Rozdział 3
Wyszedłem z samochodu patrząc na swój dom mając na barku zawieszoną czarną torbę ze swoimi rzeczami.
Była noc, więc miasto zapadło w sen.
W mieszkaniu także nie paliło się światło.
Uśmiechnąłem się podchodząc do drzwi. Wyjąłem zapasowe klucze spod doniczki wchodząc do środka.
Już na wejściu przywitał mnie Sarang. Ukucnąłem głaszcząc go za uchem.
ㅡ Cześć, dawno się nie widzieliśmy, prawda? ㅡ Szepnąłem uśmiechając się szeroko. ㅡ Gdzie Jimin, hm? Albo Bomul? Opiekowaliście się nim? Aigoo tęskniłem. ㅡ Przytuliłem go.
Wstałem zdejmując buty oraz kurtkę.
Po cichu poszedłem na górę wchodząc do środka.
W promieniach księżyca zauważyłem swoją kruszynkę. Położyłem torbę na podłogę podchodząc do niego.
ㅡ Jiminnie.. ㅡ Szepnąłem głaszcząc go po głowie. ㅡ Skarbie, obudź się. ㅡ Mówiłem.
ㅡ Jungkook... ㅡ Wymamrotał wiercąc się na łóżku.
Zaśmiałem się pochylając nad nim i całując w czoło, potem w oba policzki, a na końcu w usta.
ㅡ Księżniczko, pobudka. ㅡ Powiedziałem.
Młodszy poruszył się podnosząc do pozycji siedzącej i przecierając piąstką powieki. Po chwili spojrzał się w moją stronę. Zaśmiał się.
ㅡ Już mi odbija.. ㅡ Westchnął przecierając dłonią twarz. ㅡ To nie jest prawda. ㅡ Wyłkał opierając głowę na kolanie. Nie powiem, zdziwiłem się.
ㅡ Kochanie. ㅡ Szepnąłem głaszcząc go po głowie. ㅡ Jestem tu, Chimmy. ㅡ Rzekłem łapiąc jego dłonie. ㅡ To ja. Twój Kookie.
ㅡ J-jungkook? ㅡ Zakrył dłonią usta, a po chwili rzucając się na mnie przez co wylądowaliśmy na podłodze. ㅡ Jungkookie! ㅡ Wyszlochał. ㅡ Tęskniłem.
ㅡ Ja też skarbie. Nie wiesz jak bardzo. ㅡ Rzekłem przytulając go. ㅡ Dawałeś radę? ㅡ Spytałem całując go w skroń zaczynając głaskać po plecach.
ㅡ Było trudno, ale chyba tak.
ㅡ Ale już jestem, kochanie. ㅡ Spojrzałem na niego. ㅡ I już nie odejdę na tak długo.
ㅡ Ty nie, ale ja tak. Teraz będzie moja kolej.
ㅡ To za półtora roku, Chim. Mamy czas by się sobą nacieszyć. ㅡ Odparłem wpijając mu się w usta. ㅡ Boże jak mi tego brakowało. ㅡ Wyszeptałem po chwilowym oderwaniu się.
Położyłem chłopaka na łóżku zwisając nad nim. ㅡ Idziesz jutro do pracy?
ㅡ Na rano. ㅡ Westchnął ciężko. ㅡ To nie jest ważne. Chcę poczuć twoją bliskość. ㅡ Przytulił moją osobę nogami oraz rękami.
ㅡ Ćśś... ㅡ Poprosiłem całując jego szyję pozostawiając na niej czerwony ślad. Młodszy jęknął cicho wplątując swoje dłonie w moje włosy. ㅡ Kocham cię.
ㅡ Też cię kocham, Jungkook. Bardzo.
ㅡ Pójdę się wykąpać i zaraz wrócę. ㅡ Wstałem całując go w czoło.
Poszedłem do łazienki rozbierając się, lecz po chwili do środka wszedł mąż. Uśmiechnąłem się widząc na jego głowie tym razem blond włosy. W ciemności za bardzo tego nie zauważyłem.
ㅡ Chcę z tobą. ㅡ Odparł również zdejmując ubranie.
Następnie wtulił się w mój nagi tors jeżdżąc dłonią po moim umięśnionym ciele. ㅡ Co to? ㅡ Spytał dotykając rany na ramieniu, która niedawno się zagoiła.
ㅡ Słyszałeś o tym zamachu?
ㅡ Dostałeś? ㅡ Spojrzał mi w oczy zszokowany. ㅡ Słyszałem o nim i wtedy... Nie, nie ważne. ㅡ Uśmiechnął się. ㅡ Kąpiemy się?
ㅡ Co wtedy? Powiedz mi.
ㅡ Ja.. Myślałem, że zginąłeś tam. ㅡ Głos mu się łamał. ㅡ I.. I.. Bardzo się wtedy zdenerwowałem i no...
ㅡ Kochanie. ㅡ Przytuliłem go mocno.
ㅡ Żałuję, że tak myślałem. ㅡ Rozpłakał się.
ㅡ Chim, nie martw się już. Ważne, że wróciłem, prawda? Chodź, wykąpiemy się, hm? Poleżymy razem w wannie pełnej gorącej wody.
ㅡ Kusisz, Kook. Dlaczego idę na rano?
ㅡ Spokojnie, jutro cię nie wypuszczę ze swoich sideł.
ㅡ Czekałem na to całe dwa lata. ㅡ Zaśmiał się wycierając oczy.
ㅡ Chim?
ㅡ Hm?
ㅡ Powiedziałeś, że... Dopóki nie zobaczysz choć rysy na moim brzuchu to nie pokażesz mi się w bieliźnie, którą ci kupiłem, a widzisz... Mam niezłego absa, więc...czekam kluseczko.
ㅡ Jutro, powiedziałeś. ㅡ Mruknął.
ㅡ Uhm, jutro. ㅡ Pocałowałem go w usta.
Weszliśmy do wanny nie przerywając pocałunków. Posadziłem młodszego na swoje uda ściskając jego pośladki. Za nimi też tęskniłem przez co odruchowo w nie klepnąłem co wywołało jęk chłopaka.
Oderwaliśmy się od siebie, a blondyn schował twarz w moim zagłębieniu szyi.
ㅡ Nie puszczę cię.
ㅡ Nie przeszkadza mi to. ㅡ Zaśmiałem się. ㅡ Mogę tak cały czas, Jiminnie.
ㅡ Mi równiej. Już zaczynałem wariować bez ciebie. Praktycznie wszędzie cię widziałem. Do kawiarni przychodzi taki chłopak i z trzy razy go pomyliłem z tobą, ale tylko jeden raz rzucając się na niego. ㅡ Uśmiechnął się słodko i niepewnie. ㅡ Był to jakiś zadufany w sobie maminsynek z hajsem, więc chciał zgłosić mnie na policję za napaść, ale ubłagałem go i tego nie zrobił.
ㅡ Moja księżniczka, dobrze, że go nie pobiłeś.
ㅡ Chciałem to zrobić, ale przyszedł szef i nici z tego. ㅡ Wydął dolną wargę. ㅡ No cóż, może założę kominiarkę i go naprawdę napadnę.
Zaśmiałem się głaszcząc go po głowie.
ㅡ Coś jeszcze się wydarzyło? Uwielbiam, kiedy mówisz.
ㅡ Kiedy indziej, okay?
ㅡ Obiecujesz? ㅡSpytałem wystawiając mały palec u ręki, który po chwili młodszy splótł z tym swoim.
ㅡ Obiecuje. ㅡ Uśmiechnął się, a po chwili zaczął ziewać.
ㅡ Powinniśmy już iść spać, kochanie. Musisz wstać wcześnie.
ㅡ Ale ja nie chcę. ㅡ Oburzył się. ㅡ Zostaję... ㅡ Zszedł z moich nóg idąc na drugi koniec wanny. ㅡ A ty ze mną. ㅡ Pociągnął moją osobę, tak że wylądowałem na nim mając blisko jego twarz. Zagryzł wargę, gdy przypadkowo otarłem się o jego przyjaciela.
ㅡ Coś sugerujesz? ㅡ Zapytałem opierając ręce po obu stronach jego głowy.
ㅡ Nic. ㅡ Bronił się łapiąc mnie za biodra i przyciskając do siebie. ㅡ Ah.. ㅡ Jęknął cicho.
ㅡ Ugh... Mam ochotę wejść w ciebie od razu, ale dawno tego nie robiliśmy i będzie bardzo bolało. ㅡ Rzekłem. ㅡ Chuj z tym. ㅡ Warknąłem wychodząc z wanny przy okazji zabierając młodszego na ręce. Wytarłem nas do sucha prowadząc nas do sypialni. ㅡ Gdzie masz telefon?
ㅡ Po co ci?
ㅡ Napiszę do twojego szefa. ㅡ Oznajmiłem, a blondyn wskazał dłonią na półkę. Sięgnąłem go odblokowując wiedząc jakie jest hasło, jakby inaczej moja data urodzin. Wszedłem w wiadomości klikając w okienko. Wysłałem mu krótką wiadomość z małym kłamstwem. Jutro może odczyta. ㅡ Gotowe. ㅡ Uśmiechnąłem się kładąc urządzenie na swoje miejsce. ㅡ Masz lubrykant? ㅡ Zapytałem przyciągając go do siebie zwisając nad nim.
ㅡ Czekał na ciebie całe trzy miesiące. Truskawkowy. Pomyślałem, że nam się przyda. ㅡ Zarumienił się wyjmując z szuflady owy żel.
ㅡ Ale... Co to jest? ㅡ Spytałem łapiąc za tubkę. ㅡ Ty chyba sobie żartujesz.
ㅡ Coś nie tak?
ㅡ Mówiłem, że zawsze masz kupywać pół litra, a nie tylko sto pięćdziesiąt mililitrów.
ㅡ Skończyły się. Tylko takie były, a później nie miałem czasu by iść jeszcze raz.
ㅡ To mogłeś kupić trzy takie, ale no dobrze. ㅡ Westchnąłem. ㅡ Oby to nam starczyło, bo nie będę cię oszczędzać. ㅡ Odparłem uwodzicielsko wpijając mu się w usta.
****************
03.05.20
Już niedziela, czyli nowy rozdział.
Komu się podoba?
Jak mi się nie chce poprawiać okładki. Muszę znaleźć czas i chęć haha
Miłej nocy i miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top