Rozdział 89
Wakacje minęły, więc trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości jaka była w Ameryce. Wraz z powrotem zniknęła nasza wspólna i ciepła harmonia, a pojawiła się ponura i deszczowa.
ㅡ Chcę wrócić do Indonezji. ㅡ Mruknął niezadowolony mąż. ㅡ Tam chociaż było ciepło.
ㅡ Jeszcze tam wrócimy. ㅡ Zapewniłem.
ㅡ Wiem, ale ja chcę teraz. ㅡ Westchnął wchodząc do naszego apartamentu.
Stanąłem na środku salonu rozglądając się po pomieszczeniu. Trzeba by było jakoś tu zmienić. Jest zbyt...ciemno, nie tak jak na Indonezji. Ale nie chciałem mówić o tym mężowi. Nie chciałem by znowu tracił pieniądze na moje zachcianki. Wtedy zdecydowałem, że sam zarobie na remont. Chociaż nie wiem jak...
ㅡ Jestem padnięty... ㅡ Westchnął. ㅡ Pójdę się położyć. ㅡ Dodał.
ㅡ Mogę z tobą? ㅡ Spytałem spojrzawszy na jego osobę. Uśmiechnął się rozkładając ramiona. Podbiegłem wtulając się w niego. Ruszyliśmy do sypialni, lecz przerwał nam dzwonek. ㅡ Otworzę.
ㅡ Nie. To pewnie mój ojciec. Przecież wiedział, kiedy przylatujemy. Nie otwieraj.
ㅡ Ale jeśli nie teraz to będzie nas nachodzić. Chcesz?
ㅡ Nie. Dobrze, ale to ja otworzę. ㅡ Mruknął. Wyminął mnie idąc do drzwi. Rzeczywiście był to jego ojciec, z którym po chwili skrzyżowałem spojrzenie. Nie był zadowolony na mój widok.
ㅡ Jeszcze tu jesteś? ㅡ Warknął.
ㅡ Nie będziesz decydował o naszym małżeństwie. ㅡ Fuknąłem krzyżując ręce na piersi. ㅡ Bo to nie twoje, a nasze.
ㅡ Jak ty się odzywasz do starszych?!
ㅡ Tato, daj spokój. ㅡ Rzekł mąż. ㅡ Po co przyszedłeś? By pokrzyczeć na Jimina? Jeśli tak to nie pozwolę. Więc idź stąd. ㅡ Zamknął drzwi, a mężczyzna na szczęście nie stawiał oporu. Następnie podszedł do mnie przytulając. ㅡ Wybacz..
ㅡ Nic się nie stało. ㅡ Posłałem uśmiech. ㅡ To idziemy poleżeć?
ㅡ Oczywiście. ㅡ Odparł.
Poszliśmy do sypialni, kładąc się na łóżku zaraz przkrywając się kołdrą. Wtuliłem się w męża przymykając oczy.
ㅡ Dobranoc, Jiminnie. ㅡ Szepnął całując mnie w czoło.
ㅡ Dobranoc, Jungkookie. ㅡ Odpowiedziałem.
***
Uchyliłem powieki nie czując obok źródła, które dawało mi ciepło. Bardziej okryłem się materiałem, marznąć z zimna.
ㅡ Jungkook? ㅡ Zawołałem cicho naprawdę nie chcąc wychodzić z łóżka, lecz nie miałem wyboru. Jednakże, kiedy wstałem zarzuciłem na siebie nadal ciepłą kołdrę na swoje ramiona i wyszedłem z sypialni. ㅡ Jungkook gdzie jesteś? ㅡ Ponownie zawołałem idąc do kuchni, ale jego tam nie było. Wtem zauważyłem karteczkę. Chwyciłem ją czytając.
Jiminnie
Niedługo wrócę. Poszedłem po nasze skarby, do hotelu, a także.... Do ojca. Porozmawiam z nim. Więc poczekaj, dobrze? W lodówce masz zrobione naleśniki. Spałeś bardzo mocno.
Kocham cię!!
ㅡ Po co poszedł tam? ㅡ Spytałem samego siebie. Westchnąłem podchodząc do wielkiej mroźnej skrzyni, wyjmując z niej zrobione przez męża śniadanie. Lecz gdy tylko chciałem się zabrać za jedzenie zadzwonił dzwonek. ㅡ Jeszcze tego brakowało. ㅡ Warknąłem. Poszedłem na korytarz, otwierając drewnianą powłokę. ㅡ Tata? Skąd..? Co tu robisz? ㅡ Spytałem zaskoczony.
ㅡ Ojciec Jungkooka mi powiedział, że wróciliście, więc wsiadłem do pierwszego lepszego samolotu i tu jestem. Jimin porozmawiajmy.
ㅡ Nie chce. ㅡ Powiedziałem uciekając wzrokiem.
ㅡ Jimin, zrozum, że nie chciałem cię usunąć, gdy byłeś w brzuchu. Tylko twoja matka. Naprawdę.... Naprawdę chciałem cię wychować.
ㅡ Ale tato... Zataiłeś przede mną taką tajemnice. Mam dwadzieścia osiem lat. Mam prawo chyba już o tym wiedzieć.
ㅡ Owszem masz. Przepraszam cię, Jimin. Synu jeśli chodzi o tamtą rozmowę... ㅡ Wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. ㅡ Nie jesteś naszym błędem. ㅡ Dodał. Spuściłem głowę. ㅡ Kocham cię i nigdy bym się ciebie nie wyrzekł. Jesteś moim jedynym synem.
ㅡ A matka? Nigdy mnie nie kochała? ㅡ Spytałem, lecz nie odpowiedział milcząc. ㅡ Wiedziałem... ㅡ Szepnąłem do siebie. Niepewnie podszedłem do starszego i przytuliłem go.
ㅡ Wybaczysz, staruszkowi?
ㅡ Tak. Tato? ㅡ Spojrzałem na niego, unosząc głowę do góry.
ㅡ Hm?
ㅡ Dziękuję, że... Że mnie ocaliłeś. I to dwa razy.... Naprawdę ci dziękuję. ㅡ Powiedziałem ze łzami w oczach. Uśmiechnął się przytulając mnie jeszcze bardziej. Zacząłem szlochać mu w ramię.
Od najmłodszych lat.... Uważałem go za swojego bohatera, lecz dopiero teraz zrozumiałem, że naprawdę nim jest i był.
ㅡ Nie musisz. ㅡ Odparł głaszcząc mnie po głowie. ㅡ Jak było na wakacjach? ㅡ Zapytał. Odsunąłem się lekko, wycierając policzki.
ㅡ Było cudownie. ㅡ Uśmiechnąłem się. ㅡ Opowiem Ci wszystko. Chodź. ㅡ Powiedziałem prowadząc starszego do salonu. ㅡ Chcesz coś do picia? A może jedzenia?
ㅡ Nie, nie, Jimin. Siadaj i mów.
Skinąłem głową siadając obok starszego zaczynając mu opowiadać jak było wspaniale i co tam zrobiliśmy. Słuchał uważnie i zadowolony.
ㅡ Cieszę się, Jimin. A...jest coś o czym jeszcze chcesz porozmawiać? ㅡ Spytał. Mój uśmiech zniknął. Dlaczego spytał o to tak nagle?
ㅡ Nie... A czemu?
ㅡ Nie będę owijał w bawełnę. Kilka dni temu dzwonił do mnie ojciec Jungkooka...
ㅡ Nie zabierzemy rozwodu. ㅡ Wtrąciłem się w zdanie.
ㅡ Nie mówił o rozwodzie, a o tym bym cię przekonał by Kook poszedł do szpitala. Jaki rozwód?
ㅡ Nie zgodzę się na nic.
ㅡ Jimin, powiedz o jaki rozwód chodzi?
ㅡ Bo... Bo on każe nam się rozstać. Twierdzi, że pogarszam stan Guka. Tato, nie możesz z nim porozmawiać?
ㅡ Spróbuję. Ale z tego co mi mówiłeś o wakacjach nie sądzę, że to robisz. Nie bierz jego słów do serca, Jimin.
ㅡ Wiem i staram się tego nie robić. ㅡ Uśmiechnąłem się lekko. Po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi, a do środka jako pierwsze wbiegły nasze maleństwa. ㅡ Sarang, Bomul.. ㅡ Wstałem przytulając je. Wskoczyły na mnie zaczynając lizać po twarzy. ㅡ Też tęskniłem. Guk? ㅡ Zawołałem, gdy mąż się nie pokazywał. Wstałem z podłogi idąc na korytarz. ㅡ Co się dzieje? ㅡ Spytałem widząc starszego, który siedział na ziemi mając schowając twarz pomiędzy nogami. ㅡ Kochanie... ㅡ Ukucnąłem przed nim. Złapałem jego głowę zmuszając by na mnie spojrzał. ㅡ Co się dzieje?
ㅡ Pokłóciliśmy się. ㅡ Szepnął patrząc mi w oczy. ㅡ Teraz tym bardziej wyślę mnie do ośrodka.
ㅡ Nie. Nie może. Nie bez mojej zgody. Tato, pomożesz? ㅡ Spojrzałem na mężczyznę, który stał obok nas.
ㅡ To mój obowiązek, Jimin. A pomógłbym wcześniej, gdybyś mi powiedział o wszystkim.
ㅡ Wiem, przepraszam. Więc...?
ㅡ Pójdę do niego. ㅡ Oznajmił ubierając się.
ㅡ Teraz?
ㅡ Tak. A kiedy? Wrócę później. ㅡ Powiedział wychodząc z naszego mieszkania. Pomogłem mężowi wstać na równe nogi i zaprowadziłem do sypialni.
ㅡ Może..
ㅡ Nie chce spać. ㅡ Odpowiedział zanim zapytałem.
ㅡ Jungkookie...
ㅡ Dlaczego tu są same problemy, Chim? Czemu nie jest tak jak w Indonezji? Tam chociaż jest ciepło...
ㅡ Kook, przepraszam cię. Obiecałem Ci, że będzie tak samo jak tam.
ㅡ To nie twoja wina. ㅡ Posłał uśmiech łapiąc moje dłonie i ciągnąc na swoje nogi. Usiadłem na nim okrakiem zarzucając ręce za jego kark.
ㅡ Spróbujmy od nowa, dobrze?
ㅡ Dobrze. ㅡ Uśmiechnął się tym razem szeroko. Po chwili do środka weszły pieski. Spojrzeliśmy na nie. Zawołałem gestem ręki, a kiedy zbliżyły się pogłaskałem je po grzbiecie.
ㅡ Cieszę się, że was mam. ㅡ Powiedziałem patrząc mężowi w oczy. Pisnąłem, gdy gwałtownie obrócił nas, kładąc moją osobę na łóżku i zwisając nade mną. Oparł swoje czoło o to moje trzymając moje dłonie.
ㅡ Nie tylko ty. ㅡ Szepnął przytulając mnie. Uśmiechnąłem się oddając gest.
******************
28.01.21
Hejka
Jak wam się podoba?
Miłego dnia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top