4. Co dalej?
Też macie czasami tak, że robicie coś ale nie wiecie po co, albo co wam to da? Ja tak miałam właśnie teraz. Jechałam przez miasto, które zaczynało żyć dopiero wieczorem. Na chodnikach mnóstwo par trzymających się za ręce. Szczęśliwe rodziny z dziećmi na placach zabaw. I byłam w tym ja. Samotna 24 latka, która nie wiedziała gdzie jest jej miejsce w tym całym, zwariowany świecie. Pogubiona marzycielka, która żyła tym co jest tu i teraz, a przyszłość i to co będzie działo się później nie miało dla mnie wielkiego znaczenia.
Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie w szybę od mojego samochodu. Od razu wyjrzałm, żeby zobaczyć o co chodzi i zobaczyłam Pepa. Zadowolony gestykulował dłońmi i pokazywał żebym wysiadła z samochodu co od razu uczyniłam. Rozejrzałam się dookoła. Zawsze gdy przyjeżdżam do Pepa popadam w totalny zachwyt, który nie ma końca. Mężczyzna mieszka w pięknym, dużym, białym domu w okolicy pięknego lasku na niewielkim wzgórzu.
-Cieszę się, że przyjechałaś. Chodź muszę Ci kogoś przedstawić. - zostałam złapana za rękę i pociągnięta do środka, gdzie przy stole siedziało kilka nieznanych mi twarzy z wyjątkiem dwóch z nich.
-Poznaj moich znajomych. To są menadżerowie różnych gwiazd i trenerzy kilku klubów. Na końcu siedzi Shakira i
- i Jennifer Lopez. - przerwałam mu natychmiast. - Bardzo mi miło wszystkich poznać. - usiadłam ze wszystkimi przy stole. Byłam nieco zmieszana, bo siedziałam w towarzystwie dwóch utalentowanych piosenkarek i ludzi, którzy mogą otworzyć mi drogę do sławy. Jedna rozmowa. Ta rozmowa może odmienić wszystko.
Pokaż się od profesjonalnej strony. Nie schrzań tego.
W glowie miałam natłok myśli i nie wiedziałam co mam powiedzieć. Miałam wrażenie jakby każdy patrzył na mnie i czekał na jakikolwiek ruch z mojej strony. Nagle usłyszałam męski głos, który sprawił, że wylano na mnie kubeł zimnej wody. Momentalnie ocknęłam się i spojrzałam w kierunku osoby mówiącej.
-Słyszałem jak śpiewasz i widziałem jak tanczysz. Em przepraszam.- Z zakłopotaniem w głosie wstał i podszedł do mnie na co sama wstałam i wyprostowałam się. - Benny Medina. Bardzo mi miło Panią poznać.
-Rose Rodriguez. Mi również. - uścisnełam jego dłoń i miło uśmiechnęłam się po czym usiadłam.
-Rozmawiałem z Pepem o tobie. I podjęliśmy decyzję z dziewczynami, że chcemy żebyś wystąpiła z nimi na Superbowl. Co ty na to?
-Ja… ale Wy tak … to tak na serio? - nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko potoczyło się strasznie szybko. Benny nie owijał w bawełnę.
-Jak najbardziej. Nie mówimy tu o długiej współpracy a jedynie 3 miesięcznym kontrakcie na czas przygotowań i występu. Nie chcemy żebyś ze względu na jeden występ wiązała się z nami, a później próbowała nam uciec.
-Ja… nie wiem co powiedzieć. - spełniać marzenia i zostawić młodego pod opieką wujostwa czy znaleźć prace, która nie będzie pochłaniała tyle czasu u pozwoli mi na zajęcie się Olafem.
-Rose… od zawsze tego chciałaś. Nie zastanawiaj sie tylko zgadzaj sie na to. Rozmawiałem już ze wszystkimi to naprawdę korzystna i dobra umowa. Nie żadne bagno, z którego nie będziesz mogła wyjść. - za moimi plecami pojawił się Pep.
- Co z Olafem? Nie zostawię wszystkiego na głowie cioci i wujka… - westchnęłam. Schowałam twarz w dłoniach.
- Ten jeden występ pozwoli Ci na wyprowadzke od cioci. Zabierzesz Olafa. Nie będziecie siedzieć im na głowie. Później dostaniesz mnóstwo propozycji i wybierzesz najkorzystniejszą. - trzymał moje ramiona i lekko je masował. Miał rację. Jeśli dobrze mi zapłacą za ten występ, będę miała sporo pieniędzy na rozpoczęcie wszystkiego samodzielnie. - gdzie podziała się Rose, która żyje tym co jest teraz. Korzystaj z okazji i baw się życiem. Nie traktuj go jak obowiazku, a jak najcudnowniejszą przygodę. - przede mną pojawiła się umowa, a na niej ilość pieniedzy, które po występie miały do mnie trafić. Suma przyprawiała o zawroty głowy.
Pomrugałam kilka razy aby upewnić się, że ilość zer na papierze jest prawdziwa. Zakrztusiłam się własną śliną.
-To dla naszej trójki?- pokazałam na siebie, Shakire i Jennifer. - Czy jak?
-Nie nie nie. Rose, to tylko dla Ciebie. - zaśmiał się chyba każdy, kto siedział przy stole. Jeszcze raz przeczytałam całą umowę, aby upewnić sie, że nie podpisuje czegoś w ciemno. Wzięłam długopis i z totalną powagą zaczęłam podpisywać każdą stronę. Przy ostatniej podpisanej stronie na każdej z umów odetchnęłam z ulgą. Poczułam wewnętrzny spokój. Teraz wiedziałam, że to była dobra decyzja. Czułam to. A moje przeczucia nigdy mnie nie zawodzą. Oddałam jeden kontrakt Benniemu, a drugi schowałam do torebki.
Usłyszałam wokół siebie pisk po czym zostałam przytulona przez obie piosenkarki.
-To będzie bomba. Zobaczysz. Wszyscy będą o tobie mówić. Jesteś niesamowita. Słyszałam jak śpiewasz i wiem jak tanczysz!!!! Aaaaaa - Lopez zaczęła się nakręcać.
-Jeni upokój się. Masz rację. To będzie najlepsze show, ale nie strasz jej. Kochana witamy w show-biznesie !!!- Shakira była nieco spokojniejsza, ale i tak widziałam skaczące iskierki w jej oczach. Obie były piękne i niesamowicie utalentowane. Czułam, że ja nie do końca do nich pasuje i co jakiś czas pojawiały się obawy, że wszystko zepsuje. Poważna rozmowa zamieniła się w luźne przyjęcie, gdzie każdy rozmawiał z każdym i śmiał się na różne tematy.
-Witam wszystkich!! - do salonu wbiegł Leo Messi. Wyściskał każdego po kolei, aż zatrzymał się przy mnie.
- Co to za loczasta? - spojrzał na Pepa z uśmiechem.
-Moja przyjaciółka. Poznaj Rose.
-Ta Rose? Rany ile on o tobie gadał. A jak narzeka,że nie chcesz z nami pracować. - zaczął się śmiać, kręcić głową i cmokać. Nagle rozległ się ogromny hałas i krzyk wielu osób. -poznaj największą bandę idiotów! -Leo starał się przekrzyczeć krzyki całej drużyny Barcelony. Nie ma co, ale Barca miała przystojnych piłkarzy. Każdy z nich po kolei na swój sposób przywitał się ze mną co było dość miłe. Zaczynając od przytulania mnie kończąc po podnoszeniu mnie i różnych innych zachowaniach, jtore były dość zabawne.
-Oni są tak cudni, że zaczynam sie zastanawiać czy serio nie trenować ich z Tobą. - spojrzałam rozbawiona na Pepa
-Serio?! - wydarł się na całą salę z niesamowitą nadzieją w głosie.
-Nie. - odpowiedziałam obojętnie i poszłam do kuchni gdzie chłopcy testowali różne trunki z szafek Pepa.
Cały wieczór zamienił się w niezłą imprezę z głośną muzyką, gdzie poznałam wiele nowych osób. Piłkarze jak cudnie grali w nożną tak śpiewać na karaoke nie umieli, ale nikt sie tym nie przejmował. Dobra zabawa i alkohol sprawiło, że każdy czuł się swobodnie. Nawet ja, która nie znała nikogo za dobrze oprócz Pepa.
Postanowiłam napisać do cioci, że nie wrócę na noc i żeby sie nie martwiła. W odpowiedzi dostałam wiadomość, że siedzą z nowymi sąsiadami i grają z młodym w planszówki.
Obudziłam się w salonie na kanapie z ogromnym bólem głowy. Leżałam na Messim, a na mnie leżał Philippe. Wyslizgnęłam się i ruszyłam do wyjścia tak by nikogo nie obudzić. Gdy tylko miałam wychodzić usłyszałam za sobą zachrypnięty głos chłopaka, który stał oparty o ścianę. Jego poranna chrypa wywołała u mnie gęsią skórkę, którą zakrywała bluza.
-Nie ładnie tak wychodzić bez pożegnania. - uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam.
-nie chciałam Cię obudzić. Ani nikogo innego. Muszę lecieć. W domu czeka na mnie mój książę. - puściłam mu oczko.
Momentalnie uśmiechnął się lekko i podał mi karteczkę na której widniał numer telefonu. Jak domyślałam się, należał do niego.
-Dzięki. Na pewno odezwę się niedługo. - uśmiechnęłam się do niego i wyszłam. Wrocilam do domu, gdzie zastałam niecodzienny widok. Olaf leżał na kanapie, na Neymarze, który obejmował go ramieniem. Cali byli przykryci kocem. Zapatrzona w ten widok po chwili ocknełam się i postanowiłam odnieść młodego do jego łóżeczka. Starałam się go nie obudzić. Jedynie "przez przypadek" włożyłam palca w żebra Neymara na co ten od razu otworzył oczy.
-Daj zaniose go do pokoju. - wzięłam chłopca na ręce i zaniosłam go do pokoiku i delikatnie przykryłam kołderką. Natychmiast zeszłam na dół, bo nadal nie wiedziałam gdzie podziała się ciocia z wujkiem.
-Gdzie wszyscy? - zapytałam oschle wchodząc do salonu, gdzie Neymar zbierał klocki lego z dywanu.
-Postanowili wczoraj zostawić młodego ze mną i Rafą, A sami poszli do nas i chyba opróżnili cały barek.
-Jak to zostawili Olafa z Tobą ?!- prawie się wydarłam, ale po chwili przypomniałam sobie, że na górze śpi mały potwór.
-Po pierwsze. Cris wczoraj dobrze sie ze mną bawił i nie mogłem wyjść od was z domu. Po drugie nie mniej do mnie pretensji. To twoi starzy zostawili go ze mną, a ja jedynie miło spędziłem czas z młodym. I on ze mną chyba też. W czasie gdy Ty postanowiłaś się zabawić.
-Po pierwsze to nie moi starzy… raczej rozmawiali z twoimi rodzicami kim dla nich jestem i gdybyś słuchał to byś wiedział. A po drugie…- z ciężkim sercem musiałam to zrobić. Westchnęłam zrezygnowana.Nie było to łatwe ale…- dziękuję… że się nim zająłeś.
-nie wierzę w To co słyszę, ale nie ma sprawy. - uśmiechał się zwycięsko- To nie twoi rodzice?
-Nie. To siostra mojej mamy i jej mąż.
-Czemu nie mieszkasz z rodzicami? - chłopak nie dawał za wygraną, a ja zaczynałam odczuwać coraz większą irytację.
-Nie mam ojca, a mama nie żyje. Zadowolony? - odpowiedziałam wrednie na co Neymar lekko się spiął.
-Przepraszam nie widziałem. - Otworzyłam szeroko oczy. Wielki Neymar da Silva Santos przeprasza. I to jeszcze kogo? Mnie!
-Od kiedy umiesz przepraszać… - mruknęłam pod nosem.
-Fajna bluza. - chłopak wskazał na mnie. Dopiero zorientowałam się ze mam na sobie za dużą, męską bluzę z kapturem. Tylko czyja ona jest?
-Tia żebym jeszcze wiedziała komu mam ją oddać. - w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, który prawdopodobnie obudziłby umarłego i w momencie gdy otworzyłam drzwi zza rogu wyjżał Neymar. W drzwiach stał Philippe.
-Hej co ty tu robisz? -Uśmiechnęłam się zadowolona, że znowu go widzę.
-A więc to jest twój książę? - spojrzał na Neymara.
-Tak a co? - Neymar podszedł i objął mnie ręką, którą od razu strąciłam.
-To ja jestem ksiąze! - w korytarzu rozległ się piskliwy głosik Olafa i jego tuptanie nóżką. Chłopiec od razu wskoczył mi na ręce i spojrzał groźnie na Neymara na co się zaśmiałam.
-To jest mój mały książę. Poznaj Crisa. Tamten to Nowy sąsiad. Neymar. Opiekował się przez całą noc młodym. Wejdziesz?
-W sumie to … w sumie to mogę. - uśmiechnął się do mnie.
-O cholela. To jest ten piłkaz z balcy!!! - mały zaczął krzyczeć i machać rączkami. Zaskoczył mi z rąk i pobiegł do siebie do pokoju. Przyniósł od razu piłkę, którą dałam mu na urodziny rok temu.
-Podpis. O o tu - wskazał paluszkiem. - plose.
Chłopak od razu wziął mazak i podpisał przedmiot. Chłopiec pobiegł do salonu gdzie czekała na niego wczorajsza pizza.
-Przywiozłem ci kurtkę. Zostawiłaś wczoraj na tarasie. A na dodatek masz moją bluzę.
-A tak. Już Ci ją oddaje. Dopiero zobaczyłam, że ją mam. Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam.
-Spokojnie. Możesz ją zatrzymać. Uroczo w niej wyglądasz. - odpowiedział szybko widząc, że chcę ją zdjąć. - Pep w końcu mi powiedział po wielu próbach wyłudzenia Twojego adresu.
- Ja nie będę wam przeszkadzał. Cześć. - wtrącił się Neymar, o którym całkowicie zapomniałam. A właśnie mój Ney… spojrzałam na telefon i odpisałam mu na wiadomości. Nie bylo dnia żebyśmy ze sobą nie pisali. Czułam się wtedy jakbym pisała z kimś kogo znam od lat.
Rozmawialiśmy z piłkarzem dopłatę pól godziny, aż do kuchni wszedł Cris.
-ejjj - podszedł powoli i niepewnie do mężczyzny. Od kiedy on jest taki nieśmiały? - a poglas ze mną? Mam blamki na podwólku. - uśmiechnął się leciutko na co piłkarz od razu wziął go na ręce i zabrał na podwórko.
Patrzyłam jak grają i dobrze się bawią. Kibicowałam im na zmiane. Jak Cris strzelił bramkę to podbiegał do mnie i wpadał mi na ręce. Rafihna za to gdy strzelił bramke też do mnie podbiegał i podnosił mnie do góry.
-Ostatnia akcja!!! Dajesz Cris!!! - krzyczałam roześmiana po tym jak chłopiec ominął piłkarza, a ten sie przewrócił. Młody dobiegł do bramki i strzelił w sam środek.
-Wyglałeeeem. - podbiegł do mnie i się przytulił. Wiedziałam, że Philippe dawał mu wygrać, ale i tak widzialam, że Cris robi wielkie postępy w swojej grze.
- gdzie on nauczył się tak grać. - podbiegł do nas drugi zawodnik.
-ona mnie naucyła!!! - krzyknął zadowolony maluch, pocałował mnie w policzek po czym pobiegł na górę zmienić koszulkę.
- Serio uczyłaś go grać?
-Odkąd nauczył się chodzić. - uśmiechnęłam się zadowolona z siebie. Widziałam, że Olaf dobrze gra. - chcesz coś do picia? - zapytałam chłopaka i bez zastanowienia postanowiłam sięgnąć po szklankę i butelkę z sokiem, które stały na stole. Raf chyba chciał mi to podać, bo również sięgnął po przedmioty przez co lekko mnie popchnął, a ja straciłam równowagę. wszędzie było słychać huk rozbitego szkła. Poczułam, że spadam, ale w ostatnim momencie silne ramiona złapały mnie wokół mojej talii, a ciepły oddech drażnił mój policzek. Nie wiedziałam co się dzieje, ale poprawiłam się nieco. Zobaczyłam co się stało. Chłopak trzymał mnie kurczowo w ramionach i nie puszczał. Jego twarz była na przeciwko mojej. Nasze klatki stykały się ze sobą podczas nierownomiernego oddechu.
- Co się stało? - na taras wbiegł przestraszony Cris. Od razu zostałam postawiona. Wtedy zobaczyłam, że za chłopcem stał Neymar.
- Zostawiłem bluze. - powiedział oschle i już go nie było.
-Nic kochanie. Prawie się przewróciłam. Masz ochotę na picie? - zapytałam zbierając resztki szkła z tarasu.
------------------------------------------------
Hejka. Wesołych świąt!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top