Jaja
- Czyżby moje docinki wpłynęły na twoje ego? - usłyszałam za plecami.
- Ciężko stwierdzić patrząc na fakt, że to nie ja odpowiadam za mój ubiór. - rzuciłam i wróciłam do tańca na parkiecie. Od dłuższego czasu tańczyłam sama poruszając się delikatnie, jednak nie przeszkadzała mi samotność. Neymar zniknął gdzieś w tłumie, a po chwili poczułam na sobie dłonie, które przyciągnęły mnie do męskiej klatki piersiowej.
- Chyba nie masz nic przeciwko? - usłyszałam nad uchem.
- Ależ skąd. - zaśmiałam się krótko, odwróciłam się twarzą do nieznajomego i zarzuciłam mu ręce za głowę.
- Jestem Sam. - powiedział po chwili i przycisnął mnie do swojego ciała, ciągnąć mnie za biodra.
- Rose. - ponownie spojrzałam na niego. Był blondynem średniego wzrostu z idealnie błękitnymi oczami.
- Twój chłopak chyba nie jest zadowolony z faktu, że ze mną tańczysz. - odwróciłam wzrok w kierunku gdzie patrzył blondyn. Moje oczy odnalazły oczy Neymara. Od razu pokazałam mu środkowy palec na co on odpowiedział mi tym samym.
- To nie mój chłopak. - odparłam szybko. - Buc jakich mało.
- Kto się czubi ten sie lubi. - puścił mi oczko i zniknął w tłumie.
- To było dziwne. - mruknęłam do siebie.
- Widzisz, nie potrafisz przytrzymać przy sobie faceta nawet przez jedną piosenkę. - usłyszałam gdy wróciłam do loży. Neymar siedział wygodnie i popijał drinka z uśmiechem zwycięscy. Postanowiłam nie komentować jego docinek i usiadłam obok Philippe'a.
- Jak tam podboje?
- Weź nic nie mów. Zajęta. - Warknął i wypił duszkiem drinka.
- Jeszcze znajdziesz swoją księżniczkę.
- Jak do trzydziestki nie znajdziemy sobie nikogo to bierzemy ślub. - podał mi naczynie wypełnione kolorową cieczą.
- Jestem za. - skinęłam i zderzyłam nasze szkła po czym upiłam łyk alkoholu.
- Zobaczysz, że będzie miał takie parcie żeby kogoś znaleźć i nie być z tobą, że prędzej dżdżownice poślubi niż ciebie. - Netmar nie dawał za wygraną.
- Uwierz mi, że najprawdopodobniej to jest Twoja przyszłość, bo ciebie żadna dwa razy nie dotknie. Więc albo poślubisz ropuchę albo zostaniesz do końca życia sam.
- Wolę ropuchę niż ciebie. Nie musisz martwić się o mnie. Ja w porównaniu do ciebie nie mogę odpędzić się od adoratorek. - powiedział i wpił się w usta blondynki siedzącej obok niego.
- Trzymajcie mnie, bo zwymiotuje. - ledwo powstrzymałam odruch wymiotny. Wstałam i ponownie podeszłam do baru.
- Ciężki dzień? - Barman posłała mi przyjacielski uśmiech.
- Ciężkie życie z ludźmi o niskim ilorazie inteligencji. - posłałam mu słaby uśmiech.
Otrzymałam swoje zamówienie, które wypiłam duszkiem i ruszyłam na parkiet. Tańczyłam z dziewczynami, więc czułyśmy się śmielej w swoim towarzystwie. Poruszałyśmy biodrami, czasami obracałyśmy się nawzajem.
- Jak nic będę miała jutro zakwasy na tyłku i biodrach. - Przekrzyczałam muzykę by Shakira mnie usłyszała.
- Musisz częściej ćwiczyć. - zaśmiała się. Podziwiałam jej zgrabne ciało i ruchy. Wiła się jakby była z gumy.
- Nie musisz jej zazdrościć. Robisz to równie dobrze. - usłyszałam Philippe'a za plecami. - Myślę, że powinnaś przespać się z Neymarem. - słysząc te słowa zakrztusiłam się własną śliną.
- Masz gorączkę czy co?! - uniosłam się.
- Może wtedy przestalibyście sobie docinać. Między wami jest tak gęsta atmosfera i tak cholerne napięcie, że czuć to z kilometra.
- Nie pij już nic więcej, bo ci zaszkodziło. - powiedziałam zła i ruszyłam w stronę wyjścia. Chwiejny krok nie ułatwiał mi zadania, jednak nie miałam zamiaru siedzieć tam dłużej. Dochodziła czwarta nad ranem, a każdy już był upity i mało kto myślał rozsądnie. Postanowiłam przewietrzyć się, a następnie udać się do pokoju.
Noc była ciepła, a niebo bezchmurne. Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i zapaliłam jednego.
- Palenie szkodzi. - obok mnie ponownie pojawił się Sam.
- Mi już nic nie zaszkodzi. - uśmiechnęłam się.
- Miałabyś ochotę spotkać się dziś po południu? - oparłam się o ścianę, a on oparł się jedną ręką nad moją głową i przybliżył twarz do mojej.
- Kusząca propozycją...
- Ale jutro wyjeżdżamy. - z nikąd pojawił się Neymar, który stał oparty o drzwi i upijał resztę drinka. Widać było, że był już nieźle wstawiony. Miał lekko zaczerwienione oczy i policzki, włosy były w nieładzie, a jego ruchy nie były tak precyzyjne i energiczne jak zawsze.
- Zadzwoń jak będziesz miała chwilę. - Sam podał mi kartkę z numerem i pocałował mnie w policzek. Po chwili zniknął gdzieś w oddali.
- Czy ty musisz wszystko psuć... - mruknęłam. Mężczyzna podszedł do mnie powoli.
- Palenie szkodzi.
- Od kiedy ty się o mnie martwisz...- prychnęłam i ponownie zaciągnęłam się dymem z papierosa.
- Nie podoba mi się ten Sam.
- Czyli jednak jesteś gejem?
- Kochanie, uwierz mi, że jestem na sto procent hetero.
- Wątpię. - prychnęłam i odłożyłam niedopałek do popielniczki stojącej obok. Odsunęłam się od ściany i ruszyłam w stronę drzwi, jednak dłoń Neymara pociągnęła mnie gwałtownie do tyłu tak, że ponownie wylądowałam na ścianie.
- Nie każ mi tego udowadniać. - Warknął, na co uniosłam brew.
- Chyba dziś nikogo nie zaliczyłeś, bo jesteś jakiś nerwowy.
- Nie wiem co ze mną zrobiłaś, ale pod wpływem alkoholu wydajesz się być bardziej... kobieca? W sumie zawsze taka jesteś.
- Wytrzeźwiejesz i będziesz żałował, że przyznałeś to głośno. - zaśmiałam się kpiąco.
- Nie prowokuj mnie.
- Kiedy ja nic nie robię.
- Na parkiecie też nic nie robiłaś? Prawie każdy facet rozbierał cię wzrokiem.
- Dobrze, że ty tego nie robiłeś, bo bym zwymiotowała.
- Skąd ta pewność? - nachylił się i szepnął mi do ucha. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy, a żołądek ścisnął mi się niemiłosiernie.
- Przecież kijem byś mnie nie dotknął. - mruknęłam, a on słysząc to przywarł swoim ciałem do mojego. - A podobno jestem taka obrzydliwa.
- Nigdy nie wymyśliłem większego kłamstwa. - Jego oddech drażnił moją skórę. Powoli przesunął swoją twarz tak, że stykliśmy się czołami. Chciałam odepchnąć go od siebie, ale alkohol odebrał mi racjonalne myślenie. Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa, a rozum nie współpracował ze mną nawet przez sekundę. Gdy chciałam uciec, jego twarz przybliżyła się na tyle, że jego usta wylądowały na moich. Moje ręce mimowolnie powędrowały w powietrze. Wzięłam głęboki wdech i znieruchomiałam. Poczułam jak podgryza moją dolną wargę, a następnie przejeżdża po niej językiem prosząc o dostęp.
Nie wiedziałam jak to się stało, ale w ostatniej chwili oprzytomiałam. Odepchnęłam go od siebie i spojrzałam na niego wściekła.
- Nigdy więcej tego nie rób. - warknęłam. Gdy chciałam wrócić do hotelu zawartość mojego żołądka postanowiła opuścić mój organizm i wylądować w koszu obok. - Mówiłam, że się tobą brzydzę. Zdecyduj się debilu. Już nie wiem o co ci chodzi. - warknęłam doprowadzając siebie do porządku.
Wróciłam szybko do pokoju. Nie miałam siły myśleć o głupim zachowaniu Neymara, dlatego też ruszyłam pod prysznic, a następnie położyłam się wygodnie w łóżku.
Oby jutro niczego nie pamiętał...
- Za pół godziny wyjeżdżamy. - Pep odezwał się na tyle głośno by każdy na stołówce go usłyszał. Zdążyłam wejść do pomieszczenia, a mój wzrok skrzyżował się ze wzrokiem bruneta. Mężczyzna od razu powędrował oczami w przeciwnym kierunku i usiadł na przeciwko tej samej blondynki, którą wczoraj pożerał w loży. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam po jedzenie.
- Wyspałeś się? - zapytałam Crisa.
- Mhm. - mruknął z płatkami w buzi. Jego podkrążone oczy mówiły coś innego. - No dobla... zabalowaliśmy wcolaj z Davim. Malaton filmowy i te splawy...
- Do której? - zaśmiałam się.
- Późno. Nie chces wiedzieć. - spojrzałam na niego rozbawiona. - Do dziesiątej. Opiekunka zasnęła o dziewiątej. Cienki zawodnik.
- To faktycznie zaszalałeś.
- Cemu Neymal ciągle na ciebie patsy? - spojrzałam w tym samym kierunku co chłopiec. Neymar od razu odwrócił wzrok.
- Chce mnie zabić.
- To ja mu utne jaja. Chocias pewnie nie ma co ucinać. - na te słowa parsknęłam na cały głos przez co wszyscy patrzyli na mnie z zaciekawieniem.
- Masz racje, kochanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top