Rozdział 90

Zniecierpliwieni czekaliśmy na powrót mojego ojca, którego nie było już ponad godzinę. Martwiłem się i to bardzo.

ㅡ Spokojnie, Jimin. ㅡ Powiedział mąż. ㅡ Usiądź w końcu i uspokój się, okay? ㅡ Zalecił łapiąc mnie za biodra i zmuszając bym usiadł na kanapie. Objął ramieniem całując w skroń. ㅡ Będzie dobrze. Zobaczysz.

ㅡ Mam nadzieję.

Już po kilku minutach usłyszeliśmy pukanie. Natomiast wstałem otwierając drzwi.

ㅡ Tato i jak? ㅡ Spytałem na starcie.

ㅡ Rozmawiałem z nim. ㅡ Wszedł do środka zdejmując buty. ㅡ Na początku wszystko szło dobrze. Kawa, ciastka....lecz potem jakby ktoś uderzył go w łeb i mu się poprzestawiało. ㅡ Westchnął. ㅡ Jungkook, przepraszam cię. Naprawdę. ㅡ Spojrzał w stronę bruneta. ㅡ Nie udało mi się. Ona chce byś był zdrowy, dlatego przyznał się, że jutro przyjdą po ciebie z ośrodka. Jak nie tak to wezmą cię siłą, a Jimin i tak nic nie wskórasz.

ㅡ C-co? Nie mogę tam wrócić! ㅡ Krzyknął zaczynając niespodziewanie płakać. ㅡ Robią okropne rzeczy! Nie mogę! ㅡ Ciągle krzyczał, gdy nagle wywrócił szklany stół.

ㅡ Jungkook, spokojnie. ㅡ Powiedziałem próbując podejść, lecz odsunął się.

ㅡ Nie będę spokojny! Odejdź ode mnie!

Podbiegłem i przytuliłem starszego. Upadliśmy na ziemię. Głaskałem go po głowie prosząc by się uspokoił. Nie było to łatwe, ale udało się.

ㅡ Będzie dobrze. Zabiorę cię stąd.

ㅡ Gdzie? Da to coś w ogóle?

ㅡ Na pewno da. Zobaczysz.

ㅡ Może.... Wrócicie do Indonezji? Tam was nie znajdzie. Albo do Korei.

ㅡ Jimin? ㅡ Szepnął starszy patrząc na mnie ze łzami w oczach, które spływały po jego policzku. Ten widok od zawsze mnie bolał.

ㅡ Chcesz wyjechać?

ㅡ Byle nie trafić z powrotem do tego piekła.

ㅡ Zgoda. ㅡ Uśmiechnąłem się.

Podskoczyliśmy słysząc trzask drzwi, a do środka wparowali ludzie w białych skafandrach i maskach na twarzy. Tuż za nimi był ojciec Guka.

ㅡ Myśleliście, że nie będę wiedział co będziecie chcieli zrobić? ㅡ Spytał bardziej siebie. ㅡ Zabrać go. ㅡ Rozkazał. Przytuliłem jak najmocniej męża, którego mi wyrwali z objęć i założyli jakieś kajdanki. Krzyczałem błagając by go puścili, lecz nie słuchali. Trzymali moją osobę bardzo mocno, a w tym czasie wyprowadzili Jungkooka.

ㅡ Kook! ㅡ Krzyknąłem zalewając się łzami. ㅡ Ty potworze! Nie wiesz co robisz! W ten sposób pogorszysz jego stan! ㅡ Krzyknąłem wyrywając się.

ㅡ Mój syn nie wyjdzie stamtąd, dopóki go nie wyleczą. Żaden inny ośrodek mu nie pomoże.

ㅡ On również! Błagam puść go. Pozwól mu być ze mną. Tak jak mówiłeś to twój syn!

ㅡ Tobie już powiedziałem coś. Miałeś go zostawić. Nie posłuchałeś, więc teraz masz.

ㅡ Jeon nie wygłupiaj się. ㅡ Powiedział mój ojciec. ㅡ Nie rozumiesz, że popełniasz błąd?

ㅡ Jaki błąd, Park? To najlepszy ośrodek. Będzie mu tam dobrze. Zobaczysz. A ty... ㅡ Spojrzał na mnie. ㅡ Masz zakaz odwiedzania go. Zresztą nie wpuszczą cię tam. Będzie tam dwa tygodnie. Może i dłużej. Możne nawet miesiąc byle by wyzdrowiał.

ㅡ Nie! ㅡ Krzyknąłem.

Wszyscy wyszli, więc upadłem na siebie wybuchając płaczem.

ㅡ Jimin.. ㅡ Podszedł starszy przytulając mnie.

ㅡ Tato, pomóż mi. Błagam. ㅡ Szepnąłem chowając twarz w jego klatce piersiowej. ㅡ On nie wytrzyma tyle czasu. To dla niego będzie śmierć.  Tato, proszę.... ㅡ Szlochałem.

ㅡ Pomogę, synu. Zrobię co się da.

***


Minęło już kilka dni odkąd zabrali mi Kooka i go nie widziałem, bo nie pozwalali mi go zobaczyć choć przez chwilę. Cholernie się martwiłem i bałem. Nie mogłem spać, jeść... Normalnie funkcjonować. Lecz Kook przeżywa koszmar jakby mogę to tak nazwać, bo konkretnej nazwy nie mam by opisać jego ból jaki teraz mu  zadają. Wiem jedno... Gdy wyjdzie to nie będzie już ten sam Guk co był. Boję się, że nie będę już w stanie mu pomóc szczególnie teraz, gdy za dwa miesiące idę do wojska, a to szybko przeleci.

Byłem sam w mieszkaniu. Psiaki musiałem dać Tae pod opiekę, bo sam nie mogłem się nimi opiekować. Nie dawałem rady z niczym. Było tak dobrze.... Ale nie. Jego ojciec musiał wszystko zniszczyć.

ㅡ Dlaczego? ㅡ Szepnąłem cicho.

ㅡ Jimin, wszystko będzie dobrze. Jungkook już raz z tego prawie wyszedł. ㅡ Rzekł ojciec, który nawet mnie nie opuścił od tamtego dnia.

ㅡ Ale... To był krótki okres czasu, gdy tam był. Kto wie jakie tortury mu robią?  Chcę go zobaczyć. ㅡ Zacząłem płakać.

ㅡ Pójdę do niego. ㅡ Oznajmił.

ㅡ A wpuszczą cię?

ㅡ Warto spróbować. ㅡ Posłał lekki uśmiech. ㅡ Jedziemy? ㅡ Spytał. Skinąłem głową. Uszykowani i gotowi wyszliśmy z mieszkania, a potem z budynku. Złapaliśmy taksówkę jadąc do szpitala.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce ojciec wyszedł idąc w stronę budynku. Ucieszyłem się, gdy wszedł do środka. Mnie już by na miejscu wyrzucili.
Czekałem wraz z kierowcą taksówki, który na pewno był zirytowany. Mijały minuty, a potem godzina.

W końcu wyszedł z ponurą mimiką.

ㅡ Widziałeś go?

ㅡ Jedźmy. ㅡ Rzucił do kierowcy, który ruszył.

ㅡ Tato, powiedz mi. ㅡ Prosiłem, lecz milczał.

Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania zaatakowałem go pytaniami.

ㅡ Tato mów do cholery! Co widziałeś?! ㅡ Krzyknąłem.

ㅡ Okropny widok! ㅡ Uniósł się. ㅡ Nie kontaktował. Był przywiązany. Nic nie mówił. Bał się nawet swojego cienia. Miał pocięte ręce.

Nie mogłem słuchać więcej. Pobiegłem do sypialni, w której się zamknąłem na klucz. To było za dużo dla mojego serca. Wiedziałem już, że mojego prawdziwego Jungkooka nie ma. Dlaczego muszę iść do wojska? Czemu akurat teraz?
Wybuchłem płaczem siedząc w kącie. Marzyłem by wszystko wróciło do normy.

***********************

31.01.21

Hejkaa

Jak wam się podoba?

Miłej niedzieli!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top