Rozdział 1
Kolejny strzał, kolejny wybuch..
Tak toczyła się wojna pomiędzy dwoma państwami, a nasze wojsko tylko pomagało Ameryce zwyciężyć.
ㅡ Jungkook! Łap karabin i mnie osłaniaj! ㅡ Krzyknął kolega machając dłonią oraz chowając się za murem z worków, w których był piasek, aby uchronić się przed pociskami wrogów.
Skinąłem głową zaciskając mocniej pasek od hełmu biorąc w dłoń broń.
Wyszliśmy z ukrycia próbując przedostać się na drugą stronę, gdzie było nasze wojsko.
Pociski leciały jak deszcz meteorytów, a także granaty byle nas tylko zabić.
Nawet nie zauważyłem, kiedy zostałem postrzelony w nogę. Upadłem zaciskając szczękę, lecz nie poddawałem się. Strzelałem w stronę wrogów chcąc pomóc przyjacielowi dostać się do bazy.
ㅡ Jungkook, chodź...! ㅡ Krzyknął.
ㅡ Idź beze mnie! Osłaniam cię!
ㅡ Przestań! Albo razem, albo wcale!
ㅡ Idź stąd! ㅡ Powiedziałem, a już po chwili dostałem w klatkę piersiową.
ㅡ Jungkook!!
Spojrzałem w dal widząc żołnierzy ukrytych za kamuflażem, którzy celowali właśnie we mnie.
Ostatni raz uraczyłem swojego towarzysza wzrokiem, który zdążył się schronić. Posłałem mu uśmiech, a potem w mojej głowie pojawił się obraz Jimina, lecz tak szybko znikł jak szybko dostałem strzał w głowę.
Obudziłem się zalany potem.
Znowu ten sam sen i zawszę ginę na końcu. Co może to oznaczać?
Złapałem się za serce, a po moim policzku spływały łzy, lecz szybko je starłem wstając z łóżka wiedząc, że za parę minut będzie pobudka.
Ubrałem swój wojskowy mundur i po cichu wyszedłem do łazienki.
Stojąc pod prysznicem rozmyślałem o wszystkim, a także odliczałem dni aż wrócę do domu. To jeszcze pół roku...
Musze wytrzymać.
Zabrałem szybki, zimny prysznic, bo ciepłej tu nie było. Ubrałem się, a słysząc trąbkę pobiegłem do koszar.
Zdążyłem idealnie na poranny marsz.
Szczerze mówiąc mam dosyć już tego wojska.
Przez te półtora roku miałem tylko trzy przepustki tylko na kilka godzin. To za mało by nacieszyć się Jiminem, zdecydowanie za mało...
Chim przed moim wstąpieniem do wojska znalazł pracę, w małej kawiarni, która o dziwo dobrze płaciła. Chociaż ma jakieś zajęcie niż by miał tęsknić codziennie.
Jimin POV.
ㅡ Coś jeszcze dla Pana? ㅡ Spytałem podając mężczyznie jego kawę.
Odmówił, dlatego mogłem bez problemu obsłużyć innych klientów.
Westchnąłem ciężko odkładając tace na blat.
ㅡ Wszystko w porządku, Jimin? ㅡ Usłyszałem zmartwiony głos swojego kolegi z pracy.
ㅡ Wszystko dobrze, Josh.
Josh nie był Koreańczykiem, a Amerykaninem. Dużo mi opowiadał o Stanach Zjednoczonych, ponieważ zanim trafił do Korei zwiedzał kontynent. Był fajnym oraz miłym chłopakiem. Dało się z nim porozmawiać, a także nie podrywał mnie.
ㅡ Na pewno? ㅡ Dopytał kładąc dłoń na mym ramieniu. ㅡ Może idź-...
ㅡ Jest dobrze. Po prostu... Nie ważne.
ㅡ Możesz mi powiedzieć. Chodź, dopóki jest tylko jedna osoba. ㅡ Rzekł ciągnąc mnie na zaplecze. ㅡ Mów. ㅡ Rozkazał krzyżując ręce na piersi.
ㅡ No, bo.... Tęsknię za mężem i...
ㅡ Masz męża?! I mi nie powiedziałeś przez ten długi czas?
ㅡ Przepraszam, ale on jest teraz w wojsku i po prostu tęsknię. ㅡ Spuściłem głowę czując w oczach łzy.
ㅡ Kiedy wraca?
ㅡ Za pół roku... ㅡ Szepnąłem pociągając nosem.
ㅡ Jiminnie, nie płacz. ㅡ Powiedział przytulając mnie. ㅡ Dasz radę.
ㅡ Dobra już... W pracy jesteśmy. Chodźmy. ㅡ Wytarłem oczy wychodząc z zaplecza.
Jungkook POV.
Upadłem robiąc setną pompę za karę. Nienawidzę wojska... To słowo bręczyło w mojej głowie jak jakiś wiersz.
ㅡ Żeby mi to było ostatni raz Jeon. ㅡ Warknął przełożony kucając przede mną. ㅡ Wiedziałem, że od początku będziesz słaby. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ I tak przegrałeś tą bójkę. Czy to się powtórzy?!
ㅡ Nie, sir! ㅡ Krzyknąłem patrząc w ziemię.
Mężczyzna prychnął odchodząc ode mnie, dlatego wstałem otrzepując się z piasku. ㅡ Jebany stary prychu. Już dawno powinieneś być na emeryturze. ㅡ Mruczałem do siebie.
Tak. Wdałem się w bójkę z jednym chłopakiem, ale to tylko dlatego, że podłożył mi swoją nogę i się wywaliłem na pysk.
Musiał oberwać.
Przetarłem wierzchiem dłoni zaschniętą krew w kąciku ust. Jeszcze tak cztery miesiące temu były całowane przez Jimina. Ah... Brakuje mi go i to cholernie.
ㅡ Aigoo.... Chimmy... ㅡ Spojrzałem w niebo. ㅡ Mam nadzieję, że jest z tobą wszystko w porządku, skarbie. ㅡ Szeptałem do siebie. Dotknąłem białej bransoletki, którą mi podarował. W ten sposób chciał, abym o nim myślał.
Kochany. On ode mnie ma naszyjnik.
Ale czy błyskotki coś dadzą?
To nie zastąpi mi mojej kluseczki.
Westchnąłem biegnąc do kwatery, aby porozmawiać z Hobim oraz z Tae, ponieważ oni szli razem ze mną do wojska, za to, że jesteśmy w tym samym wieku. Tylko Tae przyszedł trochę później.
Jimin POV.
Jeszcze trzy miesiące i Kook będzie ze mną. Tylko trzy długie miechy!
Spokojnie Jimin nie krzycz w myślach.
Miałem dzisiaj wolne, więc siedziałem razem z Sarang oraz z Bomul w salonie z butelką piwa w dłoni. Nie chciałem się upijać, ale taką miałem ochotę.
Mój spokój przerwał dzwonek do drzwi, a po chwili do środka wszedł Jin, a tuż za nim kroczył Namjoon.
ㅡ Jiminnie! ㅡ Krzyknął wskakując na moją osobę.
ㅡ Jin, ogarnij się. Organy mi dusisz. ㅡ Fuknąłem odpychając go na bok. ㅡ Co jest, hm? Nigdy taki nie byłeś.
ㅡ Martwiłem się o ciebie, bo nie odbierasz ode mnie telefonu!
ㅡ Rozładował się, a ładowarka jest w sypialni, ale nie za bardzo chce mi się po nią iść.
ㅡ Wiesz jak się bałem?! ㅡ Krzyknął uderzając mnie w głowę.
Syknąłem łapiąc za obolałe miejsce.
ㅡ Daj spokój. Co chcecie?
ㅡ Pojedziesz z nami do rodziców Jina. Nie będziesz siedział ciągle w domu. ㅡ Mruknął Nam.
ㅡ Nigdzie nie jadę. Zostaje w domu.
ㅡ Jimin, przestań. To źle na ciebie wpływa.
ㅡ Nie prawda. ㅡ Powiedziałem posyłając mu morderczy wzrok. ㅡ Nie zmusicie mnie. Zostaję i koniec.
ㅡ Słuchaj, to że nie ma Kooka nie znaczy, że nie możesz korzystać z życia.
ㅡ Dlaczego mówisz o nim tak jakby on... ㅡ Spojrzałem wystraszony na mężczyznę. ㅡ Namjoon czy Jungkook...
ㅡ Co ty pierdolisz? Oczywiście, że nie.
Chyba.. ㅡ Szepnął do siebie.
ㅡ Co?! ㅡ Krzyknąłem ze łzami w oczach.
ㅡ Namjoon, dosyć. ㅡ Rzekł drugi mężczyzna. ㅡ Jimin, Kook żyje. Nie martw się. ㅡ Położył dłoń na mym ramieniu i uśmiechając się lekko. ㅡ Nie słuchaj go, bo nie wie co mówi.. Jungkook by cię nie opuścił.
Weź głęboki wdech i uspokój się.
Zrobiłem tak jak prosił starszy, co pomogło po kilku minutach.
ㅡ Dobrze, nie będziemy cię zmuszać. Zostań w domu i odpocznij, okay?
ㅡ Dziękuję, Jin. ㅡ Odparłem przykrywając się kocem, który leżał obok.
ㅡ My już pójdziemy, a ty dostaniesz wpierdol. ㅡ Warknął do Namjoona, a potem opuścili dom.
Rozpłakałem się mając w głowie najczarniejsze scenariusze.
*************
Hejka w drugiej części ILMB oraz w 1 rozdziale.
Okładka była na szybko więc jak będę mieć czas zmienię.
Podoba się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top