włosy? – zapytał, kiedy usłyszał dźwięk pracujących nożyczek i pierwsze centymetry jego białych włosów zaczęły spadać na podłogę pod nim.
– No tak, a co w tym dziwnego?
– A masz jakieś wykształcenie? Znasz się na tym chociaż trochę? – wolał się upewnić, zanim jego fryzura zostanie doszczętnie zniszczona. Teoretycznie ufał swojemu chłopakowi, ale nie sądził, żeby ten miał jakieś doświadczenie w zawodzie fryzjerstwa i znał się na tym na tyle dobrze, że będzie potrafił odpowiednio obcinać włosy.
– Zaufaj mi. – odparł ze słyszalną w głosie pewnością siebie i rzeczywiście był pewny swoich umiejętności w tym zakresie. Nauczył się tego jeszcze w dzieciństwie i pomimo upływu lat nadal coś nie coś potrafił.
Zaczął bardzo spokojnie od rozdzielania jego włosów na mniejsze części i po kolei staranie je podcinał, a na sam koniec nadawał im nieco kształtu. Dawno tego nie robił, ale nadal wychodziło mu to z łatwością i nawet lubił to robić. Chyba już wiedział czym chce się zajmować, gdy już przejdzie na emeryturę i marzył o otworzeniu swojego małego salonu fryzjerskiego kiedyś w przyszłości.
Gdy skończył cofnął się o kilka kroków i zaczął obserwować swoją pracę i musiał przyznać, że nie wyglądało to źle. W zasadzie to Nicollo wyglądał identycznie jak po wyjściu od fryzjera i właśnie taki efekt starał się osiągnąć. Schował z powrotem do szafki wcześniej wyciągnięte rzeczy i dał starszemu czas na przejrzenie się w lustrze.
– Wow, nie wiedziałem że umiesz tak dobrze obcinać włosy. – powiedział, kiedy zdążył obejrzeć się z każdej strony i musiał przyznać, że zaimponowało mu to.
– Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz. – nie często chwalił się swoimi umiejętnościami w różnych dziedzinach i faktycznie zostało jeszcze kilka rzeczy, o których Nicollo nie miał pojęcia.
– Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej mnie zaskakujesz.
– A to jeszcze nie wszystko, siadaj z powrotem i czekaj tu na mnie. – odparł wymijając przeglądającego się w lustrze Carbonarę i wyszedł z łazienki. Szedł właśnie po farby do włosów, które zostawił przy drzwiach wejściowych, żeby Nicollo nie mógł ich wcześniej zobaczyć.
– Okej, zaczyna mi się to podobać. – nie miał zielonego pojęcia co takiego jeszcze przygotował dla niego Dante, ale czuł lekką ekscytację. Mógł tak naprawdę jedynie domyślać się gdzie w tamtym czasie poszedł jego chłopak, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
Po zaledwie kilku sekundach znalazł się z powrotem przed wejściem do łazienki, ale ręce miał schowane za plecami, tak aby Nicollo nie był w stanie zobaczyć co w nich ma.
– Zamknij oczy.
– Ej no, ale ja chcę widzieć. – zaprotestował kiedy został poproszony o zasłonięcie oczu. Nie chciał ich zamykać, ponieważ ciekawość zżerała go od środka i chciał widzieć wszystko, co będzie robił jego chłopak.
– Jak będziesz grzeczny to dostaniesz nagrodę. – powiedział, żeby jakoś go przekonać, co działało niemalże za każdym razem. Miał nadzieję, że będzie tak i w tym przypadku i nie pomylił się.
– Dobra, to zmienia postać rzeczy. – zamknął oczy zachęcony takim obrotem spraw i zaczął sobie wyobrażać swoją nagrodę, kiedy już ją dostanie. Przez myśl przewinęło mu się sporo dziwnych myśli i swoich nieodkrytych fantazji, które chciał kiedyś spełnić, ale nie wiedział jak się do tego zabrać.
W tym czasie Dante zaczął mieszać w plastikowej miseczce farby i jak się okazało dodanie białej do zielonej wcale nie było złym pomysłem, ponieważ kolor cały czas się rozjaśniał. Po pewnym czasie w końcu udało mu się uzyskać odpowiedni odcień i nałożył trochę farby na szeroki pędzel do farbowania. Miał tylko nadzieję, że po spłukaniu farby kolor nie będzie bardzo różnił się od tego, co ma w miseczce, ponieważ na włosach zawsze wyglądało to trochę inaczej. Przejechał pędzelm od góry do dołu zaczynając od nałożenia farby z tyłu, czego Carbonara nie zostawił bez reakcji.
– Co to jest? Dziwnie pachnie. – rzeczywiście mieszanka farb miała bardzo intensywny zapach chemikaliów, więc łatwo dało się go wyczuć. Nie dziwił się, że jego chłopak również to poczuł, co zmusiło go do odpowiedzenia mu na pytanie.
– Farba do włosów. – krótko zwięźle i na temat, gdyż nie chciał udzielać mu zbyt wielu informacji, które mogłyby zepsuć całą niespodziankę, ale nie spodziewał się takiej reakcji ze strony starszego.
– Japierdole żartujesz sobie ze mnie prawda? – naprawdę chciałby, żeby to był żart, ale niestety nim nie był i aż bał się co mogło mu przyjść do głowy. W życiu nie czuł chyba większej ciekawości, niż teraz, ale posłusznie cały czas miał zamknięte oczy.
– Nie.
– Jak wybrałeś rudy to przysięgam, że cię zabiję. – tym razem nie żartował i mówił to całkowicie poważnie, co przez drugą stronę zostało odebrane jako żart wnioskując po śmiechu Capeli.
– Nie no spokojnie, o to nie musisz się martwić.
– No dobra, to jaki kolor wybrałeś? – kamień spadł mu z serca, że nie będzie musiał dołączać do gangu rudych, ale dalej nie wiedział z jakim kolorem włosów wyjdzie z tej łazienki, dlatego postanowił zapytać.
– Dowiesz się jak skończę.
– A długo jeszcze? – strasznie się niecierpliwił i chciał już zobaczyć jaki kolor wybrał dla niego Dante, ale niestety jeszcze nie mógł tego zrobić. Nie chciał otwierać oczu, ponieważ wtedy nie dostanie swojej nagrody, którą czarnowłosy mu obiecał.
– Jeszcze chwila. – powiedział przechodząc do przodu, żeby tam nałożyć kolejne warstwy farby. To słodkie, że tak bardzo się niecierpliwił, ale musiał jeszcze chwilę poczekać.
Wykonał ten sam ruch jeszcze kilkanaście razy, aż w końcu wszystkie jego włosy pokryła dość pokaźna ilość farby, którą zużył praktycznie całą. Brudną miseczkę wraz z pędzlem włożył do umywalki i zaczął pozbywać się z nich resztek farby.
– Skończyłem, ale jeszcze nie otwieraj oczu. Najpierw trzeba to zmyć. – poinformował wypłukując z pędzla farbę, która dostała się między włoski i było to denerwujące oraz trudne do usunięcia.
– Dobra, to chodźmy. – powiedział, po czym wstał z zamkniętymi oczami i wystawił ręce przed siebie, żeby w nic nie uderzyć i ruszył w stronę wyjścia z łazienki przekonany, że idzie w stronę umywalki.
– Stój debilu, najpierw trzeba poczekać! – wypuścił z rąk pędzel i pobiegł za nim łapiąc go za ramię. Pociągnął go do tyłu, w efekcie czego wylądował z powrotem na krześle. Mało brakowało, a wszedłby prosto w drzwi, więc musiał zareagować, zanim zderzyłby się z drewnianymi deskami.
– Aha, a ile trzeba czekać? – zapytał poprawiając się na krześle.
– Pół godziny. – odpowiedział czytając instrukcję na opakowaniu i zaczął sprzątać bałagan, który wytworzył się wokół nich.
– I ja mam tak tutaj siedzieć przez 30 minut z zamkniętymi oczami i nic nie robić? Przecież ja się tu zanudzę na śmierć. – jęknął niezadowolony z faktu, że musiał czekać, najchętniej zobaczyłby już jak wygląda z farbą na włosach, o kolorze której nie miał pojęcia.
– Mogę ci umilić ten czas. – powiedział, kiedy schował wszystkie niepotrzebne przedmioty z powrotem do szafki i w zasadzie to również musiał czekać.
– Chętnie. – tylko głupi nie skorzystałby z tej propozycji, a on nie był głupi.
Z racji tego, że Dante wiedział jak zazwyczaj kończą się takie zabawy ustawił na swoim telefonie minutnik na 30 minut, ponieważ wiedział, że gdy będą sobą zajęci najpewniej stracą poczucie czasu i być może spędzą tam najbliższą godzinę. Wyciągnął również z kieszeni pudełeczko z łańcuszkiem, żeby Nicollo przypadkiem nie poczuł, że ma coś w kieszeni. Odłożył je na pralkę i przeszedł zza jego pleców na przód. Delikatnie umiejscowił swoje ręce na jego barkach i usiadł na jego kolanach. Nicollo od razu na to zareagował i odchylił się do tyłu, a następnie chwycił go za jego zgrabny tyłek i mocno ścisnął. Capela nie spodziewał się po nim tak odważnego ruchu już na samym początku, ale nie narzekał, a nawet podobało mu się to. Przygryzł lekko wargę i zbliżył się do jego ust składając na nich delikatny pocałunek, na co został przyciągnięty jeszcze bliżej i objęty w pasie. Carbonara zaczął oddawać pocałunek, który z każdą chwilą był coraz bardziej agresywny. W pewnym momencie zatracili się w tym wszystkim, a Dante zaczął schodzić pocałunkami na szyję starszego, gdzie zostawił krwistoczerwoną malinkę. Uśmiechnął się, ponieważ tym razem miał nad nim przewagę, gdyż Nicollo nie mógł otworzyć oczu, więc w tej chwili to on po raz pierwszy dominował i czuł się z tym dobrze. Obserwował reakcje Carbonary na każdy ruch, jaki wykonywał i były one bardzo satysfakcjonujące. Powrócił ustami do jego ust i ponownie je złączył chcąc nacieszyć się ich delikatnością. Długo to jednak nie potrwało, ponieważ nim się obejrzeli w ten przyjemny sposób upłynęło pierwsze 20 minut, a chwilę później kolejne 10 i telefon czarnowłosego zadzwonił sygnalizując upłynięcie ustawionego czasu.
Nie mieli nawet pojęcia kiedy to się stało, ponieważ kompletnie stracili poczucie czasu i te 30 minut minęły im jak 3. Po tym jak w łazience rozbrzmiał alarm Dante od razu wstał z kolan swojego chłopaka, co spotkało się z niezadowolony mruknięciem. Chwycił za swój telefon i wyłączył drażniący jego uszy alarm, odkładając urządzenie z powrotem na pralkę. Następnie pomógł wstać swojemu chłopakowi i kazał włożyć mu łeb pod kran w umywalce i odkręcił wodę. Pomógł mu zmyć farbę z jego włosów i gdy pozbył się całej farby zakręcił z powrotem kurek z wodą.
– Mogę już otworzyć oczy? – zapytał, kiedy wyciągnął głowę z umywalki i wyprostował się po kilku minutach stania w pochylonym do przodu. Bardzo chciał już zobaczyć jak to wygląda, ale jednocześnie nie chciał stracić swojej nagrody po tym ile już wytrzymał.
– Nie, jeszcze tylko suszenie. – powoli poprowadził go do krzesełka, na którym go posadził i chwycił za suszarkę. Wpiął wtyczkę do kontaktu i włączył ją osuszając jego włosy z nadmiaru wody.
W międzyczasie rozczesywał też jego włosy, aby mieć pewność, że dokładnie pozbył się z nich całej wody. Po kilku minutach suszenia w końcu jego włosy były suche i tylko kilka razy przeczesał je jasnozielonym grzebieniem, aby odpowiednio je ułożyć, po czym schował go do szafki. Następnie wyciągnął z pudełeczka łańcuszek, który schował do kieszeni spodni, a puste pudełeczko odstawił gdzieś na bok, ponieważ nie było już potrzebne.
– Możesz otworzyć oczy. – powiedział, gdy wszystko już było gotowe i dopięte na ostatni guzik. Jemu osobiście ten kolor bardzo się podobał, ale pozostała jeszcze kwestia tego czy spodoba się on jego chłopakowi. Miał nadzieję, że tak, bo w końcu obaj lubili kolor zielony.
Wstrzymał powietrze, kiedy Nicollo otworzył oczy i zaczął przeglądać się w lustrze z absolutnie grobową miną. Przez dłuższy czas nic nie mówił, więc Dante zestresował się, że nowy kolor mu nie odpowiada albo zrobił coś nie tak, więc postanowił zapytać wprost.
– I jak?
– Jest mega! Naprawdę mi się podoba. – odparł z uśmiechem na twarzy przeczesując swoje włosy z jednej strony na drugą. Dokładnie się im przyglądał, a czarnowłosy wypuścił z nieskrywalną ulgą długo wstrzymywane powietrze. Gdy już trochę się uspokoił sięgnął ręką do kieszeni spodni i wyciągnął z niej łańcuszek.
– To się cieszę iiiiii mam coś dla ciebie. – po wypowiedzeniu tych słów Nicollo od razu odwrócił głowę w jego stronę i ujrzał w jego rękach złoty łańcuszek. Nie mógł uwierzyć, że jego chłopak kupił mu taką drogą biżuterię w momencie, kiedy on sam może ją sobie zorganizować w kilka minut całkowicie za darmo. Było to zupełnie niepotrzebne, ale nie zamierzał narzekać, w końcu prezent to prezent.
– Podoba ci się? – zapytał, kiedy starszy założył go na szyję, ale po jego szerokim uśmiechu dobrze wiedział, że mu się podoba. Musiał się na to sporo wykosztować, ale było warto.
– Bardzo, ale wystarczyłby mi limonkowy bimberek i twój słodki całus. – powiedział i spojrzał na niego wyczekująco, na co Dante pokręcił z rozbawienie głową i złożył na jego ustach delikatny pocałunek, który w momencie zetknięcia ze sobą ich ust został odwzajemniony.
– Przecież niedawno kupiliśmy bimber. – zauważył, kiedy już się od niego oderwał, ahh temu to nigdy nie było mało alkoholu i czułości również.
– No wiem, ale powoli się kończy. – po tym jak ostatni raz pili bimber, a było to w zeszłym tygodniu zostało mniej, niż połowa butelki, więc stwierdzenie, że powoli się kończy było jak najbardziej odpowiednie.
– Ciekawe czyja to zasługa. – odparł sugestywnym tonem, mając na myśli, że to jego chłopak był głównym koneserem bimbru limonkowego i to on z ich dwójki wypijał go najwięcej. Oczywiście była to prawda, ponieważ Dante pił raczej okazjonalnie i nigdy się jeszcze nie upił, czego niestety nie mógł powiedzieć o swoim chłopaku.
– Nasza wspólna.
Wyszli razem z łazienki i Dante zabrał ze sobą drewniane krzesełko, które odstawił tam, skąd je wziął, a Nicollo w tym czasie wziął miotłę. Zaczął zamiatać z podłogi obcięte białe kosmyki włosów i zgarnął je na szufelkę udając się z nimi w stronę kosza na śmieci, który jak w każdym prawilnym mieszkaniu znajdował się pod zlewem. Capela w tym czasie poszedł do sypialni, gdzie ostatnio zostawił swój telefon. Zauważył go na szafce nocnej obok łóżka i zabrał go ze sobą, ale gdy chciał już wychodzić jego uwagę zwróciły lekko uchylone drzwiczki od szafy. W środku zobaczył między innymi swój mundur, ale też parę innych kompletów ubrań, które należały do Carbonary na „specjalne akcje”. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wpadł na wysoce głupi, ale też interesujący pomysł. Kątem oka zauważył swojego chłopaka krzątającego się w kuchni i postanowił, że musi wcielić w życie swój plan. Czym prędzej do niego podszedł i chwycił go za rękę, pociągając swoją spleśniałą pieczarkę do salonu. (Bo wiecie, zielone włosy, a wcześniej były białe, więc pieczarka XD Dobra nie ważne)
– To jeszcze nie wszystko, poczekaj tutaj. – odparł i zostawił go w salonie, a samemu udał się do sypialni. Otworzył drzwiczki od szafy na oścież i wyciągnął z niej swój policyjny mundur, po czym zawrócił z nim do salonu.
– Tada! – krzyknął wyskakując zza rogu z mundurem na wieszaku w rękach powodując u niego jeszcze większe zdezorientowanie, niż wcześniej.
– Eeeee po co mi twój mundur?
– Zawsze mówisz, że w mundurze wyglądam oszałamiająco, więc chciałem zobaczyć jak ty w nim wyglądasz. – wytłumaczył wyciągając do niego rękę z mundurem na wieszaku, ale starszy go od niego nie zabrał.
– O nie, nie ma opcji! – Czy on już do reszty zwariował? Nigdy nie założyłby munduru, no chyba że musiałby podszyć się pod policjanta dla swoich korzyści, ale to zupełnie inna sytuacja. Aktualnie z założenia munduru nie miał żadnej korzyści i wciąż czekał na obiecaną wcześniej nagrodę.
– No ale dlaczego nie? – uważał, że będzie to dobry pomysł i absolutnie nie spodziewał się, że ten pomysł spotka się z kategoryczną odmową.
– Nie założę munduru!
– Dlaczego? – Capela naprawdę nie rozumiał przed czym starszy się tak wzbraniał, przecież to nic złego i nie każe mu w tym wychodzić na miasto.
– Bo nie jestem policjantem. – powiedział to tak, jakby nigdy nie nosił munduru, a w rzeczywistości już kilka razy miał okazję włamywać się w nim na komendę. Chodziło tutaj głównie o honor, bo jakby ktoś się dowiedział, że przebiera się za policjanta to inni szanowani przestępcy mogliby go posądzić o sprzedawanie się za dolary albo co gorsza współpracę z policją, a za to kary były surowe.
– No proszę Carbo, zrób to dla mnie. – starał się go ubłagać na wszystkie możliwe sposoby i w końcu mu się udało, z czego był niesamowicie dumny.
– Dobra, ale od razu mówię, że nie nakłoni mnie to do zostania psem. – teraz może tylko chce, żeby założył mundur, ale nigdy nie wiadomo co będzie za kilka lat.
– No wiem, nie każę ci przecież zostać policjantem, po prostu to załóż. – przewrócił oczami słysząc tak absurdalną myśl, ale w środku cieszył się z tego, że Nicollo zgodził się to zrobić.
W tym celu poszedł do łazienki i tam przebrał się w policyjny mundur, a gdy już był gotowy wyszedł z pomieszczenia, przed którym czekał na niego Dante.
– I jak wyglądam? – zapytał, choć doskonale wiedział, że pewnie wygląda jak klaun.
– Pięknie.
– No nie powiedziałbym. – stwierdził oglądając to, co ma na sobie. Wyglądał jak prawdziwy policjant, brakowało mu jedynie paska z wyposażeniem i odznaki, ale nawet bez tego wyglądał legitnie.
– Co ty robisz? – stał do niego bokiem, kiedy usłyszał dźwięk zrobienia zdjęcia i chytry uśmieszek Capeli, który mówił sam za siebie. Mimo wszystko zapytał, ponieważ nie miał pojęcia po co mu jego zdjęcie w mundurze, choć nie wykluczone, że chciał je zatrzymać na pamiątkę. Jeszcze chwilę klikał coś na swoim telefonie, aż w końcu wykrzyczał:
– Wrzucam to na Networkera! – krzyknął i w tym samym momencie kliknął opcję wyślij.
– Nie! Nie rób tego. – Carbonara nawet nie zdążył zareagować, a zdjęcie zostało wrzucone do sieci i tysiące osób w mieście mogło zobaczyć go w policyjnym mundurze.
– Ups, już za późno. – zaśmiał się i zobaczył, jak Nicollo zmierza w jego stronę i ewidentnie nie miał on dobrych zamiarów, więc przyjął pozycję obronną.
– Oddawaj ten telefon! Kasuj to natychmiast! – rzucił się na niego z zamiarem wyrwania mu telefonu.
– Nigdy! – krzyknął szamocząc się na wszystkie strony starając się nie dopuścić do przejęcia jego telefonu przez rozwścieczonego Carbonarę.
– Błagam, jak chłopaki to zobaczą, to nie będę miał życia. – jak nie groźbą, to prośbą, ale nawet to nie poskutkowało i z każdą sekundą coraz więcej osób miało szanse zobaczyć to kompromitujące go zdjęcie, które zdążyło w tym czasie dotrzeć do lidera Zakshotu
– Nie histeryzuj. O, Erwin Knuckles odpisał. – zaśmiał się z reakcji złotookiego na to zdjęcie, którą zostawił pod jego postem wysyłając wiadomość: „no no Carbi, nie wiedziałem, że zmieniasz branżę”.
– Japierdole, na sto procent wszyscy już to widzieli, siwy to już pewnie na dysku zapisał i już nigdy się tego nie pozbędę. – jęknął odpuszczają wszelkie próby wyrwania telefonu z rąk Capeli, bo teraz było mu już wszystko jedno, skoro skompromitował się przed Erwinem przez swoją własną głupotę.
– Nie przesadzaj. – przecież nie może być tak źle, trochę sobie po żartują i w końcu zapomną, prawda?
– Chwila, a ty nie będziesz miał problemu? – zdał sobie sprawę z tego, że jego chłopak mógłby mieć przez to problemy w pracy. Z tego, co się orientował to było to średnio legalne, a nawet kiedyś dostał karę więzienia za noszenie munduru i podszywanie się pod policjanta.
– Niby dlaczego? – nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i jeszcze nie do końca do niego docierało, co właśnie zrobił i jaki wielki błąd popełnił wrzucając to zdjęcie gdziekolwiek.
– No bo to twój mundur. A ja jestem przestępcą.
– O japierdole. Weźmiesz to na siebie? Błagam, jak ktokolwiek się dowie, że dałem ci swój mundur, to mnie zawieszą albo gorzej, posądzą mnie o korupcję! – Nie pomyślał o konsekwencjach swoich czynów, a przecież powinien to wiedzieć, bo to on był policjantem i powinien być odpowiedzialny, ponieważ zawsze był przykładnym funkcjonariuszem i jedna taka wtopa mogła na dobre zepsuć mu reputację.
– Nie ma mowy! Będę poszukiwany za kradzież munduru i mnie zamkną przy pierwszej lepszej okazji! – nie da się tak łatwo, nie ma takiej opcji. A za głupotę się płaci.
– No to co teraz? – zapytał z nadzieją, że jego chłopak ma jakiś pomysł jak rozwiązać tą sytuację bez konsekwencji dla obu stron, ale było to chyba niemożliwe.
– Teraz to oboje mamy problem. – stwierdził siadając na kanapie obok niego, wciąż w mundurze, którego tak bardzo nie chciał założyć.
– Czyli co? Fotomontaż?
– Fotomontaż – przytaknął biorąc do rąk swój telefon i kasując zdjęcie z internetu. I chociaż wiedział, że w internecie nic nie znika, miał nadzieję, że owe zdjęcie nie dotarło jeszcze do innych funkcjonariuszy, bo inaczej będzie musiał skłamać w swoich wytłumaczeniach, żeby jego wersja zgadzała się z wersją Carbonary. Miał też nadzieję, że coś takiego przejdzie i w ten sposób uda mu się uniknąć odpowiedzialności, a jeśli nie to przynajmniej zostanie fryzjerem.
[~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~>
Nie jest to oneshot, który mi się podoba, a wręcz wcale i okładka też nie jest jakaś super, ale w wymyślanie i tworzenie okładek do książek jestem akurat tragiczna. Cóż tak czy siak przynajmniej coś wstawiłam, ale nie sprawdzałam czy są błędy i jak takowe są, to przepraszam i może kiedyś je poprawię.
No i co widzimy się za jakiś czas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top