Rozdział 35

Dni mijały szybko i nim się obejrzeliśmy czekaliśmy w kolejce będąc ostatni do gabinetu pani psycholog, na naszą terapię. Jimin przez ostatnie dni był spokojny, raz po raz nie będąc znowu w łóżku płacząc w tym samym miejscu co ostatnio. Próbowałem być dla niego podporą, wsparciem jak największym.

ㅡ Zapraszam. ㅡ Powiedziała kobieta zapraszając do środka.
Stresowałem się, a nie tak bardzo jak młodszy.
Kobieta była miła, próbowała pomóc rozmawiając z nami na spokojnie i delikatnie. Wiedziałem, że dzięki niej wszystko może dobrze się skończyć.

Godzinę później wyszliśmy z gabinetu. Następna wizyta za kolejny tydzień. Cieszyłem się, że nie będzie jakiś dłuższych odstępów od poprzedniej terapi. Patrząc na chłopaka wyglądał odrobinę lepiej.

ㅡ Jak się czujesz? ㅡ Spytałem, kiedy wsiedliśmy do samochodu zapinając pasy.

ㅡ W porządku. ㅡ Powiedział patrząc na krajobraz za oknem.
Westchnąłem kładąc dłoń na jego udzie lekko zaciskając.

ㅡ Chimmy... ㅡ Zacząłem, lecz nie dokończyłem, ponieważ młodszy spojrzał na mnie cmokając w usta. Nie chciałem, żeby tego kończył, dlatego położyłem drugą dłoń na jego policzku pogłębiając pieszczotę. ㅡ To co? Tym razem wspólny obiad? Jesteś głodny?

ㅡ Trochę? ㅡ Pokazał małą szczelinę między palcami.

ㅡ W takim razie randko-obiad, dla mojej kruszynki. ㅡ Uśmiechnąłem się szeroko pstrykając go w nos.
Skinął głową wracając wzrokiem na krajobraz.

ㅡ Na pewno wszystko jest okay?

ㅡ Kookie, na pewno. ㅡ Spojrzał na mnie.

ㅡ Martwię się o ciebie.

ㅡ Nie potrzebnie. ㅡ Rzekł uśmiechając się lekko łapiąc moją dłoń. ㅡ Jedź już.

Westchnąłem i nie puszczają ręki młodszego odpaliłem samochód ruszając.

Do domu wróciliśmy w dobrych na szczęście humorach, a w nim czekał na nas Sarang, który grzecznie się zachowywał.

ㅡ Jimin. ㅡ Objąłem go w pasie, gdy zdejmował buty. ㅡ Wykąpiemy się razem? ㅡ Spytałem jedną dłonią zjeżdżając na pośladek młodszego.

ㅡ Jungkookie...

ㅡ Dlaczego nie? Nie odrzucaj takiej propozycji trzeci raz. W ogóle dlaczego...  Nie dobra nie będę się kłócił o to. Nie będę cię zmuszał. Pójdę sam. ㅡ Powiedziałem z wyrzutem idąc na górę do łazienki.
Rozebrałem się wchodząc pod prysznic odkręcając ciepłą wodę.

Po kilku minutach wykąpany wyszedłem i z samym ręcznikiem opuściłem pomieszczenie kierując się do sypialni. Tam zastałem męża, który wyglądał jakby na mnie czekał. Wstał z łóżka podchodząc do mnie i... Wyrwał mi ręcznik z bioder.

ㅡ Ya! Oddaj mi to!

ㅡ Wstydzisz się? ㅡ Zaśmiał się składając materiał w kostkę. ㅡ Dlaczego tak nie chodzisz po domu? ㅡ Spytał rzucając rzecz za siebie, a następnie podchodząc do mnie. Odwrócił się tyłem łapiąc moje ręce.
Nie dałem mu się kierować przyciągając go do siebie jedną dłoń trzymając na klatce chłopaka, a drugą na jego członku. Jęknął kładąc swoje ręce na tych moich. 

ㅡ Jeśli chcesz mogę tak chodzić codziennie. Nawet wygodniej. ㅡ Szepnąłem mu do ucha masując jego męskość. Sapnął odchylając głowę do tyłu.

ㅡ Nie będę narzekać.

Odpiąłem zamek od spodni chłopaka zdejmując je do połowy ud wraz z bokserkami. Zrobiłem kilka kroków do przodu kładąc męża na łóżku na brzuchu, który ładnie się wypiął.

Z szuflady wyjąłem lubrykant, którym nawilżyłem wejście chłopaka jak i swojego niszczyciela.
Wszedłem w niego od razu jak mi kazał orzez co krzyknął. Położyłem się na nim łapiąc jego dłonie robiąc pierwsze pchnięcie całując mu kark.

***

Dwa dni później byłem pełen energii, ponieważ w końcu idzie jak powinno.
Jimin jakoś więcej się uśmiecha oraz jest skłonny do życia. Jeszcze wszystko będzie jak kiedyś. Tylko potrzebny jest czas i tylko on może pokazać czy wrócimy na stare tory.

ㅡ Cześć, So! ㅡ Powiedziałem wchodząc do firmy. ㅡ Jak bubuś? ㅡ Spytałem patrząc na jej brzuch.

ㅡ Wszystko w porządku, dziękuję. ㅡ Uśmiechnęła się łapiąc za swoje przyszłe dziecko.

ㅡ A z tym Kang...

ㅡ Po tamtym porozmawialiśmy. Szczerze i bez kłótni, ale... Skoro to była szczera rozmowa powiedział, że.. Nie jest gotowy na ojcostwo, lecz chce uczęszczać w życiu małego i będzie mi pomagał, ale na związek nie liczy.

ㅡ Ale chyba lepiej tak niż miałby cię całkiem olać i nie widzieć jak jego syn lub córka dorasta.

ㅡ Tak. To chyba lepsze niż to. ㅡ Westchnęła patrząc w monitor.

ㅡ Możesz jeszcze pracować? Nie powinnaś się przemęczać.

ㅡ Kook, nic mi nie jest. Sama to mówiłam Namjoonowi. Dopóki jestem w stanie, będę pracować.

ㅡ Ale nie za dużo, okay?

Zaśmiała się machając dłonią dając mi tym znak bym sobie poszedł.
Pożegnałem się z nią idąc do swojego gabinetu.
Kiedy tylko usiadłem na fotelu wyjąłem telefon dzwoniąc do męża.

ㅡ Hej, skarbie. Wstałeś?

Tak. Dziękuję za śniadanie.

ㅡ Dla mojej kruszynki wszystko.
Wszystko w porządku? Po głosie słyszę, że jesteś jakiś niemrawy. Hej, kotek...

Jakieś pięć minut temu... Był tu Josh.
Nic nie było! Nie wpuściłem go nawet do środka, ale.. Zaczął mnie wyzywać, krzyczeć, że robił wszystko dla mnie, że powinienem był wybrać jego, a z tobą zabrać rozwód. Później mówił jakie bym miał piękne życie jak w pałacu.
Ale Guk... Ja nie chcę go. Ja chcę ciebie.
Jesteś tam? Jungkook... Odezwij się.
Przepraszam.

Ostatni szloch mojego malca i przerwanie połączenia.
Natychmiast wstałem biegnąc do Namjoona.

ㅡ Jungkook? Co jest?

ㅡ Zadzwoń do Jina. Niech jedzie do Jimina, błagam.

ㅡ Ale coś się stało?

ㅡ Nie. Nie wiem... Boję się o niego tym bardziej, że jest sam.

ㅡ No dobrze. Zadzwonię. ㅡ Powiedział sięgając pi swój telefon dzwoniąc do mężczyzny. Wyjaśnił mu wszystko, a ten obiecał, że zaraz tam będzie. Podziękowałem mu chcąc już wyjść, ale moją uwagę przykuła jedna kartka.

ㅡ Co to? ㅡ Spytałem biorąc ją w rękę czytając. ㅡ Przecież to CV, Taehyunga.

ㅡ Tak. Wysłał mi je.

ㅡ Ale... Dlaczego?

ㅡ Nie mam pojęcia. Jak z nim wcześniej rozmawiałem mówił coś, że go zwolnili.

ㅡ Nie wiedziałem. Pogadam z nim. Dzięki Nam. Wiszę ci soju!

ㅡ I to nie jedno.

Zaśmiałem się wracając do swojego biura biorąc się do pracy.

Pod wieczór wróciłem do domu, gdzie w środku czekał już na mnie Jimin.

ㅡ Jungkook. ㅡ Podszedł do mnie, dlatego bez słowa przyciągnąłem go do siebie wpijając mu się w usta.

ㅡ Witaj, skarbie. ㅡ Powiedziałem zdejmując obuwie.

ㅡ Kookie, przestań. Zachowujesz się jak.. Jak nie ty. Powiedz, że jesteś zły, że jestem do bani. Uderz w twarz. Cokolwiek. Naprawdę go nie wpuściłem. Nie rozmawiałem..
ㅡ Mówił płacząc. ㅡ Uwierz mi. M-mówię prawdę. Naprawdę chcę zacząć wszystko od nowa..

ㅡ Chim.. Kto powiedział, że ci nie wierzę? Wierzę, bo gdybyś nie mówił prawdy.. Nie płakałbyś teraz. A wcześniej nie chciałbyś się zabić z tego powodu.
A tego gnoja muszę przycisnąć do ściany.  Wierzę ci skarbie.

ㅡ To po co dzwoniłeś po Jina?

ㅡ Bo bałem się o ciebie. Właśnie.. Miałem zadzwonić do Tae.

ㅡ Po co?

ㅡ Złożył CV do naszej firmy, a teraz chwilę poczekaj. ㅡ Usiadłem na kanapie dzwoniąc do przyjaciela. Młodszy po chwil usiadł obok mnie, więc przyciągnąłem go na swoje nogi zaczynając całować po szyi.
ㅡ Tae? Co to za składanie podania do firmy, w której pracuję?

O, Guk.
No.. Tak. Chciałbym tam pracować, bo z poprzedniej mnie wylali. Ale skoro już dzwonisz... Mam pytanie. Jeśli mnie przyjmą... Mogę u was trochę zamieszkać? Oczywiście będę się dokładać i takie tam aż do czasu, kiedy nie znajdę czegoś dla siebie.
Mogę nawet nauszniki zabrać.

ㅡ Myślę.. Czekaj.
Chim.. Jak przyjmą Tae.. Może u nas zamieszkać? Tylko na trochę dopóki czegoś sobie nie znajdzie.

ㅡ Nie ma problemu. ㅡ Powiedział sam inicjując całowanie mojej szyi.

ㅡ Zgoda, Tae. ㅡ Powiedziałem do słuchawki. Po drugiej stronie usłyszałem pisk szczęścia.

Matko, dziękuję ci!
Do usłyszenia!!

Rozłączył się, więc rzuciłem urządzenie na bok, następnie kładąc młodszego na kanapie zwisając nad nim.

ㅡ Zabawimy się trochę? Chodźmy do ogrodu. Ciepło jest.

*****************

17.06.20

Hejka naklejka.
Jak wam mija dzień? Oby dobrze!
Podoba się?
Miłej nocy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top