Rozdział 56

ㅡ Gukie... Jak się czujesz? ㅡ Spytałem nie mogąc się na niego napatrzeć.

ㅡ Lepiej. Nie martw się już, kochanie. ㅡ Posłał lekki uśmiech. ㅡ Nadal nie mogę uwierzyć w to, że... Miałem śmierć kliniczną. Ale... Chociaż wiedziałem jak sobie radzisz i naprawdę bolał mnie ten widok. Pragnąłem cię pocieszyć powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłem... Nie widziałeś mnie.

ㅡ Też tego pragnąłem. Bardzo. Guk...

ㅡ Spokojnie, skarbie. ㅡ Powiedział łapiąc moją dłoń. ㅡ Już jestem z tobą i nie zamierzam nigdzie iść.

Rozpłakałem się przytulając go co oddał gest od razu głaszcząc po głowie.

ㅡ Tata mi mówił, że nie dbałeś o siebie. Nie spałeś, nie jadłeś.

ㅡ Guk..

ㅡ To prawda? ㅡ Spytał, lecz nie czułem w jego głosie agresji czy złości tylko bardziej spokój i smutek.

ㅡ Trochę? Martwiłem się o ciebie. Bałem się, że w każdej chwili możesz mnie opuścić już na zawsze. W dodatku czuwałem, bo w końcu... Suzy wyszła z więzienia.

ㅡ Kochanie... Nie martw się. Wyjdę ze szpitala i polecimy od razu do Ameryki. Przecież mówiłeś, że Namjoon i Jin wysłali już nasze rzeczy.

ㅡ No tak... 

ㅡ Bądźmy cierpliwi, hm? ㅡ Uśmiechnął się całując w policzek.
ㅡ Damy radę. Zawsze dajemy.

ㅡ Cieszę się, że żyjesz, Kookie. ㅡ Pociągnąłem nosem bardziej się w niego wtulając. ㅡ Kocham cię. Bardzo mocno.

ㅡ Też cię bardzo mocno kocham. ㅡ Odpowiedział.

***

Po kilkunastu dniach wypisali Jungkooka ze szpitala, a stamtąd pojechaliśmy na lotnisko.
Ciągle byłem czujny. Na każdym kroku szukałem niebezpieczeństwa.

ㅡ Jiminnie, przestań się rozglądać w końcu. ㅡ Powiedział mąż obejmując mnie ramieniem. Westchnąłem opierając głowę na jego klatce. ㅡ Jesteśmy już na lotnisku. Tylko niewiele nas dzieli byśmy byli bezpieczni. Jin mi mówił, że Tae już na nas czeka tam.

ㅡ Ale niepokoi mnie ta cisza. Ona się nie poddaje Guk...

ㅡ Nie myśl o tym. Zaraz wejdziemy do samolotu...

ㅡ Nie. Mam złe przeczucia. ㅡ Zatrzymałem się obejmując się ramionami.

ㅡ Jimin...

ㅡ Ona na pewno coś zrobiła. ㅡ Spuściłem głowę. ㅡ Co jeśli coś jest na pokładzie? Może podłożyła bombę?

ㅡ Chim... Na pewno nie. Chodź zaraz spóźnimy się.

Pokręciłem przecząco głową cofając się do tyłu. Bałem się. Była to psychiczna kobieta. Mogła zrobić wszystko byle zdobyć Guka, bądź go zabić, aby nikt go już nie miał.

ㅡ Kochanie... Błagam cię.

ㅡ Chcę lecieć innym samolotem.

ㅡ Jimin. Jeśli zginiemy... To zginiemy razem. Będziemy ze sobą na całą wieczność. Kochamy się... Jeśli coś nam się stanie... To dlatego, że tak musiało być. Nie bój się. Będę trzymać twoją dłoń. Przez cały lot. Kocham cię, Jiminnie. Dobrze? Chodźmy już.

Westchnąłem skinając głowę.
Podeszliśmy do bramki pokazując swoje paszporty. Reszta szła gładko aż znaleźliśmy się na pokładzie, a po kilku minutach ruszyliśmy.
Cały czas tuliłem się do starszego bojąc się. Drżałem ze strachu, w oczach miałem łzy. Modliłem się, aby lot był bezpieczny.

***

ㅡ Kochanie. Skarbie obudź już się.

Uchyliłem powieki patrząc na chłopaka, a potem na resztę ludzi, którzy przeciskali się.

ㅡ Co się dzieje?

ㅡ Dolecieliśmy. ㅡ Uśmiechnął się. ㅡ Jesteśmy w Ameryce.

Uśmiechnąłem się szeroko wskakując na niego ciesząc się jak dziecko. Miałem gdzieś innych i ich wzrok, gdzie patrzyli na nas z obrzydzeniem.

Opuściliśmy samolot widząc z daleka Tae, który na nas czekał. Pobiegłem do niego przytulając go.

ㅡ Jesteście cali?

ㅡ Tak.

ㅡ Jungkook. Jak dobrze cię widzieć. ㅡ Uśmiechnął się przytulając starszego. ㅡ Super, że jesteś. A miałem zamiar już ci dupsko sprać... Masz szczęście.

ㅡ No już przestań. ㅡ Zaśmiał się.

ㅡ Pfff.....twój tata kazał mi was odwieźć do nowego domu. Byście byli bezpieczni. Oczywiście wysłał też ochronę. Gdzieś tu się kręci.

ㅡ Wow. Nieźle. ㅡ Odparł. ㅡ Prowadź.   ㅡ Dodał.

***

ㅡ Ale tu pięknie. ㅡ Powiedziałem, gdy weszliśmy do apartamentu na widok całego miasta. Na szczęście tutaj byliśmy już sami. Podszedłem do okna obserwując krajobraz.

ㅡ Bardzo. ㅡ Rzekł obejmując mnie od tyłu i opierając podbródek na mym barku. ㅡ Przetestujemy łóżko? Podobno wygodne. ㅡ Szepnął mi do ucha.

ㅡ Dopiero co wyszedłeś ze szpitala.

ㅡ Daj się przekonać. ㅡ Poprosił ściskając moje pośladki. ㅡ Chcę cię. No skarbie... Nie pragniesz mnie? ㅡ Spytał dociskając mój tył do swojego przodu. Czułem nie małe wybrzuszenie w jego spodniach.

Odwróciłem się do niego zarzucając ręce za jego kark.

ㅡ Jesteś bardzo przystojny. ㅡ Stwierdziłem prowadząc nas na łóżko, czyli do sypialni. Położyłem go na materacu, a sam zawisłem nad nim siadając mu na biodrach. Posłałem lekki uśmiech wpijając mu się w usta jeżdżąc dłońmi po jego klatce piersiowej. Dłonią zjechałem niżej wkładając ją pod materiał spodni i bokserek łapiąc jego męskość ściskając. Sapnął unosząc się lekko w górę.
Zacząłem powoli ruszać ręką nie przestając go całować.

ㅡ Stój.. ㅡ Powiedział przerywając zabawę. Odwrócił nas, że to ja teraz leżałem, a ten górował nade mną będąc pomiędzy moimi nogami.
Zdjął swoją koszulkę, a także i moją.

ㅡ Szybciej Gukie. ㅡ Poprosiłem łapiąc za jego spodnie. ㅡ Proszę.

ㅡ Dobrze, skarbie. ㅡ Zaśmiał się.

Szybkim ruchem zdjął swoje dolne odzienie, tak jak i moje.

ㅡ A lubrykant?

ㅡ Um... ㅡ Mruknął zaskoczony. ㅡ Japierdole. ㅡ Odchylił głowę do tyłu. ㅡ Pobiegnę po niego do sklepu. Jest tuż obok. Widziałem po drodze. Poczekaj. Jaki zapach?

ㅡ Jakikolwiek. Ale nie musisz...

ㅡ Zaraz będę. ㅡ Ubrał się ekspresowo i wybiegł z sypialni.
Zaśmiałem się patrząc w sufit. Dla bezpieczeństwa zakryłem się kocem, bo nie wiadomo kto ma jeszcze klucze do tego mieszkania.

Po kilku minutach usłyszałem kroki.

ㅡ Guk? To ty?

ㅡ A kogo innego się spodziewałeś? Oczywiście, że ja głuptasie. ㅡ Uśmiechnął się co odwzajeniłem rzucając koc na bok i kładąc się na brzuchu. ㅡ Ah.. Kochanie.. Pięknie. Mam normalny. Tylko taki był. Ciule jedne. A chciałem różany.

ㅡ Będzie dobrze. Pośpiesz się.

Rozebrał się siadając na mych udach. Rozlał trochę substancji na palce zaczynając mnie rozciągać. Po kilku minutach byłem gotowy.

ㅡ Od razu. Jestem tak napalony, że kuźwa nic nie poczuje.

ㅡ Jeśli chcesz... ㅡ Wzruszył ramionami wchodząc we mnie do samego końca. Krzyknąłem, a po mym policzku spływały łzy. ㅡ Przepraszam, skarbie. Ale sam chciałeś. ㅡ Dodał głaszcząc moje plecy.
Po kolejnych kilku minutach dałem mu znak, dlatego zrobił pierwsze pchnięcie. Syknąłem zaciskając dłonie na pościeli.

Po pewnym czasie zacząłem odczuwać przyjemność jęcząc na cały pokój. Błagałem o więcej i więcej.
W pewnej chwili zaprzestał ruchów obracając mnie na plecy. Uśmiechnąłem się co odwzajemnił wznawiając ruchy miednicy. Przyciągnąłem go do siebie całując w usta i obejmując go nogami w pasie.
Dłońmi zjechałem na jego plecy i niżej na pośladki chłopaka ściskając je.

ㅡ Szybciej. Ah... Guk.. ㅡ Sapałem odchylając głowę do tyłu z czego starszy skorzystał całując moją szyję.
ㅡ A! ㅡ Krzyknąłem, gdy trafił w mój czuły punkt. ㅡ Mm~~~

ㅡ Kocham cię Jiminnie... ㅡ Wysapał dysząc mi na skórę gorącym oddechem.

ㅡ Ja ciebie...też kocham, Jungkookie. ㅡ Odpowiedziałem.

Po kilkunastu minutach prawie że jednocześnie doszliśmy osiągając nareszcie spełnienie. Dyszaliśmy, sapaliśmy ciężkim oddechem.

ㅡ Było wspaniale, skarbie. ㅡ Szepnął na koniec jeszcze całując mnie w usta.

ㅡ Jeszcze raz, Gukie.. ㅡ Poprosiłem.

ㅡ Jak moja księżniczka chce.

*****************

19.11.20

Hejkaaa

Jak wam się podoba?

Miłego dnia kochani 💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top