Rozdział 25
Z kuchni przenieśliśmy się do sypialni, gdzie dokończyliśmy naszą zabawę. Ostrożnie i powoli położyłem młodszego na łóżku zwisając nad nim będąc już całkowicie nagi.
Wpiłem się w usta chłopaka błądząc dłońmi po jego ciele zachaczając o dwa punkciki.
ㅡ Jimin, boję się, że coś ci się stanie. Może poczekajmy jeszcze trochę.
ㅡ Kookie, nic mi nie będzie. ㅡ Położył dłoń na moim policzku.
ㅡ A jeśli się uderzysz? Zacznie cię boleć rana...
ㅡ Jungkook, spokojnie. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Nie martw się, króliczku, a wracaj do pracy. Może daruj już te czułości, hm? Przejdź do rzeczy. ㅡ Odwrócił się na brzuchu wypijając się w moją stronę dotykając mojego członka. Zagryzłem wargę zaciskając dłonie na jego pośladkach.
ㅡ Obiecuję, że będę delikatny, skarbie. ㅡ Szepnąłem sunąc dłonią po jego plecach. ㅡ Gdzie lubrykant? ㅡ Spytałem, kiedy nie znalazłem tubki w szufladzie.
ㅡ Powinien tam być. ㅡ Podniósł się na rękach.
ㅡ Nie ma. ㅡ Wstałem z łóżka przeszukując bardziej szafę. ㅡ Skończyło się?
ㅡ Może na dole został?
ㅡ Dobra, nie ma czasu. Poradzimy sobie bez tego. Jutro kupię.
Wróciliśmy na materac. Naśliniłem swoje palce, następnie wkładając od razu dwa w niego. Jęknął przeciągle oraz syknął.
Po kilku minutach dodałem ostatni delikatnie go rozciągając.
ㅡ C-chyba już. ㅡ Westchnął przewracając się na plecy. Zawisłem nad nim opierając dłonie po obu stronach jego głowy.
ㅡ Gotowy?
ㅡ Jak zawsze. ㅡ Powiedział zagryzając wargę. Zarzucił ręce za mój kark przyciągając do siebie. ㅡ Zaczynaj.
Uśmiechnąłem się całując go w usta powoli wchodząc w niego.
Odsunąłem się odrobinę widząc łzy na jego policzkach, które od razu scałowałem w wchodząc w niego do końca szybkim ruchem, czym spowodowałem krzyk młodszego.
ㅡ Ćśś, kochanie.. ㅡ Szepnąłem sunąc nosem po jego szyi aż do ucha. ㅡ Oszczędzaj gardło. ㅡ Dodałem zagryzając jego małżowinę, a potem polizałem ją.
Dłońmi złapałem go pod kolanami bardziej rozszerzając jego nogi, następnie głaszcząc delikatnie jego nagą mleczną skórę.
ㅡ Kookie, już. ㅡ Powiedział ściszonym głosem kładąc dłonie na moją klatkę piersiową jeżdżąc po niej.
Zrobiłem pierwsze pchnięcie wzdychając wprost do ucha męża.
Za drugim razem trafiłem idealnie w prostatę chłopaka przez co jęknął głośno przytulając mnie.
Stopniowo przyspieszałem ruchy miednicą, robiąc je coraz szybsze oraz głębsze.
Jęki młodszego stawiały się coraz głośniejsze.
ㅡ Oh tak! ㅡ Krzyknął kładąc dłonie na moich pośladkach.
ㅡ Ya. Wyjmij ten palec. ㅡ Wtrzymałem pchnięcia patrząc na niego z góry.
Zaśmiał się, lecz nie posłuchał dodając drugi. Syknąłem.
ㅡ Jimin. ㅡ Warknąłem.
ㅡ Oj no już. Nie złość się. Teraz chociaż wiesz... Co ja czuję. ㅡ Dodał trzeci.
Bolało. Już rozumiem, ale pozwolę mu dominować. Nigdy.
ㅡ Dobra, wyjmij już je.
Sięgnąłem ręką chcąc zabrać tą jego, lecz mi na to nie pozwolił trzymając wolną dłonią tą moją.
ㅡ Jimin. ㅡ Fuknąłem. ㅡ Przestań! ㅡ Krzyknąłem zdenerwowany i siłą się odsunąłem. Wstałem z łóżka czując lekki dyskomfort. ㅡ Nigdy, przenigdy mi tak nie rób. Koniec naszej zabawy. ㅡ Powiedziałem wkurzony idąc do łazienki.
ㅡ Kook, poczekaj! ㅡ Zawołał idąc za mną. ㅡ Przepraszam. ㅡ Złapał mój nadgarstek, lecz wyrwałem się zamykając za sobą drzwi.
Z pomieszczenia wyszedłem z białym ręcznikiem na biodrach po gorącym prysznicu. Wszedłem do sypialni nie zastając tam młodszego.
Ubrałem się, po czym zszedłem na parter znajdując go w salonie na rozłożonej kanapie. Chyba nie myśli, że będzie tu spał.
Podszedłem bliżej kucając przed nim widząc, że wcale nie śpi.
ㅡ Kochanie nie płacz. ㅡ Szepnąłem ścierając jego łzy.
ㅡ Idź spać. ㅡ Załkał odwracając się do mnie plecami.
ㅡ Jimin, nie obwiniaj się. Wierzę, że nie chciałeś. Chodź ze mną na górę, proszę.
ㅡ Przepraszam cię za to. Chciałem się tylko podroczyć. Nie wiedziałem, że...
ㅡ Jestem na górze od kilku lat, Jimin i to tylko z tobą. Lecz nie zamierzam być nigdy na dole. To zapamiętaj, skarbie. A teraz chodź do sypialni.
ㅡ Chcę spać sam. ㅡ Powiedział zakrywając się kocem.
ㅡ Nie pozwolę. ㅡ Rzekłem kładąc się obok niego i przytulając od tyłu. Położyłem dłoń na jego talii sunąc niżej.
ㅡ Przestań. Nie mam już ochoty. ㅡ Rzekł strzepując moją rękę odsuwając się. ㅡ Naprawdę przepraszam.
ㅡ Chimmy... ㅡ Odwróciłem go w swoją stronę przytulając. ㅡ Już dosyć. Teraz wiesz by tego nie robić drugi raz. Zaśpiewać ci coś?
Skinął ledwo widocznie głową. Uśmiechnąłem się lekko zaczynając nucić melodie, a po kilku chwilach wypowiedziałem pierwsze słowa.
***
ㅡ Szykuj się. ㅡ Powiedziałem zawiązując krawat.
ㅡ Gdzie?
ㅡ Mam dzisiaj wolne. Idziemy do adwokata. Ruchy ruchy. Musimy być tam za dwadzieścia minut.
Młodszy wstał z łóżka podchodząc do szafy. Wybrał jakieś ubrania, następnie je zakładając. Uśmiechnąłem się widząc w moją stronę wypięte dwie idealne brzoskwinki. Podszedłem do niego klepiąc w jeden pośladek.
ㅡ Guk!
ㅡ Też cię kocham. ㅡ Cmoknąłem go w policzek.
Po kilku minutach, gdy każdy z nas był już gotowy, wyszliśmy jadąc do you kancelari. Tego adwokata polecił mi Namjoon. Twierdzi, że jest najlepszy.
*
ㅡ Teraz tylko czekać na proces. Ten stary gnój jeszcze ci odda pieniądze. ㅡ Powiedziałem, kiedy wyszliśmy z biura adwokata.
ㅡ Tak na szczęście.
ㅡ Idziemy na obiad? Wołowina?
ㅡ Dawno nie jadłem. ㅡ Zaśmiał się opierając głowę na mym ramieniu.
Uśmiechnąłem się obejmując go w pasie kierując się w stronę wyjścia z kancelarii.
ㅡ Będziesz miał okazję. ㅡ Powiedziałem całując go w czubek głowy.
ㅡ Sarang będzie grzeczny na tak długo?
ㅡ Zobaczymy jak wrócimy do domu. Schowałem najcenniejsze dla nas rzeczy. Tylko, że jak znowu pogryzie kanapę to nie ręczne za siebie.
ㅡ Kupimy nową. ㅡ Rzekł żartobliwie.
ㅡ O nie. Nie ma mowy.
ㅡ To może zaadoptujmy jakąś suczkę. Będą szczeniaczki. ㅡ Pisnął radośnie.
ㅡ Co? Żartujesz teraz. Nie zgadzam się.
ㅡ No Guk~~~
ㅡ Jimin.
ㅡ Kookie.
ㅡ Kiedy indziej. Nie chcę na razie nowego psa. Może już trochę minęło czas odkąd nie ma Bomul, ale.. To nadal za wcześnie, skarbie.
ㅡ No dobrze. ㅡ Westchnął. ㅡ O wejdźmy tam! ㅡ Wskazał palcem na jedną restauracje. Nie wyglądała na drogą.
Zgodziłem się, więc weszliśmy do środka zamawiając to co najlepsze. Chciałbym, żeby mój mąż dobrze się najadł, bo jeszcze trochę, a będzie widać mu same kości.
Przez cały pobyt tu, gdzie jedliśmy przepyszny obiad bawiliśmy się cudownie. Praktycznie cały czas się śmialiśmy. Chciałbym, żeby takich momentów było więcej.
ㅡ Jak Sohee?
ㅡ Chyba dobrze, ale nadal nie może się pogodzić z ciążą z tym łajdakiem. Już by się cieszyła, gdyby była w ciąży ze mną.
ㅡ Ya. ㅡ Rzucił we mnie serwetką. ㅡ A może to twoje dziecko, co?
ㅡ Nawet z nią nie spałem, skarbie. Zresztą ja i rola ojca. Błagam...
ㅡ Na pewno byłbyś wspaniałym tatą.
Ugh... Jestem pełny. Patrz jaki dostałem przez to brzuch.
ㅡ Chłopiec? Dziewczynka?
ㅡ Wołowina. ㅡ Pokazał mi język.
Zaśmiałem się spojrzawszy na wejście, gdzie przyszli nowi klienci.
Była to para. Kobieta, która poszła do stolika oraz mężczyzna, który dzwonił przez telefon, lecz swoją drogą nawet był przystojny
ㅡ Na co patrzysz? ㅡ Spytał również się odwracając. ㅡ Na tego faceta?
ㅡ Nie. Na kasjerkę.
ㅡ Akurat. ㅡ Mruknął. ㅡ Patrzysz na niego, bo co? Bo jest przystojniejszy?
Że ma włosy?
ㅡ Jimin, nie prawda. To ty jesteś moim mężem. Nie musisz być zazdrosny.
ㅡ Wcale nie jestem.
ㅡ Jesteś.
ㅡ Nie prawda.
ㅡ Daj mi buzi.
ㅡ Idź sobie do tamtego garbatego ciula. Ja idę do łazienki.
ㅡ Jesteś zazdrosny. ㅡ Zaśmiałem się za co młodszy pokazał mi środkowy palec idąc do wspomnianego wyżej pomieszczenia. ㅡ Mój kochany Mochi.
*******************
05.06.20
Wow już piątek.
Szybko zleciało. Podoba się? (to już przechodzi w rutynę)
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top