Rozdział 47

Mimo iż była okropna sytuacja nie mogłem przecież zaniedbać pracy i znowu zostawić Namjoona z tym wszystkim szczególnie, kiedy teraz jest zapierdziel.
Tam chociaż czymś zająłem myśli, a sam szef sprawdzał mój stan co kilka minut.

Kiedy czytałem e-maile zadzwonił mój telefon. Był to Yoongi. Odebrałem.

Znaleźli go w jednej dzielnicy Daegu.
Dokładniej napisze ci.

Nie mogłeś od razu mi napisać?

Spytałem, lecz rozłączył się.
Po chwili dostałem wiadomość i czym prędzej pobiegłem do Namjoona.

ㅡ Nam! Ja... Wiem, gdzie może być Jimin. ㅡ Powiedziałem wchodząc do środka. ㅡ Muszę tam jechać, proszę. ㅡ Dodałem opierając dłonie o biurko. ㅡ Obiecuję, że zostanę po godzinach, ale błagam cię.

ㅡ Już mi się znudziło liczenie ile razy dostawałeś wolne, ale rozumiem. Masz problemy. Za karę przez cały tydzień zostaniesz po pracy. Załatwię ci dodatkową robotę. ㅡ Uśmiechnął się szeroko. ㅡ Możesz iść.

ㅡ Dziękuję.. ㅡ Przytuliłem go. ㅡ I przepraszam.

Wybiegłem z gabinetu, a potem z budynku. Wsiadłem do samochodu odpalając silnik i ruszając do miasta zwanego Daegu.

Po dwóch godzinach dojechałem.
Będąc na odpowiedniej dzielnicy, która swoim wyglądem odstraszała ruszyłem pod wskazany adres.

Patrząc raz w telefon raz w budynki szukałem odpowiedniego numeru i znalazłem po kilku minutach.

Był to średniej wielkości budynek wyglądający na opuszczony. Lecz wtedy zaświeciła mi się lampka. Dlaczego wszystko idzie tak łatwo?
Nie ma żadnej pułapki?
Na tą odpowiedź zaczął dzwonić mój telefon.

Znalazłeś?

ㅡ Tak, ale... Dlaczego tu nikogo nie ma? Same pustki.. Gdzie haczyk? Co zaraz wyskoczy na mnie jakiś gang i...

Nie, bo już się tym zająłem.
Moi ludzie ich już załatwili, a ty masz drogę wolną. Znajdź go.
Masz godzinę.

ㅡ Dlaczego?

Jeden się wygadał, że w budynku jest bomba, sam ją połdłożył. Pospiesz się.

Rozłączyłem się chowając telefon do kieszeni i wbiegłem do środka.
Jak błyskawica zacząłem szukać wszystkie pomieszczenia, lecz go nie było.

ㅡ Jimin! ㅡ Krzyknąłem, ale wiadomo, że odpowiedziała mi cisza.
Ostatnim miejscem była piwnica. Zszedłem do niej i latarką w telefonie świciłem sobie drogę.
Serce przyspieszyło, kiedy zobaczyłem mojego męża z łańcuchami na nadgarstkach, które trzymał nad głową i z szarą taśmą na ustach. Podbiegłem do niego pomagając mu się uwolnić. Był nieprzytomny.

ㅡ Jimin. Skarbie. Obudź się, proszę. ㅡ Mówiłem.
ㅡ Halo? ㅡ Spytałem odbierając połączenie.

Jeon, kurwa masz dziesięć minut!

Zacząłem szukać czegoś czym mógłbym rozwalić te łańcuchy aż znalazłem starą siekierę. Zacząłem nią uderzać w stal, lecz to nic nie dawało. Były zbyt mocne.

ㅡ Nie zdążę! ㅡ Załamałem się.
Spojrzałem na wielki regał. Wpadłem na pomysł.
Podszedłem do niego zaczynając z całych sił go przesuwać. Nie mam pojęcia, gdzie jest ta bomba, ale jeśli gdzieś na górze to nic nam się nie stanie. Mam nadzieję.
Przechyliłem szafę, że opierała się o ścianę. Usłyszałem huk i jak ziemia się trzęsie.
Czym prędzej przytuliłem młodszego do siebie czekając aż wszystko minie.
Cały budynek się walił, a my byliśmy w jego centrum. Nie mogłem pozwolić, aby coś stało się Jiminowi.

*

Podniosłem głowę widząc nadal nieprzytomną twarz chłopak. Byliśmy cali w kurzu i odłamków kamyków, lecz ja bardziej. Na szczęście nic nam się nie stało, a regał trochę nam uratował życie.

Wstałem odsuwając szafę, która z hukiem upadła. Widziałem odrobinę nieba i słyszałem syreny straży.
Z powrotem chwyciłem za siekierę nie poddawając się. Gdybym to robił ciągle wcześniej... Nawet byśmy nie przeżyli.

Dlatego po kilkunastu minutach puściły. Ucieszyłem się biorąc młodszego na ręce i powoli opuściłem ruiny. Na zewnątrz pomogła nam straż, gdzie znowu musieli nas rozdzielić.

***

ㅡ Jungkook.. ㅡ Spojrzałem w górę, kiedy to siedziałem w kartce, która przyjechała. Był to Yoongi.
Wstałem przytulając go.

ㅡ Dziękuję. ㅡ Szepnąłem zaczynając płakać. ㅡ Dziękuję ci, naprawdę. ㅡ Dodałem.

ㅡ Nie trzeba. Gdzie Jimin?

ㅡ W drugiej kartce. Badają go. Mówią, że niby się obudził. ㅡ Wyjaśniłem wycierając łzy.

ㅡ Dobrze. Nic ci nie jest?

ㅡ Mam tylko lekko opuchniętą nogę, a tak to wszystko jest w porządku.

ㅡ Na szczęście. ㅡ Uśmiechnął się. ㅡ Pójdę już. Daj znać co z nim. ㅡ Dodał odchodząc.

ㅡ Yoongi! ㅡ Zawołałem, a ten się odwrócił. ㅡ Wybaczam!
Uśmiechnął się szeroko i ukłonił się po czym odszedł.
Poszedłem do ambulansu obok.
ㅡ Mogę wejść? ㅡ Spytałem niepewnie.

ㅡ Jasne. Przecież uratowałeś mu życie, chłopcze. ㅡ Uśmiechnęła się kobieta. Spojrzałem na nią niezrozumiale. ㅡ Chłopak ledwo żył, bo był odwodniony i to bardzo. Pewno też nie jadł od kilku dni w dodatku miał liczne rany i siniaki, bo pewno ktoś go bił. Był na krawędzi, ale teraz już wszystko jest w porządku. Śmiało wejdź.

Wszedłem do środka nachylając się nad nim z uśmiechem i łzami w oczach.

ㅡ Jimin... ㅡ Szepnąłem kładąc dłoń na jego policzku, w który się wtulił.

ㅡ Dziękuję, Jungkookie.. ㅡ Szepnął.

ㅡ Dla ciebie wszystko, kochanie. Wszystko. ㅡ Powiedziałem opierając swoje czoło o to jego. ㅡ W końcu cię mam przy sobie.

ㅡ Kocham cię, wiesz?

ㅡ Wiem. Ja ciebie też bardzo kocham.
Przepraszam za tamto. Nie powinienem cię zostawiać samego. Przepraszam.. ㅡ Rozpłakałem się, bo to moja wina. Gdybym go nie opuszczał...

ㅡ Nie, Kook. Nie twoja. Nie obwiniaj się. To ja się chwilę zamyśliłem, kiedy poszedłeś zamiast cię dogonić. Nie kłóćmy się o to.

ㅡ Dobrze, księżniczko. ㅡ Uśmiechnąłem się muskając go w usta. ㅡ Bierzecie go do szpitala?

ㅡ Na kilka dni obserwacji. Stąd przetransporujemy go do Seulu.

ㅡ Rozumiem. Chim. Będę czekał już na ciebie w Seulu. Nie mogę zostawić tutaj samochodu. ㅡ Zaśmiałem się.

ㅡ Nie będę zły. Jedź. ㅡ Uśmiechnął się lekko co odwzajemniłem.
Skinąłem głową i pocałowałem go w usta, a następnie wyszedłem z karetki, która odjechała po chwili. Utykając poszedłem w stronę swojego samochodu.

**************

05.08.20

Kto się cieszy, że już nie długo do szkoły ręką w górę 🙋‍♀️
Miłej nocy!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top