Rozdział 32
Mówią, że wartościowe rzeczy docenia się po ich stracie.
I tak właśnie było ze mną.
Trzy tygodnie bez Jimina utwierdziły mnie w tym jak bardzo mi go brakuje.
Trudno było mi się przyzwyczaić do samotnych posiłków, poranków czy ogólnie spędzania wolnego czasu.
Nie mogłem zbytnio nic przełknąć, a w żyłach ciągle płynęły tylko promile.
ㅡ Guk, przestań o nim myśleć. ㅡ Powiedział Namjoon wyrywając mi butelkę soju. ㅡ Jeśli cię zostawił to taka była jego decyzja i tego chciał.
ㅡ Nie. Nie mogę, Joon. Nie rozumiesz. Brakuje mi go. I to cholernie. Może zranił mnie, zrobił okropieństwo, ale.. On nadal jest moim mężem. Nie podpisałem papierów, tylko je wyrzuciłem. Nadal jesteśmy małżeństwem.. A ja nadal go kocham.
ㅡ Powiedziałem patrząc na zgaszony ekran telewizora..
ㅡ Jesteście obaj głupi.
ㅡ Nie rozumiesz, dlatego tak mówisz.
ㅡ Bronisz go teraz? Jungkook...
ㅡ A kto mówił, żeby porozmawiać? Kto mówił byśmy dali sobie drugą szansę? Kto?! ㅡ Krzyknąłem. ㅡ Ty i wszyscy. Zrozumiałem, że bez niego nie oddycham, Nam.
ㅡ Kook. Pomyśl jakby wyglądało wasze życie, gdybyście się zeszli i się pogodzili. Ja na przykład, gdyby mnie Jin zdradził nie mógłbym już na niego spojrzeć, lub co najmniej dotknąć. Zdrada to najgorsze co może być. Nie mógłbym z nim noramlnie mieszkać żyć mając z tyłu głowy obraz jak kto inny go dotykał, całował czy przekraczał inne granice.
ㅡ Dosyć! Ja chcę mojego Chimiego. ㅡ Zacząłem płakać.
ㅡ Kookie, na początku owszem boli, bo znaliście się tak długo i oczywiście znacie. Za szybko wam nie minie, ale z czasem..
ㅡ Ja chce tylko Jimina. ㅡ Fuknąłem uderzając w stół.
ㅡ Naprawdę chcesz żyć w toksycznym małżeństwie? Niż ułożyć sobie z kimś innym?
ㅡ Nie mam zamiaru. Ja chcę tylko mojego Chimiego. Inaczej się zabije. Błagam sprowadź go tu. ㅡ Spojrzałem na niego płacząc. ㅡ Proszę.
ㅡ Nie mogę. ㅡ Cofnął się krok do tyłu.
Wybuchłem płaczem wstając i biegnąc na górę do sypialni, w której się zamknąłem. ㅡ Jungkook! Nie rób żadnej głupoty!
Stłukłem szklany dzbanek biorąc kawałek w dłoń. Otworzyłem drzwi patrząc na przyjaciela.
ㅡ Sprowadź go tu, inaczej się potnę. Już! ㅡ Krzyknąłem szlochając.
ㅡ Dobrze, już. ㅡ Wyjął telefon pokazując mi go najpierw, a potem wybierając numer. ㅡ Nie odbiera.
ㅡ Próbuj!
ㅡ Zadzwonię do jego taty.
Zrobił tak jak powiedział chwilę rozmawiając przez słuchawkę.
Po kilku chwilach rozłączył się spojrzawszy na mnie z grobową mimiką.
ㅡ Jungkook... Jimin jest w szpitalu. Jest w stanie krytycznym.
ㅡ C-co? ㅡ Upuściłem szkło, a następnie upadłem na kolana czując ścisk w klatce piersiowej. ㅡ Dlaczego...?
ㅡ Z tego co mi powiedział w skrócie... Nie za bardzo sobie radził, dlatego zapisali go do psychologa, lecz nic on nie dał. Więc zabrał auto ojca i wjechał w drzewo mając dużą prędkość.
Mój świat się zawalił na milion kawałków.
Wstałem z podłogi i omijając chłopaka zszedłem na parter.
ㅡ Jungkook. Co ty robisz?
Milczałem. Założyłem buty, a z haczyka zabrałem kluczyki od mojego samochodu.
ㅡ Kook! Poczekaj. Nie możesz kierować, kiedy jesteś pijany. ㅡ Powiedział łapiąc moje ramię.
ㅡ Odczep się. ㅡ Warknąłem wyrywając się przy okazji powalając go na podłogę. Wyszedłem z domu wsiadając do samochodu, którego zamknąłem od środka i odpalając go.
ㅡ Guk! W tej chwili wyściądź!
ㅡ Robię to dla niego. ㅡ Szepnąłem do siebie płacząc.
Ruszyłem powoli rozpędzając się. Kiedy miałem idealną prędkość nagle wyskoczyło mi zwierzę. Skręciłem gwałtownie zaczynając dachować.
Nawet nie wiedziałem, kiedy straciłem przytomność.
***
Uchyliłem oczy będąc całkowicie zdezorientowany. Nie wiedziałem, gdzie jestem i co się stało, ale po paru minutach przypomniałem sobie.
Wypadek.. Zwierzę..
Nie tak miało być.
Chciałem spojrzeć w bok, lecz uniemożliwił mi to kołnierz na szyi.
ㅡ Kook.. ㅡ Usłyszałem czyiś głos. ㅡ Obudziłeś się.
ㅡ Sohee? ㅡ Szepnąłem.
ㅡ Tak, to ja. ㅡ Uśmiechnęła się, a po jej policzku spływały łzy. ㅡ Nareszcie.
Spojrzałem na jej brzuch, który.. Był już całkiem widoczny.
ㅡ Ile ja tu jestem?
ㅡ Trzy miesiące byłeś w śpiączce farmakologicznej. Miałeś złamaną rękę, ale się już zrosła. Cieszę się, że jesteś już z nami.
ㅡ Jimin. Gdzie jest Jimin?
ㅡ Nie ma go tu. Jest w Anglii nadal. Nie pamiętasz?
ㅡ Pamiętam wszystko, So. Muszę do mojego Chima. Muszę do niego lecieć. ㅡ Podniosłem się do siadu zdejmując niewygodny kołnierz.
ㅡ Musisz leżeć Guk.
ㅡ W dupie to mam. ㅡ Wstałem z łóżka odpinając wszelkie igły sridły przez co syknąłem cicho.
ㅡ Jungkook... ㅡ Podeszła kładąc dłoń na mym ramieniu. ㅡ Uspokój się. Jestem pewna, że nic mu nie jest. Zresztą Namjoon rozmawiał z jego tatą. Również się wybudził.
ㅡ Obudził się? ㅡ Spytałem z ulgą. ㅡ Kiedy?
ㅡ Wcześniej niż ty. Połóż się, a ja pójdę po lekarza.
Westchnąłem i niechętnie posłuchałem przyjaciółki.
Po kilku minutach przyszedł mężczyzna w białym kitlu.
***
Po kilku dniach wypisali mnie ze szpitala, dlatego nie chcąc czekać kupiłem bilet lotniczy i już kilka godzin później byłem w samolocie i w samej Angli.
Będąc na miejscu i po odebraniu swoich bagaży zamówiłem taksówkę jadąc pod wskazany adres.
ㅡ Jungkook? ㅡ Spytał mężczyzna widząc mnie w progu.
ㅡ Gdzie Jimin? Muszę go zobaczyć.
ㅡ Chodź. ㅡ Powiedział wpuszczając mnie do środka. ㅡ Odpoczywa. Możesz wejść, ale nie męcz go, dobrze?
Skinąłem glowa, a starszy odszedł. Wziąłem głęboki oddech wchodząc do pomieszczenia, w którym panował mrok.
Zapaliłem światło zauważając moją kruszynkę w łóżku.
ㅡ Chimmy.. ㅡ Podszedłem do niego kucając przed nim. Obudził się spojrzawszy na moją osobę.
ㅡ Kook? Co... Co ty tu robisz? ㅡ Szepnął chcąc się podnieść, lecz wzamian za to syknął.
ㅡ Nie podnoś się. Leż. ㅡ Nachyliłem się nad nim całując w czoło, a potem opierając o nie swoją głowę. ㅡ Dlaczego to zrobiłeś?
ㅡ A ty? Myślisz, że nie wiem, że również nie byłeś w szpitalu?
ㅡ Nie zadręczajmy się tym. Chim, przywiozłem coś ci.
Z kieszeni wyjąłem z kieszeni kopertę. Podałem ją młodszemu, który ją otworzył wyrzucając zawartość na pościel.
ㅡ Wróć do Seulu. Ze mną. Nie podpisałem papierów, więc nadal jesteś moim mężem. Jesteśmy nadal małżeństwem. Twoje miejsce jest u mego boku, a moje u twojego. Zaczniemy od nowa...
ㅡ Mówiłeś już tak.
ㅡ Ale teraz mówię prawdę. Brakuje mi ciebie. Sam w domu to udręka. Kochanie, proszę.
ㅡ Naprawdę chcesz?
ㅡ Chcę. Wróć ze mną. Dotarło do mnie, że nie mogę cię stracić. Wybaczę ci, skarbie. Josha jeszcze pobije nie raz.
ㅡ Przecież nigdy o tym nie zapomnisz. Naprawdę chcesz mnie po tym wszystkim z powrotem?
ㅡ Tak. Zgodzisz się? ㅡ Spytałem biorąc obrączkę i przysuwając ją do palca młodszego.
Po paru minutach usłyszałem potwierdzenie. Uśmiechnąłem się szeroko zakładając mu biżuterię, a następnie delikatnie przytuliłem.
ㅡ Kocham cię.
ㅡ Ja ciebie też.
****************
11.06.20
Mówiąc szczerze to taki sobie ten rozdział. Przepraszam was za niego.
Miłego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top