Rozdział 63

Jungkook POV.

Ciemność, zimno...
Tak było w pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Byłem sam, ponieważ Suzy i jej ochrona poszli gdzieś. Nie wiedziałem gdzie. Nie miałem siły. Nie mogłem zmróżyć oka. Każdy cichy szelest sprawiał, że stawałem się czujny.
Lecz najbardziej bolało to, że Jimina już nie ma, że zabiła tak cenną dla mnie osobę.

ㅡ Jimin.. ㅡ Szepnąłem. ㅡ Przepraszam...

Starałem się za wszelką cenę nie denerwować. Nie chciałem by serce bolało. Starałem się myśleć o dobrych rzeczach, jednakże każda zadana mi rana nie pozwalała na myślenie.

Po chwili drzwi się otworzyły, a światło zostało zapalone.

ㅡ Podjąłeś decyzję?

ㅡ Zabij mnie. Proszę. Już wolę umrzeć niż być z tobą ty psychopatko!

ㅡ Nie. Będziesz cierpieć tak długo aż sam nie zdechniesz. ㅡ Fuknęła wyjmują z tyłu kieszeni jakieś urządzenie, którym zaraz mnie dotkęła porażając prądem. Natychmiast straciłem przytomność.

Jimin POV.

ㅡ No i gdzie on jest? ㅡ Spytałem.

ㅡ Uspokój się. Zaraz będzie. Załóż ten kaptur i ucisz się.

Westchnąłem robiąc co kazał.
Po kilku chwilach przyszedł jakiś inny mężczyzna, który razem z Youngiem poszli dalej ode mnie.

ㅡ Idziemy. ㅡ Rzucił idąc przed siebie po rozmowie z tym facetem.

ㅡ Ale gdzie?

ㅡ Jedno pewne. Nie ma go w Seulu.

ㅡ To gdzie?

ㅡ Daejeon. Niedaleko stolicy. Możesz tam pojechać pociągiem.

ㅡ A ty?

ㅡ Pomyśl, że jestem seryjnym mordercą. Nie mogę się tak normalnie pokazywać. Ty możesz. Spotkamy się wkrótce. Mam twój numer, więc wyślę ci informacje.

ㅡ No dobrze. Oby Kook żył, a ta suka nic mu gorszego nie robiła.

ㅡ Tylko mam prośbę. Ja chcę ją zabić, zrozumiano?

Wystraszony skinąłem głową. Mężczyzna odszedł w swoim kierunku, więc także wróciłem do domu.

Jungkook POV.

Zostałem oblany wodą, dlatego obudziłem się od razu kaszląc, ponieważ trochę ją wciągnąłem do nosa.

ㅡ Ile mam czekać aż się wybudzisz, co? ㅡ Fuknęła zła. ㅡ Mam nadzieję, że masz siły, ponieważ nudzi mi się i nie mam z kim się pobawić. ㅡ Powiedziała nachylając się nade mną. Musnęła moje usta usmiechając się. Byłem bezradny i bez sił. Nie mogłem nic zrobić. Po prostu pozwalałem jej, aby robiła co chciała. ㅡ Nie, nie, kochanie. Dzisiaj nie będę cię ciąć. Dzisiaj będzie coś lepszego. ㅡ Zaśmiała się patrząc na moje krocze.
Złapała za pasek wyjmując go, a następnie odpięła guzik jak i rozporek.
Zacząłem się szarpać, błagając by tego nie robiła, ale mnie nie słuchała.
Po prostu.... Po prostu mnie zgwałciła.

Po skończonej dla niej zabawie wyszła. Tak po prostu, a ja się czułem jak śmieć. Chciałem w końcu umrzeć i być z Jiminem. Płakałem, gdy byłem sam w pokoju.

Jimin POV.

ㅡ To tutaj? Kook jest w tym budynku.

ㅡ Właściwie to w podziemiach. ㅡ Wskazał palcem na schody, które prowadziły do jakiegoś klubu. ㅡ Jest tam. Musisz być ostrożny. Ja znajdę Suzy, a ty swojego faceta. Pamiętaj. Nie czuj gniewu. I strzelaj, gdy złapią cię jej słudzy.

ㅡ A-ale... Ja nigdy nikogo nie zabiłem.

ㅡ Domyślam się. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. I tak zrobisz to w obronie własnej. Wchodzimy.

Weszliśmy do środka przeciskając się przez tłumy ludzi. Dotarliśmy do wejścia do piwnicy.
Bałem się, ale wiem, że Jungkook bardziej. Nie wiedziałem czy w ogóle jeszcze żyje, choć odganiałem od siebie tą myśl.
Powoli weszliśmy do środka. Było ciemno. Schodami zeszliśmy jeszcze niżej.

Macie go zabić! W dupie mam już go. I tak wygląda jak trup. Nic z niego nie będzie. ㅡ Słyszeliśmy głos kobiety. Spojrzałem na mojego towarzysza.
Kazał mi iść dalej, a sam został pod drzwiami, gdzie była sprawczyni.
Wziąłem głęboki oddech trzymając w dłoni broń by być gotowy.

Po chwili usłyszałem strzelanine. Odwróciłem się widząc i tak ciemność. Nie wiedziałem, gdzie idę.

Po kilku minutach ujrzałem drzwi, pryz których paliła się czerwona lampka. Niepewnie wszedłem do środka. Jebana ciemność.
Na oślep szukałem wyłącznika i go znalazłem zapalając światło.

ㅡ Jungkook... ㅡ Szepnąłem mając w oczach łzy. Podbiegłem do chłopaka. Lecz widząc jego zakrwawione ciało wybuchłem płaczem. ㅡ Króliczku... Słyszysz mnie? Jungkookie.. ㅡ Położyłem dłonie na jego policzkach.
To ja Jimin... Skarbie ty moje.

Powoli uchylił powieki patrząc na mnie.

ㅡ Chim... Jednak żyjesz.. ㅡ Szepnął zaczynając płakać. ㅡ Myślałem... Myślałem, że cię zabiła.

ㅡ Ćśś... Nic nie mów. Uwolnię cię stąd. ㅡ Powiedziałem odwiązując jego nadgarstki, lecz gdy to zrobiłem i tak nie mógł się ruszyć. ㅡ Pomogę ci..

ㅡ Nie. Zostaw mnie. Ratuj siebie, proszę.

ㅡ Nie zostawię cię tutaj samego, rozumiesz? Nie po to cię szukałem by teraz zostawiać. Wstań powoli. Możesz?

ㅡ Nie. Wszystko mnie boli. Mówię, że masz iść beze mnie.

ㅡ Po co ten pośpiech? ㅡ Usłyszeliśmy za sobą. Odwróciłem się widząc Suzy z szerokim uśmiechem.
Wstałem chcąc obronić męża. ㅡ Zabawa się jeszcze nie skończyła. Może i twój kolega pozbył się moich podwładnych, ale nie pozbył się mnie.
Szkoda. Miałam czas by zamontować bobme.

ㅡ Co?

ㅡ To. Zginiemy wszyscy skarbie i ci ludzie na górze. Cóż... Życie.

ㅡ Nie pozwolę!

ㅡ Jimin... ㅡ Szepnął mąż. Spojrzałem na niego łapiąc jego dłoń..

ㅡ Wszystko jeszcze się ułoży. Zobaczysz. Uwolnię cię. ㅡ Musnąłem jego usta zaraz się prostując. ㅡ Zapłacisz za wszystko co zrobiłaś. ㅡ Wyjąłem broń z pokrowca celując w nią.

ㅡ Myślisz, że wygrasz? ㅡ Spytała także celując we mnie, lecz byłem szybszy strzelając w nią trafiając idealnie w jej zimne serce. Dziesięć punktów.
Upadłem na kolana zdając sobie sprawę co zrobiłem. Zabiłem czlowieka.

ㅡ Jungkookie... ㅡ Wstałem zaraz, przypominając sobie, gdzie jestem i co się dzieje. ㅡ Pomogę ci wstać. ㅡ Powiedziałem. Objąłem starszego ramieniem podnoszac. Zaczął krzyczeć z bólu i płakać. Natychmiast przestałem kładąc go z powrotem na materac.

ㅡ Po prostu mnie zostaw. Będę dla ciebie ciężarem.

ㅡ Nigdzie bez ciebie nie idę. Muszę cię jakoś stąd wyciąganąć. ㅡ Wyszlochałem. Mąż był w tragicznym stanie. Nie mogę wyobrazić sobie jak go to wszystko boli. Jaki to ból. ㅡ Spróbujmy jeszcze raz. Musisz, kochanie wytrzymać. Zaciśnij zęby.
ㅡ Ponownie go podniosłem delikatnie. ㅡ Wejdź na moje plecy. ㅡ Odwróciłem się do niego tyłem pomagając mu. Kiedy leżał już na moich plecach podniosłem się. Co chwilę słyszałem jego syki. Lecz problem był w tym, że Kook był za ciężki, dlatego upadłem, a starszy na mnie.
Rozpłakałem się wstając, a jego położyłem na plecach. ㅡ Wygląda na to, że... Musimy zginąć razem. ㅡ Wyszlochałem przytulając go. ㅡ Kocham cię, Gukie.. ㅡ Szepnąłem mu do ucha całując w policzek.

ㅡ Przepraszam, Jimin. Na wszystko. Jestem teraz tylko ciężarem. Uratuj siebie. Zawsze będę przy tobie, Chim. W twoim sercu. Ratuj siebie, błagam...

ㅡ Nigdy. ㅡ Powiedziałem chowając twarz w jego zagłębieniu szyi. ㅡ Chyba że... Poszukam tej bobmy.

ㅡ Nie. Nie pozwalam.

ㅡ Pójdę. Zaraz wracam.

ㅡ Jimin nie! ㅡ Krzyknął, lecz nie słuchałem go. Wstałem wybiegając z pomieszczenia.
Pobiegłem najpierw tam, gdzie poszedł Young. Wszedłem do środka widząc jego ciało jak i innych dwóch facetów na środku. Jednakże nigdzie nie było bomby.
Nasłuchiwałem. Nie słyszałem tykania, ani nic.
Wróciłem do starszego omijając cialo Suzy, lecz zatrzymałem się podnosząc jej bluzkę widząc coś pod nią.
Zauważyłem licznik.

ㅡ Guk... Miałeś we wojsku coś z bombami?

ㅡ Czerwony. Zawsze w filmach był czerwony.

ㅡ Jak tu nie ma czerwonego! Niebieski i czarny.

ㅡ Przetnij czarny...

ㅡ Na pewno?

ㅡ Uwierz mi. Tam... Tam masz gdzieś skalpel.

Spojrzałem na stół widząc różne rzeczy do tortur. Ile mój króliczek musiał się wycierpieć?
Znalazłem nóż zaraz podchodząc do bomby. Nie wierzyłem starszemu, dlatego... Przeciąłem niebieski. Licznik się wyłączył.

ㅡ Okłamałeś mnie. Chciałeś nas zabić?

ㅡ Myślisz, że znam się na bombach? Nie znam się.

Otworzyłem szeroko oczy. Ja... Nie mogłem w to uwierzyć. Jednakże ważne, że żyjemy.

*******************

0

6.12.20

Jak wam się podoba?

Miłej nocy kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top