Rozdział 80
ㅡ Guk... ㅡ Zacząłem niepewnie, gdy to byliśmy w naszym rodzinnym domu. ㅡ Porozmawiajmy. Proszę...
ㅡ O czym?
ㅡ Co tak naprawdę jest dla ciebie trudne? Jak mam ci dokładnie pomóc? Gdzie robię błędy?
Milczał patrząc przez okno. Podszedłem do niego przytulając.
ㅡ Kookie... Wiesz, że rozmowy są potrzebne. Powiedz. ㅡ Błagałem, lecz ten milczał. Wtem sobie przypomniałem co powiedział: "Nienawidzę cię"
Te dwa słowa tak zabolały. I w tym momencie także. Westchnąłem odsuwając się lekko.
ㅡ Nie będę zmuszał. Zrobię herbaty. ㅡ Szepnąłem idąc do pomieszczenia chcąc ukryć łzy, które zaczęły spływać po policzku. Wstawiłem wodę, lecz gdy sięgnąłem po kubek jeden z nich wyleciał mi ręki i spadł na podłogę rozbijając się na kilka kawałków. Westchnąłem z urwanym oddechem, dusząc w sobie szloch. Sięgnąłem po miotłę i szufelkę, wyrzucają szkło do kosza, lecz zanim je wyrzuciłem zauważyłem w koszu papier nasiąknięty krwią. Podskoczyłem czując dłoń na talii, a odłamki kubka z powrotem znalazły się na ziemi.
ㅡ Przepraszam.
ㅡ Nie nie.. To moja wina. ㅡ Powiedziałem z lekkim, wymuszonym uśmiechem znowu zmiatając. Wyrzuciłem szkło, podchodząc do czajnika.
ㅡ Jimin.. ㅡ Zaczął, przytulając mnie od tyłu. ㅡ Nie nienawidzę cię. ㅡ Szepnął masując moje przed ramię. To sprawiło, że wybuchłem płaczem. Odwróciłem się do niego podwijając mu bluzę, widząc świeży bandaż. ㅡ To nic. ㅡ Natychmiast zakrył nadgarstek.
ㅡ Co się tu stało? ㅡ Spytałem cicho chcąc jeszcze spojrzeć na ranę, lecz cofnął się. ㅡ Jungkook, co?
ㅡ Nic, Chim. ㅡ Spuścił głowę ciągle trzymając swój nadgarstek.
ㅡ Kook... Musimy rozmawiać. To bardzo pomaga, nie rozumiesz? Musisz mi mówić co się dzieje. Jak się czujesz.... Muszę to wiedzieć by ci pomóc...
ㅡ Ale ja nie chcę! ㅡ Krzyknął. ㅡ Co da rozmowa skoro nie rozumiesz co tak naprawdę czuję? Będziesz tylko pocieszać, lecz nadal nie będziesz rozumiał mojego bólu. Nikt mi nie pomoże, nawet ty.
ㅡ Mylisz się.
ㅡ Tak? To idź sobie gdzieś. Niech ktoś cię zgwałci, rani twoje ciało, psuje psychikę.... Idź i dowiedz się jak to jest.. Może wtedy zrozumiesz to co tak naprawdę czuje.
Milczałem. Nie wiedziałem co powiedzieć.
ㅡ Kocham cię, Jungkook... ㅡ Powiedziałem patrząc mu w oczy, nie widziałem w nich emocji. ㅡ I w porządku... Zrobię to. Chcę wiedzieć co czujesz. Chcę wiedzieć jak cię to boli. Wiedz, że pójdę. ㅡ Szepnąłem płacząc i ruszyłem na korytarz, lecz zatrzymał mnie.
ㅡ Wierz mi, nie chcesz... ㅡ Powiedział przytulając mnie i głaszcząc po głowie. ㅡ Nie rób tego, proszę.... Powiedziałem głupotę, ale nie pozwolę by stała ci się ta sama krzywda co mi.
ㅡ To rozmawiaj ze mną. ㅡ Wyszlochałem. ㅡ Błagam, Kookie...nie zrobię nic, jeśli będziesz milczeć.
ㅡ Wystarczy twoja obecność.
ㅡ Nie. Pójdę do wojska... I co wtedy? Nie będzie mnie. Przez ten czas chce choć trochę pomóc ci. Więc...
ㅡ No dobrze. ㅡ Westchnął. ㅡ To... ㅡ Wskazał na nadgarstek. ㅡ Chciałem się zabić, lecz... Pomyślałem wtedy o tobie i o tym, że mamy mieć wkrótce dziecko. Dlatego zadzwoniłem po karetkę. Jimin... Bardzo chce stąd zniknąć... Lecz strata ciebie będzie boleć jeszcze bardziej niż teraz.
ㅡ Nie pozwolę ci odejść, Guk. Nigdy. Albo razem, albo wcale.
ㅡ Kocham cię, Jiminnie..
ㅡ A ja kocham Jungkooka. ㅡ Zaśmiałem się cicho. ㅡ Jungkook? Może chodźmy nad rzekę Han. Jak za dawnych czasów.
ㅡ W porządku. Chodźmy.
*
ㅡ Cudnie. ㅡ Szepnąłem wzdychając świeże i zimne powietrze. Po chwili zostałem przytulony od tyłu. Uśmiechnąłem się szeroko, kładąc swoje ręce na te jego. ㅡ Pamiętasz jak się tu dobrze bawiliśmy?
ㅡ Jak dogadzałeś sobie przy wszystkich ludziach? ㅡ Zaśmiał się do mojego ucha, a ja czułem się wspaniale słysząc jego szczery śmiech.
ㅡ Nikt nie patrzył. Zresztą wiesz jaki kiedyś byłem. ㅡ Westchnąłem tworząc szary dym.
ㅡ Wiem kochanie. Rozkapryszonym dzieckiem.
ㅡ A teraz nie jestem?
ㅡ Nie. Teraz jesteś moim mężem. ㅡ Szepnął całując mnie w policzek. Zarumieniłem się, odwracając się do niego przodem i przytulając.
Po chwili zacząłem się śmiać. ㅡ Co jest?
ㅡ Pamiętasz jak wlazłeś na drzewo po frizbe? I musiała przyjechać straż pożarna.
ㅡ A potem byłeś na mnie zły o to.
ㅡ Bo mogłeś spaść w każdej chwili. Bałem się o ciebie i to bardzo, Guk.
ㅡ Wiem, wiem. Dostałem nauczkę.
Skinąłem głową bardziej się w niego wtulając i chowając twarz w jego zagłębieniu szyi..
ㅡ Jimin?
ㅡ Hm?
ㅡ Ja... Chcę odwiedzić Hobiego.
ㅡ Co? ㅡ Spytałem z niedowierzaniem. ㅡ Po tym co ci zrobił?
ㅡ Brakuje mi go. Był moim przyjacielem. Zrobił to, bo nie miał wyjścia...
ㅡ Zastrzelił cię. Mogłeś wtedy umrzeć..
ㅡ A ciebie Yoongi pobił do nie przytomności, okłamywał... A i tak dałeś mu szansę. ㅡ Powiedział. Spuściłem głowę.
ㅡ Masz rację. ㅡ Odparłem po kilku minutach, pociągając nosem. ㅡ Brakuje mi go także. I Hobiego i Yoongiego... ㅡ Zacząłem płakać. ㅡ Ale Yoongiego już nie ma. ㅡ Dodałem bardziej wybuchając płaczem. ㅡ Nie zobaczę już go... Nie podziękuję mu prosto w oczy za uratowanie życia.
ㅡ Chimmy...
ㅡ Dlaczego on, Guk? Był moim jedynym przyjacielem. Dlaczego?
ㅡ Spokojnie, Chim.
Przytulił mnie. Płakałem mu w ramię. Myślałem, że już umiem żyć z tą informacją, lecz... Chyba jeszcze nie. Straciliśmy tyle bliskich osób i to przez jedną kobietę. Chorą kobietę. Cieszyłem się, że ona także zginęła.
ㅡ Już wszystko dobrze? ㅡ Spytał. Zaprzeczyłem kręcąc głową na boki.
ㅡ Przepraszam.
ㅡ Nie masz za co. Chodź tu jeszcze. ㅡ Rzekł przytulając mnie z powrotem. Dziękowałem mu w duchu, że jest. Że mnie nie zostawił. Że mnie kocha. ㅡ Wracajmy już do domu.
ㅡ Jeszcze nie chce. ㅡ Powiedziałem trzymając go mocno za kurtkę i stojąc w miejscu.
ㅡ Jest zimno. Rozchorujesz się, w dodatku płaczesz. Będzie gorzej. Chodźmy, proszę.
Westchnąłem skinając głową. Wróciliśmy do domu, lecz zatrzymałem się zaraz przy wejściu.
ㅡ Wejdź, zaraz przyjdę.
ㅡ Ale nie za długo. ㅡ Poprosił. Skinąłem głową, a mężczyzna wszedł do środka.
Odszedłem parę kroków stojąc przy jednym miejscu nadal widząc czarną plamę od wybuchu.
ㅡ Sarang... ㅡ Szepnąłem nie chcąc szlochać. Minęło już tyle czasu... Lecz to miejsce wyryło mi się w pamięci. ㅡ Mam nadzieję, że jest ci lepiej. Tobie także Bomul... Byliście najlepszymi przyjaciółmi. ㅡ Ukucnąłem ciągle patrząc na czarny asfalt. W głowie miałem ten wypadek. Chodził jak taśma. Nie mogłem się go pozbyć.
ㅡ Jimin. ㅡ Usłyszałem z boku. Spojrzałem na męża, a ten zaraz spojrzał na to, na co cały czas patrzyłem. ㅡ Chim...mieliśmy nie wracać do tego.
ㅡ Wiem. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Przepraszam.
ㅡ Za dużo wspomnień jak na jeden dzień. Chodź do domu.
Wstałem na równe nogi i weszliśmy do środka.
********************
17.01.21
Jutro do szkoły. Jak mi się nie chce
Komu się podoba?
Miłej nocy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top