Rozdział 83
Szukaliśmy Jungkooka od dobrej godziny. Nie mogliśmy go znaleźć. Byliśmy nawet na cmentarzu. Cholernie się o niego bałem.
ㅡ To... To moja wina... ㅡ Szepnąłem upadając na kolana będąc na twardym betonie. Zacząłem płakać uderzając o podłoże.
ㅡ Jimin. ㅡ Powiedział Namjoon. ㅡ Nie czas na załamki. Trzeba szukać dalej.
ㅡ Ale gdzie? Seul jest za duży. Może być wszędzie.
ㅡ Dlatego nie możemy się poddawać. Dzwoniłem do Sohee i Tae. Oni zadzwonili dalej. Wszyscy jutro będą.
Skinąłem głową i z ich pomocą wstałem na równe nogi. Gdzie on do cholery jest?!
Wróciliśmy do domu, jako iż robiło się ciemno, a w ciemności go nie znajdziemy.
ㅡ Jimin. Powiedz dokładnie co się tu wydarzyło? Co się stało? ㅡ Pytali, gdy usiadłem na kanapie. Opowiedziałem im co się działo, zanim tu przyjechali. Nie byli zadowoleni.
ㅡ Jesteś poważny?! ㅡ Krzyknął najstarszy z nas. ㅡ Wiedziałeś i wiesz jaki Guk jest teraz wrażliwy, a ty tak go potraktowałeś?! Pewnie myślałeś, że jest już wszystko dobrze i możesz tak postąpić, tak? Ale nie. Jeśli coś sobie zrobił... To to będzie twoja wina, Jimin. Ty go tak zraniłeś, zamiast pobiec za nim.
ㅡ Jin, wystarczy. ㅡ Warknął jego mąż.
Może on ma rację? Tylko ja go ranię. Ja jestem tym złym, który nie pozwala mu do końca wyzdrowieć. Może także powinienem zniknąć? Dołączyć do Guka?
Czym prędzej wstałem wybiegając z domu olewając krzyki i wołania starszych. Biegłem przed siebie. Jak najdalej i jak najszybciej.
Po kilkunastu minutach nie wiedziałem już gdzie jestem. Było to obce miejsce, ale i puste. Na pewno była to inna strona miasta. Zdyszany usiadłem pod murem wybuchając płaczem. Błagałem niebiosa o znak, o pomoc... Lecz nie prosiłem o deszcz. Zaczęło padać, a moje ciało jak i ubranie stało się mokre aż do suchej nitki, ale nie ruszyłem się.
Siedziałem tak nie wiem ile czasu, a deszcz nie przestawał padać. Było okropnie zimno. Nie czułem swoich palców, a całe moje ciało trzęsło się z zimna. Wstałem i powolnym krokiem idąc przed siebie.
Upadłem na ziemię nie dawając już rady. Za zimno. Patrzyłem w niebo, a krople spadały mi na twarz. Uśmiechnąłem się lekko, przymykając oczy. Wtedy nie wiedziałem czy zasnąłem czy umarłem z wyziębienia czy po prostu zemdlałem.
***
Jungkook POV.
Stałem na moście patrząc na rzekę Han, która przez krople deszczu wyglądała jakby płakała. Tak jak ja w tym momencie. Spojrzałem na boki nie widząc nikogo, dlatego powoli wszedłem na barierki patrząc na potężny żywioł. Potem na swoją dzisiejszą karę, a mianowicie oparzenia po żelasku na rękach. Bardzo wtedy bolało.... Cieszyłem się z tego.
Nie byłem zły na Jimina. Wystraszyłem go, choć mogłem znaleźć inny sposób. Z drugiej strony wiem, że... Ma mnie już dosyć. I tak byłem tylko ciężarem.
ㅡ Przepraszam, Jimin. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Byłeś najlepszym mężem. ㅡ Dodałem trzymając się barierek, które powoli puszczałem. Zamknąłem oczy czując jak się unoszę. Przez chwilę myślałem, że latam. Ale to był tylko ułamek sekundy. Tuż zaraz straciłem przytomność, gdy wpadłem do wody.
Jimin POV.
Ocknąłem się czując nadal lekki pomurk zimna. Jednakże nie byłem już na ulicy, a w kolorowym pomieszczeniu. Bym uznał, że to jakiś ośrodek, ale nie. Był to szpital. Jak? I skąd tu się wziąłem?
Spojrzałem na swoje ciało, które było przykryte wieloma warstwami grubego koca. Chciałem się podnieść, lecz było to za ciężkie jak dla mnie.
ㅡ Gdzie ja jestem? ㅡ Szepnąłem do siebie. Po kilku minutach do środka weszła uśmiechnięta pielęgniarka.
ㅡ Witam, proszę pana. Obudził się Pan.
ㅡ Gdzie ja jestem?
ㅡ W szpitalu.
ㅡ W Seulu?
ㅡ Tak.
ㅡ Ale to szpital w centrum stolicy, tak?
ㅡ Nie nie, kochany. Na obrzeżach miasta. Był najbliżej. Miałeś hipotermie. Ale widzę, że już wszystko dobrze.
ㅡ Czuję się lepiej, ale trochę nadal zimno.
ㅡ Domyślam się. Pójdę po lekarza. Tylko proszę podać imię i nazwisko. Nie miał pan przy sobie dokumentów.
ㅡ Jeon Jimin.
ㅡ Wiek?
ㅡ Dwadzieścia osiem.
ㅡ Nie wygląda Pan. ㅡ Zaśmiała się. ㅡ Dziękuję.
ㅡ A... Ile ja już tutaj jestem?
ㅡ Kilka dni. Był pan bardzo wyziębiony. To cud, że pan odzyskał normalną temperaturę.
ㅡ Dziękuję. ㅡ Powiedziałem, a kobieta wyszła. Kilka dni?! Namjoon i Jin na pewno się martwią! A Jungkook? Co z nim? I czy się znalazł?
Musiałem zadzwonić. I to już, ale nie miałem telefonu.
Jungkook POV.
ㅡ Doktorze co z nim? ㅡ Słyszałem jak przez mgłę.
ㅡ Stan jest stabilny, ale trochę się poturbował o kamienie. To się zagoi. Proszę się nie martwić. Wyjdzie z tego.
Uchyliłem powieki od razu natrafiając na twarz Jina. Przyznam, wystraszyłem się.
ㅡ Spokojnie, Kook. ㅡ Uśmiechnął się lekko. ㅡ Dobrze, że jesteś z nami.
ㅡ A wcale nie chce. ㅡ Szepnąłem.
ㅡ Nie mów tak.
Westchnąłem cicho przymykając oczy.
ㅡ Nie zapytasz o Jimina? ㅡ Spytał.
ㅡ A co z nim? Gdzie jest?
ㅡ Nie wiadomo. To moja wina. Byłem za ostry wobec niego.
Podniosłem się do siadu patrząc na nich ze złością.
ㅡ Co mu powiedziałeś? Jin, do cholery jasnej. Znowu się go uczepiliście! Zostawcie go w spokoju, jasne?!
ㅡ Ale Jungkook on...
ㅡ Co? Pewnie wygadałeś mu, że to jego wina, tak?
ㅡ No tak, ale to on cię tak potraktował. To przez niego chciałeś się zabić.
ㅡ Nigdy bym się nie zabił z powodu mojego Chima. Chciałem to zrobić, bo czułem się winny i...
ㅡ Ale chciałeś dobrze.
ㅡ Tylko go wystraszyłem. ㅡ Po moich policzkach spływały łzy. ㅡ Czego nie chciałem. Nie mogłem znieść tego, że go zraniłem. I to w taki sposób. A wy dolaliście mu oliwy do ognia. Co wy tak naprawdę od niego chcecie? On jedyny jest ciągle przy mnie. On jedyny mi tak naprawdę pomaga. A wy macie do niego jeszcze pretensje. Wyjdźcie stąd!
ㅡ Jungkook posłuchaj...
ㅡ Nie. Już dosyć zepsuliście. Idźcie stąd.
Westchnęli robiąc co kazałem. Wybuchłem płaczem. Wszyscy dookoła traktują Jimina jak tego złego. Nie rozumiem tego... Naprawdę nie rozumiem.
**********************
23.01.21
Cześć jak wam się podoba?
Miłego weekendu!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top