rozdzia ł ³

jak doszło do oświadczyn?

[dedykowane : katsu_-_senpai apropos ostatniego posta o preferencjach ]

Aizawa Shouta:
stałaś na wybrzeżu zamyślona. Aizawa ostatnio marudzi ł coś na swoje drogi oddechowe, więc wybraliście się na weekend nad morze. szczerze mówiąc, trafił idealnie. był początek października. plaże całkiem opustoszone... czas akurat przypływu. i ten wiatr niosący lekką mgięłkę znad wody. odchyliłaś głowę. rozpoczynała się złota godzina czyli ostatnia godzina tuż przed zachodem słońca. Shouta obiecał, że zaraz przyjdzie... ugh. jak zwykle jego zaraz nie było jednoznaczne z Twoimi oczekiwaniami. powoli zeszłaś po kamiennych schodach na piasek. ciepłe po całym dniu drobinki idealnie otuliły Twoją stopę. ruszyłaś krok dalej. aż usłyszałaś wołanie. Aizawa stał na górze z lekko zmrużonymi oczami. obróciłaś się. takiego go lubiłaś najbardziej. miał spięte włosy a część z nich wolno wysunęła się i teraz kosmykami musiała jego bladą twarz. na jego skórze odbijały się czerwone promienie słońca, a oczy błyszczały żółtymi refleksami. miał na sobie białą wyprasowaną koszulę i czarne spodnie, a w rękach... O dziwo trzymał kwiaty. ruszył do Ciebie miarowo. byłaś dość zaskoczona, a już po chwili obejmował Cię w pasie ramionami. wręczył Ci kwiaty, w między czasie korzystając z Twojego zaskoczenia ukląkł.

- wyjdziesz za mnie? - wystawił pudełeczko z małym srebrnym pierścionkiem z żółtym kamieniem szlachetnym w środku.

Todoroki Shoto:
wtuliłam się w niego. było idealnie. siedziałam mu na kolanach, on na wiklinowym fotelu, a fotel stał na drewnianym tarasie. schowała twarz w jego ramionach, a Todoroki otulił moje plecy kocem. jedną dłonią bawił się moimi włosami, a drugą stukał wzdłuż mojego kręgosłupa. objął mnie i przysunął trochę bliżej i siedzieliśmy tak wtuleni cały wieczór. szeptaliśmy, bo z takiej odległości nawet cudzy oddech był zakłócającym ciszę szelestem. zachód słońca nigdy mnie zbytnio nie cieszył. często wybiegałam na balkon ciągnąc Shouto za sobą tylko aby zobaczył go razem ze mną, ale za każdym razem coś się we mnie kruszyło. złote promienie powoli gasły. Todoroki uniósł moją twarz jednym palcem i korzystając, że to już ostatnie promienie słońca oparł policzek o moje czoło.

- *Twoje imię*, uznaj mnie za szaleńca... ale... czy zostaniesz moją żoną?

Midiroya Izuku:
siedziałaś przed telewizorem. kolejna genialna akcja Midoryi. znowu mu gratulują. kolejne wywiady. jak to być bohaterem numer jeden, jak to jest codziennie ratować ludzi, jak to na niego wpływa? westchnęłaś patrząc na to. akcja miała miejsce dość blisko Waszego domu. Wasze talerze jeszcze stały na stole. Izuku nawet nie dojadł zupy... jak zwykle. spojrzała ś na ekran jak reporter sprawnie przepytuje Dekku. otarłaś skronie.

- ma Pan coś jeszcze do dodania? gdyby mógł Pan coś przekazać wszystkim naszym telewidzom? co by Pan powiedział po tak brawurowej akcji?
Od wróciłaś głowę, aby patrzeć na program. zastanawiałeś się czy i teraz odpowie jakimś mottem all mighta. a może zamilknie zamyślony, i tyle?
- chciałbym tylko zwrócić się do pewnej ozdoby, mógłbym?
Oho. pora na apostrofę do jego mistrza.
- oczywiście!
ten reporter ma irytujący głos. dziwny. pff.
- *Twoje imię*, wiem, że to oglądasz... wyjdziesz za mnie?
reporter był równie zszokowany jak Ty.

Katsuki Bakugou:
siedziałaś z nim w McDonaldzie. oboje na zmianę przeklinaliście czekając na tego pieprzonego McRoyala. ok. może i są tłumy. ok. może i przyszliście tu dwie minuty temu. ok. może i Wasze zamówienie to była lista długości wyliczonych rodzai E-* * * w tym co macie zamiar zjeść... ale no hej! czekacie już 1 minutę i 48,o! Już 49 sekund! bohater numer 3 i bohaterka numer pięć nie mają zamiaru czekać dłużej. trzymaliście się za ręce jak najurokliwsze pary z gimnazjum. ale już mniej urokliwie wyklinaliście obsługę. w końcu przybyło. ktoś okrzyknął chwalebny numerek 47, a wy odebraliście zamówienie i zasiedliście do stołu. otworzyłaś opakowanie z teoretycznie Twoim McRoyalem... gdy unrzałaś wbity w bułkę pierścionek.
- Bakugou czy Ty jesteś niepoważny? - jęknęłaś - idę po reklamację. myślisz, że dostanę w odszkodowania cheesburgera?
-*Twoje imię*-mruknął twardo Katsuki i złapał Cię za rękę. - to tutaj się poznaliśmy... - fleshbacki z czasów jedynaście lat temu -... i tak jak kiedyś... będziesz moją żoną?

Dabi:
wsunęłaś do ust urwaną harmonijkę z sałaty polaną czarnym sosem. następnie bezlitośnie zadźgałaś pomidora, który również skończył w Twoich ustach.
gawędziliście i jedliście. biały, elegancki obrus że śliskiej tkaniny odbijał światło świecy w dość niepokojący sposób. byłaś w czarnej eleganckiej sukience,a Dabi w czarnym równie eleganckim jak obrus i Twoja sukienka garniturze. gadaliście to o sytuacji politycznej, to o pogodzie, to o porach roku, to o wspomnieniach i planach, o muzyce, o przeszłości, o wszystkim co na codzień wam umykało, bo non-stop Shigaraki, kolejne zadanie i popieprzona Himiko. w pewnym momencie Dabi złapał mocniej Twoją dłoń.
- *Twoje imię*... - drugą ręką ruszył do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął białe pudełeczko - czas umyka, nie wiem ile nam go zostało... ale całą resztę chciałbym spędzić z Tobą - podał Ci opakowanie - wyjdziesz za mnie?

Shinsou Hitoshi:
czytałaś. ostatnio ciężko było Ci na to znaleźć czas, ale nareszcie wyrwałaś sobie chwilę w grafiku, aby usiąść, utonąć w końcu i poczytać jakiś kryminał. zapach dawno już dla Ciebie będący zakazany owocem, zapach starej książki kłuł Ci nosek. aż wreszcie. otworzyłaś w miejscu oznaczonym przez czerwoną zakładkę z kotkami.

... Malcolm powoli zdawał sobie spra-
- kochanie? - uniosłaś głowę słysząc wołanie Hitoshiego - chodź na chwilę!
jęknęłaś niezadowolona. jakim prawem przerwał Ci lekturę... odłożyłaś na bok powieść i ruszyłaś do ukochanego naburmuszona.
- no?
posadził Cię obok siebie. na kolanach miał gitarę.
- to dla Ciebie...  - poczym zaczął grać jakąś piękną piosenkę, której tekstu nie chcę mi się wymyślać, bo każdy Wam zaświadczy, że nie umiem w poezję.
- [... ] wyjdziesz za mnie? - zakończył płynnie.

Denki Kaminari:
to jest cholerny geniusz.
ćwiczył w swoim pokoju. trenował swoje quirk, z każdym dniem będąc w stanie wytrzymać dłużej. zrobiłaś mu herbatę. a przynajmniej planowałaś, bo nagle usłyszałaś huk. przerażona ruszyłaś biegiem do Kaminari ego. zapukałaś niepewna, czy wchodząc nie popełniłabyś samobójstwa - w końcu mógł dalej trenować, a porażenie prądem... ścięło by Ci białko. mniam mniam. poczekałaś chwilę.
- już, już skarbie! Wszystko okey! - odparł pospiesznie. oddychał, mówił czyli najpewniej żył... A to sie liczy. wróciłaś do kuchni, ale tylko po to aby zorientować się, że wywaliło Ci w domu prąd. jęknęłaś po chwili dreptając już do przedpokoju. poszukałaś w szafce kluczy i otworzyłaś skrzyknę z bezpiecznikami. i o dziwo były trzy z nich wytrącone. ale bardziej zaskoczyła Cię kartka przyklejona po wewnętrznej stronie drzwiczek. zerwałaś ją czerwona po czubki uszu.
- KAMINARI?! - ruszyłaś do jego pokoju, bynajmniej nie planując aby poczekać aż otworzy. wpadłaś do środka. ale on już na to czekał. klęczał metr od drzwi z kwiatami i pierścionkiem. cały pokój usłany był Waszymi zdjęciami, a wszędzie pachniało *twój ulubiony zapach - byle nie zapach bęzyny. pls*.
- wyjdziesz za mnie?

Yaoyorozu Momo:
lekko się denerwowałaś. ok. może i jesteś wytrzymała psychicznie, a na pewno taką grasz, ale jednak oświadczyny to dość sporo. To nie tak, że się wahałaś. Momo była dla Ciebie idealna [nie, nie jestem idealna. Wpychaj się.]  i zrobiłabyś wszystko aby już zawsze była przy Tobie. ale do jasnej cholery, czy ona czuję to samo?! a co jeśli powie nie?! albo te kwiaty...? co jeśli się rąbłaś i wcale nie lubi piwonii?! Panika ogarniała Cię z każdą chwilą coraz bardziej. poprosiłaś dziewczynę, aby po treningu przyszła do parku, bo chciałabyś z nią pospacerować. minuta, półtorej, dwie... ile można? w końcu nadeszła. dalej w staniku sportowym - swoją drogą byłaś trochę zazdrosna, że chodzi na lekcje tańca tak rozebrana, a w dodatku tańczy z facetem, ale dziewczyna raz za razem Cię zapewniała, że to nic takiego i to tylko kwestia wygody - w którym swoją drogą wyglądała cudownie. i w krótkich jeansowych spodenkach. do tego czarne niedopięte butki. i te włosy. spięte pospiesznie w warkocz. zależało jej, aby Ci się podobać. to było jasne. zatrzymała po chwili przy Tobie, dalej zarumieniona od wysiłku na treningu. spacerowałyście i śmiałyście się, trzymając za ręce. w końcu przystanęłaś. w tle słychać było cichy szelest wody sztucznie pompowanej do oczka i śpiew sennych ptaków. uklęknęłaś nie chcąc tego przedłużać.
- Momo, wyjdziesz za mnie?

Himiko Toga:
t

o było proste. dziewczyna zwyczajnie posadziła Cię pewnego dnia na swoim materacu i włączyła w tle jakąś spokojną muzyczkę. albo planowała spokojną muzyczkę, bo playliście wypadł akurat lot trzmiela. chwilę pomarudziła, chwilę pojęczała i pomruczała pod nosem, aby w końcu złapać Cię za ramiona, posadzić na kolanach na ziemi i usiąść przed Tobą z uśmiechem. podała Ci pierścionek wyjęty z kieszeni.
- no już. myk myk. oświadcza się! - klasnęła z psychopatycznym uśmiechem.

postać na dziś :
KIRISHIMA EJIROU
s

taliście w kolejce po precle. centrum handlowe były wyjątkowo przepełnione. niedziele niehandlowe popieracie może całym swoim sercem, ale równoznaczne są one z istnym potopem ludzi w soboty. i tak jak i Twoi współtowarzysze niedoli, tak i Ty powoli zdawałaś sobie sprawę, że nie warto już zmieniać kolejki, aby iść po gofry. a w końcu każdy kto czekał po precle myślał i o gofrach i hot-dogach, ale dla Was - super fit pary - w grę wchodziły tylko wegetariańskie bułeczki. bez jedzenia - ani rusz, ale po jedzenie - ani rusz tym bardziej. Kirishima wspierał Cię dzielnie niczym najlepszy kołcz majk. przynajmniej darmowy.
I co? i dostaliście to czego chcieliście w ciągu kwadransu. ruszyliście dalej przez galerię, aż wtem... tak. APART [audycja zawiera lokowanie produktu. czm mi nie płacą za reklamy?!] APART albo W. Kruk. nie ważne. wpatrywałaś się w gabloty oczarowana. i nie mogłaś nie zaciągnąć ukochanego do środka. stanęłaś przed szybą z pierścionkami.
- wiesz Eji... skoro facet chodzi już ze swoją dziewczyną na zakupy... to to tylko krok do ślubu...
- PAN KIRISHIMA? - uprzejmy starszy gostek ruszył w waszym kierunku - Pan przyszedł odebrać ten brylancik? - wyszczerz - ooo, a ta panienka to pewnie pańska niedoszła narzeczo- - urwał widząc twarz klienta.
Kirishima wziął głęboki wdech.
- skoro już się wydało... - korzystając z Twojego zdezorientowania ukląkł - będziesz moją żoną?

propozycja na kolejną postać :

ilość słów:  1599

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top