Rozdział 67

Siedziałem na łóżku głaszcząc śpiącego starszego. Minęły już trzy dni odkąd tu byłem. Chciałbym mu pomóc. Z całych swoich sił. Zabrać to cierpienie, ale... Nie mogę. Nie mam takiej mocy. Dlaczego?

Spojrzałem na drzwi widząc w nich ojca mężczyzny.

ㅡ Jimin? Mówili, że jesteś w więzieniu.

ㅡ Ponieważ od teraz na jakiś czas moim więzieniem jest szpital. Kazali mi być z Jungkookiem. Ale to nawet lepiej... Mogę być przy nim. A to kto? ㅡ Spytałem widząc za nim dwóch obcych mężczyzn.

ㅡ Moi najlepsi prawnicy. Wyciągnę cię stąd. Nawet zapłacę za twój wyrok jeśli się nie uda.

ㅡ Nie musi, tata...

ㅡ Muszę. Tylko przy tobie, Jungkook jesteś szczęśliwy. Zresztą prosił mnie o to. Gdzie są policjanci?

ㅡ Na korytarzu. Powinni tam być.

ㅡ Wszystko załatwię. Nie martw się. ㅡ Przytulił mnie, a następnie pogłaskał mojego męża po głowie by potem wyjść z sali. Po ich odwiedzinach kilka minut później, Guk się obudził z krzykiem i ciężkim oddechem.

ㅡ Spokojnie, Gukie.. ㅡ Szepnąłem przytulając go.

ㅡ Znowu ten koszmar.. ㅡ Wydyszał oddając gest. ㅡ Znowu tam byłem. Obiecałeś, że tam nie wrócę... ㅡ Wyszlochał.

ㅡ Kookie.. Jesteśmy razem już. To nie ważne? Wyjdziesz z tego.. ㅡ Powiedziałem łapiąc jego policzki i patrząc w oczy. ㅡ To nie będzie łatwe, ale spróbuj walczyć, dobrze? Masz nas wszystkich. Wszyscy cię kochamy, Jungkookie. Kocham cię... ㅡ Szepnąłem sam płacząc. ㅡ Wierzę, że jesteś silny tam w środku. Zawsze byłeś i teraz też dasz radę. ㅡ Położyłem dłoń na jego sercu. ㅡ Sam mówiłeś, że jesteś Jeon Jungkook Pierwszy Niemożliwy. Robisz niemożliwe rzeczy.

Pociągnął nosem przytulając mnie. Pocałowałem go w policzek głaszcząc po głowie.

ㅡ Wierzymy w to.

ㅡ Widziałeś może Tae? Nie ma go od wczoraj...

ㅡ Przyjdzie. Nie mam pojęcia, gdzie jest, ale na pewno przyjdzie.

Jak na zawołanie do środka przyszedł wspomniany. Miał niezbyt wesoły wyraz twarzy.

ㅡ Tae? Coś się stało? Gdzie byłeś?

ㅡ Jimin? Możemy porozmawiać? Chodź. ㅡ Wyszedł na korytarz. Zaskoczony poszedłem za nim.

ㅡ Tae?

ㅡ Robiłem badania... Wszystko wyszło bardzo dobrze.

ㅡ Jakie badania?

ㅡ Mogę być dawcą dla Kooka.

ㅡ Tae, rozmawialiśmy już na ten temat. Nie pozwalam. Tae, ja też cię potrzebuje... A skąd wiesz, może jutro ktoś się znajdzie? Nie rób tego. Kook już ma słabą psychikę, co będzie jeśli dowie się o tobie? Myślisz, że będzie lepiej?! ㅡ Krzyknąłem zaczynając płakać. ㅡ Nie rób tego. Mamy tylko ciebie... Co jeśli coś mu się stanie... A ja mu nie pomogę? Będzie za późno? ㅡ Wyszlochałem. ㅡ Błagam, Tae... ㅡ Szepnąłem biegnąc do łazienki, w której się zamknąłem. Siedziałem tak.. Nie wiem ile. Chciałem to wszystko sobie poukładać. Dopóki usłyszałem pukanie.

ㅡ Panie Jimin.. ㅡ Powiedział detektyw.

ㅡ Proszę dać mi spokój. ㅡ Wyłkałem. ㅡ Chcę być sam.

ㅡ Proszę otworzyć. ㅡ Poprosił. Wiedząc, że nie wygram otworzyłem przekręcając kluczyk. Otworzył drzwi patrząc na mnie z góry. ㅡ Chcę Pan pogadać?

ㅡ Nie. Chcę spokoju, błagam.

ㅡ To przez pańskiego przyjaciela? Widziałem na kamerach jak pana szukałem.

ㅡ Tak.. On chciałby być dawcą dla Jungkooka. Nie mogę się na to zgodzić.  Bez niego nie damy sobie rady.... Jest częścią rodziny. Nie mogę.. Po prostu nie.

ㅡ Czasami trzeba dać komuś wolną rękę. Jeśli chce on to zrobić, proszę mu pozwolić.

ㅡ Co? Nie.

ㅡ Robi to z miłości do was, bo was kocha. Jesteście dla niego ważni, dlatego podjął taką ważną decyzję.

ㅡ Ale on jest nam potrzebny. Tutaj, a nie w innym świecie.

ㅡ Rozumiem. W takim razie proszę z nim jeszcze raz porozmawiać.

ㅡ Porozmawiam. Dziękuję.

ㅡ Więc zapraszam za mną. Pana mąż szukał pana. ㅡ Powiedział. Niechętnie wstałem wracając do sali starszego.

ㅡ Jimin. ㅡ Powiedział mężczyzna. ㅡ Co się stało? ㅡ Spytał, gdy usiadłem obok niego. ㅡ Bałem się.

ㅡ Nic, Jungkookie... ㅡ Uśmiechnąłem się lekko.

ㅡ Zrobiłem coś źle?

ㅡ To nie przez ciebie, króliczku.

ㅡ To o co?

Spojrzałem na przyjaciela, który stał obok okna.

ㅡ Po prostu... Tae wyjeżdża. Na dobre. ㅡ Spuściłem głowę.

ㅡ Co? Tae... Dlaczego mi nic nie mówiłeś? ㅡ Zapytał. ㅡ Chcesz nas zostawić? Jesteś dla mnie jak brat... Gdzie chcesz wyjechać?

ㅡ Daleko stąd. Spokojnie. Kiedyś się spotkamy, Guk.

ㅡ Nie chce byś wyjeżdżał. Zostań błagam. Potrzebuję cię... ㅡ Szepnął ściskając kołdrę. ㅡ Nie ma już Hobiego, wyjdzie za kilka lat... Teraz ty... Wszyscy mnie opuszczają. ㅡ Wyszlochał. ㅡ Co zrobiłem źle?

ㅡ Jungkookie.. Cichutko. To nie twoja wina. ㅡ Próbowałem go uspokoić, lecz popchnął mnie na ziemię zaczynając histeryzować.
Złapałem się za bok i głowę jako iż uderzyłem w ścianę. 

ㅡ Jimin, w porządku? ㅡ Spytał przyjaciel. Świat w moich oczach wirował. Przez zagłuszony dźwięk w uszach słyszałem krzyki. Przez zamazany obraz widziałem jak mąż szarpie się po całym łóżku, a Tae próbuje go uspokoić. Po kilku chwilach przybiegli lekarze. Próbowałem wstań co udało mi się po kilku minutach, lecz za chwiałem się.

ㅡ Już mam pana. ㅡ Usłyszałem obcy głos. Po jakimś czasie wszystko przeszło. Spojrzałem w bok widząc lekarza. ㅡ Wszystko w porządku?

ㅡ Tak. Już tak.

ㅡ Dostał leki nasenne. Będzie spał.
Na pewno wszystko dobrze z Panem?

ㅡ Tak, proszę się nie martwić. ㅡ Podszedłem do łóżka męża. Lekarze wyszli. ㅡ Teraz... Wiesz co będzie jak się poświęcisz? ㅡ Spojrzałem na przyjaciela. ㅡ Jesteś dla niego ważny, Tae... Nie rób mu tego. ㅡ Szepnąłem.

ㅡ Ale... Ja chcę mu tylko pomóc. ㅡ Wyszlochał. ㅡ Na coś się przydać.

ㅡ Taehyung. Dużo dla niego robisz. Cały czas mu pomagasz nie wiedząc o tym. Wystarczy, że przy nim jesteś i wspierasz. ㅡ Podszedłem do niego, przytulając. ㅡ Bądź cały czas.

ㅡ Dobrze... Będę. Przepraszam.

ㅡ Nie musisz. ㅡ Uśmiechnąłem się.

*******************

14.12.20

Matko jak ja się boję piątku. Chociaż do niego jeszcze trochę czasu, ale i tak się boję.

Jak wam się podoba?

Miłego wieczoru kochani 💖


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top