Rozdział 74
ㅡ Jak... Się czujesz? ㅡ Spytałem by potem skarcić się w myślach za tak głupie pytanie. Siedziałem sam na sam z Jungkookiem od kilkunastu minut, a mąż nie odezwał się ani słowem patrząc jedynie w jeden punkt. ㅡ Gukie... Martwię się. Powiedz coś, proszę. ㅡ Złapałem jego dłonie, lecz ten się wzdrygnął. ㅡ Króliczku.... Co cię dzieje?
Po chwili sięgnął po kartkę papieru i jedną kredkę pisząc coś.
Oni wszystko słyszą... Muszę być cicho.
ㅡ Kto? Kto taki?
Nie powinieneś był tu przychodzić...
ㅡ Ale.. ㅡ Urwałem, bo do środka wszedł jeden z personelu. Po angielsku powiedział, że koniec odwiedzin. ㅡ Jungkook... Zobaczymy się jutro. ㅡ Wstałem chcąc wyjść, lecz chłopak złapał mnie gwałtownie nadgarstek.
ㅡ Największe potwory... Wychodzą po zachodzie słońca. Pamiętaj.. ㅡ Powiedział. Facet, który przyszedł odsunął go, przez co ten zaczął się szarpać.
ㅡ Chcę go stąd zabrać! ㅡ Krzyknąłem. Coś było nie tak.
ㅡ Dopiero za dwa dni. Taka była umowa.
ㅡ Chcecie mu zrobić wodę z mózgu. Wypuśćcie go.
ㅡ Nie ma mowy. Jest na leczeniu, którego nie można przerwać, a teraz do widzenia. ㅡ Rzekł, a inny mężczyzna wyprowadził mnie z budynku. Spojrzałem na słońce. Był już Zachód, a ono się powoli chowało.
Prawdziwe potwory wychodzą po zachodzie słońca.
Coraz bardziej martwiłem się o Guka. Muszę go stąd wyciągnąć mimo że zostały mu tylko dwa dni.
Pobiegłem do mieszkania nie ręcząc się z taksówką.
ㅡ Jimin i jak? ㅡ Spytał przyjaciel, gdy zdyszany wbiegłem do mieszkania.
ㅡ Ty. ㅡ Spojrzałem na ojca męża. ㅡ Ty go tam zamknąłeś. ㅡ Podszedłem uderzając go w klatkę zaczynając płakać. ㅡ To twoja wina! ㅡ Krzyknąłem.
ㅡ Jimin. O co chodzi?
ㅡ Z Gukiem jest jeszcze gorzej niż było! Boi się, nie rozmawia... Ciągle milczy. Tego chciałeś?
ㅡ Nie zapominaj, że się na to zgodziłeś.
ㅡ Panie Jeon. ㅡ Rzekł Tae bardziej zły. Cofnąłem się do tyłu patrząc na niego.
ㅡ Tak. Ja się na to zgodziłem.
ㅡ Jimin, ale to nie twoja wina. ㅡ Powiedziała Minah. ㅡ Chciałeś dobrze. ㅡ Przytuliła mnie. Wybuchłem płaczem oddając gest.
ㅡ Co ja zrobiłem?
***
Nie udało się wyciągnąć Jungkooka z tego miejsca. Przez co musiał siedzieć tam jeszcze dwa dni, ale na szczęście już wychodził. Czekałem wraz z Tae na jego przyjście. Wyszedłem z auta widząc jak wychodzi ze środka.
ㅡ Jungkook. ㅡ Zawołałem. Spojrzał na mnie. Był jeszcze bladszy niż w szpitalu. ㅡ Kookie... ㅡ Szepnąłem przytulając go delikatnie. Czułem jak spina mięśnie. ㅡ Wracamy do domu. ㅡ Dodałem odsunąłem się, lecz ten przytulił mnie z powrotem dużo mocniej. Jego ciało drżało. ㅡ Gukie..? ㅡ Spytałem. Rozpłakał się szlochając w moje ramię. ㅡ Spokojnie... Jestem już z tobą. Wróćmy do domu.
Wsiedliśmy do samochodu ruszając. W domu mała niespodzianka zaskoczyła Kooka.
ㅡ Sohee? ㅡ Szepnął. Jego głos był suchy, kruchy i ledwo wyraźny jakby przez pobyt tam nie odzywał się ani na chwilę. ㅡ Minah? ㅡ Dodał patrząc na drugą przyjaciółkę.
ㅡ Zmizerniałeś, Kook. ㅡ Zaśmiała się So przytulając go. Ten oddał gest, a następna była Minah. ㅡ Ale...wiesz co? Chodź.. ㅡ Pociągnęła chłopaka do sypialni zapewne by pokazać mu dziecko.
Wrócili po kilku minutach z dziewczynką na rękach.
ㅡ Widziałeś ją Jimin? Jest taka słodka.. ㅡ Szepnął głaszcząc ją po policzku i... Pierwszy raz uśmiechając się.
ㅡ Tak. Widziałem. ㅡ Oddałem gest mając w oczach łzy. W końcu widzę jego uśmiech, ale czułem też ścisk w sercu. Wrócili do pokoju, więc mogłem spuścić głowę.
ㅡ Hej... Nie smuć się. ㅡ Poprosiła przyjaciółka. Dla otuchy przytuliła mnie.
ㅡ To może kakao? ㅡ Zaproponował Tae stojąc obok. Spojrzeliśmy na niego zgadzając się. Po kilku chwilach So wróciła z dzieckiem. ㅡ Gdzie Kook? ㅡ Spytał.
Wskazała palcem na sypialnię. Poszedłem tam widząc go siedzącego w kącie i płaczącego.
ㅡ Jungkook.. ㅡ Zacząłem chcąc podejść, lecz mi na to nie pozwolił pokazując dłonią, że mam się zatrzymać. ㅡ Co się dzieje? So... Co się wydarzyło?
ㅡ Nic, przyrzekam. Siedział z małą i potem zaczął płakać, więc zabrałam mu ją, a on usiadł w kącie.
Pewno sobie przypomniał. Westchnąłem i mimo jego protestu usiadłem obok niego i przytulając chłopaka. Przyjaciele wyszli zostawiając nas samych.
Zacząłem śpiewać naszą wspólną piosenkę. To pomogło mu się uspokoić.
ㅡ Spokojnie... Jestem tuż obok. ㅡ Mówiłem bojąc się, że choć jednym słowem go zranię. Był teraz delikatny jak porcelana. Wtedy zdecydowałem. Potrzebne mu wakacje. ㅡ Kook? Co ty na to by.... Polecieć do Indonezji na wyspę Lom Lombork? Pamiętasz ją? Tam byliśmy na naszym miesiącu miodowym.
Powoli spojrzał na mnie. Skinął głową zgadzając się. Uśmiechnąłem się cmokając go w policzek, lecz on chciał jeszcze. Zaśmiałem się, gdy przybliżył swoją twarz do moich ust. Nie miałem wyboru jak jeszcze raz pocałować go w policzek. I jeszcze kolejny. I kolejny. Przytuliłem go nie chcąc puścić.
ㅡ Kocham cię, Guk. I nigdy nie zostawię. Będę walczył byś wyzdrowiał.
Skinął głową wtulając się we mnie. Martwiło mnie, że Guk znowu nic nie mówił. Co mu tam zrobili, że milczał? Po kilku minutach, gdy chciałem wstać zorientowałem się, że mąż zasnął. No nic. Musiałem już tak zostać. Głaskałem go po głowie przymykając oczy. Zasnąłem po kilku minutach.
***
Obudziłem się w łóżku opatulony ciepłą kołdrą. Tuż obok mnie spał spokojnie Kook, a na szafce nocnej świeciła lampka. Powoli przybliżyłem się do niego nie chcąc obudzić, lecz ten odwrócił się do mnie. Wystraszyłem się.
ㅡ Nie strasz. Nie śpisz? ㅡ Spytałem. Pokręcił przecząco głową. Wtuliłem się w niego. ㅡ Ty nas tu przeniosłeś? ㅡ Skinął głową kładąc dłoń na mych włosach zaczynając je głaskać. Uśmiechnąłem się lekko z tego gestu. ㅡ Pójdę sprawdzić co z resztą. ㅡ Rzekłem chcąc wstać, lecz starszy mi na to nie pozwolił przyciągając do siebie i przytulając. Chciałem coś powiedzieć, ale zasłonił mi usta dłonią pokazując palcem, że mam być cicho. Zaskoczy skinąłem głową zgadzając się. O co chodziło?
Chłopak sięgnął po mój telefon wchodząc w notatnik.
"Jest już po zachodzie słońca. Nic nie mów, a będziemy bezpieczni."
Nie rozumiałem. Tu nam przecież nic nie groziło. Chciałem znowu coś powiedzieć, lecz starszy znowu zasłonił mi usta i bardziej wystraszony pokazał palcem, że mam być cicho. Zabrałem telefon pisząc.
" W takim razie zaśnij. Będę stał na czatach."
Pokręcił przecząco głową.
"Nie mogę pozwolić, by zrobili ci krzywdę"
Spojrzałem mu w oczy widząc wystraszony wzrok.
"Robią straszne rzeczy. Nie pozwól im by to ciebie wybrali jako ofiarę."
Wtedy zdałem sobie sprawę, że on mówi o pracownikach zakładu.
"Czyli jakie?" ㅡ Odpisałem.
"Zamkną cię w ciemnym pokoju bez okien. Bez jedzenia i picia. Albo zabiorą do jednego pokoju każąc oglądać dziwne filmy..."
Teraz wiem, że Guk się przede mną otwierał. Wiem co mu robili... I jak go traktowali. Bolało mnie to. Ja na to pozwoliłem i teraz mam konsekwencje.
" Jesteśmy bezpieczni, Guk. Nic nam nie grozi, rozumiesz? Naprawdę zaśnij. To ci pomoże. Będę tuż obok."
Posłałem mu uśmiech chowając telefon, gdy przeczytał wiadomość. Położyłem dłoń na jego policzku.
*********************
30.12.20
Woow
Już jutro sylwester. Kto gotowy?
Jak wam się podoba?
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top